Za dnia wygląda olśniewająco, za to podczas nocy... przerażająco. Podłużne cienie rzucane przez nagie wierzby sprawiają wrażenie powykrzywianych istot, które tylko czekają na śmiałków, bądź głupców, którzy ośmielą się udać na samotny spacer po ogrodzie. Nawet blade żarówki zawieszone przed wejściem do środka, jak i sporadyczne latarnie nie są w stanie odegnać mroku, jaki tu panuje.
Ale przecież właśnie o to chodzi w Halloween. O grozę i strach. Może więc dlatego ogrody od dawna cieszą się ogromnym zainteresowaniem gości. To idealne miejsce na potajemne schadzki, ukrycie ciała w gęstwinach różanych krzaków czy chociażby skrycie się przed niechcianymi oczami.
Słyszałeś? Gdzieś niedaleko zawył wilk. A tam? Nie, nie, nie martw się. To tylko sowa.
Słyszysz coś jeszcze? Kroki?
Uciekaj.
I schowaj się.
I pod żadnym pozorem nie patrz im w oczy. One tego nie lubią.
- Na litość wszystkich bogów, no niech kurwa zgadnę, że paplaniem. - Tym razem już nie powstrzymał się przed okrojonym wywróceniem oczyma, czy może raczej okiem. - To by się nawet zgadzało, nic tak nie podnosi ciśnienia jak korki o poranku i pierdolenie bez sensu. - Nikt przecież nie zapewniał, że Tetsu po trunkach wysokoprocentowych jakkolwiek łagodniał. A wizja, że jeszcze przyjdzie mu się z kimś szarpać za łachmany i to w dzień urlopu mu tego wieczoru nie umilała. Nawet palący w gardle trunek przestał go cieszyć w tym odrętwieniu. Jeśli coś można było powiedzieć o Senzakim, to że zdecydowanie był człowiekiem czynu. Nie było co się przesadnie nastawiać i zastanawiać w sytuacji, która i tak na bank wymknie im się z pod kontroli i trzeba będzie improwizować. Planowanie mordobicia brzmiało jak nieśmieszny żart, więc sam przebieg zdarzenia mogli sobie darować. Jeśli coś zaprzątało teraz głowę mężczyzny, to tylko wytypowanie ewentualnej ofiary. Niezbyt kłopotliwej, ale też nie będącej ostatnią, bezużyteczną łachudrą. Bo jak facet w trakcie ucieczki wleci im pod nadjeżdżającą taksówkę ze skutecznością przeciętnej sarny, to cały misterny plan w pizdu. A on nie zamierzał robić z siebie nawiedzonego psychola i to dwa razy tej samej nocy.
Już wystarczy, że gawędził sobie z nieboszczykiem. To był wystarczający powód by rozważyć ewentualną wizytę u psychiatry, gdyby Hayate jednak postanowił się zmyć tam gdzie widma zimują i nie tylko.
Gorzej jeśli na poczet przewinień swojej egzystencji w obecnym wcieleniu, przyjdzie mu później odpokutować za zalanie w trupa prawdziwego trupa, bo aktor najwyraźniej postanowił wtopić się w otoczenie i jak ten zeschnięty chabaź uginać się dość płynnie w ramionach mężczyzny. Uwzględniając jego niezbyt przytomne spojrzenie, Tetsu niejako zwątpił, że celebryta to będzie w stanie trafić palcem w ofiarę a co dopiero złożyć autograf. Chociaż po tylu latach pewnie robił to na automacie, wybudzony w środku nocy z łóżka jak i z grobu.
Za swoją bezczelność prędzej spodziewałby się jednak liścia w twarz, czy też opuszka dźgającego go w pojedyncze, cenne oko... to też na moment zamarł z nieprzeniknioną miną, kiedy to ubzdryngolonej sierocie najwyraźniej zebrało się na amory. "Rychło w czas" przeszło przez myśl Wampira, który ani myślał oswobodzić Hayate z uścisku, jakby obawiał się, że te chochlicze bateryjki to są jednak made in China i zaraz na powrót będzie tu miał bełkoczące, użalające się nad sobą stworzenie.
Istniała też szansa, że aktor wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności i tak na prawdę jedynym spitym frajerem z ich dwójki był Tetsu i zaraz gorzko tej decyzji pożałuje. Po takiej dawce alkoholu jednak wizja bycia wytypowanym na najsłabsze ogniowo zamiast rozjuszyć go i skłonić do agresji, wzbudziła tylko śmiech lekko podszyty szyderą.
- Spróbuj. - Odezwał się po chwili namysłu, nie racząc się odsunąć choćby na jeden, bardziej przyzwoity centymetr. - Czekam.
"Bo jak tu padniesz drugim trupem, to przynajmniej nikt mi nie zarzuci, że nie próbowałem pomóc" przeszło przez myśl Senzakiego, bo czymś musiał sobie wytłumaczyć to dziwne przyciąganie i niechęć do wycofania się z tego ezoterycznego cyrku. Przecież podjęcie próby to jeszcze nie kontrakt. Mimo wszystko wolał wiedzieć, czy Hayate aby nie spęka, gdy przyjdzie się pochlastać i podpisać swoje medium, bo jednoczesne łapanie omdleńców i trzymanie porwanych to trochę zbyt wiele, nawet jak na szefa ochrony...
@Saga-Genji Hayate
— Myślę, że Krwawe Łowy to tak naprawdę fetyszyzowana przez samą rodzinę Aikiryu zabawa w zabijanie. Mówi się, że niejednemu poderżnęliby gardło — rozkłada bezradnie ręce i śmieje się cicho, bo nie przywykł do sprzedawania plotek; poza tym w tle majaczy jedno z rodzeństwa organizatorów. Na jego białym garniturze ślady rozlanego wina i błota. Na imię ma chyba Eriaki, ale nie jest pewny. Syn Aikiryu’ów plącze się pomiędzy krzewami z drugą, cichszą osobą. Nie jest w stanie określić, przez ciemność, ale i szybko przekierowaną ku Hattoriemu uwagę, czy jest to mężczyzna, czy kobieta.
— Świetnie sobie poradziłeś, więc nawet jeśli się martwiłem to nie ma to teraz znaczenia. — Uśmiecha się przy pogłębiającym się w jednym policzku dołeczku. Milczy chwilę, ale wraz z głośnym okrzykiem wcześniej obserwowanego chłopca, pyta: — Czy to nie twoja siostra?
Śmiech podkreśla wyrzucone po chwili zdanie, gdy palec wskazuje na scenę rozgrywającą się na kilka metrów od Heizō. Rozbawienie zostaje połknięte wraz z przyciągnięciem dłoni ku ciału. Wstaje z miejsca i z jakby większą energią podchodzi do drugiego ciała, choć wzrok wciąż utkwiony w parze za nimi. On głośny, ona zadziwiająco cicha, trzymająca chłopaka w pasie. Przy błysku niebieskich jak tafla jeziora oczu dostaje potwierdzenie, że jest to Eriaki. Podbródek w szybkim kiwnięciu dookreśla położenie dwojga aktorów:
— Tam.
@Hattori Heizō
Jego sytuacja mogła nie być jeszcze tak beznadziejna. Zawsze mógł się wykręcać chęcią złożenia autografu bezpośrednio na kimś, swoją rzekomą śmierć wytłumaczyć celowym zabiegiem mającym na celu ukryć, fakt, że musiał spędzić trochę czasu na odwyku, a użycie osobliwego atramentu zamiast pióra też na poczekaniu jakoś by zaargumentował. To, że w zamian też chciał czyjś podpis na sobie? Badania w celu lepszego wczucia się do przyszłej roli, która jeszcze jest tajemnicą, stwierdzenie, że zawsze to jego proszą o napisanie tych paru znaków, a sam nigdy nie zaznał tego „drugiego punktu widzenia”. Potrafił wymyślić na poczekaniu całkiem sporo zaskakująco wiarygodnych tekstów dla uśpienia czyjejś czujności – naprawdę rzadko mijał się wtedy z prawdą albo obracał sytuację w taki sposób, żeby wina spadła na jego artystycznego świra.
Dopiero tak duża, zwłaszcza jak na niego, dawka alkoholu przypomniała mu, jak długo pozbawiony był bliskości z drugą osobą. Nieprawdopodobnie, niemożebnie długo, co wcale mu się nie podobało. Tej nocy zdecydowanie powinien zignorować picie, a skupić się na zaspokajaniu innych potrzeb – porywać ludzi do tańca, aż sam straci siłę w nogach jak po koncertowym maratonie, uwieszać się im na ramionach, trajkocząc o najnowszych ploteczkach, łapać dzieciaki i tulać je jakby jutra miało nie być. Lubił dzieciaki, choć może nie do tego stopnia, żeby mieć własne. W jego przypadku i tak nie byłoby to zbyt możliwe.
– Ale szerz musisz. Nie ma tah, sze się nie pospiszesz – uniósł palec ostrzegawczo. – Sprawsimy jahi jeszeszś ofaszny. – Oczywiście, że mógł spróbować – o ile Tetsu nie postanowi mu uciekać, kiedy tylko Hayate wyciągnie do niego rękę. W tym stanie już ledwo trzymał się pionu o własnych siłach i wątpliwe, żeby nie wylądował tyłkiem (albo prędzej twarzą) na zmarzniętej ziemi, kiedy jego filar go opuści. Żeby więc Wampir nie zafundował mu nauki latania, aktor musiał się upewnić, że nie będzie mógł się odsunąć bez niego w pakiecie.
Na początek zaczął od dopicia zawartości kieliszka, a potem wsunął go w kieszeń płaszcza, gdzieś resztką trzeźwego umysłu pewnie licząc na to, żeby nie upaść i się nie pokaleczyć odłamkami. Tak uwolniona ręka wylądowała zawieszona na karku mężczyzny, żeby w razie jego nagłego wyprostowania się jasnowłosy jeszcze przynajmniej przez chwilę mógł być go uczepiony. Wolał nie próbować akrobacji w postaci wskakiwania na niego i uczepiania się na kształt pandy siadającej na wyrośniętym bambusie. Aktualnie jego koordynacja ruchowa była zbliżona do pieńka spadającego z rozpędzonej ciężarówki. Dłoń skaleczona wcześniej o kolce róży, ponownie powędrowała gdzieś w bok, do zapadających w zimowy sen pnączy. Wyszczerzył się nieco złośliwie, głównie przez to, że nie został odepchnięty po tak zuchwałym skradnięciu całusa. To idealnie wpasowywało się w jego kolejny plan – bardzo podstępny w jego mniemaniu. Taki nie do przewidzenia i na pewno zaskakujący.
Znowu wpił się w jego wargi, jednocześnie odszczypując paznokciami kawałek gałązki. Odnalazł dłoń Senzakiego, splótł swoje palce z jego palcami, wcześniej pomiędzy nie wsuwając niebezpiecznie ostre fragmenty nieszczęsnej rośliny. Naparł ostrożnie na jego rękę tak, by obu w tej samej chwili została przebita skóra. W końcu był to jeden z warunków potrzebnych do zawiązania kontraktu. Starał się udawać twardego, ale ciche mruknięcie z bólu, stłumione pocałunkiem, nie mogło przejść niezauważone. Nie potrafił się teraz skupić na wspomnieniu swojej śmierci – w końcu skaleczenie kolcem na skali bólu stało wyjątkowo nisko w porównaniu z postrzałem. Przynajmniej tym pierwszym, bo drugiego już niemalże nie poczuł, nagle lądując po stronie, w której nie istniały żadne odczucia poza tęsknotą, żalem i ogólną beznadzieją istnienia gdzieś pomiędzy. Był o krok od złożenia podpisu, do którego dążył od dwóch lat, w jego objęciach. Mógł teraz myśleć tylko i wyłącznie o tym. No i o tym, jak bardzo będzie go potem nawiedzał po nocach, jak mu tu da nogę tak w połowie całego rytuału.
Sięgnął do jego czoła, rozłączając ich palce i pozwalając łodyżce opaść na ziemię. Patrzył spod lekko przymrużonych powiek w ślepie i opaskę, starając się ignorować czerwień majaczącą odrobinę wyżej. Korzystając z osobliwego tuszu zaczął smarować kolejne kreski składające się na imię i nazwisko. Podpisywał go, jakby chciał pokazać wszystkim, że to tylko i wyłącznie jego człowiek. Jak swoją własność, której zamierzał bronić choćby i zębami oraz pazurami, gryząc i drapiąc, dla niego będąc w stanie przekuć całą energię do gadulstwa na zaciekłą agresję. Jego terytorium. Jego medium. Na koniec odsunął odrobinę głowę, ale wciąż trzymał palec w miejscu, w którym skończył podpis i spojrzał na Tetsu wyczekująco, choć wciąż nieco nieprzytomnie. Serce biło mu w szaleńczym tempie, niespokojne o następny ruch Wampira. Teraz to od niego zależało czy odwzajemni ten podpis i jednocześnie zabiorą ręce, przypieczętowując kontrakt.
@Tetsu Senzaki
Najgorszy był niesmak, jaki pozostawili po sobie ludzie. A może bliżej było temu to zawodu? Najpierw uciekający Bóg wie przed czym Hayami, później niepoczytalny znajomy Enmy – tu przez moment przeszło mu przez myśl, że może nie powinien korzystać z zaproszenia – i wreszcie Shin’ya, wydawałoby się, że zbyt młody, by dopadły go objawy zaawansowanej demencji. Istny cyrk na kółkach. Gdy przyglądał się teraz Rainerowi, stwierdził, że to idiotyczne, że ktoś, kto ledwo go znał, zachowywał się bardziej w porządku, ale nie przywiązywał się do tej myśli.
Właściwie uleciała z jego głowy, kiedy to mimowolnie podążył za spojrzeniem chłopaka ku włóczącej się nieopodal parze. Z początku nie przywiązywał do niej większej wagi, uznając dwójkę ludzi za kompletnie obce osoby, ale pytanie chłopaka wzbudziło w nim wątpliwości. Teraz oceniał sytuację z większą uwagą, choć ciemność późnej nocy utrudniała mu zadanie. Zaraz pokręcił głową w niemym zaprzeczeniu, bo przecież bez trudu poznałby Himari. Tego wieczoru była ubrana inaczej i dostrzegłby zarys zbyt wysokiego kołnierza, którego tu brakowało.
— To nie ona. Ma jeszcze kilkanaście minut i mam nadzieję, że lepiej je wykorzystuje — odpowiedział, wzruszając przy tym ramionami. Wiedział jednak, że dla nastolatków pieprzenie się w krzakach mogło wydawać się kuszącą formą spędzania czasu. Nie był święty ani niedoświadczony, ale własne błędy szły w zapomnienie, gdy chodziło o dobro młodszej siostry. Miała cholerne szczęście.
Wsunął ręce w kieszenie i zerknął na Rainera, który teraz stał nieco bliżej.
— Dlatego już wracam. Mamy się spotkać przed wejściem — oznajmił, gestem głowy wskazując na wielki budynek i było w tym geście coś na wzór zaproszenia. Nie mógł od tak wyminąć Rainera w połowie rozmowy i pójść dalej, ale jednocześnie głupio było stać na środku betonowej ścieżki wiodącej przez ogrody.
— A ty? — dodał zaraz, z początku nie precyzując pytania. Zorientował się, że brunet mógł mieć inne plany. — Idziesz czy na kogoś czekasz?
@Seiwa-Genji Rainer
Zawsze wydawało mu się, że jest nie w ciemię bity - oczywiście tylko to mentalne - i gierki godne kobiet ubiegających się o dostęp do wypchanego portfela w najlepszym wypadku go bawią... ale cała ta atmosfera pokręconej przypowieści o spacerujących i całkiem przyjemnie pachnących umarlakach, otoczenie nie histeryzujące w związku z zaistniałą anomalią i jeszcze pokaźna dawka alkoholu, krążąca w żyłach nie zgorzej niż goście na parkiecie, tym razem zrobiły swoje.
Jeśli jeszcze jakieś resztki rozsądku czy ostrożności Tetsu tkwiły na posterunku, to najwyraźniej postanowiły sobie zrobić przerwę na papierosa. Ewentualnie dziesięć papierosów.
Posiadanie w tak bliskim położeniu drugiej osoby to nie był naturalny stan dla mężczyzny. Zwłaszcza, że nie była to sytuacja z kategorii zwarcia w sparingu a całkiem śmiałe obłapianie, co prawda z powodów technicznych a nie potrzeby serca, ale nadal. Losem swojego kieliszka nie specjalnie się przejmował, nawet jeśli do jego uszu nie dotarł brzęk szkła kiedy go upuścił, bo roztkliwianie się nad losem przedmiotów to byłaby już przesada.
Najwyraźniej jego zamroczony rozmówca opatrznie zrozumiał formę wsparcia i oparcia ze strony Wampira, już do reszty niwecząc ich ewentualne plany wplątania w szaleństwo osób trzecich. Senzaki westchnął ciężko słysząc tą nędzną prowokację ze strony aktora i chyba pierwszy raz w życiu zrobiło mu się kogoś szczerze żal. Może nie jakoś wyjątkowo mocno, ale zdecydowanie nie było to uczucie z kategorii z jakimi zwykle miał do czynienia.
W bardziej cywilizowanych warunkach pewnie wziąłby to w wątpliwość, zduszając niewygodne emocje w zarodku, nim raczą się rozprzestrzenić i na dobre zagościć w jego repertuarze. Ale wyglądało na to, że zjawa jego słowa wzięła sobie całkiem poważnie do serca. Nie pozostało mu więc nic innego jak obserwować, co też takiego się stanie.
Bo po dzisiejszym wieczorze to chyba spodziewał się już absolutnie wszystkiego. Włącznie z lądowaniem UFO i wycofaniem podatku dochodowego.
O syndromie sztokholmskim jak i innych formach patologicznych zażyłości zdarzało mu się już słyszeć. Namolnych bab żebrzących o ochłap uwagi i kilka banknotów także zdążył już kilka poznać. Ale żeby tak kryształowa jednostka publicznego uwielbienia gustowała w facetach ze społecznego marginesu to akurat by się nie spodziewał. Chyba, że niemożność kontaktów cielesnych drastycznie obniżała poprzeczkę nawet u celebrytów.
Aktor nie jednej roli najpewniej miał bogaty repertuar ewentualnych zagrywek, o których tak przyziemnemu śmiertelnikowi jak Senzaki się nawet nie śniło. I ze wszystkich tych ról, którymi miał większą lub mniejszą szansę wpłynąć na decyzje Wampira, Hayate najwyraźniej postanowił się uczepić komedii romantycznej.
Tetsu wiele w życiu widział, na prawdę wiele. Wilka w owczej skórze i owszem.
Ale księżniczki przebranej za smoka?
Nigdy.
Jedno się na pewno Hayate udało, bo mnogość bodźców skutecznie zajęła i myśli i ciało Senzakiego, który nadal trzymał go bliżej niż wskazywałyby na to łączące ich zażyłości.
Przynajmniej na razie, bo te rozgrywające się z udziałem opuszka wędrującego po jego czole miały szansę to trwale zmienić, czego nie był do końca świadomy.
Skaleczenie nie zrobiło na takim troglodycie najmniejszego wrażenia, praktycznie je zignorował na rzecz odwzajemnienia niespodziewanego pocałunku. Coś mu się w końcu należało za niedogodności tego wieczora. A Smok o ile milczał, to nawet zyskiwał przy bliższym poznaniu. Tetsu miał dość czasu by przyjrzeć mu się z bliska i z niezadowoleniem przyznać się przed samym sobą, że aktor aparycję miał wyjątkowo przyjemną dla oka.
Na razie jednak pomiędzy brwiami mężczyzny pojawiła się lwia zmarszczka, świadcząca tym razem nie tyle o poirytowaniu co podejrzliwości, kiedy sprytnemu Hayate udało się wykorzystać okazję i wymazać mu czoło, bogowie jedni raczą wiedzieć w co. Równie dobrze mógł tam mieć podpis co i karny, mało elegancki a raczej wulgarny rysunek...
- Słuchaj no, Smoczku - Odezwał się całkiem poważnie, bo jak tylko wróciły mu względne funkcje mózgowe, to szczątkowe ilości rozsądku postanowiły o sobie dać znać. - Jak wrabiasz mnie w jakąś ukrytą kamerę czy inne gówno pod publikę... - Ściszył głos, niemalże przeszywając go spojrzeniem. - ... to znajdę cię. I spiorę. Rozumiesz?
Tetsu nie lubił na prawdę wielu rzeczy, ale do kategorii tych, których zdzierżyć nie mógł, na pewno wliczało się robienie z niego idioty. W jego mniemaniu zbłaźnił się już wystarczająco, by rano odczuwać skutki kaca moralnego i wszelkiej żenady i w tej kwestii kilka koślawych znaków raczej już niewiele zmieni. Jedna chwila wystarczyła, żeby ukołysany alkoholem mózg uznał wszystko za przejaw jakiejś młodzieżowej zabawy a tym samym narzucił rytuałowi łatkę "głupie" i "bez konsekwencji". Obrzydliwy fakt babrania się w posoce zszedł na drugi plan, bo w przeciwieństwie do celebryty, Senzaki miał z nią styczność aż nazbyt często.
Na chwilę oderwał spojrzenie od tych przymglonych oczu wpatrujących się w niego z oczekiwaniem, by przyjrzeć się szyi Hayate. Na pewno nie zamierzał być jedynym kretynem paradującym z autografem na widoku, co to to nie. Musnął skórę aktora powoli i bez przekonania, bo ciężko było oczekiwać entuzjazmu przy czymś tak abstrakcyjnym od tak przyziemnego człowieka. Wkrótce jednak kreska po kresce, mniej lub bardziej widocznej z powodu nietypowego atramentu, inicjały Senzakiego zaistniały wzdłuż krtani tego nieznośnego gaduły, ale zamiast udusić go na miejscu za wplątanie w tak popaprane przedstawienie, naparł lekko palcem na grdykę Smoka.
- I co teraz? Gwarancja do bramy i się nie znamy?
@Saga-Genji Hayate
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Bardziej na pomoc? Bardziej na zrozumienie, bardziej na osobę, która wyciągnęłaby do nich dłoń, wysłuchała i pomogła odpuścić.
Nawet jeśli było to czasem wbrew ich woli, powinni odpuścić. Tutaj, na ziemi, nic materialnego już ich nie trzymało, a kontynuowanie cyklu zemsty i złego czynienia... Sama przecież wiedziała, że nie odnajduje się w tym spokoju. Jedynie pustkę spełnionego celu i niczego poza tym.
Może dlatego starała się nie mieć żali - starała się nie trzymać tego wszystkiego, co ludzkie, i nie martwić się za bardzo. Bała się wewnętrznie, że jeśli przyjdzie kolej na nią... Że znów, ktoś taki jak ona, egzorcysta, będzie potrzebny.
Czy zachowałaby na tyle świadomości i oleju w głowie, żeby jako yurei, samej poprosić o to pomoc? Gdyby nie potrafiła odpuścić - gdyby tak znajoma śmierć, okazała się dla niej być zbyt wielkim szokiem...
- Cicha woda brzegi rwie, a zresztą skoro tyle lat byłeś wstrzemięźliwy, może to dla ciebie rozwiązanie? Przestać być, znaleźć nowe granice? - rzuciła lekko, nie na siłę, wzruszając lekko ramionami. Uśmiechnęła się do niego, jakby chciała zapewnić, że do niczego go nie zmusi. - Randy, dla ciebie zawsze. Tak ci nagonię i kobiet, i mężczyzn, i czego tam tylko chcesz, że będziesz mógł własny harem założyć czy drugie koło maryjne - rzuciła, nie mając nawet pojęcia o jakim kole mówił. Jakiś klub samotnych dziewic? - Tylko pod warunkiem, że będą właściwego wieku. Brzydziłabym się samą sobą jakbym ci pozwoliła się rzucać na licealistki i młode studentki - uprzedziła znów ze śmiechem na wargach. Chociaż kto go tam wiedział, jakie miał upodobania? Tym bardziej po tych całych kółkach. Może bardziej przypasowałaby mu świątynna dziewica? O ile byłby w stanie przełknąć różnice kulturowe, jakie między nimi mogłyby się pojawić...
- Mhm. Może - rzuciła z uśmiechem. Czasem agresja, czasem strzelanie... to wszystko mogło pomóc. - Pochwalę ci się moim pistoletem... Słyszałeś o naszych broniach? Całkiem piękne kawałki żelastwa.
- Ehhh, teraz nie wiem. Mam ci przypomnieć o braku odznaki czy zawołać "tak, Randy, proszę skuj mniej"? - zaśmiała się znów, naprawdę uznając że Varmus znacznie częściej powinien pić. A może nauczyć się swojego zachowania, kiedy był pijany i korzystać z niego również na trzeźwo? Wstrzemięźliwość nie zawsze była dobra, nie kiedy ciążył w aż tak ogromnym stopniu jak jemu - a jemu wyraźnie ciążyła.
Nie miała zamiaru go puścić - nie tak od razu. Może rzeczywiście odzywał się jej brak dzieci? Że czuła potrzebę do tulenia wszystkiego co zranione i bezbronne? Że musiała... jakoś sobie radzić? Jakoś im pomóc? A może po prostu wiedziała, czego sama wtedy potrzebowała - przytulenia, pewności że ktoś będzie obok?
Trwała tak w ciszy, pozwalając mu się przytulić.
- Niech to szlag, spóźniłeś się dwadzieścia lat na taką okazję - rzuciła z uśmiechem, pozwalając mu się spokojnie odsunąć, poprawiając mu jeszcze z troską włosy, jakby był małym dzieckiem wymagającym opieki.
W gruncie rzeczy, był.
- Cokolwiek będzie dobre. Wino, albo czekolada, albo cokolwiek, nawet samo towarzystwo w restauracji - odpowiedziała, po tym rozglądając się po ogrodach, po balu. Może powinni powoli zmierzać w stronę wyjścia? Noc dla niektórych mogłaby się wydawać wciąż młoda - nawet jeśli do świtu wciąż pozostawał zapas czasu to oni nie byli wcale już tak młodzi.
A nie o to chodziło, żeby Randolph później rano przeżywał zatrucie alkoholowe. Nawet, jeśli czekała ich noc w samochodzie, może lepiej było spędzić ją z dala od zgiełku? Tym bardziej, jeśli mogło to pomóc oczyścić myśli - zrelaksować się i nie myśleć choć przez moment o tym wszystkim, co miało miejsce, ani o tym co miało dopiero być.
| Zt razem z Randim
@Randolph Éric Varmus
— Odprowadzę cię.
Z tymi słowami też rusza się z miejsca, bo jemu pozostało na hali jeszcze trochę czasu, jeszcze godzina, dwie, gdzie wypełni wszystkie publiczne obowiązki, w tym zgarnie pozostałych członków rodziny, którzy podpici jak Noriaki, czy zaangażowani w sprzeczki jak Enma, zapomnieli, gdzie leżą ich powinności. Gdy pierwsze jego i Hattoriego kroki zrównują się, Seiwa wchodzi na tony zwyczajowej, acz nie grzecznościowej rozmowy. Wspomina o morderstwach w mieście i dziwnym zafascynowaniu sytuacją niektórych członków rodu. Wysnuwa i domysł, który sprzedał wcześniej kuzynowi: czy to człowiek kieruje zagubioną a w swym zagubieniu demoniczną, rządną krwi duszą? Jest to dzień, w którym Rainer zaczyna przyglądać się śmierciom na uniwersytecie.
Jest i to moment, w którym pada zgubne dla chłopca pytanie, wynikłe gdzieś pomiędzy słowem a słowem, dotyczące miejsca treningów Heizō. Wie już, że to łuk, bo sam wspomina o własnych ćwiczeniach i, jak to bywa przy okazji mało znaczących rozmów, dowiaduje się i o tamtego zainteresowaniu. Żegnają się więc chwilę później, gdy siostra zmęczona tańcem i o podejrzanych na policzkach wypiekach wychodzi przed rezydencję. I z nią Seiwa wita się kulturalnie. Wymienia z dziewczęciem odpowiednią ilość komplementów, ale i podsycając je zbłąkanym uśmiechem, coby pochlebstwa miały charakter przyjazny, mało natomiast flirciarski. Odprowadza ich wzrokiem na nowo ciekawskim, częściowo rozbudzonym.
— Do zobaczenia — rzuca na odchodne.
z/t z @Hattori Heizō
Obśliniania Tetsu tak na pierwszej randce raczej by normalnie nie zaplanował, ale okazało się, że był to element dość przydatny w jego jakże nieprzeniknionym podstępie. Odwracając uwagę mógł mu namalować cokolwiek i gdziekolwiek, o ile oczywiście by zdążył. Nie planował jednak marnować okazji na jakieś żartobliwe obrazki, zwłaszcza, że takie żarty były zdecydowanie poniżej jego poziomu. Zamiast wulgarnego piktogramu już prędzej wysmarowałby na nim jakiegoś kwiatka czy serduszko, ale póki co ograniczał się jedynie do personalnego podpisu dla upewnienia się, że wszystko pójdzie zgodnie z wytycznymi.
Odchylił się lekko, drwiącym uśmieszkiem komentując jego groźby. Odrobinę wyglądał jakby rzucał mu wyzwanie albo chciał powiedzieć „obiecaj, że będzie mocno”. Milczał jednak, wyjątkowo zezwalając uszom Wampira na odrobinę wytchnienia. W swoich bardziej żywych czasach faktycznie mógł się pokusić o zrobienie z niego bohatera jakiegoś kolejnego filmiku dla zwiększenia swojego rozgłosu, ale teraz ledwie zorganizował sobie podwózkę, kostium i ewentualną możliwość przekimania do świtu gdzie indziej niż w ciemnym zaułku za śmietnikiem, jeśli przyszłoby mu opuścić całą imprezę przed powrotem do swojego niematerialnego stanu. Nie w głowie mu było robienie z siebie gwoździa programu, centrum wszechświata i głównej atrakcji całej zabawy. Trochę jak nie on, ale miał w tym swój cel. Jeszcze by mu siadł na ogonie cały tabun egzorcystów, którzy wyniuchaliby okazję do posłania go tam, gdzie duchy zimują.
Opuścił powieki, z trudem powstrzymał się od zamruczenia niczym rozanielony kociak, kiedy to jego znaczono krwawymi śladami. Prezentował swoją szyję jakby była ona teraz najpiękniejszym elementem całego jego jestestwa. Fetyszyści tego elementu ludzkiego ciała co prawda nie byliby zawiedzeni, ale nie prezentacja wdzięków była tu odgrywana, a stanowienie całkiem żywego, osobliwego pergaminu. Czy powinien poczuć się jakoś inaczej? Może jakieś powiewy magicznego wiatru i szepty w tle, jak w bajkach, kiedy księżniczki i inne pierwszoplanowe postacie spotykały się z przeznaczeniem oraz zwrotem akcji? A co jak Senzaki go wyrolował i właśnie na szyi napisał mu przepis na pierożki? Nie chciał takiej atrakcji. Znaczy nigdy by nie pogardził porządnym przepisem, bo w wolnych chwilach lubił gotować, ale co mu po tym, jeśli nie będzie miał ciała? Serce Hayate biło teraz szybko nie tylko z emocji towarzyszących spotkaniu i całemu rytuałowi, który postępował i był niemal na samym końcu przeprowadzania, ale też ze strachu. Głupiego, wywołanego być może przez wpływ alkoholu, niemożliwie irracjonalnego. Tetsu i zrobienie go w balona? Nie zrobiłby czegoś takiego. A może jednak? Biorąc pod uwagę to, jak w ogóle zaczęła się ich znajomość i jak intensywnie u celebryty rozwinęła się dziwna odmiana syndromu sztokholmskiego…
Przez chwilę aż wydawał się nieco przetrzeźwieć, kiedy otworzył oczy i odsunął palec od czoła mężczyzny, żeby drugą ręką uwiesić się na jego szyi. Jeszcze jego słowa… Chciał go porzucić? Udawał, że właśnie zrealizowali kontrakt i próbował się zabezpieczyć przed ewentualną reklamacją, kiedy rano granica między światami zacznie powracać na swoje miejsce, a gwiazdeczka zgaśnie tak, jak błysnęła (dzisiejszego wieczoru to na pewno nie inteligencją)? To nie mogła być prawda. Ale nie pozwoli mu przecież teraz umknąć jak sennej marze wizualizującej się na trzy minuty przed dzwonkiem budzika.
– Chciałbyś – mruknął, mrużąc ślepia, co w połączeniu z gadzimi soczewkami mogło dać wrażenie jakiegoś sporego węża grożącego swojej ofierze. O nie, Senzaki się go nie pozbędzie tak szybko. Właściwie, jeśli wszystko zrobili poprawnie, to teraz na serio byli związani dożywotnio. I zamierzał pilnować życia Tetsu, żeby te nie skończyło się za szybko. – Wracamy razem – dodał cicho i przyłożył policzek do jego klatki piersiowej. To wcale nie tak, że zamierzał mu się wbić z buta na chatę… no dobra, trochę poniekąd zamierzał. Oficjalnie był tak jakby bezdomny, dopóki nie stawi czoła matce – posiadaczce spadku po nim. W takim stanie nie miał jednak co pokazywać się przed rodzicielką i robić jej niespodzianki, żeby wyskakiwała z fantów, bo wrócił zza grobu. Być może wcale jeszcze nie wrócił. Musiał dotrwać do świtu, wytrzeźwieć, ogarnąć się. A najpierw znaleźć swojego kierowcę, który mógł się wtopić gdzieś w tłum, bo przecież nie miał zakazu uczestnictwa w zabawie. Bez podpórki w postaci Wampira raczej ciężko byłoby mu teraz przejść choćby metr, żeby nie zaliczyć lotu tnąco-koszącego, nawiązując pewnie do tych smoczych skrzydeł zdobiących jego plecy. Lękowe przetrzeźwienie było jedynie chwilowe i raczej złudne, a potrzeba przypilnowania swojego kontrahenta stanowiła idealną wymówkę na nieodstępowanie go choćby na krok przez najbliższe godziny. I możliwe, że nie wspomniał mu o pewnych… „efektach ubocznych”. Raczej nie chciał, żeby na widok skacowanych widm Tetsu zszedł mu na zawał jeszcze w tej samej dobie, w której złożył swój podpis.
zt + @Tetsu Senzaki
— Chyba nie powinieneś już pić — kwituje stanowczo w oczach mężczyzny dostrzegając wciąż nuty nieobecności. Wielokrotnie obserwował osoby w derealizacji, co nietrudne, gdy większość twoich znajomych to ćpuni, alkoholicy, czy inaczej, osoby tak zmarnowane życiem, że nie pozostało im nic więcej nie uzależnienie. Wolał więc wystrzec się kolejnej, podobnej sytuacji, ponieważ, najzwyczajniej w świecie, tej by już nie podołał. Wzdycha cicho i z ulgą odczuwalną nie tylko na sercu, ale dłoniach, które spięte w kieszeniach munduru rozluźniają się, przyjmuje zmianę tematu.
— Odwiozę cię do domu. Lepiej, żebyś nie jechał w tym stanie. Jutro możemy podskoczyć po twój motor. Bo nim przyjechałeś, tak? — Zagaduje spoglądając na ekran małego sprzętu i uśmiecha się mimowolnie a rozbawienie to gryzie wcześniej zaistniałą irytację; czy to poczucie winy? — Łapkowate tło… no dobrze. Czyli jak Tsunami pozostałem więc psem na posyłki. — Parska cicho a w wypuszczonym powietrzu dosłyszalne są nuty śmiechu. — Ładnie.
— Nie wiedziałem, że chodziłeś na terapię. Patrz, zachowanie wyższej klasy. — Rozbija powagę szamoczącym się pod nosem uśmiechem. — Okoliczności jak okoliczności. — Wzrusza ramionami. — W Fukkatsu widzi się gorsze rzeczy a szczególnie na ulicach Nanashi. A samą Miyazaki kojarzę przez wspólnego znajomego. Nie wiem niestety, co się z nim stało. Mówią, że zmarł, ale czy to morderstwo, czy samobójstwo? Nie mam pojęcia. W każdym razie ona się z nim przez jakiś czas bujała a chłopak był, jakby to określić, dobrym informatorem. Przerzuciliśmy się paroma faktami o mieście, byliśmy na kilku piwach, nic więcej. Stąd te sny są strasznie dziwne, ale to tylko sny.
Ponowne wzruszenie ramionami kończy dłuższą wypowiedź a Keita zaczyna przestępować z nogi na nogę. Chwilę później prosi Ivara o udanie się do środka po płaszcze. Pora wracać, choć z środka pobrzmiewa wciąż taneczna muzyka. Myśli jednak, że on jak i Ivar, potrzebują chwili oddechu.
— To gdzie ta twoja nowa chata?
Scena rozmywa się.
z/t z @Ivar Hansen