Za dnia wygląda olśniewająco, za to podczas nocy... przerażająco. Podłużne cienie rzucane przez nagie wierzby sprawiają wrażenie powykrzywianych istot, które tylko czekają na śmiałków, bądź głupców, którzy ośmielą się udać na samotny spacer po ogrodzie. Nawet blade żarówki zawieszone przed wejściem do środka, jak i sporadyczne latarnie nie są w stanie odegnać mroku, jaki tu panuje.
Ale przecież właśnie o to chodzi w Halloween. O grozę i strach. Może więc dlatego ogrody od dawna cieszą się ogromnym zainteresowaniem gości. To idealne miejsce na potajemne schadzki, ukrycie ciała w gęstwinach różanych krzaków czy chociażby skrycie się przed niechcianymi oczami.
Słyszałeś? Gdzieś niedaleko zawył wilk. A tam? Nie, nie, nie martw się. To tylko sowa.
Słyszysz coś jeszcze? Kroki?
Uciekaj.
I schowaj się.
I pod żadnym pozorem nie patrz im w oczy. One tego nie lubią.
Bardziej na pomoc? Bardziej na zrozumienie, bardziej na osobę, która wyciągnęłaby do nich dłoń, wysłuchała i pomogła odpuścić.
Nawet jeśli było to czasem wbrew ich woli, powinni odpuścić. Tutaj, na ziemi, nic materialnego już ich nie trzymało, a kontynuowanie cyklu zemsty i złego czynienia... Sama przecież wiedziała, że nie odnajduje się w tym spokoju. Jedynie pustkę spełnionego celu i niczego poza tym.
Może dlatego starała się nie mieć żali - starała się nie trzymać tego wszystkiego, co ludzkie, i nie martwić się za bardzo. Bała się wewnętrznie, że jeśli przyjdzie kolej na nią... Że znów, ktoś taki jak ona, egzorcysta, będzie potrzebny.
Czy zachowałaby na tyle świadomości i oleju w głowie, żeby jako yurei, samej poprosić o to pomoc? Gdyby nie potrafiła odpuścić - gdyby tak znajoma śmierć, okazała się dla niej być zbyt wielkim szokiem...
- Cicha woda brzegi rwie, a zresztą skoro tyle lat byłeś wstrzemięźliwy, może to dla ciebie rozwiązanie? Przestać być, znaleźć nowe granice? - rzuciła lekko, nie na siłę, wzruszając lekko ramionami. Uśmiechnęła się do niego, jakby chciała zapewnić, że do niczego go nie zmusi. - Randy, dla ciebie zawsze. Tak ci nagonię i kobiet, i mężczyzn, i czego tam tylko chcesz, że będziesz mógł własny harem założyć czy drugie koło maryjne - rzuciła, nie mając nawet pojęcia o jakim kole mówił. Jakiś klub samotnych dziewic? - Tylko pod warunkiem, że będą właściwego wieku. Brzydziłabym się samą sobą jakbym ci pozwoliła się rzucać na licealistki i młode studentki - uprzedziła znów ze śmiechem na wargach. Chociaż kto go tam wiedział, jakie miał upodobania? Tym bardziej po tych całych kółkach. Może bardziej przypasowałaby mu świątynna dziewica? O ile byłby w stanie przełknąć różnice kulturowe, jakie między nimi mogłyby się pojawić...
- Mhm. Może - rzuciła z uśmiechem. Czasem agresja, czasem strzelanie... to wszystko mogło pomóc. - Pochwalę ci się moim pistoletem... Słyszałeś o naszych broniach? Całkiem piękne kawałki żelastwa.
- Ehhh, teraz nie wiem. Mam ci przypomnieć o braku odznaki czy zawołać "tak, Randy, proszę skuj mniej"? - zaśmiała się znów, naprawdę uznając że Varmus znacznie częściej powinien pić. A może nauczyć się swojego zachowania, kiedy był pijany i korzystać z niego również na trzeźwo? Wstrzemięźliwość nie zawsze była dobra, nie kiedy ciążył w aż tak ogromnym stopniu jak jemu - a jemu wyraźnie ciążyła.
Nie miała zamiaru go puścić - nie tak od razu. Może rzeczywiście odzywał się jej brak dzieci? Że czuła potrzebę do tulenia wszystkiego co zranione i bezbronne? Że musiała... jakoś sobie radzić? Jakoś im pomóc? A może po prostu wiedziała, czego sama wtedy potrzebowała - przytulenia, pewności że ktoś będzie obok?
Trwała tak w ciszy, pozwalając mu się przytulić.
- Niech to szlag, spóźniłeś się dwadzieścia lat na taką okazję - rzuciła z uśmiechem, pozwalając mu się spokojnie odsunąć, poprawiając mu jeszcze z troską włosy, jakby był małym dzieckiem wymagającym opieki.
W gruncie rzeczy, był.
- Cokolwiek będzie dobre. Wino, albo czekolada, albo cokolwiek, nawet samo towarzystwo w restauracji - odpowiedziała, po tym rozglądając się po ogrodach, po balu. Może powinni powoli zmierzać w stronę wyjścia? Noc dla niektórych mogłaby się wydawać wciąż młoda - nawet jeśli do świtu wciąż pozostawał zapas czasu to oni nie byli wcale już tak młodzi.
A nie o to chodziło, żeby Randolph później rano przeżywał zatrucie alkoholowe. Nawet, jeśli czekała ich noc w samochodzie, może lepiej było spędzić ją z dala od zgiełku? Tym bardziej, jeśli mogło to pomóc oczyścić myśli - zrelaksować się i nie myśleć choć przez moment o tym wszystkim, co miało miejsce, ani o tym co miało dopiero być.
| Zt razem z Randim
@Randolph Éric Varmus
— Odprowadzę cię.
Z tymi słowami też rusza się z miejsca, bo jemu pozostało na hali jeszcze trochę czasu, jeszcze godzina, dwie, gdzie wypełni wszystkie publiczne obowiązki, w tym zgarnie pozostałych członków rodziny, którzy podpici jak Noriaki, czy zaangażowani w sprzeczki jak Enma, zapomnieli, gdzie leżą ich powinności. Gdy pierwsze jego i Hattoriego kroki zrównują się, Seiwa wchodzi na tony zwyczajowej, acz nie grzecznościowej rozmowy. Wspomina o morderstwach w mieście i dziwnym zafascynowaniu sytuacją niektórych członków rodu. Wysnuwa i domysł, który sprzedał wcześniej kuzynowi: czy to człowiek kieruje zagubioną a w swym zagubieniu demoniczną, rządną krwi duszą? Jest to dzień, w którym Rainer zaczyna przyglądać się śmierciom na uniwersytecie.
Jest i to moment, w którym pada zgubne dla chłopca pytanie, wynikłe gdzieś pomiędzy słowem a słowem, dotyczące miejsca treningów Heizō. Wie już, że to łuk, bo sam wspomina o własnych ćwiczeniach i, jak to bywa przy okazji mało znaczących rozmów, dowiaduje się i o tamtego zainteresowaniu. Żegnają się więc chwilę później, gdy siostra zmęczona tańcem i o podejrzanych na policzkach wypiekach wychodzi przed rezydencję. I z nią Seiwa wita się kulturalnie. Wymienia z dziewczęciem odpowiednią ilość komplementów, ale i podsycając je zbłąkanym uśmiechem, coby pochlebstwa miały charakter przyjazny, mało natomiast flirciarski. Odprowadza ich wzrokiem na nowo ciekawskim, częściowo rozbudzonym.
— Do zobaczenia — rzuca na odchodne.
z/t z @Hattori Heizō
Obśliniania Tetsu tak na pierwszej randce raczej by normalnie nie zaplanował, ale okazało się, że był to element dość przydatny w jego jakże nieprzeniknionym podstępie. Odwracając uwagę mógł mu namalować cokolwiek i gdziekolwiek, o ile oczywiście by zdążył. Nie planował jednak marnować okazji na jakieś żartobliwe obrazki, zwłaszcza, że takie żarty były zdecydowanie poniżej jego poziomu. Zamiast wulgarnego piktogramu już prędzej wysmarowałby na nim jakiegoś kwiatka czy serduszko, ale póki co ograniczał się jedynie do personalnego podpisu dla upewnienia się, że wszystko pójdzie zgodnie z wytycznymi.
Odchylił się lekko, drwiącym uśmieszkiem komentując jego groźby. Odrobinę wyglądał jakby rzucał mu wyzwanie albo chciał powiedzieć „obiecaj, że będzie mocno”. Milczał jednak, wyjątkowo zezwalając uszom Wampira na odrobinę wytchnienia. W swoich bardziej żywych czasach faktycznie mógł się pokusić o zrobienie z niego bohatera jakiegoś kolejnego filmiku dla zwiększenia swojego rozgłosu, ale teraz ledwie zorganizował sobie podwózkę, kostium i ewentualną możliwość przekimania do świtu gdzie indziej niż w ciemnym zaułku za śmietnikiem, jeśli przyszłoby mu opuścić całą imprezę przed powrotem do swojego niematerialnego stanu. Nie w głowie mu było robienie z siebie gwoździa programu, centrum wszechświata i głównej atrakcji całej zabawy. Trochę jak nie on, ale miał w tym swój cel. Jeszcze by mu siadł na ogonie cały tabun egzorcystów, którzy wyniuchaliby okazję do posłania go tam, gdzie duchy zimują.
Opuścił powieki, z trudem powstrzymał się od zamruczenia niczym rozanielony kociak, kiedy to jego znaczono krwawymi śladami. Prezentował swoją szyję jakby była ona teraz najpiękniejszym elementem całego jego jestestwa. Fetyszyści tego elementu ludzkiego ciała co prawda nie byliby zawiedzeni, ale nie prezentacja wdzięków była tu odgrywana, a stanowienie całkiem żywego, osobliwego pergaminu. Czy powinien poczuć się jakoś inaczej? Może jakieś powiewy magicznego wiatru i szepty w tle, jak w bajkach, kiedy księżniczki i inne pierwszoplanowe postacie spotykały się z przeznaczeniem oraz zwrotem akcji? A co jak Senzaki go wyrolował i właśnie na szyi napisał mu przepis na pierożki? Nie chciał takiej atrakcji. Znaczy nigdy by nie pogardził porządnym przepisem, bo w wolnych chwilach lubił gotować, ale co mu po tym, jeśli nie będzie miał ciała? Serce Hayate biło teraz szybko nie tylko z emocji towarzyszących spotkaniu i całemu rytuałowi, który postępował i był niemal na samym końcu przeprowadzania, ale też ze strachu. Głupiego, wywołanego być może przez wpływ alkoholu, niemożliwie irracjonalnego. Tetsu i zrobienie go w balona? Nie zrobiłby czegoś takiego. A może jednak? Biorąc pod uwagę to, jak w ogóle zaczęła się ich znajomość i jak intensywnie u celebryty rozwinęła się dziwna odmiana syndromu sztokholmskiego…
Przez chwilę aż wydawał się nieco przetrzeźwieć, kiedy otworzył oczy i odsunął palec od czoła mężczyzny, żeby drugą ręką uwiesić się na jego szyi. Jeszcze jego słowa… Chciał go porzucić? Udawał, że właśnie zrealizowali kontrakt i próbował się zabezpieczyć przed ewentualną reklamacją, kiedy rano granica między światami zacznie powracać na swoje miejsce, a gwiazdeczka zgaśnie tak, jak błysnęła (dzisiejszego wieczoru to na pewno nie inteligencją)? To nie mogła być prawda. Ale nie pozwoli mu przecież teraz umknąć jak sennej marze wizualizującej się na trzy minuty przed dzwonkiem budzika.
– Chciałbyś – mruknął, mrużąc ślepia, co w połączeniu z gadzimi soczewkami mogło dać wrażenie jakiegoś sporego węża grożącego swojej ofierze. O nie, Senzaki się go nie pozbędzie tak szybko. Właściwie, jeśli wszystko zrobili poprawnie, to teraz na serio byli związani dożywotnio. I zamierzał pilnować życia Tetsu, żeby te nie skończyło się za szybko. – Wracamy razem – dodał cicho i przyłożył policzek do jego klatki piersiowej. To wcale nie tak, że zamierzał mu się wbić z buta na chatę… no dobra, trochę poniekąd zamierzał. Oficjalnie był tak jakby bezdomny, dopóki nie stawi czoła matce – posiadaczce spadku po nim. W takim stanie nie miał jednak co pokazywać się przed rodzicielką i robić jej niespodzianki, żeby wyskakiwała z fantów, bo wrócił zza grobu. Być może wcale jeszcze nie wrócił. Musiał dotrwać do świtu, wytrzeźwieć, ogarnąć się. A najpierw znaleźć swojego kierowcę, który mógł się wtopić gdzieś w tłum, bo przecież nie miał zakazu uczestnictwa w zabawie. Bez podpórki w postaci Wampira raczej ciężko byłoby mu teraz przejść choćby metr, żeby nie zaliczyć lotu tnąco-koszącego, nawiązując pewnie do tych smoczych skrzydeł zdobiących jego plecy. Lękowe przetrzeźwienie było jedynie chwilowe i raczej złudne, a potrzeba przypilnowania swojego kontrahenta stanowiła idealną wymówkę na nieodstępowanie go choćby na krok przez najbliższe godziny. I możliwe, że nie wspomniał mu o pewnych… „efektach ubocznych”. Raczej nie chciał, żeby na widok skacowanych widm Tetsu zszedł mu na zawał jeszcze w tej samej dobie, w której złożył swój podpis.
zt + @Tetsu Senzaki
— Chyba nie powinieneś już pić — kwituje stanowczo w oczach mężczyzny dostrzegając wciąż nuty nieobecności. Wielokrotnie obserwował osoby w derealizacji, co nietrudne, gdy większość twoich znajomych to ćpuni, alkoholicy, czy inaczej, osoby tak zmarnowane życiem, że nie pozostało im nic więcej nie uzależnienie. Wolał więc wystrzec się kolejnej, podobnej sytuacji, ponieważ, najzwyczajniej w świecie, tej by już nie podołał. Wzdycha cicho i z ulgą odczuwalną nie tylko na sercu, ale dłoniach, które spięte w kieszeniach munduru rozluźniają się, przyjmuje zmianę tematu.
— Odwiozę cię do domu. Lepiej, żebyś nie jechał w tym stanie. Jutro możemy podskoczyć po twój motor. Bo nim przyjechałeś, tak? — Zagaduje spoglądając na ekran małego sprzętu i uśmiecha się mimowolnie a rozbawienie to gryzie wcześniej zaistniałą irytację; czy to poczucie winy? — Łapkowate tło… no dobrze. Czyli jak Tsunami pozostałem więc psem na posyłki. — Parska cicho a w wypuszczonym powietrzu dosłyszalne są nuty śmiechu. — Ładnie.
— Nie wiedziałem, że chodziłeś na terapię. Patrz, zachowanie wyższej klasy. — Rozbija powagę szamoczącym się pod nosem uśmiechem. — Okoliczności jak okoliczności. — Wzrusza ramionami. — W Fukkatsu widzi się gorsze rzeczy a szczególnie na ulicach Nanashi. A samą Miyazaki kojarzę przez wspólnego znajomego. Nie wiem niestety, co się z nim stało. Mówią, że zmarł, ale czy to morderstwo, czy samobójstwo? Nie mam pojęcia. W każdym razie ona się z nim przez jakiś czas bujała a chłopak był, jakby to określić, dobrym informatorem. Przerzuciliśmy się paroma faktami o mieście, byliśmy na kilku piwach, nic więcej. Stąd te sny są strasznie dziwne, ale to tylko sny.
Ponowne wzruszenie ramionami kończy dłuższą wypowiedź a Keita zaczyna przestępować z nogi na nogę. Chwilę później prosi Ivara o udanie się do środka po płaszcze. Pora wracać, choć z środka pobrzmiewa wciąż taneczna muzyka. Myśli jednak, że on jak i Ivar, potrzebują chwili oddechu.
— To gdzie ta twoja nowa chata?
Scena rozmywa się.
z/t z @Ivar Hansen