Stara fabryka puszkowanej zupy pomidorowej zyskała nowe życie, kiedy para młodych ludzi zainwestowała wszystkie swoje oszczędności w wykupienie i odnowienie wnętrza. Z pustej, nudnej przestrzeni wykreowali oni największą w dzielnicy Karafurana Chiku dyskotekownię. Wystrój wnętrza może nie prezentuje się elegancki, jednak to tłumy ściągające tu w każdy weekend w celu zabawy sprawiły, że da się tu poczuć jak w domu – każdy dodał coś od siebie, dzięki czemu powstał wielki, artystyczny projekt pod nazwą Collision Space. Wysokie sufity i otwarta przestrzeń byłej hali fabrycznej sprawiają, że nagłośnienie daje tu niesamowity efekt wielokrotnie powtórzonego echa, charakterystyczny już dla klubu, który szybko zaskarbił sobie sympatię tłumów.
Raz w tygodniu odbywają się tu również koncerty, podczas których można oglądać gwiazdę wieczoru z loży VIP-owskiej na balkonie ponad sceną. Dla klientów, którzy sypną trochę kasą czekają również stosy jedzenia w stylu fast-food oraz proste, acz bogate w alkohol drinki.
"Mogłem mieć twojego w ustach, ale nie chciałeś."
Trwał nieruchomo, kiedy pięść sunęła przez twarz. I w takim samym bezruchu przyglądał się knykciom zderzającym się z torsem Hyeona. Stagnacja w oczekiwaniu na prośbę, która nigdy nie padłaby bezpośrednio, bo jedyne, o co potrafił szczeniak poprosić, to o odpierdolenie się; a nawet to formując w jakiś idiotyczny, jego zdaniem przezabawny sposób. Szczekał. Za dużo. Łapiąc się słów, jakby te miały go uchronić, a każdorazowo, cokolwiek wypadało spomiędzy jego warg, zagęszczało jedynie atmosferę do tego stopnia, że człowiek albo tracił język w gębie, bo uderzało go niedowierzanie, jak bardzo można być bezmyślnym — lub konsternacja wypychała z eteru tlen.
Może to właśnie była jego obrona. Ta pierwsza linia frontu. Kolczaste zasieki. Póki miał szczęście, głupie szczęście, wszystko wyglądało dobrze. Wykręcał się. Wił między ludzkimi dłońmi jak śliski wąż. Przemykał pośród kolejnych linijek obcych historii, bawiąc się w heroicznego chojraka; czy naprawdę wierząc w to, że coś zmieni — Hanuela to nie interesowało. Leara też nie. Byleby żył. Jego egzystencja równała się z ICH obecnością wśród żywych, między tym kłębowiskiem ścięgien, żył i buzujących zwierzęcą zapalczywością ciał. Potrzebowali go, tak jak on potrzebował ich, och, ale wciąż żyjąc w zaprzeczeniu, odrzucając tę myśl, odganiając ją, jakby ta była natarczywą, paskudną, tłustą muchą.
Skroń nieznacznie, milimetrem zdawać by się mogło, skłoniła się nad ramieniem, kiedy czerwień spojrzenia trwała bez mrugnięcia na linii płynącego w tęczówkach Yuushina złota. Dałby mu jeszcze kilka sekund, aby przemyślał każde pojedyncze brzmienie, jakie szarpało się wcześniej przez struny głosowe. Powinien pożałować. Nauczyć się. Ale przecież Han wiedział, doskonale zdawał sobie sprawę, że to nic nie da. Pomimo sporadyczności spotkań, energia bijąca od jego, pożalcie się Bogowie, kontraktora, mówiła jedno — krzyczała wręcz pełną piersią w młodzieńczym wigorze — że nic nie jest w stanie go pokonać, póki idzie pod ramię z zuchwałością, a nie rozsądkiem.
Krok wydłużył się; Mae nie przyśpieszył, a jedynie w szerokim stąpnięciu ustawił ciało przy tym szarpiącym się w ciosach. Długie palce zanurzyły się w materiał spoconej koszulki na szerokim barku, wykręcając splot tkaniny w pięść. Beznamiętność spływająca przez twarz zdawała się kostnieć, chociaż na brzegu żuchwy, pnąc się przez ścięgno i żwacze ku szczytowi czaszki, niebezpiecznie drgało zafascynowanie. Ciemna, mroczna energia budziła się na nowo, karmiąc się resztkami adrenaliny, która jeszcze szumiała w uszach, bucząc jak rój rozwścieczonych szerszeni.
Han...; przebija się, powoli, spokojnie, jak czarny dym pożogi, wnosząc się pod sklepienie umysłu. Powinien paść na ziemię i zakryć usta wraz z nosem szeroką dłonią. Zacisnąć oczy, aby smród nie wkradł się w kąciki oczu. Ale nie potrafi. Nie chce.
Nie... Zrobię to sam; w stanowczości myśli gasi syk, odpycha go od siebie, kiedy źrenica rozszerza się gwałtownie, a serce wpompowuje namiętnym uderzeniem, zdawać by się mogło, hektolitry krwi w napinające się ciało. Wie, że głos jeszcze szumi w rozkosznym „popatrzę", nim rozsiądzie się prymarna, utkana z lepkiego mroku początku istnienia światów zjawa, jak przed starym elektryzującym włosy kineskopem, swoje bestialstwo, trucizną, rozkosznym koktajlem podniecenia i tak tłocząc się w żyły ich ciała. Wspólnego naczynia. Gniazda, siedliska jadowitych skolopendr.
— W dwóch na jednego ha?
Szarpie się pod uściskiem, celując spojrzeniem nieznacznie wyżej, spod byka i żył napinających się przy czole. Pięć może sześć centymetrów różnicy. Nieznaczna przepaść. Niewielka. Westchnienie opuszcza nos, a brew tak jak i wcześniej unosi się nieznacznie w górę, marszcząc blade czoło Haneula. Kącik warg drga. Subtelnie. Niezauważalnie wręcz. Czeka na prowokację. Na to jedno słowo. Jeden więcej ruch. Jeden. Gest.
Świst drący przez jedynki słyszy jako pierwszy. Bo ten, który wcześniej rył pięścią w twarzy Yuu, szybki cios kieruje ku jego podbródkowi. I może gdyby nie ten pseudobokserski wymach, to napięcie się, pretensjonalne, zbyt teatralne, Mae może by i się nabił na twardą pięść. Może; bo teraz zaciska palce na nadgarstku, zanim poczuje gorąc lejący się do wnętrza ust i przytłumiony w zaskoczeniu ból. Dolna warga rozrywa się na linii siekaczy, bo czoło mężczyzny w napięciu żylastej szyi zderza się z jego brodą.
Splunięcie na asfalt.
Krótki uśmiech, kiedy wolna dłoń zgarnia posokę na swój wierzch. Nie kieruje jednak ku smudze oczu. Nie może. Wie, że to zbyt niebezpieczne.
Jeszcze nie teraz...; rozpycha się w kościanym więzieniu myśli.
Teraz, Han. Teraz. Teraz. Teraz. Teraz. Han. Teraz..
— Zbieraj się stąd. — Komenda. Cierpka. Ciężka i gęsta jak spływająca przez gardziel jucha. W chrypie głosu, basie, który dobiega z głębi torsu, spod samego serca, spomiędzy splotów trzewi, zastygnięte w lodzie gniewu wejrzenie penetruje obsydian źrenicy Hyeona, kiedy zza pleców już pobrzmiewa śmiech, awanturniczo podniesiony pijacko głos; nie jeden a trzy, może cztery męskie skrzeki. I korpus spod dłoni i ten cholerny nadgarstek też się znów szarpie, bo rozpoznaje w nadchodzących ciałach swoich pierdolonych wybawców. Ale Lear już wyciąga swoje ramiona, niczym paskudna bestia przeciąga się i strzela zastanymi kośćmi, nakładając się drżeniem brutalnej żądzy, sadystyczną manią na świadomość Haneula.
Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.
Bardziej go jednak zastanawiało, czy Han, widząc, co się dzieje, zdecyduje się jakoś zainterweniować albo chociaż odwrócić uwagę jego przeciwnika, żeby mógł się zebrać w sobie i wstać z ziemi. Nie musiał co prawda podejmować żadnych działań, być może byłoby to nawet bardziej wskazane, bo branie udziału w bójce pod dyskoteką zwykle prosiło się o większą burdę, a przecież chyba byłoby lepiej, gdyby nie pchał się w łapy policji krótko po swoim magicznym zmartwychwstaniu. Yuu nie był pewien, czy w tak krótkim czasie zdołał sobie załatwić jakieś papiery na to. Będzie musiał go potem o to zapytać. Na razie jednak utrzymywał nieruchome spojrzenie mężczyzny, próbując wyczytać z twarzy, z drgnięcia chociaż jednego mięśnia, jaką decyzję podejmie. Na próżno, twarz mężczyzny pozostała niewzruszona, niemal wyniośle obojętna, zupełnie jakby chciał mu coś przekazać, jakby Yuu powinien jednak dostrzec jakąś wiadomość w jego oczach… ale nie dostrzegł niczego.
Wyraźna ulga złagodziła napięte rysy twarzy Hyeona już chwilę później, kiedy Mae postanowił jednak podjąć jakieś działanie i wspomóc go w tej nierównej walce, o którą sam się prosił. Pozwoliło to Yuu na zapanowanie nad bólem i uspokojenie oddechu, mógł też rozejrzeć się nieco wokoło i zorientować w otoczeniu. Plusem było to, że miał w zasięgu ręki jakąś butelkę po alkoholu, minusem, że z dyskoteki właśnie wyszła grupka mężczyzn, która widząc ich, od razu ruszyła w tę stronę. Czyżby kumple…? Ich twarze z zaskoczonych niemal natychmiast zmieniły się we wrogie i wściekłe… zły znak. Dwóch na jednego to dobry dla nich bilans, ale czterech na dwóch… powinni się stąd zmywać. I to jak najszybciej.
Yuu podniósł się na nogi, w ręce ściskając butelkę. Krótkie spojrzenie na twarz Hana wystarczyło, żeby utwierdzić go w przekonaniu, że musiał zrobić coś, cokolwiek, co dałoby im przewagę i pozwoliło wycofać się z parkingu bez większych strat na zdrowiu. Pierwsza krew w tym starciu należała więc do Mae… a tak nie powinno być. Yuu poczuł nieprzyjemny uścisk w żołądku, a chwilę później coś ciężkiego opadło na jego klatkę piersiową. Każdy jeden znajomy niedoszłego kochanka Hyeona był postawny, wyraźnie umięśniony, aż zaczął się zastanawiać, czy to ma jakiś wspólny mianownik… czy są grupką koleżków z sąsiedztwa…? Nie, ataki mężczyzny były zbyt szybkie, zbyt dobrze przemyślane, żeby mógł go zaliczyć do napakowanego osiedlowego bezmózga.
Dobra, nie miał czasu do stracenia.
Yuu w jednej chwili wystrzelił gwałtownie do przodu, zamachnął się butelką i bardzo celnie rozbił ja w drobny mak na czubku głowy przeciwnika. Ten, zgodnie z oczekiwaniami, osunął się na ziemię. Kumple, tak jak się spodziewał, rzucili się do biegu.
– ZbieraMY się stąd. Chyba zgłupiałeś, że Cię tu zostawię – wydyszał, łapiąc Hana jedną ręką za nadgarstek, a palce drugiej zaciskając na jego przedramieniu. Zaparł się nogami o ziemię i z całej siły pociągnął Mae do przodu – jeśli nie chciał się zatoczyć, musiał ruszyć za nim. Już chwilę później Hyeon w pełnym biegu podążał wzdłuż budynku, ciągnąc Hana za sobą tylko przez krótki moment, żeby po prostu wiedział, co ma robić. Sprint nie trwał jednak długo, Yuu zdążył jedynie dobiec do końca budynku dyskoteki, bo tam jakaś postać wyskoczyła zza rogu i wymierzyła mu cios pięścią w sam nos. Ból i zaskoczenie na moment sparaliżowały mu ciało, przez co dość miękko wpadł na ścianę, po której szybko osunął się na ziemię. Ostre pieczenie z prawej strony czoła mówiło mu, że właśnie nabawił się bolesnego otarcia o chropowatą jak papier ścierny ścianę i już nie wiedział, czy bardziej boli go ta rana czy pulsujący tępo nos.
– A dokąd to? Spieszycie się gdzieś? Zabawa dopiero się zaczyna…
Kurwa.
To kolejny znajomy tego nieprzytomnego gościa, czy może ktoś, kto lubi podobne rozróby? Ciężko było powiedzieć, a Yuu nie miał teraz czasu zadawać pytania.
Zbieraj się, zbieraj się. Zbierajzbierajzbieraj. Gorączkowe rozkazy do samego siebie pomogły mu odzyskać władzę nad ciałem w ciągu kilku kolejnych sekund. Podniósł się z ziemi, ciężko, z jedną ręką pod nosem i rzucił stojącemu przed nim mężczyźnie gniewne spojrzenie. Krótkie zerknięcie na dłoń przy twarzy pozwoliło mu ocenić, że jest cała mokra od juchy… jego następny krok odbył się niemal na granicy świadomości – Hyeon nie zaatakował mężczyzny w dosłownym tego słowa znaczeniu, nie wyprowadził ciosu pięścią, tylko postanowił zrobić coś, co pozostawi go zaskoczonego na dłużej niż gdyby miał dostać prawym sierpowym: rozsmarował swoją krew na jego twarzy, po czym dźgnął go palcem w kącik oczu.
– Nie zatrzymuj się – wymamrotał do Hana, zupełnie jakby sam właśnie nie spędził trochę czasu na ponownym podniesieniu się z ziemi. Ale jednak wstał. Sam, bez niczyjej pomocy. Czuł, jak krew ścieka mu już po szyi, ale nic nie mógł z tym na razie zrobić, nie miał nawet na sobie swojej kurtki, która została w szatni dyskoteki. Wrócił więc do biegu, na początku trochę chwiejnie, ale z każdym krokiem nabierał większej pewności, aż w końcu rozmył gdzieś w mroku nocy. On pierwszy, Han za nim, a daleko w tyle goniący ich mężczyźni.
@Mae Haneul
Mae Haneul ubóstwia ten post.
03:30
Noc była wyjątkowo ciepła; lepkie, wilgotne powietrze lgnęło do skóry i powodowało na niej iście nieprzyjemny film. Wydawać by się mogło, że tego typu pogoda nie nadejdzie jeszcze przez długi czas i w zasadzie nie powinna, zważywszy na to, że wciąż trwał przecież maj. Wysiadł z auta, manewrując swoim środkiem ciężkości tak, aby jak najmniejszy ucisk nałożyć na protezę ukrytą pod materiałem spodni. Choć po tylu latach zdążył przywyknąć jako tako do swojego… mankamentu, nadal pewne czynności sprawiały mu więcej trudności niż inne, a jedną z takich okazało się właśnie wstawanie. Szczególnie z nisko osadzonego fotelu samochodu. Zanim odszedł, pochylił się jeszcze na chwilę nad drzwiami nowoczesnej maszyny, aby zwrócić się do swojego szofera.
— Kazuhiro — zaczął. Ciemne oczy w moment skupiły swoją uwagę na twarzy Sagi. — Najlepiej będzie, jak tu zostaniesz. — Nie spodziewał się, że Naksu jeszcze długo pobaluje, rozszalałe dziewczę. Mógłby zaproponować, by mężczyzna się przespał w tym czasie, ale ostatecznie nie obchodziło go, co zrobi, dopóki będzie zdolny i od razu gotowy do prowadzenia samochodu w momencie, w którym do niego wrócą. W końcu nie płacił mu takich pieniędzy, by dostać w zamian cokolwiek innego niż najlepszą możliwą usługę — a czekanie na nich także się do niej zaliczało, naturalnie. Kierowca kiwnął głową bez marudzenia, już z pewnością przyzwyczajony do chłodnego obycia Shizuru, więc ten tylko powtórzył jego gest i zamknął za sobą drzwi.
Wyciągnął z kieszeni spodni telefon, by jeszcze raz sprawdzić, czy Naksu nie odpisała. Znał lokal, do którego właśnie go zaciągnęła, więc być może byłby w stanie się w nim dość sprawnie poruszać, ale Collision Space zwyczajnie było ogromne i tym samym mieściło w sobie taki sam ogrom ludzi przeróżnej maści. Przeczesywanie takiego miejsca w poszukiwaniu jednej osoby brzmiało jak największe cierpienie.
13/05/2037 03:37
Cisza. Nie mógł się powstrzymać: wywrócił oczami. Stwierdził też, że nie było już sensu dłużej czekać na wiadomość od dziewczyny, która prawdopodobnie dała pochłonąć się zabawie na tyle, że zapomniała o istnieniu reszty świata tak, jak już się to nieraz zdarzało. Shizuru musiał przyznać, że miał do niej pewną słabość, a to dlatego, iż Naksu była… niegroźna, przynajmniej względem tych spraw rodzinnych, na których mogło mu zależeć. Jej brak zainteresowania w tym aspekcie czynił ją także „bezpieczną” w takim znaczeniu, że Shizuru mógł trochę opuścić przy niej gardę, faktycznie zaczerpnąć odrobinę zabawy, którą ona tak kochała. Jedynym obszarem, w którym mogła poczynić jakieś szkody, było jej własne zdrowie.
Była również niesamowicie łatwa do zmanipulowania. Działała na ogół tak, jak sobie tego życzył. Kuszącym było, by sterować każdym aspektem jej życia, jednak to mogłoby być już podejrzane. I, prawdopodobnie, dość okrutne.
W każdym razie, kawałek czułości, jaką względem niej miał, powodował, że nie dość, iż się zjawił tu na jej życzenie po ciężkim, długim, okropnym dniu, to ponadto był w stanie poświęcić odrobinę swojego spokoju, by faktycznie znaleźć ją w tłumie tańczących, przepoconych ciał i dostarczyć do domu w jednym, choć zapewne trochę potarganym kawałku. Wkrótce wszedł zatem do środka, gdzie muzyka swoimi głośnymi, głębokimi basami od razu zadrżała mu w klatce piersiowej i czaszce. Duchota, podobna do tej, co na zewnątrz, ale jeszcze gorsza, spowodowała, że w momencie podwinął rękawy swojej czarnej, idealnie dopasowanej koszuli do zgięcia łokcia, co… niewiele dało, ale przynajmniej podarowało mu chwilę poczucia chłodu na przedramionach. Za to mentalnie pogratulował sobie za wspaniałomyślne upięcie jasnych włosów w wysoki kucyk, i to jeszcze w domu.
Znając Naksu i jej silną potrzebę bycia w centrum uwagi, znajdowała się teraz dokładnie tam — w samym axis mundi tego miejsca. Miała też, niestety, może jakieś metr sześćdziesiąt wzrostu, co wcale a wcale nie ułatwiało szukania jej w takim tłumie, jednakże nie rozczulając się dłużej nad sobą, wszedł w ocean ludzi, który pod siłą jego, cóż, łokci — bo kto tutaj przejmował się siłą czyjejś osobowości — rozstępował się posłusznie, aż Shizuru nie znalazł się u celu.
Miał rację, jak to często bywało, i wreszcie na środku parkietu dostrzegł wpierw połyskującą się milionami brokatowych drobinek sukienkę, którą łatwo było mu rozpoznać na podstawie zdjęcia zachowanego w pamięci jego mózgu, a następnie włosy koloru truskawkowej gumy balonowej, wirujące wraz z poruszającym się szczupłym ciałem młodej kobiety.
Gdy do niej dotarł w pełni, najpierw położył dłoń na jej ramieniu, aby dać znać o swojej obecności, a następnie złapał ją za dłoń i zbliżył się trochę, by mogła go usłyszeć, jednocześnie ignorując każdą inną, nieistotną osobę, z którą tu przyszła.
— Naksu, chyba o mnie zapomniałaś — powiedział, udając urażoną minę. — Albo znowu zgubiłaś telefon…
Długo z pewnością nie potańczy, czego Naksune również raczej była świadoma, ale był w stanie ofiarować jej te kilka, może kilkadziesiąt minut na parkiecie, specjalnie w jej urodziny.
Amakasu Shey, Raikatsuji Shiimaura, Arihyoshi Hotaru and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.
Ciężar dłoni na ramieniu nie różnił się niczym specjalnym od pary czyichś rąk jeszcze przed chwilą oplatających jej wystające biodra. Chłopak, z którym chyba tańczyła posłał Shizuru zdecydowanie wkurwione spojrzenie, ale szybko dał za wygraną widocznie nie szukając kłopotów przez jakąś randomową dupę w klubie. T e n dotyk dłoni był jednak inny. Stanowczy i pewny siebie, a jednak tak złudnie delikatny. Należał do wprawionego kłamcy, bezwstydnego manipulatora, którego sztuczki dobrze znała, a jednak poddawała się jego woli za każdym razem. Jak gdyby konsekwencje nie istniały. Może robiła to umyślnie, a może decydowała się zwyczajnie ignorować jego prawdziwą naturę, którą tak doszczętnie chował pod iskierką łagodności w niskim, drażniącym głosie. Przyciągał i wabił do siebie. Elektryzował swoją obecnością. Był jadowitą żmiją, a ona wydawała się odporna na jego truciznę. Fakt, że Shizuru perfidnie owijał ją sobie wokół długiego palca niczym nic nie znaczącą zabawkę, bez własnej woli, nigdy jej nie przeszkadzał. W końcu tak naprawę nie zasługiwała na nic innego. Nie znała niczego lepszego, niczego więcej. Przyszedł tak jak sobie tego zażyczyła. Ta krótka chwila, w której robił wedle jej widzimisię była niczym największa nagroda; najdroższy prezent urodzinowy.
Odwróciła się unosząc głowę ku górze, żeby w końcu móc zblokować z nim wielkie, czarne źrenice, które pochłonęły cały orzech obecnie nie istniejących tęczówek. Przypominała pustą laleczkę z idealnym makijażem i pięknie dobranymi cieniami do powiek, które zaledwie podkreślały czarną otchłań dziur spowodowaną białym proszkiem wciągniętym cztery piosenki wcześniej. W końcu chciała wytrzeźwieć chociaż odrobinę, żeby nie słaniać się na nogach. Jej pełne usta wygięły się w zadowolonym uśmiechu, kiedy od razu uniosła dłonie ku górze dosłownie rzucając się w jego ramiona. Kobiece ciało owiane jedynie zwiewną sukienką błyszczącą się milionami srebrnych odłamów przylgnęło szczelnie do twardego, męskiego torsu. Powolnie poruszane w niepasujący rytm kontrastujący z szybką, klubową muzyką. Pomimo wysokich szpilek wciąż była od niego niższa. Stając na palcach specjalnie przytknęła zimne szkło z resztą drinka do jego karku, tym samym przyciągając go do siebie. Jej gorący, urywany zmęczeniem i tańcem, oddech omiótł jego ucho, kiedy jej ciało wibrowało od nuty śmiechu w cichym pytaniu:
- Jaki telefon, Shizuru?
@Saga-Genji Shizuru
Raikatsuji Shiimaura and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.
Jej ciężar miękko opadł na ciało Shizuru; jako że był niewielki, mężczyzna nawet nie drgnął od impetu, jaki spowodował. Objął ją w pasie obiema rękami; pod palcami poczuł w momencie jej rozgrzaną, lekko wilgotną skórę, całą na widoku przez dobór sukienki odkrywającej w zupełności jej plecy. Kołysał się z wolna w rytmie, który im nadała i za który był wdzięczny, bo nie musiał zbytnio nadwyrężać swoich mięśni. Aby zwinnie tańczyć, już w normalnych warunkach należało zaangażować całe swoje ciało, a co dopiero, gdy równowagę miało się zaburzoną przez brak nogi.
Ciarki przebiegły przez jego kręgosłup od karku w dół, gdy krystaliczne zimno szklanki zetknęło się z jego potylicą. Jeśli był jeszcze choć trochę śpiący, gest ten tylko pomógł skutecznie wypędzić z jego umysłu resztki snu. Jego dłonie prawdopodobnie również były chłodne — dopiero co wszedł tutaj z zewnątrz, a choć noc sama w sobie była dość ciepła, nie równało się to z duchotą, jaka panowała w klubie. Shizuru musiał jeszcze emanować zimnem dworu i pachnieć wiosennym wiatrem. I tak też pozostanie, dopóki nie przesiąknie tutejszymi… aromatami.
Jaki telefon, Shizuru?
W trakcie ich uścisku przycisnął usta do jej skroni, a teraz, dzięki rozbawieniu, rozciągnęły się one w lekkim uśmiechu, co Naksu mogła z łatwością wyczuć na swojej skórze. Jednocześnie też wywrócił oczami, bo rzeczywiście spowodowała mu trochę kłopotów, których można było uniknąć, gdyby tylko odpisała.
— Chyba teraz już żaden, w takim razie — odparł tak, by usłyszała go tylko ona, choć przecież nie mówił jej żadnych sekretów. Chciał, by poczuła się wyjątkowa w swoje urodziny, a doskonale wiedział, że z pomocą samej swojej obecności mógł sprawić, by to stało się prawdą. — Mam nadzieję, że zdążyłaś pożegnać się z istotnymi informacjami, jeżeli jakieś na nim były, bo raczej po takiej imprezie już go nie znajdziesz.
Pocałował ją jeszcze przelotnie w skroń, po czym odsunął się na paręnaście centymetrów, żeby złapać ją za dłoń i zawirować dziewczyną w pełnym obrocie. Świadomy jej stanu, nie chciał zwiększać zapewne już męczących ją zawrotów głowy, więc już po pierwszym znów ułożył prawą dłoń w zagłębieniu talii Naksune, lewą nadal ściskając jej drugą rękę, tym samym układając ich ciała do tradycyjnej pozycji, w jakiej tańczy się klasyczne style tańca towarzyskiego. Gdy spojrzał ponownie w jej oczy, uśmiechnął się szarmancko, zupełnie nie przejmując się, że mogą wyglądać teraz w niepasujący do reszty sposób.
— Naksu — mruknął ciepło. Mógł powiedzieć to odrobinę za cicho, ale po ułożeniu warg, jak i wibracjach spowodowanych głosem w miejscach, w których się stykali, musiała domyślić się, że wypowiada dokładnie jej imię. — Wszystkiego najlepszego, mała. Żebyś zawsze dostawała wszystko, czego zapragniesz.
Raikatsuji Shiimaura and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.
Mógł wyczuć jak jej ciało poddawało się jego woli, kiedy odrobinę ją odsunął. Gdyby nie styczność jego dłoni na pewno wylądowałaby na parkiecie. Teraz jednak niczym prawdziwa zabaweczka w jego rękach okręciła się wokół własnej osi mieniąc się tysiącami srebrnych odłamków sukienki w neonowych kolorach dyskotekowych reflektorów. Przymknęła powieki, żeby kompletnie nie stracić równowagi poddając się tej krótkiej chwili zapomnienia. Chyba w tym wszystkim szklanka wypadła jej z rąk tracąc się gdzieś między otaczającym ich tłumem. Jego stanowczy dotyk na rozgrzanej talii ponownie przywrócił jej kontakt z rzeczywistością. Wielkie, czarne źrenice zblokowały się z jego spojrzeniem, chociaż świat za nim rozmazywał się w jedną kolorową plamę wywołaną alkoholem buzującym bezkarnie wraz z jej przyspieszonym tętnem. I w tym momencie wydawało jej się, że świat oprócz nich nie istniał. Jak gdyby cała reszta zlanych ze sobą tańczących wokół nich ludzkich ciał, napierających z każdej możliwej strony, nie istniała. Byli we dwójkę po środku morza niczego, a Naksu nie oderwała od niego wzroku ani na sekundę. Nie przejmowała się, że wyglądali za pewnie komicznie. Ktoś może cyknął im nawet fotkę i pewnie jutrzejszego poranka będą mogli oglądać się na klubowym portalu społecznościowym. Flesz zlał się z miotającym światłem kuli dyskotekowej zawieszonej wysoko nad ich głowami. Nic tak naprawdę nie miało znaczenia.
Przywołana swoim imieniem odwzajemniła ten uśmiech, który zawsze jej serwował, żeby ją udobruchać. Kiedy koniecznie chciał coś osiągnąć, albo próbował przymusić ją pod swoją nieugiętą wolę. Uśmiech i stanowczy dotyk szorstkiej, dużej dłoni na wciętej talii. Zgadzała się za każdym razem. Nie ona jedna zresztą. Wielokrotnie była świadkiem, jak działał na przeróżne kobiece przedstawicielki, ale nie tylko na nie. Fascynowało ją jak łatwo wywoływał na innych wymarzone działania, z pewną gracją owijając ich sobie wokół palca. Nie była o niego zazdrosna, w końcu nie miała prawa być. Zwyczajnie delektowała się tymi krótkimi momentami, w których poświęcał jej całą, pełną i nieprzerwaną uwagę. Ten oto krótki moment otulony dymem papierosowym i ludzkim potem, był jednym z nich. Jak zwykle zresztą nie umiała się powstrzymać i słysząc jego życzenia urodzinowe uniosła lekko brew ku górze. Przekręciła głowę na bok, jak gdyby się nad czymś zastanawiała.
- Wszystkiego, czego zapragnę? - Powtórzyła, a jej pełne źrenice powędrowały w dół, żeby perfidnie zjechać na zarys jego ust. Tam zatrzymały się na chwilę zbyt długą, żeby przeszła niezauważona, po czym ponownie wróciły ku górze odszukując jego spojrzenia. Naksu specjalnie przygryzła dolną wargę rozciągając ją w zadowolonym z siebie uśmiechu. - W takim razie zabierz mnie stąd - dodała z premedytacją drapiąc długimi pomalowanymi na czarno paznokciami po wrażliwej skórze jego karku.
@Saga-Genji Shizuru
Ye Lian, Raikatsuji Shiimaura and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.
Cóż, Naksune zdawała się mieć odmienne zdanie na ten temat. Obserwowanie jej było zatem rozrywką samą w sobie, gdy robiła wszystko, by nie stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością. W jakiś sposób można było ją usprawiedliwić — w końcu ta rzeczywistość w jej przypadku nie była jedną z najlepszych. Jej najbliższa rodzina… nie należała do najprzyjemniejszych i często to potwierdzała — właściwie za każdym razem, gdy zwracali się do Shizuru z prośbą, by „doprowadzić ją do porządku”. Albo z zupełnie absurdalnym stwierdzeniem, że „Shizuru, może ty chociaż dasz radę postawić ją do pionu”, jako że ich dość bliska znajomość została wreszcie, rzecz jasna, zauważona. Zawsze przyjmował te słowa z ogromną dozą rozbawienia — nawet jeśli kiedykolwiek by chciał omotać Naksu aż do tego stopnia, z pewnością nie zrobiłby tego dla nich.
Zakołysał nimi przez chwilę, trzymając ją pewnie w swoich ramionach. Bardzo szybko zaczynało robić mu się gorąco od typowej klubowej parności, której nie sposób było uciec na samym środku parkietu.
Wygiął kącik ust ku górze w tej samej chwili, gdy dostrzegł, jak Naksu je obserwuje. Oczywiście, że wybrałaby właśnie to jako swój prezent. Mogła to jednak bardziej przemyśleć — jako że ćpała, nie zrobiłby z nią nic, nawet jeśli by o to błagała.
W takim razie zabierz mnie stąd.
— Jak sobie życzysz — odparł, wydając z siebie niski pomruk, gdy jej wymodelowane paznokcie naruszyły jego skórę i przebiegły go ciarki wzdłuż kręgosłupa. Co prawda ścisnął jej dłoń w wyrazie reprymendy, ale nie było w tym geście wystarczająco dużo stanowczości, by musiała przyjmować go na poważnie — to jest, o ile w ogóle go zauważyła. — Chociaż jestem zdziwiony, że już chcesz wracać. Nie chciałaś tańczyć do rana?
Delikatnie pokierował nimi w bok, by oddalić się od głównego ścisku — i od zbitej szklanki. Czuł na sobie czyjś wzrok, być może znajomych Naksu, z którymi tu przyszła, lecz postanowił nie przejmować się nimi za bardzo. Przypuszczał, że byli w podobnym stanie, co ona, a więc nie było sensu; nie żeby jakkolwiek go obchodzili, tak czy siak. Mimo wszystkim jedynym powodem, dla którego tu przybył, była Naksune.
Gdy wreszcie znaleźli się na uboczu, spojrzał na nią ponownie, nadal z ramieniem wokół jej talii, nawet po tym, jak przestali tańczyć. Wolną dłonią przeczesał jej różowe, splątane włosy, odgarniając je nieco z jej twarzy.
— Hmm? Na pewno chcesz do domu?
Ye Lian, Raikatsuji Shiimaura and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.
Jego bliskość działała magnetyzująco, a fakt, że przyszedł tutaj tylko i wyłącznie dla niej zaledwie dodawał całej sytuacji tego magicznego uroku, który jedynie Shizuru mógł stworzyć. Wybór prezentu przyszedł jej odruchowo, bo nie była w stanie podejść do sprawy z dystansem, na trzeźwo. Myśli plątały się niczym różowe włosy tworząc wymyślne obrazy i wzory w przytłumionym alkoholem umyśle. Naksu odnajdywała się w chaosie i to w nim czuła się najlepiej. Kokaina miała jej pomóc wytrzeźwieć i pewnie to dzięki niej była w stanie jeszcze utrzymywać pion po tych wszystkich szotach, które wypiła dzisiaj za swoje zdrowie, które przecież nic dla niej nie znaczyło. Szacunek do siebie był dla niej czymś nieznanym, więc jej stan w ogóle nie przeszkodził w podsuwaniu mu różnych, nieprzyzwoitych pomysłów. Mówił jej nie raz, żeby nie brała. Czasami jednak zdarzało jej się zapominać.
Jak sobie życzysz.
Pisnęła cicho pod nosem z ekscytacji, bo jej lekkie ciało emanowało każdą emocją jaką odczuwała. Nie potrafiła nic ukryć. Można z niej było czytać jak z otwartej księgi. Brak stanowczości kiedy pochwycił jej dłoń, skomentowała uśmiechem samozadowolenia. Dała mu się prowadzić, kiedy płynnie ewakuował ich w stronę wyjścia, lawirując między przyklejonymi do siebie, tańczącymi ludźmi. Nie poczuła spojrzeń znajomych, bo całkowicie o nich zapomniała. Zignorowała ich w momencie, w którym pojawił się Shizuru i tak naprawdę nie miało to dla niej znaczenia czy przyszła tutaj z kimś czy sama. Każda z dwóch opcji była niestety w jej przypadku prawdopodobna. Pochłonięta zabawą zapominała o reszcie świata.
Odruchowo opierała się o jego bok, kiedy podtrzymywał ją ramieniem. Zaróżowione policzki, nieobecny wzrok i splątane włosy, które odgarnął z jej twarzy. Staranny makijaż zlewał się z gorącym powietrzem w klubie odznaczając się na poszarzałej, zmęczonej cerze.
- Do ciebie albo do hotelu - poprawiła go cmokając teatralnie. Nagle sobie ubzdurała, że jej mieszkanie znajdowało się za daleko, a ona nigdy nie była cierpliwa. Jej dłoń powędrowała do koszuli w okolicach jego torsu uczepiając się jej pazurami, gdyby przypadkiem chciał się od niej odsunąć, była przygotowana. Jak zawsze mówiła co myślała nie bawiąc się w podchody. Była perfidna i robiła to specjalnie. Po raz kolejny tego wieczoru zarzuciła mu ręce na szyję i jeśli jej na to pozwolił zatopiła twarz w jego koszuli brudząc ją pewnie resztkami podkładu. Wzięła głębszy, drżący wdech hipnotyzującego zapachu. - W końcu jak sam powiedziałeś chcę tańczyć do rana. Z tobą.
Uniosła na niego orzechowe tęczówki zadzierając buzię ku górze. W jej spojrzeniu błyszczało wyzwanie. Przekrzywiła głowę na bok jak gdyby się nad czymś zastanawiała.
- Chyba mi dzisiaj nie odmówisz?
@Saga-Genji Shizuru
Ye Lian, Raikatsuji Shiimaura, Satō Kisara and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.
Nawet mężczyzna przystawiający się do niej w momencie, w którym Shizuru ją zauważył, takie prawdopodobnie miał plany. Zatańczyć z nią tak, że zapomniałaby, czym w ogóle jest przestrzeń osobista; blisko, górując nad jej filigranowym ciałem, korzystając z jego wdzięków w najgorszy, zuchwały sposób. Poczekać, aż narkotyki, które przyjęła, trochę zelżały na działaniu, zostawiając ją jeszcze delikatniejszą niż wcześniej, podatną na atak i, przede wszystkim, pozbawiając ją zupełnie wszelkich sił do odmowy. Skończyliby w ohydnej, brudnej klubowej łazience, za budynkiem, czy chociaż miałby na tyle rozumu i finezji, by zabrać ją do jakiegoś hotelu?
Czy nie dosypał jej czegoś do drinka?
Zacisnął zęby w przypływie gniewu, który pojawił się na tę myśl. Nie była to złość bezpośrednio ukierunkowana na Naksu, a co najwyżej na sposoby imprezowania, na które się decydowała, w kółko i w kółko, już od lat. Pattern się powtarzał. Ile razy już był świadkiem tego typu sytuacji — preludium do większego, koszmarnego utworu, które było jednocześnie zakończeniem, ale tylko dlatego, że je w porę przerwał. W ciągu ostatnich sześciu lat ich zaręczyn… zdecydowanie za dużo. Gniew ten był złożony: przecież nie dość, że ktoś mógł ją skrzywdzić, to jeszcze miał możliwość naruszyć coś, co jest jego.
To do jego boku pasowała najlepiej, jak kawałek układanki. Ścisnął jej talię, palcami dotykając ciepłej skóry, która w momencie pokryła się gęsią skórką w odpowiedzi. Kiedy zdołał łagodnie rozplątać węzeł, na jaki natrafił przy zaczesywaniu jej włosów, dłonią powędrował do tyłu jej głowy. Gdy naparła na niego z impetem po raz kolejny, tym razem był na to w pełni gotowy i tylko zgarnął ją do siebie ściślej.
Choć musiała zdawać sobie sprawę z tego, jak ciężko sprawić, by zmienił zdanie, nadal wytrwale próbowała. To musiało zwyczajnie leżeć w jej naturze — w końcu od zawsze, od kiedy się poznali, lubiła testować jego granice. Ignorowała wszelkie zasady i bariery, które były między nimi stawiane — przez samego Shizuru, ale nie tylko — nie za bardzo przejmując się jakimikolwiek konsekwencjami. Prawdę mówiąc, pozwalał jej na to zbyt często, ale, cóż, nie był zupełnie odporny na jej urok.
„Chyba mi dzisiaj nie odmówisz?”
Tym razem jednak nie miał zamiaru się uginać, co było momentalnie dostrzegalne w spojrzeniu, które jej posłał. Stanowczość. Upomnienie. Chciał poczekać z tą kwestią do momentu, w którym była bardziej świadoma, ale najwidoczniej musiał przyspieszyć ten proces. Ze względu na jej nieprzewidywalny stan starał się być nadal jak najbardziej delikatny.
— Brałaś — przypomniał jej z powagą. Nie było w jego głosie wyrzutu, a jedynie rzeczowość: byłaś świadoma co robisz, a teraz poznasz tego konsekwencje. Bo o konsekwencjach właśnie często zapominała. — Ostrzegałem cię. Odmówię ci za każdym razem, jeśli ćpałaś. — Pod koniec pozwolił słowom zabarwić się uczuciem rozczarowania, które spodziewał się, że na nią wpłynie — wskazującym na to, iż on też żałował, że do niczego między nimi dzisiaj nie dojdzie. Nie byłoby to nawet całkowicie fałszywe stwierdzenie.
Ujął jej brodę między dwa palce, by utrzymać jej orzechowe spojrzenie, teraz na tyle zamglone, że zdawało się, jakby traciło skupienie coraz bardziej z sekundy na sekundę.
— Pojedziemy do ciebie, dobrze? — rzekł zaraz przy jej uchu, po czym musnął ustami jej policzek w krótkim pocałunku, aby złagodzić nieco odmowę. — Mam dla ciebie prezent, który czeka w aucie.
Ye Lian, Raikatsuji Shiimaura and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.
- Sora by mi nie odmówił - pomyślała głośno słuchając jego wykładu nieświadoma, że powiedziała to nagłos. Dojima Sora nie prosiliby się na taką moralność jaką wykazywał Shizuru. Nie przejąłby się jej stanem. Zacisnęła pełne usta w wąską linię zdając sobie sprawę jak najebana musiała być, że tak łatwo odważyła się ich do siebie porównać. W końcu byli od siebie całkiem różni, nic ich ze sobą nie łączyło. Dwie odrębne części jej świata, które miały na zawsze pozostać na wyciągnięcie jej dłoni, a jednak nigdy się nie spotykać. Wybór między jednym pragnieniem a drugim, bo jej życiem nie kierowało przecież nic innego. Nie miała konkretnego celu, obranej ścieżki. Nic nie miało dla niej większego sensu ani znaczenia. Nie to co Shizuru, który wszystko miał ułożone i zaplanowane. Wiedział czego chciał i po trupach, bez skrupułów dążył do celu. Kiedy uniósł jej podbródek poddała się mimowolnie. Spojrzała na niego mrugając wielokrotnie, bo świat rozmywała jej się tysiącami kolorów przed pijanymi oczami. I chociaż Shizuru mógł dostrzec w zamglonym spojrzeniu ukłucie zawodu i urazy, idealnie wymalowane na orzechowych tęczówkach wpatrujących się w niego z niezaprzeczalną ufnością, nie zamierzała mu nic ułatwiać. Nie byłaby sobą, gdyby od tak przestała próbować.
- Wiesz zawsze mogłabym tu zostać. Sama bez ciebie - odparła buntowniczo, jednak nic nie wskazywało na to, że taki był jej zamiar. Oczywiście mówiła o klubie, o imprezie, o ludziach i towarzystwie, które na pewno znalazłaby sobie na dzisiejszą noc. Lubiła seks. Może aż za bardzo. Rzadko kiedy potrafiła sobie odmówić bliskości innego ciała. Tej króciutkiej chwili zapomnienia zakończonej falą ulgi niczym w przypadku alkoholu czy używek. Zwłaszcza w niebezpiecznym połączeniu wszystkich na raz tak, żeby rano niczego nie pamiętać. Zwłaszcza z nim. Niczym karcone dziecko chciała mu pokazać, że nie był tą jedyna opcją w jej życiu. Było wiele scenariuszy, wiele możliwości. Jej ciało wciąż odrobinę za wiotkie opierało na nim swój zmęczony ciężar, a dłoń ściskająca materiał jego koszuli zaczęła wędrować niżej po zarysowanych przez cienki materiał mięśniach jego brzucha, kontrastując z jej nic nie znaczącymi słowami. Wbrew pozorom nie zamierzała się odsuwać.
- Będzie ciężko ci się powstrzymać, Shizuru - rzuciła z uśmiechem samozadowolenia wciąż wpatrując się w jego stoickie spojrzenie. Jej dłoń nie zaprzestała wędrówki zatrzymując się dopiero na krawędzi jego spodni. I jeśli nie zdążył jej powstrzymać jednym ruchem perfidnie odpięła metalowy guzik zaciskając na nim dłoń w pięść i szarpiąc lekko ku sobie. - Pójdę tam gdzie mi powiesz - dodała w końcu jak zawsze poddając się jego woli. Udobruchana lekkością jego ust na gorącym, zaróżowionym policzku. Mogła marudzić i tupać obcasami, a i tak koniec końców robiła co jej kazał. Nawet teraz kiedy obłudnie rozkaz owinął w pytanie niczym podarunek dla solenizantki. Nie obchodził jej żaden inny prezent niż Saga-Genji Shizuru, no chyba, że kupił coś dla Puszka. Jeśli zdecydował się zaprowadzić ją do auta usłuchała go niczym prawdziwa grzeczna dziewczynka.
@Saga-Genji Shizuru
Ye Lian, Raikatsuji Shiimaura, Satō Kisara and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.