31 października główna sala to spełnienie marzeń wszystkich wielbicieli grozy. Ogromną przestrzeń przemodelowano na pomieszczenie pełne pajęczyn i ciężkich kotar w kolorze płynnego wina, obrazy zamieniono na malunki powykręcanych monstrów i zjaw, a stoły zastawiono potrawami wzorowanymi na częściach ciał, owadach i zwierzętach. Wokół panuje klimatyczny półmrok, mimo zdecydowanie dobrego przepływu prądu - nad głowami zebranych migają dające skąpe światło żarówki ciężkich żyrandoli, resztę ciemności rozganiają zaś liczne świeczki i świecie różnych wielkości.
W rogu gra wynajęta specjalnie na bal orkiestra, której zadaniem jest podsycenie uroku Halloween. Nie szczędzą zatem swoich sił przy odtwarzaniu najpopularniejszych utworów kojarzonych z tym świętem - w repertuarze nie zabraknie choćby Spooky Scary Skeletons Andrew Golda, ale również melodii z kultowych soundtracków kina grozy.
Zabawa rozpoczyna się o godzinie 21:00 - wtedy gargantuicznych rozmiarów wrota uchylają się, wpuszczając tłumy wiedźm, wilkołaków, wampirów i mumii, których stukot obcasów rozprzestrzenia się po pomieszczeniach jak klekot tysięcy kości. Wśród gości nietrudno wychwycić okiem poprzebieranych na zakrwawionych lekarzy i pielęgniarki kelnerów, lawirujących między ciałami z tacami.
Bajki i horrory mają ze sobą coś wspólnego. Wielu ludzi lubi horrory głównie dlatego, że w nich strach jest oczywisty. Prosty. Żeby go uniknąć, wystarczy nie wejść do nawiedzonego domu, nie chodzić nocą po lesie, nie zatrudniać się w Freddy Fazbear's Pizza. Kto przeżył prawdziwe zło, ten wiedział, że w życiu jest ono o wiele bardziej nieprzewidywalne i zdaje się czychać za każdym zakamarkiem, a ludzie żyć muszą z tą wiedzą w nadziei, że uciekać będą od tego Licha najdłużej, jak to możliwe. Wiadomo bowiem że ono i tak, prędzej czy później, dopada każdego. Trzyma tak długo, aż mu się znudzi i nie ma na to ratunku.
Dlatego też te wszystkie poprzebierane zjawy dawały tyle nienaturalnej radości. Wysoki chłopak pierwszy raz doświadczał czegoś takiego, a ogromna sala przerosła jego oczekiwania. Nastrojowe światła odbijały się w rozmarzonych oczach niczym ogniki, lustrując jego myśl, że by tu pasował. Tak bogato, tak pięknie, tak magicznie. Niczego tak w tej chwili nie pragnął, jak skorzystać z tej dogodności, nim zniknie znów w sferze dziecięcych marzeń, gdy będzie musiał opuścić to miejsce i wrócić do szarej rzeczywistości.
Szedł powoli stawiając nogi wzdłuż balustrady na piętrze, zza której obserwował widok na całe wnętrze. Nie chciał uszkodzić trzymanej w dłoni burgundowej róży, którą wcisnęli mu w ręce znajomi po przegranym zakładzie. Dostał piorunujące zadanie - wręczyć kwiat obcej osobie z tłumu, którą mu wyznaczyli. Proste, chcieli by zrobił z siebie creepa. Wiedział to, ale był honorowy, a ze wszystkich rzeczy które przepełniały serce Kou lękiem, spontaniczne podejście do obcej osoby nie stanowiło dla niego większego problemu.
Wkrótce zrozumiał, dlaczego żartownisie zaplanowali sobie to zadanie tak, a nie inaczej. Astygmatyzm stanowczo przeszkadzał mu w ocenie jakichkolwiek wymiarów z daleka. Gdy podszedł bliżej, nieznajomy okazał się być bardzo niziutki w jego oczach. - Cześć... - Jakby nigdy nic uśmiechnął się promiennie i nie chcąc zmuszać nieszczęśnika do zadzierania głowy w górę, usiadł obok na balustradzie i splótł ze sobą długie nogi.- Może to się wydawać dziwne, ale to dla Ciebie, słońce. I wyciągnął dłoń delikatnie ujmującą kwiat w stronę Enmy, próbując grać niewzruszonego, choć w środku gotował się z poczucia, jak bardzo ta sytuacja przypuszczalnie mogła być kuriozalna w oczach nieznajomego.
@Seiwa-Genji Enma
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Spędził przy nim zdecydowanie zbyt dużo czasu, zajadając swą rozpacz wywołaną rozstaniem wszelakimi babeczkami, ciastami i innymi smakołykami, których kształt nawiązywał do przerażającego święta jakim było Halloween. I gdy właśnie kończył popijać ostatni kawałek czekoladowego nietoperza - jego ducha nadal nie było. Niemal w teatralny sposób westchnął, pozwalając sobie na niezadowolenie, które pojawiło się na jego twarzy.
Pluł sobie w twarz, że spuścił go z oczu.
Ale również za to, że nie zabrał telefonu komórkowego z domu. Niby pierdoła, ale wygląda na to, że bez tego urządzenia funkcjonować po prostu się nie da. Nie we współczesnym świecie, w którym przyszło im egzystować.
Leniwe kroki pokierowały go w stronę tarasu, skąd docierało do niego orzeźwiające, nocne powietrze. Enma potrzebował chwili tylko dla siebie, z dala od zgiełku ludzi i wszechogarniającego krzyku. W głowie mu huczało, a uszy niemal krwawiły. Jako osoba niemal głucha, przebywanie w miejscach publicznych było dla niego zawsze wielką udręką, dlatego też z wdzięcznością odetchnął, opierając się o balustradę.
Tylko on i noc. Idealne połączenie. Powieki niemal opadły, pozwalając mu rozkoszować się tą chwilę jak najcenniejszym trunkiem, ale nie minęła zaledwie minuta, a jego magiczna chwila została rozsypana na drobne kawałki niczym zdmuchnięty dom z kart.
Spojrzał w bok, na mężczyznę
- Wybacz. - odezwał się zaskakująco miękkim tonem, który tak bardzo nie pasował do wyrazu jego twarzy.
- Ale nie jesteś w moim typie.
@Naiya Kō
Seiwa-Genji Kamiko and Naiya Kō szaleją za tym postem.
Mimo wszystko spojrzał na niewielkiego nieznajomego z wymalowanym na twarzy zdziwieniem. - A... kto pytał? - Wyrzucił cicho w beztroskim roztargnieniu. Wówczas również zatopił wzrok w czerwonych płatkach, które dały mu ponownie do zrozumienia, jak to wszystko musiało jednoznacznie wyglądać. Z jednej strony widok tej kwaśnej miny zstąpił na Kou lekkie poczucie zawstydzenia, widocznego nawet pod warstwą dobrze kryjącego podkładu. Z drugiej był zmieszany. Czy ktoś właśnie go odrzucił, nawet jeśli tak naprawdę nie miał ukrytych intencji?! Te dość brutalne zderzenie z rzeczywistością tak czy inaczej ugodziło ego równie wysokie, co on sam. A może chciał ją dać, by zaraz wyciągnąć rachunek na dwa miliony? Nigdy nie wiadomo, czego obcy wychodzący ze zgiełku ludzi mógł oczekiwać. Nigdy nie wiadomo, więc po co od razu zakładać, że... nie, Kou, opanuj się. Przecież właśnie próbowałeś dać komuś różę. Czerwoną.
Widział kątem oka, jak ktoś z jego znajomych zgina się w pół ze śmiechu z drugiego końca sali, zauważywszy odmowę przyjęcia kwiatka. A to chujki. Niezręcznie zagryzł wargi. Ręce nieubłaganie świerzbiły go, by pokazać im bardzo sugestywny środkowy palec, czego jednak nie uczynił. Choć uniósł przez chwilę rękę, w porę zdążył się opanować, udając, że tak tylko rozgląda się wokół. Nie chciał czynić sytuacji jeszcze bardziej porąbaną i niezręczną, niż rzeczywiście była.
- Może i dobrze, gdyby było inaczej, ten kto kazał mi go tobie przekazać, nie dałby mi żyć. - odparł z udawanym spokojem i miną obrażonej księżniczki, nad którą nie był w stanie zapanować. Specjalnie powiedział to tak, by zostawić miejsce na domysły, choć nie wiedział, z kim ma do czynienia i jak to odbierze. Jednak po co być oczywistym? Reakcje na takie niedopowiedzenia zawsze mówiły wiele o innych, a wiele ciekawego potrafiły także stworzyć... wcale to nie tak, że z dwóch stron poczuł się zaatakowany wzgardzeniem, nawet jeśli takowe uczucia nie były do końca na swoim miejscu.
- Kontrowersyjna sprawa, dawanie ludziom kwiatków, hm? Ale ten został już zerwany. Ja go wyrzucę, a wtedy jego marne istnienie skończy się dziś, bez żadnego większego sensu. Nawet nie pocieszy nikogo swoją urodą. Po prostu zmarnieje jeszcze zanim zniszczy go jego krucha natura. Nie rusza cię to, słońce? - Począł swój monolog tonem melancholijnym, zupełnie nie pasującym do słów, które wypowiedzieć mógłby równie dobrze bardzo zdesperowany sprzedawca z cygańskiego bazaru. - Możesz też go wziąć i dać tej krótkiej egzystencji jakieś znaczenie. - Kontynuował bezmyślnie, tak naprawdę nie za bardzo czując, że jego starania cokolwiek mu przyniosą. Co innego było celem. Zagadać na śmierć własne kotłujące się odczucie irytacji.
- Nie szukam nikogo. Spokojnie. - Częściowo skłamał. - Jestem Naiya Kou. - Przedstawił się, odgarniając włosy peruki z twarzy paznokciami. - Jestem wróżbitą, influencerem i nie w twoim typie. Też mi się przedstawisz, żebym wiedział, w czyim typie nie jestem? - Nadal wyglądał na nieco nadąsanego, jednak jego ton był przyjazny, wręcz żartobliwy. Nie pozwoliłby sobie od tak naskakiwać na obcych, zwłaszcza ze świadomością, że jego wzrost niejedną osobę potrafił z góry przerazić. Wsparł brodę na dłoni, patrząc wyczekująco na reakcję niewysokiego chłopaka.
@Seiwa-Genji Enma
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Księżyc mu świadkiem, ale był gotowy odwrócić się i odejść w swoją stronę, pozostawiając nieznajomego samego z kwiatem. Nie uważał tego za niestosowane, mimo że w japońskiej kulturze takowe zachowanie było naganne i potępiane. Ale w jego prywatnym savoir vivrze wszystko było inne. Jeżeli ktoś naruszał jego przestrzeń osobistą, nawet jeśli tylko werbalnie, automatycznie starał się bronić swoich granic, nawet kosztem dobrych manier.
A jednak został.
Jego ciało nie drgnęło, nie licząc zmiany pozycji na wygodniejszą, kiedy lędźwie przywarły mocniej do barierki za nim, wypierając z umysłu wszystkie filmiki i tragiczne historie o upadkach z balkonu. Nieznajomy, wbrew pozorom, wydawał się zaskakująco intrygujący, i z pewnością nie dlatego, że za dziecka pewnie zajadał się szpinakiem a potem zapijał to mlekiem albo kiedy stał w kolejce po wzrost to zrobił kilka okrążeń i ostatecznie otrzymał go pięciokrotnie. Było w nim coś innego. Coś, co działało trochę jak magnes. Albo jak płomień, który przyciągał samobójcze ćmy.
Wsłuchał się w jego wytłumaczenia, które wydały się idiotyczne. Ale w tym idiotyzmie były też zabawne, dlatego też jego kąciki ust mimo wszystko ugięły się nieznacznie pod naporem wesołości. Czy ruszała go tragiczna historia róży?
- Nie. - odparł wręcz krystalicznie szczerze, odwracając lekko głowę w jego stronę. - Przecież to zwykły kwiatek. Chabaź, których jest wiele. - dodała udowodniając tym samym, że jego duszy było daleko do romantyczności i empatii. A jego takt był porównywalny do walca drogowego.
- Jak ci go tak szkoda, to sam zabierz go do domu. Albo... - dwubarwne spojrzenie leniwie potoczyło się po tłumie w sali, aż w końcu opadło na samotnie stojącej dziewczynie w stroju myszy.
Szara myszka, o ironio.
- Widzisz tę dziewczynę w stroju oposa? Jestem pewien, że gdybyś podszedł do niej i podarował kwiatka, to na pewno zapamiętałaby ten wieczór na długo. No śmiało, nie wstydź się. - zachęcił go, przechylając głowę lekko w bok, a ciemne i długie kosmyki peruki leniwie zsunęły się po jego ramieniu niczym obsydianowa kaskada wodospadu. Nie wiedział czemu, ale coś podpowiadało mu, że nieznajomy ostatecznie nie zrobi tego, a biedna róża rzeczywiście zakończy swój żywot jeszcze dzisiejszej nocy.
Z drugiej strony, kto wie?
- Seiwa. - przedstawił się krótko, nie lubiąc podawać pełnego imienia i nazwiska nowo napotkanym osobom. W dziewięćdziesięciu procentach Enma nie spotykał ponownie tych samym osób w swoim życiu. Przelotne znajomości, chwilowe, jak zimowy oddech w grudniową noc. Rozmazywały się szybko we wspomnieniach, jedynie czasami pozostawiając po sobie posmak. Gorzki, albo słodki. A jak będzie tym razem? Któż to wie.
- Wróżbita? - uniósł jedną brew, a na jego ustach ponownie tego wieczoru ułożył się cień uśmiechu. I choć był sceptykiem do tego typu praktyk, nie wierząc w taroty, liczby astrologiczne i inne tego typu bzdety, to powoli uniósł dłoń i wyciągnął w stronę rozmówcy, ukazując jej wnętrze.
- Powróżysz?
@Naiya Kō
Warui Shin'ya and Naiya Kō szaleją za tym postem.
Wzrost Naiyi za to był anomalią. Zaprzeczeniem wszelkich lekarskich zaleceń i teorii, że każdy wypalony papieros za młodu skraca o milimetr. Chyba, że przeznaczone było mu zostać tytanem pokroju tego, którego spotkał w pokoju pierwszym, ale lata licealne spędzone w towarzystwie butelki, bynajmniej nie mleka, zaprzepaściły mu szansę na pojawienie się w gazecie. Zamiast tego mógł się pochwalić wyrośnięciem na piękny okaz czarnej owcy w rodzinie, której kopyta i aksamitna sierść były bardziej zadbane, niż wewnętrzne potrzeby, aby zachować choćby pozorny życiowy balans.
Mimo, że odnotował w dwubarwnych oczach, w które dyskretnie acz intensywnie się wpartywał niechęć, nie był w stanie do końca przejrzeć Enmy. Szybko zrozumiał, że to nie będzie proste, tymbardziej poczuł się niepewny. A im bardziej był niepewny, z tym większym pragnieniem by udawać tak pewnego się zmagał.
Niewiele nauczył się od sytuacji w Shuryōbie. Choć całe zdarzenie wywarło niezaprzeczalnie piętno na jego umyśle, znowu zaczynał przybierać całkiem podobny vibe, co tamtego felernego wieczoru, gdy za swoje niestosowne, natarczywe zachowanie dostał nagrodę w postaci rozkrwawionego nosa. No cóż. Ludzie tak uparci jak Kou nie zmieniają się tak łatwo.
- A więc to tak. -
Na odpowiedź chłopaka twarz pseudo-zakonnicy wstąpił leniwy uśmiech, który obrósł w kwiatki wraz z zauważeniem, że jego głupie paplanie odniosło jakiś pozytywny skutek. Delikatnie się zaśmiał.
- A, mój drogi, w którym momencie powiedziałem, że mi go szkoda? - Odparł, ostrożnie, choć wychwytywalnie mieląc coś w buzi, gdy wiódł niechętnym spojrzeniem za wskazaniem Enmy. Wydawał się długo przypatrywać dziewczynie; bo nie wyglądał wcale na zagubionego, choć zgodnie z prawdą długo mu zajęło odnalezienie wspomnianego oposa wzrokiem. Nie tak myślał, że wyglądają oposy, ale powstrzymał się od komentarza cisnącego mu się na usta. Oczywiście, nie miałby żadnego, najmniejszego problemu do niej podejść, tak samo, jak zrobił to w stronę Seiwy.
Więc czemu nie miał zamiaru tego zrobić?
Towarzystwo kogoś, kto na pierwszy rzut oka mógłby być dla niego przyjaźniejszy, zwyczajnie wydawało mu się... nudniejsze, przez co mało interesujące. Atmosfera była dziwna, a obecność Enmy i jego zachowanie przygaszało Kou niczym wiatr; powodując, że po chwili coś w skotłowanym, niemal dwumetrowym piecu za każdym podmuchem buchało jeszcze większymi płomieniami, niż wcześniej. Miał ochotę to wszystko przełamać. Zmyć, albo chociaż zaburzyć te zdystansowanie chłopaka w jak najbardziej subtelny sposób. Mimo, że nie robił nic złego, w jakiś niewypowiedziany sposób te sprawy go drażniły; ale było to zaledwie uczucie pokroju źdzbła wplątanego w sweter. Prawie niezauważalne, a jednak wystarczająco silne, by wpłynąć na myśli i decyzje. Złamał w palcach kruchą łodygę kwiata, która poszybowała w górę jak jaskółka, uwięziona pod ołowianą chmurą. Uniósł wzrok tuż za nią, jakby odprowadzał ją do innego świata, w którym miała skończyć; wydarta z piersi przelatującego wiatru, rzucona w ciemność, porwana przez siły ciążenia, zniknęła w ułamku sekundy z pola widzenia ich obu, gdzieś za ich plecami.
Enma miał dobre przeczucie. Kou tylko z grzeczności lustrował chłodnym, obojętnym spojrzeniem sylwetkę szarej myszki.
- To tylko jeden z wielu kwiatów. - Zaironizował. - Nie jest w moim typie. -
Chętniej sprawię, że to ty go zapamiętasz, Seiwa.
- Tamten był o wiele bardziej intersujący. - Wzruszył ramionami. - A tego - wskazał bez należytego w takiej sytuacji dystansu palcem prosto na dziewczynę, nie odrywając drugiej ręki od barierki. - nie mogę zrzucić z balkonu. Nie miałbym serca. - Powiedziawszy to odwrócił nienaturalnie intensywny wzrok ponownie na nieznajomego, przechylając głowę jakby sugerował najdziwniejsze pytanie, jakie mogło paść na tej sali tego wieczoru. Zbyt dziwne i niepokojące, by mógł wypowiedzieć je na głos. A ciebie mogę?
Zgrywał się z bogowie wiedzą jak głupich przyczyn, lecz był horrendalnienwręcz ciekawy, czy Seiwa zrozumie aluzję i jaka będzie jego reakcja. Wyczulił się na każdy gest, każde słowo. Coś w zachowaniu niższego kolegi wytrącało go z równowagi i nieświadomie czuł potrzebę by zrównoważyć wszystko do równi pochyłej. Bezpośredniość i silne trzymanie swoich granic przez Enmę zderzało się całkowicie z temperamentem Kou, który kłamał lekką ręką i uealstyczniał swoje własne granice najbardziej, jak to możliwe. Wydawało się, że są przeciwieństwami nie tylko na zewnątrz, ale... jednocześnie czuł, że być może wcale nie anihilują się jak materia z antymaterią, a z tej mieszanki może powstać coś dziwnie interesującego.
Takowa sytuacja subtelnie, acz mimowolnie ropuszczała jego społeczne hamulce, które na codzień wypadało mieć. W sumie... już i tak od pierwszej chwili, od kiedy tylko się odezwał a może i od wcześniej robił z siebie błazna, więc co mu teraz szkodziło?
- Mogę, ale widzisz, podobno to grzech. Za grzechy się płaci. - Mrugnął do Seiwy, nie zważając na jego chłodne podejście. Kłująca potrzeba dostosowywania się odeszła wraz z przybraniem nowej roli, którą dawały mu wszystkie elementy przebrania. Bliżej było mu do tego Kou, który pojawiał się na scenie. - Na twoje szczęście ta wróżka nie jest materialistką kotek. Pokaż mi coś ciekawego, na przykład... -
Karty pojawiły się w dłoni, nie wiedzieć kiedy, zupełnie jakby wyczarował je z rękawa. Razem z nimi na podniesionej dumnie twarzy pojawił się lekki, złośliwy uśmiech.
- Zatańcz ze mną. -
@Seiwa-Genji Enma
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Zadrżał, choć niepostrzeżenie, jakby za wszelką cenę nie chciał, aby świat ujrzał te drobne słabości, którymi się odznaczał, powoli przenosząc wzrok na swojego rozmówcę. Jak się przedstawił? Kyou? Kayo?
Miał trochę wrażenie, że mężczyzna mówi jedno, ale całym swym ciałem oraz zachowaniem przedstawia drugie. Enma nie miał pojęcia czy w jego czynach znajdowała się pełna świadomość podsycana naturalną psotą i chęcią do przekomarzania, czy może jego umysł nie rejestruje tychże sprzeczności, ale wiedział jedno: Dzisiejszego wieczoru naprawdę nie miał ani ochoty, ani zamiaru dać się wciągnąć w jakieś gierki.
A może Koyo? Nie.... czy aby na pewno było tam "y"?
Westchnął.
- Słaby z ciebie magik. Czy tam wróżbita. - odpowiedział mu z nutą rozczarowania, być może licząc na jakieś spektakularne przedstawienie rodem z Hollywood. - Jak tak się nad tym zastanowić, to o wiele bardziej pasujesz na poetę. Może wydasz jakiś tomik poezji? - wreszcie lisi uśmiech leniwie wpełzł na jego usta, gdy lewy kącik ust uniósł się ku górze, a Enma pozwolił sobie na kroplę złośliwości, choć na próżno szukać tam było negatywności czy prowokacji.
Kou! Tak, tak się nazywał. Naiya Kou!
Zignorował propozycję tańca, uważając ją za mało zabawny żart. Nawet, jeżeli miała to być pewnego rodzaju zapłata. Żadna magia tego świata nie była tego warta. Nie tańczył. Nie lubił i unikał jak tylko mógł. Taką umiejętność uważał za zbędny dodatek w życiu, i choć sam poniekąd był zmuszony do nauczenia się kagury, tak poza rytualnym tańcem nigdy przedtem nie interesował się artystyczną stroną tego świata.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, jednocześnie mrużąc oczy w zastanowieniu się nad całą tą kuriozalną sytuacją, w jakiej się znalazł. Mężczyzna był dziwny, to na pewno, ale przy tym wydawał się dość niegroźny. Nie licząc rzecz jasna jego monstrualnego wzrostu, który nawet na zachodnie standardy był anomalią. A mimo to zdawało się, że te ponad dwa metry pasowały do niego. W pewien pokraczny sposób idealnie łączyły się z zachowaniem Naiyi, tworząc przy tym kompletną całość.
- Dobra, bądź ze mną szczery. A przynajmniej spróbuj. - podjął rozmowę, chcąc ukrócić tę dziwną zabawę w kotka i myszkę. Bo w to się bawili, prawda?
- Czego właściwie chcesz? Ciężko mi uwierzyć, że wpadłeś na pomysł aby podejść do jakiegoś randomowego gościa z kwiatkiem w nadziei na scenę rodem z jakiejś koreańskiej mangi. Czy innej, bzdurnej mangi. - wrodzona, choć zapewne o wiele bardziej pasuje tu określenie "nabyta" ostrożność oraz brak zaufania w stosunku do innych ludzi, zwłaszcza nieznajomych, na zawsze odcisnęło swoje piętno na Seiwie. Jak wypalenie niewidzialnego znaku na jego skórze, z którym przyjdzie mu zmagać się do reszty swoich dni. Enma już dawno temu przestał wierzyć w bezinteresowność. Każde działanie miało jakiś sens, choć nam mogło wydawać się zupełnie inaczej. Nie było rzeczy, czy nawet emocji, która była zupełnie za darmo i dostępna dla każdego, kto aktualnie tego potrzebował. Wszystko niosło ze sobą cenę oraz konsekwencje. Nawet relacje, które przecież powinny być szczere, często okazywały się jedynie pustą skorupą, spod której już dawno wypłynął jad.
Za wszystko trzeba było płacić.
Tak jak teraz.
Naiya Kou wymagał zapłaty. A Enma absolutnie nie był zdziwiony.
- Jesteś bardzo nieuważny, Naiya. A co, jeżeli okazałoby się, że jestem mordercą? I zamierzam cię za moment zaprosić na spacer, z dala od tych wszystkich nachalnych spojrzeń tylko po to, aby dokonać czegoś okrutnego? - ponownie ten sam lisi uśmiech, choć pełen dystansu, wyznaczający niemal namacalną granicę między nimi, to jednak abstrakcyjnie nie zamierzający odpuścić; odsunąć się; odejść.
Tak było zabawniej. Bardziej ekscytująco, prawda?
@Naiya Kō
|
|