Tylne ogrody - Page 3
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

30/10/2022, 20:01
First topic message reminder :

Tylne ogrody


Za dnia wygląda olśniewająco, za to podczas nocy... przerażająco. Podłużne cienie rzucane przez nagie wierzby sprawiają wrażenie powykrzywianych istot, które tylko czekają na śmiałków, bądź głupców, którzy ośmielą się udać na samotny spacer po ogrodzie. Nawet blade żarówki zawieszone przed wejściem do środka, jak i sporadyczne latarnie nie są w stanie odegnać mroku, jaki tu panuje.
Ale przecież właśnie o to chodzi w Halloween. O grozę i strach. Może więc dlatego ogrody od dawna cieszą się ogromnym zainteresowaniem gości. To idealne miejsce na potajemne schadzki, ukrycie ciała w gęstwinach różanych krzaków czy chociażby skrycie się przed niechcianymi oczami.

Słyszałeś? Gdzieś niedaleko zawył wilk. A tam? Nie, nie, nie martw się. To tylko sowa.
Słyszysz coś jeszcze? Kroki?
Uciekaj.
I schowaj się.
I pod żadnym pozorem nie patrz im w oczy. One tego nie lubią.

Haraedo

Seiwa-Genji Rainer

19/11/2022, 12:32

Przyjemny bal — mówi ku jednemu z rodzeństwa Aikiryu. — Chociaż nie spodziewałem się odłamków szkła wycelowanych w aorty gości.
  Uśmiecha się ku wysokiej, najstarszej z rodowych sióstr. Zapomniał jej imienia, ale w pamięci zgoła co innego. Charakter narwany, koci, wiecznie też nastroszony. I niemal widzi jak fantomowa sierść jeży się na jej plecach, gdy odpowiada:
— Rainer, nie powinno cię tutaj być.
   Z tymi słowami w pośpiechu kończy prowadzoną na boku rozmowę i w szybkim tempie drepta ku głównej sali.
  Na zewnątrz scena teatralna dużo żywsza. Aktorzy bardziej w roli, jeszcze niewybici z narzuconej im choreografii. A on postanawia zbadać każdy z kątów, każdą rozrywkę wyczuć i wybrać, która najbardziej podpada jego dzisiejszym upodobaniom. Ale jeszcze zanim zatopi ciekawskie szpony w dzisiejszych ofiarach, to i dostrzeże kolejną znaną mu sylwetkę. A tych jest tak niewiele, więc ciągnie go ku tej przypadkowości, chociaż na ciele zimno, bo skóra przykryta jedynie skromnym jedwabiem. Rozgrzewa ciało mocnym sake podstawionym pod nos w małym, porcelanowym naczynku. Z reguły nie pija, ale chłód na tyle objął ciało w ramiona, że spoglądając na sinawe ręce postanowił działać.
  To Noriaki w swym mało rodowym animuszu kuca przy ziemi jak ostatni pajac. Rainer nie może powstrzymać oczu, które w podirytowanym geście chowają się pod na wpół przymkniętymi powiekami. Nerwy uwidaczniają się i w języku, który gładzi zziębnięte usta. Zbliżając się do kuzyna myśli, że hierarchia jest jednak w rodzinie potrzebna. Eliminuje jednostki gubiące przypadły im autorytet. On, choć renomę otrzymaną z ramienia Minamoto zakopał wraz z pierwszym poważniejszym konfliktem, to zyskał inną — diablęta o czystej krwi. Staje więc przy nim w pozornym spokoju i z oschłością komunikuje:
Podnieś się do pionu, Noriaki. — Pomiędzy słowami pojawią się stanowcze pauzy. — Nie dość, że wyglądasz jak najprawdziwsze Oni albo inne Yōkai, to jeszcze brak ci ogłady.
  Milknie na moment, by po chwili dodać już groźniej:
Powiedziałem, wstań.
  Za nimi wybuch głośnego śmiechu bądź krzyku, trudno określić, który wybija chłopca z rosnącego zdenerwowania a przekierowuje uwagę ku wejściu na główną salę. Jego twarz podkreśla pobliskie światło niskiej latarni, przez co nawilżona olejkami skóra zdaje się pobłyskiwać odbitym ciepłem.
Poza tym powinieneś bardziej uważać na Enmę. Nie będę nadstawiać karku dla kogoś, kto zaraz zginie z rąk mojego ojca. — Uśmiecha się prawie niezauważalnie, po czym spojrzeniem wraca ku mężczyźnie. — Ale ty już chyba musisz?
  Lustrując go raz jeszcze w zdziwieniu i dużo większej neutralności doda:
Swoją drogą, co tutaj robisz? Ojciec powiedział, że idziesz jako… — Palcem wskazuje jego strój. — W tym. Zresztą, nieważne. Nie jesteś teraz pochłonięty sprawą morderstw?

@Yōzei-Genji Noriaki


Ostatnio zmieniony przez Seiwa-Genji Rainer dnia 19/11/2022, 18:07, w całości zmieniany 1 raz


Tylne ogrody - Page 3 Vibu4ed
Seiwa-Genji Rainer
Yōzei-Genji Noriaki

19/11/2022, 16:00
Na balu nie szukałem rozrywki, rozerwania. Nie przyszedłem z towarzystwem. Miałem kilka zobowiązań mniej lub bardziej formalnych oraz prywatną motywację. Teraz, kiedy to wszystko było już za mną, kiedy zrobiłem sobie przerwę od zgiełku poczułem się wyjątkowo rozluźniony, a może po porostu nieco wstawiony. Leniwie zaciągnąłem się papierosem raz jeszcze. To wtedy też moja samotność została przerwana. Przywitałem się niedbale nie specjalnie przenosząc uwagę na kolesia. Nie przejąłem się tym zbytnio wierząc, że to nie ma znaczenia kiedy jestem w przebraniu. Mogłem zachować się jak chciałem i kto by mnie upomniał, kto by mnie rozpoznał...?
Podnieś się do pionu, Noriaki.
Spiąłem się, a fajek prawie mi się wywinął z pomiędzy palców na ziemie. Wyraźnie zaskoczony spojrzałem na mężczyznę w zdezorientowaniu zastanawiając się skąd wiedział. Powieki rozchyliły się szerzej, kiedy zadzierając głowę do góry rozpoznałem członka głównej linii.
- Ach, tak...mhm... - pośpiesznie, a nawet trochę nerwowo docisnąłem papieros do chodnikowej płyty, podrywając się do pionu - Rainer-sama, proszę o wybaczenie mojej postawy... - wyznałem refleksyjnie pochylając głowę w geście przyznania się do winy. Wszystko bez grama niezadowolenia. Zdawałem sobie sprawy ze swojego miejsca i był to mój błąd, że nie zwróciłem uwagi na przybyłego, a w konsekwencji nie rozpoznanie z kim mam do czynienia.
Podniosłem spojrzenie na Seiwe z konsternacją, a potem z tym samym wyrazem zwróciłem uwagę w źródło podniosłych dźwięków. Czy to radość, czy kłótnie - nie miałem pojęcia. Wszystkie kakofoniczne dźwięki dookoła przywodziły na myśl zabawę dlatego nie miałem pojęcia czemu tak zaintrygował się nimi akurat teraz. Połączenie szorstko mierzwiących pod włos słów dawały mi już pewien obraz. Zgrabne upomnienie. Dziś nie miałem konkretnie nakazu strzec Enmy ale było prawdą, że powinienem. To nie był obowiązek który się kończył i zaczynał. Nie musiałem być nawet z nazwy ochroniarzem by to wiedzieć. Yōzei powinno pilnować Seiwa. Po prostu było - To prawda - przyznałem mrużąc nieco nietrzeźwe, lecz wyjątkowo poważne i ostrożne spojrzenie z uwagę na Rainera. Sytuacja mi się nie podobała ale z nią nie walczyłem. Nie byłem w pozycji, która mi na to pozwalała.
- Matsuōmaru ze sztuki Sugawara Denju Tenarai Kagami. Matsu był jedną z postaci wspierających głównego bohatera, który fałszywie oskarżony wybielał swoje imię. Sztuka jest z XVIII wieku. W przyszłym tygodniu będzie reżyserowana przez moją matkę. Jeżeli Panicz miałby ochotę spojrzeć myślę, że poczułaby się zaszczycona - opowiedziałem mimo wszystko o genezie swojego wyglądu skoro został poruszony bo jednak trochę mnie gryzło, że zyskał miano demonicznego. Moja matka pochodziła z odpowiedniej rodziny i wychowywana do tego by zostać żoną mojego ojca. Była dość rozpoznawaną osobą w świecie teatru i klasycznej sztuki japońskiej. Nie miałem się czego wstydzić. Wręcz przeciwnie - byłem całkiem dumny - I jestem. Interesuje cię Rainer-sama coś konkretnego w związku z tym...? Nie wiem czy słyszałeś, ale Tsunami również badało równolegle sprawę co skończyło się tym, że natrafili i wyeliminowali yōkai kategorii B w samym centrum Fukkatsu. Ofiary jednak ciągle się pojawiają - tym razem kobieta, a nie mężczyzna - uniosłem brew wyżej wykorzystując 110% swojego skupienia by trzeźwo zrelacjonować sytuację. Czułem też potrzebę udania się na sale by z ciekawości zbadać sytuację ale nie mogłem w tym momencie zignorować też kompletnie rozmówcy. Niewygodne kompromisy.

@Seiwa-Genji Rainer
Yōzei-Genji Noriaki
Tetsu Senzaki

20/11/2022, 14:45
Z Głównej Sali -> drugi kraniec ogrodu (nic nie słyszymy, nic nie widzimy, proszę się nami nie przejmować)

Za impulsywność zwykło się płacić wysoką cenę o czym Senzaki przekonał się na własne oczy, czy może konkretniej - oko. Uraz jednak był zaledwie błahym przypomnieniem o braku ostrożności i pomyślunku i tylko okazjonalnie okazywał się utrapieniem. Bohaterstwo Hayate niosło ze sobą konsekwencje, które wydawały się trwałe i nieodwracalne... aż do dzisiejszego wieczoru.
Chociaż aktor paplał niemalże bez przerwy, Tetsu nadal odnosił wrażenie, że tak na prawdę nic o nim nie wie. Wszystko co kiedykolwiek usłyszał z ust jasnowłosego było tak nacechowane emocjonalnie, że aż fałszywe w swoim brzmieniu. Mężczyzna nigdy nie wiedział kiedy celebryta nadal gra a kiedy obnaża się przed nim ze swoim prawdziwym "ja". Jednak solidna dawka alkoholu miała szansę to zmienić.
Póki co mógł tylko gdybać co tak na prawdę rozgrywa się w martwym jestestwie Hayate, chociaż natłok informacji dotyczący zaświatów nie był szczególnie optymistyczny. Jakkolwiek była jednak wielka desperacja ze strony nieboszczyka, Senzakiemu nawet przez myśl nie przeszło, że mógłby zostać zakwalifikowany jako ewentualny kontrahent. Z tak obszernego grona wyznawców gotowych na wszystko, wielką głupotą byłoby związać się z facetem, który nie pofatygował się nawet z kwiatami na cmentarz.
W innym wypadku nie napełniał by im kieliszków z taką beztroską, szykując się na ewentualną jatkę z ofiarą wytypowaną przez Hayate. Akurat tyle mógł dla niego zrobić. Przycisnąć jakiegoś typa, żeby zgodził się na wszystko, byle zachować pełne uzębienie czy sprawność w stawach kolanowych. Zwykle w tej kwestii mało kto chciał podważać prawdziwość jego gróźb, zwykle wystarczyło spojrzeć na twarz Tetsu - zarazem opanowaną jak i drapieżną, żeby zrozumieć, że z żartem to nie ma nic wspólnego.
- Domyślam się, że nie jest, ale zarazem nie jest też niewykonalne. - Zauważył dość ostro, nic sobie nie robiąc z wprawiania celebryty w zakłopotanie. I postępujące upojenie alkoholowe.
Najprawdopodobniej pakował się w niezłe bagno, ale skoro już to robił to musiał znać konkrety. Nie będzie się przecież błaźnił, musząc zgadywać do czego trzeba zmusić jakiegoś nieszczęśnika.
- Dobra, to brzmi na wystarczająco popieprzone, żeby zwątpić i odmówić. - Przyznał niechętnie, krzywiąc się nieznacznie na podobną wizję. Nie tego się spodziewał. Owszem, miał w wyobraźni jakiś nieszczególnie przyjemny czy mroczny rytuał, ale babranie się w cudzej krwi brzmiało co najmniej upiornie. I pompatycznie zarazem. Ohyda.
- Kurwa, czyli to na prawdę jak pasożytnictwo? - Kolejna informacja już nieco zmroziła mężczyznę bo nie przewidział tego w swoich zwyrodniałych fantazjach. Sprawa nie prezentowała się już tak prosto jak początkowo zakładał a co gorsza już niejako obiecał, że w swej łaskawości czy też rewanżu pomoże aktorowi. I nie zamierzał stchórzyć, nawet jeśli nie była to szczególnie przemyślana decyzja.
Zwłaszcza, że w tak podchmielonym stanie szanse Hayate, żeby kogoś zbałamucić i namówić na podobne działania zmalały drastycznie, żeby nie powiedzieć - prezentowały się aktualnie dość żałośnie.
Senzaki z namysłem zerknął w swój pusty kieliszek, następnie na Smoka, któremu język plątał się już całkiem konkretnie... i bez cienia protestu pozwolił się wyprowadzić na świeże powietrze. Odpychał od siebie tę natrętną myśl, jakoby po raz kolejny miał się przyczynić do kłopotów celebryty z nie mniej smutnymi konsekwencjami niż ostatnio.
- Czy ktokolwiek się godzi na coś takiego? - Spytał nadal w miarę cicho, mimo, że aktualnie w zasięgu słuchu mieli ewentualnie zbłąkane ptaki czy inne wiewiórki. W każdym razie nikogo zdatnego, żeby wrobić go w to szaleństwo. - Brzmi jak wielki życiowy błąd. No bo co z tego ma taki człowiek? Symulację wiecznego małżeństwa bez intercyzy? - Zakpił nieco, świadomy, że i on nie pozostaje obojętny na działanie alkoholu. Może nadal trzymał się lepiej niż jego na wpół martwy towarzysz, ale nazwanie go trzeźwym podchodziło już pod nadużycie.
Z nieco kwaśnym uśmiechem poklepał Hayate po ramieniu, ni to na pocieszenie ni próbę przywrócenia mu minimum kontaktu z rzeczywistością.
- Więc co proponujesz? - Senzaki znów przyglądał się wnikliwie swojemu rozmówcy, ciekawy czy ten przed balem przemyślał sprawę nawiązania kontraktu równie skrupulatnie co dobór stroju. Bo jeśli celebryta przyszedł tylko zabłysnąć by wraz z promieniami poranka dramatycznie rozwiać się we mgle... to musiał przyznać, że poczułby się rozczarowany.
W tej scenerii rodem z kiepskiego filmu grozy, cała sprawa prezentowała się jeszcze bardziej posępnie, co Senzaki skomentował uzupełnieniem ich kieliszków do pełna.

@Saga-Genji Hayate
Tetsu Senzaki
Seiwa-Genji Rainer

20/11/2022, 21:39
Krzyżuje ręce na piersi i z westchnięciem obserwuje, jak ten podnosi się ziemi. W stroju rzeczywiście przypomina chowającego się w krzakach ducha i gdyby nie głos, ciepły i nieco za bardzo zaaferowany, może i by skłonił się ku delikatnemu przestrachowi. Teraz jednak ciągnie się po twarzy chłopca krótkie, malowane w nikłym uśmiechu rozbawienie. Oczywiście, że wiedział, czym charakteryzowało się Kabuki. Mimo wszystko wychował się pośród sztuki i kultury. Chcąc nie chcąc przynależał do klanu poważanego, a wraz z renomą szły i rekwizyty. Od maleńkości dom ich pochłaniały przedmioty świadczące o statusie, w tym noszone przez Rainera kimono, czy chociażby przebranie narzucone na ciało Noriakiego. Mimo to nie przerywa jego wywodu. Słowa chłonie w pełnej uwadze, choć w kącikach oczu drga ironiczne rozbawienie. Koniec końców pałał to mężczyzny niejaką sympatią a jego posłuszeństwo wydawało się co najmniej intrygujące. W pociągającym poczuciu władzy przestępuje z nogi na nogę.
Mogłeś być seksownym wampirem a zostałeś samurajem. — Cmoka przy cichym śmiechu, ale głos ma przyjazny i zdecydowanie bardziej przystępny, niż wcześniejszej.
  Historii o teatrze wysłuchuje w ciszy, choć oczy krążą po detalach makijażu, dużej peruce i stroju powiększającym ciało Noriakiego przynajmniej trzykrotnie. Nic dziwnego, że to parszywe rozbawienie, dziecięce wręcz, bulgocze gdzieś w gardle i ubarwią każde kolejne słowo. I jak, w tym całym animuszu kuzyna, brać go na poważnie? Mimo to przełyka każdy komentarz o sarkastycznym wydźwięku, uspokajając torpedujące myśli porównania.
  Poważnieje w momencie przejścia tematu ku morderstwom, choć nie całkiem ulatuje z atmosfery rozrywkowa kropla. Krzyżując ręce na piersi marszczy brwi i spogląda ku niemu w zamyśleniu, mieląc przez chwilę przekazaną wiadomość.
To są publiczne informacje, więc tak, to jest mi znane. Kwestia tego, czy wiesz albo jesteś w stanie dowiedzieć się więcej? Nie ukrywam, że śmierć moich rówieśników z mojego uniwersytetu jest conajmniej niepokojąca — Pauza. — Ale myślę, że obaj zgodzimy się co do tego, że nie jest to sprawka człowieka?

@Yōzei-Genji Noriaki


Tylne ogrody - Page 3 Vibu4ed
Seiwa-Genji Rainer
Yōzei-Genji Noriaki

21/11/2022, 00:30
Nie byłem osobą, która brała sobie do serca przytyki tym bardziej te, które zawierały w sobie prawdę. Nie miałem problemu z przytaknięciem, przyznaniem się do błędu, ustąpieniem. Nie, jeżeli chodziło o rodzinę. Jeżeli dzięki tej postawie komuś będzie wygodniej, lepiej - pozwolę na to nieprzyjemne mierzwienie, kąsanie. To były tylko słowa. Nie byłem małym chłopcem by nie umieć z tym sobie poradzić.
Pomijam oczywiście fakt, że gotowy byłem stwierdzić iż Rainer celowo próbował być wypominający oraz nieprzyjemny. Przypominał mi przez chwilę jakiegoś wielkiego kota, który zrzucał z półki rzeczy i patrzył z zainteresowaniem, jaki da to efekt. Oczywiście odpowiednio wcześniej krzątając się i poszukując odpowiedniego widza vel ofiary. Chociaż może nie kota tylko bardziej drapieżne i nieprzewidywalne zwierzę. Czająca się cieniu drzew puma wydawała się lepsza. Nie umiałem go wyczuć. Dlatego z rezerwą podchodziłem do nastroju, który w pierwszej chwili był chłodny, a w drugiej kojarzył się z wiosenną bryzą. Usta wygięte w lekkim uśmiechu i przystępny ton nie rozluźniał mojej postawy - uświadczył w przekonaniu, że ten roller coaster może wykręcić jeszcze kilka kółek, a ja właśnie dostałem bilet na miejscówki na czołowy wagonik.
- Lateks, zaczesane na żel włosy, sztuczna szczeka i brokat...? Och tak, faktycznie, mogłem coś stracić rezygnując z podobnego pomysłu na przebranie - przykładowo godność i poczucie własnej wartości. Prychnąłem ze wzgardą - Będę miał na uwadze opinię za rok - skłamałem czując jak usta wyginają mi się szyderczo w odniesieniu do podobnego pomysłu. Nie czułem że traciłem, może do tej myśli podszedłem bardziej na poważnie niż powinienem ale nie było na to rady. Matka była dla mnie bardzo ważna i ceniłem to co ceniła ona. Byłem też trochę wstawiony więc no płynąłem z tematem jak surfer po fali na Kalifornijskiej plaży. Może daje to komiczny obraz mnie samego ale nie zdawałem sobie z tego w ogóle sprawy. Tak naprawdę miałem nadzieję, że rano nie będę zdawał sobie sprawy z wielu rzeczy które będą miały dziś miejsce.
- Nie jestem pewien - zacząłem chowając dłonie w szerokich rękawach i starając się zebrać myśli - Z obecną technologią nie problem wydrenować z krwi człowieka bawiąc się w wampira. Trzeba byłoby zbadać ciała nim takie zostanie skremowane lub zagrzebane w ziemi. Może być to trudne więc zacznę od prób dostania się do kartotek. Planuję kręcić się też po kampusie, trochę słuchać co ludzie mówią - to tak w sprawie tego, czy jestem wstanie się czegoś dowiedzieć. Bo być byłem ale z jakim skutkiem? Zobaczymy - Najbardziej martwi mnie jednak, że prawdziwy zabójca zdaje sobie sprawę z tego co robi i w jakim celu. Przypuszczam, że wiedział o tym, iż w parku znajduje się yōkai i celowo przelał na niego uwagę innych, uśpił czujność, a teraz na nowo zaczął kontynuować swoje zabójstwa. Czy podejrzewam, że to sprawka innego yōkai...? - zadałem sobie pytanie na które zaraz odpowiedziałem. Przelałem ciężar ciała z nogi na nogę. - Jeżeli moje podejrzenia są słuszne to nie słyszałem do tej pory o tak wyrafinowanym, rozważnym yōkai, który mógłby planować w takim stopniu swoje ruchy. Musiałby wykraczać poza rangę A. Więc myślę, że nie jest to robota yōkai, a przynajmniej żadnego działającego w pojedynkę samego z siebie. Ale człowiek lub senkensha - może... - Z zamyśleniem przeniosłem uwagę na kuzyna. Wpatrywałem się wprost w jego oczy chcąc wyłapać, czy pomysł ten nieco go niepokoi, a może śmieszy.

@SEIWA-GENJI RAINER
Yōzei-Genji Noriaki
Seiwa-Genji Rainer

21/11/2022, 18:40
Kiwa głową ze zrozumieniem i jeszcze tylko przez chwilę myślom pozwala dryfować ponad głównym tematem rozmowy. Niepokojące. Słowo to w zalążku przestrachu rzucane było przez jego rówieśników, stojących przy katedrach profesorów, ale i w domu, gdzie spokój wlewany w kąty za sprawą matki lekceważył ojciec, który pracę przenosił w rodzinne przestrzenie. Nie wiedzieć kiedy, ale oczy Rainera lądują i zostają na twarzy Noriakiego. Nie podejrzewał, że jego zaangażowanie utonęło w podobnej stanom maniakalnym ciekawości. Uśmiecha się ku temu widokowi, bo obsesyjność, niezależnie w jakich kwestiach, zawsze doceniał. Opuszki lewej dłoni sięgają zmarzniętego policzka, gdy słowa mężczyzny zaczynają wahać się w teoriach. On sam wychwytuje najważniejsze zeń słowo: yōkai.
Czy to możliwe, że człowiek bądź yūrei kontroluje yōkai? — przerywa mu nagle, oczy zawężając a ostatnią nutę rozbawienia rozpuszczając na moment przed zadaniem pytania. — Może warto zaangażować w to rodzinę, skoro sprawa zaczyna dotyczyć ludzi w naszym wieku. Nie wiem, w jakim stopniu poszczególne osoby są w morderstwa zaangażowane, ale, paradoksalnie, taki bal jest źródłem informacji.
  Milknie na moment, po czym dodaje znacznie ciszej, podchodząc do niego i w intymniejszym geście sięgając dłonią materiału jego stroju. Dłonie wygładzają fikcyjne na złocie zagniecenia. Rainer dodaje przy poufałym szepcie:
Dobrze wiemy, ja i ty, że na bankiecie znajdują się osoby, których na co dzień… nie za bardzo można dotknąć. — Uśmiecha się nikle. — Być może warto im zadać więcej pytań.
  Odsuwa się od kuzyna.
Jeśli dowiesz się czegokolwiek więcej, daj mi znać. Zrobię to samo. A teraz wracajmy na główną salę. I dla własnego spokoju zerkaj na Enmę. Z tego, co zauważyłem to zdążył dołączyć do mało interesującej, ale wciąż bójki.


@Yōzei-Genji Noriaki


Tylne ogrody - Page 3 Vibu4ed
Seiwa-Genji Rainer
Saga-Genji Hayate

22/11/2022, 01:36
 W jego przypadku nigdy nie było wiadomo, co jest jeszcze grą, a co już jego normalnością. Prawdopodobnie nawet rodzice by tego nie rozróżnili, a jedynym powiernikiem wszystkich sekretów Hayate i zarazem osobą, która znała go na wylot, był jego niegdysiejszy terapeuta. Temu jednak usta sznurowała tajemnica lekarska oraz pokaźna suma wykładana regularnie przez parę lat terapii. Wszystko więc sprowadzało się do konieczności wnikliwej obserwacji i wyłapywania tych subtelnych różnic pomiędzy rzeczywistością a fałszem aktorstwa.
 Do spełnienia warunków zawiązania kontraktu mogły dojść jeszcze gorsze czynniki. Nawet najgorsza opcja z koniecznością spotkania się o konkretnej porze dnia (bądź raczej nocy) w towarzystwie lustra nie były jeszcze takie złe. Nie był potrzebny żaden skomplikowany rytuał, spisywanie długiego cyrografu, obecność bytu o praktycznie boskiej reputacji. Wystarczało parę czerwonych linii znaczących skórę. Zawsze się jednak zastanawiał czy ten pakt można zawrzeć bez zgody drugiej strony. Zmusić swoje przyszłe medium do wypisania imienia przy użyciu siły oraz groźby. Nawet jego wiedza na temat „drugiej strony” miała swoje limity – wiedział tyle, ile zdołał nauczyć się za życia i tyle, ile wiedzy zyskał od duchowych przewodników po świecie martwych.
 – Chyba… Szłowiek dosaje duszka i jego magiszne „wololo”, ale nie wiem szy to takie opłasalne dla niego. Jeśli używamy zdolnosi w świesie żywych, to i tak energię szerpiemy ze śmiertelnika. – Zamilkł na moment, bo gdzieś zaplątała mu się myśl, którą próbował złapać zanim da nogę w miejsce pełne zapomnianych zdań, które miały zostać wypowiedziane, a zamiast tego kończyły w niebycie. Niczym anulowane polecenie w Simsach albo te tajemnicze zjawisko zapomnienia, po co weszło się do pomieszczenia, zaraz po przejściu pod łukiem framugi drzwi. – W sumie to taki wampirysm energetyszny. – Zmarszczył lekko brwi i wreszcie zaśmiał się cicho, kręcąc lekko głową. A to niby Senzaki tu był przebrany za krwiopijcę. Kto by pomyślał, że podkradnie mu rolę? Chyba, że się nimi po kryjomu wymienili, choć Wampir jeszcze jak na razie nie przejawiał objawów bycia smokiem: pilnowania wieży z dziewicą na szczycie, spania na skarbach, okazjonalnego palenia rycerzy chcących odbić mu laseczkę. Swoją drogą to takie skrzydlate gadziny musiały mieć naprawdę kiepskie życie. Praktycznie uwięzione z rozpieszczoną dziunią, która stanowiła ich jedyne towarzystwo. Królowie z tych wszystkich bajek musieli im sypać naprawdę grubą kasą, żeby się godziły na takie warunki.
 – Ale chętni się znajdują. W tych szasach soraz rzaziej, ale jednak.
 Wzrok białowłosego przesunął się po fragmencie ogrodu, który przyszło im zacząć okupować. Liczył na to, że chłodniejsze powietrze nieco go otrzeźwi, a na pewno ochłodzi – w skład kostiumu wchodził w końcu całkiem wygodny płaszcz, którego kaptur bez przerwy nosił zarzucony na głowę. Dodatkowo rozgrzewał go alkohol i jakieś motylkowate uczucie w brzuchu, które nieznośnie wierciło, odkąd tylko zobaczył Tetsu w sali. To ostatnie to na bank musiał być jakiś przypadek, albo po prostu zwykła ulga, że mężczyzna dalej żyje i nikt nie próbował mu poprawić po nieudanym zamachu. Tudzież próbował, ale znowu bez powodzenia. Skoro nic nie wiedział na temat życia po życiu, to na bank nie miał do czynienia z medium, któremu się częściowo zmarło. Jesień wyraźnie już wdarła się w tę okolicę. Większość krzewów była już pozbawiona uroku i przypominała raczej suche chabazie, które ogrodnik pominął podczas odchwaszczania – róże musiały wyglądać przepięknie, kiedy uginały się od kwiatów. Teraz badyle nieco odstraszały, ale nie na tyle, by Hayate nie sięgnął palcami do jednej z łodyżek, wcześniej zsuwając rękawiczkę. Mógł znów dotykać rzeczy, które przez tak długo pozostawały poza zasięgiem jego dłoni. Znów cieszyć się pełnią barw świata, nawet, jeśli teraz blade poświaty lampionów oraz słaby blask żarówek wywoływały tę atmosferę grozy i nie pozwalały na dostrzeżenie wszystkiego. Jego oczy, odwykłe od wyraźnych konturów, przyzwyczajone do postrzegania świata żywych w formie wyblakłej i mało interesującej, pochłaniały teraz wszystkie widoki tak łapczywie, że podchmielony umysł nie nadążał z przetwarzaniem bodźców. Wciąż jeszcze palcami uczepiony zimnej gałązki, spojrzał w kierunku czającej się rabatki pięknie pomarańczowych aksamitek, gdzieś na skraju ciemności wyłapał urocze róże chińskich goździków, dostrzegł zamknięte na noc kwiaty nagietka, pnące się do nieba kosmosy, wciąż jeszcze pięknie prezentujące się astry oraz chryzantemy. Ogromne dalie aż prosiły o podziwianie, usadowione w innym zakamarku. Dla niego nie było to miejsce przerażające, a posiadające jakiś tajemniczy urok. Przerażające było Kakuriyo, do którego nie miał ochoty wracać nad ranem. W tej upiornej scenerii, Hayate doszukiwał się piękna, które oszołomiło go nie gorzej niż wypite już procenty i dopiero uczucie dotyku na ramieniu, po którym nastąpił szmer cieczy napełniającej szkła, przywróciło go znów do teraźniejszości.
 Zielone, gadzie ślepia skierowały się na Wampira. Jaką mógł mieć propozycję? Aktor doskonale wiedział, jak się ona przedstawiała, ale niekoniecznie chciał z nią wyskakiwać tak wprost. Wcześniej o tym nie myślał, nie miał planu, nawet nie zakładał możliwości uziemienia się podczas charytatywnego balu, którego motyw przewodni oraz sama nazwa wprost krzyczały, o co w nim chodzi. Musiał rzucić szybko jakąś improwizacją i już nawet miał się odezwać, kiedy podczas obrotu, żeby stanąć do rozmówcy en face, nieopatrznie przejechał palcami po ostrych kolcach róży. Z rozchylonych do zdania warg wydobył się więc cichy syk bólu, alkohol niebezpiecznie zafalował w naczyniu, kiedy trzymająca je dłoń wyraźnie zadrżała, kiedy spojrzenie celebryty spoczęło na czerwonych kreskach zdobiących teraz bok kilku palców. Nienawidził krwi. Swojej, czyjejś, każdej. Przebywając w Kakuriyo odrobinę się do niej przyzwyczaił – codzienny widok zmasakrowanych dusz potrafił przytępić niepokój, wciąż wypływająca z własnej piersi posoka sprawiała, że nie robiło mu się słabo na sam jej widok. Wmawiał sobie, że tam nic nie jest prawdziwe, że te widoki są tylko jak zdjęcia, zatrzymane w czasie chwile. Teraz jednak krew była jak najbardziej prawdziwa, co potwierdzało piekące szczypanie w miejscu ran i zbierające się powoli czerwone perełki. Dotknięte chłodem policzki, lekko zaróżowione również za sprawą krążącego we krwi alkoholu, pobladły niemalże natychmiast, a sam Hayate wydawał się zamrzeć, oznaki życia zdradzając wyłącznie drżeniem dłoni i przyspieszonym, płytkim oddechem.
Saga-Genji Hayate
Ivar Hansen

22/11/2022, 22:18
  Pechowo wyszło, że dostał ataku paniki w takim miejscu. Mimo że zjeździł świat w dłuż i wszerz, dalej miał problem z podstawowym funkcjonowaniem. Nawet jeżeli bywały momenty, gdzie radził sobie całkiem nieźle, to czasami zdarzały się sytuacje takie jak ta, w których nie potrafił siebie pozbierać. Nie zawsze też rozumiał to, co działo się u niego w głowie. Za wszelką cenę starał się sprowadzić na myślenie pełne rozsądku, aczkolwiek jego umysł często robił mu na przekór i tego nie potrafił. Tak jak teraz, na uboczu parkietu, pośród rozgrywającego się chaosu, do którego przyzwyczajony był, tak bardzo go nie lubił. Myślał, że tym razem rzeczywiście uda mu się rozluźnić pośród obcych mu ludzi oraz zabawić się. Może w ten sposób chociaż trochę chciał uczcić swój powrót. Póki co dwa tygodnie pobytu, a on zaliczył pasmo niepowodzeń — niezbyt ciekawy start.
  Przypomina sobie, że prócz samej Miyazaki, osoby, która jako pierwsza starała się mu pomóc, znał osobę, która przy niej nieustannie trwała. Z ostrym szkłem przy gardle, wymierzając w nią widmo śmierci. Nie rozumiał tego. Nie był w stanie pojąć to jak te dwie osoby znalazły się w takiej sytuacji. Jakim cudem był tam Munehira skoro lata temu został uznany za zaginionego?
...
Czy to możliwe, że był pośród nich?
  W ten czuje kolejny dotyk. Ten charakterystyczny i znajomy. Również widzi Keita przed sobą, który postanowił zsunąć mu maskę z twarzy. Mimo wciąż nieregularnego oddechu, ciągle czując duszność, rzeczywiście lepiej zaczęło mu się oddychać. To był moment, w którym udało mu się wziąć pierwsze głębsze oddechy, które miały na celu uspokoić jego lęki. Zaczął czuć jak delikatnie drga na całym ciele, z nerwów i ze stresu. Przynajmniej zaczął już coś czuć. Przytakuje mu, bo poza niespójnie panicznymi słowami nie jest w stanie z siebie wydusić nic więcej. Dlatego też kiedy mógł już ruszyć nogami, poszedł za towarzyszem, który poprowadził go w stronę ogrodów, by móc zaczerpnąć trochę powietrza oraz uciec od tej popieprzonej sytuacji.
  Myśli wciąż nawiedzały jego umysł. Dotarłszy na wybrane miejsce przez Keita, wsparł czoło o jego ramię, czując jak powoli traci władzę nad własnym ciałem. Choć odzyskał czucie, tak bezwład nadal pozostał. Starał się jednak powrócić do panowania nad własnymi myślami, które te wciąż przychodziły ze świeżo zauważonymi obrazami, które wywoływały u niego okropne nudności.
  — Tylko na chwilę — zakomunikował cicho, ledwo wyraźnie, przymykając oczy. Skupił się na swoim oddechu, licząc głębokie wdechy i wydechy. Nie wiedział, ile tak naprawdę w tym trwał. Czy doliczył do 10, może do 15 a może do 32. Dopiero teraz dostrzegł to jak serce mu waliło, a ręce miał spocone od nadmiaru wrażeń.
  — Zaraz mi minie — dodał po dłużej chwili, bardziej do siebie aniżeli do niego, starając się zaakceptować odczuwalny lęk, aby nie nasilił się już bardziej. Wtedy też oderwał od ramienia czoło, a otwierając już mniej przerażone oczy, spojrzenie utkwił na twarzy Gotō. Zagryzł wewnętrzną stronę wargi, uświadamiając sobie, że swoim zachowaniem nie popsuł wyłącznie swojego wieczoru. Mimo świadomości tego, że nie było to w pełni zależne od niego, bił się z wyrzutami sumienia, które nawracały jego poprzedni stan. Może właśnie przez to zaczął drapać jedną ze swoich blizn na nadgarstku, chcąc w jakiś sposób wyładować to nieszczęsne uczucie niepokoju. Odchrząknął cicho, odczuwając gulę w gardle, która ograniczała mu mowę.
  — Pewnie zjebałem Ci wieczór moim atakiem — zaczął powoli i niepewnie, czując jak grunt pod nim się zapadał, przez co drapanie na nadgarstku tylko się nasiliło — Teraz rozumiesz czemu... wtedy, tego dnia tak zareagowałem. Ja się do tego po prostu nie nadaję. Nie umiem inaczej.

@Keita Gotō
Ivar Hansen
Gotō Keita

23/11/2022, 19:39
  Kiedy pyta nieznajomego o godzinę, w całym zamieszaniu zapominając o dogorywającym w kieszeni telefonie, słyszy, że jest przed północą. Sam nie wie, kiedy czas ten rozlał się pomiędzy wydarzeniami, kiedy jeden taniec — a może dwa? Trzy? — przekształciły się w późny wieczór. Schodzi więc po schodach, w pośpiechu i widocznym zmęczeniu, jakby go to wszystko, spotkanie Rajki, zobaczenie Miyazaki, wytrąciło z równowagi. I czuje się tak na wielu poziomach. Balansując na granicy potwornej bezsilności a bezpodstawnej irytacji. Miał być to bal rozluźniający a poruszył struny, których nie spodziewał się, że mogą być w ciągłym użytku. Rodzi się pod sercem duża wobec nich wszystkich, wspomnianej Rajki, Yuri, Ivara, nawet Blotki, z którym nie zdążył zamienić słowa, niesprawiedliwość. Przerastają go relacje, tu i teraz, gdy nie wiedzieć kiedy wykluły w klatce piersiowej niepożądane emocje. A on tych piskląt nie chce i stłamsiłby niewygodę w alkoholu, gdyby nie Ivar. Dlaczego zawsze musi zagrywać tę dobrą kartę? Opiekuńczego i kochającego. Bo świat się wali a on by ten świat chciał zatrzymać na miejscu. Zamknąć w jednej klatce animacji, ale nie sposób, bo…
Przed północą.
  Ciche jak podmuch wiatru słowa rwą się pod ustami i zapomniane padają pod zatrzymującą się nagle sylwetką. Ivar kładzie głowę na jego ciele, ale on jest poza nim. Poza zziębniętą w kontakcie z dworem skórą, poza całą tą pieprzoną sytuacją, która wywraca go na drugą stronę. Czuje, jak krople w jaskinii spada ku niemu złość i, sam nie do końca łapie, nie do końca ujmuje w zmęczone dłonie, sens rosnącej irytacji. Być może to resztki dobroci, rozkruszone na tę sytuację, pozostawiły nic więcej a chęć nagłej stąd ucieczki. W pierwszym odruchu na język ciśnie się przekleństwo, które ma być odpowiedzią ku Ivarowi, ale już raz to zrobił, dość niedawno, a później żałował. Dlatego w milczeniu stoi i, choć ciężar dłoni układa na karku mężczyzny, to pozostaje nieobecnym.
  Jest zły, że dał się ponownie wpisać w rolę opiekuna, jak kurwa przez pół życia. Od kiedy pamięta w Kyōken postrzegają go jako przysłowiowego braciszka, jebanego samarytanina, którego ciało naturalnie układa się w spokoju i w tym spokoju ugładza bolączki innych. Ale, do kurwy nędzy, wcale tak nie jest. On w siebie harmonię wtłacza na siłę, przymusem. A chciałby raz chociaż, raz tylko, w jakiejś dziwnej naturalności odpuścić i, jak dawniej, pierdolnąć kogoś w żebro, złamać kość, dłonią życie kogoś przekręcić.
  Wie, że nie jest to wina Ivara. Wie to, do cholery, ale tak mu nienaturalnie z tym czołem o ramię opartym, że nie reaguje na słowa konkretną odpowiedzią a stara się złość przemilczeć. Tylko raz odpuścić. Raz zaśmiać się głupio i na szali trzymać własne życie, za nikogo nie będąc odpowiedzialnym, za nikim nie czekać i nikogo nie pozostawać w tyle. W dziwnym nawale myśli przychodzi mu do głowy Minoru, karta przepustowa ku Shingetsu. Być tylko dla siebie.
Lepiej ci? — pyta, gdy sylwetka Ivara odsuwa się na potrzebne teraz centymetry. — Myślę, że możemy powoli się stąd zbierać.
Milczy chwilę, by raz jeszcze przemielić słowa chłopaka, wrócić do teraźniejszej sytuacji i rozejrzeć się po otoczeniu z cichym westchnięciem.
Najwidoczniej takie imprezy nie są dla większości ludzi.
Nikły uśmiech przysłania jego zdenerwowanie, bo przecież tego uczył się przez ostatnie sześć lat. Teatralność i wbijanie emocji głębiej do serca szło mu perfekcyjnie, więc i teraz twarz wydaje się być neutralną i spokojną. Jak kurwa zawsze.
Mam na myśli tamtych z balu. Jedna z nich to osoba, która ostatnio mi się przyśniła, dwa razy. — Wzrusza ramionami, by wspomnieniem przykryć rozjuszenie kotłujące się w klatce piersiowej. — Miyazaki. Kojarzysz ją?
To powiedziawszy wyjmuje telefon i przy kilku szybkich ruchach wysyła samotnego smsa.

@Ivar Hansen
Gotō Keita
Randolph Éric Varmus

25/11/2022, 17:16
   Potrzebowali tej przerwy — nie tylko od zgiełku na sali, ale również od krążenia wokół tego samego tematu, który mężczyzna atakował raz po raz pod innym kątem; ale mantra pozostawała jedna. Yurei.
    Nie chciał być męczący, nie chciał być dla niej obciążeniem. Jak natrętny uczeń, który jest za głupi, żeby zrozumieć proste zadanie i tylko ciągle wyciąga rękę do góry z zagubionym wyrazem twarzy. Niestety, właśnie tak się czuł.
   Wiedział jednak, że nie mógł znaleźć lepszej mentorki — tak, jak i on straciła kogoś ważnego, chociaż Ran nie potrafił przyznać tego na głos. Lepiej dla niej, lepiej dla niego i lepiej dla Siergieja, że trzymał w tym momencie język za zębami.
   Wyciągnął ku towarzyszce papierosa, wygrzebując nieco wymiętoszoną paczkę z kieszeni marynarki. Zaraz to podążył powoli płomieniem zapalniczki ku jego końcowi, wpatrując się w milczeniu, jak tytoń zajmuje się żarem, trzeszcząc cichutko, kiedy Eri zaciągnęła się po raz pierwszy. - Jako dzieciak przyglądałem się swoim rodzicom, zadając sobie pytanie, czy moje małżeństwo będzie wyglądało jak ich - podjął po dłuższej pauzie, podając Japonce swoje ramię, ruszając spacerowym krokiem przed siebie. Mężczyzna ujął między palcem wskazującym a środkowym wolnej dłoni odpalony papieros, obracając nim w powietrzu, zataczając jego rozognioną główką bliżej nieokreślone kształty, jakby nie wiedział, czy chce mu się palić, czy może po prostu nie miał czym zająć dłoni. - Bo samo małżeństwo było pewne, to nie podlegało dyskusji. Kwestią było tylko to, kiedy - niemrawy uśmiech przeciągnął się na wargach Kanadyjczyka, schodząc z nich równie szybko, jak się na nich pojawił -  znaliśmy się od dziecka, jej rodzice przyjaźnili się z moimi, a nam było trochę obojętne czy jesteśmy razem, czy nie, ważne, że ktoś był obok. Z czasem zaczęło mi się wydawać, że faktycznie się pokochaliśmy i wszystko nabiera sensu, że zgodnie z tym, co mówili inni, uczucia przychodzą z czasem, że powoli dojrzewamy do tego wszystkiego, wiesz, wszystkie te brednie - głos, którym przemawiał był niesamowicie spokojny, niezmącony żadną emocją, żadnym drganiem, nie dało się w nim wyczuć ani smutku, ani radości, nie było w nim nawet słychać obojętności, której można by się spodziewać, nie; był pusty, choć przyjazny i miękki -  nie wiem, kto pierwszy pękł. Ja, bo przestało mi na niej zależeć, zanim mnie zdradziła, czy ona, właśnie w dniu, w którym to zrobiła - subtelnie wzruszając ramieniem, ujął między wargami filtr, zaciągając się powoli, rozkosznie przyjmując uderzenie nikotyny do głowy, wypuszczając przy tym siwy dym, pozwalając mu pierzchnąć długą smugą w eter - może nigdy mi nie zależało, może jej też nie - zakończył, wpatrując się w półmrok ogrodu rozciągający się przed nimi, wtapiając się w ciszę i spokój, pozostawione za plecami rozmowy i chichoty, których miał już tak cholernie dosyć. Z daleka od palącego wzroku, poczucia bycia obserwowanym; jakby Rus nabił go na widelec i kierował wprost do swoich ust. - Zazdroszczę Ci. Pomimo tego, że wasz czas był ograniczony, jakaś część mnie bardzo ci zazdrości tego, co posiadałaś.
 
@Kitamuro Eri
Randolph Éric Varmus
Sponsored content
maj 2038 roku