Główna sala - Page 8
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Nie 30 Paź - 19:59
First topic message reminder :

Główna sala


31 października główna sala to spełnienie marzeń wszystkich wielbicieli grozy. Ogromną przestrzeń przemodelowano na pomieszczenie pełne pajęczyn i ciężkich kotar w kolorze płynnego wina, obrazy zamieniono na malunki powykręcanych monstrów i zjaw, a stoły zastawiono potrawami wzorowanymi na częściach ciał, owadach i zwierzętach. Wokół panuje klimatyczny półmrok, mimo zdecydowanie dobrego przepływu prądu - nad głowami zebranych migają dające skąpe światło żarówki ciężkich żyrandoli, resztę ciemności rozganiają zaś liczne świeczki i świecie różnych wielkości.

W rogu gra wynajęta specjalnie na bal orkiestra, której zadaniem jest podsycenie uroku Halloween. Nie szczędzą zatem swoich sił przy odtwarzaniu najpopularniejszych utworów kojarzonych z tym świętem - w repertuarze nie zabraknie choćby Spooky Scary Skeletons Andrew Golda, ale również melodii z kultowych soundtracków kina grozy.

Zabawa rozpoczyna się o godzinie 21:00 - wtedy gargantuicznych rozmiarów wrota uchylają się, wpuszczając tłumy wiedźm, wilkołaków, wampirów i mumii, których stukot obcasów rozprzestrzenia się po pomieszczeniach jak klekot tysięcy kości.  Wśród gości nietrudno wychwycić okiem poprzebieranych na zakrwawionych lekarzy i pielęgniarki kelnerów, lawirujących między ciałami z tacami.



Ostatnio zmieniony przez Haraedo dnia Wto 31 Paź - 21:06, w całości zmieniany 1 raz
Haraedo

Ivar Hansen

Czw 10 Lis - 2:13
  Stresował się w nowym otoczeniu w otoczeniu kompletnie obcych mu ludzi. Nie wiedział, czy tylko sobie to wmawiał czy faktycznie tak było, ale nie radził sobie najlepiej w interakcjach międzyludzkich, co dało się dostrzec przy pierwszych chwilach poznania. Z jednej strony potrafił dużo mówić, wypuszczając z siebie falę słowotoku, z drugiej czasami nie mógł wydusić z siebie krzty słowa. Może właśnie dlatego pojawienie się obcych mu osób wywoływało w nim pewien dyskomfort, ponieważ nigdy nie wiedział jak będzie na nich reagować. To loteria, w której wygrana była poza zasięgiem jego rąk.
  — Trudno się nie zgodzić. Nie zastanawiałem się nad tym jeszcze, ale raczej dla wygody wybiorę Fukkatsu — odpowiedział, trochę przekłamując swoją odpowiedź. Prawda była taka, że wolał mieszkać gdzieś dalej i na uboczu. Jednak świadomość tego, że znowu miałby być z daleka od Keita napawała go niezrozumiałym niepokojem. Jeszcze nie wiedział, skąd ten niepokój brał się, ale chciał być blisko niego na wypadek gdyby tego potrzebował.
  — Ah, nie przeprowadziłem się. Od sześciu lat podróżowałem po świecie i właśnie zakończyłem tę podróż — odpowiedział z przekonującym i wyjątkowo łagodnym uśmiechem, swoje spojrzenie skupiając na nowo poznanym mężczyźnie. Ktoś tak uprzejmy nie mógł być yurei, prawda? Równie szybko udowodnił, że to jednak Ivara wypadałoby się lękać, na sam fakt niespodziewanego spoliczkowania.
  Zresztą sam nie wiedział, co w tym momencie było bardziej żenującego. Widząc zbliżającą się dłoń kobiety i tak nagły odruch, ciemnowłosy odsunął się o krok. Mimo to nie udało mu się uniknąć dłoni, która chwyciła za maskę, poprawiając ją. W jednym momencie wziął głęboki haust powietrza, z nadzieją że tak od razu nie zdradzi swojej reakcji. Słowa "Ty też jesteś śliczny" odbijały się w jego umyśle, nie spodziewając się takiej reakcji z jej strony. Czemu kobiety musiały być takie... takie... cholernie śmiałe. Czemu to on musiał mieć z nimi jakiś wewnętrzny problem?
  — Mhm — wypalił tylko, usta zwijając w wąską linię i niebiosom dziękował za to, że miał na sobie maskę, która przysłoniła jego lekkiego rumieńca. Nie wsłuchiwał się już w dalsze słowa, a na horyzoncie dostrzegł przybywający alkohol. Nie patrząc na to jaki to był alkohol — może Rajki, a może Keita — po wzięciu szklanki wypił duszkiem jego zawartość, samemu pokazując, że miał dosyć spory spust. Przynajmniej w tym momencie.
  Niewiele później powrócił i jego towarzysz, a słysząc kolejny tekst od Rajki, wywrócił mentalnie oczami, nie wierząc, że musiało go to spotkać. O tym właśnie mówił te dwa tygodnie temu — jakiekolwiek nowe znajomości nie były mu potrzebne. Czuł się pożerany od niezręczności, która go przyblokowała.
  — Nie aż taki — odchrząknął, zbierając się w sobie, by przełamać swoją nieporadność w tej sytuacji. Chwilę później kobieta porwała swoje mentalne wsparcie, pozostawiając go samego sobie na tym kruchym podłożu. Nie miał pojęcia co jeszcze takiego mu się przytrafi tego wieczora, a to przecież był dopiero początek. Przynajmniej ten dał mu jakieś zajęcie, kiedy to dwa urządzenia pojawiły się w jego dłoni.
  — Eh, niech Ci będzie — ulega zbyt szybko i zbyt łatwo, czując również jak powoli procenty szumią mu w głowie. Wypicie tak szybko swojego drinka nie było najmądrzejszą decyzją, ale jego decyzje rzadko kiedy bywają mądre. Gdzieś tam przemknął mu drobny uśmieszek, choć był on niezauważalny przez nasuniętą maskę — Dodam Ci psie! — zawołał za nim, puszczają go na ten nieszczęsny taniec, choć kątem oka zerknął na to, czy z boku wyglądali ze sobą ładnie. Zagryzł wargę, a pokręciwszy głową, spojrzeniem powrócił na urządzenia. Mógł się tego domyślić, że brudną robotę będzie musiał odwalić właśnie on.
  — O rany. Ledwo wróciłem, a już mnie wykorzystuje — poskarżył się, mając świadomość tego, że Pan Muszkieter w kapeluszu dalej obok niego stał. Prawda?
  W każdym razie z głupkowatym uśmieszkiem na ustach stworzył ich podobizny i nazwał swoimi imionami. Przy tworzeniu Keita, co jakiś czas prychał pod nosem, mrużył oczy, aż koniec końców stworzył tak jak mu się to wymarzyło. Dopiero po tym wziął się za zrobienie siebie. Chwilę mu to zajęło, ponieważ jak na cwanego lisa przystało, w drugim urządzeniu próbował odnaleźć rolę, którą Keita wylosował. Uśmiechnął się kącikiem ust do siebie kiedy udało mu się to zrobić, aczkolwiek był przy tym uważny, aby przypadkiem nieznajomy nie zauważył to, co zauważyć nie powinien. Dlatego po skończonym zadaniu, wsunął oba urządzenie do kieszeni swojego stroju.
  — Myślę, że właśnie już się zaczęła — odpowiedział z dosyć sporym opóźnieniem, a jeżeli mężczyzna w kapeluszu coś wcześniej mówi, prawdopodobnie to do niego nawet nie dotarło. Ivar nie miał dobrej podzielności uwagi, więc jeżeli skupi na czymś całą swoją uwagę, tak pozostałe bodźce przestają do niego już docierać.
  — Rozumiem, że jesteś pierwszy raz na tym przyjęciu? — pyta, by zagaić już dużo mniej onieśmielony po tym jak opuściła ich tamta kobieta. Teraz zachowywał się całkiem swobodnie.  
  W międzyczasie dorwał też i kolejnego drinka, czując już przyjemny stan po procentach. W tym czasie także odsunął swoją maskę na brodę, aby wygodniej mu się piło. Po raz wtórny tego wieczoru miał okazję przyjrzeć się ludziom, dostrzegając kilka nowych twarzy, a także i stroi.
Trzask.
  Nagły dźwięk wybił go ze swoich obserwacji, sunąc za nim chłodnym spojrzeniem oczu. Starał się odnaleźć źródło, a kiedy udało mu się dostrzec jedną, jedyna znajomą sylwetkę... zamarł (@Miyazaki Żałość Tsukiko).
Pani Miyazaki?
  Dopiero po chwili złapał go prawdziwy paraliż, dostrzegając jak w ułamku sekundy wystartował do niej... człowiek? Zmora? Dlaczego on musiał mieć taki problem w rozpoznaniu czegoś, co powinien rozpoznać praktycznie od razu. O mój boże... dlaczego ta istotna przywierała do niej kawałek szkła, szarpiąc za włosy!
  — K-keita — uszło mu z krtani, ledwo słyszalne i równie ledwo dostrzegalne. Choć wiedział, że go przy nim nie było, działał machinalnie. Strach przemknął mu przed oczami, a ten nie pozwolił mu ruszyć się z miejsca. W tym momencie nie wiedział, czy to wina była jego fobii, lęku czy strachu przed utratą kogoś, kogo znał. Może te wszystkie czynniki przyczyniły się do tego, że po prostu zamarł, nie mogąc odwrócić od tego spojrzenia.

@Keita Gotō @Nakamura Kyou  @Yōzei-Genji Madhuvathi
Ivar Hansen

Miyazaki Żałość Tsukiko, Hime Hayami and Gotō Keita szaleją za tym postem.

Gotō Keita

Czw 10 Lis - 19:24
  Na balkonie przyjemny, zimowy już chłód. Ten przypominający o mrozie pląsającym w grudniu po policzkach obabuchanych szalikami dzieciaków. Keita jednak ciepły od tańca i alkoholu, nagłej ze strony Rajki bliskości, z którą nie wie, co do końca zrobić. Widzieli się raz, raz też złapała go za dłoń i porwała na parkiet. Co było w tym krzywym nosie, brązowych jak kamyczki oczach, że ufał jej jak nikomu na tej sali? Patrzy na nią z powiekami przymrużonymi, bo chroniącymi oczy od gryzącego nikotynowego dymu. Pozwala jej przetrzeć policzek jak matce, tyle że kobiece ruchy delikatniejsze i intymne, w pewien sposób dotykające i sumienia. Zostawia tę emocje na później. Na moment tuż po imprezie, gdzie samotność pozwoli rozwałkować to chwilowe skonfundowanie. Albo na chwilę, gdzie pijany o tym zapomni. Szlag. To niemożliwe, że procenty już działają. Wprowadził ich w organizm zbyt mało, by kwestionować własną seksualność. Uśmiecha się do siebie i dłonią, w której trzyma fajkę, sięga zmartwionego czoła. Rozmasowuje je kciukiem i cicho dodaje:
Oj, Rajka — mówi przeciągając ostatnią z liter i śmiejąc się delikatnie wzrokiem wolno acz dosadnie sunąc po jej sylwetce. — Myślę, że moja ofiara powinna się pierwsza dowiedzieć o swojej roli.
  I słyszy, jak wibruje jej urządzenie, które unosi na wprost twarzy i w zimnym świetle padającym z wyświetlacza uśmiecha się mętnie.
Zginąłem? — pyta jej zza bucha.
  Dosłyszawszy przeczącą odpowiedź kiwa głową w niemym zrozumieniu i nawet radochę ma z tej przyjemnej zabawy. Jego avatar, jak pokazuje dziewczyna, wciąż świeci. Jest absurdalny, wcale do niego niepodobny i z łapkami w tle. Keita kręci głową w niezrozumieniu, ale i dziecięcym rozbawieniu. Ivar rzeczywiście poświęcił tej głupocie sporo uwagi. Urocze. Poddaje się więc Gotō balowej atmosferze i idei morderczej gry. Spogląda ku sylwetkom przed nim stojącym ( @Hasegawa Jirō ,  @Nakamura Kyou), które szamoczą się w agresywnych szeptach i bez większej ogłady mówi ku nim głośniej:
A wy, kim jesteście? — Kaszel przerywa dłuższą wypowiedź; po chwili do niej wraca dodając: — I czy nadal żyjecie?
  Wtedy widzi jej spojrzenie na nowo biegnące na salę. Wcześniej też to dostrzegł. Błysk w oku, delikatnie rozwarte usta i ramiona jakby bardziej spięte. Nie przejął się, bo podobne zawieszenia dostrzegał u Ivara. Przynajmniej dawniej. Z lisią ciekawością ściąga brwi i uśmiech na nowo ciągnie kąciki ust ku górze.
Kogo tam masz? — pyta ciszej pełznąc po linii wzroku rozmówczyni a na jego końcu ona, Ona.
  Poważnieje a powaga ta napina mięśnie. Robi krok do przodu by biodra i ramię oprzeć o framugę dużych, zaokrąglonych u góry drzwi tarasowych. Pali do środka, oczy jak szpilki wbijając w kompankę dawnego znajomego. Widoczne zdenerwowanie wsiąka w ręce, gdzie palce mocniej zakleszczają się na dopalanej fajce. Kurwa. Nie widział jej tyle czasu a jednocześnie widział jej za wiele. Ta sama twarz, choć pociągnięta bielą z podkreślonymi czernią oczyma. I ta korona wybijająca się ku górze przy świetle skromnie odbijanym. Wzdycha i jak majaki przez głowę przelatują wszystkie jego koszmary, wszystkie sny przerwane, by ona — w pełni swej doskonałości — wkroczyć mogła z kolejnym pytaniem. Dlaczego, szeptała skrzekiem głębokim i kości wywracającym na drugą stronę, a on nie potrafił odpowiedzieć, bo słowa grzęzły w gardle przygniatane jej surowym spojrzeniem. Ale — w końcu — to tylko sny, prawda?
To Miyazaki Tsukiko — mówi po głębszym buchu, który z ulgą wpuszcza pomiędzy mary z koszmarów. — Psycholożka. Dawniej…
  Nie skończy, bo mu fajka wypadnie z dłoni i słowa przełknie w szoku większym, niż sam by się spodziewał. Odbija się od framugi i kładąc dłoń na ramieniu rozmówczyni pomknie wzrokiem po zgromadzonych. Widzi Yuri, której oczka wciąż niewinne acz w dobrym humorze, sam nie wie, ale wiedzieć nie będzie, bo z wyciąganym ku Tsukiko odłamku szkła skoncentruje się na atakującym. Zaciska zęby, szkliwo o szkliwo skleja i już by gnał bez pomyślunku, ale na boku majaczy myśl o dzisiejszym partnerze.
Do kurwy — klnie i odbija się od kobiecego ramienia bez słowa z krokiem ostrym zmierzając na skos, ku grupie cofających się osób.
  Widzi go z oczyma wbitymi w brutalność rozgrywanej przed publicznością sceny i wierzy jego przerażeniu tak samo, jak własnemu instynktowi. Niemożliwe, to gra. Czyżby? I z tym pytaniem raz jeszcze patrzy ku zaatakowanej kobiecie, ku szaleńczym ruchom towarzysza Yuri i za kurwę nie wie, czy młodą od całości odciągać, czy zakończyć ten spektakl jako widz.
Hej — mówi do Ivara pojawiają się koło jego boku i kładąc palce na jego nadgarstku, koło ucha  towarzysza upuszcza ciche słowa: — Wszystko okej.
  Zamieszanie wkoło rośnie, ale on pozostaje spokojnym tak długo, jak na linii wzroku ma i Yuri i za nim majaczącą Rajkę. Gładkim gestem przejeżdża po ivarowej dłoni i łapie jego palce w mocniejszym uścisku mówiąc:
Chodź ze mną. Zostawmy sprawę ochronie, dobrze?
  Zdania wypowiada szybko i stanowczo, ale nie rusza się, póki ciało Hansena nie wykona pierwszego kroku.

@Ivar Hansen  @Yōzei-Genji Madhuvathi  @Munehira Aoi  @Yuri Chie  @Miyazaki Żałość Tsukiko


Główna sala - Page 8 AjTOsbT
Gotō Keita

Miyazaki Żałość Tsukiko, Yōzei-Genji Madhuvathi and Ivar Hansen szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Rainer

Czw 10 Lis - 22:18


  Pas obi mocno zawiązują w jego pasie. Na ramiona narzucają czarny jedwab. Twarz ciągną delikatnym makijażem, którego pozbywa się chwilę później. Wpierw dłoń moczy w letniej, zakrapianej  różanym olejkiem wodzie. Dotyka lewego policzka, smukłymi palcami kreśli linię szczęki, by opuszkami rozmasować skórę pod oczyma. Później raz jeszcze. W rytualnych, wolnych, medytacyjnych niemal gestach spędza tak kwadrans, gdy z jego twarzy spływa zaróżowiony puder. Tylko włosy zostawia zaczesane do tyłu, spryskane wodą z solą morską. Twarz ma spokojną i na słowa służby odpowiada we względnym wyciszeniu. Mimo to polecenia są konkretne. Wypowiadane bez krztyny złośliwości, ale i większej uwagi, jakby był ponad nimi i z człowiekiem jako takim nie posiadł nigdy kontaktu. Klęczy na tatami przed sobą mając małą, już w fazie produkcji żłobioną porcelanową miseczkę. W niej zabrudzona od kosmetyków woda a na chłopięcych policzkach i fragmencie nosa zagubione jej krople. Jeszcze tylko położy na szyi, nadgarstkach i dekolcie olejek z drzewa sandałowego — jedna kropla, nie więcej — i wstanie spokojnie. Wraz z nim leje się kimono w kolorze głębokiej czerni. Na jedwabiu wyszywane w srebrze kwiaty lotosu i mityczne przedstawienia yōkai. Gdy w gładkim ruchu sięga uwieszonej na ścianie katany, to i jedwab wiedziony ruchem ciała odkrywa fragment nagiej piersi, gdzie w złowrogim rozwarciu paszczy smok językiem liże lewy sutek. Bierze w rękę miecz i w tradycyjnej ku broni podzięce gładzi ją jak najżywsze z ciał, delikatnie i z uwagą, palcem intymnie sięgając kissaki, by przy szybkim kolejnym geście sięgnąć gardy miecza. Tsuba wykonana jest ze stopu miękkich metali, więc jej zimno kontrastuje z rozgrzanym przez kąpiel ciałem. Przyjemny dreszcz biegnie od opuszków palców. Przez linie papilarne płynie jak przez małe rzeki tnące mapę ciała. Wyżej, hen za wyboiste niczym przez Alpy Japońskie ramiona, wspina się przez gardziel do ust i wraz z ciepłym wydechem powraca do świata. Rainer uśmiecha się. Jest gotowy.
  Z opóźnieniem przystającym Minamoto bardziej, niż komukolwiek innemu, jak duch najprawdziwszy zjawia się u wrot rezydencji rodziny Aikiryu. Widzi ich matkę — dumną i wysoką, która w spokoju nieodpowiadającym, czego Rainer wiedzieć nie może, sytuacji wewnątrz pali papierosa. Kiwa ku niej podbródkiem, usta wciąż układając w szeroki, szczery do bólu, za szczery, uśmiech. Kobieta zawiesza na chłopcu zdziwiony wzrok, przestaje palić a smukłe jej palce niemal miażdżą trzymany w dłoni przysmak. Cichy, zadowolony pomruk trzepocze na strunach głosowych chłopca, gdy w swoich wolnych, jak paw dumnych i jak wąż czujnych ruchach mija zebranych przed rezydencją gości. Jeszcze tylko chwila, zanim wejdzie do środka, bo stanie przed nim głowa rodziny Aikiryu, mężczyzna od zawsze postawny i srogi, ku któremu, zanim zdąży on powiedzieć słowo sprzeciwu, wyciągnie zdobioną, barwioną w papierze kopertę. W niej czek dla biednych, sierot, czy innej podgrupy, na którą cześć organizowano dzisiejszy bal. I z ust ojca Aikiryu nie upada słowo sprzeciwu, choć miało, ale finalnie zapomniane zostało jak szlochające pośmiertnie yōkai.
  Wewnątrz napięcie. Czym bliżej do środka sali, tym większa siada przy uszach cisza. Ludzie jak posągi, jak Terakotowa Armia spetryfikowaniu w szoku. Nie wie kiedy, czy to ta dłoń ocierająca się o jego, czy zbyt odważne spojrzenie kładzione na jednej z niższych, acz oszczędnie ubranych kobiet, wywołuje oburzenie. Wznosi się w powietrze zamieszanie i biegnie tuż koło niego odziany w barwy rodu Aikiryu kelner.
— Ochrona? Ochrona! — krzyczy w głosie spanikowanym, który jak fala niesie się po zgromadzonych, gdzie z absolutnej ciszy powstaje zamieszanie godne zstąpienia między ludzi samej Kerakera-onna’y.
  Rainer uśmiecha się. Wkoło ludzie w nerwowych gestach szarpiący siebie nawzajem; palcem jak strzałą wystrzeliwujący w jednym tylko kierunku.
Och.
  Ciche westchnięcie i drgnięcie lewej dłoni. Wszystko dzieje się tak szybko. Za szybo, jak na gładkie wciąż jego ruchy, gdy sunie do przodu palcami chwytając pudrowe mochi. Nos przykłada do ciastka, którego woń z cukru i mąki ryżowej. Obrzydliwe. Ale już z uśmiechem schyla się z przysmakiem ku dziecku, które dziwnie spanikowane ciągnięte jest przez matkę ku wyjściu. Dziewczynka zawiesza oczy na Rainerze i chłopak widzi, jak łza niezrozumienia pełznie po pulchnym dziecka policzku. Kącik jego ust drga w zadowoleniu.
  I tak nachylony widzi pod stopami szkło, jego odprysk, który delikatnie ujmuje w pokryte jedwabnymi rękawiczkami dłonie. Ponowny wydech zdziwienia upuszcza na to szkiełko zbite zapewne w niechcianym pędzie. Podnosi się, by w sobie tylko znanym rytmie przeskoczyć spojrzeniem po zebranych, wyliczankę w głowie powtórzyć, aż w końcu spojrzeniem sięgnąć ku rodzinnym rysom.
  By chwycić go w pasie musi nachylić się w całym swym wdzięku wpisanym w rodowe kimono. Zakleszcza dłonie na chłopięcym pasie, by podbródek lekko oprzeć na nie tak obcym ramieniu. I szepce tuż koło płatku jego ucha, by we wzbitej powietrzu wrzawie dosłyszał, by słuch wyłapał wszystkie subtelności w krótkim:
Enma, byłeś grzeczny? Mam dla ciebie prezent — I podkłada pod nos kuzyna pochwycone wcześniej moshi, gdzie w drugiej dłoni skrzętnie skrywany odłamek szkła; unosi spojrzenie: — Heizō.
  Uśmiech na nowo gości na jego twarzy, gdy szyja w harmonijnym ułożeniu dopasowuje się do ramienia Enmy. Oczy błądzą po zebranych w tempie zdecydowanie szybszym, jak kotowate polujące na umykające pod nim myszy. I wtedy widzi jak ku kobiecie nachyla się mężczyzna o czarno-białych włosach i słowach ciszej ku niej wypowiadanym. Mruży powieki przy chwilowym rozbawieniu i bawiąc się odłamkiem szkła puszcza Enmę, kroki kierując bliżej, ku centrum sytuacji. Mijając Hattoriego dodaje przy rosnącym rozweseleniu:
Krwawe Łowy, hm? I co, żyjesz jeszcze?
  Pytanie upuszcza bez oczekiwania na odpowiedź.

@Hattori Heizō @Seiwa-Genji Enma


Główna sala - Page 8 Vibu4ed
Seiwa-Genji Rainer

Hattori Heizō and Seiwa-Genji Enma szaleją za tym postem.

Tetsu Senzaki

Pią 11 Lis - 2:39
Senzaki rozmówcą bywał raczej okazjonalnym, jeśli wymownym milczeniem pominąć kwestie zastraszania i obrażania ewentualnych przeciwników, co również czynił raczej niechętnie. O wiele częściej argument pięści przemawiał za jego racjami, to też produkowanie się całymi monologami na tematy błahe było dla niego zajęciem abstrakcyjnym i pozbawionym większego sensu. Ale mimo iż Hayate milkł zazwyczaj tylko po to, żeby wziąć oddech - a przynajmniej taką prawidłowość zauważył Tetsu - to jakoś nigdy nie przyszło mu do głowy go udusić, co nawet dla niego samego było poniekąd zaskakujące.
Tym razem wyjątkowo słuchał go całkiem uważnie, wciąż niedowierzając zarówno w tak efektowne i pozbawione efektów ubocznych zmartwychwstanie jak i podejrzanie zawiłe opowieści dotyczące życia pozagrobowego. Nigdy się specjalnie nad tym nie zastanawiał, ale zawsze wydawało mu się, że porządnym nieboszczykom to raczej należy się wieczny odpoczynek a zatem i spoczynek a nie włóczenie się po miejscach publicznych, szukając ezoterycznego guza.
Tak samo nie posądzał ich o rozliczanie żywych z ilości durnostojek na płycie nagrobnej, ale jak widać był w błędzie. Inaczej skąd aktor wiedziałby, że Senzaki ani razu się na cmentarzysko nie pofatygował. I wcale nie było mu z tego powodu szczególnie wstyd. Nie przykładał zbyt wielkiej wagi zarówno do tradycji jak i wszelkich "wypada", czy "nie wypada".
- Czyli jednak Kami-sama udziela okazjonalnych przepustek. - Skinął głową, trawiąc te słowa. Niby oczywista oczywistość, obiło mu się o uszy to i owo dotyczące lokalnej kultury.
Mężczyzna był jednak ignorantem na wielu płaszczyznach, w tym tak nieistotnych kwestiach jak życie pozagrobowe. W końcu gdyby był trupem, to byłoby mu wszystko jedno a przynajmniej taką żywił nadzieję. Dopóki nie przyszło mu spotkać sfrustrowanego nieboszczyka, który za punkt honoru najwyraźniej uznał go wyedukować. Albo i ruszyć sumienie za ten akt poświęcenia, o który nie prosił a był na tyle niespodziewany, że nawet dotknął tak nieczułe serce. Czy może raczej było to zdumienie nad głupotą, jaką zwykle przejawiały sarny wskakując na środek drogi, żeby trzy tony żelastwa przerobiły je na padlinę.
Za to zdążył się przyzwyczaić, że to on stanowi w tym duecie rolę milczącą i wysłuchującą wszelkich lamentów, za to celebryta z gracją rasowej katarynki rozprawia o wszystkim, jakby każda sekunda ciszy stanowiła dla niego nie lada cierpienie. To też kolejne zamilknięcie odebrał jako niepokojące.
Tetsu bez słowa protestu napełnił oba kieliszki, nie zwlekając by swój opróżnić jednym haustem. Taki natłok informacji w połączeniu z widokiem zmartwychwstańca to było zbyt wiele naraz, nie wspominając, że nie były to szczególnie optymistyczne wieści. Chyba jednak wolał swoją wybujałą wersję z wypruwaniem postronnych dawców.
Nie przyznałby się nawet przed sobą, ale jeśli przynajmniej połowa tych rewelacji była prawdą to zrobiło się mu Hayate zwyczajnie żal. Sądząc po posępnej minie nie była to przemyślana rola by robić za czyjąś kamizelkę kuloodporną.
- Więc co tu jeszcze robisz? - Spytał Senzaki nieco gniewnie, po raz kolejny tego wieczoru łapiąc Smoka za podbródek i nachylając się nieznacznie. Jeśli nie mógł czegoś zdzierżyć bardziej od gadulstwa to na pewno mazgajstwa. - Noc jeszcze młoda a z taką renomą w świecie powinieneś być na lepszej pozycji niż przeciętne widmo korposzczura. - No bo przecież w tak rozległej grupie fanów jak i rodziny musiał znaleźć się ktoś, kto uzna to albo za zaszczyt albo powód by móc się chełpić, iż uczynił tak znamienitego celebrytę swoim dłużnikiem. Prosta kalkulacja. - Ale gdyby nadal był to problem, to wiesz... - Na moment się zawahał, jakby poważnie rozważał czy ten jeden raz w życiu nie pchać się w ewentualne bagno. - ...argument siły to moja specjalność. - Cofnął rękę, nie odrywając jednak przenikliwego wzroku od swojego rozmówcy.
Może i alkohol przytępiał zdrowy osąd sytuacji, ale nawet po trzecim kielichu Tetsu nadal nie był pewien, po jakie licho Smok traci czas na rozmowę z takim bucem jak on, zamiast wziąć swoje truchło w garść i zawalczyć o dostęp do świata żywych. Już raz był niejako powodem dla którego Hayate się z rzeczywistości odmeldował, więc nie zamierzał pozwolić, żeby teraz zaprzepaścił swoją szansę odkuć się za ten bohaterski wyczyn. Oczywiście czysto egoistycznie, w obawie przed powrotem wyrzutów sumienia. Tak sobie wmawiaj Senzaki.
Chyba, że istniała jeszcze jakaś niesprzyjająca okoliczność, o której aktor mniej lub bardziej z premedytacją nie wspomniał. Pamiętając jak procenty nie tylko rozgrzewają dusze, ale i rozplątują języki, Tetsu po raz kolejny napełnił ich szkło, nic nie robiąc sobie z raczej nieprzyzwoitego tempa jakie reprezentowali.
- Więc co to za obrzędy, co taki przydupas musiałby zrobić? - Jeśli miałby pomóc celebrycie dobić targu z mniej lub bardziej chętnym osobnikiem, to lepiej żeby był zorientowany do czego ewentualnie będzie "ochotnika" zmuszał. Nie żeby miał jakieś opory przed czymkolwiek bo "moralność" w słowniku Senzakiego stanowiła synonim szyderstwa, tylko i wyłącznie.

@Saga-Genji Hayate
Tetsu Senzaki
Raikatsuji Shiimaura

Sob 12 Lis - 0:27
Spokojny wdech.
W piwnicy było zimno. Lodowato.
Goła dłoń sunęła po chropowatym, nieobrobionym drewnie, badając nierówności, ciągnąc opuszkami po drapiących drzazgach, zbierając warstwę kurzu wzdłuż półki. "Oczywiście" - echo wypowiedzianych słów odbijało się w jej głowie; poruszyła ustami na kształt tych wyrazów, ale nie zmąciła kategorycznej ciszy jaka panowała w pomieszczeniu. "Wpadnij po mnie o jedenastej". Stanęła w ciemności, wypuszczając niemo powietrze. Niespiesznie.
Chciała wtedy odmówić.
Dziesiątki wiarygodnych argumentów osiadło na języku, ale nim zdążyła się zorientować - uciec - zacisnęła jedynie wargi, oczami świdrując zapisane schludnym pismem znaki składające się na zaproszenie. Nie musiała się nawet tłumaczyć. Starczyło zwykłe "nie". Zamiast tego przytaknęła na jego propozycję, by teraz stać w pogrążonym w ciemności pomieszczeniu, zawilgoconym i dziwnie rześkim, przemierzając nieskończone przestrzenie podziemnych tuneli.
Zbyt częstu tu przychodziła, tchórząc przed światem. Jednak tylko tutaj mogła na kilka chwil poczuć się tak, jakby rzeczywistość nie była w stanie jej zbyt szybko dogonić. Cichły dyskusje studentów z kampusu; nie było tylu rozpraszających zapachów. Znikały kolory i kształty. Pozostawała sama w absolutnej pustce, wsłuchując się w mokry dźwięk kroków, kierując wzdłuż ścian i starych mebli, idąc tak długo, jak długo potrzebowała wyciszenia. Bycia samej.
I choć niecałe cztery godziny później otoczenie wokół niej było jasne od świec, zapalonych wewnątrz dyń, od przerażąjącej ilości samochodowych reflektorów i lamp, czuła się tak, jakby dalej kroczyła w nieprzeniknionym mroku.
Wdech - rozkazał głos w jej głowie. Weź wdech.
Wzięła więc, wpuszczając do ściśniętych płuc świeżą dawkę tlenu; wokół wirowały ciała, jak rysy na szkle niosły się krzyki i śmiechy. Gdzieś w całej tej mieszaninie bodźców wychwyciła jednak jego barwę.
Nieproporcjonalne do szczupłego ciała nakrycie głowy przechyliło się odrobinę na bok; jak zaciekawiony zmianą u właściciela szczeniak.
- I wznosi się spomiędzy głazów...
Chłonęła go, nieruchoma jak lalka naturalnych rozmiarów; wibracje jakie wywoływał jedynie mówiąc spowodowały dziwne dreszcze. Może to tylko wina temperatury, bo prócz cienkiej skórzanej kurtki nie miała na sobie nic poza równie niedostosowanym do pory roku strojem - ale sądziła, że prawdziwą przyczyną był jednak jego głos.
Słyszała go kiedykolwiek wcześniej?
Gdzieś indziej niż w podcastach, gdy jeszcze nie miał twarzy, gdy nie studiował wraz z nią na tym samym uniwersytecie, gdy był jedynie nierealną jednostką próbująca wybić się w Interencie?
Nie odzywała się zbyt długo.
Cholera.
- John Clare? - strzeliła po pięciosekundowej przerwie, wyciągając rękę w kierunku chłopaka. - Pewnie nie - zaśmiała się; chude ramiona uniosła i opuściła. Nieważne. Nie ma o czym mówić. - Zawaliłam literaturę. - Starała się utrzymać gardę. Nie miała czym się przecież stresować; nie do końca o stres zresztą chodziło. Po prostu nagle zaczęła zauważać detale, które w szkole ignorowała bez żadnego problemu. Na przykład to, że drobna dłoń, którą mu podała, do niej nie pasowała; była zbyt dziewczęca, wypielęgnowana, z zadbanymi paznokciami lekko zaokrąglonymi na wzór migdałów. Zwykle ubrudzona smarem, z zadrapaniami po bezpańskich kotach i zasiniaczona od ciągłego przypadkowego uderzania się o kanty stołów, metalowe piece lub narzędzia, została obrobiona przez Herenę, bo kategorycznie nie mogło to tak wyglądać. Ten jeden wieczór miała się poddać. Znieść fakt, że ktoś inny się nią zajmie; poprowadzi, wytyczy ścieżki, nawet jeżeli jedynie aktorsko; bo tego wymaga natura balu.
Wszystko chciała robić sama, a teraz, dla spektaklu, musiała ulec.
Z wahaniem wunęła rękę w palce towarzysza, delikatnie dotykając opuszkami wnętrza rękawiczki.
Nakajima był taki ciepły.
O bruk stuknęły zaraz jej niewysokie obcasy, gdy ruszyła w ślad za partnerem, przysuwając się, wolną dłoń opierając o jego ramię, z pazurami smagniętymi czarnym lakierem lekko wbitymi w materiał płaszcza chłopaka. Choć nie stroniła od towarzystwa, nie była też typem imprezowiczki. Czuła się jak przytłoczony technologicznym postępem rozbitek, po latach sprowadzony z bezludnej wyspy prosto w miejską dżunglę.
Podobno alkohol łagodzi nawet najgorsze obyczaje.
Przypomniała sobie o tym, gdy gwarna sala z całą swoją mocą uderzyła prosto w jej uszy, nos i oczy. Haru milczał, a jej zaczęło się robić nienaturalnie ciepło. Zimne nocne powietrze zostało zastąpione tłumem rozgrzanych ciał i ogniem z pozapalanych wszędzie świec.
Nie wytrzymała zbyt długo.
Odsunęła się więc od ramienia chłopaka, sięgając ku głowie. Wściekła pomarańcz dyni dumnie zakrywała jej twarz - aż do momentu, w którym wprawnym ruchem Rakatsuji nie zdjęła nakrycia, głośno przy tym wzdychając.
- Nie spodziewałam się, że ten strój będzie wymagał aż tylu wyrzeczeń. - Przyznała nim zdążyła przegryźć język. Jasne spojrzenie od razu trafiło w oblicze ciemnowłosego, próbując wyczytać coś z żarzącej się jak rozgrzany do czerwoności pręt tęczówki.
Przekrzywiła rekwizyt, jakby po raz pierwszy demonstrowała mu ten element stroju.
- Ale przyznaj, że jest całkiem niezły. Tohan pomogła mi to zrobić.
Właściwie praktycznie sama się tym zajęła. Gdy chodziło o wielogodzinne dłubanie w maszynach, Tsuji była niezastąpiona. Starczyło jednak tyle, by coś musiało wyglądać kreatywnie i żywo; kojarzyć się artystycznym talentem. Odpadała w przedbiegach.
Z tą gorzką myślą odłożyła dyniową głowę na brzeg stołu, przesuwając przy okazji talerz z ciastkami i miskę po brzegi wypełnioną żelkami w kształcie zakrwawionych gałek. Naczynia cicho zaszurały.
- *Cieszę się zresztą, że mnie tu wziąłeś. Sama pewnie bym się nie zdecydowała.
Stanęła przodem do towarzysza, jedną z rąk kierując ku długim pasmom. Przeczesała ich hebanową, potarganą powierzchnię palcami - wpierw lekko wilgotną od potu grzywkę, potem schodząc niżej, wzdłuż kruczych wstęg.
- Twój strój też jest dobry, Nakajima. Choć ofiary Czarnej Dżumy mogłyby się ze mną nie zgodzić. Jak moje włosy? - Skupiona na próbie zapanowania nad fryzurą, prawie zapomniała, z kim rozmawia. Z tym samym wycofanym Nakajimą-nie-odzywaj-się-do-mnie-Haru, o którego istnieniu dowiedziała się dopiero kilka miesięcy temu. Obcy. Odległy. Jak egzotyczne zwierzę uwięzione w klatce, do którego nie powinno się podchodzić zbyt blisko.
Gdzie w takich momentach znajduje się instynkt samozachowawczy?
Ostrzegawcza lampka, której czerwień powinna migać jak w scenie intensywnej ewakuacji, nie działała. Shiimaura skrzywiła się, próbując zapanować nad grubymi, niesfornymi kosmykami, które niespiesznym ruchem przerzuciła na plecy; falą spłynęły aż po lędźwie, wijąc się na końcach jak serpentyny. Lekko ściągnięte ku sobie brwi stworzyły zmarszczkę na czole; symbol irytacji i skupienia.
- Może powinnam je związać? - wymamrotała w połowie do siebie, w połowie do towarzysza. Na przegubie prawej ręki, spod rękawów koszulki wystawała zwykła, czarna gumka do włosów.
Okręciła się na pięcie, wprawiając w ruch krótką, białą spódniczkę. Stojąc tyłem do Nakajimy stała się nagle mała, ale nim wszystkie resztki zdrowego rozsądku zdołały skrystalizować się w jej umyśle, obejrzała się przez ramię na Haru, odgarniając niewprawionym ruchem za ucho jeden z kosmyków.
- Pomógłbyś mi?

* Realizacja psikusa - wyznanie uczuć.
Strój na bal.


Raikatsuji Shiimaura

Nakajima Haru ubóstwia ten post.

Minoru Yoshida
Sob 12 Lis - 15:31
Sztuczki Hime zazwyczaj działały na owianego oschłością Yoshidę. Teraz zdawało się, że działały na niego dużo bardziej niż te 6 lat temu, stęskniony za tym co utracił. Ulegał łatwo, czy to uśmiechowi czy sarnim oczom, które uparcie spoglądały na jego twarz. Choć wciąż bywał impulsywny w swoim zachowaniu, tak jedno spojrzenie na długowłosego powodowało, że Cayenne miękł. Czy to właśnie ludzie nazywają swoimi słabościami?
Dobrze, niech Ci już będzie — westchnął zrezygnowany, rozumiejąc jego potrzeby. Sam nie chciałby widzieć go zamaskowanego, jednak to nie Hime musiałby się martwić o rozpoznanie. Minoru nie chciał dokładać sobie dodatkowych problemów tego wieczoru, wolał się raczej zrelaksować w doborowym towarzystwie jego... kochanka? W sumie tak skupili się na ogóle sytuacji, że żaden z nich nie doprecyzował łączącej ich relacji.
Zmarszczył niezauważalnie brwi na samo wspomnienie o koledze. Mimo jego świadomości, Hayami nie miał pojęcia o tym, że Cayenne przez kilka lat wytrwale śledził jego poczynania, chcąc w jakiś sposób zadbać o jego dobro. Ciężko nie mówić tu o obsesji na jego punkcie i choć starał się zostawić mu minimalną prywatność w kontekście kochanków z jakimi przyszło mu się spotykać — chociażby dla własnego spokoju ducha —  tak nie był w stanie znieść informacji o tym, że zaczął spotykać się z kimś z Tsunami. Z czasem wyszło, że wcale nie traktował Hime ani trochę dobrze, a Yoshida nie potrafił już wytrzymać presji, która nad nim wisiała.
Kolegę z Tsunami? Czy to on Cię wtedy uderzył? — spytał tonem poważnym, nie mogąc oddzielić osobistych odczuć do tej grupy popaprańców, jak i do samego kolegi, któremu miał ochotę wywrócić jelita do góry nogami za to, co zrobił Hayami — Wrócimy do tej rozmowy i opowiesz mi skąd to nieporozumienie wyszło — dodał, czując ciepło jego policzka, jak i te, które rozgrzewało go od środka. Nie wiedział tylko, czy to efekt kumulującej się złości, a może Hime zachowanie działało na niego w taki sposób.
Okej — skomentował krótko, w tej chwili aż za bardzo skupiony na jego bliskości, która go w jednym momencie otumaniła. Prawdopodobnie gdyby niechciany telefon, Minoru miałby całkiem dobry humor spowodowany obecnością partnera na balu. Ten jednak został naruszony, sprowadzając go do chwili nagłego uniesienia, czując jak negatywne emocje przelewały się przez niego jeszcze chwilę.
Kurwa, uspokój się.
Wmawiał sobie kiedy poszedł w stronę baru, zamawiając im alkohol. Sobie wziął klasyczną whisky, ulubiony przysmak każdego Japończyka i którą postanowił tego wieczoru sączyć. Hime natomiast zamówił to, co zawsze, a tego drinka z pamięci nigdy nie mógł wyrzucić — tak jak pozostałe rzeczy z nim powiązane. Przewieszając laskę przez przedramię, w jednej dłoni trzymał swój specjał, a w drugiej podwójną wódkę z wodą gazowaną i cytryną. Dostrzegając go przy kolumnie, podszedł do niego zdecydowanym i pewnym siebie krokiem, zachodząc go ponownie od tyłu. Widocznie ta gra podobała mu się w obecnym stroju. Zza ramienia podał mu alkohol, a Hime oczami wyobraźni mógł dostrzec elegancki uśmiech, który był słyszalny w jego głosie.
Proszę bardzo, Twój specjał. Mam nadziej, że niczego nie pomieszałem — odpowiedział, chcąc wprowadzić nutkę niepewności do ich świeżo wznowionej relacji. Tak naprawdę minęło tyle lat, że obydwaj nie mogli być niczego pewni.
Zapytany o kłótnie, wypuścił powietrze nosem jakby samo wspomnienie o tym doprowadzało go do małe irytacji.
Tak, to tylko praca — odpowiedział zgodnie ze słowem, bo nawet jeżeli gdzieś wychodził, Cayenne zawsze i wszędzie był w pracy. Nie było mowy o tym, że nie mógł odebrać telefonu, czy nie przyjechać gdzieś kiedy była taka potrzeba. To pewien styl życia, który sobie wybrał, aby całkowicie nie zwariować.
Masz te urządzenia? Słyszałem, że rozdają je po zapisaniu się na listę — spytał, zmieniając zgrabnie temat. Nie lubił mówić długo o swoich problemach i problemikach. Pod tym względem nie zmienił się ani trochę. Kiedy Hime podarował mu osobny telefon z aplikacją, Cay zmarszczył się kiedy dostrzegł, że trzeba zrobić siebie na podobiznę swojego stroju. Nie lubił takich rzeczy, ale obawiał się dawać urządzenie w ręce Hime. Zrobiłby z niego jeszcze tego całego kopciuszka.
Więc? Co masz mi do powodzenia o tym koledze? — zagaił, powracając do tematu przed krótką rozłąką, w międzyczasie kiedy robił swoją podobiznę, a także głosując na pierwszą osobę, która pojawiła się na balu i którą dostrzegł od razu kiedy tylko weszła — na znienawidzoną Miyazaki. Dlaczego musieli ponownie krzyżować swoje drogi i to jeszcze w takim miejscu?

@Hime Hayami


Główna sala - Page 8 EHjauEm
Minoru Yoshida
Hime Hayami

Sob 12 Lis - 20:50
Opierał się plecami o ścianę jeszcze dłuższy moment, w oczekiwaniu na Minoru. Na niewielkim wyświetlaczu widniało już wpisane przez niego przezwisko. Księżniczka była tak wymowna. Avatar nie zajął mu długo, i faktycznie, chciał wziąć się też za ten dla Yoshidy, przekonany o tym, że zachwycony byłby wizerunkiem księżniczki Disneya, gdy ten ubiegł go jak chytry lis. Westchnął ciężko, sprzęcik zamieniając na szklankę z alkoholem, przy okazji przesuwając zgrabnie palcami po jego dłoni, zbyt dokładnie, by można to było uznać za przypadek.
Dziękuję — uniósł słodko kąciki ust. Wszystko się zgadzało. Dwie porcje czystej wódki, odpowiednia ilość cytryny. W jakiś sposób, może odrobinę naiwny, upewniło go to w przekonaniu, że nie popełnił błędu. Bo pamięta taki szczegół. Zastanowił się moment, jakoby chciał go utrzymać w słodkiej niepewności, dopiero po tym kiwając z uznaniem głową.
To tylko praca? Uniósł delikatnie brew, gdy twarz w okolicy ust wygładziła się nagle, nie pozostawiając nawet ślady po uśmiechu, który rozciągał ją jeszcze sekundę wcześniej. Przechylił pytająco głowę, gdy ręce skrzyżowały się zgrabnie na piersi, rozsuwając nieznacznie koszulę, spod której wystawała głowa jednych z wytatuowanej na niej postaci — Praca? Taka, że musisz kurwić na pół sali? —  w głosie nie było nawet grama wyrzutu, choć ten, jak wkurwiający kot, próbował wskoczyć na stół, na którym rozgrywała się dyskusja. Powstrzymał go jednak, nos ponownie chowając w szklance, której zawartość znikała w zawrotnym tempie. Może pijany nie będzie się tak spinać. Nerwowości wyuczył się dopiero, gdy Yoshida go zostawił. Kiedyś był łagodniejszy. Odetchnął powoli przez nos — Zresztą, nieważne. Nie chcę wiedzieć.
Teraz cięższa kwestia pojawiła się na planszy, as wyciągnięty z rękawa, na widok którego coś zakuło w pierś. Napiął machinalnie szczękę, niewielka blizna na dolnej wardze odezwała się, rozrywając skórę. Minęło już trochę czasu, a ten nadal nie mógł tego wszystkiego przeboleć.
Nie mam nic. Prawie połamał mi nos —  dotknął go końcem palca, w miejscu, w którym pozostawił najwięcej bólu — Zresztą, widziałeś jak wyglądałem. Nie pierwszy, może ostatni — zerknął na niego kątem oka. Inni mogli łamać nosy i zostawiać zgrabne, krwawe śliwy pod okiem, ale i Yoshida potrafił zrobić swoje. Tylko jego ślady zostawały gdzieś indziej. Ile by nie minęło, tego się nie zapomina.
Piekącej dłoni na szyi.
Nie zmieniło to faktu, że widząc jak ten usilnie próbował rozwiązać problem maski, która utrudniała spożycie alkoholu, wyciągnął ze swojej własnej szklanki słomkę i podstawił mu ją pod nos widząc, jak ten skupiony jest na niewielkim urządzeniu. Gdyby spytał, to ten i tak by pewnie odmówił.

@Minoru Yoshida


Główna sala - Page 8 Urb97L4
I was given a heart before I was given a mind
A thirst for pleasure and war, a hunger we keep inside
Hime Hayami
Warui Shin'ya

Nie 13 Lis - 19:57
Powód, dla którego wgapiał się w ciemnowłosego chłopaka, nie do końca w ogóle istniał. Był pewien, że nie spotkali się nigdy wcześniej, ale może się mylił, zwiedziony dobrze zrobioną charakteryzacją? Marszcząc lekko brwi wpatrywał się w niego tak długo, aż nie odezwał się Seiwa-Genji. Zamrugał wtedy, koncentrację przerzucając na senkenshę.
- No, Margrabio. Pani potrzebuje prywatności. Chyba nie zostawisz jej tak samej?
- Właściwie to na tym polega prywatność.
Przesunął wzrokiem po Minamoto; nieodgadniony błysk zalśnił w krańcach jego przymrużonych ślepi, ale nim jakakolwiek emocja skrystalizowała się na twarzy, usta drgnęły, a on się uśmiechnął burząc wcześniejszy obraz. Rzadka rzecz.
Jeszcze przed wyjściem, choć miał już zaplanowany cały strój, długo męczył się z zostawieniem jednorazowej maseczki. Leżała na samym środku pustego blatu stołu; na podłodze walała się masa śmieci, gazet i wydruków, tworząc ogromny chaos dookoła czegoś, po co musiał sięgnąć. Palce miał jak zgrabiałe; drżały mu i zaciskał je cały czas w pięści, odwracając wzrok i wracając nim na nowo prosto w kierunku maski.
Ostatecznie tylko dzięki gwałtownej reakcji - wyjściu, trzaśnięciu drzwiami i zbiegnięciu po schodach - zdołał się powstrzymać przed złapaniem za nią i założeniem. Najgorzej było na początku - czuł się obnażony i wystawiony na ostrzał cudzych spojrzeń. Oceniany. Teraz jednak zapomniał kompletnie o fakcie, że ktoś był w stanie w pełnej krasie dostrzec pogardliwe rozbawienie; to jak spomiędzy spękanych warg wysuwają się białe zęby; jak lśnią w złotym blasku świec kły - i jak przy byle ruchu mięśni wyostrza się faktura blizn, wyszczególnionych nawet mimo nałożonego trupiego makijażu. Warui pochylił się nieco w stronę Enmy.
Chciał już coś powiedzieć, ale dokładnie w tej samej sekundzie, w której zaczerpywał tchu, wśród muzyki, zgiełku, rozmów i śmiechów rozległ się głośny trzask. Zareagował jak pies; automatycznie i nerwowo. Poczuł jedynie, jak łopatki ściągają mu się w naturalnym odruchu, prostując plecy i przekrzywiając tors frontem do...
... komentarz nieznajomego nie mógł być trafniejszy.
Wychwycił go tylko cudem, może dlatego, że stał blisko Enmy, a Enma - blisko komentatora. Starczyło jednak, by zdać sobie sprawę, że albo spektakl był niesamowicie wiarygodny, albo...
Wąskie źrenice rozszerzyły się natrafiając na ostry kraniec szkła podetknięty pod szczękę Miyazaki; złoto tęczówek stało się jedynie cienką obręczą ciasno opinającą nieprzeniknioną czerń.
Rozluźnione atmosferą zabawy tkanki zaczęły twardnieć pod wpływem nagłego uderzenia adrenaliny; gdyby nie warstwy ubrań, jakie miał na sobie, z łatwością można by dostrzec jak mięśnie tężeją, ściągane pod wpływem chwili agresji.
Patrzył na mężczyznę; w głowie odbijało się zbyt wiele głosów. Pytania o to, co tu właściwie ma miejsce. Szydercze wytyki, że mógł trzymać gardę, a nie opuszczać ją tylko dlatego, że znajdowali się na balu.
Niby charytatywnym.
Wreszcie w echach umysłu rozległ się ton Tsukiko, kiedy jeszcze odgrywając swoją rolę.
"Mam w takim razie upiorną nadzieję, że zadbałeś o odpowiednią dozę mroku w naszym grafiku.”
To on ją tu przyprowadził.
W jakimś stopniu zagwarantował jej to, czego chciała. Nawet jeżeli miało przyjść wkrótce, poczucie winy nie zdążyło się jeszcze jakkolwiek objawić; miał wrażenie, że czaszkę wypełnia mu biały szum, przerywany jedynie szeptem wcześniej wypowiadanych przez ludzi zdań - nic konkretnego, nic, co by mu się przydało. Sięgnął dłonią na bok; bezgłośnie, nie tworząc żadnego hałasu.
Pod opuszkami wyczuł lodowatą, śliską powierzchnię metalu.
Nóż?
Palec przesunął się wzdłuż przedmiotu, trafiając na ostry kraniec. Jeden z trzech. Widelec. Też dobrze. Podważył sztuciec kciukiem, chwytając go niespiesznie w dłoń. Zważył. Z tej odległości ciężko będzie spudłować - miał może dwa i pół metra dystansu. Wzrok na sekundę uciekł mu ku Tsukiko, ale prędko na powrót skupił się na jasnowłosym.
Kto to, do licha, był?
Ciepło ręki przeniknęło przez zimno przedmiotu. Nie miał czasu na zgadywanie; nie interesowało go to właściwie. Zamachnął się; dało się dostrzec jedynie szybkie śmignięcie ramienia; rozmazaną plamę, gdy zgięciem nadgarstka posłał pocisk przed siebie... w tej samej sekundzie robiąc dziwny krok w lewo. Rozległ się huk i szurnięcie, gdy uderzył biodrem w stół przestawiając go o pięć głośnych centymetrów. Zdążył po tym jedynie zarejestrować metaliczny dźwięk widelca, który - zamiast w jasnowłosego - trafił żałośnie* w posadzkę, po której prześlizgnął się prosto w tłum coraz bardziej zaintrygowanych zbiegowiskiem ludzi.
Ledwo docierało do niego, że w tej aferze przechodząca obok, podchmielona już nieźle wampirzyca dostrzegła całą scenę i przerażona skoczyła niekontrolowanie w przypadkowym kierunku - pechem: prosto na niego. Razem polecieli w mebel, tylko cudem utrzymując się na nogach; Shin'ya odruchowo złapał się krańca blatu, palcami trafiając prosto w miękką masę z musu mango, drugą ręką przytrzymując żywy taran drogowy. Zaskoczona, oparta o niego dziewczyna spojrzała prosto w jego twarz, ale nie miała co liczyć na odwzajemnienie spojrzenia. Nie tracił czasu; i tak już się zdradził. Machinalnie odszukał bark i odepchnął od siebie wątłe ciało, robiąc pierwszy krok w stronę Miyazaki i jej
(kurwa)
podwinął rękaw
(już)
stulił rękę w pięść
(martwego)
szarpnął ramieniem
(oprawcy)
wyprowadzając cios.

Warui Shin'ya

Miyazaki Żałość Tsukiko, Hasegawa Jirō and Munehira Aoi szaleją za tym postem.

Nakamura Kyou

Nie 13 Lis - 20:25
Możliwe, że zwyczajnie się nie spodziewał aż tak silnego uścisku - a może kobieta miała znacznie więcej pary w rękach od niego samego? Chociaż nie, aby ta kwestia miała być dla niego jakimkolwiek zaskoczeniem. Nigdy nie był sportowcem, nigdy nie troszczył się tak bardzo o to, aby budować własną siłę. Wręcz przeciwnie - był łatwym celem do spuszczenia łomotu, co też i nie raz mu się przydarzyło. A może po prostu sam się najczęściej o to prosił? Z pewnością wiele osób mogłoby to tak określić.
- Samo Fukkatsu też jest doskonałym miejscem, właściwie to tam studiowałem. Nie na tym uniwersytecie Fukkatsu, ale w mieście - doprecyzował niczym nawyk ze starych czasów. - Chętnie bym cię oprowadził trochę bardziej po mieście, ale niestety praca rzadko pozwala mi na pojawianie się w samym mieście - kontynuował, uznając że w łatwy sposób może skłamać, że mieszka gdzieś w okolicznych wioskach - jeśli nie w samej Sawie. W końcu jak mężczyzna będzie w stanie sprawdzić jego słowa? Nie będzie! I nigdy zresztą się już nie spotkają...
- Sześć lat? Szmat czasu... - przyznał, zastanawiając się przez moment, jak wiele zmieniło się przez ten czas w tym, czego jako duch nie dostrzegał. Nie był w stanie widzieć każdej  zmiany, która w większości przecież go nie dotyczyła. Nie mógł sprawdzać łatwo informacji, zmieniać kanałów w telewizji - nie był w stanie robić tego, do czego zarówno jako student, a później i nauczyciel przywykł, szukać informacji. Uczyć się, rozwijać. Może nawet tęsknił za trzymaniem w dłoniach nowej książki? Czytania artykułów na telefonie odnośnie ostatnich wydarzeń?
Uśmiechnął się nieco zakłopotany, wcale nie odmawiając alkoholu, który wypił wręcz na raz. Nie był nigdy typem ogromnego pijaka - a jednocześnie wcale nie miał zamiaru dzisiejszej nocy się powstrzymywać, choć wyraźnie nieco się skrzywił przy pierwszych łykach. Ponad dziesięć lat nie pił - kiedy był ostatni raz? Kiedy podjął się pracy w szkole, jeszcze na studiach? Możliwe, chociaż niektóre wspomnienia naturalnie się zacierały po takim czasie, tym bardziej przez czas, kiedy trwał jako duch.
Tyle lat trzymania się i pilnowania, żeby nie zapomnieć - żeby nie zniknąć. Czy jedna noc, podczas której posiadał ciało, mogłaby to wszystko zaprzepaścić? Przez odrobinę alkoholu? Nie, wątpił, na pewno tak nie mogłoby się stać.
Spojrzał zaskoczony za Rają, kiedy ta zdecydowała się jednak ich opuścić, ale skinął głową, nie mając tak naprawdę nic przeciwko. W końcu zaprosił ją tutaj w ramach przeprosin - i może nadziei, że podobne wyjście mogło dać jej chociaż odrobinę ukojenia dla tego dziwnego niepokoju, który pojawiał się w jej snach.
- Miłego tańca - rzucił jeszcze za nimi, po tym znów zwracając się do Ivara, tym bardziej w momencie, w którym ten rzucił słowa o... wykorzystywaniu? Uśmiechnął się lekko. W końcu brzmiało to nie tylko na dobrą przyjaźń, a może coś więcej między nimi? Chociaż niekoniecznie była to przecież jego sprawa - tym bardziej, kiedy spoglądał na nowo na urządzenie, ustawiając avatar i obserwujac spokojnie przydzieloną sobie rolę. Po tym kliknął szybko coś na nim, chowając do kieszeni płaszcza.
- Mhm. Jakiś pomysł, kto jest mordercą? - zapytał spokojnie z uśmiechem, zaraz zgarniając z tacki przechodzącego kelnera alkohol, który stanowczo miał trafić do kogoś innego - ale jakoś wcale mu to w tej chwili nie przeszkadzało. Co mu zrobią? Rano znów będzie duchem...
- Właściwie to tak, nie mam w zwyczaju celebrować halloween. Mam sporo pracy zazwyczaj i... - powstrzymał się, zauważając stan, w jakim nagle mężczyzna się znalazł. Przesunął wzrokiem zaraz za tym obrazem, na który ten się zapatrzył, samemu do końca nie rozumiejąc, co właściwie miało miejsce. Zanim zdążył jednak zareagować, towarzysz Ivara znalazł się obok, wyraźnie panując nad sytuacją.
Chociaż widząc też, co miało miejsce na sali, sam powoli zaczął się wycofywać w kierunku balkonu, łapiąc po drodze kolejne szkło z przygotowanym drinkiem.

| Kyou zt w kierunku balkonu
@Yōzei-Genji Madhuvathi  @Keita Gotō (love you, mam nadzieję, ze się nie obrazisz za przestawienie, na balkonie też się do ciebie odezwę. Główna sala - Page 8 1261403662 )  @Ivar Hansen


Główna sala - Page 8 VSPSQK5
Nakamura Kyou
Miyashita Ruuka

Nie 13 Lis - 21:11
Zabawę czas zacząć. Przynajmniej tak mógł skomentować początek rozgrywki, która wydawała się ciut... nieznacząca? Gdyby nie to, że jeszcze pamiętał o zapisie na 'łowy', to z pewnością ciemnowłosy przeoczyłby całe zajście. Tym bardziej, że swoją uwagę skupiał na zdobywaniu zimowych zapasów oraz napełnianiu własnego żołądka po długim okresie wyimaginowanego głodu.
- Tsk - parsknął tylko pod nosem, kiedy jakaś osoba w niekoniecznie stosownym dla duchowych gości zaczęła wypytywać się innych o role. Być może to sama niechęć do nie-do-końca-rozgarniętej organizacji, ale Ruu zrobiło się gorąco. Pewnie też dlatego sam chłopak postanowił pochwycić jakąś butelkę i zabrać talerz z przekąskami, udając się w stronę wyjścia, co by zaczerpnąć nieco świeżego powietrza i potencjalnie ochłonąć.

z/t


Główna sala - Page 8 3TGCubZ
Miyashita Ruuka
Sponsored content
maj 2038 roku