31 października główna sala to spełnienie marzeń wszystkich wielbicieli grozy. Ogromną przestrzeń przemodelowano na pomieszczenie pełne pajęczyn i ciężkich kotar w kolorze płynnego wina, obrazy zamieniono na malunki powykręcanych monstrów i zjaw, a stoły zastawiono potrawami wzorowanymi na częściach ciał, owadach i zwierzętach. Wokół panuje klimatyczny półmrok, mimo zdecydowanie dobrego przepływu prądu - nad głowami zebranych migają dające skąpe światło żarówki ciężkich żyrandoli, resztę ciemności rozganiają zaś liczne świeczki i świecie różnych wielkości.
W rogu gra wynajęta specjalnie na bal orkiestra, której zadaniem jest podsycenie uroku Halloween. Nie szczędzą zatem swoich sił przy odtwarzaniu najpopularniejszych utworów kojarzonych z tym świętem - w repertuarze nie zabraknie choćby Spooky Scary Skeletons Andrew Golda, ale również melodii z kultowych soundtracków kina grozy.
Zabawa rozpoczyna się o godzinie 21:00 - wtedy gargantuicznych rozmiarów wrota uchylają się, wpuszczając tłumy wiedźm, wilkołaków, wampirów i mumii, których stukot obcasów rozprzestrzenia się po pomieszczeniach jak klekot tysięcy kości. Wśród gości nietrudno wychwycić okiem poprzebieranych na zakrwawionych lekarzy i pielęgniarki kelnerów, lawirujących między ciałami z tacami.
Na ustach wiedźmy plasował się charakterystyczny dla niej uśmiech. Była niezmiernie podekscytowana, co równie mocno podzielał siedzący na jej ramieniu dorodny kruk. Rozpostarł czarne skrzydła i zatrzepotał nimi, wydając z siebie pojedynczy skrzek. Hecate zaśmiała się pod nosem, przesłaniając usta wierzchem dłoni.
– Chyba nie planujesz mnie zostawić? – odezwała się nagle, kątem oka spoglądając ku postępującemu krok w tył towarzyszowi. Głos czarownicy nie nosił na sobie śladów pretensji, wydawała się raczej rozbawiona. Dotychczas skrzyżowane na piersi ręce rozplotły się luźno, by po chwili jedna z dłoni złapała za nadgarstek mężczyzny. – Obiecałeś mi taniec i wspólną lampkę wina, mam nadzieję, że dotrzymasz danej obietnicy – Obróciła twarz ku niemu, posyłając mu figlarny uśmiech; w podniesionych kącikach ust coś się czaiło, coś, co idealnie oddawało klimat Halloween. Również czarne ptaszysko wlepiło w medium koralikowate ślepia.
W końcu wielkie wrota zaskrzypiały porażająca i fala gości wlała się do wnętrza, jakby jutra miało nie być. Dwubarwne ślepia wiedźmy szukały jednej konkretnej osoby; już wcześniej nie ominęły jej słuchy o nadchodzącej zabawie, której nie miała zamiaru przegapić. Zasady nie były nazbyt skomplikowane, a sama idea gry brzmiała na tyle interesująco, by jej spróbować.
Kruk zaskrzeczał nagle, najwyraźniej dostrzegając to, za czym jego właścicielka tak uparcie się rozglądała.
– Oh, jest! – Zaklasnęłaby w dłonie gdyby nie to, że chłodnymi palcami wciąż oplatała nadgarstek towarzysza. – Musimy się zapisać – Posłała mu kolejny uśmiech, czym prędzej zmieniając kierunek ich trasy ku przebranemu za zombie kamerdynerowi.
Relacja z Shirsu była... intrygująca. Tak. Tak właściwie mógłby ją nazwać — intrygującą. Bo jak inaczej określić więź, która formalnie nie miała prawa istnieć? Jedno spotkanie wystarczyło, aby los wpisał w jego życie kogoś, kogo nie mógł zwyczajnie odczepić od ogona i to nie dlatego, że tak słabo się starał, bo przerabiał wszelkie możliwe formy zaawansowanej izolacji i pseudo wojennych barykad, ale najzwyczajniej w świecie jakaś część tkwiąca w jego trzewiach zdawała się tego po prostu potrzebować. Zainteresowania? Nawet jeśli jej niezapowiedziane wizyty wywoływały na jego twarzy najczystsze przerażenie, to w środku coś zdawało się wypełniać rozszarpaną czarną jak otchłań lukę. Czyżby to jednak nie była cząstka tkwiąca w jego wnętrzu, a zwyczajny sentyment do okresu, w którym po raz pierwszy zaczerpnął u niej pomocy? Dokładnie jakby była reliktem, przenoszonym go w przeszłość? Może jednak nie było w nim żadnych ludzkich, czułych odruchów? Może to egoizm, który tak doskonale zdążył już w sobie poznać? Ten sam, z którego zdawał się tak skrupulatnie zbudowany.
Jakim cudem się tu właściwie znalazł? Pytanie, na które nie znał odpowiedzi, a przecież nie był nawet wstawiony. Kiedy palce medium zacisnęły się ciasno wokół nadgarstka, pospieszając go, kaptur zsunął się z jego jasnego łba; musiał zarzucić go z powrotem i przytrzymać palcami drugiej ręki.
— Kiedy właściwie lampka wina ewoluowała w taniec? — skomentował, poprawiając maskę, która spowijała tajemnicą górną część bladej twarzy. Nie chciał rzucać się w oczy — jeśli Shirisu jakimś cudem udało się wyciągnąć go na tę imprezę, chciał pozostać na niej całkowicie anonimowy, a strój, który miał na sobie był w stanie mu to zapewnić. — Chyba że lampka wina jest ściśle związana z późniejszym tańcem, to by wiele wyjaśniało.
Parsknął. Nigdy nie szczerzył zębów w uśmiechu; unosiły się w górę jedynie kąciki ust. Wzrok mężczyzny zahaczył o bogato zdobiony wystrój. Skrywane w cieniu kaptura srebro tęczówek zatrzymywało się na każdym dostrzeżonym elemencie. Mimo iż umysł Ye Liana zarejestrował gdzieś w tle pełny entuzjazmu głos Black, nie zareagował na niego w żaden specjalny sposób. Potaknął, nie wiedząc nawet, na co się godzi, wciąż rozglądając się za osobą niosącą tu alkohol. Zabawne, że wystarczyła minuta, aby uzmysłowić sobie, że tego wieczoru będzie jednak niezbędny.
— Jesteś pewna, że to dobry pomysł? — zapytał, kiedy się zatrzymali. Rzucił na nią okiem. Kiedy złapała za długopis, pochylił się w jej stronę, niczym mara wychylająca się zza szafy. Zamknął oczy i przytaknął pace do nasady nosa. Nic do niej nie docierało, spróbował więc konspiracyjnie: — Mieliśmy nie rzucać się w oczy. JA nie miałem rzucać się w oczy, pamiętasz? Przecież nie wpiszę się swoim nazwiskiem. — Spoglądnął na kartkę. Nagle jakby go oświeciło. Złapał za papier i zaczął czytać. — Zresztą, co to właściwie jest?
Obserwowała go kątem oka, jakby musiała się upewnić, że nie wykorzysta okazji, w której akurat nie zwracała na niego uwagi i nie czmychnie czym prędzej przez boczne wyjście lub wrota, przez które goście wciąż wchodzili do środka. Nie wyciągnęła go tu tylko dla własnej uciechy; uważała, że przyda mu się opuszczenie czterech ścian własnego domu i wyjście do ludzi. Niekoniecznie, po to, by z nimi rozmawiać, wystarczyło, żeby po prostu odetchnął innym powietrzem, rozprostował kości.
Czy się o niego martwiła? Cóż, w jakimś stopniu z pewnością. Martwiła się o wszystkie swoje duchy, w tym te, których chciała wciąż pływały w bagiennym mule otaczającym jej chatę.
– Czy dobry? Zdecydowanie nie. To doskonały pomysł – Obróciła się na pięcie, stając frontem do Liana. Wypuściła jego dłoń z lekkiego uścisku palców, by znów zapleść ręce na piersi i posłać mu pewny siebie, acz ponownie naznaczony nutą figlarności uśmiech.
– Nie wiem, ale nazywa się Krwawe Łowy, co brzmi wystarczająco zachęcająco, by wziąć w tym udział, nie sądzisz? – odparła, nijak nie komentując wzmianki o rzucaniu się w oczy. Jak zamierzał to zrobić, gdy za partnerkę na bal wybrał sobie pannę Black? Mieszkała na cholernych bagnach z dala od wszystkich, zła renoma ciągnęła się za nią na każdym kroku. Gdy tak się pochylał nad jej ramieniem, siedzący na ramieniu czarownicy kruk stuknął szpiczastym dziobem czubek maski mężczyzny.
– Myślę, że powinniśmy zacząć od kulturalnego drinka i drobnej przekąski, co o tym sądzisz, mój drogi? – Rozejrzała się na boki w poszukiwaniu osoby rozdającej napoje bądź stolika, przy którym takowe mogłyby być umiejscowione. Obcasy butów Black stuknęły nagle o posadzkę, gdy dojrzała schludnie ubraną kelnerkę z tacką pełną lampek wina; czarny materiał lekkiej sukni powiewał przy każdym jej kroku. Pochwyciła od razu dwa kieliszki, czym prędzej wracając do swojego towarzysza, któremu wręczyła alkohol. – Daj już spokój. Mamy Halloween, co złego może się stać? Zabawmy się.
Stolas zakrakał donośnie, jakoby chcąc przestrzec właścicielkę przed nadchodzącą katastrofą.
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
— Mam wrażenie, że powoli przestaję Cię znać — zaśmiał się spod zakrwawionej maseczki chirurgicznej, która przysłaniała mu usta, a jednocześnie tłumiła nieznacznie głos, wzrokiem przemierzając wystrój samego wnętrza, dostrzegając jego piękno, jak i bogactwo, za którym Gotō nie przepadał, a przynajmniej to zapamiętał kiedy opuszczał miasto. Nie chciał nawet myśleć, ile pomieszczeń posiadała rezydencja, w której rodzina Aikiryu zdecydowała się wyprawić tą uroczystość.
— Naprawdę musiało podobać Ci się w zeszłym roku, że postanowiłeś mnie tu zaciągnąć — dokuczył mu, szturchając go łokciem. Tego, który przebrał się za członka Tsunami oraz tego, który postanowił go tu zaprosić. Zgodził się od razu, nie myśląc o tym, o czym w ogóle jest impreza. Zabawa to zabawa. Odkąd wyjechał, nie interesował się tym co dzieje się w mieście, więc niewiele wiedział o obecnej polityce i ogólnych nastrojach. O tym co warto zobaczyć, a czego unikać. Przez te około 2 tygodnia bycia tu, nie zdążył dowiedzieć się o rzeczach istotnych, będąc zajętym zdobywaniem sensownego mieszkania i jakieś stałej posady w pracy. Uznał więc, że taka zabawa dobrze mu zrobić, a sam fakt, że Keita dalej chciał go znać, wywoływała w nim uczucie radości, o którym głośno nie chciał mówić.
Rozejrzał się raz jeszcze po sali, chcąc wyłapać gdzie dokładniej znajdował się alkohol, a gdzie ewentualne przekąski. Zauważył również, że wszyscy wydawali mu się tacy... ludzcy? Czy dziś wziął za dużą dawkę leków, że znowu nie potrafił oddzielić świata od tego co żywe, a co martwe? A może rzeczywiście żadnego ducha tu nie było?
— Czy to była ta sama zabawa czy inna? — spytał się, wskazując palcem w stronę osób, które zapisywały się na jakiejś liście. Niemniej nie czekając na jego odpowiedź, ruszył w tamtą stronę, odruchowo łapiąc go za nadgarstek, by pociągnąć go za sobą. Skoro już go tu zabrał niech bawią się na całego.
@Keita Gotō
. Rozchodząca wieść o zabawie, dotarła do czerwonowłosej, która nie miała zamiaru przepuścić okazji do obchodzenia. I tak nie tylko dorwała w swoje rączki odpowiedni dla niej strój, ale również porwała pewną programistkę na osobę towarzyszącą. Nie było opcji na odmowę, a przynajmniej tego nie przyjmowała do wiadomości pani kapitan incognito. – Masz dobry gust. – Odparła do niej, lustrując strój koleżanki po fachu. Widziała, że wybrała grzeczniejszą wersję ubioru o tematyce zakonnej. Oczywiście panna Kawai, dobrała konkretniejszą opcję, która to bardziej jej odpowiadała, choć nadal była z tych mniej gorszących, jeśli miało się świadomość o pierwszym wyborze. – Jak oceniasz mój strój? – Zadała Asami jakże niewinne pytanie, poprawiając trochę swój ubiór, mając nadzieję, że dobrze na niej leżało.
. Przyglądając się wnętrzu pomieszczenia, doszła do pewnego, aczkolwiek oczywistego wniosku — wystrój wnętrza był ciekawy, idealny w klimacie tego święta. – Całkiem tu przytulnie. – Radośnie powiedziała na głos, doceniając starania dla organizatorów balu, a sama orkiestra też była niczego sobie. Jedynie tylko miała nadzieję, że nie będzie za sztywno i faktycznie będzie warto wspominać to wydarzenie. Prawdę mówiąc, nie musiał się oto obawiać, skoro była w towarzystwie drugiej siostry zakonnej, którą będzie mogła trochę pomęczyć lub dobrze się z nią bawić. Stojąc blisko, położyła dłoń na jej ramieniu, a następnie wlepiła żółte ślepia, skupiając na niej pełną uwagę. – Od czego więc zaczynamy, hm? – Zaczęła wesolutko. – Jest tu sporo alkoholu, czy nawet jedzonka, a może małe poszukiwania czegoś tajemniczego i mrocznego, aż można dostać gęsiej skórki? – Dokończyła swoją myśl.
@Shirai Asami
Może nie chciał naciskać? Może czuł się dziwnie również przez fakt, że po tak długim czasie, po raz pierwszy posiadał ciało? Nie przyzwyczaił się wciąż do faktu, że nic już przez niego nie przenikało - że ten uciążliwy ból w klatce piersiowej przestał się za nim ciągnąć. Jak było żyć bez niego? Można było go po prostu nie odczuwać? Czasem zapominał, że było to możliwe po śmierci - że może gdyby bardziej się postarał...
Jego wzrok kierował się po różnych twarzach i kostiumach. Nie był pewny czy oczekiwał, że się pojawi? Nie był pewny nawet czy wolałby, aby po prostu zignorowała wystosowane do niej zaproszenie. Może nie powinien go składać? Informować jej o tym miejscu? Choć czy zupełnie zignorowanie jej osoby pomogłoby mu w uciszeniu własnych myśli, że przecież powinien coś zrobić? Pomóc jej w jakiś sposób? Nawet poprzez takie zaproszenie tutaj na bal - w noc, w której granice między światami miały się zatrzeć i wszyscy na jeden moment mogliby zapomnieć o własnych troskach.
Przyglądając się powoli gromadzącym gościom, rozpoznał ją w tłumie wręcz od razu. Możliwe, że sen wcale nie oddawał jej postury i wzrostu - była wyraźnie od niego wyższa, choć miał nadzieję, że kapelusz, który znajdywał się na jego głowie, choć odrobinę doda mu wzrostu. Ale również nie spodziewał się z jej strony podobnej kreacji. Od razu powstrzymał wzrok, który zawracał w jedno miejsce, ruszając w jej stronę. W końcu skoro ją tutaj zaprosił sam, a ona rzeczywiście się zjawiła - nie powinien pozwolić jej zastanawiać się, gdzie on sam przebywał.
Chociaż tuż przed nią zdjął kapelusz zamaszystym ruchem - przy okazji szturchając innego przebierańca - kłaniając się nieco. Wydukał ciche przepraszam do nieznajomego, którego przez przypadek uderzył, wciąż zapominając o tym, że przecież nie przenikał przez ludzi i przedmioty.
Po tym jednak już skupił wzrok na Raji, podając jej rękę, aby mogła z nim wyjść na salę.
- Pozwolisz, że ruszymy na salę? Muszę przyznać, że się nie spodziewałem... - zaczął, zaraz nieco odchrząkując. - Bardzo mnie to cieszy, że przyjęłaś zaproszenie - poprawił się chcąc brzmieć odrobinę nieco pewniej. - A kreacja... wyglądasz pięknie - łagodnie, posyłając jej uśmiech, wciąż jeszcze nieco onieśmielony zarówno posturą przewyższającej go kobiety, ale również i jej wyborem stroju.
- Byłaś kiedyś tutaj? - zapytał, kiedy szedł wraz z nią korytarzem, rozglądając się po wystroju i przebierańcach obecnych już na miejscu. - Ja jeszcze nie miałem okazji wcześniej. Napijesz się czegoś? - zaproponował od razu, dostrzegając również i miejsce poczęstunku.
@Yōzei-Genji Madhuvathi
Jego siostra szła u jego boku i już w samym jej sposobie poruszania się było znacznie więcej entuzjazmu. W zestawieniu ze swoim starszym bratem wyglądała tak, jakby zgarnęła dla siebie całą energię. Jej ciemne oczy błyszczały na widok wszystkich przebierańców. Nie była ani trochę zawiedziona tym, że się tu znalazła, bo wyobrażenia związane z tym zachodnim świętem wręcz przerosły jej oczekiwania. Był to pierwszy rok, kiedy w ogóle pozwolono jej wziąć udział w imprezie, jednak ze względu na to, że wciąż była nieletnia, musiała znaleźć jakiś sposób na przekonanie matki.
Heizō był jej kartą przetargową.
— Widzisz, mówiłam ci, że nie będziesz rzucał się w oczy — rzuciła rozbawiona, przenosząc wzrok na umalowaną twarz brata. Namówienie go do tego zabiegu, sprawiło jej niemałą satysfakcję i sam musiał przyznać, że w kwestii charakteryzacji odwaliła kawał dobrej roboty. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie przywykł do ciężaru dziwnych kosmetyków na swojej twarzy.
— Świetnie. Teraz jest mi lżej z myślą, że wyglądam jak klaun — odbił piłeczkę sarkastycznym tonem, który Himari znała już na tyle dobrze, że jedynie roześmiała się i kręcąc głową, przeniosła wzrok na wyświetlacz telefonu.
— Czekają na mnie w ogrodzie.
— No to leć. Znasz zasady — spojrzał na nią znacząco. Zgodził się nie ślęczeć nad nią przez całą imprezę tylko dlatego, że ustalili, że na pewno zwiną się o wyznaczonej godzinie.
— Tak, tak. O północy będę czekać przed salą, żebyś skradł moją duszę, ponury żniwiarzu — zaintonowała z teatralnym westchnięciem. Ułożywszy rękę na jego ramieniu, wspięła się na palcach i cmoknęła powietrze tuż przy jego policzku. Nie chciała zniszczyć swojego dzieła. — Dzięki, Hei. Jesteś najlepszy.
— Wiem — rzucił jedynie, gdy młoda Hattori bez zastanowienia ruszyła pędem przed siebie, znikając gdzieś w tłumie. Przez moment widział jeszcze czubek jej ustrojonej głowy, ale kiedy tylko całkowicie zniknęła mu z oczu, udał się do sali głównej. Ludzie dopiero stopniowo gromadzili się w środku, więc zdołał przemieszczać się bez nieprzyjemnego ścisku. Większa swoboda w budynku działała też na dodatkową korzyść – miał na uwadze to, że jego kompan nie szczycił się najwyższą posturą, więc przynajmniej dużo łatwiej było odszukać go wzrokiem już teraz.
— Boo — wydał z siebie bez emocji, gdy nagle wyrósł tuż obok znajomego chłopaka, tym samym obwieszczając, że pomimo oczywistego zignorowania jego wiadomości, jednak zjawił się na miejscu. Kto nie lubił niespodzianek?
@Seiwa-Genji Enma
— Takie wydarzenia to źródło kontaktów, Ivar — odpowiada poważnie; za poważnie, więc po chwili dodaje: — Choć w zeszłym roku było rzeczywiście okej. Nikt z biedy nie pogardzi darmowym żarciem i alkoholem, nie?
Wzrusza ramionami i przed wejściem na główną salę dopala fajkę. Przydeptuje peta butem i wciąż w oparach nikotyny rusza ku pierwszej z czekających atrakcji — chmarze ludzi o już podpitych twarzach, nogach skąpo tupiących w miejscu i uśmiechach jakby szerszych, niemal żebrzących. A te wiadomo — proszą o namiastkę uwagi. Lawiruje więc między twarzami, tylko na niektórych zatrzymując się ciut dłużej. Są kobiety wysokie i postawne, szerokie w barkach i wąskie w talii. Są osoby o fikuśnych włosach, twarzach przykrytych maskami. Spojrzenie zawiesza na zakonnicy o dużych oczach i krwistych włosach (@Kawai Akane). Gdy i jej oczy lądują na jego twarzy, kulturalnie kiwa głową. Wprawdzie oboje prezentują sobą dwie służby — medyczną i para-wojskową. Rozbawia go ta myśl, więc i ku niej uśmiecha się delikatnie. Patrzy ku dziewczęciu z tęczówkami odbijającymi światło głównej sali. Ze spojrzeniem wciąż utkwionym w jaskrawych pasmach opadających na ramiona zagaduje partnera:
— Dlaczego akurat chirurg? — Pytanie kręciło się pod językiem już od jakiegoś czasu; spojrzenie z zakonnicy spływa ku towarzyszowi: — Chcesz mi dzisiaj jeszcze wyciąć wątrobę?
Z małym ociągnięciem idzie się za Ivarem. W tęsknocie za nikotyną zlizuje ostatni jej posmak z ust.
— Nie brałem udziału w zeszłorocznych rozrywkach— odpowiada nachylając się tuż przy mężczyźnie, palcem hacząc o zapisane na kartce nazwiska. — Kojarzysz kogoś?
Pytanie zawiesza przy jednym z ksyw, imion, haseł, które zna. Przy wdzięcznie zapisanym Raja ( @Yōzei-Genji Madhuvathi) uśmiecha się nieznacznie i stuka opuszkiem tuż koło ostatniej litery. Jeszcze na tydzień wstecz doleczał zacięcie na łydce, którego dorobił się w Kobayashi. Nie komentuje głośniej a jedynie nieudolnie kaligrafuje własne imię na kartce i na nowo rozgląda się po sali. Budzi się w głowie chęć na iście halloweenowe zagrywki, ale te w myśl imprez winny być zakrapiane. Chwyta więc Ivara w pasie, na moment, krótką chwilę, by zwrócić na siebie uwagę.
— Co chcesz?
Podbródkiem wskazuje bar, przy którym stoi zblazowany barman o podkrążonych, znudzonych oczach. Dziwnie przypomina mu kogoś innego; kogoś pracującego w tym samym zawodzie. Prycha rozbawiony i na nowo patrzy ku Ivarowi. Zirytowany sięga chirurgicznej maski, którą przy jednym pociągnięciu zsuwa z jego ust:
— Nic nie rozumiem — mówi szybko. — Jeszcze raz, co chcesz?
I już ma ruszać ku alkoholowi, ale wtem ramię mężczyzny haczy o inne. W jego opinii obce ciało nachalnie wpada na to jego, więc automatycznie napina ramiona i głowę w złowrogim nawyku nachyla ku prawemu barkowi*. Język przejeżdża po górnej linii zębów, gdy wzrok pada na twarz zamalowaną czarno-białymi farbami ( @Hattori Heizō). Mierzy sylwetkę wzrokiem, po czym zirytowany ponownie obraca się ku Ivarowi:
— Wódka podwójna?
* Realizacja Psikusa — pech;
@Ivar Hansen
To, że na jegomościa, który ją tu zaprosił wpadła we śnie - to już kwestia, którą można pominąć przy odpowiedzi na pytanie Gdzie się poznaliście?
Nie mogła jednak zaprzeczyć, że zaproszenie nie było czymś, nie po tym, jak go potraktowała. Może i potem żałowała - tak na dobrą sprawę, możliwe, że faktycznie miał dobre chęci. Niepodbudowane żadną konkretną pobudką, potrzebą. Nie wymagał od niej niczego.
No, może poza pojawieniem się na balu.
Ekscytowała się? Może. Nie dałaby tego po sobie poznać, w ogóle nie było takiej opcji, ale tknęło to jej dziecięcą fascynację przebierankami i tak prostymi zabawami. Czy od razu, po odczytaniu zaproszenia, zaczęła zastanawiać się nad przebraniem? Oczywiście, że tak.
Chciała odegrać pewną fantazję, poczuć się jak Morticia Addams, poczuć się pięknie, choć ten jeden dzień w roku. To całkiem naturalna potrzeba, ale w obliczu tego, jak często musiała bardziej skupić się na funkcjonalności stroju, tracąc przy tym na walorach estetycznych, ilość nazbieranej energii musiała w końcu znaleźć ujście.
Nawet jeśli w obcasach nie chodziła jakoś perfekcyjnie.
Pociągnęła za sobą długą suknię, sunącą zgrabnie po posadzce, w rytm stukotu ciężkich butów. Misternie ułożone włosy, nad którymi spędziła znacznie zbyt długo, kiwały się delikatnie na boki, z każdym całkiem zgrabnie przekładanym krokiem. Była stabilna, jeszcze, bo nie dorwała się do ponczu.
Ustawiła się z początku nieopodal drzwi wejściowych, unosząc przy tym zgrabnie wytatuowaną brodę, by rozeznać się w otaczającym ją towarzystwie. Nie żeby była taka potrzeba - buty dawały jej wystarczające uniesienie, by widziała wszystko.
Czerwonowłosą wiedźmę ( @Hecate Shirshu Black ), którą kojarzyła z innej, nie tak przyjemnej okazji, z początku zignorowała, dopiero po sekundzie wracając w jej stronę spojrzeniem. Nie chciała wspomnieniami wracać do sytuacji z parku, więc tylko na krótkim zawieszeniu spojrzenia się skończyło. Jej towarzysza nie mogła powiązać z żadnym imieniem.
Co dalej? Ach tak. Pierwsza zakonnica na horyzoncie, z pewnością i nie ostatnia. Para przebrana za jakże urocze mumie, kilka innych, niewiele znaczących osób.
Tu jesteś.
Uniosła delikatnie kąciki ust, wypatrując swojego, cóż, towarzysza wieczoru ( @Nakamura Kyou ). Ruszyła w jego stronę, nie spiesząc się zbytnio, z każdym kolejnym krokiem formując na ustach szerszy, może odrobinkę groźny uśmiech. Pasował do ciemno pomalowanych oczu i ust podkreślonych na kolor wina. Był uroczy, w tym kapeluszu. Wyraźnie udzielał się jej ogólny dobry humor, jeśli dochodziła do takich wniosków trzeźwa.
Ujęła go bez zastanowienia pod ramię, chyląc się nieznacznie. Nie na tyle, by można było to uznać za niemiłe.
— Kim bym była, żeby odmówić? Takiej formy przeprosin jeszcze nigdy nie dostałam — zerknęła na niego znacząco, chcąc i tym zasygnalizować, że już zła nie jest. Wybaczyła to, ot, drobne, nietaktowne zachowanie. Zbliżyła się do jego ucha, słysząc komplement, by szepnąć na nie ciche, ale jakże wyraźne dziękuję.
— Nie, nie zdarzyło mi się — rozejrzała się, gdy przeszli dalej, nieopodal baru. Spojrzenie rozjaśniło się na widok znajomej postaci. Odwróciła głowę w stronę partnera, puszczając jego rękę. W zamian tego przeszła za niego, układając palce na ramionach, by delikatnie, acz stanowczo, przekręcić go w stronę umęczonego życiem lokaja, zbierającego chętnych do gry.
— Leć się zapisz, a ja nam wezmę coś do picia, hm? No już, już — uśmiechnęła się delikatnie, prostując zaraz plecy. Nic im się nie stanie, jeśli na chwilkę się rozstaną, prawda? Ta, w zamian, odwróciła się na pięcie, by pewnym krokiem zajść od tyłu znaną jej osobę ( @Keita Gotō ), zawisnąć delikatnie nad jego plecami, gdy rozmawiał ze swoim partnerem, przebranym za jakże przerażającego, krwawego doktorka.
— Nie znudziło Ci się Tsunami po ostatnim, Keita? — zaczęła, przechylając głowę tak, by czarne, śliskie włosy zgrabnie spłynęły po gołym ramieniu — Na twoim miejscu miałabym ich serdecznie dosyć.