Stara fabryka puszkowanej zupy pomidorowej zyskała nowe życie, kiedy para młodych ludzi zainwestowała wszystkie swoje oszczędności w wykupienie i odnowienie wnętrza. Z pustej, nudnej przestrzeni wykreowali oni największą w dzielnicy Karafurana Chiku dyskotekownię. Wystrój wnętrza może nie prezentuje się elegancki, jednak to tłumy ściągające tu w każdy weekend w celu zabawy sprawiły, że da się tu poczuć jak w domu – każdy dodał coś od siebie, dzięki czemu powstał wielki, artystyczny projekt pod nazwą Collision Space. Wysokie sufity i otwarta przestrzeń byłej hali fabrycznej sprawiają, że nagłośnienie daje tu niesamowity efekt wielokrotnie powtórzonego echa, charakterystyczny już dla klubu, który szybko zaskarbił sobie sympatię tłumów.
Raz w tygodniu odbywają się tu również koncerty, podczas których można oglądać gwiazdę wieczoru z loży VIP-owskiej na balkonie ponad sceną. Dla klientów, którzy sypną trochę kasą czekają również stosy jedzenia w stylu fast-food oraz proste, acz bogate w alkohol drinki.
Naksune była jego. Taka prawda — niezaprzeczalna — kształtowała się w jego umyśle już od lat. Dziewczyna mogła taka nie być w dosłownym tego słowa znaczeniu i w każdej minucie swojego życia, ale nie zmieniało to faktu, że w wyższej interpretacji należała do niego. To właśnie powodowało poniekąd, że chciał mieć z nią… dobry kontakt, a przynajmniej na tyle normalny, na ile jego analityczna i podstępna natura mu zezwalała. Ten aspekt z kolei był jedynym powodem, dla którego pozwalał jeszcze Sorze egzystować. Naksu mogła ignorować wiele negatywnych cech osobowości Shizuru i tłumaczyć go na każdym kroku, ale tego… Tego by mu nie wybaczyła. W dodatku wiedziałaby od razu, że to właśnie on stoi za jego morderstwem.
„Jak coś mu się stanie, będę wiedziała, że to ty!”
— Więc całe szczęście, że go tutaj z nami nie ma — rzekł, tnąc słowami jak świeżo naostrzoną brzytwą. — Przede wszystkim to dobrze dla niego.
Pozwolił jej się dotykać, na chwilę spuszczając wzrok na wędrującą przez tors dłoń. Zastanawiał się, jak daleko jest w stanie się posunąć — pewnie daleko, zważywszy na upojenie alkoholowe i narkotykowe — a obserwowanie jej poczynań było też swego rodzaju rozrywką. To jest wtedy, kiedy mógł mieć na nią oko.
— Mogłabyś — przytaknął, uśmiechając się lekko. Uśmiech ten był nieco pobłażliwy w swoim wyrazie, a to dlatego, że… — Ale wiem też, że wtedy nie byłabyś zadowolona. — I by po niego nie dzwoniła, rzecz jasna.
Prychnął cicho na jej następne słowa. Mimo tej reakcji, nie miał problemu z uwierzeniem w nie. Naksu umiała wykorzystać swój czar w tak mistrzowski sposób, że nawet Shizuru uległ mu już nie raz, ani nie dwa. Wypuścił powietrze z płuc z sykiem, gdy szczupła dłoń najpierw rozpięła mu guzik spodni, a potem pociągnęła nieco materiałem ku sobie.
W przypływie chęci do odpłacenia się jej, zrobił w następnej kolejności dwie rzeczy: zsunął dłoń niżej, na szyję dziewczyny, kciukiem napierając z lekka na jej krtań — grdyka, ku jego zadowoleniu, poruszyła się mimowolnie — a kolano z kolei umiejscowił pomiędzy jej szczupłymi udami, tym samym więżąc drobną dłoń pomiędzy ich ciałami. W kontraście z bardziej impulsywnymi ruchami Naksu, Shizuru wykonywał swoje wręcz z ociąganiem i z właściwą sobie gracją, nawet w tak wulgarnych gestach. Nie spieszyło mu się wcale. Ponadto, chciał, by kobieta odczuła ich impakt; by zabrakło jej tchu.
Pochylił się nad nią ponownie. — Tobie, zdaje się, jest jeszcze ciężej — szepnął, a był tak blisko jej ucha, że wargami musnął ją przy tym o ozdobiony kosztownym kolczykiem płatek. W tym też momencie odsunął się, oddając jej przestrzeń, ale nie puszczając całkiem — w obawie, że straci równowagę. Wkrótce guzik został z powrotem zapięty, a śmiała dłoń Naksune znalazła się w objęciu innej, szerszej i zdecydowanie mniej filigranowej.
„Pójdę tam, gdzie mi powiesz.”
Poprawna odpowiedź.
Poprowadził ją zatem w stronę wyjścia, gdzie powitało ich orzeźwiające w porównaniu z parnym wnętrzem klubu powietrze. Kilka kroków dalej znaleźli się wreszcie w środku pojazdu, w którym siedział Kazuhiro, usłużnie czekając tylko na dalsze instrukcje w związku z destynacją ich podróży.
Warui Shin'ya, Amakasu Shey and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.
Z cichym syknięciem wyrwała brodę z jego uścisku tylko po to, żeby wtulić twarz w zagłębienie jego szyi ozdabiając ją tysiącami mokrych pocałunków barwiących bladą skórę malinowym odcieniem jej szminki, bo teraz to ona chciała go udobruchać. Kiedy w końcu lekko się odsunęła jej dłoń samoistnie sunęła w dół kreując misterny plan zmiany jego zdania w przepitym umyśle, który nie zamierzał się tak łatwo poddawać nawet jeśli walka była przegrana na samym starcie.
- Więc mnie zadowól do kurwy - ponagliła mrużąc powieki w niezadowoleniu, kiedy pobłażliwy uśmiech ozdobił jego przystojną twarz. Nie zniechęcił jej, jeśli taki był jego zamiar. Była nieustępliwa tak samo mocno jak on nieugięty i nie wstydziła się go poinformować, że zamierzała go uwieść dzisiejszej nocy. Musiał mieć się na baczności, bo nigdy nie potrafiła się hamować. Teraz trzymając jego spodnie w garści uśmiechnęła się do niego z samozadowoleniem unosząc jedną brew ku górze. Chciała wywołać na nim reakcję. Jakąkolwiek. I to jej się udało.
W następnej chwili zachłysnęła się powietrzem z zaskoczenia. Jego wyrachowanie tak samo mocno jak dłoń ozdabiająca długimi palcami łabędzią szyję, zabierały jej oddech. Był perfidny, stanowczy i tak okropnie pociągający. A jego totalny brak pośpiechu jedynie ją nakręcał. Reagowała tak jak sobie wymyślił. Nieudaną próbę zaciśnięcia ud, które zaledwie zatrzymały się po obu stronach jego kolana, skomentowała dziewczęcym śmiechem. Nierówny oddech wypuszczany przez otwarte usta mieszał się z zapachem miętowej gumy do żucia i mocnego alkoholu. Teraz to ona prychnęła rozbawiona, bo Shizuru jak zawsze nie zawodził, sprawiając, że jej nogi stały się jak z waty. Znał ją dobrze. Za dobrze.
- Tak - zgodziła się odchylając lekko głowę na bok, kiedy jego szept wraz z oddechem zostawiał gęsią skórkę na skrawku odsłoniętej szyi. - Gdyby to ode mnie zależało, wziąłbyś mnie tutaj gdzie teraz stoimy - dodała perfidnie kiedy się odsuwał. Zimny dreszcz wywołany chłodem dystansu, który między nimi zbudował. Mimowolnie się go przytrzymała, bo jej długie nogi na cholernie wysokich szpilkach chwiały się leciutko przypominając dwa patyczki na silnym wietrze.
Z zadowoleniem ruszyła za nim zaciskając drobną dłoń na jego małym i serdecznym palcu. Kiedy ją prowadził poszłaby z nim wszędzie nie pytając o cel i o drogę. Ufała mu, chociaż był typem człowieka, któremu nie należało powierzać czegoś tak cennego jak zaufanie. Naksu przychodziło to jednak z dziecinną łatwością. Świeży podmuch powietrza ożywił przytłumione gęstym i ciężkim klubowym powietrzem zmysły. Jej żołądek zacisnął się w supeł, jednak totalnie go zignorowała. Grzecznie wsiadła do auta wyglądając przez przyciemnianą szybę. Założyła nogę na nogę usadawiając się wygodniej w skórzanym fotelu. W kolejnych chwilach z rykiem silnika ruszyli przez noc, a obraz za oknem, szybko mijanych budynków, zlewał się w jej zamglonym alkoholem spojrzeniu w jedną całość. Bez ostrzeżenia odpięła swój pas bezpieczeństwa, szybkim ruchem pakując się okrakiem na kolana Shizuru. Schyliła lekko głowę, żeby nie uderzyć nią o dach samochodu, totalnie ignorując przy tym prowadzącego Kazuhiro. Nachyliła się nad swoim narzeczonym oplatając dłonie wokół jego szyi, przyciągając go bliżej.
- Pocałuj mnie - wyszeptała prosto w jego usta w napięciu czekając na jego reakcję.
@Saga-Genji Shizuru
Warui Shin'ya, Satō Kisara and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.
— Gdzie powinienem jechać, proszę pana? — Dotarł do niego głos Kazuhiro, który pomógł szybko zwrócić uwagę Shizuru na swojego szofera. Skrzywił się trochę na własne roztargnienie, choć drugi mężczyzna, jak zwykle, nie okazał żadnej szczególnej reakcji na nie.
— Do Naksu — odparł wreszcie, czym zaskarbił sobie krótkie skinienie głowy. Ruszyli bez zwłoki, a Shizuru ponownie poddał się jakże przyjemnej czynności obserwowania swojej narzeczonej. Zdawało się, że na chwilę ogarnął ją spokój, gdy bez słowa śledziła wzrokiem nocny krajobraz miasta. Jednakże, jak przed sztormem na morzu zapadała przemożna cisza, tak samo okazało się w przypadku jasnowłosej kobiety: ten moment bezruchu był tylko przygotowaniem do próby wzburzenia opanowania Shizuru — ponownie.
Choć jej stan skutecznie zniechęcał go przed spełnieniem życzenia Naksu, ze względu na jej wdzięki i… wyraźnie okazywaną chęć… trudno było jej się oprzeć. Z tego powodu nie zdecydował się, aby odepchnąć ją od siebie. Wyraźne z przodu jego umysłu było również wspomnienie oczu dziewczyny w momencie, gdy uświadomiła sobie, co bezwiednie wymamrotała pod nosem, a co Shizuru bezbłędnie, ku jej nieszczęściu, przechwycił. Spojrzenie to, choć ledwo przytomne całą noc, wtedy nabrało ostrości na krótką, przepełnioną napięciem chwilę. Żal i pokora — to można było z niego wyczytać jak z otwartej księgi, a jeszcze bardziej uczuciami tymi przepełnione były nerwowe, histeryczne wręcz pocałunki, których szept nadal wyczuwał na swojej szyi. Nie było potrzeby bezsensownie jej męczyć; odrzucenie mogło wpłynąć na nią druzgocąco, a to były przecież jej urodziny. Ponadto, Shizuru nie miał nic przeciwko jej bliskości. Wręcz przeciwnie.
W momencie gdy ścisnął jej wąską talię w chęci zapewnienia asekuracji, z rozbawieniem zauważył, jak Kazuhiro bez słowa uruchomił mechanizm, który odgrodził ich cienką ścianką, wysuwającą się nadal z oparć przednich siedzeń, aby dać im więcej prywatności albo jemu, co równie prawdopodobne, święty spokój. Nic dziwnego — nie pierwszy raz podwoził ich dwoje, a Naksu po prostu osiemdziesiąt procent czasu była… nieokiełznana. Gdzie w tym przypadku jej zachowanie stało się, paradoksalnie do poprzedniego stwierdzenia, zwyczajnie przewidywalne.
— Hmmm — mruknął w jej usta. Dłonie zsunął niżej, wpierw po jej bokach i biodrach z wystającymi ostro kośćmi, aż dotarł ostatecznie do miejsca, w którym czuł pod opuszkami tylko jej skórę, a nie szorstkie włókno odzienia. Poczynił nawet kolejny krok, w którym jego palce powędrowały pod materiał i gdzie też spoczęły na dłużej, zaciskając się jak kleszcze wysoko wokół ud dziewczyny. Musnął łagodnie nosem jej nosa, a następnie pocałował ją w kącik ust. Tylko. — W taki sposób?
Dobrze wiedział, że nie; całe jej jestestwo wołało o jego uwagę, a wargi błagały o pocałunek zdecydowanie bardziej ognisty, i to nie tylko poprzez formowanie słów. Nie sposób było nie zdawać sobie z tego sprawy. Jednakże ochota drażnienia się z nią była ogromna, a Shizuru był równie zaangażowany w utrudnianiu jej dostania tego, czego chce, w pełni, co Naksu w to, by wreszcie to on uległ jej.
Uśmiechnął się do niej czarująco i odchylił głowę do tyłu, opierając ją o podgłówek. Westchnienie opuściło jego gardło, co z pewnością Naksu mogła wyczuć na swoich dłoniach, które tam spoczywały, w równym stopniu co drżenie wywołane jego niskim tonem głosu. Tymczasem jedną ręką dotarł do miejsca, w którym gładki materiał bielizny ściśle oplatał jej biodro.
— Naksu — rzekł, przyglądając się uważnie jej twarzy spod przymrużonych powiek. Nadał swojemu głosowi delikatny wydźwięk. — Powiedz mi. Czy jesteś w stanie obiecać, że rano będziesz w ogóle pamiętać, kto cię całował?
Tego przecież najbardziej nienawidził w narkotykach: że robiły z niej bezmyślną figurkę, której wszystko było jedno. Której wystarczał nawet Sora.
Yōzei-Genji Naksu ubóstwia ten post.
Płytki oddech wydychany prosto w jego usta. I chociaż jeszcze w tym momencie nie odważyła się spróbować wymusić na nim pocałunku, sparaliżowana dotykiem jego dłoni na gorącej, rozochoconej skórze, jej ciało lgnęło do niego mimowolnie. Pokręciła głową w niedowierzaniu jak mocno na nią działał. Jej dłonie bezkarnie zaczęły przemierzać kolejne centymetry jego ciała wędrując w dół; sunąc po chłodnym materiale koszuli okalającej idealnie wyrzeźbione mięśnie brzucha. - Jesteś moim prezentem - wyszeptała muskając gorącym oddechem jego usta.
Zblokowała z nim spojrzenie, kiedy oparł głowę w końcu zwiększając odrobinę dzielący ich dystans. Nieświadomie przygryziona warga w odpowiedzi na ten czarujący uśmiech, który powaliłby nie jedną kobietę. Był specjalny, wyjątkowy. Taki, któremu ciężko było się oprzeć. Dzisiejszej nocy sunąc pustymi ulicami Fukkatsu na tylnym siedzeniu cholernie drogiego samochodu, był zarezerwowany tylko i wyłącznie dla niej. Nie łudziła się jednak, że była tą jedyną. Czasami ciekawiło ją ile innych kobiet miało okazję rozpływać się pod dotykiem jego szorstkich dłoni zsynchronizowanych z tym właśnie uśmiechem pełnym pociągającego uroku. Tak uśmiechał się drapieżnik, który już dawno owinął swoją ofiarę wokół własnego palca i teraz zaledwie przyglądał się z zadowoleniem swojej własności. Dumny obserwujący własne dzieło łechtające już i tak wygórowane ego.
Jego dłonie badały kolejne zakamarki jej ciała, a ona siedziała zaledwie na jego kolanach z dłońmi płasko opartymi na jego torsie, niczym prawdziwa laleczka, z którą mógł zrobić co tylko zechciał. Bawić się, używać, kochać czy wyrzucić.
Naksu
- Shizuru - odparła odruchowo przekrzywiając lekko głowę jak gdyby się nad czymś zastanawiała. Kilka niesfornych kosmków rozwianych włosów opadło na jej zaróżowiony policzek. Westchnęła słysząc jego pytanie. Na jej usta wypełzł uśmiech, kiedy wwiercała w niego przerażająco wielkie, czarne spojrzenie. - Myślisz, że tak łatwo bym zapomniała? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie śmiejąc się przy tym lekko, jak gdyby była to zaledwie forma żartu. Nie potwierdziła, ani nie zaprzeczyła, bo chociaż bardzo by sobie tego życzyła, nie mogła być pewna. Obydwoje znali odpowiedź, bywało różnie. Chciała pamiętać. Tak kurewsko chciała zapamiętać każdą chwilę dzisiejszej nocy spędzonej w jego ramionach.
Jej dłoń z pewnym ociąganiem opuściła jego koszulę odszukując jego dłoń opartą na nagim skrawku jej ciała. Jej ruchy stały się wolniejsze, bardziej ociężałe tak jak narkotyki powoli wyparowujące z jej organizmu. Kończyła hiper aktywną fazę powoli przechodząc w tą bardziej nużącą. Tą, w której jak sam zdążył wcześniej zauważyć, była najbardziej bezbronna. Położyła swoją dłoń na jego, sunąc nią z zewnętrznej części na wewnętrzną część swojego uda. Powoli, niespiesznie, badając jego reakcję, wciąż blokując z nim spojrzenie. Jej usta rozchyliły się delikatnie w poszukiwaniu tlenu, którego brak powodowała jego dotyk prowadzony po gorących, wrażliwych częściach kobiecej figury. Wtedy zabrała swoją dłoń, a jego została. Została?
@Saga-Genji Shizuru
Kurō Satō and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.
Dawno przestał wierzyć w to, że robi to nieświadomie.
Jej słodkie jak karmel słowa jedynie poszerzyły i przedłużyły jego uśmiech. Bardziej pasującym byłoby stwierdzenie, że jest jej zgubą — nie prezentem — nawet jeśli sama zainteresowana by się z nim nie zgodziła. Wiecznie trzymana na dystans — pozornie na wyciągnięcie ręki, ale dłoń ta była niemal zawsze chłodna i nieprzystępna; na odległość tak bliską jak teraz, że mieszają się ich oddechy, a jednak za dużą, by pozwolić jej połączyć ich wargi. Tkwiąca w niepewności: ma kogoś na boku czy nie? Kocha, lubi chociaż, nienawidzi? Z Shizuru nigdy nie można było stwierdzić jednoznacznie; nieraz wydawało się, że wszystko naraz, a niekiedy, że nic z wymienionych. Przypuszczał, że to jego obojętność doskwierała ludziom najbardziej i grzała ich krew do temperatury wulkanicznej lawy. Ilość przypadków, w których Naksu próbowała wywołać w nim jakąkolwiek reakcję, było atestem tego, że i w jej przypadku było podobnie. Shizuru wiedział… i wykorzystywał tę wiedzę, jak zwykle.
Tym razem jednak wykazał się swego rodzaju życzliwością i nie odpowiedział na jej pytanie, które i tak było raczej z natury tych retorycznych. Za dużo byłoby powiedzieć, że zrobiło mu się przykro po takiej jej odpowiedzi, ale malujące się subtelnie na jego twarzy uczucie można było zaliczyć w ten rodzaj emocji. To prawda, bywało różnie. Ile razy nastąpiła już sytuacja, kiedy ściągał ją z czyichś kolan osobiście, a której Naksu nie pamiętała wcale — i nawet tego, że tam był.
Spoglądał w jej błyszczące oczy ze względnym spokojem, gdy manewrowała jego dłonią tak, by znalazła się dokładnie tam, gdzie sobie życzyła. Choć z początku miał zamiar ukrócić jej postępowanie i po raz kolejny wymusić dystans, w jego umyśle wtedy rozkwitł inny pomysł. Póki co kooperował zatem, muskając palcami wrażliwą skórą, miękką i podatną na zranienia, drocząc się z nią jeszcze przez moment.
Cienkie ramiączko sukienki jasnowłosej, już wcześniej niesforne, teraz całkowicie przegrało walkę z grawitacją; zsunęło się w dół aż do zgięcia łokcia, obnażając tym samym jeszcze więcej, a należało przyznać, że nawet leżące poprawnie nie zasłaniało już wiele. Shizuru zerknął w tym kierunku, a następnie z wolna uniósł drugą dłoń, palcami zahaczył o dekolt sukienki i szarpnął lekko w dół. Jako że tego typu odzienie z otwartymi plecami wymagało nienoszenia pod spodem niczego więcej, brak materiału odsłonił pełną pierś dziewczyny, całą dla jego spojrzenia. A spoglądał uważnie i doceniał — Naksu była przecież niezaprzeczalnie piękna.
Z równą wnikliwością obserwował jej reakcje, nastrojony na przerwanie w każdej chwili, jeśli zauważyłby jakikolwiek znak dyskomfortu. Gdy jednak się ich nie doszukał, ułożył wpierw dłoń płasko na jej mostku, gdzie pod nim dudniło rozszalałe serce, a potem kciukiem naparł na jej uniesiony już sutek — od chłodu klimatyzowanego powietrza czy od podniecenia zauważalnego również w przyspieszonym oddechu, choć pewnie od obu.
— Naksu… — powtórzył. — Mam dla ciebie propozycję. — Miód ponownie napotkał orzech. Wreszcie też poruszył dłonią między jej nogami; sukienka całkiem zrolowała się już na wysokości jej bioder, tylko jedno ramiączko nadal trzymało materiał względnie na miejscu. — Jeśli będziesz grzeczna teraz, później, w twoim mieszkaniu, spotka cię nagroda — rzekł i w tym czasie też przyłożył całą szerokość dłoni dłoni tam, gdzie była już dla niego mokra. Obietnica. I rzadki pokaz uzewnętrznionej zaborczości.
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Ejiri Carei, Bakin Ryoma, Yōzei-Genji Setsurō and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.
Urywany oddech odrzuconej w tył głowy, którego nie starała się ukrywać. Uchylone pełne usta przy przymkniętych powiekach poszukujące większej dawki tlenu, którego brak spowodowała jego dłoń współpracująca z jej własną. Nieme przyzwolenie jedynie ją zachęciło. Zblokowała z nim wygłodniałe tęczówki w barwie orzechów, ciaśniej zaciskając uda wokół jego własnych, kiedy duża dłoń z łatwością odsłoniła kolejne skrawki nagiego, kobiecego ciała. Pragnęła go nie tylko dlatego, że taka faza akurat dzisiaj jej weszła. Nie widzieli się jakiś czas, a ona zawsze domagała się więcej jego uwagi. Świadoma, że może był z kimś innym; może wcale o niej nie myślał; może nie nie chciał. Nie miało to znaczenia dopóki dawał jej tu i teraz. Wibracjami dziewczęcego śmiechu drżała jego dłoń płasko przyklejona do wystających kości jej mostka. Z premedytacją przejechała językiem po dolnej wardze, kiedy nacisnął na sterczącą wypukłość domagającą się więcej jego uwagi. Jej zabłąkana dłoń zaczęła umiejętnie rozpinać górne guzki jego koszuli przerywając dopiero, kiedy powtórzone Naksu przywróciło ją do porządku. Jęknęła z rezygnacją nie kryjąc niezadowolenia.
- Zarobię wszystko co będziesz chciał - powiedziała zaledwie na głos to co obydwoje sobie myśleli, bo nie było przecież żadną tajemnicą jaki wpływ na nią posiadał. Wszystko miało jednak swój jeden mały wyjątek, który zawsze ciążył gdzieś w czeluściach ich podświadomości; malował się czarnymi barwami ciemnych włosów i stalowego pustego spojrzenia wypranego przez narkotyki mężczyzny. Z tym jednym wyjątkiem Shizuru miał nad nią pełną władzę, ale czy to nie właśnie ten jeden nawyk, jeden malutki wyjątek, którego nie potrafił wyplenić, trzymał go w ryzach? Westchnęła ciężko, bo już dawno przekroczyła granicę, w której mogła się hamować. Podniecenie wzięło górę nad filigranowym kobiecym ciałem, a jednak nie mogła mu odmówić. Chociaż złagodził odmowę obietnicą późniejszego prezentu, nie była cierpliwa. Brała z życia garściami, co całkowicie kontrastowało z jej ogólnym podejściem do siebie. Mimo, że na zewnątrz wydawała się nieokiełznana i szczęśliwa było to obłudne, spowodowane używkami i przede wszystkim alkoholem. Nie potrafiła odmawiać sobie przyjemności. Jej wątłe drżące ramiona oplotły jego kark. Pochyliła się tuląc do niego swoje ciało w potrzebie chociaż tak dziecinnej bliskości. I w jej geście nie było wcześniejszego erotyzmu, a zaledwie szukanie wsparcia; zapewnienia, że wszystko było miedzy nimi okey; że zapomniał już wspomnienie o tym innym; że nie gniewał się za narkotyki; że wciąż jej pragnął. Położyła policzek na swoim ramieniu wtulając nos w zagłębienie jego szyi. Przymykając powieki delektowała się jego zapachem. Nieświadomie poruszała jeszcze kilka chwil biodrami ocierając się o jego szorstką dłoń napierającą na domagającą się pieszczot kobiecość, próbując przedłużyć ten moment czystej przyjemności pobudzającej rozszalały puls, jak gdyby w obawie i wyczekiwaniu, że w końcu zabierze swoją dłoń. Było jej obojętne w jakim stanie znajdowała się jej sukienka i jak wiele zasłaniała. Jak dla niej mógł nieść ją nagą po klatce schodowej ku uciesze nie jednego z sąsiadów. Nic nie miało znaczenia, kiedy trzymał ją w swoich ramionach. I kłamałaby obiecując, że będzie pamiętała czyje ramiona zaopiekowały się nią tej nocy mimo to ciesząc się faktem, że należały do Shizuru.
Znieczulony umysł nie rejestrował jak długo jechali, czy w końcu znaleźli się pod jej klatką czy gdzieś indziej. Czekała grzecznie pod warunkiem, że wciąż oferował jej swoją bliskość w myślach błagając, żeby jej nie odepchnął. Wiedząc, że nawet jeśli by to zrobil i tak nie miałaby mu tego za złe. W końcu była zaledwie nikim, który nie zasługiwał na lepsze traktowanie. Cieszyła się kiedy pozwalał jej się zbliżyć, akceptowała kiedy odmawiał.
@Saga-Genji Shizuru
zt x2
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Ejiri Carei, Bakin Ryoma and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.
Cieszył się, że dzisiaj przypadła mu poranna zmiana. To znaczyło, że mógł po pracy złapać jeszcze dodatkowe dwie godziny snu (zarwał nockę, bo stracił poczucie czasu przy robieniu researchu do kolejnego odcinka – błąd, który powtarzał regularnie) i z nowymi siłami wstąpić na jakąś imprezę. Rozerwać się, stracić ciągłość myśli, w ogóle nie myśleć, wypaść z codziennej rutyny i obowiązków, i pozwolić sobie na relaks. Czuł, że tego potrzebował, że ostatnio za bardzo rzucił się w wir pracy i niemal desperacko potrzebował zanurzyć się w czymś, co nią nie będzie. Chciał pozbyć się dokuczliwego napięcia między łopatkami, sztywności w karku, wiecznej gonitwy myśli, która tylko napędzała jego poczucie zmęczenia. Zniknąć w czasie i przestrzeni – właśnie tego dzisiaj dla siebie pragnął. Zamierzał to osiągnąć z pomocą głośnej muzyki, alkoholu i towarzystwa innych osób. Szczególnie innych osób. Był pewien, że halloweenowa impreza w Collison Space właśnie tego mu dostarczy.
Oczywiście, że na miejscu pojawił się w przebraniu, nie mógł odpuścić sobie takiej okazji, żeby móc pokombinować z ciuchami, puścić wodze fantazji i ubrać się w coś ładnego. Postanowił wcielić się w greckiego boga, Dionizosa. W tym celu skombinował sobie strój, który składał się z dolnej części tuniki w kolorze białym i burgundowej togi (pod którą nie założył nic), przechodzącej przez ramię akurat tak, żeby całkowicie zasłoniła brzydką bliznę po cięciu nożem. Ubrania miały ozdobną złotą lamówkę, złote również były kreski wokół oczu Yuu, a całość przebrania dopełniał wieniec ze sztucznej winorośli, który zdobił włosy Hyeona. Był zadowolony z efektu końcowego, bo udało mu się uniknąć tandetności w przygotowanym stroju; czuł się w nim dobrze, czuł się ładny, co automatycznie podbijało jego i tak dużą pewność siebie.
Collison Space przywitało go czerwonym, stroboskopowym światłem, głośną muzyką z bassem, który przenikał głęboko aż do kości i tłumem różnokolorowych istot i potworów. Automatycznie udzieliła mu się atmosfera tego miejsca: oczy Yuu rozbłysnęły, kiedy rozglądał się wokoło, ciało już wprawione w drżenie wyczekiwało momentu, w którym będzie mogło dołączyć do pulsującej masy. Usta wykrzywił lekki uśmiech zadowolenia, nieco zawadiacki i bardzo pewny siebie. Oh, Yuu po prostu wiedział, że będzie się dzisiaj wyśmienicie bawić, dyskoteka emanowała taką żywotnością, że z miejsca poczuł, jak jego organizm opuszczają resztki zmęczenia ostatnią dobą.
Miejscem, od którego zaczął zabawę, był bar.
Nie siedział długo sam, bo zanim zdążył upić łyka swojego pierwszego drinka, dołączyła do niego niebieskowłosa dziewczyna, przebrana chyba za jakąś wróżkę, sądząc po skrzydełkach i to właśnie ona jako pierwsza wyciągnęła go na parkiet. Nie oponował, oczywiście, że nie, pozwalając jej złapać swoją dłoń i zanurzyć się w pulsującym niczym jeden organizm tłumie tańczących osób. Wkrótce sam stał się jednym z wielu, pozwalając sobie pogrążyć się w hipnotycznym transie, w jaki zdawała się wciągać wszystkich wszechobecna muzyka.
Niebieskowłosa nieznajoma nie była jedyną osobą, z którą tańczył. Właściwie zgubił ją dość szybko, tak jak szybko stracił poczucie czasu i rachubę tego, którego drinka w siebie wlał. Ważne było, że wciąż rejestrował, co się wokół niego działo. Nie czuł się zresztą pijany, raczej przyjemnie wstawiony, kiedy czuł działanie alkoholu, ale jeszcze nie miał on większego wpływu na jego zachowanie. Może poza byciem przesadnie radosnym na poszczególne wydarzenia. Na razie jednak pozostawał skupiony. Tego wymagała zaciskająca się na jego karku drobna dłoń i gorący oddech rudowłosej wiedźmy na ustach. Nie pozostał dłużny, obejmując dziewczynę jedną ręką i uśmiechając do niej łobuzersko, zanim rzucił kontrolne spojrzenie na ludzi wokoło. I właśnie wtedy dostrzegł sylwetkę kogoś, kto wyraźnie górował wzrostem nad tłumem wokoło, naturalnie przyciągając wzrok. Jego względnie elegancki ubiór i mocny makijaż przywodzący na myśl czaszkę, budziły jednoznaczne skojarzenia ze Śmiercią. Tak nazwał go sobie w myślach, choć miał nieodparte wrażenie, że skądś go zna. Ze względu jednak na charakteryzację, a także panujący wokoło półmrok, przełamany jedynie czerwonym światłem, ciężko było dostrzec cokolwiek więcej, żeby móc dopasować konkretną twarz do postaci. Więc Yuu się po prostu patrzył. Trochę z jakiegoś powodu zafascynowany nieznajomym i jego ruchami, trochę zamyślony, całował dziewczynę przed sobą, ale nie był w stanie oderwać wzroku od pana Śmierci.
strój narysowany przez zdolniachę :
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
Dlaczego tu był? Poncz na poprzedniej imprezie był chujowy – to przede wszystkim. Poza tym nie był senny i szkoda było marnować czas na gapieniu się w sufit. Musiał zająć czymś myśli, a nic nie działało tak oczyszczająco, jak mocniejszy alkohol. Zajął miejsce na jednym z wolnych stołków przy barze, przywołując barmana gestem ręki. Czekając na swoje pierwsze zamówienie, Seiya nie zawracał sobie głowy siedzącymi obok osobami, ale najwidoczniej miał dziś wyjątkowy dar przyciągania do siebie niepożądanych osób.
— Co oznacza? Tatuaż — z jego lewej strony dobiegł głos chłopaka, który postarał się o to, by mimo głośnej muzyki zostać usłyszanym. Czarnowłosy zerknął na przebierańca z ukosa, zauważając, że przygląda się ciągnącej się przez palec i śródręcze strzałce. Dziwne, że zdecydował się na strój pirata, gdy znacznie lepiej sprawdziłby się w roli błazna.
— Że mogłem kurwa wytatuować go sobie na środkowym palcu, ale ten jeden raz nie wybrałem przemocy — może nawet udałoby mu się rozbawić nieznajomego, gdyby nie fakt, że „jeden raz”, o którym wspominał musiał być dosłownie jednym razem. Kończąc sarkastyczny komentarz, wyeksponował środkowy palec, który w parze z wymownym spojrzeniem, skutecznie zakończył tę bezsensowną wymianę zdań. Yakushimaru zauważył, że nie obyło się bez burknięcia czegoś pod nosem, ale jakiekolwiek wyzwisko padło w jego kierunku, nie było już tak odważne, co wcześniejsza próba podjęcia tematu.
Pierwszą szklankę opróżnił jednym haustem, nawet nie krzywiąc się z powodu goryczy, która przeważała nad słodkim smakiem napoju, z którym zmieszano trunek. Gdy przymierzał się do kolejnego zamówienia, zwolniony wcześniej stołek zajęła ciemnowłosa dziewczyna, która – jak się domyślał – zdecydowała się na strój wampirzycy. Choć zabrakło jej sztucznych kłów, sztuczna krew barwiąca kąciki ust, jeden z policzków i szyję, miały wskazywać na to, że pierwszą ofiarę miała już za sobą. Była bezpośrednia, gdy prosiła o postawienie sobie drinka, a on nie miał nic przeciwko, żeby to zrobić. Garstka jenów wydana na chwilowe zabicie nudy nie robiła mu różnicy. Różnicy nie robiło też to, czy jutro nadal będą o sobie pamiętać. Robił dokładnie to, w czym był najlepszy – nawiązywał niebliskie i nieprywatne relacje. Najwidoczniej nie był jeszcze wystarczająco pijany, by ta myśl wyparowała na dobre z jego głowy, ale po kolejnej szklance przynajmniej zaczynała go bawić. Po trzeciej wątłe palce dziewczyny ujęły jego nadgarstek i nie wypuściły, dopóki nie znaleźli się na parkiecie i dopóki wampirzyca nie ułożyła jego dłoni na swoim biodrze. Wśród ludzi łatwiej było zniknąć niż przy jednolicie oświetlonym barze. Tak mu się wydawało, gdy obce ręce zaczepiły się o jego kark, ściągając go niżej. Wydawało mu się, że robił to bardziej z przyzwyczajenia niż z faktycznej chęci, jakby reagowanie na podobne gesty było niepisaną zasadą każdej imprezy; rozerotyzowanym układem tanecznym, który znał każdy, kto dawał się ponieść. To, co czuł, nie miało większego znaczenia. Bez znaczenia, były też usta, które przylgnęły do jego warg, czekając na zaproszenie, które – oczywiście – otrzymały. Bez znaczenia było jej imię, choć wcześniej próbowała się przedstawić, ale jedna z głosek utonęła w głośnej muzyce, zmiażdżona burzliwymi falami basów, które czuło się wszędzie – pod stopami, w uszach, w klatce piersiowej. Gdy wcześniej siedzieli przy barze, pomyślał, że nie była w jego typie, ale poddał się hipnozie ruchomych świateł i dudniących dźwięków. Nie zaszkodziło spróbować tej nieznanej słodyczy drinka, którego smak pozostał na jej języku. Co za różnica? Nawet łukowate ślady wbijających się w jego kark paznokci, już za chwilę miały zniknąć z jego skóry, która też zamierzała zapomnieć o przypadkowej dziewczynie w przebraniu. Jej też nie robił różnicy jego brak zaangażowania, gdy bardziej zabijał nudę niż oddawał się faktycznej zachciance. Potrafił odróżnić te dwie rzeczy – zachłanność od jej braku. Nie był zachłanny, gdy jego ręce luźno spoczywały na biodrach nieznajomej i nie próbowały znaleźć dla siebie nowego i ciekawszego miejsca, jakby Seiya z góry założył, że i tak go nie znajdą. Odwzajemniał pocałunek, egoistycznie nadając mu wygodne dla siebie tempo, o którym wkrótce miał kompletnie zapomnieć.
Miał dziwne uczucie bycia obserwowanym. Gdy unosił wzrok, czerwone światło reflektora na ułamek sekundy błysnęło mu w oczy – poruszający się dookoła ludzie znów byli tylko ponurymi kształtami. Jak zjawy, co doskonale oddawało klimat Halloween, ale na pewno mogło utrudnić poszukiwania, mimo że wzrok zaczynał przyzwyczajać się do warunków w sali. To zabawne, że spojrzenie często samo z siebie wiedziało, w którą stronę ma podążyć, choć przecież inne spojrzenia nie krzyczały, nie miały zapachu, ani nie ciągnęły za rękaw, by zwrócić na siebie uwagę. Oczy czarnowłosego, choć otoczone konkretną warstwą czarnej farby do twarzy, mieniły się na tyle wyraźnie, że nie sposób było zignorować tego, że podążył za niewidzialną nicią, wreszcie docierając do obserwatora. Nie musiał długo zastanawiać się nad tym, z kim ma do czynienia. Hyeon już na długo wcześniej był na tyle upierdliwym wrzodem, że jego wizerunek aż nazbyt wyraźnie wyrył się w jego pamięci. Yakushimaru może i mógłby pozostać anonimowy, gdyby nie zaskoczenie, które znalazło odzwierciedlenie w dwubarwnych tęczówkach. Nie dziwiło go, że widział go na imprezie. Nie brał pod uwagę, że ze wszystkich dostępnych miejsc w mieście, wybierze akurat Collision Space. Właściwie w ogóle o nim nie myślał. Nie dzisiaj. Nie do teraz. Wolał, żeby tak pozostało, ale wszechświat miał dziś inne plany, gdy mimo szczerych chęci zapomnienia (o wszystkim), przypominał mu o zachciankach.
Poczuł mocniejszy nacisk na swoim karku, gdy dziewczyna wyczuła, że w całym tym zamyśleniu zatrzymał się na chwilę. Mimo tego jego uwaga nadal skierowana była ku Yuushinowi, jakby w trakcie tych kilku sekund miał wywiązać się pomiędzy nimi niemy dialog, choć z pewnością poza „co ty tu kurwa robisz” czy „widzę, że w końcu nawpierdalałeś się swojej hetero pizzy”, nie miał mu raczej nic do powiedzenia. Chyba. Poświęcał uwagę tym komunikatom, bo dzięki temu stawały się głośniejsze niż bełkot promili we krwi, przez który być może trochę nie odpowiadała mu obecność wiedźmy i może zabijanie nudy przestało mu się podobać, a słodki pocałunek zaczynał go drażnić. Wiedział za to na pewno, że musiał się napić, ale nie przerwał pocałunku od razu. Wycofał się powoli, chyba nawet oznajmił dziewczynie, że wraca do baru, gdy na moment przysunął usta do jej ucha, cały czas – w tym rażącym braku zainteresowania nią – wpatrując się w ten sam punkt za jej plecami, jakby upewniał się, że wraz z gasnącym co sekundę światłem, które pulsowało teraz w rytm kolejnego beatu, Hyeon nagle nie znajdzie się tuż obok. Zerwał kontakt wzrokowy dopiero, gdy kierował swoje kroki w stronę wolnego stołka, po drodze wierzchem kciuka ocierając dolną wargę, jakby dzięki temu miał się pozbyć też niepotrzebnego wspomnienia.
Zawsze się wpierdoli.
Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.
Seiya.
Kąciki ust Hyeona automatycznie się uniosły, a oczy zalśniły przekorą. Mógłby przysiąc, że usłyszał w głowie głos Yakushimaru, burczący “co ty tutaj robisz?”. Głównie dlatego w odpowiedzi na niemo zadane pytanie w górze znalazła się jedna brew Yuu, zupełnie jakby mówił “a jak myślisz?”. Jednocześnie ani przez chwilę nie przestał całować znajdującej się przed nim dziewczyny. Właściwie włożył nawet dodatkowy wysiłek w to, by sam pocałunek wyglądał jeszcze bardziej zmysłowo; zjechał też ustami niżej, na szyję, skubiąc zębami tętnicę, zanim zassał delikatnie skórę nad nią i na powrót znalazł się przy ustach dziewczyny.
Choć wyglądał, jakby się świetnie bawił ze swoją obecną towarzyszką, czuł, że stracił nią zainteresowanie, że oto przed nim znajduje się znacznie ciekawsza rozrywka, oferująca o wiele bardziej interesujące spędzenie czasu — Seiya. Nawet jeśli, a może szczególnie dlatego, że nie wydawał się chętny do spędzenia z nim czasu. Cóż, ma pecha. Stanowił nowy cel, nowy obiekt rozrywki Yuu, który z rozciągającym się na ustach uśmiechem obserwował, jak Yakushimaru odwrócił się do niego plecami i zaczął schodzić z parkietu.
Nagle cała magiczna otoczka imprezy zniknęła. Już nie stanowił jedności z tańczącym tłumem, wyrwał się ze wspólnego strumienia świadomości, odzyskując pełne panowanie nad własnym ciałem, hamując przechodzące przez nie dreszcze. Gęsta atmosfera była na tyle na elektryzowana, że wydawało mu się, że czuje delikatne mrowienie skóry za każdym razem, kiedy ktoś w tańcu się o niego otarł. Migające światło zapraszało do ponownego poddania się aurze tego miejsca, do nie opierania się jego hipnotyzującej sile przyciągania. Jego do już jednak nie dotyczyło, myśli Hyeona skupiały się już tylko wokół powoli oddalajacej się, wysokiej sylwetce Śmierci.
Wymruczał parę słów do ucha wiedźmie, z którą tańczył i nie poświęcając jej już ani sekundy dłużej, umiarkowanie szybkim krokiem zaczął się przedzierać przez tłum. Nawet nie spojrzał, jak dziewczyna zareagowała na jego nagłą zmianę zdania, po prostu stracił nią zainteresowanie, a kiedy tak się stało, natychmiast opuściła jego myśli. Zwyczajnie wypełnił je ktoś nowy. I na nim też skupiła się cała uwaga Yuu.
Przesuwał się pomiędzy ludźmi z taką wprawą, że zdążył dołączyć do Seiyi jeszcze zanim zajął on ten ostatni wolny stołek przy barze. Ledwo-ledwo, ale udało mu się prześlizgnął koło niego z wystarczającą wprawą, by wsunąć się na ten stołek, zanim Yakushimaru zdążył to zrobić. I choć zwrócił się w jego kierunku z cwanym uśmieszkiem, już chwilę później zdążył się on przerodzić w szeroki i bardzo wesoły uśmiech: aż uwydatniły mu się dołeczki w policzkach, a w kącikach oczu pojawiły zmarszczki.
— Seiya!!! — wykrzyknął radośnie i beztrosko, a także na tyle głośno, że osoby najbliżej nich rzuciły im krótkie, zaciekawione spojrzenia. Po wdrapaniu się na siedzenie miał twarz na wysokości twarzy Seiyi, całkiem dziwne uczucie. Uśmiech Hyeona się pogłębił. — Co to, poprzednia impreza się nie udała, skoro na tej jesteś sam? — bo nie dołączył do żadnej grupki ani nie skierował się w stronę stolików. Ludzie raczej rzadko chodzili w takie miejsca samotnie. Chyba, że byli Yuu i przyświecał im tylko jeden cel. — Kto Cię malował? Bo odwalił kawał dobrej roboty, z początku Cię nie poznałem — przyznał ze śmiechem, klepiąc go przelotnie po ramieniu. — I zresztą w ogóle wyglądasz… zajebiście — stwierdził po chwili, powoli taksując go wzrokiem z góry na dół i z powrotem, z małym przystankiem na ustach Seiyi, bo w tamtym miejscu makijaż twarzy nieco mu się rozmazał (to jedyny powód). Chwilę później przeniósł spojrzenie na czoło chłopaka, na które opadło parę kosmyków z misternie zaczesanych do tyłu włosów. Pewnie podczas tańca. Yuu nie zastanawiał się za bardzo nad tym, co robił, kiedy sięgnął dłonią do głowy Yakushimaru, zgarnął niesforne kosmyki i sam palcami wsunął je na swoje miejsce, żeby więcej nie psuły efektu. Uśmiechnął się zadowolony z siebie. — Strasznie tu duszno — zauważył nagle, rozglądając się dookoła. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi. A może wcześniej tego nie czuł? — W każdym razie super Cię widzieć — wyszczerzył zęby, w pełni spodziewając się, że zaraz oberwie spojrzeniem z gatunku tych zniesmaczonych, ale zupełnie się tym nie przejmował. Nigdy się tym nie przejmował. — Postawić Ci… drinka? — lekko przekrzywił głowę, nie przestając się uśmiechać nawet na moment.
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
Przez to właśnie przypadkowe wpadanie, nie zwrócił szczególnej uwagi na to, że ktoś otarł się o jego ramię. Nie brał nawet pod uwagę tego, że osoba, na którą nawet nie spojrzał, właśnie ścigała się z nim do ostatniego wolnego stołka, ale wystarczył ułamek sekundy, by zatrzymał się gwałtownie niecały metr przed swoim celem, gdy znajoma twarz pojawiła się tuż przed jego twarzą, jakby ciemnowłosy dosłownie wyrósł spod ziemi. W jednej chwili był na parkiecie, w następnej psuł mu plany, ciesząc się na jego widok, jak jakiś pieprzony golden retriever.
„Seiya!”
Może było trochę racji w tym, że używanie jego imienia było zbyt prywatne i dziwne – zwłaszcza padające z ust kogoś, kto nie był bliski. W tym momencie zdawało się dzwonić w jego uszach bardzo wyraźnie, co powinno być niemożliwe wśród łupiących dookoła basów. To, że Yakushimaru nie wyglądał na zachwyconego, jakby swoją postawą wręcz musiał zbalansować entuzjazm drugiego chłopka, nie było w żaden sposób zaskakujące. Ale kiedy przyglądał mu się z uniesionymi brwiami, spojrzenie dość charakterystycznych tęczówek wyglądało na odległe lub po prostu spoglądające na inny punkt, mimo że wydawało się wycelowane prosto z chłopięce oczy. Mogła być to wina alkoholu, a może potrzebował chwili, by dotarło do niego, że przecież nie było nic dziwnego w tym, że Yuushinowi udało się tu dotrzeć jeszcze przed nim. Nie spieszył się specjalnie, by zgarnąć z blatu kolejną pełną szklankę. Nie musiał przed niczym uciekać – poza poirytowaniem, którego lekkie ukłucie już puścił w niepamięć.
— Hyeon. Znalazłeś sobie nową rozrywkę? Teraz wpierdalasz się ludziom na miejsca przed nosem? — Dzień byłby stracony bez ciepłego powitania w wykonaniu Seiyi. Nie wydawał się jednak w połowie tak wściekły, jak był zazwyczaj, gdy musiał użerać się z natręctwem ciemnowłosego. Właściwie nie wydawał się zły w ogóle. Bardziej zrezygnowany? Zmęczony? Pogodzony z tym prześladowaniem? A może to po prostu spożyty alkohol działał uspokajająco, bo przecież za chuja nie chodziło o zadowolony uśmiech wypisany na twarzy ewidentnie wstawionego już chłopaka. — Skąd kurwa przypuszczenie, że przyszedłem sam? Może zrobiłem sobie przerwę. Na złapanie oddechu przed drugą rundą — rzucił i kiwnął głową w stronę parkietu, na którym jeszcze przed momentem całował się z dziewczyną, która równie dobrze mogła być tu razem z nim. Ta wersja wydarzeń byłaby całkiem prawdopodobna, gdyby nie jego rażący brak zainteresowania i gdyby nie fakt, że chwilę po jego odejściu dziewczyna ruszyła w tłum, jak gdyby nigdy nic.
Pytanie o charakteryzację puścił mimo uszu. W połowie dlatego, że nie chciał przyznać się, że dzięki swoim zdolnościom, umiał uporać się z tym sam, a w połowie dlatego, że jego uwagę odwróciło nagłe klepnięcie w ramię. Nie było to szczególnie uciążliwy gest, ale Yakushimaru wątpił, by w normalnych warunkach Yuushin zdecydowałby się na niego z taką łatwością. Czarnowłosy dość wymownie zerknął na jego dłoń, która ostatnim muśnięciem otarła się o jego kamizelkę. Na końcu języka już zbierała się pewna siebie odpowiedź, bo przecież dobrze wiedział, że wyglądał zajebiście. Był skłonny przyznać, że nie tylko dzisiaj, co zasłyszane brzmiałoby raczej na luźny żart, choć co do tej jednej sprawy nie miał żadnych wątpliwości, nawet jeśli czasem bywała uciążliwa. Jak dzisiaj. Dwubarwne tęczówki już sunęły wzrokiem z powrotem ku pokrytej piegami twarzy, gdy jej widok został przysłonięty ręką. Jeśli wcześniejszy koleżeński gest wydawał mu się dziwny, to opuszki palców muskające jego czoło i wsuwające się w jego włosy, wykraczały poza tę skalę – docierały za to do skali „nie do przyjęcia”. Pytanie tylko: jak bardzo? Jakaś jego część na pewno chciała złamać mu rękę, ale jej agresywny ton albo tonął w promilach, ledwo wyłaniając się na powierzchnię, albo został przeważony przez tę część, która trzymała czarnowłosego w miejscu i przez którą ściągnął brwi w niezrozumieniu. Nawet pod warstwą biało-czarnego makijażu nie sposób było przeoczyć to nieme pytanie o to, co właściwie odpierdalał. Seiya nie powinien robić sobie większych nadziei na to, że jego podpity umysł zrozumie, że właśnie przekraczał niepisane granice. Niczego mu nie ułatwiał, choć prosty komunikat albo odtrącenie ręki byłby bardziej oczywistym przekazem, żeby trzymał ręce przy sobie.
Może to sobie samemu powinien zadać pytanie, co odpierdalał.
— Wrzód na dupie jak kurwa zawsze — wymruczał pod nosem i nic dziwnego, że wypowiedziane słowa przypominały jedynie ledwo widoczny ruch ust. Uniósł rękę, gdy cofnął się o niewielki krok, ale gest w niczym nie przypominał chęci zamachnięcia się, by uprzytomnić Hyeonowi, z kim miał do czynienia i czy faktycznie nadal chciał grać w to, co właśnie grał. Zamiast tego zmierzwił palcami własne włosy, zaraz zaczesując je odpowiednio dokładnie. Przynajmniej pozbył się łaskoczącego uczucia, które pozostawił po sobie dotyk chłopaka.
„Postawić Ci… drinka?”
Nie sposób było zignorować tę mało subtelną pauzę.
— Naprawdę? — spytał, tym razem przebijając się przez donośne tony muzyki. Zrezygnowanie znalazło odzwierciedlenie i w głosie czarnowłosego, i wypisało się na jego twarzy. — Nie. Zachowaj hajs na drinki dla znajomej. I na swoją kurwa hetero pizzę, skoro najwidoczniej działa. Myślałem, że robiłeś mnie w chuja — zauważył, dość wymownie nawiązując do jego niegdysiejszego żartu, który z ust Seiyi nie brzmiał na coś wartego śmiechu. Był raczej zwykłym stwierdzeniem, choć to mimowolnie stawiało przed jego oczami wcześniejszą scenę z parkietu. Nie po to przyszedł do baru, by teraz oglądać jego gębę, co kłóciło się z tym niezrozumiałym poczuciem ulgi, które – jak każda niezrozumiała rzecz – wywoływało rozdrażnienie.
Wolałby, żeby tam wrócił.
Znów gestem przywołał barmana, jak na potwierdzenie tego, że ze stawianiem drinków – i czegokolwiek kurwa innego – jest w stanie uporać się bez jego pomocy. Gdy jeden ze stołków obok został zwolniony, od razu jął na nim miejsce, opierając łokcie na blacie. Dwoma palcami poluzował krawat, jakby dopiero teraz przyznawał, że faktycznie w klubie zaczynało robić się duszno. W tym stroju miał do tego prawo – nie biegał po lokalu półnagi, czego nie można było powiedzieć o Yuushinie. Trudno było przeoczyć luźno zawieszony na jego ciele materiał.
Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.