Jeszcze kilka lat temu to miejsce próbowało za wszelką cenę utrzymać się na powierzchni użyteczności, nieubłaganie wciągane przez Nanashi w poczet swojego terenu. Klientów zaczynało ubywać, a właściciele sklepów zaczęli wypowiadać swoje umowy i zamykali sklepy jeden po drugim, aż w końcu centrum całkowicie opustoszało. Jakimś cudem budynek, mimo kusząco przeszklonego dachu, nie padł ofiarą wandali, niszczejąc głównie przez warunki atmosferyczne, czas i wdzierającą się do środka przyrodę. Parter zajęty jest w dużej mierze przez niedziałającą już fontannę, choć nadal wypełnioną przez wodę wpadającą tu z przeciekającego dachu, sporych rozmiarów kręgielnię oraz kilka pomniejszych sklepów, w większości zamkniętych przez opuszczone kraty. Na piętro prowadzą niedziałające już ruchome schody, choć niewielu się tam zapuszcza ze względu na ogromne ilości gołębi, które przejęły we władanie całą część gastronomiczną.
Chłopakowi niewiele było potrzeba do szczęścia zwykłą przechadzka po terenach Nanahshi potrafiłą odsunąć jego złe myśli, których ostatnio miał naprawdę sporo. Zwłaszcza tych z przeszłości. Nie ukrywajmy, tak łatwo przyjaciół nie zapomni, nawet jeśli zyskał nowych, prawda? Z resztą obiecali sobie "Remember us" było ich dewizą, dlatego też pielęgnował wspomnienia o nich. Dzień w dzień, dalej starając się odnajdywać szczęście w małych rzeczach.
Eksplorując te tereny trafił do zniszczonego czasem centrum handlowego. Oczywistym było, że żaden sklep w środku nie funkcjonował. Wręcz poczuł jakby znalazł się w całkiem innym świecie. Stanął niczym wryty unosząc głowę do góry. Od razu zobaczył piękny przeszklony dach, gdzieniegdzie uszkodzony. Ręce zaczęły go korcić by zrobić użytek z sprayi jakie miał w torbie, jednak kupił je w nieco innym celu. To miejsce miało już swój klimat a on chciał go poczuć, całym sobą. Czuł przyjemne ciarki na plecach, jak za dawnych czasów. Szedł powoli, nie śpiesząc się, podziwiając jak natura wzięła we władanie ten budynek. Post apo? Totalnie jego klimaty! Zawsze lubił takiego typu gierki. Mimo, że był sam, nie odczuwał problemu, nawet jeśli jego fobia powinna dać znać, nienawidził być sam, nie przywykł do tego. Zawsze ktoś był u jego boku, przynajmniej fizycznie.
Powoli zaczął sunąć w górę, zepsutymi schodami, jednak wciąż trzymającymi się w raczej dobrym stanie. Nie były jakoś specjalnie przeżarte rdzą. Gdy szedł dźwięk się niósł w przyjemny sposób dla jego uszu. Krok po kroku, będąc już zaś na górze podszedł do barierki i spojrzał w dół, na niesamowity widok, przynajmniej w jego mniemaniu. Nabrał powietrza w płuca, po czym wrzasnął z całych sił .- Ohayoooooo!- A potem słuchał jak dźwięk niesie się echem. Uradowany ruszył dalej otwierając każde napotkane drzwi. Niektóre z nich były zamknięte, ale się z nimi nie szarpał, w końcu, po co? Co mogło tam być ciekawego? W końcu po kilku minutach trafił do.. Toalety, tak moi mili. Nawet tutaj zawędrował. O dziwo lustra funkcjonowały normalnie, nie były pobite, co w tym wypadku graniczyło z cudem. Poprawił torbę na ramieniu i podszedł do jednego z nich. Ignorując fakt, że to damska, w końcu jakie to teraz miało znaczenie? Spojrzał w nie uśmiechając się delikatnie, zastanawiając jak to możliwe, że takie miejsce zostało opuszczone, musiał jednak przywyknąć, że Nanashi ma swoje własne prawa.
Ubranko: Spodnie, łańcuszek przy spodniach, Koszula oraz buty. Ma też na szyi nieśmiertelnik, u nogi na wysokości kostki branzolete z czerwonych korali.
@Saeki Sawako
" That day I saw the warmer smile I could ever seen and then eyes colder than ice."
-1-
"Behind this angelic smile is soul full of lies."
- Wyobraź sobie, że jazda auta jest jak łamanie brzydkiej klątwy - krótkie mrugniecie - im więcej, dłużej to robisz, tym szybciej przychodzi łamanie kolejnych - czemu wspomniał o tym? Niemal jak żart, zrozumiały wyłącznie dla niego. Tym samym, podciągając lewy kącik warg ku górze. Zwiastun burzy. Bo i początek nagłej zmiany biegu i perspektywy i szybkości. Przełamał i granicę spokojności, co osiadła na ramionach dziewczyny zbyt długo - na jego standardy, jakby zostawiła za drzwiami, właściwą logice nieufność. Przypomnieć mógł jej o tym na wiele sposób, ale wybrał ulubiony, intuicyjny, wpisany w krew, płynący z pompowaną zaciekle adrenaliną. Jak narkotyk, przedłużając własną przyjemność. I kątem oka, łatwo było uchwycić, jak bladość policzków rozlewa się różem, przykrywając emocją i rozsiane na nosie piegi. I chociaż czujne skupienie, nie daje mu oddać ani jednej reakcji, poza tą, nakreśloną przez czynione manewry, wiedział. Podobało jej się. Mówiły o tym rozszerzone jasnością ślepka, rozchylone w urwanym słowie wargi i błysk tak jasny, co emanacją wołał, jak zachęta - więcej. A napinający ciało stres - nie wykluczał niczego, co dostrzegł. Z westchnieniem przyjął szarpnięcie, gdy koła piłując beton, w końcu zamarły.
- Teoria dla ciebie. Nigdy nie byłaś na pokazach choćby naukowych? - rzucił beztrosko, żywo, po raz pierwszy od krótkiej jazdy, odwracając spojrzenie ku dziewczynie - Pokazałem. Ale bardzo szybko - wzruszył ramieniem i przechylił głowę i oparł się barkiem o siedzisko - Możemy powtórzyć. Tyle razy ile będziesz chciała. Potem powtórzysz sama - bawiło go to. I znowu, w jakiś sposób sprawiało przyjemność - Właściwie nie znam tak dobrze. To raczej nawyki. Perspektywa. Orientacja w przestrzeni - tej ostatniej uczyć się dało najlepiej - właśnie w terenie. Poznając żywo to, o czym - zgodnie ze słowami studentki - wykładali smutni profesorowie na uczelniach, czy szkoleniach.
- ....Zajebiste? - dokończył - Widzę to. Podobało ci się - zaśmiał się na głos, dając upust napiętym strunom głosowym, jednocześnie przeganiając niespokojność, która gdzieś krążyła po głowie - Wiesz co, nie mam pojęcia co planowałaś tu robić, ale jeśli cię tu zostawię - tu na parkingu, w Nanashi (i wcale nie z nim) - może cię spotkać trochę przykrości. A tego bym nie chciał. Podrzucę cię do centrum - zakomunikował i chociaż mówił lekko, w głosie było coś, co nie znosiło sprzeciwu. Jak naleciałość wyciągnięta prosto z wojska, teraz zakołysała się w powietrzu, między nimi. Znał cel. Jak pilot - potrafił trafić nawet tam, gdzie w normalnych warunkach, byłoby trudno. To pamiętał. Dawno, dawno temu przecież latał. Palce zacisnęły się na obręczy kierownicy, jedna przy drugiej.
- Patrząc na twoją tendencję, jeszcze się i tak spotkamy - puścił oczko i kolejny raz, z przedziwem czy bez, bez zapowiedzi, wypruł do przodu, w końcu, wysuwając auto spod ciemności opuszczonego parkingu.
@Tohan Herena
| zt
but you do decide who owns who.
W Rakuen za życia był jedynie parę razy i to jeszcze w czasach, kiedy to nie stało porzucone przez gatunek ludzki. Jedynym życiem, na które można było tu natrafić poza zdarzającymi się co jakiś czas włóczęgami były gołębie, które zamieszkały oczywiście w miejscu dawnych restauracji. Na szczęście on tu na jedzenie nie polował. A nawet gdyby to w jego obecnym stanie jedyne co mógłby z nim zrobić to sobie na nie popatrzeć. Może przy okazji przerazić jakieś medium. Smutne że to miejsce się tak stoczyło. Czasem się zastanawiał czy Nanashi jak i samą reputację dzielnicy da się w jakiś sposób odratować.
Zgodnie z tym jak byli umówieni odnalazł stary sklep, w którym roiło się od luster. Dużych i małych. Krata już była rozjebana, więc nawet jeśli Jiro weźmie ze sobą lewarek albo łom, to te okażą się niepotrzebne. No chyba, że wyskoczy na nich jakiś szczur mutant. Mieli szczęście. Nikt największego lustra nie podjebał. Usiadł sobie więc i czekał aż Jiro przyjdzie z dziewczyną.
@Hasegawa Jirō @Akiyama Toshiko
#a2006d
Yōzei-Genji Setsurō ubóstwia ten post.
Nie było na to innego wytłumaczenia. Krwiak na prawym oku, obejmujący prawie całe białko oraz sąsiadujący z nim niewprawnie założony opatrunek na wysokości skroni tylko potęgowały to wrażenie. Jiro nawet nie spał tej nocy, nie chcąc zwyczajnie zaspać, do ostatniej minuty walcząc ze sobą, czy nie powinien odpuścić. Głowa bolała go coraz bardziej, ale chłód nocy, będący najtańszym nanashiańskim kompresem, nie przyniósł żadnej ulgi.
Powinni odpoczywać - on i Toshiko, zamiast włóczyć się w środku nocy po dzielnicy. Usprawiedliwiał to sobie tym, że aktualnie i tak nie mieli na to warunków. Był poddenerwowany i zniecierpliwiony. Kryjące się w ruinach ich dawnego domu dymne koty ani na moment nie przestały stroszyć sierści, przejmując nastrój swojego właściciela.
– Ufasz mi, prawda? – spytał, choć wiedział, że to nie było odpowiednie pytanie, zwłaszcza po tym jak kilka minut temu gwałtownie wyrwał ją ze snu, twierdząc, że muszą już iść.
Podobnie jak nie powinien odwracać się do niej tak nagle, czując nagłe kłucie w boku. Stłumił jednak syknięcie, wbijając zmartwione spojrzenie w córkę. Znał odpowiedź, nie wiedział po prostu jak zacząć. Nie wyjaśnił jej wcześniej niczego, nawet nie spytał o zgodę, próbując chwycić się każdego sposobu, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Zwłaszcza, gdy już go tutaj nie będzie - a od tego nie dzieliło ich wcale tak dużo czasu.
Odchylił siatkę w płocie otaczającym centrum handlowe i przepuścił pod nią Toshiko, idąc tuż za nią.
– Musisz obiecać mi jedno. Cokolwiek tam zobaczysz, nie zaczniesz uciekać. Nic ci nie grozi – odezwał się w końcu, gdy weszli do opustoszałego budynku głównym, pozbawionym już obrotowych drzwi, wejściem – Sama zdecydujesz czy chcesz w to brnąć.
Piach naniesiony do holu podmuchami wiatru łączył się z kawałkami szkła z powybijanych witryn, sprawiając, że przejście po nich przypominało spacer po polu minowym. Miał wrażenie, że każdy ich krok w pustej przestrzeni brzmiał jak wystrzał.
– Wtedy, w gabinecie luster... Widziałaś coś dziwnego?
@Akiyama Toshiko @Shiba Ookami
– Jasne – odparła krótko, jednocześnie przecierając oko wierzchem dłoni. Nie miała powodu do tego, żeby nie ufać jedynej tak bliskiej osobie. Czasami się obrażała i tupała nóżką, udając, że go nie zna, ale jak każda nastolatka w fazie buntu. Mimo wszystko, Hasegawa na tę chwilę był jedynym, co miała.
Prześliznęła się pod siatką, prawie zahaczając o jej brzeg. Kiedy już znalazła się po drugiej stronie, pomogła przejść ojcu, tak samo przytrzymując ogrodzenie.
– Nie wiem czy może mnie spotkać coś groźniejszego niż zawalający się blok – mruknęła cicho, wsuwając dłonie w kieszenie. Była zmęczona, głodna, zziębnięta i wciąż jeszcze trochę poobijana, a w głowie kłębiły się czarne myśli, że została bezdomną i pewnie będzie musiała rzucić szkołę, żeby złapać się jakiejś pełnoetatowej roboty. Miasto im przecież nie pomoże, mieli gdzieś takich, jak oni. – I tak bym cię nie zostawiła.
Próbowała nie stawać na szkle, ale odłamków było zbyt wiele, żeby unikać każdego chrupiącego okruszka. Starała się więc po prostu nie zahaczyć o taki, który mógłby zniszczyć jej buty – nie po to Jiro wydawał kasę z zasiłku, żeby zaraz znowu musiał kupować jej nowe. Pocieszeniem było przynajmniej to, że już nie rosła, więc im dłużej nie zepsuje pary, w której właśnie wędrowała, tym dłużej będzie w ogóle miała w czym wędrować.
– Nie wiem czy to było na serio… Po tym jak dotknęłam lustra, wylądowałam w jakimś pustym miejscu, wszędzie dookoła była woda. Jak zapaliłam tę latarkę co nam dali na początku, to w świetle pojawiały się jakieś postacie. No i coś przede mną wylądowało, czego nie było widać, a jak poświeciłam to wyglądało jak… nie wiem. Spalony człowiek? I nie mogłyśmy się dotknąć z panią Rają. Trochę jakbyśmy były duchami, ręce nam przez siebie przeniknęły. – Wbiła wzrok w podłogę i cicho odchrząknęła. – Ale pewnie nas czymś naćpali jak puścili ten dym. Na bank chcieli nam powycinać nerki czy coś.
Wyszedł więc ze sklepu z lustrami nieco bardziej na widok i zaczął ich szukać wzrokiem. Lewo nic, na wsprost dziura przez którą widzi pięta niżej, a na prawo... Dwie odległe zblizające się sylwatki. Jiro poznał od razu, dlatego zaczął machać łapą na przywitanie niczym szczeniaczek ogonem gdy się cieszył. - Hej, tu jestem! - No i do tego też szczekał jak piesek. Taki na sterydach. I może mutacjach genetycznych rodem z czarnobyla czy innego fallouta.
Cóż, ważne to żeby być widocznym żeby go przypadkiem nie przegapili w tym... Opuszczonym centrum handlowym. Ta... Zdecydowanie nie dało się go przegapić. No chyba że naprawdę by się postarali żeby to zrobić. Przynajmniej jeśli chodziło o Jiro. Młoda nie do końca widziała duchy z tego co się zorientował. Dlatego też przyszli w to miejsce, gdzie w godzinę duchów powinien ujawnić się jej w lustrze.
@Akiyama Toshiko @Hasegawa Jirō
#a2006d
Może nawet sam nie wierzył w swoje własne słowa, w duchu musząc przyznać Toshiko rację. Blok był stary, sypał się w oczach, nawet w momencie, w którym go zajmowali miał już na sobie ostrzegawczą tabliczkę o zagrożeniu zawaleniem. Choć Jiro nigdy nie przypuszczał, że to faktycznie nastąpi, naiwnie wierząc, że chociaż w tej kwestii los się do nich uśmiechnie.
Stracili nie tylko dom, ale i większość swoich marnych, bo marnych, ale zawsze swoich rzeczy. Hasegawa jeszcze nie podjął się przeszukiwania ruin, odkładając to na czas, gdy rany zagoją się na tyle, że będzie można zignorować ból, który wywoływały.
I tak bym cię nie zostawiła.
Odpowiedziało jej tylko spojrzenie, bez cienia uśmiechu - może ze zmęczenia, które dawało się we znaki im obojgu, a może zwyczajnie trudno było go dojrzeć pod założoną na pysk maseczką.
– Duchami... – powtórzył, jakby rad, że jego szczeniaczek użył właśnie tego słowa – Na bank chodziło o nerki. Idę o zakład, że miałem iść na pierwszy ogień, ale zobaczyli, że wybrakowany, pomyśleli, że wszyscy inni też i dlatego nas wypuścili.
Prowadził Toshiko do jednego z wcześniej upatrzonych sklepów. Wymóg postawiony przed potrzebnym im pomieszczeniem był naprawdę prosty - musiało posiadać lustro. Na szczęście w centrum handlowym, co drugi sklep spełniał ten warunek, na wypadek gdyby z miejscem docelowym im nie wyszło.
Głos Shiby przywołał jego wzrok w kierunku potężnej sylwetki. Nie odmachał mu, powstrzymując się w ostatniej chwili. Dzieciak jeszcze go nie widział. Nie chciał żeby pomyślała, że stary ześwirował od uderzenia w głowę, machając do pustego korytarza. W zamkniętym pomieszczeniu psi yokai wydawał się jeszcze większy i Jiro zawahał się. Miał miniaturkę oddać pod ochronę temu bydlakowi?
Wprowadził Toshiko do pomieszczenia pełnego luster, mijanego Shibę obdarzając widmowym poklepaniem po boczku, gdy tylko upewnił się, że córka tego nie widzi. Nie sądził, że duch to jakkolwiek poczuł, ale przecież liczył się gest.
Większość luster nie była potłuczona, a szkło, które powinno walać się w tym pomieszczeniu niemal tonami, nie pozostawiając ani grama wolnego miejsca, odgarnięte było pod ściany. Gdzieniegdzie stały niewielkie świeczki, w najróżniejszych stadiach zużycia, podpowiadając Razaro do czego mogło być wykorzystywane to miejsce.
Odpalił kilka z nich zapalniczką, by nieco rozproszyć mrok, a następnie od jednej ze świeczek odpalił papierosa. Tylko jako yurei mógł tak nonszalancko igrać z takim miejscem.
– Mam coś dla ciebie, oczywiście poza bojowym zadaniem, dla którego cię tu przyprowadziłem – żart wypadł wybitnie nerwowo, zwłaszcza w połączeniu ze zbyt szybko palonym papierosem, więc Hasegawa przestał nawet próbować.
Wyciągnął z kieszeni czarny różaniec złożony z połyskliwych onyksowych koralików i rozplątał go szybko, bo ten oczywiście zdążył zacząć żyć własnym życiem jak każde zostawione w kieszeni słuchawki. Nie podał go Toshiko tylko od razu założył na jej nadgarstek, oplątując go tyle razy, by mieć pewność, że na pewno go nie zgubi.
Nie spojrzał na Shibę, nie chcąc by ten wyczytał w jego oczach, że prezent nie był ochroną przed obcymi yokai, ale przede wszystkim przed nim, gdyby coś miało pójść nie tak.
– Jeżeli go zgubisz, albo zniszczysz, albo cokolwiek się z nim stanie, to masz mi od razu o tym powiedzieć, okay? Zdobędę ci nowy.
Nie bawił się w wyjaśnienia, rozsiadając się za to na ziemi, tuż przy największym skupisku luster i poklepał podłogę tuż obok siebie w celu przywabienia szczenięcia. Nie wiedział ile jeszcze zostało do ushimitsu, ale podejrzewał, że dzielą ich już tylko minuty. Dłonią, w której nadal trzymał papierosa, wskazał Toshiko lustra - kierunek, w którym powinna patrzeć.
Shiba Ookami ubóstwia ten post.
– Na szczęście. Jestem dość przywiązana do swojej nereczki. Lewej i prawej – rzuciła siląc się na żart, żeby chociaż resztką sił chwycić się jakiejś pozytywnej emocji, nie poddać obrzydliwej szarości realnego życia. A może była to po prostu zwykła, nerwowa reakcja na katastrofę budowlaną i wleczenie się po nocy do ruin centrum handlowego. Kojarzyła je, w końcu czasem zdarzało się tu pójść psim patrolem albo we wcześniejszych latach bawić. Nikt przecież nie zabroni sierotom włóczenia się po niebezpiecznych miejscach, zwłaszcza w Nanashi. Byli szczurami, o które nikt nie dbał, a co najwyżej czasem dokarmiał jak gołębie, dzięki czemu utrzymywały się przy życiu, ale dalej nie były zbyt użyteczne.
Całkiem nieświadoma obecności ducha, przez chwilę patrzyła prosto przez niego, przyglądając się ciemnościom oblepiającym ścianę lokalu. Zdecydowanie nie przyszli tu na zakupy, a szabrować też nie było co – na upartego z ruin dało się jeszcze wyciągnąć jakieś materiały budowlane, ale były łatwiejsze sposoby na znalezienie ich. I przede wszystkim mniejszy wymóg zużycia własnej energii na wyskrobywanie jakichś cegieł ze ściany. Obróciła głowę w innym kierunku, starając się wyłapać ewentualne zagrożenie zanim te ich zaskoczy. Blask zapalanych świec rozgonił otaczającą ich czerń, ale zmęczona i w środku nocy, bez okularów, po epickiej ucieczce ze zgliszczy nie miała takich zdolności percepcyjnych, jakie chciałaby mieć.
– W środku nocy to tylko stary najebany może dawać bojowe zadania. A pomiędzy spadającymi pustakami nie widziałam żadnych latających butelek ryżowego szczocha alkopodobnego. – Rzuciła w kierunku Hasegawy badawcze spojrzenie, lekko mrużąc oczy w chwili, w której sięgał do kieszeni. Poddała się zabiegowi wkładania na rękę dziwnych koralików na sznurku, patrząc na nie przez cały czas. Onyksowa powierzchnia odbijała oddalone płomyki świec, stanowiąc niemałą zagadkę dla Toshiko.
– To… oh. Ładne. Dziękuję. – Przesunęła palcami po koralikach, jakby chciała odgadnąć, dlaczego miałaby od razu informować o pogorszonym stanie tego… no właśnie. Czego? Bransoletki? Pewnie zamontowane tam było jakieś śledzące ustrojstwo, albo monitorujące jej stan zdrowia na podstawie kontaktu ze skórą. Tata momentami wydawał się jej być nieco zbyt opiekuńczy. – A ja… nic dla ciebie nie mam… – wymamrotała, opuszczając głowę, zsuwając niżej rękaw, żeby zakryć to, co przed chwilą dostała i lekko przesuwając butem po posadzce, w geście niejako zawstydzenia. Nie umiała dostawać prezentów. Zawsze ogarniało ją dziwne uczucie, że powinna się odwdzięczyć i na ogół rewanżowała się albo od razu, albo w ciągu najbliższych paru dni. Choćby miała to być jakaś drobna rzecz zrobiona własnoręcznie, niespodziewana dostawa kubełka z kurczakami albo wykonanie standardowej domowej pracy bez przypominania parę razy. Dostawanie czegoś za nic było po prostu… osobliwe. Odstające od otoczenia, w którym się wychowywała. Jakby krył się za tym jakiś podstęp, jakby brak zapłaty za otrzymaną rzecz miał oznaczać wiszenie komuś przysługi.
– Co to za zadanie? Chcesz zwinąć stąd lustra? Bo to chyba nie te same co mieli w magazynie. Te co nie lubiły być dotykane… – Wzdłuż kręgosłupa przebiegł jej dreszcz na wspomnienie dziwnych wydarzeń. Usiadła obok ojca, a raczej klęknęła, a potem przysiadła na piętach, wcześniej upewniając się, że nie wbije sobie tym samym żadnego kawałka szkła w nogę. Jeszcze bardziej zsunęła rękawy bluzy, kryjąc pod nimi prawie całe dłonie. Było chłodno, ciemno i patrzyła bez sensu na stare lustro odbijające ich dwójkę.
@Hasegawa Jirō @Shiba Ookami
Shiba Ookami ubóstwia ten post.
Kilka sekund wystarczyło mu na rozeznanie się w tym że dziewczyna ewidentnie nie widziała duchów. I szczerze miał nadzieję że jej nie wystraszy. Z drugiej strony wystraszyć ją bardziej niż sam fakt istnienia duchów mógłby być fakt jak wielkim bydlakiem był. Prawdopodobnie gdyby zaczął gadać że jego bliźniak to minotaur, to sporo osób byłoby skłonne w to uwierzyć. No może tylko pomijając fakt że bliżej było mu do psa czy tam wilka niż byczka. Jiro w sumie też nie zareagował kiedy Shibi machał do niego z dystansu, ale domyślał się że to dlatego że Hasegawa nie chciał tłumaczyć czemu się tak nagle gimnastykuje. Samego poklepania też nie poczuł, ale widział. A to znaczyło więcej niż
Usadowił się przed lustrem patrząc jak Jiro odpala świeczki oraz fajka od nich. Już miał rzucić że palenie zabija, ale jakoś się powstrzymał. Nie dlatego że Jiro zdechł w pożarze czego Shibi nie wiedział, a dlatego że i tak już był martwy. Fajki też go raczej szybko nie wykończą. No i najważniejsza rzecz... Nie uzyskałby odpowiedzi.
Siedział więc i grzecznie czekał aż nadejdzie godzina duchów. Niestety nie umarł z zegarkiem w ręku, a ten sklepowy zdecydowanie został już podjebany i opchnięty w lombardzie za puszkę fasoli. Lekko uniósł brew na widok znajomych koralików, jednak nie wnikał głębiej. Mimo wszystko wychodziło na to że Jiro był odpowiedzialny. W końcu chuj wie co mogło się czaić w ruinach centrum. Może nawet legendarne nogi teke teke, które poszukiwały nowego torsu. A przynajmniej tak Ookami myślał. Nie domyślał się że to może być ochrona przed nim. Taka na wszelki wypadek. Nawet jeśli raczej nie będzie potrzebna. Ale prawdopodobnie zrozumiałby niepokój Zrazika po tym jak Shiba na jego oczach wyrwał gigantycznemu pająkowi głowę... i w sumie kończyny też. A potem Eji spaliła nienarodzone dzieci w jajach.
Czas mijał, a siedzący za nimi Ookami powoli stawał się widoczny w odbiciu. Wybiła ta godzina.
@Hasegawa Jirō @Akiyama Toshiko
#a2006d
– Tato… – mruknęła wreszcie, przerywając te dwustronne milczenie. Oparła bok głowy o ramię siedzącego obok mężczyzny, ale zgodnie z misją nie spuszczała wzroku z lustra. – Chodźmy do sierocińca. Możemy tam przenocować, nie wywalą cię przecież. – Mogła nawet wyjechać z wnioskiem formalnym o przyjęcie go w szeregi nieposiadającej rodziny dzieciarni, w końcu nie wszyscy w Kyōken byli dzieciarną i nie wszystkim brakowało bliskich. Przydałby im się jakiś mechanik, inżynier, dodatkowy menel, czy czym się obecnie zajmował Hasegawa. Może spiżarnia by na tym ucierpiała, ale to niewielka cena za to, żeby się nie nabawić przeziębienia od siedzenia w tym syfie. A ojciec na dodatek mógł zyskać wilka od siedzenia na betonie. Nie lubiła psów. Z jednej strony może to traktowanie jak szczeniaczka we wczesnym dzieciństwie, z drugiej alergia, z trzeciej liczne ucieczki przed bezpańskimi kundlami. Albo takimi całkiem pańskimi, ale strzegącymi posesji, na którą wlazła bez zaproszenia z bandą innych młodocianych włóczęgów. Może po prostu za nimi nie przepadała. Chociaż nie była też kociarą, więc to nie opowiadanie się po przeciwnej stronie zwierzęcego konfliktu. Westchnęła ciężko.
– Zimno mi się robi. Co niby jest takiego w tych lustrach poza mną, tobą i… – zmrużyła oczy. – Na wszystkich kami, jakie ono jest ujebane – dopowiedziała wreszcie, próbując zidentyfikować smugi, które majaczyły na powierzchni. – Albo wzrok mi się pogarsza. – Potarła oczy i podniosła się, podchodząc nieco bliżej. Wydawało jej się czy ten rzekomy brud formował się w jakiś ludzki kształt? Przechyliła odrobinę głowę, próbując spojrzeć pod innym kątem, odchyliła się cała w drugą stronę.
– Jirō. O co chodzi z tym lustrem? – W jej głos wkradł się wyraźny niepokój. Smuga wydawała się zmieniać położenie. Nieznacznie, ale zauważalnie. I to raczej nie była wina jej wzroku, bo to rzeczy położone daleko widziała wyraźniej.
@Hasegawa Jirō @Shiba Ookami
Hasegawa Jirō and Seiwa-Genji Kamiko szaleją za tym postem.