Jeszcze kilka lat temu to miejsce próbowało za wszelką cenę utrzymać się na powierzchni użyteczności, nieubłaganie wciągane przez Nanashi w poczet swojego terenu. Klientów zaczynało ubywać, a właściciele sklepów zaczęli wypowiadać swoje umowy i zamykali sklepy jeden po drugim, aż w końcu centrum całkowicie opustoszało. Jakimś cudem budynek, mimo kusząco przeszklonego dachu, nie padł ofiarą wandali, niszczejąc głównie przez warunki atmosferyczne, czas i wdzierającą się do środka przyrodę. Parter zajęty jest w dużej mierze przez niedziałającą już fontannę, choć nadal wypełnioną przez wodę wpadającą tu z przeciekającego dachu, sporych rozmiarów kręgielnię oraz kilka pomniejszych sklepów, w większości zamkniętych przez opuszczone kraty. Na piętro prowadzą niedziałające już ruchome schody, choć niewielu się tam zapuszcza ze względu na ogromne ilości gołębi, które przejęły we władanie całą część gastronomiczną.
Gdy tylko znalazła się w pobliżu „stałego lądu”, przytrzymana przez towarzysza, przeskoczyła na bezpieczniejszy grunt, od razu wczepiając się w niego nieco poranionymi dłońmi. Skóra piekła nieznacznie, ale przecież to nie pierwszy raz jak nabawiła się otarć – chuda sylwetka co jakiś czas naznaczana była nowymi skaleczeniami i sińcami, którymi Toshiko po prostu się nie przejmowała. To była codzienność i oznaczało, że nie obija się siedząc w bezpiecznym miejscu, nie podejmując żadnego ryzyka. Zupełnie jakby próbowała coś tym udowodnić.
Nie odzywała się, wtulając mocno, z nosem opartym o jego klatkę piersiową. Zraniona duma nie chciała pozwolić na wydobycie z gardła krótkiego dziękuję, ale była bardzo wdzięczna za to, że nie zostawił jej samej sobie, nabijając się z jej nieporadności i świętując swój triumf. Wreszcie jednak wypuściła spomiędzy palców materiał jego ubrania, pozostawiając głowę pochyloną. Długie, czarne włosy zasłaniały jej w większości twarz, ale na policzkach wymalował się też lekki rumieniec. Być może ze złości, że teraz będzie się przechwalał jaki to nie jest wspaniały. Albo ze wstydu, że nie dała rady dotrzeć do linii mety, choć była młodsza, drobniejsza i teoretycznie trochę bardziej zwinna.
– Gratulacje – mruknęła łapiąc palcami krawędzie własnych rękawów i międląc je lekko. Przyznanie się do porażki było jednocześnie oznaką, że nie zamierza stosować żadnych podstępów i uznaje prawowitego zwycięzcę dzisiejszego zakładu. Przynajmniej tym razem nie musiała się upokarzać publiczną recytacją poezji z dachu teatru. Uniosła głowę, kiedy zaczął iść dalej. Przygryzła lekko dolną wargę, ledwie na moment, obserwując go przez krótką chwilę. Nie zamierzała odbywać marszu wstydu za wygranym.
Przeskoczyła po konstrukcjach, balansując ciałem i starając się już tym razem nie wpakować w żadną podbramkową sytuację. Swojej energii jeszcze nie zdążyła wytracić, nie dobiegła też na dach w stylowy sposób, co teraz starała się jeszcze nadrobić. Wyprzedziła nieco Asamiego – nie miało to już co prawda znaczenia, ale przynajmniej mogła udowodnić, choćby przed sobą, że jest w stanie to zrobić. Może gdyby nie zawahała się wcześniej i wybrała właśnie tę ścieżkę, odniosłaby sukces.
– Teraz powinnam upolować gołębia i przefarbować go na papugę. Nie wiem czy mam czas na świętowanie, jeśli nie uda mi się go do jutra wytresować, to będę musiała go wypchać i doczepić sobie do kostiumu. – Skrzyżowała ręce na piersi patrząc na towarzysza. Miała czas pewnie do rana, zanim wyruszą na patrol. A to całkiem sporo roboty…
Rzut: parkour — sukces (57)
@Asami Kai
Gratulacje naturalnie przyjął. Rozciągną usta z zadowoleniem. Nie złośliwym, nie aroganckim, lecz przepełnionym szczerą, wręcz dziecinną radością. Gdyby nie wyrośnięte ciało mógłby z powodzeniem uchodzić za czternastolatka. Niektórzy dorastali wolniej, inni nie dorastali w ogóle, a jeszcze inni bywali specjalni na swój niecodzienny sposób. Którą opcją w oczach innych bywał?
- Drugi raz cię nie wciągnę! - nie była to groźba, czy upomnienie. Może zachęta? Czemu nie. To jak patrzenie na kołującą w powietrzu jaskółkę, rozpędzającego się w galopie po pastwisku konia lub muskająca powierzchnię wody. Wszystko było naturalne, "na miejscu". Może i się popisywała ale czemu miał jej zabraniać i nie podziwiać? Wiedział, że sam zardzewiał. Życie w mieście go rozleniwiło.
- Nie wiem czy z taką prowizorką wpuszczono by cię w ogóle do budynku - zachichotał próbując sobie wyobrazić minę Takumiego będącego dla wszystkich "wujkiem", który ostatnio wytrwale stał przy wejściu i łajał wszystkich którzy chlupotali wodą z butów na podłogi których suchości wytrwale pilnował - Nie martw się zresztą o cały ten kostium. Ja wszystko załatwię. Bądź przy punkcie zbiórki po prostu godzinę wcześniej - oczy wygięły się w wesołe półksiężyce dodając mu lisiego uroku. Takim ludziom się nie ufało - Zachwycajmy się zgruzowanym widokiem naszego wspaniałego miasta przekształcającego się w mokradła - będąc już na dachu usiadł po turecku na przeszklonej powierzchni okien, które robiły teraz za grunt pod stopami. A właściwie tyłkiem. Postawił przed sobą duży kubełek wypełniony po brzegi panierowaną paszą - Mam kurczaki. W niedalekiej przyszłości raczej nie będę już ich znosił w takiej ilości więc trzeba się nimi cieszyć w odpowiednim towarzystwie i atmosferze. Jeszcze nie wiem kiedy będę rzucał ale jakbyś chciała dorobić w wakacje to mógłbym przytrzymać dla ciebie miejsce i cię polecić - To był jego ostatni rok studiów. Świadomość tego uderzyła go dość mocno i niespodziewanie. Nie powodowało to radości ani smutku. Myśląc o tym, czuł się raczej przetłoczony i zdezorientowany.
- Łap - podrzucił małą puszkę piwa w stronę Toshiko bez krzty powściągliwości. Nie było sensu utrzymywać pozorów przyzwoitości. Większość dzieciaków w tej dziurze smakowała piwa zanim jeszcze w ogóle otrzymali własną komórkę. Kai nie był inny.
@Akiyama Toshiko
– Pff. Chciałbyś to zrobić jeszcze raz. – Obejrzała się w jego kierunku, nonszalancko odrzucając ręką włosy. Czarna kurtyna opadła po chwili na swoje miejsce na ramionach i plecach dziewczyny. Uśmiechnęła się nieco zaczepnie, ale nie szalała już za mocno. Nie chciała utknąć w innym miejscu, zdając się na łaskę towarzysza. Poza tym, bolały ją ręce i duma, a dopiero teraz, po zwisaniu sobie całe piętro nad ziemią, udało jej się zlokalizować znacznie bezpieczniejszą i szybszą trasę, którą podążyła rączo niczym gazela.
Z góry dzielnica wyglądała jakoś tak mniej żałośnie niż z poziomu zalanych ulic. Stając na równiejszej, w miarę bezpiecznej powierzchni objęła wzrokiem najbliższą okolicę, podciągając do łokci rękawy bluzy. Zrobiło jej się cieplej po tym bieganiu i wspinaniu, mżawka była też całkiem miłą odmianą od standardowego ostatnimi czasy oberwania chmury. Przymknęła oczy, odchylając głowę i pozwalając drobnym kropelkom osiąść na policzkach, czole, rzęsach. Dopiero po chwili milczenia obróciła się znów do Kai’a, wsuwając dłonie w kieszenie.
– Czemu mam wrażenie, że pożałuję, jeśli zostawię ci przygotowanie tego kostiumu? – Przechyliła głowę w jakiś taki psi sposób, przymrużając nieznacznie powieki. Była podejrzliwa, ale w jego przypadku prawdopodobnie słusznie zakładała najgorsze. Nigdy nie wiedziała, czego się po nim spodziewać, chociaż zazwyczaj ostatecznie oboje się z tego śmiali. Podeszła, usiadła obok.
– Wiesz, że za dwa tygodnie minie równo rok odkąd zawalił się mój blok? – Zapytała, patrząc w przestrzeń, gdzieś w kierunku tych mokradeł i gruzowisk. Uśmiech na moment zniknął z jej twarzy. Jiro straszył ją kiedyś jakimś filmem, w którym budynek popłynął do morza czy tam oceanu, a potem niemalże to samo stało się na żywo. I to w momencie, gdy oboje byli w środku. Uciekała z zawalającej się budowli w akompaniamencie sypiących się cegieł, kruszących murów i strug wody lejących się z nieba. Straciła wtedy większość swojego dobytku. Wszystko, czego nie trzymała w sierocińcu. I przede wszystkim – własny dach nad głową. A parę miesięcy później ojciec znowu gdzieś zniknął. Mógłby już przestać chodzić po te mleko.
– Praca się przyda. Zaraz sama kończę szkołę, ale nawet nie wiem czy pójdę na studia. – Nie miała na to kasy, a przez to, co działo się w Nanashi, nie miała przede wszystkim głowy do zakuwania. Żeby dostać się na medycynę, musiałaby mieć bardzo dobre oceny, a od roku mocno opuściła się ze wszystkiego poza ukochaną chemią. – Doświadczenie z kurczakami mam, chociaż te od pani Tahibany nie mają podjazdu do twoich. – Posłała mu słaby uśmiech. U poprzedniej pracodawczyni nie pracowała właściwie odkąd zaczęły się te paskudne deszcze, pomijając kilka epizodów pojawienia się na parę godzin w ramach zastępstwa. Sięgnęła po żarełko, od razu pakując sobie kawałek kuraka do paszczy.
Wyciągnęła ręce, żeby złapać puszkę. Ojciec ochrzaniłby ją teraz podwójnie. Po pierwsze – za zadawanie się z samcem. Po drugie – za trzymanie w łapkach opakowania pełnego piwa. Ale nie dlatego, że zamierzała je pić, ale dlatego, że się z nim nie podzieliła. Już raz tak dostała opiernicz za fajki, które nawet nie były jej. Dla Jiro najważniejszy był fakt, że je przed nim ukryła i mu części nie oddała.
– Dzięki. – Była już prawie dorosła. Co prawda ich głupie prawo nie uznawało osiemnastolatków za w pełni dorosłych, ale Nanashi rządziło się własnymi prawami. Kto by na nich nakablował? Nikt. Policja tu nawet nie zaglądała z własnej woli. Olewali większość zgłoszeń. Tym bardziej nie ganialiby za bachorami żłopiącymi piwsko po dachach. Obróciła puszkę zawleczką w górę i zaczęła powoli otwierać, nie chcąc, żeby wzburzony płyn rozchlapał się na wszystkie strony. Niczego nie można było zmarnować.
@Asami Kai
- He he - zaśmiał się tylko przechylając lustrzanie głowę w drugą stronę. Gdyby miał ogon to najpewniej w tym momencie zakołysałby się chytrze. Czy gest ten wyraził więcej niż tysiąc słów? Na pewno. Trzeba było spodziewać się niespodziewanego! Nuta niepokoju z rodzaju tego pozytywnego, wzbudzającego ekscytację i ciekawość - taką aurę chciał rozsiewać swoją postawą i gestami. Miał nadzieję, że mu się udało.
- Och, czy to zaproszenie na celebrację...? - frywolność która tryskał został przytłumiona i wygładzona. Uśmiech stał się taktowny i właściwie tyle. Żadnego żalu, współczucia, wymuszonego pocieszenia. Wątpił by tego u niego szukała. Czy słusznie?
- Jak nie wiesz to nie ma co się głowić. Jak będziesz chciała możesz pójść kiedy chcesz. Może skończysz lepiej niż ja. Już nawet nie wiem jak i po co zacząłem studiować, a tu nagle nie wiadomo kiedy okazuje się że koniec. Nie specjalnie mnie kręci to wszystko, a kredyt studencki będę spłacał do czterdziestki chyba, że przehandluję jedną nerkę - zachichotał trochę bezradnie myśląc o tym całym bałaganem. Nie był w końcu zbyt mądry. Nie mógł liczyć na żadne stypendium. Trochę kłamstwem było, że nie wiedział dlaczego poszedł na studia. Zrobił to bo było to pragnienie jego matki. Rok po rok oszukiwał się, że w magiczny sposób powróci. Lata jednak mijały. Był już dorosły i brakowało mu naiwnej wiary. Coraz częściej łapał się na tym, że zadawał sobie pytania na które nie posiadał odpowiedzi. Jaki to wszystko miało sens, kiedy jej nie było? Kogo starał się uszczęśliwić? Pociągną zawleczkę puszki - Jakbym cofną się w czasie poszedłbym do zawodówki lub wyruszył na połów tuńczyka, hah. Byłbym opalony, krzepki i kto wie - może dorobiłbym się jakiejś łódki. Łatwiej byłoby mi przynajmniej teraz przepłynąć do najbliższej stonki po corndoga - zakończył żartobliwie z pewną nuta żalu. Zupełnie tak, jakby żałował rzeczywistych decyzji, a utopijne życie prześlizgnęło się miedzy palcami. Kiedy dziewczyna otworzyła swoją puszkę wyciągną swoją w jej stronę z chęcią wzniesienia cichego toastu - Jeśli jednak się zdecydujesz chętnie zdradzę ci kilka tajników przetrwania. Wierz lub nie ale przez cały ten czas nie wydałem złamanego jena na akademik, czy najem, a ludzie dobrowolnie mnie karmili. W zamian będziesz musiała przemycać dla mnie kubełki z kurczakiem kiedy zastąpisz mnie przy frytkownicy w KFC.
– Może. Rocznica bezdomności to równie dobry powód do picia jak każdy inny. – Wzruszyła ramionami. Byłoby gorzej, gdyby w ogóle nie miała się gdzie zatrzymać. Dzięki podczepieniu się pod Kyoken już lata temu, miała nieograniczony dostęp do sierocińca, w którym dało się jakoś żyć. Dostęp do wody, kawałek suchego kąta, pożyczanie ubrań od koleżanek podobnej postury – czyli w sumie od większości rówieśniczek. Ktoś zawsze zorganizował coś do żarcia, mieli trochę różnych zapasów jak choćby koce czy kompletnie podstawowe leki. – Zdradzę ci w sekrecie, że powinno mi już całkiem nieźle dojść wino jabłkowe.
Puściła mu dyskretne oczko spod smoliście czarnej grzywki. Po bidulu krążyły pogłoski, że Toshiko jest w stanie tworzyć istne cuda, jeśli pozwolić jej na spokojną pracę gdzieś w przepastnych podziemiach i dostarczyć rzeczy, na których zgłosi zapotrzebowanie. Wiaderko owoców i górkę cukru mogła przerobić na coś zawierającego procenty, chwasty przerobić w jakieś specyfiki, które pomagały przykładowo uśmierzyć ból po ukąszeniach komara czy przyspieszały gojenie drobnych ran. Gdyby dostała się na wymarzone studia medyczne, mogłaby zrobić o wiele więcej… i przy okazji wynosić po kryjomu trudniej dostępne składniki z uczelnianych laboratoriów. Może nawet gdzieś do tych drobnych rączek przykleiłby się jakiś sprzęt, który usprawniłby proces produkcji i nie musiałaby wyczyniać istnych improwizacji.
– Pamiętaj, że to niekoniecznie musi być twoja nerka. – Wyszczerzyła się lekko unosząc dłonie z wyprostowanymi palcami wskazującymi i kciukami. Wcale nie przekazywała właśnie, że można było rozebrać na części jakiegoś wroga Kyoken i przehandlować go na czarnym rynku. Na szczęście nie byli jak te zawszawione Shingetsu, które własne matki przehandlowałoby za… właściwie cokolwiek. Parszywe gangusy na pewno nie znały pojęcia przyjaźni i trzymania sztamy ze swoimi. A to właśnie przyjaźń była magią, która trzymała nieszczęsne sierotki przy życiu. – Wiesz… Moje studia zajęłyby pewnie z dziesięć lat, ale potem mogłabym być bajecznie bogata i pomóc uratować twoje nereczki. Bo jak byś wyglądał z taką jedną? Jakbyś żonę znalazł taki wybrakowany? – Zaśmiała się krótko. Wciąż chyba gdzieś była ta dziecięca naiwność każąca jej myśleć, że lekarze zarabiali kokosy, opływali w luksusy i ogólnie stać ich było na wszystko. Nawet na posiadanie więcej niż dwóch par butów. To dopiero wyznacznik bogactwa!
Wysunęła rękę z napitkiem w stronę puszki trzymanej przez towarzysza. Stuknęła delikatnie ścianką w metalowy pojemnik, zaraz po tym pociągając łyk trunku. Starała się nie skrzywić, żeby robić za dzielną i udawać bardzo dorosłą. Prawda była jednak taka, że nie przepadała za smakiem piwa. Było jakieś takie zbyt gorzkie i nie wiedziała, jak można było je regularnie pić w dużych ilościach. To podchodziło pod jakiś rodzaj masochizmu.
– I ostatecznie skończyłeś jako szczur lądowy kurczowo trzymający się kawałka kartonu unoszącego się z nurtem nowo otwartych kanałów przeprawowych w naszym cudownym parku wodnym. – Przechyliła nieznacznie głowę, patrząc na niego. Sama nie była lepsza. Gdyby wrzucić ją nagle do wody, najpierw pewnie zaczęłaby się topić nim wypłynęłaby na powierzchnię i samą siłą woli próbowała dotrzeć do jakiegoś bezpieczniejszego miejsca. Umiała pływać tylko jako tako, bo i nie miała kiedy się tego uczyć. Teraz okazji było co nie miara, ale chęci jakieś takie zerowe, bo ulicami pływały praktycznie ścieki, a nie czyste, przyjemne rzeczki, w których aż chciałoby się zanurzyć.
– Myślisz, że nie przynosiłabym ci żarcia nawet za darmo, bez wymiany za twoją bezcenną wiedzę, mistrzu? – Wydęła lekko policzki, odwracając głowę w teatralnej urazie majestatu.
@Asami Kai
- Fakt. Przed ruszeniem własnej sporządzę i rozpatrzę listę mniej lub bardziej chętnych potencjalnych darczyńców - zażartował ustawiając w swojej głowie kolejkę ludzi, których by chętnie na oczy już nie oglądał lub którym utrudniłby życie. Nie było ich z nów tak wielu. Nie był chyba najlepszy w chowaniu urazy - Zwiększenie moich szans na rynku matrymonialnym w perspektywie najbliżej dekady sprawia, że te całe studia brzmią jak nie taki głupi pomysł. Pamiętaj więc by mimo wszystko rozważyć je na poważnie - przypomniał żartobliwie. Jeżeli miała możliwość i chęć powinna próbować. Nie było w tym nic złego. W końcu tu, w Nanashi, tylko próbowanie im zostało. Porażka nie wydawała się w końcu czymś wielkim, kiedy już na starcie otrzymało się łatkę przegranego - Toshi... tak trochę bardziej serio to pamiętaj by decyzję podjąć dla siebie - nie patrz na innych - wspomniał już poważniej sięgając po zimne kurze udko patrząc gdzieś przed siebie. On sam zdecydowanie nosił w sobie żal. Może nie chodziło o sama decyzję, że postanowił spróbować swojego szczęścia w wielkim mieście, a właśnie o motywację stojącą za tym. Teraz gdy tę tracił z linii horyzontu, te lata kombinowania wydają się marnotrawstwem, a on sam czuje się jak wydmuszka. Co prawda może nie był najodpowiedzialniejszym dorosłym w Kyoken, a nawet Nanashi, lecz jeżeli inni mogli uczyć się na jego błędach, zwłaszcza ci młodsi, to nie widział w tym problemu. Mógł robić za przykład tego, jak należy nie postępować. Dla przyjaciół.
- Hah, trochę tak. Szkoda tylko, że zapomniałem się odpowiednio odstawić - również przechylił głowę by skrzyżować spojrzenia z przedmówczynią. W jasnych tęczówkach kołysała się niewymuszona frywolność - Szczęśliwie wydaje się, że będą jeszcze okazje - Jak tak dalej będzie kolejne "kanały" wodnej turystyki będą otwierane co tydzień. Nie mógł się doczekać.
- Mistrz się mylił. Zapomniał, że ten uczeń jest wyjątkowo synowski - złapał za nadęty polik i będąc rozwesolonym rozciągną jak ryżowe ciasto.
– Ja… – zaczęła, podsuwając zgięte kolana bardziej pod brodę i oplatając nogi jedną ręką. Wzrok wbiła gdzieś w powierzchnię dachu niedaleko przed stopami. Przygryzła na moment dolną wargę. – Chciałabym iść na te studia. Po medycynie mogłabym otworzyć tutaj jakąś przychodnię. Pomagać naszym, leczyć ich. – Ściszyła głos, jakby w tym marzeniu było coś złego. Może zbyt naiwnie podchodziła do sprawy, może to nie miało żadnej szansy na powodzenie. Pewnie się nawet nie opłacało, bo ludzie z Nanashi często nie mieli złamanego jena przy duszy, a jednak leki trzeba było skądś wziąć, badania też kosztowały, skąd tu mieć wypłatę, jeśli twoja klinika nie ma żadnych zysków. – Żeby nie musieli liczyć na łaskę w szpitalach miejskich. Gdyby Jiro nie dał w pysk jednemu lekarzowi, a potem nie wcisnął mnie prosto w ramiona innego, pewnie by nas nawet nie przyjęli i nie obejrzeli po tym zawaleniu bloku. – To było irytujące, że w teorii posiadali bezpłatny dostęp do medycyny i jakieś podstawowe prawo do opieki zdrowotnej, ale w praktyce patrzono na nich jak na zarażonych czymś bardzo zakaźnym i śmiertelnym, unikając jak ognia, odprawiając z kwitkiem. Być może mieszkańcy po prostu liczyli, że ten rak na zdrowym miejskim organizmie, jakim było Nanashi, samo wreszcie wymrze z braku możliwości zajęcia się swoimi schorzeniami. Cała dzielnica była jak wielkie wysypisko ludzkich śmieci i na przekór wszystkim nie chcieli umierać tak szybko. Dogorywali długo, boleśnie, rozkładali się żywcem, a niektórych mogły uratować proste zabiegi. Gdyby tylko ktoś chciał je przeprowadzić.
– Jeśli nie pójdę to co mnie tu czeka? Do końca życia – najpewniej krótkiego – będę dorabiać w jakichś budach z żarciem? Nawet ty z tego uciekasz. Nie mam szans na hajtnięcie się z kimś bogatym, kto mnie wyciągnie z biedy, a i tak bym tego nie chciała. Do pracy na budowie się nie nadaję, bo jestem niska i słaba, może załapałabym się na jakąś fuchę w fabryce w Haiiro, ale bez wyższego wykształcenia to i tak byłaby to dwunastogodzinna harówa przy taśmie produkcyjnej. – Jak zwykle tryskał z niej optymizm. Im była starsza, tym bardziej do niej docierało jak ma przewalone w życiu. Ojciec zniknął, zaraz będzie pełnoletnia, więc kasa z socjalu „na purchlaka” się skończy. Gdyby załapała się do jakiejś uczelni, mogłaby chociaż wyciągnąć na parę lat stypendium i w ten sposób dalej prześlizgiwać się przez życie – bez wygód, ale przynajmniej nie musząc żreć gruz, żeby przeżyć kolejny dzień. Dalsza nauka była więc dość logicznym krokiem, który nie wymagał od niej dużo wysiłku, a była szansa, że po paru latach jakoś poprawi sobie jakość egzystencji. Nawet jakby po medycynie miała zostać zwykłą pielęgniarką, a nie lekarzem, to była to lepsza perspektywa od śmierci przez chorobę płuc, jakiej by się nabawiła w pełnej smogu dzielnicy portowej czy w pełnej beznadziei dzielnicy biednych, umierających ludzi.
– Jak dla mnie to i tak wyglądasz jak sołtys. Co ja mówię, sołtys! Jak wójt! – Rozchmurzyła się lekko, znowu zerkając na Kai’a i uśmiechając się nieznacznie. Mimo jej ogólnego pesymistycznego nastawienia do życia, dalej potrafiła jakoś zażartować. A może nawet było to jakimś wyjściem? Po prostu śmiać się z beznadziei, bo co innego pozostało? Najwyżej uznają ją za psychicznie chorą i zamkną w jakimś ośrodku, gdzie przynajmniej dostanie miękką poduszkę pod głowę i codzienne, darmowe posiłki.
Wysunęła język w lekko złośliwym geście, dając się jednak wytargać za polik jak dzieciak przez dawno niewidzianą ciotkę zza oceanu. Komu innemu pewnie by już odgryzła palce.
– Po prostu… p-po prostu… – odchyliła wreszcie głowę, wyswobadzając się z tego uchwytu. Co za dużo to niezdrowo. – Cię l-lubię. Ok? – Prychnęła lekko i znowu odwróciła głowę, żeby włosy zakryły następny rumieniec wykwitający na policzkach. Może to tylko efekt zrobienia jej puci-puci. Albo piwa, którego łyk taktycznie pociągnęła właśnie z puszki, starając się udawać, że wcale się nie zawstydza.
@Asami Kai
- Tak długo jak faktycznie jest to coś czego chcesz to czemu by nie dać temu szansy? Nie brzmi to źle. Nie wiesz czy nie złapiesz się ściany dopóki na nią nie skoczysz - zachęcił do próbowania - Pewnie próg punktowy jest wysoki ale nawet jeżeli ci się nie uda wejść drzwiami to zawsze można wskoczyć oknem. Może nie na lekarza ale na pielęgniarkę jakaś zawodówka by się znalazła lub od biedy wepchnąć się pod mentoring do kogoś na dziko - kiedy był już jakiś cel możliwości jego osiągniecia wydawały się nieograniczone. Domyślał się, że nie musiał nawet o tym wspominać i dziewczyna przemyślała wszystkie możliwości samodzielnie. Przemilczał kwestię swojego własnego próbowania uciekania z Nanashi. Prawdopodobnie brzmiałoby to żałośnie i zakwestionowało jego wizerunek w oczach dziewczyny, lecz prawda była taka, że żadnego "uciekania" nigdy nie było w planach. To nigdy nie było celem. Całe te zamieszanie ze studiami było spełnianiem cudzego pragnienia. Nawet nie był pewien co dalej? Nie potrafił wyobrazić siebie za biurkiem w jakiejś korporacji udając oddanie śpiąc nad klawiaturą po godzinach. On i regularna praca? Kisną jak kapusta na samo wyobrażenie. Nie burzył jednak tej iluzji, jeżeli była ona inspiracją dla Toshiko. Nie myśląc więcej, pociągną kilka kolejnych łyków zapijając słoność panierki.
- Hahaha... - zaśmiał się szczerze, pochylając się aż do przodu - W sensie, że łysieję i rośnie mi piwny brzuch? Powinienem ograniczyć biesiadowanie i zainwestować w karnet na siłownię? A może w kajak? - pociągną żartobliwość rozbawiony tym, że nie potrafił odczytać rzuconych przez dziewczynę słów jakkolwiek jako komplement. Czy taki był zamysł? - Czy też rozpościeram tak reprezentatywną aurę, że to do mnie powinny należeć honory przecinania czerwonych wstęg nowych "atrakcji" w naszym "parku rozrywki"? - nieco teatralnie przeczesał palcami włosy do tyłu podkreślając swoją wspaniałość. Łatwo byłoby być bezczelnie skromnym. Robił to ze swobodą. Tak samo łatwo przychodziło mu zaczepianie innych.
- Ach, to jedna z moich magicznych umiejętności. Trzeba nie mieć serca by życzyć mi źle - wyjaśnił z pewną dumą sięgając po kolejny kawałek kurczaka z kubełka. Mając pewne towarzyskie doświadczenie domyślał się, że Toshiko starała się zamarkować speszenie będące czymś więcej niż zwykłym zażenowaniem z powodu dokuczliwego zachowania starszego przyjaciela, jednak postanowił nie dociekać czy był to podziw, zauroczenie, czy też coś innego (deduklcja). Była młodsza, brakowało jej odpowiedniego autorytetu, oparcia. Nie było to takie nieoczekiwane - Może powinienem wykorzystać ten atut, nauczyć się śpiewać lub tańczyć i spróbować być idolem. Chociaż debiut w wieku 24, 25 lat brzmi trochę absurdalnie - żartował swobodnie jak gdyby nigdy nic.
- Aaaahh... - mrukną rozciągając się po to by następnie rozłożyć się na płasko i leżąc patrzeć w chmurne niebo. Niemalże dopitą puszkę trzymał na oburącz na piersi - Trochę ci zazdroszczę, Toshiko - Mrużył powieki zatrzymując rzadkie krople mżawki na rzęsach - Tego, że masz jakiś pomysł. Wiesz, ta cała medycyna, czy coś. Brzmi to jak coś z czym pewnie będziesz się trudziła przez 10 lat ale brzmi to fajnie. Będę trzymał kciuki