Tylne ogrody
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Nie 30 Paź - 20:01
Tylne ogrody


Za dnia wygląda olśniewająco, za to podczas nocy... przerażająco. Podłużne cienie rzucane przez nagie wierzby sprawiają wrażenie powykrzywianych istot, które tylko czekają na śmiałków, bądź głupców, którzy ośmielą się udać na samotny spacer po ogrodzie. Nawet blade żarówki zawieszone przed wejściem do środka, jak i sporadyczne latarnie nie są w stanie odegnać mroku, jaki tu panuje.
Ale przecież właśnie o to chodzi w Halloween. O grozę i strach. Może więc dlatego ogrody od dawna cieszą się ogromnym zainteresowaniem gości. To idealne miejsce na potajemne schadzki, ukrycie ciała w gęstwinach różanych krzaków czy chociażby skrycie się przed niechcianymi oczami.

Słyszałeś? Gdzieś niedaleko zawył wilk. A tam? Nie, nie, nie martw się. To tylko sowa.
Słyszysz coś jeszcze? Kroki?
Uciekaj.
I schowaj się.
I pod żadnym pozorem nie patrz im w oczy. One tego nie lubią.

Haraedo
Nakamura Kyou

Pon 31 Paź - 23:41
@Munehira Aoi

Może to były wszystkie dźwięki i zapachy, które uderzały w niego na raz - a może ta możliwość wpływania na każdy przedmiot znajdujący się w jego otoczeniu. Wpadał na ludzi, cicho ich co rusz przepraszając, zupełnie zapominając o tym, że musiał uważać na stawiane kroki; że mógł na kogoś wpaść i kogoś potrącić. Mógł to zrobić - a może właśnie to sprawiało, że tak bardzo zapominał o tym, co dokładnie miało miejsce i jak powinien się zachowywać? Że obejmowały go jakieś reguły i zasady - kiedy jeden za jednym kieliszkiem w dół jego gardła spływał alkohol. Czuł smaki, czuł to charakterystyczne palenie, choć przecież nigdy za życia nie był zwolennikiem ani alkoholi, ani niczego podobnego - wręcz przeciwnie, stronił od tego, zazwyczaj mając o wiele ważniejsze kwestie, którymi powinien się zająć.
Ale dzisiaj czuł się szczęśliwy i uradowany; czuł że mógł rzeczywiście działać tak jak tylko zechciał, bez spoglądania na innych. Tym bardziej zastanawiał się nad tym, co powinien zrobić i czy powinien tak bardzo stronić od tego, co wiedział że niektórym yurei przychodziło z łatwością. Może powinien się przemóc? Może powinien...
Ale nie mógł jednak się powstrzymać - to jak szedł prędko i energicznie, ale również i to z jakim impetem uderzył w sylwetkę, którą przecież widział - a może nie widział? Może zapatrzył się w kogoś nieco dalej, obserwując tak niezwykłe i pieczołowicie wykonane stroje, które go mijały? Upięte włosy, wymalowane twarze - tak fascynujące, że nie dostrzegł, że między nim, a jednym ze słupów w pięknie pachnącym ogrodzie, znalazł się inny człowiek.
Z pewnością to właśnie ta druga osoba miała mniej przyjemne doświadczenie, będąc dociśniętą do chłodnej, metalowej lampy. A może drewnianej? A może ta mogła się ugiąć pod ciężarem ich obu? Może mogła się złamać, a on nawet nie wziął tego pod uwagę - tak samo zupełnie zapomniał o odruchu, że powinien się odezwać czy przesunąć, trwając przed kilka chwil tak na nieznajomym, który zmuszony był do trwania na słupie.
A może to było kilka sekund? A może minuta? Czas ponownie zdążył się mu kompletnie zbijać w jedno - nie rozumiał jego upływu; nie pamiętał jak on upływał. Zupełnie stracił to dziwne poczucie czasu czy uczucie dyskomfortu, kiedy ktoś gwałtownie wchodził w twoją strefę osobistą.
- Przepraszam! - odezwał się w końcu nagle, jakby musiał sobie przypomnieć o własnym głosie - o tym, że coś działo się dookoła, i tym razem nie wpadał już na ludzi bezkarnie i bezingerycyjnie w ich przestrzeń. - Nic się nie stało panu? Przepraszam bardzo jeszcze raz! - dodał ponownie, odsuwając się na krok od nieznajomego - choć jego krok wcale nie był aż tak ogromną odległością.


Tylne ogrody VSPSQK5
Nakamura Kyou
Munehira Aoi

Wto 1 Lis - 5:07
Nie tak to miało wyglądać...
  Smukła sylwetka zerwała się gwałtowne w szybki marsz, wypadając wprost na zewnątrz, niczym spłoszone zwierze, szukające ciasnej przestrzeni, w której może się schować; wcisnąć się, łamiąc sobie przy tym z trzaskiem kręgosłup w panicznym lęku.  Zryw, który nie był łatwy, kiedy mężczyzna mógł polegać jedynie na słuchu, dotyku i węchu, nie widząc przestrzeni przed sobą. Żadnej sylwetki, żadnego kształtu, żadnej, nawet lichej smugi światła, która mogłaby nakierować go w stronę „bezpieczeństwa". Czy światło w swojej istocie było bezpieczne? Czy właśnie to nie ono zawsze prowadziło do destrukcji? Pożary jaśnieją krwistą łuną na nocnym niebie, rozgryzając mrok i pożerając go doszczętnie. Ciemność ścieli się leniwie i łagodnie, przylegając do skóry w ten nienachalny sposób, który zna, w którym odnajdywał zawsze ukojenie. Tak samo, jak i zapachy, których teraz pożądał. Jednorodne, proste linie świeżości. Mieszanina perfum w zamkniętych ścianami pomieszczeniach dławiła. Wszystkiego było zbyt dużo, wszystko zdawało się zbyt intensywne.
  Z dłonią dociśniętą do nosa i warg, wdychając subtelną woń skóry materiału rękawiczki i barwnika, Aoi przedarł się przez tłum, starając się ostatkiem sił utrzymać treść żołądka w przełyku. Miał nadzieję, że jedynie na krótki moment rozłączył się z Yuri, pozostawiając ją między ludźmi samą, a zarazem wystawiając samego siebie na pustkę i samotność. Chociaż podczas każdego kroku ocierał się o kolejne osoby, nadal trwał w paranoicznym odosobnieniu. Cóż za żałosny komizm; znajdować się w centrum pulsującego zgiełku, a nadal odczuwać nicość.
  Dwa pierwsze hausty świeżego powietrza oswobodziły pulsującą skroń spod ucisku, ale dopiero trzy kolejne, płytkie wdechy uspokoiły żołądek. Nie tak miała wyglądać ta noc. Nigdy nie było tak źle, jak teraz. Przez ostatnie lata potrafił na tę jedną noc utrzymać pełną kontrolę nad swoim ciałem, za którym tak szaleńczo tęsknił. Jednak dziś najwidoczniej wszystkie bóstwa biczowały go zaciekle, uświadamiając mu, że zostało już niewiele czasu, zanim oduczy się, jak to jest być człowiekiem.
  Aoi nie zdążył zareagować, kiedy jego plecy, wraz z tyłem czaszki uderzyły o metalowy filar, który wpił się boleśnie między łopatki i z łoskotem rozszedł hukiem między skołowanymi myślami. Wystarczyło tylko tyle, aby rozwiązać kłębowisko oślizgłych węży w głowie. Rój glizd, które wiły się w ciasnych, lepkich splotach, przyciemniając klarowność umysłu. Nagle znowu wszystko wydało się proste, jakby ból w ułamku sekundy odebrał całą skomplikowaność świata. Druga osoba, ciepło, nowy zapach, nowa skóra, nowe życie. Inne.
  Obie dłonie Munehiry wylądowały na ramionach mężczyzny, zaciskając na nich długie palce. Nie czuł się stabilnie — znajdował się w miejscu, którego nie znał, nie wiedział, czy prawdopodobna lampa, jak domniemał, że może to być właśnie ona, a która wbijała się w kręgosłup oraz korpus nieznajomego są jedynymi, solidnymi elementami, których może się uczepić, aby nie runąć na ziemię.
  Czas, który znał, a który nie miał żadnej wartości, teraz wydawał się jeszcze bardziej dłużyć. Drugie ciało było tak blisko, tak kusząco blisko, wystarczyło otworzyć szerzej szczęki i...
- Nie. - Łagodny głos wydostał się przez zaciśnięte gardło, wibrując w nerwowym półszepcie. Nie wiedział, czy odpowiedział samemu sobie, czy było to bezpośrednią odpowiedzią na pytanie mężczyzny. Może gdyby nie ten zapach alkoholu sączący się leniwie przez nozdrza, sunąc po sklepieniu chropowatego podniebienia, natarczywie zaglądając w głąb gardzieli, zareagowałby gwałtowniej. Może gdyby nie to, że był osłabiony, palce zamiast na ramionach, zaciskałyby się teraz wokół tchawicy. A tak, trwał w bezruchu, nie będąc w stanie dojść do wniosku, co jest górą, a co jest dołem. 
  Po prostu to zrobić, teraz, tutaj...
  Aoi przesunął na krótki moment palce w stronę szyi mężczyzny, kiedy ten akurat wykonał krótki ruch, wycofując się subtelnie. Chociaż nie był to gwałtowny krok, jego sylwetka zachwiała się nieznacznie, mocniej przywierając do zimna metalu za sobą. - Nie widzę, więc proszę się na moment nie ruszać... - Wcześniejsza łagodność została na ułamek sekundy zastąpiona irytacją; ni to przez to, że musiał dać komuś do zrozumienia, że jest niewidomy, ni przez to, że wiedział, że sam skazuje się na kolejny rok palącego głodu.
   Twarz mężczyzny skierowała się w kierunku płynących słów, obdarzając nieznajomego mlecznym  spojrzeniem spod przymrużonych powiek. Prawy kącik ust uniósł się w subtelnym, zrezygnowanym uśmiechu, nad którym nie miał kontroli, a który coraz częściej gościł na pełnych wargach. Grube, puszyste futro razem z sunięciem dłoni z ramion Kyoku opadło, zatrzymując się w zgięciach łokci, miękko sunąc przez ciało. Jego szelest, muśnięcie zwierzęcia, było ostatnią kotwicą, jaką Aoi miał teraz do dyspozycji.

@Nakamura Kyou


Tylne ogrody 0YAOCnr
Munehira Aoi
Nakamura Kyou

Wto 1 Lis - 9:40
Możliwe, że już dawno wycofałby się od nieznajomego - gdyby nie jego palce zaciskające się na ramionach. A może i tego tak dokładnie nie pamiętał? Kiedy ostatni raz znalazł się w tym miejscu? Kiedy ostatni raz posiadał ciało? Jeszcze przed śmiercią? Zawsze przyklejony i pilnujący, zawsze obawiający się o to, że tamten mężczyzna mógłby wrócić - rzadko zdobywał się na takiego rodzaju, jego zdaniem, samolubność. Chociaż może zaczynał żałować, że w ubiegłych latach nie zjawiał się tutaj? Może to było coś, z czego powinien korzystać już wcześniej?
Wszystko dochodziło do niego jakby zza zasłony - potrzebował więcej czasu, aby bodźce do niego docierały; żeby mógł zinterpretować tak różne dźwięki czy zapachy, ten inny chłód i brak uciążliwego bólu w klatce piersiowej.
Nie dostrzegł tego w pierwszej chwili - dopiero teraz spoglądając na twarz mężczyzny i dostrzegając jego oczy. Mógłby być pewny, gdyby go tylko minął, że to makijaż lub soczewki - lub coś jeszcze innego. Może nawet zbyt długo przyglądał się nieznajomemu - jego twarzy, jego strojowi - zapominając o tym, że jego wzrok dla większości ludzi był tutaj dostrzegalny. Zapominał, że nie wypadało się gapić - ale czy gapienie się w oblicze niewidomego mogło sprawiać problem, jeśli ten nawet nie dostrzegał jego wzroku?
Może był wciąż otępiały przez alkohol - a może nieprzyzwyczajony do tego jak czas mijał, kiedy wszyscy mogli go dostrzec; kiedy wszyscy byli tu i teraz, gdzie on - odpowiedział z małym opóźnieniem.
- Naturalnie - odpowiedział od razu, starając się skupić na zadaniu, którego nikt poza nim mu nie przypisał - w końcu nie miał potrzeby opieki nad niepełnosprawnymi, a jednak chciał to zrobić w tym momencie. Nie musiał, ale coś mu sugerowało, że powinien. Zaraz się rozejrzał po ziemi, jakby szukając stabilniejszej ścieżki, zdawało mu się że przypadkiem, wpadając na mężczyznę, zepchnął go bardziej na trawę.
- Tutaj jest wzniesienie na ścieżkę, wyłożona jest brukiem, więc proszę ostrożnie - rzucił, normalnie nie wchodząc by w cudzą przestrzeń osobistą - nawet jeśli stracił jej poczucie - jednak w tym momencie, i tak znajdując się stanowczo zbyt blisko mężczyzny, wcale nie miało to znaczenia. Tym bardziej, że różne bodźce i sygnały docierały do niego z opóźnieniem. Może to przez poncz? A może zwykłe upojenie samym uczuciem posiadania ciała po tak długim czasie?
Zaoferował mu ramię do oparcia, zaraz po tym wprowadzając na ścieżkę, zakładając że mężczyzna potrzebował asysty - a przynajmniej tymczasowej, kiedy tak wytrącił go z drogi, którą ten zmierzał.
- Jeszcze raz przepraszam za nieuwagę, dokąd pan zmierzał? Mogę pomóc panu z kierunkiem - mówił spokojnie od razu się oferując, może nieco zmieszany tym, że mógł sprawić komuś problem swoją nierozwagą.
Chociaż jego koncentracja wcale nie była lepsza, kiedy sam musiał pamiętać o tym, żeby patrzyć pod własne nogi - bo w końcu nie przenikał przez innych, ani przez przedmioty. Zupełnie jakby stracił pamięć o tym, jak to jest być uważnym względem własnego otoczenia. - Na lewo są dalsze ogrody wraz ze ścieżką, właściwie ścieżkami, a na prawo powrót do głównego budynku... - poinformował cicho, starając przypomnieć sobie czy i kiedy miał do czynienia z niewidomym - czy było coś, na co powinien zwrócić uwagę? Poza mówieniem wyraźnym - a przynajmniej tak się starał. Może dlatego jego głos brzmiał nieco bardziej jakby przemawiał przed klasą, w której chciał aby wszyscy go doslyszeli. Kwestia nawyku.

@Munehira Aoi


Tylne ogrody VSPSQK5
Nakamura Kyou
Munehira Aoi

Wto 1 Lis - 18:53
   Wsłuchiwał się w każde słowo, analizując ton głosu mężczyzny. Czy byłby w stanie doprowadzić go do granicy, po której przekroczeniu, doszedłby do wniosku, że nawet tłum ludzi zebranych w rezydencji nie jest problemem? Czy właśnie ten głos potrafiłby stać się punktem zapalnym? Jego łagodność, przepraszanie, próba bezinteresownej pomocy; czy wyrzuty sumienia, bo staranował niepełnosprawnego... Obojętne. Był, a to już w zupełności wystarczyło.
Wzniesienie...jest brukiem...ostrożnie.
   - Hmm? - Odcięło go. Zamyślił się zbyt głęboko. Nadal za bardzo siedząc w swojej głowie, zamiast skorzystać z okazji i wyjść poza tą ciasną skorupę. Obcas półbuta obił się o niski betonowy krawężnik między miękkim trawnikiem a chodnikiem. Spięcie się ciała, kolejny kurczowy, bolesny chwyt za podsunięte ramię. - Spokojnie, jestem niewidomy, ale nie upośled... - zdążył jedynie z siebie wydusić, zaraz nabierając szybko powietrze w płuca, czując, że przechyla się do przodu, za bardzo, za mocno, za głęboko. Idealne zdanie wypowiedziane w idealnym momencie. Żar bycia znowu zależnym rozszedł się gwałtownie między kośćmi, uderzając falą gorąca po małżowinach usznych. Chociaż powietrze zdawało się chłodne, skóra zaczynała się nieprzyjemnie nagrzewać. Krew w ułamku sekundy zdała się nabrać prędkości, wywindowując ciśnienie tysiąckrotnie. -... upośledzony.
  - Bardzo mnie nie interesuje, co gdzie jest - obruszenie i subtelne podniesienie głosu, na jakim niosły się jego słowa, uderzyło nawet Munehirę. Kontrola. Czuł, że jest obserwowany, czuł, że mu się przygląda. Nie był kretynem, nie był wybrakowany, nie był dziwadłem. Wzrok potrafił palić, nawet jeżeli obserwatorzy starali się prowadzić swoje tęczówki niby to lekko i delikatnie. Nie tak to miało wyglądać... Mężczyzna miał ochotę zawinąć dłoń w pięść i przebić nią czaszkę rozmówcy na wylot, przez krótki moment dać się ponieść zażenowaniu, którego znowu doświadczał.
  - Postoję - odparł spokojnie, pozwalając syczącemu głosu w głowie dyktować dalszą część zdania; ... i wsadź sobie głęboko w gardło, to swoje pieprzone przepraszanie. Brzmiał niczym buddyjski mnich, chociaż nabiegające krwią policzki mogły świadczyć o czymś zupełnie innym. Gwałtownie oderwał dłonie od przedramienia obcego mężczyzny, rozkładając je lekko na boki, wykonując zamaszyste trzy kroki w bok, niczym krab, chcąc mu zejść z drogi. Nie poczuł w pierwszej chwili, że ląduje na stoliku, najpierw w uszy wgryzł się dźwięk metalowych nóżek krzesła, które z piskliwym chrzęstem przesunął impetem własnego ciała. Uderzenie o okrągły brzeg biodrem i ból, który poczuł tuż po chwili, uświadomił mu, że z pozycji potrzebuję pomocy, bo jestem życiowym przegrywem, który niczego nie widzi, przemieścił się na, serio potrzebuję pomocy, bo nie dosyć, że jestem ślepym przegrywem to jeszcze skończonym kretynem. Smukłe ciało wytrącone z równowagi, próbowało utrzymać się w pionie, przez co obie dłonie nerwowo przylgnęły do płaskiej powierzchni ogrodowego mebla. Bez Jushi był stracony. Był stracony bez Tsukiko, bez Yuri, bez swoich słodkich szeptów.
  Cisza. Zamilkł razem z ustaniem metalicznych dźwięków, hałasem, który narobił. Zęby zacisnęły się na dolnej wardze, kiedy pukle lekko falujących włosów opadły na pochyloną twarz. Potrzebował chwili, aby zrozumieć, co się stało. Dlaczego znowu to zrobił. Dlaczego za każdym razem musi się ośmieszyć.

@Nakamura Kyou


Tylne ogrody 0YAOCnr
Munehira Aoi
Nakamura Kyou

Wto 1 Lis - 23:55
Wcale nie przejął się zaciśniętym na ramieniu uciskiem - w końcu sam zaoferował się do pomocy. Zawsze to robił z bliżej niezrozumiałych sobie powodów. Pomoc była w jego naturze, a najczęściej i ta bezinteresowna. Dobrze ułożony chłopiec z domu, w którym niczego nie brakowało, mógł działać na nerwy - i zdawał sobie sprawę, jeszcze za życia, że to robił. Gdyby tak nie było, przecież znalezienie pracy w Fukkatsu nie stanowiłoby najmniejszego problemu. Inni nie spoglądaliby na niego z dezaprobatą, kiedy w ściubał nos tam, gdzie nie powinien.
- Och? - wyrwało mu się nagle, słysząc jego słowa. W końcu nie do końca rozumiał, dał mu do zrozumienia, że za takiego go uważał? Czy to tutaj leżał problem mężczyzny? Czy to właśnie...
Odwrócił mimowolnie wzrok od niego, samemu rozglądając się po miejscu, w którym się znaleźli. - Nie to miałem na myśli... Potrzeba asysty nie jest oznaką upośledzenia - odpowiedział, wciąż spokojnym tonem, znacznie jednak zmieszany. Możliwe, że specjalnie nie określił swojego zaoferowania ramienia jako pomoc. Czy trafił w czuły punkt? Nie był w końcu pewny - nie rozumiał tego tak dobrze, z czym musiał zmagać się mężczyzna, którego nawet nie znał. Z czego wynikała jego reakcja?
Nie powstrzymywał go, kiedy się odsunął - nie miał ku temu powodów. No, może po chwili, kiedy tylko zauważył, że na drodze mężczyzny był..
- Uważaj na... - urwał, kiedy tylko rozległ się hałas metalu, a nieznajomy wyraźnie już zdał sobie sprawę z tego, przed czym Kyou próbował go nieudolnie ostrzec. Zamilkł wtedy, wbijając wzrok w stół, który jeszcze moment hałasował. Szczękanie metalu o kamień, wszystko co tylko mogło być drażliwe i irytujące - ale nie odezwał się, zaciskając wargi w wąską linię.
Mógł to zignorować, pójść dalej po prostu - udać, że niczego nie widział. Ale mężczyzna wpadający na wszystko (nawet jeśli Nakamura sam podczas dzisiejszego wieczoru wpadał na wszystko i na każdego, kogo popadnie) nie był dla samego siebie bezpieczny. Oczywiście, że powinien go zostawić tutaj, tak jak ten wyraźnie dawał mu sygnały, że sobie życzy.
Mógł zacząć przepraszać - po części chcąc to zrobić, mając wrażenie, że czemuś zawinił, ale nie będąc dokładnie w stanie wskazać, czym.
A jednak ruszył w jego stronę niczym rzep na psim ogonie. Złapał go za ramię, starając się nie być nachalnym - zresztą, nigdy nie był typem siłacza. Łatwo było się z jego uścisku wyrwać.
- Chcesz usiąść? Czy wolisz postać w miejscu bez przeszkód? - zapytał, pierwszy raz dając wkraść się pewnego rodzaju profesorskiej stanowczości w głosie. Jakby kazał wrócić do ławek i otworzyć podręcznik na odpowiedniej stronie. Był opanowany, wręcz obowiązkowy w tym jak mówił, kiedy widział, że ktoś potrzebował pomocy, której tak bardzo nie chciał. A on nie miał zamiaru ustępować, zaraz pociągając mężczyznę za sobą, w bardziej stanowczej manierze. Może dlatego, że ten zaczynał stanowić zagrożenie dla samego siebie, ale również i otoczenia? Może dlatego, że był przyzwyczajony do osób, które w ten sposób odmawiały pomocy?
- Sam wiesz, co się stało. Szkoda ryzykować zrujnowaniem stroju, który tak dobrze ci pasuje, a kto wie czy następne w kolejności nie będą krzaki, albo miska z ponczem, czy jeszcze co innego - powiedział bardziej lekkim tonem, chcąc znów odwrócić jego uwagę i komplementem, i czymś trywialnym. Nie był pewny czy mężczyzna był wściekły na siebie, czy na niego - ale nie zostawi go tutaj samego, bo jeszcze zacznie się w końcu tarzać po ziemi przez własną nierozwagę, która zaczynała go... zastanawiać. W końcu jeśli był niewidomym, podczas takiego przyjęcia, nie powinien mieć przy sobie asysty? Laski lub kogoś towarzyszącego?

@Munehira Aoi


Tylne ogrody VSPSQK5
Nakamura Kyou
Munehira Aoi

Sro 2 Lis - 2:18
   W zachowaniu nieznajomego było coś, co umysł Aoi bardzo szybko połączył z ojcowską manierą, która wypaliła swoją własną, zawiłą ścieżkę w układzie nerwowym. W jego imaginacji mężczyzna przestawał być obcą jednostką spotkaną przypadkowo na halloweenowym balu, a przeobrażał się w śmierdzącego torfem Esore, którego ciężki głos, niczym beton zalewający usta, tłamsił młodego Munehirę przez całe jego życie. Wystarczyło tylko tyle i aż tyle, aby delikatne nici trzymające go przy zdrowych zmysłach zaczęły pękać, uwalniając cały nagromadzony żal i gniew.
  Kontrolowanie się było tak trudne, tak cholernie męczące i niewarte wysiłku, jaki musiałby w to włożyć.
  Aoi zsunął pergaminowe powieki, zamykając oczy. Przyjemny szum krwi w uszach zaczął przeradzać się w warkot, który tak dobrze znał. Sapliwy oddech. Wibrująca psia krtań tuż nad policzkiem. W sposób praktycznie namacalny odczuwał spływającą na skórę ślinę, która przesuwając się po bladej skórze, zaczynała wpływać gęstą zawiesiną w kącik oka, zlepiając  długie rzęsy.
  Przecież nie mam nic do stracenia, prawda? Nie mam już nic do stracenia...
  Uczucie dłoni na ramieniu paliło. Zdawać by się mogło, że ciepło skóry mężczyzny przedzierało się płomieniem przez kamizelkę i materiał koszuli, smagając ramię do żywego mięsa. Dla Aoi nie było już istotnym, co słyszał poza swoją głową — racjonalność prysnęła, razem z subtelnym szarpnięciem.
  - Jeszcze raz mnie dotkniesz, a będziesz dławił się własną krwią... - melodyjny głos, podszyty rozbawieniem, rozciął nocne powietrze ogrodu, wgryzając się boleśnie w zapach kwiatów, ziemi i przede wszystkim perfum Aoi, które zdawały się nabierać na sile, rozgrzane na gorącej skórze. Nagle wszystko stało się jaśniejsze. Świadomość własnego ciała, miejsca, w którym stał obcy, przestrzeni, w której znajdował się on sam. Nie potrzebował już oczu. Polegał na tym, co znał najlepiej. Na tym, co wyznaczało ścieżkę jego plugawej tułaczki.
  Leniwym, ale pewnym ruchem ujął długimi palcami nadgarstek dłoni Japończyka, zakleszczając ją w mocnym uścisku. - Mogę jeszcze odgryźć Ci dłonie, dlatego lepiej trzymaj je ode mnie z daleka - i jak gdyby opowiedział najlepszy żart na świecie, mężczyzna zaśmiał się krótko, odrywając drugą dłoń od chłodnego blatu ogrodowego stolika, przykładając ją do swoich ust. Krótki chichot, poprzedzający mocniejszy, bardziej gardłowy śmiech. Kiedy rozbawienie targało tors, odrzucił trzymaną dłoń, uwalniając swoją własną, którą pozwolił sobie poprawić długi futrzany płaszcz, ponownie naciągając go na szerokie ramiona.
  Zapominał, jak przyjemnie jest osunąć się w zapomnienie i pozwolić wewnętrznemu zgorszeniu przejąć pełną kontrolę. Wyprostował się powoli, palcami przesuwając opadłe na twarz włosy, pozwalając im płynąć między paliczkami. Tak bardzo mu tego brakowało. Uczucia istnienia.
   Krótkim odkaszlnięciem oczyścił gardło, starając się wygasić rwący śmiech. Powinien nabrać na powadze, ale to, tak samo, jak i kontrolowanie się, było karkołomnym wyzwaniem. - Nie żartuję - pewna stanowczość rozbudziła się w jego głosie - daj mi kilka sekund, a pokażę Ci, jak szybko ludzkie zęby oddzielają mięśnie od kości - leniwymi, pieczołowitymi i pedantycznie starannymi ruchami rozpoczął poprawianie rękawiczek na dłoniach, naciągając je na palce, sunąc opuszkami przez brzeg materiału. Głowa Aoi zwróciła się w stronę twarzy nieznajomego, a gałki oczne, chociaż poruszały się subtelnie w oczodołach, świdrowały przestrzeń nad jego głową.
   Mógł mieć do czynienia z człowiekiem — miał to gdzieś. Nieznajomy mógł być senkeshą — to również go nie obchodziło. Zgrzyt trących o siebie psich kłów, który rozbijał się w jego czaszce, zagłuszał zdrowy rozsądek, wręcz w czuły sposób okalając świadomość Aoi, ściągając go ku prawdziwemu "ja".

@Nakamura Kyou


Tylne ogrody 0YAOCnr
Munehira Aoi
Nakamura Kyou

Pią 4 Lis - 22:11
Nagłe słowa mężczyzny zupełnie wybiły go z rytmu, a on sam spojrzał na niego niezrozumiale - chociaż czy mógł to w ogóle zobaczyć? Pytanie, które pojawiło się na twarzy Kyou. W końcu sam nauczyciel nie potrafił czytać w myślach, a mając całe życie na uwadze najlepsze interesy innych, nie przyszłoby mu do głowy co mógł obudzić w mężczyźnie. I dlaczego. Chociaż lekcje, że mając dobre chęci nie zawsze wszystko obracało się na dobre dla niego samego, odebrał przecież już dawno.
A jednak zawsze musiał popełniać ten sam błąd.
Co by się stało, gdyby stracił to ciało tutaj? Gdyby mężczyzna rzeczywiście spróbował go zabić? Chociaż czy byłby w stanie? W końcu był niewidomy - ale czy powinien go lekceważyć tylko dlatego? W końcu nie wiedział o nim niczego więcej...
- Nie pierwszy raz bym się dławił, żadna nowość... - odpowiedział cicho, bardziej pod nosem, nie dbając o to czym mężczyzna by go usłyszał. Dławił się wtedy? Trudno było mu zapamiętać - chociaż pamiętał ilość krwi, pamiętał ilość nakłuć, które za każdym razem o sobie przypominały po śmierci.
Teraz ten ból był dziwny. Skrzywił się na niego - był inny. Nieznany? Jakby zapomniał, że był inny ból niż ten po ranach kłutych - może rzeczywiście już nie pamiętał? Minęło tak wiele czasu, przez który nie mógł odczuć niczego innego.
Ale jednak nie próbował się cofać, stojąc spokojnie. Jakby nie reagując - bardziej zaskoczony, bardziej zupełnie nie rozumiejąc sytuacji? Dlaczego zawsze musiał być w stanie zachować trzeźwość umysłu. Jego wolna ręka intuicyjnie skierowała się do kieszeni, jakby chciała szukać telefonu - którego przecież nawet przy sobie nie miał. Wtedy, w wiosce kiedy jego siostra go odwiedziła; kiedy ten morderca wdarł się do jego domu, również to był jego odruch. Wezwać pomoc...
Puścił dłoń luźno wzdłuż ciała, kiedy uświadomił sobie, że nawet gdyby posiadał telefon, nie miałby do kogo zadzwonić. Po służby? Tu i teraz? Nawet gdyby ta pomoc przybyła, co miałby powiedzieć? Jak się przedstawić? Jako zmarły ponad dziesięć lat temu nauczyciel? Jako ktoś zupełnie inny?
Mając wolną ręką, odsunął się krok - wykonał ten ruch bardziej podświadomie i intuicyjnie niż specjalnie. Powinien się bać, obserwując jak mężczyzna rechocze? A jednak co miał do stracenia, poza kwestią że nie powinien dzisiejszej nocy tracić ciała, skoro zaprosił na wspólne spędzenie balu Raję.
Przecież i tak był już martwy.
- Właściwie ludzkie zęby mogą mieć problem z surowym mięsem, to nie jest niemożliwe, aby je gryźć, ale dlatego też między innymi nasi przodkowie zaczynali gotować mięso, bo nie tylko było dla nas łatwiejsze do strawienia, ale również i do zjedzenia. Znaczy, naturalnie pytanie, jakie części ciała, bo w końcu różne ludy spożywają różne mięsa na surowo i również dzisiaj. Niekoniecznie... - zaczął, w kwestii przyzwyczajenia, ucinając na moment. Odchrząknął. - Przepraszam, nawyk - rzucił, znów podnosząc wzrok na mężczyznę. Powinien się bać takich słuch? Odrobinę - tak. Ale bardziej zaczynał się martwić, im dłużej wpatrywał się w niewidomego. Dlaczego reagował na chęć pomocy w taki sposób? Dlaczego opowiadał o takich rzeczach, groził wręcz w ten sposób? W takiej manierze? Chciał pokazać, że nie był ofiarą?
To nie twoja sprawa. To nie twój interes. Nie powinieneś się wtrącać.
Wiedział za każdym razem, przecież to nie było odkryciem, że powinien trzymać się z daleka od cudzych spraw. Tego wymagała od niego kultura i społeczeństwo, miał się nie wychylać. To, co działo się za drzwiami miało zostawać za drzwiami. Nie powinien się interesować w najmniejszym stopniu. Zresztą, jeśli coś się działo... jak dawno dla tego mężczyzny? Ktoś mu pomógł? Sam sobie pomógł zaczynając zachowywać się... w ten sposób? Chcąc odtrącać od siebie ludzi?
- Dlaczego starasz się mi grozić? Nie pójdę rozpowiadać o tym, że na coś wpadłeś... - powiedział wprost, jakby intuicyjnie po tych słowach cofając się dwa kroki w bok; jakby chciał minimalnie zaradzić na ewentualny, kolejny atak ze strony niewidomego.

@Munehira Aoi


Tylne ogrody VSPSQK5
Nakamura Kyou
Munehira Aoi

Sob 5 Lis - 19:34
  Nie pierwszy raz bym się dławił... obiło się echem w głowie Aoi. Krótki sygnał, komunikat, który w sposób gwałtowny połączył wszystkie kropki. Nie pierwszy raz. Był taki jak on? Jak bardzo? W jakim stopniu więc był przy mężczyźnie bezpieczny, jeżeli wykona kolejny krok, pozwoli sobie na następny ruch. Senkesha? Egzorcysta? Yurei? Bo przecież tego chciał, właśnie tego pragnął. Posunąć się teraz dalej, dopóki miał czas, dopóki miał to pieprzone ciało. Dopóki byli tutaj razem. Sami.
   Ciepły warkot wypełniał myśli Munehiry, zaciskając się wokół skroni, przynosząc ze sobą rwący ból; niczym zimny nóż zagłębiając się między spuchłymi żyłami. Tak bardzo tego chciał, tak bardzo chciał to już mieć za sobą...
  W ospałym geście uniósł dłoń do czoła, przecierając je palcami, rozmasowując rosnące napięcie. Jest tak blisko, jest tak blisko... za blisko. Strzępki ludzkiej świadomości, racjonalności, która jeszcze w nim żyła, szarpała się, próbując powstrzymać to, co narodziło się w nim w momencie śmierci. To, co ofiarował mu nowy początek, o który wcale się nie prosił.
  - Żadna nowość? - rozpoczął łagodnym pytaniem, zwracając się korpusem w kierunku płynących słów. Podążał za jego głosem, nadstawiając nieco bardziej prawe ucho, przekręcając głowę niczym nasłuchujący z uwagą pies. Munehira oderwał po krótkiej chwili dłoń od czoła, prowadząc ją powoli przez policzek i usta, kończąc wędrówkę w miękkim kołnierzu futra. Mam jeszcze czas... niech mówi. - Jak dawno? - dodał z pewną nutą współczucia i zrozumienia. Ot, krótka iskra ciepła przesunęła się przez jego słowa, jak gdyby wcześniej wcale nie groził mu, że go rozszarpie. Mógł mu współczuć i nadal chcieć poczuć go w sposób absolutny. Obie te emocje żyły w dziwnej harmonii. Przecież chciał mu dać coś wyjątkowego, tak jak i on, mógł stać się wyjątkowy dla niego.  
  - Możemy przełożyć twoją akademicką wiedzę na praktykę i to sprawdzić - podjął z westchnieniem, zmęczony podążaniem za słowami nieznajomego. Nie potrzebował w tej chwili wykładu z biologii, historii ani ludzkiej anatomii; tą akurat znał przecież doskonale. Był sumiennym studentem. Pilnym uczniem, który wiedzę czerpał w sposób namacalny, a nie wertując strony książek.
   Słysząc kroki odbijające się na chodniku ogrodu, wyczuwając ruch ciała mężczyzny w powietrzu, odsuwający się zapach, uświadomił sobie, że ten próbuje się zdystansować. Odejść. Uciec. Munehira drgnął automatycznie, jakby w pierwszej chwili chciał ruszyć z miejsca i go zatrzymać, zmusić do zostania. Łapiąc się na tym, że obawia się zostania sam na sam z kołataniną w głowie, szczęki zacisnęły się mocniej, a ramiona napięły, prostując linię pleców. Nie może odejść. Nie teraz.
  - To nie jest groźba. Ostrzegam, bo wiem, do czego jestem zdolny. Wydaje mi się to całkiem rozsądne, prawda? - uśmiech, jaki pojawił się na wargach Aoi miał w sobie dziecięcą lekkość. Był dobry, ciepły i miły, kontrastując ze wspomnieniem słów, które wcześniej wypychał jego język. - Bo widzisz, nie chodzi o to, co komu powiesz... - rozpoczął, obniżając swój głos o oktawę, powoli ruszając w kierunku mężczyzny, prowadzony jego zapachem i ciepłem bijącym od ciała. Nie musiał widzieć, aby wiedzieć, gdzie się znajduje. Nie potrzebował oczu, żeby go odnaleźć. - Bardzo nie lubię, kiedy ktoś mnie dotyka bez mojej zgody. Ot, cała tajemnica - zatrzymując się pół metra przed rozmówcą, Munehira powoli wyciągnął dłoń ku jego twarzy, zawieszając opuszki palców odzianych w skórzaną rękawiczkę milimetry od policzka mężczyzny. - Dopóki mnie nie dotykasz, wszyscy są bezpieczni. A teraz, pozwól, że zobaczę, z kim rozmawiam... Nic Ci nie zrobię, obiecuję - i nie czekając na odpowiedź, zgodę lub jej brak, przyłożył delikatnie koniuszki palców do kości policzkowej nieznajomego, wędrując nimi ku skroni, przez linię brwi i grzbiet nosa. Powoli, nieśpiesznie. - Jak? - zapytał, przerywając milczenie. Jak, które zawisło między nimi, było ciężkie niczym cegła. Jak, które Aoi miał nadzieję, że nieznajomy zrozumie. Jak, które miało określić sposób jego śmierci.

@Nakamura Kyou


Tylne ogrody 0YAOCnr
Munehira Aoi
Nakamura Kyou

Sob 5 Lis - 20:08
Nie spodziewał się wyłapania swoich słów - tym bardziej nie podjęcia ich tematu z takim spokojem. Nie bał się? Nie przerażało go to? A może jego wcześniejsze zachowanie wiązało się z tym, że sam był równie bezkarny? Który człowiek chciałby grozić odgryzaniem ręki - w takim miejscu, pełnym ludzi. Jeśli ktoś nie był skrajnym szaleńcem, było to miejsce o największym ryzyku...
A przecież czasem takie abstrakcje zdawały się być najbardziej przerażające w swoim wykonaniu, kiedy się ziszczały. Przecież w jego przypadku, również nikt nie podejrzewał - nikt nie myślał o tym, że ktoś wtedy wejdzie do mieszkania. Że on...
Nie odpowiedział, kiedy ten tylko powtórzył jego słowa. Ale na drugie pytanie - zawahał się przez moment. Jak dawno? Czasem przestawał liczyć - koncept czasu, kiedy pozostawał w formie yurei, nie był tak łatwy do uchwycenia. Dzisiaj zdawało się, że był płynny - raz przedzierał się przez palce prędzej, a raz wolniej.
- Dziesięć lat - powiedział, dostrzegając tę zmianę w jego zachowaniu. Wciąż nie był pewny czy powinien się go obawiać, czy jednak nie - nawet tego czy mógłby stanowić dla niego realne zagrożenie. Nie wydawało mu się? Nie był pewny...
- Obawiam się, że gdybym miał być podmiotem tego eksperymentu to trudno by mi było opisywać dla ciebie dokładnie obserwacje... A praktyka zresztą nigdy nie była moją mocną stroną. Raczej teoria - odpowiedział nieco lżej, uśmiechając się pogodnie, choć wciąż niepewnie. Chciał sprawdzić... granice? Coś podobnego. W końcu nie chciał go urazić - raczej przyjąć jako normę fakt, w jakim się znajdywał.
Chociaż teraz zaczął się zastanawiać czy mężczyzna widział duchy - a może raczej wyczuwał? Dlatego zareagował w taki sposób? Czy był również martwy, tak jak on? Skazany jako ślepiec - a może oślepł dopiero na czas przed śmiercią? Może ślepota była jedną z tortur, które mogły doprowadzić do...
Widząc reakcję mężczyzny, zawahał się. Nie planował do końca uciekać.
- Jestem tutaj wciąż, odsunąłem się tylko - odpowiedział jakby intuicyjnie, trzymając w pamięci, że nieznajomy przecież nie wiedział dokładnie co się działo. Zdenerwował go faktem odsunięcia? Myślał, że chciał się zupełnie ulotnić z ogrodu? Chciał się zdystansować, ale zatrzymał się, nie cofając nawet kiedy ten ruszył w jego kierunku.
Zdawało mu się, że niektóre jego odruchy, po tylu latach, nie działały. Trudniej było go przestraszyć? A może raczej nie przywiązywał takiej wagi do tego, że mogła mu się stać krzywda... Czy kiedykolwiek przywiązywał? Zawsze był lekkomyślny pod tym względem. Zawsze się wtrącał w to co nie powinien...
A jednak nie przerywał mu, starając się stać spokojnie. Wzrokiem krążył po otoczeniu, to po mężczyźnie, jakby nie tyle szykował się do potencjalnej ucieczki - co rozważał swoje opcje. Nie powinien ryzykować, powinien się tego oduczyć, a jednak nie był w stanie. Nie tak do końca...
- Oh... to... przepraszam jeszcze raz... Powinienem się domyślić, że to niezbyt... przyjemne - powiedział na głos, kiedy w końcu mężczyzna powiedział, co sprowokowało jego zachowanie tak dokładnie. Spojrzał na niego nieco zażenowany, przepraszająco. W końcu nie powinien tak rzucać się do pomocy - powinien do tego podejść zupełnie spokojnie, zupełnie inaczej niż to zrobił! Miał tylko siebie do obwiniania...
Zupełnie jakby mężczyzna wcale nie groził mu przed chwilą prezentacją odgryzienia jego ręki czy też nie zapewniał o swoich umiejętnościach w tym zakresie.
Intuicyjnie jednak się odsunął na moment, nieprzyzwyczajony w końcu do dotyku twarzy - ktoś zresztą był? Jeszcze tak specyficznym? A jednak nie oponował, tym bardziej czując, że wypadało przecież pozwolić na podobny dotyk w okolicznościach, w których na niego wpadł, a później sam naruszył jego przestrzeń osobistą.
Starał się zachować neutralny wyraz, chociaż znów wdarło się na niego zaskoczenie, słysząc pytanie.
Jak dawno, a teraz jak? Pytał o autopsję? O okoliczności dokładne? O konkretną przyczynę?
- Zasztyletowanie, śmierć z wykrwawienia - odpowiedział cicho i chłodno. Dziwnie się czuł, kiedy nie pojawiał się ten ciężki i tępy ból w klatce piersiowej. Pamiętał jak to wszystko go paliło - te wszystkie rany, kiedy powoli nie był w stanie uciskać ran na ciele siostry, której całe szczęście, rany były płytsze. I w mniejszej ilości. W końcu przeszkodził napastnikowi wtedy, wdając się z nim w bójkę bez najmniejszego zastanowienia, nawet jeśli nie był typem agresora.
- A ty? - zapytał, nie do końca wiedząc o co tak naprawdę. O przyczynę śmierci, o lata w których zginął? - Skąd takie zainteresowanie? - dodał, chcąc wiedzieć czy miał do czynienia z medium, z człowiekiem, a może jeszcze z kimś lub czymś, o czym mógł nie do końca wiedzieć wcześniej, jeśli mężczyzna nie był duchem tak jak on?

@Munehira Aoi


Tylne ogrody VSPSQK5
Nakamura Kyou
Munehira Aoi

Pon 7 Lis - 2:52
  Świadomość Aoi od lat rozrywana była przez nawarstwiające się urojenia, cierpiętniczy jazgot, wycie i warczenie wydobywające się z głębi psich gardzieli. Był szaleńcem za życia, ale ostatni krok w stronę utracenia kontaktu ze zdrowymi zmysłami, czy raczej ich resztką, został dokonany razem z finalnym oddechem. Będąc wypchniętym przez brutalną siłę w ramiona czegoś, w czym teraz odnajdywał ukojenie. Groźby, które stosował, nie były niczym nowym. Stały się jego codziennością. Przyzwyczajeniem. Praktycznie jedyną formą komunikacji, jaką stosował; jaka sprawiała mu przyjemność.
  Subtelny uśmiech rozsiadł się na wargach Munehiry. - Celne spostrzeżenie... W takim razie musimy znaleźć kogoś, kto będzie mógł się nam przyglądać - granica nie istniała; nieznajomy mógł dowcipkować do woli. Problem polegał na tym, że raz Aoi podejmie żart, aby po sekundzie zmienić zdanie i odebrać każde kolejne, nawet niegroźne słowo, jako próbę zdeptania jego kruchego ego. Lawirował między emocjami, całkowicie poddając się ich falom.
  Zapewnienie, że mężczyzna nadal jest, nieznacznie wygasiło rozpalające się w piersi poczucie samotności. Kilka słów, ale na tyle celnie dobranych, aby Munehira odzyskał stabilność. Przynajmniej na chwilę. Krótką, rozkosznie męczącą chwilę.
  Błądząc opuszkami przez twarz mężczyzny, Aoi wyłapał to krótkie spięcie, malujący się wyraz zdziwienia. Drgnięcie brwi, ścięgno naciągnięte nieco mocniej w okolicach czoła. Brakowało mu tego. Poczucia życia kogoś innego przylegającego do jego fizyczności.
   - Jestem snajperem w Tsunami. Zajmuję się odprawianiem na drugą stronę zbłąkanych dusz - odparł z pełną powagą, której jednak nie udało mu się utrzymać na długo. Krótki śmiech przedostał się przez gardło, kiedy to Aoi pośpiesznie ułożył brzeg dłoni między wargami, zakleszczając na niej zęby, odrywając ją od skroni mężczyzny. Śmiech był czymś, co przestawał kontrolować. Pojawiał się w najmniej oczekiwanych chwilach, w momentach, w których nie powinien być obecny. Nie był żartownisiem za życia, ale o dziwo po śmierci świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i zostały otworzone przed nim drzwi do kariery komika. Niestety, zapewne jako jedyny dusiłby się ze śmiechu od swoich żartów. 
  Sylwetka niewidomego wycofała się o dwa kroki. Potrzebował tego dystansu. Chwiał się na delikatnej granicy, balansując na skrajnie cienkiej linie; jeden ruch, jeden bodziec, a zęby zakleszczą się na ciele, które nie należało tej nocy do niego. Szum w głowie narastał. Wspomnienie śmierci, chociaż nie jego, spotęgowało uczucie ciężkości, które osiadło na jego ramionach.
  - Egzekucja - odparł z głębokim westchnieniem, uwalniając dłoń spomiędzy uścisku szczęk, wysilając się na smutny uśmiech. W jego głosie wybrzmiewała jednak jakaś dziwna lekkość, pomimo faktu, że samo słowo egzekucja nikomu nie powinno ulatniać się spomiędzy warg z taką łatwością. - Rozszarpany przez psy. Średnio przyjemne przeżycie, zdecydowanie nie polecam - nie zawahał się, powiedział prawdę, chociaż z tyłu głowy tliła się obawa, że nieznajomy może zechcieć zagłębić się nieco mocniej w posłyszane słowa, włożyć pomiędzy nie dłoń i wyrwać ich sedno. Bo czy egzekucja nie była wykonywana na osobach, które zasłużyły na karę śmierci? Czy ofiary tak tragicznego końca, nie powinny nosić na sobie jego śladów? Przecież ciało, które teraz posiadał, było gładkie, twarz nie posiadała śladów pogryzień. Ani jednej ryski. Ani jednego zagłębienia, zabliźnionej tkanki po wbitym kle. 
   Wyczuwając dłonią brzeg stolika, na który wcześniej wpadł, przysiadł na nim, pozostając zwróconym korpusem w kierunku rozmówcy, poprawiając futrzany tren, układając go za swoimi plecami. Powoli, delikatnie, każdy jego płynny ruch, kontrastował z szorstkimi, brutalnie szczerymi słowami, jakie wypowiadał podczas tej rozmowy.
  - Nie wyczułem, żebyś miał blizny na twarzy. Tylko korpus, czy po prostu całkowicie pożegnałeś się z życiem i możesz nadal cieszyć się nieskazitelnym wyglądem, który nie wzbudza w innych obrzydzenia i torsji? - i ponownie ten śmiech. O wiele łagodniejszy, jedynie liżący każde słowo, siedzący gdzieś głęboko w piersi, ścielący się na dnie zaciśniętego żołądka. Aoi zaparł łokieć na kolanie, układając podbródek na wewnętrznej stronie dłoni. - Nie jesteś już człowiekiem - gorzkie stwierdzenie osiadło na jego języku, przyklejając się niczym smoła do podniebienia. Uczucie tłustej śliny zawędrowało na ściany policzków, jak gdyby to, co skapywało z paszcz rozszarpujących go w przeszłości psów, na powrót wlewało się w jego usta.
  Jak długo to będzie trwało...
  Uczucie wbijającego się sopla w sam środek czoła, rozdzielający mózg na pół ból, przyszedł bez zapowiedzi. Bez wcześniejszego przywitania, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Powinien się już do tego przyzwyczaić, już dawno powinien to zaakceptować. Przyjmować każde szarpniecie nerwów z otwartymi ramionami. Na krótkie moment zagryzł dolną wargę, wolną dłonią zakrywając połowę twarzy, pozwalając krótkiemu warkotliwemu mruknięciu wyrwać się spomiędzy warg.
Jeszcze tylko chwila... Potrzebuję jeszcze tylko chwili.

@Nakamura Kyou


Tylne ogrody 0YAOCnr
Munehira Aoi
Nakamura Kyou

Wto 8 Lis - 16:15
- No niestety, nie pozostaje nam nic innego niż przełożyć to na inny czas w takim razie - kontynuował, czując się nieco pewniej na gruncie, o którym nie wiedział, że trząsł mu się pod stopami i mógł w każdej chwili się rozsypać. Nie zdawał sobie z tego sprawy, skąd i dlaczego by miał? Nie zastanawiał się nad takimi rzeczami...
W końcu zdawało się, że jego rozmówca był na razie spokojny. Na razie. Sam Nakamura starał się ignorować jego wybuch sprzed chwili - jakby zauważenie, że miał on miejsce, miało sprowokować kolejny i kolejny. Nie chciał tego robić, grać w podobny sposób na jego odczuciach i zachowaniu. Przecież to nie o to chodziło...
Chociaż na jego kolejne słowa zawahała się, wyraźnie spiął, jakby gotowy do ucieczki. Przez jego głowę przebiegła tylko jedna myśl w postaci tysiąca słów na raz - ale jedyne co próbowały one przekazać, było to, że nie może tak odejść. Tak skończyć.
- Nie jestem zbłąkany - odpowiedział bez namysłu, dopiero po chwili się nieco rozluźniając, słysząc ten śmiech. Żartował? Miał nadzieję, wciąż nie będąc pewnym czy powinien być spokojny...
Chociaż temat podjęty przez mężczyznę, nie był przyjemny. Czyja śmierć była? Jedne wręcz zwyczajne, tragiczne i brutalne, ale dziwnie proste, kiedy inne bestialskie. Czy egzekucja była wykonana przez jego niepełnosprawność? A może z innych pobudek? Myśli Nakamury popędziły w stronę zastanowienia nad zachowaniem rozmówcy. Zmieniła go w taki sposób śmierć? Nie czuł, aby egzekucja była odpowiednia dla największych morderców - była bestialska, nie miała w sobie nic z prawa czy sprawiedliwości. Nie było to dla niego przez moment do podważenia, że to o czym opowiedział mu przebieraniec było zwyczajnie w świecie bestialskie. Nie można było przekraczać pewnych granic, wciąż pozostając ludzkim - a za egzekucje ktoś przecież był odpowiedzialny...
- Śmierć w ogóle jest średnim przeżyciem - odpowiedział, chociaż wcale nie było mu do śmiechu. Wyglądał bardziej na zmartwionego i współczującego. Nie był pewny, co i jak miałby zaradzić - jak pocieszyć? Dało się cokolwiek odpowiedniego powiedzieć po takich słowach?
Trwali przez moment w tej dziwnej ciszy, kiedy mężczyzna opierał się o stolik. Kyou za to, wciąż stał względnie nieruchomo, jakby podświadomie obawiał się ruszyć. Czy rzuciłby się za nim? Nie miałby raczej ku temu powodów - zresztą, dlaczego miałby się obawiać go tak dokładnie?
Słysząc jednak jego słowa, intuicyjnie pokręcił głową w zaprzeczeniu do jego słów. Zaraz jednak znów wbił w niego zrozumiałe spojrzenie na jego śmiech. Dlaczego..? Nie rozumiał do końca, dlaczego mężczyzna nim wybuchał. Było w nim coś... niepokojącego?
- Powiedziałbym, że na kogoś rozszarpanego przez psy też całkiem dobrze się trzymasz - powiedział, posyłając mu blady uśmiech. Mógł się tego spodziewać - że na balu pojawią się również inne dusze, skoro i on nie był tutaj jedyną. A jednak... nie do końca się tego spodziewał? Nie do końca w takiej prezencji tak naprawdę... - Chyba, że twoi oprawcy później zadbali o operację plastyczną - dodał, chcąc znów wyczuć granice śmiechu - może w pewien sposób podjąć temat jego śmierci, powoli wybadać teren czy mężczyzna chciał w ogóle o tym rozmawiać. Przecież nie każdy miał ochotę, nie każdy by chciał...
- Dzisiaj jestem, jutro już nie będę - sprecyzował jakby mówił o czymś oczywistym i zwyczajnym. Czy to było istotne, że był duchem? W jego odczuciu niekoniecznie - przecież to nie miało znaczenia, tym bardziej jeśli rzeczywiście rozmawiał teraz z duchem. W końcu podobne zarzuty, które padły w jego stronę, z łatwością mógł odbić w stronę mężczyzny...
Zaniepokoił się, widząc jego zachowanie. Intuicyjnie ruszył znów w jego kierunku, jakby jego obecność miała mu w jakikolwiek sposób pomóc. Powinien się odsunąć? Zawiadomić kogoś innego..? Ale co by to dało, jeśli i mężczyzna znajdującym się przed nim był duchem. To nie miało znaczenia, był już martwy. Jak można było pomóc martwemu?
- Wszystko w porządku? - zapytał niepewnie, zatrzymując się na półtora kroku przy nim, jakby biorąc pod uwagę jego wcześniejsze słowa o nieproszonej bliskości.

@Munehira Aoi


Tylne ogrody VSPSQK5
Nakamura Kyou
Munehira Aoi

Czw 10 Lis - 20:27
"Nie jestem zbłąkany." Czy on sam nie bronił się przed innymi w ten sposób? Wmawiając im, że nadal trzyma się dostatecznie mocno utraconej rzeczywistości i zdrowych zmysłów, aby dać mu jeszcze czas? Parę tygodni, może rok, góra dwa lata, zanim będzie lepiej. Lżej. Inaczej. Nawet jeżeli miałby wpłynąć na to kontrakt; łudził się, że rozszalałe psie pyski znikną, kiedy ciało powróci na stałe. Jeżeli tylko dobre ręce otulą twarz i załagodzą ból i ciągle rosnący głód. Jeśli ów dłonie nakarmią, nieważne czym, byleby wypełniły pustkę — sobą, kimś, kimkolwiek. Czymkolwiek.
 W krótkim zastanowieniu głowa Aoi poruszyła się to na prawą to na lewą stronę, jakby przelewał myśli. Czy kiedykolwiek zastanawiał się nad tym, czy gdyby miał możliwość, gdyby mógł podjąć decyzję o swoje śmierci, poprosiłby o inny wyrok? Czy byłby w stanie o cokolwiek poprosić? Słowo „proszę” nigdy nie przechodziło z łatwością przez gardło. Było jakąś dziwną, gorzką grudą, którą wolał zachować na dnie żołądka. - Dla jednych tak, dla innych nie. Myślę, że samobójcy mają troszkę łatwiej w tej kwestii... - spłycił swoją myśl, jak tylko mógł, nie chcąc rozwodzić się teraz nad tym, że pomimo całego gniewu i ujmującego smutku, zniechęcenia życiem, śmierć dla osób, które same mogły o niej zadecydować była inna. Nie była ucieczką, a rozwiązaniem, które sam wielokrotnie rozważał. Każdorazowo jednak brakowało odwagi, a może to wola życia była zbyt silna, zbyt instynktowna, żeby wykonać ten najbardziej znaczący i konkretny krok. Ostateczny.
 Nie kontrolował tego; nie kontrolował ni to grymasu, ni to uśmiechu, który zawinął jeden z kącików ust, wyciągając go do góry. - Tak. Kilka operacji, tona makijażu i jestem jak nowy - podjął łagodnie, chociaż wspomnienia, które ścieliły się gęsto w umyśle, nawarstwiały się, wbijając boleśnie w gałki oczne. - Najwidoczniej ruszyły ich wyrzuty sumienia - dodał radośniejszym tonem, jak gdyby mówił prawdę, a nie łgał jak pies. Czy jego rozmówca już się domyślił, że jest yurei i tę formę, ponownie ludzką, posiada jedynie na ten jeden dzień? Zapewne. Czy zabawa w udawanie, że wcale tak nie jest, powinna się tutaj zakończyć? Dopóki mógł go w ten sposób przy sobie zatrzymać, dopóki czuł jego obecność; każdy sposób na utrzymanie tego stanu był tego wart. Był jednak słaby. Cholernie słaby... - Dzisiaj mam zamiar nacieszyć się tym, że Ci, którzy mnie widzą, nie odwracają wzroku. To na swój sposób miłe - był paskudny, wiedział o tym. Rozerwana twarz, zwisający płat policzka, poszarpane dłonie i szyja. Wiedział, że tak jest. Wiedział, że jest strzępem, zamknięty w tej oślizgłej formie zlanej własnym potem i śliną psów. Z ich sierścią nadal zalegającą w kącikach załzawionych oczu. Był pustką, wyrwą, rozmazanym czerwony tuszem na kartce papieru. Marą, z której sączyła się nieustannie krew. On, który pomimo braku wzroku starał się zawsze dbać o każdy detal, o swój wygląd, zapach, tę fizyczną formę, którą pielęgnował z taką zawziętością, jakby była jedyną możliwością na poczucie się żywym, co utracił, chociaż będąc nadal człowiekiem. Od lat był martwy. Już za życia stał się cieniem. Choć nie potrafił śledzić wzroku innych, czuł go na sobie. Nawet jeżeli medium, z jakim rozmawiał, starało się udawać, że widziało już wszystko, że wcale nie czuje obrzydzenia na widok prześwitujących przez rozerwane ścięgno zębów... Czuł, że tak nie jest. Czuł, że jest truchłem.
" Dzisiaj jestem, jutro już nie będę." Zawibrowało nieprzyjemnie. Nie chciał tego. Nie chciał, aby tak musiał wyglądać ten wieczór. Dzisiaj jest... jutro znowu zmieni się w parę. Jutro znów wróci na swoją stałą ścieżkę, a każdy kolejny dzień zleje się ze sobą w jedną breję.
- Tak... to tylko... - nieznaczne zakłopotanie wyczuwalne w meandrach spokojnego na pozór głosu, mógł wychwycić każdy, bez zbędnego wysilania się. I chociaż czaszkę rozsadzał ból wywołany zbyt dużą ilością bodźców, które wsiąkały w niego niczym w gąbkę, usta drgały w uśmiechu, który usilnie starał się zachować dla siebie. Przytrzymać go, zakryć połowicznie dłonią.
Mógłbym to mieć już za sobą...
 Wystarczyłby jeden ruch, jeden szybszy ruch, a podniósłby ponownie ciało do góry i przywarł zębami do bijącej ciepłem szyi. Nie potrafił jednak trzymany przez dziwną siłę, zapewne resztkę ludzkich odruchów, na tym przeklętym stoliku. Palce wolnej dłoni zakleszczyły się mocniej na metalowym brzegu ogrodowego mebla.
Chociaż trochę... jak rok temu. Tylko kawałek.
- To nic takiego - odkaszlnął krótko, przeprowadzając opuszki palców przez linię własnej brwi, zakręcając nimi ku wargom. - To tylko głód. Nic więcej. Nic więcej.

@Nakamura Kyou


Tylne ogrody 0YAOCnr
Munehira Aoi
Nakamura Kyou

Pią 11 Lis - 18:00
Jak często miał do czynienia z osobami, które jako jedyną swoją opcję ucieczki widziały właśnie śmierć? Nie zastanawiał się nad tym czy było im łatwiej odpuścić - w końcu on chwytał się ostatkami sił tego, aby jeszcze... jeszcze nie zniknąć, nie odejść; nie skończyć tego tu i teraz. Nie chciał tego, nie był gotowy. Może nie w taki sposób? Może po prostu trudno było się pogodzić z czymś, co z jednej strony było tak blisko i na wyciągnięcie ręki, ale nigdy nie będzie takie samo. Tu i teraz, dzisiejszej nocy mógł mieć ciało, ale nigdy nie będzie już żył. Zostanie tutaj do momentu... właściwie jakiego? Tak na zawsze? Już utknie w tej formie, lub czasem będzie mógł pozostać człowiekiem tak jak teraz, po prostu na jedną noc.
Chyba, że zawrze kontrakt. Jeśli go zawrze. Wciąż czuł opory przed tym, nawet wiedząc doskonale, że mógłby wtedy zdziałać więcej, posiadając ciało.
- Przypuszczam, że rzeczywiście łatwiej jest się pogodzić ze śmiercią, kiedy się jej chce... - westchnął cicho, może będąc zbyt wielkim idealistom? Przecież wierzył w to, że każdemu powinno się móc pomóc - ale za każdym razem przekonywał się, że to wszystko było trudne i wręcz niemożliwe. Jednej osobie, dwóm, trzem - jak wielu było się w stanie pomóc, jeśli w ogóle? Ilu ocalić przed śmiercią, a innych przed piekłem które gotowało życie?
- No oczywiście, jak to zwykle bywa u oprawców - powiedział gorzko i oschle, wyraźnie zirytowany, choć przecież sytuacja nawet go nie dotyczyła. Przecież nie znał go, ani prawdopodobnie ludzi którzy się tego dopuścili, a jednak czuł wewnętrzny ucisk bezsilności. Był zły za niego? Na tych ludzi? Czy też chodzili wolni i cieszący się życiem? Zawsze spokojny, to była jedna z niewielu rzeczy, która go wyprowadzała z równowagi.
Odsunął wzrok od niego, wbijając go w pobliski krzew.
Nawet nie zastanawiał się czy jego rozmówca był tym samym bytem co on. Gdzieś na skraju świadomości ta informacja się odbijała, ale nie przebijała bezpośrednio. Wiedział, nie wiedząc jednocześnie - jakby nawet nie potrzebował większego potwierdzenia czy zaprzeczenia. Po prostu taki był stan rzeczy.
Widząc jego stan jednak złagodniał. Coś się stało? Działo? Nie był lekarzem, nie był doktorem, chociaż uczył się do wykładania nauk przyrodniczych - był po prostu nauczycielem. Ale nawet on wiedział, że to co się działo nie było normalne, może to były powikłania przed śmiercią? Wnioskując po stanie mężczyzny, mógł mieć jeszcze liczne inne problemy. Jeśli już nie żył, jeśli był rzeczywiście duchem, a mimo to w swoim ciele wciąż nie widział, jak dawno stracił wzrok? Jak wiele powikłań wokół jego stanu zdrowia mogło go dotyczyć? A nawet jeśli tak jak jemu, jutro jego ciało zostanie ponownie odebrane, przecież to nie było celem, aby cierpiał tej nocy.
To nic takiego, dobrze się czuję.
Wszystko w porządku.
Samo przejdzie.

Wiedział, że zawsze każdy tak mówił. A on nie mógł zmusić nikogo do przyjęcia pomocy - do wyjaśnienia jak można mu pomóc. Wiedział to, i mimo tego ruszył krok w stronę mężczyzny.
- Podchodzę do ciebie - dał mu znać, mając w pamięci jego wcześniejszą niechęć, zanim znalazł się obok. - Chcesz wrócić na salę i coś zjeść? To nie jest celem, żeby raz w roku mieć ciało i w nim cierpieć, prawda? - powiedział, zaraz zerkając na ścieżkę prowadzącą z powrotem na salę. Chociaż czy ludzie tak reagowali na głód? Jak długo nie jadł, jak bardzo... dlaczego? Nie do końca rozumiał. Może głodem był pewnego rodzaju ból, który z nim mylił? - Potrzebujesz asysty czy czujesz się dobrze idąc samemu? Możesz się o mnie oprzeć jeśli potrzebujesz, ale ostrzegam, że jestem od ciebie niższy nieco... - dodał spokojnie, starając się nie wchodzić w przestrzeń osobistą mężczyzny bez jego wyraźnej zgody. Przecież nie zapomniał tak do końca tego, co miało miejsce jeszcze chwilę temu.

@Munehira Aoi


Tylne ogrody VSPSQK5
Nakamura Kyou
Munehira Aoi

Nie 13 Lis - 19:36
   "Pochodzę do Ciebie." Blada źrenica zadrgała na mętnej tafli, kiedy mózg próbował prze procesować myśl, że mężczyzna postanowił uszanować granicę, jaką wyznaczył mu widmem ciężkiej groźby. Z jednej strony, kto by jej nie uszanował, słysząc, że może zostać pozbawiony dłoni — z drugiej natomiast — kto by uwierzył, że ów odgryzienie może stać się faktem, a nie jedynie czczą gadaniną. Wiedział, że samo ugryzienie bywało nieprzyjemne i potrafiło goić się miesiącami, choć czas dla nieznajomego nie miał znaczenia; powołując się na racjonalność, to by wystarczyło, aby nabrał respektu wobec niewidomego... Ale przecież i tak był martwy. I tak straci swoje ciało, tak, jak i on. Rozmyją się z wszystkimi ranami, jakie odniosą dzisiejszej nocy. Nawet jeżeli będą śmiertelne; wrócą do formy yurei bez nich. Liżąc przez kolejny rok stare urazy, rozerwane tkanki, które nigdy się nie zespolą, nie połączą, a skóra już nigdy nie będzie bez skazy. Nie będzie taka jak przed śmiercią. Są martwi. Do jasnej cholery, są martwi i nie mają nic do stracenia. Aoi nie ma nic do stracenia. Może być sobą. Tym sobą, którego uwielbia. Tą wersją siebie, która jest najczystsza, chociaż na wskroś zbrukana i paskudnie oślizgła; ale nadal szlachetna w powódkach, jakimi się kieruje. Zaspokoić głód, podstawową, pierwotną potrzebę. Nakarmić się kimś, kto będzie skory ofiarować mu namiastkę ciepła. Wchłonąć ją w siebie. Pozwolić jej rosnąć i nabierać na sile we wnętrzu ciała. Łagodność obcego mężczyzny, chociaż koiła momentami rozszalałe nerwy, sprawiała również, że stawał się łatwiejszym celem dla Munehiry. A może tylko grał? Może tylko udawał, że jest stabilny, aby w najmniej spodziewanym momencie uderzyć i wymierzyć cios? Może to wszystko było kłamstwem, obłudą, ohydną podpuchą... Był zagrożeniem. Był wilkiem, kostuchą i łagodną owcą w jednym; a przecież u podstawy wszyscy byli tacy sami. Cząstka Aoi żyła również w jego rozmówcy, to ziarno szaleństwa, które jeszcze nie wykiełkowało. Nie wiedział o tym, oh na najsłodszych bogów, wszystko jeszcze przed nim, tyle możliwości, tyle cudownych możliwości.
   Słysząc wzmiankę o powrocie na salę, pokręcił subtelnie głową. Nie chciał tam wracać. Nie teraz. Jeszcze nie. Czując bijące ciepło ciała, zapach perfum nieznajomego, słysząc, jak jego głos przesuwa się w stronę ucha z mniejszej odległości, Aoi subtelnie wyprostował plecy, aby po chwili wychylić się korpusem w kierunku Japończyka; powoli, płynnie, czując i rozpoznając przestrzeń wokół siebie, chociaż ból nadal miażdżył czoło, rozgryzając twardą kość.  - Prawda - przytaknął krótko, kiedy palcami sięgnął ku nadgarstkowi nieznajomego, ujmując go delikatnie, nieznacznie dociskając koniuszki palców do żył, jakby sprawdzał jego puls. Szumiąca w żyłach krew, potrafiła mamić. Była odą do utraconego szczęścia. Wspomnieniem radości, do których nie mógł się odwołać, do których nie mógł powrócić. Nie posiadał ich. W jego życiu nie było szczęścia. Pustka. Ziejąca chłodem pustka, którą mógł wypełniać jedynie domysłami, czym jest ów niedościgniona szczęśliwość, na której tak wszystkim zależało, która działa na ludzi niczym narkotyk. - Czy to nie przyjemne poczuć, że znowu tam jest? Że znowu płynie. Chociaż tak naprawdę nie masz już pewności, czym jesteś. Nie wiesz, czym jest ta ciecz; łudzisz się, że jest Twoja, ale wcale nie należy do Ciebie - rozpoczął w zamyśleniu, zniżając głos o oktawę, pozwalając, aby powieki zsunęły się w rozkosznym zawieszeniu do połowy drgających gałek ocznych. Zdawać by się mogło, że Aoi zaczął ignorować słowa, które padały w jego stronę. Jakby powoli wycofywał się w swój własny, ciasny i duszny świat. - Najzabawniejsze jest jednak to, że ona smakuje i pachnie tak samo, jak ta, którą posiadało się wcześniej. Chociaż przecież nie jest prawdziwa. Czy jest? Jak myślisz? - nie przerywając zadawania pytań, absurdalnych na swój sposób, delikatnie zbliżył dłoń mężczyzny do swojego policzka, moszcząc twarz w cieple skóry, w jej zagłębieniu, pozwalając obcej skórze zetknąć się z bladością własnej twarzy. - Nie sądzę, żebym znalazł tam coś, co będzie odpowiednie mojej diecie - westchnienie, prawdziwie umartwione, płynące wilgotnym ciepłem przez wargi, muskało delikatną skórę, która napinała się na ścięgnach i żyłach nadgarstka nieznajomego. Tak delikatnie mieszając się ze słowami, w miękkim półszepcie łagodności, ospale liżącej każdą zgłoskę. I w tej łagodności była jakaś zawiść i przeprosiny zarazem, które jeszcze nie ułożyły się w pełni na języku, którym jeszcze nie udało się uformować w zrozumiałe słowa, ale już ściekały wodnistą łzą ku kącikowi subtelnie wygiętych w uśmiechu warg.
   - Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak to cholernie boli. Ciągła walka, żeby się kontrolować... - mrukliwe słowa jakby mówione do samego siebie, oparły się na pełnych wargach Aoi, kiedy ten przesuwał nimi po brzegu kciuka nieznajomego, kończąc ich wędrówkę na wystającej, krągłej kości stawu. - Tyle pokus, tyle kuszeń... Ale ty musisz udawać, ciągle udawać, żeby nikt nie uciekał, żeby nikt nie odebrał Ci szansy - i razem z ostatnim słowem, zęby mężczyzny zakleszczyły się na skórze, skubiąc ją jeszcze delikatnie, nienachalnie, ale w głodzie, który oczyszczał oczy z mgławicy emocji, sprowadzając wszystko do pierwotnych instynktów, tak rozkosznie dzikich i rozszalałych.

@Nakamura Kyou


Tylne ogrody 0YAOCnr
Munehira Aoi
Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku