Opuszczony magazyn państwa Satō
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Pon 5 Gru - 17:45
Opuszczony magazyn państwa Satō


Jedna ze starych fabryk cukierniczych znajdująca się w porcie, zamknięta przed kilkoma laty po wielkiej aferze w związku z przestrzeganiem (a raczej ich brakiem) zasad sanepidowskich, w ostatnich miesiącach przeżywa drugą młodość. Tydzień za tygodniem, po wykupieniu przez młodych i kreatywnych państwa Satō, miejsce zaczęło ożywać i przyciągać coraz to nowszych artystów przedstawiających własne instalacje - często wyłącznie przez jeden lub dwa dni. Zbierają się tutaj tłumy, kiedy na następny dzień wszystko zdaje się znikać jakby nic nigdy nie zjawiło się na miejscu.
Wokół magazynu powstało wiele legend - trudno jest dostrzec momenty rozkładania instalacji czy to, kiedy właściwie są one zbierane. Dużym znakiem zapytania również zdają się zarobki na podobnej działalności, z racji że większość instalacji jest dostępnych za darmo dla każdego chętnego, zjawiającego się przy jednym z dwóch par obszernych drzwi, które zamykają się kiedy tylko wszyscy goście zamkną się w środku.
Nikt również do końca nie wie kiedy, ani dokładnie jaka instalacja pojawi się następna w tym miejscu - młode małżeństwo stara się utrzymać wszystko w jak najściślejszej tajemnicy, co wśród młodzieży jest uznawane jako udany chwyt marketingowy, mający na celu zbudowanie zainteresowania i fascynacji tym miejscem. Sama tematyka pojawiających się tutaj instalacji jest różnorodna - co budzi często wiele kontrowersji wśród odwiedzających i tych, którzy jedynie słyszeli o wystawach. Jedne są niezwykle infantylne, kiedy inne poruszają kontrowersyjne i odważne tematyki - masowych morderstw, gore czy różnorodnych erotyków.



Ostatnio zmieniony przez Haraedo dnia Nie 14 Maj - 19:06, w całości zmieniany 1 raz
Haraedo
Mistrz Gry

Pon 5 Gru - 17:46
I will let the humans come to me
and then I will make them create my world...


Nie mogliście przeoczyć budynku, który zdawał się dzisiejszego wieczoru bardziej pasować do Karafuruny niż Haiiro Chiku - nad jednym z magazynów została wzniesiona strzelista konstrukcja, która wyglądała jak bardzo prowizoryczna wieża. Możliwe, że jedna z atrakcji, na które później będzie można wejść i przyjrzeć się nieco ciekawszym widokom? Choć ciężki smog w dzielnicy portowej z pewnością nie wpływał pozytywnie na widoczność.
Barwny materiał płachty czy wielobarwne świecidełka zawieszone i migające na wieży, nie były tak wyraźne i jaskrawe jakby mogły - ale wystarczająco, żeby każdy z przechodzących zwrócił uwagę na to miejsce. Planowaliście zjawić się tutaj? A może dzisiejszego wieczoru zwyczajnie w świecie poprowadziły was nogi w jedną ze stron? Może przypadkiem zajęliście miejsce w kolejce, a po krótkiej chwili w waszej dłoni znalazł się mały, foliowany bilecik z prostym napisem "gabinet luster". Mogliście przejrzeć się w odbijającej światło folii - zarys waszej twarzy czy otoczenia nie był tak wyraźny, ale łatwo mogliście się domyślić, że to była cała tematyka dzisiejszej instalacji. Lustra.
Kobieta, choć może bardziej dziewczynka, bo ta wyglądała na najwyżej piętnastolatkę, uśmiechnęła się do was przyjaźnie, zapraszając do wejścia przez jedne z dwóch par drzwi. Może zdziwiło was, że pozwolono tutaj pracować takim dzieciakom - dookoła zdawało się nie być ani ochrony, ani innych ludzi odpowiedzialnych za całe przedsięwzięcie.
Chociaż czy sam pomysł artystycznej wystawy w tej dzielnicy nie był już w sobie specyficzny? A może trafiliście na wysoko nieodpowiedzialnych organizatorów i dzisiejsza noc zapisze się na kartach Fukkatsu w tragiczny sposób?
Dwie nastolatki, kiedy wpuszczały was do magazynu, rozdzieliły was na równe grupy, pod pretekstem aby kolejka szybciej się posuwała, bo w końcu przygotowane były dwa wejścia.
Mogliście się wycofać tak długo jak wasze nogi nie przekroczyły progu fabryki - tutaj uderzyła was silna ciemność. Zasłony za wami zapadły, znaleźliście się w ciemnym i niewielkim pomieszczeniu, do dłoni dostając latarkę - palącą się na zielono, inni na żółto, a jeszcze inni na fioletowo.
Usłyszeliście w końcu trzask ciężkich i metalowych drzwi, może również i mechanizm kłódki? Może to było dla bezpieczeństwa - a może sami weszliście w dziwną pułapkę, której do końca nie rozumieliście? Pomieszczenie zdawało się być jeszcze ciaśniejsze, jeszcze mniejsze. Niektórzy bawili się dostanymi latarkami, a inni zaczynali marudzić pod nosem, albo nawet i głośniej - ale nie mogliście zrobić wiele, czując w pewnym momencie jak podłoga pod waszymi stopami delikatnie się unosi. Winda? A może ruchoma podstawa?  W końcu rzeczywiście, przy niezbyt przyjemnym akompaniamencie maszynerii, platforma ruszyła do góry. Zaledwie pół piętra - jakby wszystko znajdywało się na scenie lub innym podwyższeniu.
Byliście pewni, że całe czekanie było winą tego, aby kobieta, która wpuszczała was do budynku, teraz również mogła przepuścić was dalej - krótkie ciemne włosy, identycznie umalowana na biało twarz z przylepionymi kryształkami i kolorowy strój, który nawet trudno było wam opisać. Materiały bardziej przypominały zszywany na oślep strój klauna lub innej cyrkowej kreatury niż cokolwiek sensownego, ale ponownie, może to był zamysł artysty.
Przeszliście w końcu przez drzwi i od razu uderzyły was feerie barw - kolorowe światełka na podłodze, zawieszono nisko na ziemi, a dookoła wszędzie lustra i barwione szkła, dzwonki, szklane dzwonki wietrzne i serpentynki. Niektóre lustra były zbite, inne zniekształcały w zabawny sposób wasze sylwetki - a wszystko mniej więcej w pomieszczeniu około siedmiu na pięć metrów. Nie było tutaj dużo przestrzeni, ale przez wszystkie odbicia wydawało się znacznie więcej. Dodatkowo wasze nogi ginęły w gęstej mgle, prawdopodobnie zapewnionej przez maszynkę do dymu.
Gdzieś w powietrzu, dostrzegliście bańki mydlane, do waszych uszu dotarła muzyka klasyczna, a także delikatny dźwięk dzwoneczków. Wyraźnie ktoś włączył wiatrak, bo jak inaczej wyjaśnić tę lekką bryzę?
- Proszę, zapraszam! Rozgośćcie się... Śmiało, śmiało, ale bądźcie ostrożni, nie wszystkie lustra lubią, kiedy się je dotyka! - usłyszeliście głos od waszej nastoletniej gospodyni - który jakby odbił się echem, sugerując że pomieszczenie było jeszcze większe niż w rzeczywistości. A może to ten dach, którego nie mogliście dojrzeć gdy spoglądaliście w górę? Jakby sufit był zupełną czernią? - Nasza instalacja powstała po to, abyście mogli doświadczyć różnorodnych technik wykonywania luster i pracy szkłem w różnych zakątkach świata. Proszę, przyjrzyjcie się różnicom w teksturze i łamaniu światła przez te fragmenty, które zwisają tutaj na linkach... - kontynuowała swój wywód, nienachalnie choć stanowczo niedbale, a wy nie mogliście się pozbyć wrażenia pogłosu, jakby ktoś gdzieś za nią powtarzał jej własne słowa.

Witam na wydarzeniu Gabinet Luster! Zacznijmy od organizacyjnych spraw.

Wątek fabularnie odbywa się 5 grudnia - a kolejka będzie trwać 48 godzin, więc termin na napisanie posta mija 7 grudnia o godzinie 22:00. Gdyby ktoś potrzebował przedłużenia czasu, proszę śmiało informować.

Zostaliście wpuszczeni w grupach po 12 (w tym 6 NPC) osób - proszę o zaznaczenie w poście czy zostaliście wpuszczeni lewymi lub prawymi drzwiami. Wasze telefony nie odbierają sieci. Możecie zadecydować o kolorze światła latarki, które dostaliście i proszę o podkreślenie go na końcu posta.

Jeśli zdecydujecie się dotknąć lustra, proszę o wykonanie rzutu k6 w odpowiednim temacie i zalinkowanie go na koniec posta.

Również na koniec posta proszę o zadeklarowanie ewentualnych przedmiotów, które wasza postać przy sobie posiada - tych mechanicznych, jak i nie mechanicznych (zapalniczki, papierosy, torebkowe zawartości). Jeśli potrzebujecie dokonać prędkich zakupów jest czas na to teraz. Jeśli chcecie utajnić przed graczami to, co wasza postać ma przy sobie, możecie wysłać ekwipunek w wiadomości prywatnej na konto Mistrza Gry.

W razie pytań - zapraszam w wiadomości prywatnej na konto Mistrza Gry.

Ale przede wszystkim - dobrej zabawy. I powodzenia.

- Kyou

@Hasegawa Jirō  @Akiyama Toshiko @Sugiyama Nobuo  @Ejiri Carei  @Aomine Toshiro @Seiwa-Genji Enma  @Warui Shin'ya @Keita Gotō  @Yōzei-Genji Madhuvathi  @Nakadai Kyoko @Ivar Hansen @Yōzei-Genji Noriaki
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Sugiyama Nobuo, Yōzei-Genji Madhuvathi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Yōzei-Genji Noriaki

Pon 5 Gru - 20:18
Dziwna ulotka znajdowała się na blacie komody już od pewnego czasu. Bezwiednie przyjął ją i nie wiedzieć czemu do chwili obecnej się jej nie pozbył. Może to był swego rodzaju znak - zrób coś innego z sobą niż na co dzień i wrzuć na luz, odpuść sobie na jeden dzień...? Zacisnął usta w wąską kreskę przez chwilę walcząc z sobą, a potem z pewną żałością spoglądając na... no cóż, dość podejrzanie przygotowaną ekspozycję...? To nie tak, że nie spodziewał się niższych standardów biorąc pod uwagę miejsce organizacji wydarzenia jednak to co zastał przekraczało jego wyobrażenia - prowizorycznie wzniesiona wieża, dzieciaki zamiast obsługi, wokół zdawało się nie być żadnego dorosłego lub ochrony. Noriaki spojrzał na połyskujący bilet w którym odbijała się jego twarz z kwaśną miną. Za chciało mu się rozerwania się to teraz straci nerkę. Z drugiej strony doskonale zdawał sobie sprawę że to wszystko to może być cześć wydarzenia, artystyczny performance na miarę sztuki współczesnej. Nie wiedział, która opcja była gorsza.
Kiedy wszedł do środka strzepał niewidzialny brud z wierzchu wierzchniego płaszcza. Miejsce i wnętrze pomieszczenia sprawiała, że poczuł się brudny. Był oczywiście ubrany w ciemny garnitur, białą koszulę oraz krawat w jednolitym kolorze. Na stopach miał czarne, męskie pantofle. Jesienny, szary płaszcz po chwili został rozpięty, kiedy dziwna platforma wznosiła go ku górze. To wtedy też przetestował podaną mu latarkę. Fioletowe światło pojawiło się i zgasło zgodnie z wykorzystaniem pstryczka elektryczka. Prawdopodobnie było gorzej niż sądził - to pewnie była promocja jakiegoś escape roomu...
Stojąc wśród innych gości czuł się wyjątkowo nie na miejscu, śmiesznie. Z licznymi zmarszczkami niezadowolenia spoglądał na pstrokato ubraną hostessę(?), a może artystkę(?) z poczuciem bycia oszukanym i pewnymi oczekiwaniami - nie wiedział jakimi ale zdecydowanie należało mu się jakieś wynagrodzenie za samo bycie w tym miejscu.
Westchną w duchu przenosząc swoje spojrzenie wyżej na wspomnianą instalację zawieszoną na linkach próbując dostrzec rzekomo fascynujące efekty. Zapalił latarkę by móc zobaczyć równie rzekome piękno załamywanego światła mając nadzieję, że będzie to faktycznie wartościowe doświadczenie.

|Fioletowe światło latarki
|Ekwipunek: srebrna papierośnica z zawartością, zapalniczka zippo, portfel, komórka, notes i długopis, drogo wyglądający zegarek na nadgarstku, materiałowa chusteczka
Yōzei-Genji Noriaki

Warui Shin'ya and Mistrz Gry szaleją za tym postem.

Akiyama Toshiko

Wto 6 Gru - 19:03
 Nie mogła się doczekać wieczornego wyjścia. Odkąd tylko zobaczyła ulotkę wystawy, wiedziała, że musi tam pójść – niezależnie od tego, co ojciec myślał na ten temat. Oczywiście najchętniej zaciągnęłaby go tam ze sobą, cena wejściówki nie brzmiała jak coś, na co nie mogli sobie pozwolić. A nawet jakby mieli przez najbliższy miesiąc polować po śmietnikach na tłuste szczury i jeszcze całkiem zjadliwe resztki, to dla niej byłoby warto. Każda godzina, którą mogła spędzić z Jiro, była warta każdej podłości, którą musiałaby opłacić tę przyjemność. Tak, jakby dalej jeszcze starała się uczepić resztek dzieciństwa i w obawie przed jego kolejnym zniknięciem, chciała się do niego przykleić, nie puszczać, być blisko.
 Poniekąd zdziwiło ją, że nie musiała go męczyć, przez kilka godzin irytująco śledząc mężczyznę i w losowych momentach w kółko powtarzać przez dobrą minutę jedno słowo: proszę. Zasługa jej wrześniowego wypadu? Październikowego przypału, kiedy okazało się, że w słodyczach przyniesionych przez starszych kolegów były dodatki? A może ten niesłuszny wzajemny foch na początku listopada przez to, że wydawała się zapomnieć o urodzinach staruszka, tylko dlatego, że przygotowanie dla niego prezentu zajęło jej dłużej niż sama by chciała? Wolała nie wnikać, żeby się jeszcze nie rozmyślił. I znowu nie poszedł po mleko. Piechotą. Do Europy.
 Postarała się ubrać w miarę ciepło, bo choć atrakcje miały znajdować się w magazynie, to raczej nie spodziewała się, żeby taka powierzchnia była specjalnie ogrzewana. Sam koszt podwyższenia temperatury we wnętrzu sprawiłby, że sprzedawanie biletów po takiej cenie byłoby kompletnie nieopłacalne. Chyba, że organizatorom nie zależało za bardzo na zarobku, ale wtedy Toshi zaczęłaby węszyć jakiś podstęp. Rzeczy za darmo albo półdarmo były zbyt podejrzane, żeby były prawdziwe i gdzieś musiała istnieć jakaś gwiazdka malutkim druczkiem, którego nawet w okularach by nie rozczytała. Dziewczyna założyła więc swoją biało-szarą czapkę z dwoma frędzelkowatymi troczkami spływającymi po bokach, spod którego wyłaniał się długi warkocz w barwie bardzo spranego błękitu, przypominającego teraz raczej morską zieleń, dość lekką kurtkę w jasnych odcieniach szarości, pod którą głównym źródłem ciepła była gruba, żółta bluza z pyszczkiem Pikachu na kapturze. Nie przejmując się dopasowaniem kolorystycznym, dół stroju stanowiła kraciasta fioletowa spódnica sięgająca kolan i pstrokate zakolanówki. Jedynym, co mogło cierpieć od chłodu, byłyby pewnie stopy – trampki, swoją młodość mające pewnie już dawno za sobą, raczej nie stanowiły dobrej izolacji w grudniowe wieczory.
 Przyczepiła się taty, owijając o jego rękę na kształt smoka strzegącego skarbu. Ciekawił ją młody wiek dziewczyn, które spotkali na samym wejściu, choć nie było to dla niej nic wyjątkowo dziwnego. Sama zaczęła pracę mniej więcej w tym samym wieku, mogła to wytłumaczyć potrzebą dorobienia paru groszy czy chęcią pomocy rodzicom, jeśli to oni odpowiadali za wystawę. Nie zamierzając nawet na chwilę pozwolić swojemu towarzyszowi zniknąć, grzecznie razem z nim stanęła w kolejce do prawego wejścia.
 – Buuu – zajęczała cicho, udając ducha, kiedy odpaliła latarkę i od dołu oświetliła swoją twarz, patrząc złowieszczo na Jiro. Mimo tych szesnastu lat, nadal zdarzało jej się jeszcze robić coś głupiego, dziecinnego i totalnie bez sensu. Zresztą, kto nigdy tak nie robił, niech pierwszy rzuci szczeniaczka do wulkanu. Zaraz jednak delikatnie podskoczyła przez nagły dźwięk zamykanych drzwi i odruchowo bardziej przysunęła się do ojca, odwracając głowę w kierunku, z którego wydawało jej się, że usłyszała odgłos. – Khm. W-wcale się nie przestraszyłam. Po prostu trzeba cię pilnować, no nie? Jeszcze mi się zgubisz. Znowu na jakiś rok. I wrócisz akurat jak skończę szkołę. – Poszturchała go lekko łokciem w bok, żeby sobie nie myślał, że tak szybko zapomni te taktyczne zniknięcie. Nie zamierzała i planowała mu o tym przypominać przy każdej okazji. Aż się nie znudzi, jak to ona.
 – Woah – szepnęła, nie potrafiąc powstrzymać swojego wrażenia na widok, który czekał ich w tym mniej mrocznie ponurym miejscu. Dopiero teraz odsunęła się od taty trochę bardziej, zbliżając się do jednego z luster. Po drodze wysunęła lekko palec, żeby szturchnąć mydlaną bańkę opadającą prosto na nią.
 – Jak lustra mogą nie lubić dotyku. To tylko przedmioty – mruknęła do Jiro ledwie wyraźnie. – Pewnie nie chcą potem ścierać z nich odcisków – dodała i obejrzała się na mówiącą dziewczynę. Akurat zajęta była opowiadaniem o instalacji na linkach, więc powróciła spojrzeniem do ojca i uśmiechnęła się w taki sposób, który on doskonale znał. Dokładnie to, co działo się, kiedy naszedł ją humor psotnika, a powiedziało jej się „Tosia nie”. Przysunęła się bliżej zwierciadła i nieco wrednie uśmiechając, pozostając w kontakcie wzrokowym z Hasegawą, dziubnęła ostrożnie jego powierzchnię palcem. Nie za mocno – nie chciała, żeby się nagle rozpadło w drobne kawałeczki, bo wtedy cały misterny plan poszedłby w…iadomo gdzie.

Latarka: zielona
Ekwipunek: nóż sprężynowy, czarny cienkopis, pudełko zapałek, kilka drobnych kamyków, telefon, nieco drobnych
Mac lustro: 5

@Hasegawa Jirō
Akiyama Toshiko

Warui Shin'ya and Mistrz Gry szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

Wto 6 Gru - 19:29
Nie byłaby sobą, gdyby odpuściła wydarzenie, które miało w sobie chociaż cząstkę artystycznej naleciałości. A wystawy, nie tak często aktywne w tej klasycznej formie, traktowała, jako wyjątkowe zjawisko. A lustra?... lustra przecież miały tak wiele znaczeń przetkanych symbolami. Te, same w sobie pojawiały się rysowane na białych plamach kartek i szkicownikowych taflach, z których zaglądały obce dusze. Twarze obce. Straszne i piękne. Czasem cienie. Czasem całkiem ludzkie lustra oczu. Czasem - koszmarów, które  nawiedzały noce z sylwetkami, które rysowała za dnia.
Nie przewidywała tłumów. Nie, gdy brakowało typowo cyfrowej wizualizacji oferowanych atrakcji. Być może była w tym głupia iskra, ale uparcie nie rozglądała się znajomymi twarzami, mając nieodparte wrażenie, ze jeśli wystarczająco się skupi, zobaczy więcej niż chciała. Dlatego i niewiele zwracała uwagi na innych zebranych, kurczowo trzymając się osobistych postanowień, by nie przyciągać niepotrzebnie cudzej uwagi. Czekała cierpliwie na wejście ze wzrokiem wpatrzonym w ulotkę, którą przewracała w drobnych placach. Na sobie miała ciepły, ale elegancko skrojony, ciemnobordowy płaszczyk za kolano. Długie włosy pozostawiła tylko lekko zaplecione w warkoczu, przerzuconego przez ramię. Na drugim opierał się pasek rudobrązowej torby, ręcznie malowanej w motyw kwiatu wiśni. W środku, znajdował się zwyczajowy komplet akcesoriów, bez których się nie ruszała. Jedyne czego żałowała, to rękawiczek, które musiały gdzieś po drodze wypaść z kieszeni. Komuś może się przydadzą w potrzebie...
Sama ekspozycja, chociaż w specyficzny sposób, pachniała kiczem, wydawał się mieć ukryty cel. A im bardziej rozglądała się po opisywanych elementach wystawy, po kolei przyjmując nowe akcesoria, mrużyła brwi w lekkiej konsternacji. Tajemnica, która wołała u progu, wydawała się mieszać z czymś dziwnym. Czy niepokojącym? Fakt luster, stanowił tego podstawę. I źródło. A jednak, przygotowania samych "gospodarzy" oplatało niedopracowanie. I chociaż chciałaby powiedzieć, że był to zabieg celowy - w końcu artyści mieli wiele niekonwencjonalnych pomysłów na przekazanie swoich wizji - to czuła na języku drobiny niewypowiedzianego zawodu. Ale - wiedziała też, że nie powinno się oceniać niczego płytko. Początek wystawy nie zachwycał, ale lubiła zaglądać głębiej, oferując własną uwagę, cierpliwość i lekki uśmiech. Nawet, jeśli miała ochotę pomóc młodziutkiej pani jeszcze raz się pomalować.
Wnętrze, wydawało się - zapewne przez ruchomość - przytłaczające. Czuła niewyraźne spięcie, trącające igiełkami niezrozumiałego  (a może jednak zrozumiałego?) niepokoju. Wyobraźnia dopisywała więcej niż widziała, a widział przecież głębiej, niż większość ludzi. W lustrach, kryły się odbicia zupełnie innej rzeczywistości. Niewidzialnej śledzącym lustrzaną taflę oczu. Odetchnęła, rozlewając wokół ust mgiełkę ciepłego powietrza. Niewiele brakowało, by skroplone drobiny osiadły na wargach. Poczuła dreszcz i mimowolnie potarła odsłonięty nadgarstek z pustym miejscem na bransoletkę, której wciąż nie odzyskała. Mimowolnie rozejrzała się po obecnych i skierowała kroki w stronę prawą, dostrzegając - czy słusznie? - rys znajomej sylwetki. Wolała więcej nie stanowić problemu o smaku goryczy do rozwiązania. Wsunęła ulotkę do kieszeni i zatrzymała w niej zwinięte w pięść dłonie, jakby chciała tam znaleźć zgubiony talizman. Albo lustro, którego gładką ścianę odbicia przecież musnęła.
Kusiło. Przecież zawołało.


| Tuaj rzut na tycianie lustrzanej tafli (4)
| Latarka ze światłem w kolorze żółtym
| Ekwipunek: torba w której znajduje się szkicownik, trzy ołówki, węgielek i kreda. Dodatkowo gaz pieprzowy, telefon, klucze, nieco gotówki i monet, szpilka do włosów, małe lusterko, pół tabliczki czekolady, chusteczki, środki przeciwmigrenowe, wstążka czerwona, gumka do ścierania i...klucz francuski.


Ostatnio zmieniony przez Ejiri Carei dnia Wto 6 Gru - 23:49, w całości zmieniany 1 raz
Ejiri Carei

Warui Shin'ya and Mistrz Gry szaleją za tym postem.

Aomine Toshiro

Wto 6 Gru - 21:00
Szedłem sobie spokojnie chodnikiem, gdy zauważyłem, jak coś wypadło starszej kobiecie. Podniosłem jej zgubę i pobiegłem za nią, aby jej wręczyć, cokolwiek zgubiła. Nawet za bardzo nie zwróciłem uwagi na to, co podniosłem, bardziej liczył się fakt, żeby nie stracić właściciela z oczu.
- Proszę Pani. Coś pani zgubiła. - W końcu po dłuższym pościgu udało mi się ją dopaść i zwrócić na siebie jej uwagę. Lekko zdyszany wyciągnąłem w jej stronę, kartkę, ulotkę a może broszurkę? Był to papier, ale nie taki zwykły a pokryty folią. - Nie strasz mnie tak chłopcze, prawie zawału dostałam. To nie moje. - Odpowiedziała mi stanowczo kobieta, która dokładnie przyjrzała się znalezisku. - Jest pani pewna? Wyglądało, jakby wypadło pani z kieszeni. - Zapytałem dla pewności, może zapomniała, że coś takiego miała. - Pewnie wiatr przywiał, dziękuje za dobre chęci. Masz tutaj nagrodę. - Odpowiedziała z uśmiechem na ustach i skłoniła się lekko. A potem bezpardonowo wygrzebała z torby lizaka i zaczęła mi go wciskać.
- Dziękuje, naprawdę nie trzeba, nie jestem już dzieckiem. - Nie chciałem od niej lizaka, czasami odzywał się we mnie altruista, który zdołał się przebić przez moje gburowate ja i egoizm. Może to przez szacunek do starszych albo coś innego? Niestety mojej słowa nie docierały do babuni, złapała mnie za policzek i zaczęła go szczypać. Nie podobała mi się to i wewnętrznie skakał, mi gól, ale wiedziałem, że ona nie chciała źle. Wziąłem lizaka i czym prędzej się ulotniłem, aby dodatkowo jeszcze nie zrobiła mi czegoś upokarzającego. Trzymając lizaka w ustach, przyjrzałem się dokładnie bilecikowi, który zapraszał do gabinetu luster. Gdy byłem mały, często słyszałem tę nazwę, ale nigdy nie udało mi się tam zaciągnąć zapracowanych rodziców.
Chyba właśnie nastała pora, aby spełnić jedno ze swoich dziecięcych marzeń, udałem się pod wskazany adres i grzecznie czekałem, aż przyjdzie moja kolej, jak widać, nie tylko ja miałem ochotę zbadać to miejsce. Wszedłem do środka lewe drzwiami. Czułem się dziwnie nieswojo i miałem złe przeczucia, może to przez fakt obcowania z nieznanym? Było to bardzo osobliwe miejsce i tajemnicze, ktokolwiek to zaprojektował, raczej nie robił tego na trzeźwo. Jak na razie postanowiłem poznać to miejsce i poobserwować swoje oblicze w różnych zniekształconych lustrach. W jednej byłem grubasem, w innym slendermanem, a w jeszcze innym doznałem wodogłowia.


Czerwone światło latarki.
Ekwipunek: Paczka papierosów, zapalniczka nouname, telefon, portfel.
Aomine Toshiro

Warui Shin'ya and Mistrz Gry szaleją za tym postem.

Hasegawa Jirō

Wto 6 Gru - 22:16
  Wahał się. Do ostatniej chwili się wahał czy się tu w ogóle pojawić. W ryzach utrzymała go jednak obietnica jaką złożył Toshiko i dziwne przeczucie, że cała wystawa może mieć coś wspólnego z Murano. Ta gnida uwielbiała podobne klimaty, a odkąd zwinął się ze świecznika, musiał się gdzieś zaszyć. Razaro musiał sprawdzić każdy, nawet najbardziej lichy trop. Udanie się do Gabinetu Luster wraz z córką było idealnym pretekstem żeby trochę powęszyć.
  – Tylko żeby mi to było jasne. To już prezent na urodziny i na święta – powiedział przed samym wejściem, poprawiając jej czapkę i pozwalając się owinąć dookoła ręki.
  Oczywistym było, że wybrał prawe wejście. W myśl zasady, że lepiej trzy razy w prawo niż raz w lewo. Jego miniaturka nie oponowała przed wyborem, najpewniej myśląc to samo. Zerknął na nią krótko, choć z nieukrywaną dumą. Jednak coś dobrego odziedziczyła.
  Ciemność panująca w magazynie nie wydawała się aż taka przytłaczająca jak się spodziewał. Nie widział ich nigdzie, ale czuł, że koty przemykają się gdzieś w pobliżu, korzystając z kamuflażu jakie oferowało im otoczenie. Przetestował podaną mu latarkę, omiatając podłogę w pobliżu niebieskim światłem. Kliknął kilka razy przyciskiem.
  – W kolorze twojej sierści. Idealna żeby cię przywołać jak się zgubisz – skomentował tylko, patrząc na wygłupy dziecka.
  Przez sekundę w jego głowie pojawił się pomysł, by odwdzięczyć się jej tym samym, przy czym na jeden jedyny moment przybrać formę yurei. Traumatyzowanie własnego dziecka nigdy nie przestało wydawać mu się zabawne. Na całe szczęście Toshiko nie była w stanie zobaczyć duchów. Tylko to go powstrzymało.
  Jako pracownik parku rozrywki znajdował się zwykle po tej drugiej stronie, będąc wciąganym w przygotowanie całego tła po którym będą poruszać się goście. Aktualna perspektywa była mu zupełnie obca, choć mniej więcej spodziewał się kilku efektów. Choćby dymu leniwie płynącego po podłodze. Koty musiały być przeszczęśliwe.
  Powiódł spojrzeniem po lustrach, starając się dostrzec na ich rogach bądź ramach choćby cień nazwy firmy, która je wyprodukowała lub miejsca z którego zostały zabrane. Nadal liczył na jakikolwiek trop dotyczący byłego szefa. Dopiero gdy minął lustro nienaturalnie wykrzywiające obraz i rozciągające mu barki do granic absurdu kiwnął do swojego odbicia z uznaniem. Tak powinno być.
  – Dotykając lustra jesteś w stanie sprawdzić czy jest zwykłe czy weneckie – powiedział zniżając głos do udawanego, zaniepokojonego szeptu i równając się w końcu z Toshiko – Może chcą nas powstrzymać przed dowiedzeniem się, że ktoś nas obserwuje po drugiej stronie.
  Niedaleko pada jabłko od jabłoni, więc już po chwili Hasegawa sam dotknął powierzchni lustra na jeden jedyny moment, ignorując wszelkie ostrzeżenia i zdrowy rozsądek.

@Akiyama Toshiko

Ekwipunek: nóż sprężynowy, telefon, tania zapalniczka i portfel, w którym więcej jest skręconych papierosów niż faktycznej gotówki.
Latarka: niebieskie światło.
Rzut kostką: 6




Hasegawa Jirō

Warui Shin'ya, Mistrz Gry and Akiyama Toshiko szaleją za tym postem.

Sugiyama Nobuo

Wto 6 Gru - 23:15
Nie samą pracą człowiek żyje – to zdanie prawdopodobnie stało się myślą przewodnią Nobuo, kiedy to trzymając kolorową ulotkę w dłoni kierował swoje powolne, smętne kroki w okolice starych magazynów. Na łeb nasunięty miał ciemny kaptur, spod którego częściowo wystawały pojedyncze szare kosmyki przydługich już włosów. Twarz tradycyjnie miał zasłoniętą maską – tym razem medyczną, żeby nie przyciągać do siebie wzroku. W razie ciekawskich pytań miał w głowie przygotowaną obronną odpowiedź – nieczyste powietrze, wszechobecny smog. Błyskotliwa kontra związująca usta.
    Ciężkie obuwie szorowało o piaszczyste podłoże – całą podróż spędził na wewnętrznej potyczce myślowej z samym sobą, pewnie dlatego minęła tak szybko. Uniósł głowę, gdy wyrosła przed nim budowla, do której zmierzał. Odruchowo spojrzał w górę, mrużąc oczy, jakby to miało mu pomóc dostrzec więcej – niestety nie był w stanie przebić się przez wszechobecny smog, utrudniający widoczność. Wzruszył ramionami, wsuwając dłonie do kieszeni długiego płaszcza. Bez większego namysłu ruszył przed siebie, tym samym powolnym krokiem co wcześniej.
    Nie zastanawiał się dlaczego wejścia do budowli strzegła młoda dziewczyna – od razu uznał, że to pewnie tylko córka właścicieli, która nie z własnej woli została wplątana w rodzinny biznes. I możliwe, że właśnie z tego powodu w jego głowie pojawił się blady cień współczucia, gdy tak na nią patrzył. Nawet jeśli faktycznie się uśmiechała. Gdy znalazł się bliżej wejścia dostrzegł też drugą nastolatkę. Uśmiechnął się oszczędnie – niebieskawy materiał zasłaniający jego usta poruszył się nieznacznie. Zdecydował się skorzystać z prawego wejścia.
    Uderzyła go nieprzenikniona czarność – nieprzyzwyczajone do mroku oczy miał zagubione, przez moment nie wiedział czy otwarte, czy zamknięte. Niepokój ogarnąłby jego ciało, gdyby gdzieś kilka metrów wprzód nie pojawiły się kolorowe światła walczące z ciemnością. Przez całe zamieszanie nie zwrócił nawet uwagi, w którym momencie wsunięto mu do dłoni latarkę. Od razu upewnił się czy na pewno działa, klikając kilkukrotnie przycisk, a ta trysnęła białym światłem. Niby nic wyszukanego, ale jednak odznaczała się na tle tych wszystkich kolorowych – przynajmniej w jego mniemaniu.
    Wydawało mu się, że słyszał zatrzaskujące się drzwi, choć przez masę docierających do niego bodźców nie był w stanie stwierdzić stuprocentowo, że tak było. Wolał też dodatkowo się nie nakręcać, stopować swoją wyobraźnię, by nie podkładała najczarniejszych domysłów i myśli. Przełknął głośniej ślinę, biorąc głęboki wdech, przez chwilę myśląc, że połknie te powietrze i nigdy nie wypuści go z ust. D u c h o t a.
    Zgiął lekko nogi, gdy podłoga zaczęła się powolnie podnosić. Uspokoił się dopiero, gdy zobaczył dziewczynkę, a światła wydawały się oświetlać więcej. Wyprostował się, rozluźniając nieco spięte barki. Prawie jak w jakimś zamku strachów.
    Szedł razem z innymi przed siebie, aż wkrótce pojawiło się więcej światełek. I lustra, dużo luster, które były głównym gwoździem programu. Nie spojrzałby pod nogi, gdyby nie sztuczny dym, który mozolnie otulał zgromadzonych. Póki co był jedynie na wysokości stop, choć niewykluczone, że gdy wszyscy zaczną się ruszać, to białe kłęby rozmyją się albo rozlezą po całym pomieszczeniu.
    „(...) nie wszystkie lustra lubią, kiedy się je dotyka!”
    Jak dziecko zagubione we mgle... wyciągnął rękę przed siebie, aż jego palce napotkały taflę pobliskiego lustra.

Wynik rzutu k6: 4.
Latarka: białe światło.
Ekwipunek: czarny plecak a w nim: przenośna apteczka
(zimny kompres, opaska elastyczna, plastry, bandaż, nożyczki,
skalpel, chusteczki dezynfekujące, koc ratunkowy, nić i igła),
krem do rąk, maseczka medyczna, małe tabletki przeciwbólowe.
Ubiór: czarny, gruby płaszcz, ciemne, wąskie spodnie, biodra
owinięte paskiem z żelazną klamrą, na nogach ciężkie obuwie
wojskowe. Na twarzy niebieska maseczka medyczna.
Sugiyama Nobuo

Warui Shin'ya and Mistrz Gry szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Sro 7 Gru - 2:41
W tłumie Japończyków wyglądał jak zardzewiały gwóźdź, którego młotek życia wystarczająco nie dobił - wystawał ponad linię czarnych czupryn, z przymrużonymi od uśmiechu oczami, stojąc jakby stale w ruchu. Z rękoma w kieszeniach rozglądał się na boki, przechylając głowę na prawo i lewo, przypatrując ludziom szepczącym między sobą zasłyszane o wystawie plotki. Warui jak nigdy wcześniej czuł niesamowitą wagę zwykłej kartki papieru, którą przed wyjściem wsunął do jednej ze skrytek w spodniach - ulotka, jaką zdobył przypadkiem, przeciskając się przez zbitą masę ludzi w samym centrum Fukkatsu, nie wiadomo kiedy trafiła do jego rąk, a on, jak posłuszne szczenię, przylazł tutaj, ciągnąc za sobą Enmę. Nie mógł się powstrzymać, co było pierwszym z motywów, dla których znaleźli się wśród rozentuzjazmowanych oczekujących, ale kolejnym argumentem okazała się zwykła, ludzka chęć zaciśnięcia więzów z senkenshą.
W klanie Minamoto rzadko znajdowali czas na rozrywkę, a kiedy się zdarzało, zwykle była mało subtelnie kontrolowana i ograniczona czasowo. Wyciągnięcie samego dziedzica mógł więc spokojnie wpisać w CV jako kluczowa umiejętność; rzecz jasna, gdyby kiedykolwiek aplikował na stanowisko przemytnika.
- To będzie niezapomniane przeżycie - uznał bezceremonialnie, gdy skrzące się źrenice padły wreszcie na stojącego obok chłopaka. - Będą lustra i dziesiątki albo setki, albo tysiące naszych kopii dookoła. - Westchnął dramatycznie, wysuwając ręce z kieszeni i krzyżując je na torsie. Palce lewej dłoni trafiły na przysłonięte maseczką usta, jakby wpadła mu do głowy myśl, którą musiał przetrawić, nim ją wypowie; rozłożyć na czynniki pierwsze, by zaserwowana, nie zmiotła słuchaczy w pierwszej sekundzie. Opuszkami potarł lekko szczękę, wciągając tlen o pół decybela za głośno. - Jak świat to znieś...
Urwał, jakby nagle skończyło mu się powietrze w płucach; w rzeczywistości nerwowe spojrzenie całkowicie przypadkiem wylądowało na ulokowanej gdzieś w drugiej kolejce postaci. Ciemny kaptur być może powinien sprawdzić się w swojej roli, jednak kilka wystających, szarych kosmyków nie umknęło czujnej uwadze Shina. Dłoń przykryta czarnym materiałem rękawiczki oderwała się od twarzy i trafiła na szczupłe ramię Minamoto, gdy yurei niecierpliwym klepnięciem postarał się o wysępienie odrobiny uwagi.
- Patrz, opowiadałem ci o nim. - Szybkie słowa na samym pograniczu mowy i szeptu jak niewielka misa wypełnione były rozbawieniem, zaskoczeniem i czymś, co najprościej określić impulsywnością dzieciaka, który za moment wypowie jakiś sekret. Wyrwały mu się z gardła nim zdążył zatrzasnąć zęby; zewrzeć szczęki i siedzieć cicho; jak wypadało. Ręka, którą jeszcze przed sekundą opierał na barku medium, uniosła się wyżej. Machnął nią nad burzą rudych włosów, jednocześnie drugą sięgając do swojej bluzy. Czarny materiał częściowo odsłonił brzuch; spod fałd tkaniny wyłoniły się świeże blizny, ale nim z krtani chłopaka padło głośne: HEJ!, ktoś od tyłu popchnął go, wymuszając postawienie paru kroków naprzód.
W dwie chwile kolejka ruszyła. Lewa strona wydawała się mniej oblegana, a jednak, kiedy tylko metalowy dźwięk zatrzaskiwanych się drzwi rozległ się za plecami, Warui poruszył się niespokojnie, szukając w ciemności kogoś, kto na jego dotyk zareaguje serią niezadowolonych komentarzy - w mroku, w jakim się znaleźli, nie było innych opcji na wytropienie Enmy. Szczęk przeskakujących zastawek był wystarczającym bodźcem do zdenerwowania - i może to też sprawiło, że wcześniejsze wygadanie wyparowało, a kiedy tylko odnalazł partnera, chwycił go mocno i pociągnął do siebie, nawet nieświadom tego, że lada chwila ktoś poda mu latarkę, a on chwyci ją bez żadnych pytań.
Choć platforma podjeżdżała do góry, żołądek Waruiego zdawał się ciągnąć ku ziemi; chłopak przełknął ślinę, wduszając kciukiem klawisz na urządzeniu. Różowy jak samo jądro cukrowej waty snop światła trafił prosto w policzek Minamoto, ale prędko podskoczył wyżej - w czerń bez żadnej granicy. Ten mrok zdawał się wchłaniać landrynkowy blask, więc Shin'ya prędko skorygował tor swojej latarki, oświetlając nią kolorowe kawałki szkła.
- Mówiłem? - mruknął nieprzekonany, robiąc dwa i pół kroku w losowym kierunku, razem z przypadkową dziewczyną, która wyrwała się przed szereg, by doskoczyć do lustra ściskającego jej odbicie jak ściska się gąbkę, by wyżymać z niej nadmiar wody. - Świetnie jest. To najwyższej jakości ustrojstwo - poklepał najbliżej stojące zwierciadło, jak klepie się na przywitanie starego druha - ukaże ci kim naprawdę jesteś.
Nie wiadomo skąd, jakby tylko czekając na odpowiedni moment, rozległ się głos młodej prezenterki. Śmiało, śmiało, ale bądźcie ostrożni, nie wszystkie lustra lubią, kiedy się je dotyka! Warui, z krzywym, choć niewidocznym, uśmiechem, mimowolnie zamarł, z dłonią milimetr od kolejnego patnięcia tafli.

Rzut: 6.

Latarka: różowe światło.

Ubiór: (buty czarne; za kostkę).

Ekwipunek: ulotka w tylnej kieszeni spodni; w przedniej telefon; w kurtce na piersi wysłużony portfel z kilkoma jenami; kluczyki do czyjegoś samochodu; scyzoryk wielofunkcyjny; papierki, bony rabatowe, ze trzy cukierki eukaliptusowe.
Warui Shin'ya

Mistrz Gry and Sugiyama Nobuo szaleją za tym postem.

Gotō Keita

Sro 7 Gru - 14:10
W przestrzeniach Asakury bywało dziwnie, jeśli nie absurdalnie. Tradycyjność dzielnicy przywodziła na myśl wymyślną sztuczkę, która miała przy życiu podtrzymać coś, co winno być dawno pogrzebane. Po karku pnie się niespokojny dreszcz, gdy rzeźbione w marmurach postacie yōkai oraz kami ślepia wytrzeszczają ku każdemu, kto spoza sektora. Mija więc bramy torii i posągi japońskich demonów z pewnym niesmakiem. Wie, że dzielnica przynależy i stała się już wizytówką klanu Minamoto, gdzie ten, ze swoją hierarchią i górnolotnymi ideami tłumaczonymi schedą kulturową, powinen paść w gruzach wraz z tutejszą architekturą. Durnie. Zapatrzeni w swój spadek jak w coś na wskroś potrzebnego miastu. Choć w bogato zdobionych kimonach to z zaślepkami na oczach jak durne stado, bydło większe niźli najbardziej upodleni mieszkańcy Nanashi. Dlatego też dziwnie chociażby tędy przechodzić. Zobaczyć, jak urzędnicy wpierdalają fundusze tam, gdzie nie winno się ich mnożyć. Choć jego podróż jedynie zahacza o Asakurę, to jej posmak zostaje na języku. Szczególnie wtedy, gdy pod butem czarny ślad, którego nie potrafi zidentyfikować? Schyla się, palce prawej dłoni wchodzą w maź jak w masło.
  Haiiro Chiku, choć wciąż nie jest to jego przestrzeń, jego bezpieczny kąt, przyjmuje z głębszym rozluźnieniem. A mógł podjechać motorem, jednak zachciało się pójścia po na piwo. Po czym? Tajemniczym wydarzeniu, o którym Ivar jedynie napomknął w esemesie. Ubrał się więc stosownie do pory roku. Na ciało wcisnął zwykłe, czarne ciuchy, dużą, puchową kurtkę i czapkę z daszkiem, pod którą kręcą się czarne kosmyki. Podchodząc pod wskazane miejsce, które już z daleka rysuje nieboskłon ociosaną, industrialną architekturą, odpala fajkę. Oranż przechodzi w ognistą czerwień, gdy płomień niszczy zaczątek pergaminu. Nikotyna nie ma na celu uspokojenia rozchwianej duszy a w tym momencie jest jedynie przykrym nawykiem, którym pieczętuje odkrycie zaistniałe w Asakurze. Maź wcisnęła się materiał, zapomnianą szmatę schowaną w kieszeni kurtki. Dziwne.
  Ivara dostrzega dość późno. Jest po osiemnastej, więc kontury świata, nawet przy ostrych światłach dzielnicy, rozmazują się. Podchodząc kładzie ciężką rękę na jego ramieniu i kącik ust, w których uwieszona fajka, unosi się do góry. Nie mówi nic, nie sili się na przywitanie, bo zdążył to zrobić oczyma, które ocieplane wciąż i na nowo rozświetlaną końcówką papierosa.
Raja powinna tu zaraz być — mówi pomiędzy buchem a buchem, oczyma śledząc załamania dawnego magazynu. — Kiedy to zamknęli?
Tak, jak Nanashi nie było mu obce pod żadnym kątem, tak pozostałe dzielnice istniały we wspomnieniach i w nich też działały. Dziwi się więc każdym zmianom w geografii i strukturze miasta. Pytanie jest więc retoryczne, rzucane bardziej ku własnej pamięci, z której stara się wyłowić detale na temat odwiedzonego miejsca.
Czy to nie tutaj była dawniej ta fabryka cukiernicza?
Kiedy już w trójkę przekraczają próg fabryki, rzuca peta pod podeszwę buta i spojrzenie kładzie to na Rajce, to na Ivarze. Twarz ma raczej neutralną, wyzbytą szczególnej zabawowości. Raczej korzysta więc z wydarzenia jako intro ku późniejszej zabawie. I byłby taki pozostał, gdyby nie dziwność kolejnych mijanych bohaterek. Nastolatki? Keita marszczy brwi a oczy jak u drapieżnika zawężają się do podejrzliwych; charakterystycznych dla osób, które zdążyły przyswoić niejedną dziecięcą krzywdę. W rękę wciśnięta zostaje latarka z zielonym światłem.
Jakby to powiedziała moja matka, szarlatany… — mówi cicho ku Rajce, gdy głos zaprasza ich do zajęcia odpowiednich miejsc. Nawet nie pamięta, iż wpuszczono ich do środka lewymi drzwiami a że dłonie wbite w kieszenie spodni nie kusi, by palcami sięgnąć któregokolwiek zwierciadła.
Spogląda ku górze a tam ciemność. Podobna do tej, która jeszcze wcześniej znalazła się na jego palcach. Lepka, nieprzyjemna…
Niepokojące — szepce cicho, by jedne palce zacisnąć na latarce, drugimi odszukać aluminiowego, rozkładanego noża o ząbkowatym ostrzu; jego nowe dziecko.

@Yōzei-Genji Madhuvathi  @Ivar Hansen

Latarka: zielone światło;
Ekwipunek: paczka fajek, zapalniczka, nóż składany, portfel,
silne tabletki przeciwbólowe (opioidy), telefon, krople do oczu.
Ubiór: Przylegający do ciała golf z uwieszonym na szyi wisiorkiem;
ten jest zwykłym łańcuchem o drobnych oczkach; czarne, skórzane rękawiczki;
czapka z daszkiem; puchowa, duża kurtka sięgająca bioder; czarne dżiny z
dużą ilością kieszeni i rzepów; masywne, wojskowe buty w ciemnych barwach;
Rzut kością na maziaje w Asakurze: 99.


Ostatnio zmieniony przez Keita Gotō dnia Czw 8 Gru - 0:32, w całości zmieniany 1 raz


Opuszczony magazyn państwa Satō AjTOsbT
Gotō Keita

Mistrz Gry and Yōzei-Genji Madhuvathi szaleją za tym postem.

Hime Hayami gardzi postem aż przykro.

Sponsored content
maj 2038 roku