Jeszcze kilka lat temu to miejsce próbowało za wszelką cenę utrzymać się na powierzchni użyteczności, nieubłaganie wciągane przez Nanashi w poczet swojego terenu. Klientów zaczynało ubywać, a właściciele sklepów zaczęli wypowiadać swoje umowy i zamykali sklepy jeden po drugim, aż w końcu centrum całkowicie opustoszało. Jakimś cudem budynek, mimo kusząco przeszklonego dachu, nie padł ofiarą wandali, niszczejąc głównie przez warunki atmosferyczne, czas i wdzierającą się do środka przyrodę. Parter zajęty jest w dużej mierze przez niedziałającą już fontannę, choć nadal wypełnioną przez wodę wpadającą tu z przeciekającego dachu, sporych rozmiarów kręgielnię oraz kilka pomniejszych sklepów, w większości zamkniętych przez opuszczone kraty. Na piętro prowadzą niedziałające już ruchome schody, choć niewielu się tam zapuszcza ze względu na ogromne ilości gołębi, które przejęły we władanie całą część gastronomiczną.
Weekend zapowiadał się na wianie nudą. Już od jakiegoś czasu nie pracowała u pani Tahibana – przestała potrzebować dodatkowego pracownika, zajmując się w pełni swoją budką z kurczakami. Co jakiś czas ewentualnie młoda mogła u niej pobyć godzinkę czy dwie na nagłym zastępstwie, choć Akiyama podejrzewała raczej, że z dobroci serca głupio jej było zostawić bezdomną sierotę bez jakiegokolwiek źródła zarobku. Odpuszczała sobie sobotnie zajęcia dodatkowe, więc mogła co najwyżej siedzieć z innymi dzieciakami. Jeszcze by ją zagonili do roboty przy naprawach, gdyby się przyznała, że nie ma co robić. Kiedy więc sfatygowany telefon powiadomił ją o nowej wiadomości, rzuciła się do odczytania jej niczym wygłodniała pirania na jagnięce udko wrzucone do mętnego stawu.
– No kurde. Wiadomo, że z tego trio ty byłeś największym kusicielem – parsknęła, odrzucając na plecy jeden z warkoczy, który poprawiała na ostatnim odcinku do miejsca spotkania. Gdyby Jiro wiedział, że właśnie wyszła na wieczorną „schadzkę”, na domiar złego w towarzystwie s a m c a, jeszcze do tego wszystkiego zamierzając pić alkohol (chociaż może stwierdziłby, że piwo to nie alkohol – na pewno przy opieprzu padłby argument, że powinna się z nim podzielić), to możliwe, że dostałby zawału. A był przecież ledwo po trzydziestce!
– Jakiś zakład? Wiesz, nie wątpię, że wygram i bez problemu wlazłabym tam pierwsza. Ale jakbyś podstępem znalazł się tam przede mną to nie chcę znowu recytować poezji. – Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, patrząc na towarzysza z ukosa, zadzierając przy tym nieco łeb.
@Asami Kai
Asami Kai ubóstwia ten post.
- A co powiesz na cosplay? - był pod wrażeniem własnej kreatywności. Kto by pomyślał, że wymyślanie pomysłów na to jak urągać swojej i cudzej godności jest takie proste - Chodźmy jutro w teren. Ten kto przegrywa przebiera się za pirata na patrol i w takim też stanie zdaje raport Ryujiniemu - odważnie, brawurowo. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że przeszło mu przez myśl, iż bez względu na to, czy właściwie wygra bądź przegra to prawdziwym złotem będzie patrzenie na unoszące się ku niebu brwi szefa na widok swojego morskiego podwładnego - To jak, dill...? - podparł jedną dłoń w zagięciu biodra, a drugą wyciągną w stronę dziewczyny tak by przypieczętowała zakład piątką, która jednocześnie miała oznaczać start pościgu.
@Akiyama Toshiko
– Dobra, stoi. – Szurnęła butem po podłodze, ustanawiając linię startu. W piachu, pyle i odłamkach szkła z wybitych witryn utworzyła się kreska szerokości jej drobnej stopy. Obróciła się w stronę towarzysza, uśmiechając z pewnością siebie. – Mogę zostać twoją papugą, przyszły postrachu mórz. – Taka była łaskawa i dobroduszna! Uniosła rękę i przybiła piątkę, całkiem mocno, choć nie na tyle, żeby ich dłonie bolały. Przydadzą się zaraz do wspinaczki.
@Asami Kai
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Nie był typem myślącym o konsekwencjach. Przez myśl szczególnie mu nie przeszło, że rywalizacja może być głupia lub niebezpieczna. Jak spuszczony ze smyczy pies czuł jedynie podekscytowanie na myśl o świszczącym w uszach wietrze i nierównym oddechu. Nieodpowiedzialny zakład był jedynie wisienką na torcie. Nie było już odwrotu i najwyraźniej podobnie myślała sama Toshiko. Bardzo dobrze.
Skóra do skóry. Surowe klaśnięcie poniosło się echem po zrujnowanym wnętrzu galerii pożeranym przez siły natury. Kai poruszył swoje długie nogi do przodu w biegu improwizując ścieżkę. Przeskoczył nad barierką, a potem rozpędził się wybijając od podłoża ledwie chwytając szyld jednego ze sklepów. To była ta łatwa część, trudniejszą było podciągnięcie się. To właśnie w takich chwilach boleśnie odczuwał, że nie był już chłopcem. Uśmiechną się prześmiewczo do samego siebie, zacisną usta i wgramolił i przerzucił przez balustradę. Był już na pierwszym piętrze. Jeszcze tylko... półtorej poziomu. Nie tracąc na dynamice pobiegł dalej upatrując kawał przewalonej kolumny od której odpadł miejscami tynk odsłaniając rdzewiejące zbrojenie. Kolumna pochylała się w stronę żyrandolu o dziwnym kształcie. Wydało się kurwa sprytną myślą by na niego wskoczyć, a potem podciągnąć się na drucie w stronę sufitu. Popędził więc na pochyloną kolumnę i... resztki gruzy ukruszyły się pod nim, stopa zapadła się głębiej wplątując w sztywne zbrojenie. Ćwierć życia przeszło mu przed oczami. Szczęśliwie nie poleciał na łeb na szyję. Szybko kucną chowając zbrojenia rękoma zawisając w dziwnej pozie starając się uwolnić stopę i ruszyć dalej.
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Z początku została nieco z tyłu, oceniając jak najbardziej optymalną trasę. Wiele razy odwiedzała opuszczone centrum handlowe. Ruiny stanowiły naprawdę dobre miejsce do różnych zabaw, ale niektóre konstrukcje ze starości straciły już swoją stabilność. Rdza przeżerała elementy, metal wykruszał się i zwisał ostatkiem sił, wybite witryny wciąż ostrzyły swoje szklane zęby na nieostrożne dzieciaki. Tutaj, w syfie i wilgoci infekcja była tylko kwestią czasu. Ile to widzieli ludzi gnijących już za życia, z wybrakowanymi kończynami?
Wyciągnęła ręce w biegu, opierając je o barierkę, wybijając się i miękko przeskakując nad pierwszą z przeszkód. Jakby w szkole na zajęciach wychowania fizycznego zaliczała skok przez kozła czy inną ławeczkę. Krótsze nogi nastolatki nadrobiły dystans w chwili, w której wskoczyła na pozostałości po koszu na śmieci – ozdobna osłona z drewna i metalu nie prezentowała się teraz atrakcyjnie, ale dla jej ciężaru była wystarczająco stabilna, żeby dała radę odepchnąć się nogą od ściany i złapać belki idącej w stronę pierwszego poziomu. Z racji kompaktowego wzrostu nie było to łatwe i ledwo dała radę zaczepić się palcami o krawędź, ale teraz zostało jej tylko się podciągnąć i biec dalej.
Wąska, śliska powierzchnia stanowiła lekkie wyzwanie, jednak w końcu przeskoczyła nad barierką pierwszego poziomu. Rozejrzała się planując kolejne kroki, zauważając przy okazji Kaia na żyrandolu. Parsknęła ze śmiechu na ten widok, ale uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy zauważyła jak osuwa mu się noga. Złapała dłońmi za barierkę, już gotowa do ruszenia mu z pomocą albo żeby wrócić zeskrobać jego zwłoki z posadzki, jeśli zwali się na ziemię razem z tym majdanem. Wydawało się jednak, że da sobie radę sam. Ona miała teraz większy problem. Przebrnięcie przez terytorium gołębi, które przez nieprzerwaną ulewę były teraz o wiele bardziej wkurzone niż zwykle.
@Asami Kai
Rzut: parkour - sukces (54)
Trzymał się rękami nagiego zbrojenia mając przez chwile żołądek podniesiony pod krtań i czując na plecach zimny pot. Niewiele brakowało. Wypuścił z płuc nadmiar powietrza z poczuciem ulgi zaraz spiął mięśnie by podciągnąć całą swoją sylwetkę w górę. Cały żyrandol zaczął się kołysać, jak łajba rzucona na pełne morze. Tak, w takich chwilach nie patrzy się w dół. Podniósł więc spojrzenie w górę, zastanawiając się co dalej. Plecionka z metalowych żyłek była ciasna i utrzymywała w powietrzu żyrandol na którym stał. Plan był taki by po niej się podciągnąć. W ujęciu dłonią wydawała się jednak dość wąska i niewygodna. Przechodząc do planu B, Asami postanowi rozbujać więc tę "łajbę". Zyskując pęd mógł wyskoczyć w górę by spróbować sięgnąć misternego sklepienia składającego się z mieszanki rur i szkła. Lub się zabić. Postanowił jednak nie myśląc o tym rozhuśtując biznes jak tarzan lianę. W kluczowym momencie wybił się z krawędzi żyrandola obejmując łapczywie i nieco nieporadnie rurę tuż pod sklepieniem. Stąd już łatwo poszło by lawirować wśród wsporników. Wystarczyło już tylko znaleźć jakieś wybitą szklaną taflę by dostać się na dach i viola! Czy dotarł pierwszy...?
Cel na szczęście znajdował się gdzieś ponad ich głowami i żadne zwłoczki nie wyściełały ścieżki do niego. Chyba, że cały kompleks centrum handlowego nazwać jednym, gigantycznym, budowlanym trupem, który rozsypywał się przez zaniedbanie i dzieciaki rozbijające się po nim w każdym tego słowa znaczeniu. Akiyama namierzyła wreszcie ścieżkę, którą mogła spróbować wejść wyżej. Była jednak ryzykowna i możliwe, że wymagała pary w łapach, której jej zdecydowanie brakowało. Bez ryzyka nie było jednak zabawy, a Kai zaczynał ją za bardzo wyprzedzać.
Odsunęła się pod ścianę i rozpędziła, biegnąc na krótkich nóżkach w kierunku barierki. Upatrzyła sobie jakąś zwisającą linkę, która zdawała się jej być dobrą opcją na przedostanie się do przewróconego filara, wykruszonej ściany, a stamtąd na belkę pod sufitem. Jedynie złapać, bujnąć się i wspinać.
Jednym susem wskoczyła na barierkę, ale okazała się być o wiele bardziej śliska niż się spodziewała. Cholerne gołębie! But pośliznął się, straciła równowagę i zamiast wybić się korzystając z rozpędu wygenerowanego podczas biegu, zaczęła lecieć z wysokości pierwszego piętra wprost na zawalony gruzem hol. Pisnęła w przerażeniu, łapiąc się w ostatnim momencie upatrzonej linki i zsuwając się po niej dobre pół metra. Przy okazji czuła, że poraniła sobie dłonie, ale to nie miało teraz większego znaczenia. Huśtała się o wiele za słabo, żeby dosięgnąć miejsca, do którego chciała doskoczyć, spadnięcie na dół oznaczało zaczęcie od nowa, a wspinaczka po lince do góry z obolałymi palcami odpadała. Musiała coś wymyślić i to szybko.
@Asami Kai
Rzut: parkour — porażka (12)
- Jak dasz radę się utrzymać to wytrzymaj jeszcze chwilę! - zawołał, a echo naturalnie się poniosło po zrujnowanej galerii. Kai zaś ostrożnie opuścił się przez dziurę z dachu z powrotem na metalowe mocowania podtrzymujące sklepienie. Starał się znaleźć drugi koniec trzymanej metalowej plecionki lub kabla który w tym momencie robił dziewczynie za linę. Kiedy to się udało ostrożnie przykucną i naciągnął rękawy bluzy tak by robiły mu za prowizoryczne rękawice. Pochylił się i ujął kabel, właściwie, co teraz...?
- Lepiej jak cię wciągnę, czy chcesz bym cię bujną w którąś stronę, wilku morski...? - jeżeli nie miała siły się utrzymać to jak zacznie ją wciągać zleci na ziemię z większej wysokości. Z drugiej strony jak nią bujnie to też mogła strząsnąć się z liny i polecieć w kosmos. Tak źle i tak niedobrze. Kai się jednak specjalnie nie martwił. Był z Nanashi tak jak Toshiko. Zachowanie zimnej krwi w takiej sytuacji nie było jakimś wyczynem. Zależnie od decyzji dziewczyny był gotowy pomóc jej. Oczywiście musiał też zasugerować kto z tej dwójki tutaj był przegranym. Nawet jeżeli zwycięstwo dziewczynie umknęło przez nadmierna troskę to jednak wciąż to była porażka!
@Akiyama Toshiko
– Spróbuję! – rzuciła wystraszona, oplatając się o linę nogami, próbując jakoś zaprzeć o nią stopami, chwytając mocniej palcami i kuląc się. Dłonie piekielnie bolały, ale z drugiej strony gdyby osłoniła je materiałem rękawów, zsunęłaby się w dół zamiast niczym Tarzan na lianie przemieścić się do upatrzonego punktu. Teraz już i tak było po ptokach, chyba, że podstępnie po otrzymaniu ratunku popędzi w kierunku dachu. W końcu Kai, choć dotarł tam pierwszy, opuścił posterunek zawracając po tę zwisającą pierdołę. Niebieskookiej chyba jednak przeszła już ochota na dalszą rywalizację i próbę postawienia na swoim nawet małym oszustwem.
– Wciągnij, pierwszy oficerze. Chyba zdarłam sobie ręce. Nie wiem czy sama się wespnę. – Póki wczepiała się w element budynku i owijała nogami, miała bardziej stabilną pozycję. Rozbujana, próbując zeskoczyć w jakiś punkt, mogła tylko w rozpędzie polecieć na posadzkę. Wdrapywanie się po filarze i ukruszonych dziurach w ścianie nie było warte ryzyka, a jeśli Asami przyciągnie ją do siebie, mógł chociaż podać jej rękę i pomóc z wydostaniem się z potrzasku. Najważniejsze było, żeby nie panikowała, ale na szczęście nie był to pierwszy raz, kiedy znajduje się w ciemnej dupie. Ona w niej mieszkała całe życie i już całkiem nieźle się tam urządziła.
@Asami Kai
Asami Kai ubóstwia ten post.
- Witaj na pokładzie - nie rozluźnił uścisku dłoni wciąż mając ją w pochwyceniu. Może to przezorność, a może fakt, że wychowywali się w tej samej dziurze więc podskórnie przeczuwał pewien podstęp. Obniżył powieki rzucając jej przymrużone spojrzenie - Ach, nie myśl sobie, że jeśli mnie zepchniesz i polecisz na dach to szala przechyli się na twoją stronę. Prze - gra - łaś. - ach, zdecydowanie był w dobrym nastroju. Wiedział, że nawet zimne naggetsy będą smakowały tego wieczora wykwintnie - Mam nadzieję, że na twoim okręcie przestrzega się pirackiego kodeksu - ćwierkał żartobliwie wiedząc, że nie miała szans się wywinąć.
Zadowolony leniwie poruszał się metalowej konstrukcji podtrzymującej sufit by wrócić na dach gdzie zrzucił plecak. Wciągną się niechętnie, zupełnie jakby wypalił z siebie całą energię podczas pościgu. Tak też w zasadzie było. W wysoka zapadła dziura wydawała się być dociśnięta jeszcze bardziej do wilgotnej ziemi. Nie było to złe. Dla odmiany mżyło, a nie padało. Było całkiem orzeźwiająco.
- Chyba wypada uczcić przeżycie, co? - zaproponował, przypominając sobie jeszcze coś dodatkowego co należało celebrować - Ach, i hart ducha zwycięzcy
@Akiyama Toshiko