Stara fabryka puszkowanej zupy pomidorowej zyskała nowe życie, kiedy para młodych ludzi zainwestowała wszystkie swoje oszczędności w wykupienie i odnowienie wnętrza. Z pustej, nudnej przestrzeni wykreowali oni największą w dzielnicy Karafurana Chiku dyskotekownię. Wystrój wnętrza może nie prezentuje się elegancki, jednak to tłumy ściągające tu w każdy weekend w celu zabawy sprawiły, że da się tu poczuć jak w domu – każdy dodał coś od siebie, dzięki czemu powstał wielki, artystyczny projekt pod nazwą Collision Space. Wysokie sufity i otwarta przestrzeń byłej hali fabrycznej sprawiają, że nagłośnienie daje tu niesamowity efekt wielokrotnie powtórzonego echa, charakterystyczny już dla klubu, który szybko zaskarbił sobie sympatię tłumów.
Raz w tygodniu odbywają się tu również koncerty, podczas których można oglądać gwiazdę wieczoru z loży VIP-owskiej na balkonie ponad sceną. Dla klientów, którzy sypną trochę kasą czekają również stosy jedzenia w stylu fast-food oraz proste, acz bogate w alkohol drinki.
W wyniku długiej stagnacji jednego z graczy wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Nie przychodziła tu zbyt często, nie do końca czując klimat Collisiona; znacznie bardziej przemawiał do niej taki Ghost czy Lizzy's w których bywała dość często, ale tutaj... Po jakimkolwiek kątem nie patrzyła na to miejsce, wydawało jej się dziwne, jakby pulsujące energią, która niekoniecznie chciała Black w środku. Wiedziała doskonale co to oznacza i wiedziała jeszcze lepiej, że powinna wyjść w momencie w którym tylko przeczucie poruszyło instynktem. Tym razem postanowiła jednak uparcie tkwić w miejscu i choć doskonale zdawała sobie sprawę jak głupio postępowała, to nie zamierzała niczego z tym robić.
To był zły dzień nie tylko pod względem wyboru klubu; obie ręce noszące ślady kontraktów pulsowały żywym ogniem, jakoby płomienie lizały każdy centymetr żył do środka. Może to samo w sobie nie byłoby takie złe, gdyby nie wykraczająca poza normę skala migreny — dziewczyna była wręcz pewna, że dudnienie które słyszała w uszach było wytworem skaczącego w piersi serca i łomotania wewnątrz czaszki, a nie podkręconych na maksa głośników i bijącej z nich muzyki.
Westchnęła bezgłośnie, zakładając zbłąkany kosmyk rudych włosów za uchu. Siedziała sama od dłuższego czasu, już w pierwszych chwilach 'zabawy' nudząc się każdym towarzystwem które postanowiło do niej podejść, czy to kobietami czy mężczyznami. Odsyłała każdego z kwitkiem, tego dnia nie odnajdując w sobie siły ani nawet chęci na socjalizację czy ucieranie komukolwiek nosa zadziornym uśmiechem i przepełnionym gracją ruchem bioder. Dopiła ukochane negroni jednym łykiem, uśmiechając się pod nosem, gdy tylko złoty trunek spłynął w dół przełyku — chociaż on w niczym się nie zmienił, wciąż smakował tak samo dobrze.
— Hej mała, wpadłaś mi w oko — usłyszała nagle, wyczuwając za sobą czyjąś obecność jeszcze nim zrobiła więcej niż dwa kroki od stolika. — Widziałem jak spławiałaś frajerów, ale teraz przyszedł prawdziwy mężczyzna, może zatańczymy? — Co do chuja, pomyślała sobie wówczas, niemal wywracając oczami na ten marny tekst. Sama często nimi rzucała, choć głównie dla zabawy i śmiechu; każdy był cheesy i trochę głupiutki, ale nawet one nie okazały się aż tak żenujące jak słowa, które właśnie wypowiedziano w jej kierunku. Wykrzywiła więc usta w przepraszającym uśmiechu i uniosła obie ręce ku górze.
— My apologies I don't speak gibberish — doparła, płynnie przeskakując na ojczysty język, celowo używając do tego nieco szybszego i bardziej zaakcentowanego tonu głosu, coby nieznajomy z pewnością nie zrozumiał co mówił. I tak by tego nie rozszyfrował, nikt w tym cholernym kraju nie mówił po angielsku. Może poza Ye Lianem, ale on też nie był ojczystym japończykiem, więc w sumie nie zaliczał się do statystyk. Dostrzegła zresztą zdezorientowanie z jakim spojrzał na nią nieznajomy mężczyzna. Zgadła. Nie miał pojęcia o czym mówił.
Podkreślił to zresztą chwilę później bardzo niezadowoloną miną.
— Słuchaj no, nie pogrywaj sobie ze mną.... — ostrzegł. Trafił na zły dzień, bo gdy się nie marszczył z irytacji, to nawet nie wyglądał aż tak źle. Może nawet by z nim zatańczyła gdyby zamiast pierdolenia głupot tylko się uśmiechał. Wyciągał już ku niej rękę, gdy zmrużyła znacznie ślepia; neon przemykających nad ich głowami lamp podkreślił jaskrawy koloryt jednego z jej oczu. Mężczyzn musiał wyczuć zmianę nie tylko gęstości otoczenia ale i temperatury, bo czoło spotniało mu niespodziewanie z niewyjaśnionego stresu.
— Don't make me drop a house on you — rzuciła jeszcze tylko na odchodnym, wymijając go bez kolejnych zbędnych komentarzy. W czasie gdy on zbierał się w sobie, Black zdążyła już wyjść na zewnątrz i odpalić papierosa; szary kłąb dymu uniósł się w chłodne, nocne powietrze. Zajęta używką nie zwróciła uwagi na dyszącego z wściekłości faceta, który przepychał się rękoma między ludźmi. Wyraźnie kogoś szukał.
Gdyby skupiła się na ludziach a nie papierosie, to być może by zauważyła, że to jej tak zajadle szukał. Chyba źle znosił odmowę.
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
|
|