Główna sala - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Nie 30 Paź - 19:59
First topic message reminder :

Główna sala


31 października główna sala to spełnienie marzeń wszystkich wielbicieli grozy. Ogromną przestrzeń przemodelowano na pomieszczenie pełne pajęczyn i ciężkich kotar w kolorze płynnego wina, obrazy zamieniono na malunki powykręcanych monstrów i zjaw, a stoły zastawiono potrawami wzorowanymi na częściach ciał, owadach i zwierzętach. Wokół panuje klimatyczny półmrok, mimo zdecydowanie dobrego przepływu prądu - nad głowami zebranych migają dające skąpe światło żarówki ciężkich żyrandoli, resztę ciemności rozganiają zaś liczne świeczki i świecie różnych wielkości.

W rogu gra wynajęta specjalnie na bal orkiestra, której zadaniem jest podsycenie uroku Halloween. Nie szczędzą zatem swoich sił przy odtwarzaniu najpopularniejszych utworów kojarzonych z tym świętem - w repertuarze nie zabraknie choćby Spooky Scary Skeletons Andrew Golda, ale również melodii z kultowych soundtracków kina grozy.

Zabawa rozpoczyna się o godzinie 21:00 - wtedy gargantuicznych rozmiarów wrota uchylają się, wpuszczając tłumy wiedźm, wilkołaków, wampirów i mumii, których stukot obcasów rozprzestrzenia się po pomieszczeniach jak klekot tysięcy kości.  Wśród gości nietrudno wychwycić okiem poprzebieranych na zakrwawionych lekarzy i pielęgniarki kelnerów, lawirujących między ciałami z tacami.



Ostatnio zmieniony przez Haraedo dnia Wto 31 Paź - 21:06, w całości zmieniany 1 raz
Haraedo

Seiwa-Genji Enma

Wto 1 Lis - 23:54
Wsunął na kark złożony wachlarz i leniwie zaczął nim się drapać po ciepłej skórze. Nie był jakoś szczególnie introwertykiem, ale też nie przepadał za tłumami obcych ludzi, którzy niczym ślepe barany wpadali co rusz na siebie, deptali po stopach i upijali się do nieprzytomności. Ignoranci. Przecież taka noc jak ta, gdzie cienka granica między dwoma światami zacierała się, była idealną pożywką dla yokai. Ale cóż, to nie jego życie, nie jego sprawa. Sam alkoholu nie zamierzał dotykać i bynajmniej nie dlatego, że był abstynentem. O co to, to nie. Miał jednak swoje zasady i nie pijał w miejscach publicznych. Otumanione zmysły oraz opóźniona reakcja mogła skończyć się dla niego tragedią. Zarówno ze strony żywych, jak i martwych. Zwłaszcza tych drugich.
Skierował swe kroki w stronę środka sali, lecz bardzo szybko zmienił kurs, kiedy dostrzegł podłużny stół, który niemalże uginał się od nadmiaru jedzenia, przysmaków oraz innych rzeczy utrzymanych w halloweenowym klimacie.
- Bingo. - mruknął do siebie pod nosem pozwalając sobie na ledwo zauważalnych uśmiech. O tak, darmowe żarcie. To była kwintesencja całej tej imprezy. No bo, kurde, kto nie chciałby nażreć się za darmo? Chyba tylko jakiś głupiec!
Jak na prawdziwie zdecydowaną osobę przystało, Enma spędził kolejne dziesięć minut na wybieraniu tego, co najlepiej i najbardziej smakowicie się prezentowało. Ostatecznie decyzja padła na jedną z wielu babeczek o cudownie pomarańczowym kolorze przyozdobiona małymi nietoperzykami. Odsunął papierową papilotkę, i już miał się wgryźć w cukrowy przysmak, gdy niemal został staranowany przez dwójkę zakochanych w sobie gołąbeczków, którzy niczym na pachnącej łące trzymając się za dłonie obściskiwali się na każdy możliwy sposób. Bleh. Obrzydlistwo.
Oczywiście Enma zdążył w myślach przekląć ich na kilka pokoleń do przodu. Gdy tamci zniknęli w tłumie zdziczałej gawiedzi, na powrót skupił się na babeczkę. Ponownie podjął próbę ugryzienia jej, lecz i tym razem nie było mu to dane.
Boo
Aż chciało się zapytać "Co znowu"
Odwrócił głowę spoglądając na wymalowaną twarz. No proszę, a jednak się zjawił. Cóż za zaskoczenie.
- Och. - odpowiedział mu bezbarwnie, ale po krótkiej chwili jego usta ugięły się pod lekkim, lekko kwaśnym uśmiechem.
- A jednak jesteś niczym książę z bajki. Przetańczymy do północy, a potem znikniesz zostawiając po sobie jedynie pantofelek? - rzucił z lekką nutą drwiny.
Hattori.
Właściwie go nawet nie znał. Widzieli się może z dwa razy, gdzie za pierwszym razem o ich spotkaniu zadecydował los. Nawet nie los, a po prostu przypadek. Łączyło ich tyle co nic, oprócz zamiłowania do łuków i strzał, choć Enma nawet w tym przypadku nie był jakimś zwolennikiem tego typu broni. Jednakże rodzinna tradycja praktycznie wymusiła na nim naukę strzelania z łuku i potem jakoś tak wyszło. Ba! Enma nawet nie wiedział jak Hattori ma na imię. Nie pamiętał czy ten mu się przedstawiał czy też nie. Ot, w sumie mało istotny szczegół.
Prawdę powiedziawszy i tym razem los zadecydował, że spotkali się tutaj, na cholernym balu halloweenowym. Przy wyborze potencjalnego partnera na bal, Enma zamknął oczy i randomowo sunął palcem po ekranie, aż go zatrzymał. Traf chciał, że wypadło na ciemnowłosego. Jego brak wiadomości zwrotnej ni to grzało ni to ziębiło Enmę. Nie znał go, a to z automatu sprawiło, że nie czuł praktycznie nic w stosunku do jego obecności na balu. Zjawi się, czy też nie - tak naprawdę nie miało znaczenia.
No ale skoro już tu był....
- Babeczkę? - zapytał unosząc wyżej swoją wcześniejszą "zdobycz"
- Oczywiście nie mogą. Z tyłu masz stół, więc możesz sobie wziąć. - dodał, wreszcie wgryzając się w upragniony słodycz.

@Hattori Heizō


Główna sala - Page 2 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma
Ivar Hansen

Sro 2 Lis - 2:13
  — Kontaktów powiadasz? — odpowiedź choć niezbyt przekonująca, przez co mniej słyszalna, tak do serca wziął sobie powagę jego słów. Ivara nie interesowało źródło kontaktów, o których myślał mężczyzna. Miał nieco inne spojrzenie na świat, mimo wszystko starał się patrzeć na niego dość neutralnie, z daleka trzymając się od większych konfliktów. Wychodził z założenia, że wystarczająco w swoim życiu przeżył i na ten moment chciałby dożyć spokoju, którego przez te wszystkie lata poszukiwał.
  — Pewnie masz rację — rzucił niewyraźnie przez maseczkę. Choć wychował się na niezbyt przychylnym gruncie, nie mógł powiedzieć, że na obecny moment był biedny. Pieniądze miał, w końcu stać było go na sześcioletnią wyprawę po świecie. Mimo to nie chwalił się nimi w żaden sposób. Lubił skromne życie, spanie pod gołym niebem i poczucie wolności, które mu to wszystko oferowało.
  Wzrokiem poszedł za spojrzeniem towarzysza, doglądając tego, co wypatrzył w tłumie ludzi. Dopiero wtedy przyjrzał się licznym strojom. Były to przebrania różnorakie, chociaż czasami tematycznie podobne do niektórych. Zauważył, że póki co w jakiś sposób bardziej wyróżniali się swoimi kostiumami, ale nie wiedział, czy dzięki temu zwracali na siebie większą uwagę. Wrócił spojrzeniem na niego, gdy do jego ucha dotarło pytanie o jego strój. Finalnie swojej uwagi nie zwrócił na nikogo konkretnego.
Czemu chirurg.
  — Bo nie pracownik szpitala psychiatrycznego — stwierdził, rozkładając przy tym swoje ręce, a na kolejne jego pytanie odpowiedział kącikiem ust, choć on tego widzieć nie mógł — Wolałbym Twoje serce od wątroby, nawet jak wypalone na wiór za sprawą papierosów — odpowiedział dosyć śmiało i na tyle wyraźnie, by słowa wydobywając się przez maskę nie stłumiły jego nagłej chęci powiedzenia czegoś takiego (psikus, wyznanie uczuciowe. Wyjątkowo suche, ale wyznanie!). Ivar nie miał większego problemu z wyrażaniem tego, co czuje. Czasami jedynie nie wiedział, czy taktowne jest powiedzenie czegoś wprost. Czasami również wolał coś przemilczeć dla siebie.
  — Nie, nie kojarzę. Nie wiem, czy znajdę tu kogoś znajomego — przyznał szczerze, wiedząc jak wiele relacji rozpadło mu się po opuszczeniu tego miasta. Silą rzeczy Ivarowi bliżej było do 40 niż do 30, w sumie wychodziło po równo. Z wieloma potracił kontakt, niektórzy wyjechali z miasta na zawsze, inni po prostu przepadli. Hansen również nigdy nie starał się dbać o swoje relacje, czując ich przesyt. Ludzi jak znał, to głównie na chwilę. Inaczej miało się to z Keita, z którym utrzymał kontakt po dziś dzień, odczuwając do niego nieznane mu przywiązanie.
  Po wpisaniu się na listę, palcem nieznacznie odsunął maseczkę, która przy dłuższych wypowiedziach mogła być problematyczna.
  — Tak naprawdę zawsze chciałem zajmować się medycyną kliniczną, ale wpisana w papierach schizofrenia uniemożliwia mi wykonywanie większości zawodów, szczególnie tych bardziej naukowych. Nikt nie chce zatrudniać osób chorych na umyśle, szczególnie w zawodach, które wymagają przejścia jakiś testów — przyznał, wzruszając jedynie ramionami na realność, w której przyszło mu żyć, zabierając palec z maski, by na powrót przysłonić swoją buzię.
  Do tej pory nie wierzył w to, że udało mu się uzyskać tytuł inżyniera. Finalnie dorobił się na wykonywaniu protez. Mimo wszystko wie, że bardzo duża liczba osób nie chce mieć osoby chorej w zakładzie pracy, szczególnie z tak skomplikowaną chorobą jaka jest schizofrenia. Nawet jeśli Ivar obecnie nie posiada zachowania strikte podlegające jego schorzeniu, tak na zawsze będzie mierzył się z tym piętnem. Aż do usranej śmierci.
  — Dlatego lubię przebierać się za medyków. A Ty? Skąd taki pomysł na pełen kontrowersji strój? — dopytał, odbijając piłeczkę w druga stronę, samemu głowiąc się nad oryginalnością tego zamysłu. Co prawda nie wiedział zbyt wiele na temat tego, co dokładnie dzieje się w Fukkatsu, ale doskonale pamiętał to jaką tajemniczością owiane zostało Tsunami oraz ile nieprzychylnych komentarzy było kierowane w ich stronę.
  Spojrzenie znowu kieruje w stronę tłumu, chcąc wypatrzeć to bardziej ciekawszy strój. Uwagę jednak przykuwa ponownie towarzysz, tym razem subtelnym, ale bardzo krótkim objęciem, którego nie spodziewał się z jego strony. Spoglądnął na jego twarz w chwilowym zamyśleniu, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że choć wcale nie musiał, tak przez całe swoje życie był pod wpływem dosyć silnych leków, które wpływały chociażby na jego słabą głowę do procentów. Musiał o tym pamiętać jeżeli nie chciał skończyć z kompletnym zgonem, a także z innymi nieprzyjemnościami. I rzeczywiście, wymamrotał coś do siebie w tym chwilowym zastanowieniu, całkowicie nieświadom tego, że jego usta postanowiły przekształcić myśli na jakieś niezrozumiałe słowa.
  — Nic mocnego — odparł z przekąsem kiedy ten postanowił odsunąć maseczkę, tym samym ingerując w jego wspaniałomyślny strój chirurga. Nie mówi jednak nic więcej, uważnie przyglądając się zderzeniu, które miało właśnie miejsce. Gotów na to, by odciągnąć Keita od kłopotów, wzdycha cicho kiedy ten postanawia odpuścić.
  — Niech już będzie. Najwyżej będziesz mnie zbierać z podłogi — rzucił rozbawiony, na powrót wciągając maseczkę na swoją twarz, jeszcze przez tę chwilę chcąc pozostać w pełnym stroju. Niewiele później obok nich przemknęła kobieta, która stanęła zza Gotō i która zwróciła jego większą uwagę. Usłyszawszy słowa z jej ust wprowadziły go w mały niepokój, ale niezdrowo byłoby pytać o szczegóły. Mimo to pokusił się na to, aby ponownie zsunąć swoją maseczkę z ust, ukazując swoją twarz. Dało się na niej dostrzec kilka białych plamek, wskazujące na chorobę skóry.
  — Po ostatnim? — spytał unosząc brew w niemym pytaniu, niby zaciekawiony, choć prawdą było, że zwyczajnie martwił się o niego. Wiedział, że nie zawsze żyje zgodnie z prawem, a wzmianka o Tsunami była na swój sposób niepokojąca.

@Keita Gotō
Ivar Hansen
Munehira Aoi

Sro 2 Lis - 3:47
  Ostatnia impreza takich rozmiarów, jaką Aoi pamiętał za swojego życia, nie skończyła się wcale dobrze. Nie dosyć, że spędził ją, stojąc praktycznie w jednym miejscu, to na domiar złego, nie mógł przyznać się, kim tak naprawdę jest i dlaczego bierze udział w charytatywnej imprezie Nakadamed; publicznie nie był synem swoich rodziców. Publicznie, był jedynie kimś — ciężkim do określenia kimś, bez przeszłości, bez teraźniejszości i jak pokazała śmierć — bez przyszłości.
  - Yuri... obiecaj mi tylko jedno, że nie będziesz mnie ciągnąć do tańczenia. To nie skończy się wtedy dla nikogo dobrze...  - rozpoczął łagodnym tonem, pozwalając subtelnemu uśmiechowi ułożyć się na pełnych wargach. - Chyba że chcesz, żeby ktoś stracił czucie w stopach, to wtedy jestem idealnym partnerem - prawą dłoń Aoi poprowadził delikatnym muśnięciem po wewnętrznej stronie jej przedramienia, orientując się czy dalej jest przy nim; polegał na kobiecie w sposób absolutny. Była jego oczami. Głosem jego rozsądku. Wszystkim, co teraz posiadał. Wszystkim, czego potrzebował. Wszystkim, czego pragnął.
  Zgrzyt zawiasów otworzonych przed nimi wrót do rezydencji niósł ze sobą kuszące ciepło i cały bukiet zapachów, które mężczyzna wchłaniał niczym gąbka. Zgiełk, przyjemny szum licznych głosów, omiótł jego skroń, wślizgując się do ucha. Obie brwi automatycznie uniosły się nieco ku górze, kiedy mózg starał się przetworzyć ilość bodźców, które zaczęły na niego napierać.
  Nie wycofasz się już... Masz szansę, masz swoją szansę tuż na koniuszku języka.
  Pierwszy kontakt z ludzkim ciałem, zapewne kelnera lub kelnerki, przyprawił go o ciarki. Krótkie szturchnięcie ramieniem, rzucone w eter przepraszam Pana, uświadomiło mu, że nie jest tylko wonną parą, przez którą każdy mógł przejść. Nie wiedział, czy jest gotowy, aby zmierzyć się z taką ilością żywych ciał — pokusa popuszczenia wodzy była gigantyczna. Dopóki był trzeźwy, dopóki nikt go nie prowokował, wiedział, że będzie "starym" sobą.
  — Czy chcieliby Państwo wziąć udział w tegorocznej zabawie?
 Męski głos dobiegający z wnęki po prawej stronie sprawił, że Aoi drgnął w pierwszej chwili nerwowo, nie zdając sobie sprawy z tego, jak blisko niego stoi. Prawą dłoń zakleszczył na krótkiej szpicrucie, kiedy umysł starał się przemielić posłyszane słowa. Czy chciał brać w czymś udział? Nie. Czy było to spowodowane przyzwyczajeniami za życia? Tak. A więc czy powinien je porzucić na tę jedną noc? Jak najbardziej.
- Myślę, że tak... - ciało Aoi wychyliło się subtelnie w kierunku posłyszanego głosu, kiedy prawy łokieć wylądował na krótkiej drewnianej ladzie. W dziwny sposób odnalazł ją od razu, jakby kierował się zapachem buku, z którego była złożona. - Proszę zapisać... - we wręcz zalotny sposób skierował swoje słowa w kierunku mężczyzny, zwracając ku niemu bladą twarz, zapierając pod podbródkiem dłoń okrytą skórzaną rękawiczką, kiedy to palce obracały w powietrzu szpicrutą. - Munehira Aoi - jego głos niósł się w finezyjnym półszepcie, jakby nie chciał, aby ktoś poza nim i obcym, pochwycił jego tożsamość. - Oraz... skarbie? - Munehira wyciągnął wolne przedramię w kierunku Chie, jakby chciał ją sięgnąć, zaprosić bliżej siebie. Obroża umocowana na krótkim łańcuszku przy skórzanej rękojeści baciku zachrzęściła nieznacznie, obijając się o jego nadgarstek, wystający spod gęstego futrzanego rękawa. To był jego dzień... czy raczej noc. Moment, w którym wszystko to, czego pragnął, mogło się ziścić.

@Yuri Chie


Główna sala - Page 2 0YAOCnr
Munehira Aoi
Hime Hayami

Sro 2 Lis - 14:58
Po ostatniej, dosyć... niefortunnej sytuacji, w którą uwikłał się zresztą na własne życzenie, nie był pewien, czy bal w towarzystwie Minoru to taki świetny pomysł. Doceniał gest, oczywiście, zawsze było to lepsze, niż pełny wyrzutu sms czy telefon, lepsze, niż kłótnia, czy przypadkowe prawie wyjście do klubu. Teraz był trzeźwy, świadomy podjętej decyzji. Nawet jeśli skręcało go w żołądku na samą myśl, że mogą gdzieś wyjść normalnie. Jako para.
Przed wyjściem zdecydowanie zbyt dużo czasu spędził przed lustrem, zastanawiając się, czy to w ogóle ma sens. Z drżącą dłonią, w której trzymał drobny pędzelek, wpatrując się w swoje nieznacznie zakrzywione odbicie. Już dawno powinien je wymienić, pęknięte na samym środku.
Wolał dostać się do posiadłości sam. Może i po to, by nie psuć niespodzianki, może po to, by sprawdzić, czy jednak się zdecyduje, nieobowiązany wcześniejszym spotkaniem. Zresztą, przygotować wolał się sam, bijąc się z widokiem pełnej butelki wciśniętej w kąt kuchennego blatu, który mijał za każdym razem, gdy uciekał na papierosa. Ale nie poddał się jej, a to jest w tym wszystkim najważniejsze. Niezależnie ile to od niego wymagało.
Wysiadł z taksówki, na szczęście nie zaczepiając się o nic frywolnie roznegliżowaną koszulą. Spojrzenie padło na ogromną posiadłość, na tłum ludzi, który wbrew pozorom, zapełniał mu jakiś komfort. W takiej mieszance łatwiej się schować, gdy nie było się na widoku, sam jak palec. Kątem oka sprawdził jeszcze telefon, godzina 20:57. Wyjątkowo, praktycznie jak nie on, był na czas. Nawet chwilę przed.
Mógł dzięki temu zapalić, pozwalając na delikatne otumanienie dymem, ten ostatni raz, zanim nie dostanie w twarz realnością sytuacji, na którą sam wyraził zgodę. Potem pozostanie tylko wielka miska ponczu, bo choć nie chciał o niej myśleć, był świadom, że prędzej czy później do niej wpadnie.
Czym się tak stresował? Nie potrafił dokładnie stwierdzić.
Nie spiesząc się, przeszedł do środka, w pobliże wejścia do wielkiej sali, po drodze wypuszczając ostatni kłębek dymu. Przemknął między ludźmi, nie zwracając na nich zbyt wielkiej uwagi, wypatrując jedynie jego. Gdziekolwiek by teraz nie był. Modlił się jedynie, że nie będzie kazał mu czekać.
Ciekawe stroje, mniej lub bardziej strojne, straszniejsze i ładniejsze. Pełna paleta, sycąca oczy, zapraszająca ogromem kolorów w swoje ramiona. Plan był prosty - poczekać przed wejściem na księcia z bajki.
Ale musiał zerknąć. Choćby i na moment.
Wściubił nos do środka. Zakonnice, doktorzy, Tsunami. Na białym mundurze zawiesił się na dłużej, podążył za nim jasnym spojrzeniem, nie do końca pewny, czy widzi dobrze. Czy to jednak strój, czy może....
Oh.
Zatrzymał się w pół kroku, dostrzegając, na kogo wpadł ów przebrany mundurowy. Kwestia realności przebrania została zepchnięta na bok. Nie był pewny, czy oczy nie płatają figla, gdy dobrze dostrzegł ciemną czuprynę i schowany pod nią makijaż. Zamrugał raz, drugi, by wyostrzyć delikatnie rozmazany obraz. Fuck.
To musiał być on. Nie ten, którego tu szukał, sprzedała go postura i charakterystyczne tatuaże, wystające spod przebrania. Nie jego się tu spodziewał, a przede wszystkim, nie jego chciał tu zobaczyć. Cofnął się prędko, wpadając przy okazji jeszcze na któregoś z bezszelestnie poruszających się kelnerów. Szok, że nie zrzucił postawionych na tacy kieliszków. Obrócił się, zdezorientowany, nie zdołał nawet przeprosić, porwał jedynie drinka i usunął się w kąt nieopodal drzwi. Miał nie pić.
Widać jak silna jest jego wola.
Schował nos w kieliszku, wypijając praktycznie całość na raz. Yoshida, pospiesz się...

@Minoru Yoshida


Główna sala - Page 2 Urb97L4
I was given a heart before I was given a mind
A thirst for pleasure and war, a hunger we keep inside
Hime Hayami
Gotō Keita

Sro 2 Lis - 15:19
  Fukkatsu, jak każde zresztą miasto, rządziło się prawami siły i przynależności. Jedni i drudzy byli członkami czy to samozwańczych grup, czy też tych rządowych. Siłą, bo każda z wymienionych na pewnym etapie obijała mordę drugiej. Ivar uchronił się od członkostwa a remedium była ucieczka (czy jak nazywał to sam Hansem — “potrzeba zwiedzenia świata”). Keita jest sceptyczny jeśli chodzi o to wyjaśnienie, ale nie wnikał i zamierzał tego nie czynić. Przynajmniej w najbliższej przyszłości. Nadal nie ufał, że mężczyzna zostanie na dłużej. Obietnice, jego i innych mieszkańców Nanashi, przestawały obowiązywać zawsze wtedy, gdy na horyzoncie majaczyła wolność i dogodniejsze życie. Z jednej strony im się nie dziwił, z drugiej czuł jak kołek przebija jego serce przy każdej znikającej z dzielnicy duszy.
  Główna sala z chwili na chwilę coraz bardziej zapełnia się ludźmi. Stroje w większości opiewają o podstawowe strachy. Są duchy i serialowi księża, wampiry i dyniowe stwory. Wśród zebranych i i dzieci, które w miniaturowych wersjach odzwierciedlają superbohaterów. Zaczyna przygrywać muzyka serwowana przez podnajęty zespół. Klasyczne nuty zgrywają się z kelnerami zgrabnie wnoszącymi na halę nowe przekąski. A to wszystko jak dopięta choreografia, w której surduty służby kontrastują z zebranymi wewnątrz monstrami. Myśli on, że to nawet urocze. Dorośli ludzie, z tak różnych warstw społecznych, bawiący się w równowagę i brak hierarchii. Tylko w niektórych oczach nuty codziennej biedy. Te wpisane we wsiąknięte do wnętrza policzki, wysuszone alkoholizmem języki czy ręce długie i chude jak u żywych szkieletów. Wszyscy oni zapewne z Nanashi, w dłoniach dzierżący bilety jak te złote z filmu o Willy Wonce.
Moje serce już raz wyciąłeś. W zupełności mi to wystarczy — mówi szeptem a szept ten jest śmiertelnie poważny, podgryzany spojrzeniem twardo lądującym na oczach Ivara; tych śmiejących się znad mdło-zielonej maseczki. — A wątroba ma się znakomicie*.
  Nie kontynuuje tematu. Kończącą zdanie kropkę stawia przy mocniej wypowiedzianej ostatniej z sylab. Lubił go, może i nawet zazdrościł tamtejszej decyzji o wyjeździe, ale na samo wspomnienie czasu sprzed sześciu lat robiło mu się niedobrze. A może to zapach alkoholu, który już na dobre osiadł na co poniektórych gościach. Szybko więc ucieka od tamtejszych emocji, jeszcze przez chwilę goniony przez aktualne — nieprzyjemne skrępowanie.
  Na wzmiankę o wymarzonym przez Ivara zawodzie marszczy brwi. Odważnie. Studia medyczne to wyzwanie z pogranicza absurdu — finansowego i czasowego. I na nowo kłuje go zazdrość, bo sam o sobie nigdy nie myślał w barwach wzniosłej pracy. Pozostawiając przy naprawianiu rozjebanych sprzętów bogatszym z miasta miał poczucie, że zajął odpowiednie miejsce w łańcuchu pokarmowym. Ale może się mylił.
Jak w takim razie zarabiałeś przez ostatnie sześć lat? — pyta kładąc dłoń na karku. — Wypadły mi z głowy twoje leki. Wezmę coś lekkiego. Nie chcę cię mieć na głowie. Przynajmniej nie najebanego.
  Nim odpowie na intencje swojego stroju, utknie w zdziwieniu kładzionym na postaci nie tak starej znajomej. Raja wyrasta przed nimi w stroju całkiem do niej niepasującym. Przynajmniej nie tej postaci, którą spotkał za pierwszym razem. Wtedy w amoku, z oczami zaczerwienionymi, przekleństwami utkniętymi między zębami. Teraz jej twarz znaczy zgrabny makijaż, niby to w nieładzie włosy i talia upchnięta w ciasny gorset. Uśmiecha się ku niej w skromnej ckliwości i cmoka w podziwie.
No, Rajka, krwiste szminki ci służą. Szczególnie temu połamanemu nosowi. — Zamyka zdanie w drgającym rozbawieniu, po czym spojrzeniem rysuje linię pomiędzy nią a Ivarem: — Poznaliśmy się niedawno w tym zapchlonym Kobayashi. Polazłem tam za Aią. Tej oczywiście ani widu, ani słychu, ale za to roi się w dzielnicy od Tsunami. Nie ma dla plebsu straszniejszego widma niż widmo władzy, wiadomo. W każdym razie nie zadziało się nic strasznego. Wpadliśmy na jeden z narwanych oddziałów a skończyliśmy u ciotki Yoshi.
  Wzrusza ramionami i poprawia odznakę wpiętą w pierś; tę obdrapaną zajebał kiedyś z warsztatu Yume, typa spod ciemnej gwiazdy i kumpla po fachu.
Dobrze cię widzieć żywą, Rajka — mówi do niej po chwili zawieszenia. — Za moment wracam, przyniosę wam procenty.
  Pałkę policyjną wkłada za pas i rusza ku barowi.


* Realizacja Psikusa — wyznanie uczuć, tsk;


@Yōzei-Genji Madhuvathi  @Ivar Hansen


Ostatnio zmieniony przez Keita Gotō dnia Sro 2 Lis - 20:01, w całości zmieniany 1 raz
Gotō Keita
Miyashita Ruuka

Sro 2 Lis - 17:39
Podróż na wyspę z pewnością nie należała do najprzyjemniejszych. Ciemnowłosy jednak wolał zostawić wszelkie tego rodzaju myśli za sobą. Tym bardziej, że przyświecał mu szczytny cel. Niektórzy potrafili cieszyć się chwilą, czy urządzać huczne maskarady. Nikt jednak zbytnio nie zwracał uwagi na to, że zima zbliżała się wielkimi krokami, a niektóre jednostki niekoniecznie są na nią gotowe. Sprawa tyczyła się oczywiście względnie zapomnianej, czy też celowo omijanej dzielnicy miasta. Z tego też powodu, postanowił do swojego kostiumu dać całkiem sporych rozmiarów torbę, niczym niania McPhee.
- To... szukamy kuchni, czy jednak stawiamy na stoły? - dopytał się tylko swojego towarzysza, kiedy tylko złapał oddech po koszmarnym przepływie, a inni oddalili się na wystarczająco dużą odległość. Wszystko po to, aby upewnić się, że w torbie nic nie zajmuje niepotrzebnego miejsca. Wszystko po to, aby po ostatnich poprawkach kostiumu, skierować się w stronę głównej sali. - Powinniśmy wmieszać się w tłum. Masz jakiś pomysł? - dopowiedziałby tylko w stronę Żiro, podchodząc do zombie-lokaja, co by zapisać się na jakąś szczególną atrakcje wieczoru. Sam raczej nie uczestniczył wcześniej w czymś takim, to raczej nie miał zbyt wielkiego doświadczenia w przebiegu tego wszystkiego. Zwłaszcza na taką skalę.


Główna sala - Page 2 3TGCubZ
Miyashita Ruuka
Hasegawa Jirō

Sro 2 Lis - 19:27
  Razaro był zachłanny. Nie wystarczyłyby mu ochłapy datków z balu charytatywnego, które bogatsi mieszkańcy Fukkatsu mieli zamiar zrzucić do Nanashi, by uspokoić swoje sumienia, zebrać trochę polubień w mediach społecznościowych i stworzyć pozory pomocy. Wolał nie zastanawiać się nad tym czy sieroty z jego dzielnicy zostały wybrane na cel dzisiejszej imprezy dlatego, że wpasowywały się w klimat zabawy, będąc w oczach większości praktycznie żywymi trupami.
Najpierw stoły, później możemy wykorzystywać każde możliwe zamieszanie, by pod byle pretekstem spróbować wejść do kuchni.
  Podrapał się po nosie, jednocześnie poprawiając maseczkę i omiatając salę uważnym spojrzeniem. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że kelnerzy mieli na sobie stroje służby medycznej. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mu po plecach. Wrogowie byli bardziej cwani niż przypuszczał. Najwyraźniej misja wyprowadzenia stąd całego jedzenia zmieni się w legendarną bitwę. Ale był na to gotów.
Nie wmieszamy się w tłum, za ładnie wyglądamy – westchnął dramatycznie, ostentacyjnie przygładzając fartuszek stroju pokojówki, dając się zaprowadzić Ruu do zapisów do gry; nie bardzo wiedząc na czym ta polega, ale dał się zmylić potężną kolejką i wizją rozdawania czegoś za darmo.
  Zabawa jednak nie brzmiała wcale tak źle. Razaro z zaskoczeniem stwierdził, że może nawet mu się spodobać, a to nie było coś, o co podejrzewałby tych kasiastych snobów.
Spróbuję zaraz ogarnąć jakąś tacę. Jakakolwiek ilość jedzenia niesiona gdziekolwiek na tacy nie wzbudzi żadnych podejrzeń.
  Ślepia już zaczęły prześlizgiwać się po zebranych w poszukiwaniu ofiary, gdy mijali kolejne osoby, a Hasegawa próbował namierzyć kelnera, któremu najłatwiej będzie zabrać atrybut władzy.
A, jeżeli cokolwiek pójdzie nie tak i trzeba będzie uciekać to bierz gaśnicę. Nikt nigdy nie zatrzyma człowieka biegnącego z gaśnicą.




Hasegawa Jirō
Hattori Heizō

Sro 2 Lis - 20:03
    — Prawie mnie przejrzałeś — przyznał, kompletnie niezrażony drwiącym tonem chłopaka. To w końcu on jako pierwszy dał mu cynk o tej imprezie, więc czy w tym przypadku nie obowiązywało go okazanie większej… klasy? — Specjalnie dla ciebie dobrze zasznurowałem buty, żebyś musiał martwić się już tylko o własne pantofelki, księżniczko.
    Zatoczył dłonią charakterystyczne kółka, jakby przymierzał się do eleganckiego ukłonu. Uwieńczenie tego gestu jednak nigdy nie nastąpiło. Może w ogóle go nie planował, a może to nagłe szturchnięcie w ramię sprowadziło go na ziemię. Stał w tym miejscu już od dobrej minuty, czyli wystarczająco długo, żeby rościć sobie prawa do akurat tego kawałka podłogi. To on miał tu więcej powodów do niezadowolenia, nie mężczyzna w mundurze (@Keita Gotō), który wpadł na niego przez własną nieostrożność. Hattori nie pozostał dłużnym ciężkiego spojrzenia, w którym krył się milczący przekaz, żeby następnym razem uważał jak lezie.
    Mógł domyślić się, że buców tu nie zabraknie.
    Odruchowo otrzepał ramię z niewidzialnego brudu. Lepiej niczego nie złapać.
    Już miał powrócić uwagą do swojego rozmówcy, gdy nieznajomy przeszedł dalej, nawet nie racząc przeprosić, ale jego wzrok zatrzymał się na jakimś punkcie kilkanaście metrów dalej. Przed jego oczami ciągle przewijały się upstrzone kostiumami postacie, a mimo tego to znajoma twarz stała się priorytetem otoczenia (@Hime Hayami). Ich spojrzenia spotkały się zaledwie na sekundę, ale trudno – naprawdę trudno – było go z kimkolwiek pomylić. Ale już po chwili nie był pewien, czy faktycznie ma do czynienia z tą samą osobą. Bo właściwie, co tu się odpierdalało?
    Gdy wyciągnięta przez Enmę babeczka znalazła się bliżej jego twarzy, ściągnął brwi, ale to nie ona była powodem jego zarówno pozbawionej zrozumienia, jak i nieco zażenowanej miny. Jego wzrok nadal był zawieszony gdzieś ponad niewielkim przysmakiem; skupiony na dziwacznej tragikomedii w wykonaniu Hayamiego, który właśnie przed nim spierdalał. Może to tylko przywidzenia, ale w tym momencie Heizō  dałby sobie rękę uciąć, że właśnie tak było.
    Aha.
    Gdzieś po drodze musiał przegapić moment, w którym postanowili się unikać. W innych okolicznościach może i przeprosiłby swojego towarzysza, ale tym razem pozostał na miejscu. Pokiwał ledwo widocznie głową. Nie. Wcale nie chciał babeczki.
    „(…) masz stół, więc możesz sobie wziąć.”
    Wyrywając się z zamyślenia, zerknął na wspomniany przez Seiwę stół.
    — Może później. Najwyżej najesz się za nas dwoje. — No proszę, był ucieleśnieniem samych plusów jako partner na imprezie. — Skąd w ogóle pomysł na to zaproszenie? Obraziłeś wszystkich kolegów dookoła?
    Zerknął na niego z ukosa. Skoro już tu był, mógł przynajmniej zająć myśli zrozumieniem tego, co właściwie miał oznaczać ten agresywny SMS.

@Seiwa-Genji Enma
Hattori Heizō
Ye Lian

Sro 2 Lis - 21:06
@Hecate Shirshu Black

W momencie, gdy kruk skubnął jego maskę, Ye Lian posłał ptaszysku spojrzenie, które byłoby w stanie pomóc mu przedostać się na drugą stronę tęczowego mostu. Stolas zawsze wpychał dziób w nieswoje sprawy. Nawet teraz. Dziwne, że ten wymowny wzrok nie spalił zwierzaka na wiór. Jasnowłosy wyprostował się, przekazując wcześniej przejęty zapis mężczyźnie, który wpatrywał się w nich nieco strapionym spojrzeniem. Ye westchnął i odpowiedzią mu dystyngowanym ruchem dłoni. Nigdy nie był źródłem konfliktu. Rzadko kiedy jego wewnętrzna frustracja zdołała wypełznąć poza otaczające ramy elegancji i pewność siebie; zawsze starał się zachowywać pokerową twarz, nawet jeśli jego wnętrze kipiało jak kocioł pełen wylewającego się wywaru czarownicy. A było to bardzo częstym zjawiskiem.

Nie zamierzał robić scen. Poprawił wcześniej dziabniętą przez Stolasa maskę, upewniając się, że jest na swoim miejscu. Co prawda nie był nikim wybitnie znanym — był jedynie początkującym pisarzem, do którego uśmiechnęło się szczęście; czuł się komfortowo w zarzuconej na jego barki pelerynie niewidzialności i nie chciał tego zmieniać. Odprowadził Shirshu wzorkiem, a potem rozejrzał się po powoli zapełniającej sali. Dzisiejszej nocy każdy mógł umknąć codzienności, stać się kimś innym, zabawić się i rozładować tłumione wewnątrz napięcia. Kątem oka spostrzegł jak jakiś dzieciak przebrany za wilkołaka, zaczyna wyć pośrodku sali.

I uwolnić potwora... — odpowiedział swoim myślą, spostrzegając przeciskającą się przez tłum Shirshu. Poprawił płaszcz — z automatu, zapominając, że nie uciska go za wysoko zapięta koszula. Odebrał napój, chwilę przypatrując się szklance. Z pewnością kryło się coś niedobrego w mężczyznach, którzy unikali gier i ucztowania. Przez większość społeczeństwa tacy ludzie byli postrzegani jako bardzo chorzy albo tacy, którzy w głębi duszy szczerze nienawidzili otoczenia. W przypadku Liana obie opcje chyliły się ku prawdzie. „Mamy Halloween” — na to stwierdzenie chciał się roześmiać. Ale oczywiście tego nie zrobił. — Zabawne, że mówi to osoba, która mieszka na bagnach, w towarzystwie fetoru gnijących ciał. — Kiedy przytknął naczynie do ust, mogła dostrzec w jego oczach ten nieoczywisty blask. Zawsze go używał, wprowadzając rozmówcę w błąd, będąc przy tym tak samo poważny. — Zastanawia mnie, skąd przyszedł ci do głowy pomysł, że mógłbym być dobrym towarzystwem. To tylko zabawa, mówisz, a wiesz, że jak dzieci kończą zabawę, to zazwyczaj targają się za włosy?  Black, nie miałaś przed chwilą pełnego kieliszka?
Ye Lian
Minoru Yoshida
Sro 2 Lis - 22:38
Na balu znalazł się już w chwili zapełnienia się ludzi na sali. Nie miał ochoty spóźnić na to wydarzenie, mimo że nie wiedział jak naprawdę tu było. Wiele lat słuchał o tej imprezie, niemniej nigdy nie miał chęci — a może odwagi — na to, aby pojawić się na ogromnej uroczystości. Teraz jednak miał kogo na taki bal zaprosić, a raczej uznał to za nie głupi pomysł, by powoli przełamywać niezręczność relacji, która między nim, a Hime cały czas tkwiła. Oboje nie wiedzieli jak zachować się w swoim towarzystwie. Cały czas odczuwał poczucie winy i tak samo jak Hayami, nie potrafił odnaleźć się w tej nowej sytuacji.
Skoro jednak długowłosy zdecydował się wpuścić go z powrotem do swojego świata, nie zamierzał wiecznie czekać na jego ruchy. Po ostatnim bardzo chaotycznym spotkaniu nie wiedział, jak dokładnie będzie wyglądało to obecne. Wiele tematów jeszcze ciążyło nad nimi, mimo to Minoru nie czuł się w obowiązku wszystkiego od razu rozdrapywać. Wyznawał zasadę, że na wszystko przyjdzie czas. Czasami miał wrażenie, że wyjątkowo mocno nadszarpuję to powiedzenie.
Mimo że na imprezie był dużo wcześniej, większość tego czasu spędził na ogrodach. Z dala od ludzi, z dala od osób, które mógłby widzieć jego twarz, którą odsłaniał po uchyleniu maski, by dokończyć kolejnego papierosa. Nieopuszczający go nałóg bywał czasami męczący, nie mógł jednak przestać myśleć o zapalonym papierosie. Był to piąty, może siódmy papieros odkąd tu przyjechał. W nerwach i w widocznym zniecierpliwieniu oczekiwał na towarzysza, nie wiedząc, czy w ogóle zechce pojawić się na zaproponowanym mu balu. Nie chciał aby po niego przyjechał, a on głupio szanuje przestrzeń osobistą, którą Hime cały czas stara się między nimi stawiać. Przynajmniej do momentu, w którym przestaną go gnębić wyrzuty sumienia, a ich relacja wróci do względnego porządku.
Po kolejnej rundce wstał z ławki, chcąc powrócić do sali głównej, nakładając maskę z powrotem na twarz. Idąc wolnym i dostojnym krokiem o lasce, mijał twarze ludzi, które znał aż za dobrze. Jego przebranie powodowało, że łatwo mógł wtopić się w tłum, zostając w pewnym sensie niezauważalnym. Kątem oka dostrzegł zakonnicę, a w niej znajomą twarz Kapitana IV Dywizji (@KAWAI AKANE). Chwilę później zauważył także Keita (@KEITA GOTŌ), przy której Rajka (@YŌZEI-GENJI MADHUVATHI) spoufalała się z nim w dosyć przyjacielskim geście. No proszę. Nie dziwiło go, że ta dwójka siebie znała. Nie znał jednak chłopaka, który stał obok nich. Ktoś nowy w mieście? Również nie umknęły jego uwadze kilkoro osób z parku, a także parę członków z grupy Shingetsu. Słyszał, że niektórzy mieli ochotę pójść na wypadek gdyby Tsunami chciało wywinąć jakiś numer — między innymi też był tu, na wypadek gdyby trzeba było narobić trochę zamieszania.
W taki sposób przemierzając salę, dostrzegł najbardziej znaną mu twarz. Poczuł ulgę, a nerwowy nastrój opuścił go. Nie na długo, ponieważ zauważył jak bardzo szybko ucieka z sali, nie do końca rozumiejąc tego zachowania. Szczególnie kiedy porwał jednego z drinków. Postanowił zwalić to na stres, bo prawdopodobnym było, że cały czas walczył ze wszystkim co dotyczyło Yoshidy.
Przed kim się chowasz? — spytał dyskretnie kiedy równie cicho zakradł się za jego plecami. Zastanawiał się, jak bardzo mógł go w tym momencie wystraszyć, dostrzegając na jego twarzy różne emocje. Jak zawsze zresztą.
Nawet na mnie nie poczekałeś — zauważył, kiwając w stronę alkoholu, a raczej już samego kieliszka, który trzymał w dłoni. Może tak naprawdę wcale nie był tu dla niego, a może lubił sobie tylko wmawiać to gorsze rzeczy — Wszystko w porządku? — mimo to najpierw pokusił się spytać o jego zachowanie, dostrzegając pewną dezorientację w jego szarych oczach.

@Hime Hayami


Główna sala - Page 2 EHjauEm
Minoru Yoshida
Sponsored content
maj 2038 roku