Jedna ze starych fabryk cukierniczych znajdująca się w porcie, zamknięta przed kilkoma laty po wielkiej aferze w związku z przestrzeganiem (a raczej ich brakiem) zasad sanepidowskich, w ostatnich miesiącach przeżywa drugą młodość. Tydzień za tygodniem, po wykupieniu przez młodych i kreatywnych państwa Satō, miejsce zaczęło ożywać i przyciągać coraz to nowszych artystów przedstawiających własne instalacje - często wyłącznie przez jeden lub dwa dni. Zbierają się tutaj tłumy, kiedy na następny dzień wszystko zdaje się znikać jakby nic nigdy nie zjawiło się na miejscu.
Wokół magazynu powstało wiele legend - trudno jest dostrzec momenty rozkładania instalacji czy to, kiedy właściwie są one zbierane. Dużym znakiem zapytania również zdają się zarobki na podobnej działalności, z racji że większość instalacji jest dostępnych za darmo dla każdego chętnego, zjawiającego się przy jednym z dwóch par obszernych drzwi, które zamykają się kiedy tylko wszyscy goście zamkną się w środku.
Nikt również do końca nie wie kiedy, ani dokładnie jaka instalacja pojawi się następna w tym miejscu - młode małżeństwo stara się utrzymać wszystko w jak najściślejszej tajemnicy, co wśród młodzieży jest uznawane jako udany chwyt marketingowy, mający na celu zbudowanie zainteresowania i fascynacji tym miejscem. Sama tematyka pojawiających się tutaj instalacji jest różnorodna - co budzi często wiele kontrowersji wśród odwiedzających i tych, którzy jedynie słyszeli o wystawach. Jedne są niezwykle infantylne, kiedy inne poruszają kontrowersyjne i odważne tematyki - masowych morderstw, gore czy różnorodnych erotyków.
Już ostatnim razem, gdy do parku udała się bez większego przemyślenia, powinna nauczyć się, że oddzielanie się od grupy nigdy nie było dobrym pomysłem. Iście w zaparte, bez jakiejkolwiek formy krytycznego myślenia również, choć tego drugiego nie potrafiła sobie cały czas odmówić. Zastanowiła się nad tym dopiero, gdy skraj nosa praktycznie dotknął lustra wykrzywiającego twarz w załamaniach pęknięć. Obejrzała się krótko na towarzyszy, wyciągając w ich stronę nadgarstek - niezależnie od tego, który ją za nią złapał, twarz ponownie zwróciła w stronę swojego odbicia — Jak coś mnie wciągnie, to będzie jedynie wasza wina — rzuca, na chwilę przed przyłożeniem dłoni, barwionej jeszcze henną, do zimnej powierzchni.
@Keita Gotō @Ivar Hansen
Latarka: światło zielone.
Ekwipunek: Zapalniczka, papierosy, telefon, klucze, paczka chusteczek, niewielki, zardzewiały scyzoryk.
Ubiór: Szalik, golf wpuszczony w luźne, szerokie spodnie, krótka skórzana kurtka, ciężkie buty, kilka pierścionków.
Rzut kością: 3
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Między innymi tak było z opuszczonym magazynem, z którego postanowiono zrobić większy pożytek. Atrakcję, którą Ivar koniecznie chciał zwiedzić, mimo że plotki z tego miejsca budziły pewien niepokój. Dotarł tu komunikacją miejską, prosto ze swojego miejsca pracy. Wiedział, że będzie nieco spóźniony, dlatego tym razem pokusił się o wysłanie smsa informującego do Gotō, aby nie myślał, że zechce go wystawić.
Dotarł więc tu w okolicy osiemnastej, bo właśnie taką godzinę wskazywał wyświetlacz w telefonie. Ubrany w długi, czarny płaszcz oraz brązowy szalik, wypatrywał znajomą sylwetkę, choć ta znalazła go pierwszego kiedy na ramieniu poczuł ciężar dłoni. Odwrócił się w jego stronę, goszcząc go lekkim uśmiechem przywitania. Oczy ma przymglone i lekko nieobecne, może przez ogólne zmęczenie, a może to tylko leki otumaniły jego zmysły.
Przytakuje na jego słowa o Rajce, zastanawiając się chwilę nad tym jak powinien się przy niej zachowywać. Zapamiętał ją z balu, trudno aby nie i wiedział, że nie popisał się od najlepszej strony. Słysząc jednak wzmiankę o zamknięciu magazynu, wzrusza jedynie ramionami, spoglądając na ciągnący się w górę budynek. Czyli jednak nie wydawało mu się, że wcześniej była tu działająca fabryka.
— Sam chciałby to wiedzieć — odzywa się w końcu, trochę z zachrypniętym głosem, bo choć było to pytanie retoryczne, tak Ivara wzięła chwilowa zaduma — Pewnie i była. Wiadomo w sumie czemu ją zamknęli? — pyta, a nurtujące go zagadnienie sprawdza w telefonie póki miał jeszcze zasięg — O, podobno nie trzymali się zasad sanepidowskich. Sporo młodych firm na tym leci — odpowiada z pewnym rozczarowaniem w głosie. W rzeczywistości liczył na jakiś ciekawy skandal, skoro obecnie to miejsce jest owiane tajemnicą wyjątkowo inflacyjnych wystaw. Może to nie był rzeczywistych powód zamknięcia fabryki?
Nie rozmyśla nad tym długo, bowiem chwilę później dziewczyna ponagliła ich w stronę lewych drzwi, przez które Ivar przeszedł. Przyjmuje latarkę ze światłem fioletowym, zapadając w kompletnym mroku.
Dopiero po chwili migające świata rozświetlają twarze towarzyszy. W mglistym spojrzeniu dało się zauważyć cień fascynacji, dostrzegając kreatywność wystawy. Ivar bardzo często podziwiał piękno w obiektach kompletnie nieatrakcyjnych czy wręcz przerażających. Jedynie klauny wywoływały w nim nieuzasadniony strach i lęk, o którym teraz wolał nie myśleć.
— I w tym cała zabawa, nie? — odpowiada cicho, szturchając łokciem Keitę, nie mając świadomości tego, że szukał w tym głębszego zagadnienia. Kątem oka dostrzegając to, jak Rajka starała się dotknąć jednych z luster, Ivar wyciągnął ku niej dłoń w ostrzegawczym geście.
— Poczekaj — rzuca ostrzegawczo, a zanim zdążył złapać ciekawską łapę czarnowłosej, jego ręka znalazła się na piersi kobiety, na co mężczyzna spłoną rumieńcem, wycofując ją szybko (psikus, żenująca sytuacja pod wpływem mocnych leków na schizofrenię).
— P-przepraszam Cię. Podobno radzą nie dotykać luster...— odpowiada, choć słowa uchodzą mu z trudem z uwagi na żenującą sytuację, w której się znalazł. Kurwa, czy on zawsze musi tak?
Latarka: fioletowe światło.
Ekwipunek: zapalniczka, telefon, portfel z dokumentami oraz pieniędzmi, klucze, małe pudełko z lekami na schizofrenię, dwa lizaki.
Ubiór: czarne jeansy, zamszowe, czarne trapery, bluza, sięgający przed kolano zimowy, czarny płaszcz, ciemnobrązowy szalik w kratę.
@Keita Gotō @Yōzei-Genji Madhuvathi
Mistrz Gry and Yōzei-Genji Madhuvathi szaleją za tym postem.
Na miejscu dostrzegła znajome twarze (chyba, ale nie do końca), w tym jedną, której zdecydowanie nie miała ochoty dzisiaj oglądać. Mało brakowało, a wróciłaby do domu — taka była rozjuszona i zniesmaczona widokiem karmelowego jegomościa — ale grupka stojąca za nią niemalże siłą wepchnęła ją do środka. "Wybrała" lewe wejście, nie mając pojęcia, w co się pakuje. Jak każde z nich.
Bezmyślnie chwyciła podaną latarkę i poddała się prowadzeniu ich tajemniczej przewodniczce. Podziwiała masę świecących lampek i błyskotek, które puszczały do niej oczka. Czuła się jak sroczka, oczy skakały z jednego punktu na drugi, nie mogąc objąc wzrokiem ogromu błyskotek wypełniających instalację. Była tak zaaferowana kolorami i światłami, że zupełnie zignorowała przestrogę tajemniczego dziewczęcia i dotknęła lustra w ozdobnej, złotej ramie.
Co złego mogło się stać? Jej odbicie miało ją porwać na drugą stronę? Stłukłaby je i wygrała siedem lat nieszczęścia? Jakby kolejne siedem miało cokolwiek zmienić. Zostawiłaby odcisk palca? Duh.
Rzut na tyknięcie lustra; 4
Fioletowe światło latarki.
Ekwipunek: plecak (paczka gum do żucia, papierosy, zapalniczka, garść kopiko, klucze do auta, telefon, coś przeciwbólowego, wsuwki, konturówka do ust i pomadka).
Ubiór: o taki + włosy związane w dwa warkocze i czarne wsuwane buty na platformie.[
Wybaczcie długość, nie chciałam przedłużać kolejki, a dopiero wróciłam do domu! Obiecuję poprawę w drugim poście. :3
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Szczerze powiedziawszy, nie miał nawet okazji sprawdzić, czy lubił wszelakie wesołe miasteczka, gabinety krzywych zwierciadeł i tym podobne, bo nigdy w takich nie był. Dlatego też bez większego zawahania przystał na propozycję Shina. A to był tylko jeden z powodów jego zgody. Drugim była chęć-, zresztą, nieważne.
Rozglądał się dookoła krocząc blisko towarzysza, niemalże chłonąc spojrzeniem wszystko to, czego do tej pory nie znał. Szczerze powiedziawszy musiał się powstrzymywać, aby nie zacząć biegać od jednego miejsca do drugiego niczym małe dziecko widzące po raz pierwszy na oczy zabawki. Na całe szczęście dla niego udało mu się zachować wszelakie pozory i zachowywać jak na dorosłego mężczyznę przystało.
Słowa gospodarzów trafiały do niego jak woda przez sito. Mało go to interesowało, bo o wiele ciekawsze rzeczy miał dookoła siebie. To nie tak, że ich ignorował, po prostu wolał skupić się na tym, co widział.
W pewnym momencie spojrzał na Waruia, a na jego ustach pojawił się ledwo zauważalny uśmiech.
- Widzę, że dziś jesteś w wyjątkowo dobrym humorze, Shin. - powiedział cicho, coraz bardziej mając wrażenie, że tego właśnie było im trzeba. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach i, jakby to delikatnie ująć, starciach oraz poróżnień między nimi. A przecież nie byli wrogami, stąpali po tej samej stronie, więc w końcu muszą zacząć myśleć i zachowywać się jak jeden team.
Kiedy rudowłosy wspomniał o jakimś nieznajomym, Enma spróbował wypatrzyć go w tłumie. Musiał przy tym stanąć na palcach, bo, niestety, ale wzrost bardzo ograniczał mu widoki.
- Ale że gdzie? - zapytał, wciąż próbując dostrzec to, co Shin. Niestety, jego próby zeszły na marne, aczkolwiek zamiast ów ciemnowłosego, jego oczy zsunęły się niżej, dostrzegając... blizny?
Skąd on...
- Shin? Co się- - nim jednak zdołał dokończyć zdanie, widział jak rudowłosy pchnięty przez jakąś ślamazarę poleciał kilka kroków do przodu.
- Uważaj jak leziesz. - warknął cicho w stronę nieznajomego, po czym pokonał tę ledwo zauważalną różnicę w dystansie między nim, a Shinem. No cóż, niektóre nawyki jednak nie znikają tak łatwo. Nieświadomie idąc niczym cień za rudowłosym, stanął z lewej strony, choć aktualnie wszelakie kolejki w żadnym stopniu nie zaprzątały mu głowy. Chciał kontynuować temat jego blizn, ale wystarczyło jedno spojrzenie na jego profil, aby Enma szybko porzucił swoje zamiary. To nie czas i nie ta chwila. Kiedy będą wracali, z pewnością poruszy tę kwestię.
Miał już się odezwać z czymś innym, ale jego głos utonął w dźwięku zamykanych drzwi, a potem oblała ich ciemność. Mięśnie Enmy momentalnie stały się napięte, a serce przyspieszyło. W jego przypadku pozbawienie go kolejnego zmysłu, wzroku, było niczym gwóźdź do trumny. Będąc niemal głuchym w pewnym momencie swego życia zaczął polegać na oczach. Nieważne, że aparat słuchowy niezwykle podniósł jakość jego życia, to jednak teraz czuł się jak obnażone niemowlę. Nawet nie wiedział kiedy palce Shina zacisnęły się na nim, a potem lekkie szarpnięcie sprawiło, że nogi posłusznie się ugięły i postąpiły te kilka kroków. Faktem było jednak, że ten jeden, głupi gest sprawił, że serce chłopaka uspokoiło się. W końcu nie jest tu sam.
Ciemność powoli była przecinana przez światła kolorów latarek. On sam nacisnął guzik tej, którą otrzymał i ze zniesmaczeniem stwierdził, że to musiał być jakiś żart, kiedy światło okazało się kolorowe, jak rzygi jednorożca.
Wystawa była... zaskakująca. Ciężko było opisać jednym zdaniem to, co Enma w tej chwili odczuwał. Nigdy nie spotkał się z czymś takim. Z jednej strony fascynowało go to, co teraz widział, ale z drugiej przytłaczało. Tego wszystkiego było za dużo i nic nie trzymało się kupy, ale jednocześnie jakimś dziwnym sposobem pasowało do siebie. Spojrzał w jedno z luster i uśmiechnął się kątem oka dostrzegając, że jego sylwetka była niezwykle wydłużona.
- Ej, Shin, widziałeś? - spojrzał na swojego towarzysza w momencie, w którym ten aktualnie dotykał... lustra.
No na bogów, serio? Momentalnie ruszył w jego stronę, aby odciągnąć go od tego pomysłu. Czasami jednak warto kierować się wytyczonymi zasadami. Gdyby każdy je łamał to na świecie nie byłoby balansu, prawda?
- Shin, czy ty zawsze musisz wszystko dot- - słowa utonęły w cichym "ush", kiedy jego jedna stopa w dziwny sposób potknęła się o drugą, a on sam przeleciał lekko do przodu, lądując praktycznie na lustrze dotykanym przez rudowłosego.
@Warui Shin'ya
Latarka: koloru tęczowego
Ubiór: O taki. Nawet haori się zgadza.
Rzut: 2
Ekwipunek: Portfel w kieszeni spodni, przypięty łańcuchem do paska. Komórka w nerce. Dwa lizaki. Dwa noże: jeden zza paskiem spodni, drugi przypięty małym paskiem do łydki ukryty pod spodniami. Chusteczki.
Post napisany z opóźnieniem za zgodą MG.
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Keita Gotō, Hasegawa Jirō
Dziwna maź, która zdawała się być rozwleczona po całej ulicy w niczym nie przypominała oleju samochodowego czy smaru. Początkowo mogło się jeszcze wydawać lub mieć cichą nadzieję, że plamy na ulicy były rozbitą butelką sosu ostrygowego - ale palce zanurzone w dziwnej mazi wcale tego nie potwierdzały. Brakowało tutaj również tego charakterystycznego zapachu - pojawiał się za to innych, bardziej suchy i przywodzący na myśl właśnie tusze. Wdzierał się do nozdrzy, ale gdy tylko Gotō dotknął tajemniczej substancji, ta poruszyła się, przez moment pozwalając mężczyźnie zanurzyć się w sobie jakby była żywą cieczą. Dość prędko dziwna kulka, jakby zwinięta i pomniejszona wiewiórka, wskoczyła na jego ramię i przebiegła po nim. Gdyby nie ciemne rękawiczki, możliwe że byłoby więcej widać po tym krótkim incydencie - po cichym pisku, który śmignął przy uchu Keity czy dziwnej mazi prześlizgującej się po jego plecach. Dotarł do niego po dłuższej chwili śmiech, niczym jakiegoś chochlika czy innego psotnego ducha, który prędko zniknął wraz z podmuchem wiatru - jakby ten go zabrał i przetransportował jak najdalej od tego miejsca, nie chcąc żeby komuś przeszkodził.
Zapach tuszu stał się jeszcze silniejszy, a plask jakby nasączonego pędzla uderzającego o papier wyraźniejszy. Skrobotanie jakby ktoś szorował pędzlem po bruku, kolejny plusk jakby ktoś rozlał czarkę wypełnioną ciemną cieczą. Przed oczami mechanika pojawiło się znów więcej i więcej dziwnych plam. Na ziemi, na drzewach. Zrobiło się chłodniej, zapach zamiast tuszu zaczął przypominać bardziej suszone ryby - wszystko zaczynało się intensywniejsze, dźwięki na siebie nachodziły i osaczały ciemnowłosego, nie dając mu nawet chwili na wytchnienie. Szum otaczających go drzew mieszał się z tak nietypowymi dla ulicy dźwiękami, jakby tysiące rąk na raz praktykowało intensywnie tradycyjną kaligrafię indyjskim tuszem, zanurzając kozie pędzle o bambusowych rączkach w czarkach ze świeżo aktywowanym tuszem, po tym jeżdżąc nieprzerwanie po ryżowych pergaminach, pozwalając ciemnej cieczy wchłonąć się w materiał...
I nagle wszystko ustało. Pluski i stukoty, jakby nigdy ich nie było. Zapach stracił na intensywności aż do momentu, w którym nie zastąpiła go wyłącznie rześkość powietrza, a po wszystkim dookoła mężczyzny pozostały wyłącznie plamy tuszów - niewyraźnie napisanych znaków oraz zwykłych plam, jakby ktoś w zdenerwowaniu starał się rzucać kulami z tuszu.
Kiedy Keita czym prędzej postanowił wznowić drogę do swojego celu podróży, nie zwrócił jedynie uwagi na jedną rzecz - a właściwie dwie. Jedna, uczepiona brzegu jego kurtki, a druga jego podeszwy. Obie smolaste, cieknące i idealnie wtapiające się w jego ubranie, na jego ciele niczym pasożyty, nie wydawały najmniejszego dźwięku podczas drogi do Haiiro Chiku, jakby chcąc się specjalnie schronić przed zauważeniem nie tylko ze strony swojego nosiciela, jak i innych.
Mężczyzna nie dostrzegł pojedynczego śladu tuszu, jaki zostawiał za sobą niczym poszlakę dla... kogoś? Czegoś?
Nieopodal magazynu, druga ruszająca się kulka tuszu zeskoczyła z tyłu kurtki Keity, kierując się w poszukiwaniu nowej ofiary. Kończąc pod butem jednego z mężczyzn, prędko przyczepiła się do jego podeszwy. Nieświadomy niczego Jirō wniósł dziwne stworzenie ze sobą do prawej strony ekspozycji, kiedy Gotō wprowadził swojego towarzysza do lewej strony. W ciemnościach, ale również i późniejszej mgle na podłodze, trudno było dostrzec ślady tuszy, choć same nastolatki zdawały się je dostrzec, wymieniając ze sobą zaniepokojone spojrzenia, kiedy tylko zajmowały się szczelnym zamykaniem swoich gości w magazynie.
Wszyscy
- ... lustra przede wszystkim to wypolerowane kamienie. Jednymi z piękniejszych, choć nie przypominających w żadnym stopniu tych, które my sami znamy z dzisiaj, były te obsydianowe. Czerń pięknie odbijała światło, choć jednocześnie przywodziła na myśl różnorodne teorie na temat tego, co można dostrzec po drugiej stronie. Czy nasz świat odbija się na odwrót gdzieś tam po drugiej stronie? Może lustra są portalem na drugą stronę... na drugą stronę, której nie dostrzegamy, i której nigdy nie poznamy... - słyszeliście znajomy głos, kiedy kobieta powoli dalej się przesuwała. Nie dostrzegaliście na pierwszy rzut oka kurtyn, które coraz bardziej odcinały was od windy i wejść, którymi się tutaj dostaliście. Kobieta prowadziła was dalej w głąb podłużnego pomieszczenia, które w dziwny sposób zdawało się tylko rozciągać - powoli traciliście orientacje w tym, co było na wschodzie, a co było na zachodzie, i czy w ogóle się przemieszczaliście. Wydawało się wam, że cały czas krążycie po zamkniętym pomieszczeniu - nawet jeśli za waszymi plecami niektóre z luster się obracały, niektóre przesuwały, a jeszcze inne zupełnie znikały. Wszystko wydawało się być częścią immersyjnego doświadczenia pośrodku krainy luster. Chociaż czy brak informacji konkretnych informacji i oczekiwań na temat tego miejsca nie sprawiała, że wszystko zdawało się być wyłącznie częścią doświadczenia?
Do waszych uszu zaczęła docierać muzyka - jakby ktoś grał na lekkich dzwonkach. Puszczona z magnetofonu czy innych głośników? Idealnie łączyła się z dźwiękiem wietrznych dzwonków poruszanych prawdopodobnie przez wiatrak.
Aomine Toshiro, Ejiri Carei, Seiwa-Genji Enma, Warui Shin'ya, Keita Gotō, Nakadai Kyoko, Yōzei-Genji Madhuvathi, Ivar Hansen
Nietypowe stworzenie w ciemnościach zaczęło przemieszczać się po oficerskim bucie Keity w górę, powoli po jego nogawce, choć mężczyzna nie był w stanie do końca poczuć niczego, może poza uważnym wzrokiem kobiety kontynuującej swoją opowieść na temat istotności luster w kulturze. Nie przerywała na moment niczym maszyna - a wy nawet nie wiedzieliście, że druga część wycieczki również słyszała słowo w słowo tę samą opowieść.
Zdawało się, że Ivarem kierowało przeczucie - a może nazbyt duża ostrożność? Może chciał być przykładnym obywatelem przestrzegającym każdego najmniejszego zakazu i nakazu? Nie zdążył jednak zatrzymać swojej towarzyszki przed dotknięciem lustra. Z zewnątrz jednak nic się nie stało - wszystko wyglądało tak, jak powinno. Nawet kiedy Rajka zdawała się nie zareagować na dotyk na piersiach, ale to przecież można było wytłumaczyć charakterem. Może nie poczuła? Może po prostu się nie martwiła - a może nie do końca była sobą, kiedy sam dotyk nastąpił?
Oderwała rękę od gładkiej tafli, zaraz posyłając uśmiech zarówno do Keity, jak i Ivara.
- To tylko lustra przecież - powiedziała, chociaż w jej głosie pojawiła się dziwna, jakby obca nuta. Ledwo zauważalna, może wywołania jej dzisiejszym nastrojem? Może nie znali się na tyle dobrze, żeby dostrzec różnicę w jej ruchach, kiedy bardziej skocznym krokiem odsunęła się od lustra i splotła dłonie wraz z latarką za plecami, jak gdyby knuła coś niedobrego. Weselsza, uśmiechnięta, z ciekawością rozglądała się i ruszyła głębiej pomiędzy lustra, lusterka i magiczne odłamki. - Boicie się ich? Przecież was nic nie zje... Mnie nie zjadło, nie?
Keita z drugiej strony mógł usłyszeć gdzieś tuż za własnym uchem cichy rechot - tylko przez moment, ale tak podobny do tego, który usłyszał przechodząc dzielnicą Asakury.
Atrakcja zupełnie nowa i czarująca - możliwe, że i urokliwa dla kogoś, kto nigdy wcześniej nie miał do czynienia z czymś podobnym. Barwy grały dookoła, zakrzywiały odbicia i wszystko wydawało się jeszcze bardziej magiczne, szczególnie gdy do wszystkiego dołączyła jeszcze muzyka.
Jednak magiczne chwili miały to do siebie, że pryskały prędko niczym bańki mydlane, bardzo podobnie do tej, która zaraz prysnęła tuż przy głowie rudowłosego. Mógł poczuć chłodne objęcie dłoni, jak cieniste pazury wynurzyły się z odmętów lustra i przyciągnęły jego dłoń blisko siebie, chcąc go wciągnąć, a jednak coś im przeszkadzało.
Ciemność zaczynała lodowatym wężem zakradać się pod rękaw Shin'yi, powoli po jego przedramieniu, ramieniu, przesmyknęła się przez jego kark, aż do jego szyi i ucha, do którego padło kilka słów - lodowatych, kuszących, jakby coś obiecywały.
Ale wszystko trwało tylko kilka chwil i nie było widoczne dla nikogo oprócz niego. Nawet próbujący powstrzymać go Enma, zdawał się nie dostrzec tego, co spotkało jego yurei - samemu na moment upadając na lustro, które się zatrzęsło.
Nie, nie lustro się zatrzęsło - a jego tafla. Zupełnie jakby nie była lustrem, a taflą wody; przyszła głowa klanu Minamoto był wręcz przekonany, że za moment zanurzy się w tym lustrze przepełnionym wodą. Do cieni, które przylgnęły do tej cienkiej i falującej powierzchni - jakby go wołały, jakby chciały go wciągnąć do środka i ukrócić wszelkie jego cierpienia, ale i radosne momenty. A czy nie taka miała być wizyta w samym gabinecie luster? Pełna relaksu i śmiechu, pełna...
Wszystko ustało. Lustro znów było lustrem, a w odbiciu znajdywał się jedynie nieco zniekształcony Enma, jakby posiadał wodogłowie. Podobnie cienista istota, która starała się wciągnąć Waruiego do środka - lustra na nowo jedynie odbijały to, co było widoczne tutaj przed nimi. Nie więcej, nie mniej - a nikt inny zdawał się nie dostrzec jakichkolwiek zmian dookoła.
Rozsądnie trzymający swoje dłonie z dala od luster Aomine, po prostu przyglądał się wszystkim dziwą z oddali. Zakrzywienia i zniekształcenia - nic, czego ktoś kto znał się choć odrobinę na naukach przyrodniczych, nie doznał w czasie zajęć fizyki. Wystarczyło się zbliżyć czy odsunąć od tafli, aby znów dostrzec swoją nową twarz. I wszystko byłoby w porządku, gdyby Toshiro już po chwili nie był świadkiem jak idąca przed nim dziewczyna zostaje wciągnięta do lustra. Powoli przechyla się i zanurza w tafli, zupełnie jakby było to przejście a wcale nie coś odbijającego światło - nieznajoma mu Kyoko zniknęła w posprejowanej na fioletowo ramie lustra. Uczucie samo w sobie było lodowate i nieprzyjemne, jakby ktoś przejeżdżał po jej skórze kostkami lodu, oblewał jej ciało regularnie wodą, a może zanurzał w przedziwnej galarecie? Trudno było się poruszyć, czy chociażby wyrwać - nie mogła wydobyć z gardła głosu, jakby coś ją paraliżowało, aż do momentu, w którym całkowicie nie zniknęła w tafli lustra.
Aomine mógł podejść do lustra, przyjrzeć się i sprawdzić czy nie było to jedno z ukrytych przejść- ale już po chwili, z tej samej ramy, wypadła nieco niższa, choć przez typowe dla Japończyków cechy, niezwykle podobna, Carei - a może Toshiro zdążył się przyjrzeć wcześniejszej towarzyszce wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że była ona kimś innym? Może była po prostu jedną z zatrudnionych w tym miejscu aktorek? Czy podobne instalacje nie słynęły z tego, z prezentowania niezwykle dziwnych zajść? Może cały gabinet luster, o którym było tak niewiele informacji, w rzeczywistości był pewnego rodzaju przedstawieniem?
Hasegawa Jirō, Akiyama Toshiko, Sugiyama Nobuo, Ejiri Carei, Nakadai Kyoko, Yōzei-Genji Noriaki
Ludzie wcale nie przesuwali się zbyt prędko po gabinecie luster - może Noriaki znajdywał to uciążliwym, kiedy ludzie przed nim dotykali, specjalnie czy też nie, wszystkiego co tylko było w zasięgu dłoni? Czy dostrzegał w pomieszczeniu znajome sylwetki? Czy rozpoznawał niską pannę Ejiri idącą tuż przed nim, która mimowolnie odpowiedziała na ciche wzywanie zza lustra, muskając dłonią taflę, która w pewnym momencie przestała wydawać się tak gładka? Carei mogła poczuć jak jej palce powoli wsiąkają niczym w gęstą galaretę, wsysane i otaczane chłodem, jakby zanurzała dłoń w silikonie do odlania formy dla gipsowej rzeźby. Poczuła to nagłe ciągnięcie i niemożność wyrwania się; nie potrafiła nawet zawołać czy krzyknąć. Wszystko jednocześnie wydawało trwać się wieczność, ale i nie dłużej niż kilka sekund, kiedy lustro wręcz ją pochłaniało.
Jeśli Noriaki przesunął wzrok kawałek dalej, mógł dostrzec kolejną ofiarę lustra - tym razem mężczyzna. Nobuo jednak mógł się poczuć szczęśliwcem, bo kiedy lustro zaczęło pochłaniać jego dłoń w swojej tafli, on sam nie podzielił losu Carei - wręcz przeciwnie, on dla odmiany uzyskał prezent w postaci... Kyoko. Dziewczyna wypadła na niego z odbicia, dzięki czemu uwolniła również jego dłoń z objęć dziwnej lustrzanej masy, która była mrożąca w odczuciu i paraliżująca. Nakadai wypadła z takim impetem, że członek Tsunami był zmuszony do wykonania dwóch kroków w tył, choć z łatwością mógł zachować swoją równowagę. Może tylko i wyłącznie ta dziewczyna ocaliła go przed tym, co czaiło się w tak zwyczajnej i typowej ramie? Ramie, która była w odcieniach zieleni - nie fioletu, tak jak ta po drugiej stronie, której pierwszą dotknęła Kyoko.
A gdyby jabłko nie spadało tak blisko jabłoni, możliwe że nastolatka w tym momencie wcale nie zaśmiałaby się nieco histerycznie, rozglądając wokół własnej osi. Zabrała dłoń w nagłym podekscytowaniu, jakby samo dotknięcie lustra wywołało w niej nieocenione pokłady radości wymieszanego z szaleństwem i obłędem. Odsunęła się od lustra, zabierając od niego dłonie i te trzymając blisko ciała, jakby w dziwnej obawie, że mogłaby po raz kolejny je dotknąć.
Zaczęła grzebać po własnych kieszeniach z ciekawością, nie zwracając do końca uwagi czy coś jej wypadnie na ziemię, czy nie.
Chociaż czy wspomniana jabłoń była w stanie się zorientować, że z jego latoroślą było coś nie w porządku? Jirō nieświadomy zarówno dziwnego towarzystwa, które uczepiło się jego spodni i plamiło je czarnym tuszem, po dotknięciu lustra ujrzał sylwetkę kobiety o włosach ciemnych i długich na kilka metrów, która z uśmiechem spoglądała na niego. Wyciągnęła jasne dłonie o spiczastych palcach, oplatając nimi jego nadgarstek i przytrzymując przy lustrze. Powoli zaczynała się wychylać do niego, wychodzić z lustra, a jej włosy rozsypywały się w nieładzie na podłodze. Zbliżyła się do mężczyzny, do jego ucha, syczącym głosem szepcząc na nie kilka słów - co również nie trwało długo, bowiem po kilkunastu sekundach zniknęła. Ale czy ktokolwiek dookoła mógł ją zobaczyć? Wydawało się, że nawet kobieta oprowadzająca całą wycieczkę, nie zwróciła nawet uwagi na nią.
Próba spojrzenia w odbicie - którekolwiek - nie dawała odpowiedzi. Wszystko wyglądało, jakby dziwna istota była wyłącznie urojeniem wyobraźni Hasegawy, i to szczególnie obślizgłym i nieprzyjemnym. Może po własnym otrzęsieniu, dostrzeże dziwne zachowanie własnej córki.
Akiyama Toshiko, Yōzei-Genji Madhuvathi
To trwało tylko moment, krótką chwilę, kiedy widziałyście swoje ciała w gabinecie luster, w którym stałyście jeszcze kilka sekund wcześniej. Widziałyście jak wasze ciała się poruszają, obserwowałyście to z trzeciej osoby - i mogłyście to obserwować przez setki jak nie tysiące dziwnych okien, które prawdopodobnie były wszędzie rozłożonymi szkiełkami i lustrami w magazynie. Nie byłyście w stanie tego opisać - nagłego poczucia pustki; poczucia braku wszystkiego na raz. Zapachu, dotyku, smaku - jedynie wzrok i słuch wam pozostawiał.
A dokładniej Rajce, która widziała snujące się dookoła cienie czy rechoczące głosy. Otaczająca ciemność była przytłaczająca - a pokryta kilkoma centymetrami wody posadzka jedynie wzmacniała wszystkie doznania słuchowe. Dźwięki odbijały się od niej, coś chlupotało kawałek dalej, ale wszystkie istoty w zasięgu wzroku nie wydawały się chcieć zaatakować. Były bardziej... dumne? Rozbawione? Nie zwracały uwagi ani na Madhuvathi, ani na Toshiko, a jeśli już, wyśmiewały was obie. Nawet jeśli tylko jedna z was była w stanie dostrzec cokolwiek.
Akiyama nie widziała, nie rozumiała - nie była w stanie dostrzec niczego poza oddalającym się po drugiej stronie swoim ciałem, oraz ojcem który stał przy jednym z luster, nie mogąc się od niego oderwać przez kilka czy kilkanaście sekund. Dookoła była ciemność - i cichy chlupot wody, jakby ktoś brodził nieco dalej w tej samej kałuży.
Dziękuję za sprawne i piękne odpisy! Termin na napisanie kolejnego posta mija 10 grudnia o godzinie 22:00. Gdyby ktoś potrzebował przedłużenia czasu, proszę śmiało informować.
Jeśli zdecydujecie się (po raz kolejny) dotknąć lustra, proszę o wykonanie rzutu k6 w odpowiednim temacie i zalinkowanie go na koniec posta. Z rzutu zwolnione są Rajka oraz Toshiko.
W wiadomości prywatnej zostaną wysłane dodatkowe informację dla Waru oraz Jirō.
W razie pytań - zapraszam w wiadomości prywatnej na konto Mistrza Gry.
@Hasegawa Jirō @Akiyama Toshiko @Sugiyama Nobuo @Ejiri Carei @Aomine Toshiro @Seiwa-Genji Enma @Warui Shin'ya @Keita Gotō @Yōzei-Genji Madhuvathi @Nakadai Kyoko @Ivar Hansen @Yōzei-Genji Noriaki
— To tylko lustra przecież — słyszy od niej przy tym uśmiechu urzekającym, bo mającym nutę wyzwania i on by się tego wyzwania podjął; jak dziecku, któremu rzuca się nową zabawkę. Ale wtem za nim głos wyrwany wprost zza głowy, głęboki i przerażający, na moment przenoszący go do Asakury. Palce zaciskają się w pięści, gdy zatrzymuje się w miejscu. To tylko lustra, zdanie jak szamoczący się po mieszkaniu kot skacze pod czaszką, a wtem echem odbija a on zamyka powieki i palec wskazujący oraz kciuk prawej dłoni kieruje ku oczom. Uciska ich wewnętrzne kąciki, jakby to migrenę odganiał, ale jest zbyt naszprycowany opioidami, by ta znikąd wyrosła. Kolejna “kurwa” ciśnie się na usta, ale rozpływa już w gardle z pierwszymi dźwiękami muzyki. Da sobie radę. Zawsze daje. Byle nie panikować. Powieki unoszą się a on tonie w kolorowych barwach otaczających ich luster.
— Ivar — łapie go za ramię i ciągnie do siebie, gdy głową ląduje tuż nad męskim ramieniem. — Skąd wiesz o tym miejscu?
Stara nie rozglądać, jedynie ściska latarkę w ręce, zły i częściowo wystraszony. Słowa kobiety docierają do niego z opóźnieniem, ale mają siłę podobną przetrzymanej fali. Ta zbiera się z kilometra na kilometr i ku sercu dociera przeraźliwsza. Jaką, do kurwy, drugą stronę? Miejsce to jest jak zaproszenie ku zeszłorocznym wydarzeniom. Spogląda ku Rajce, z której twarzy nie znika obca nuta. Zbyt obca, jak na nią a widział jej twarz zaaferowaną, smutną i przykrytą lepką warstwą deszczu. Czy to moment, w którym oszalał? Zaciśnięta szczęka rozluźnia się a język zlizuje z ust posmak nikotyny. Niemożliwe. Przesadza.
Odkleja się od Ivara i podchodzi do lustra, które wcześniej dotknęła Rajka. Przygląda się mu, ale dłonie wciska w kieszenie, by nie kusiło. By stłamsić tę dziecięcą w sobie potrzebę zabawy. Poza tym, tej już nie ma. Nerwowy ruch ręki wysuwa palce z materiału spodni i kieruje je na kark, na którym opuszki zaciskają się w potrzebie ugruntowania się. Wszystko jest okej. Spogląda ku lustrze, by weń znaleźć swoje zniekształcone odbicie.
Rzut na dedukcję: 44.
@Ivar Hansen @Yōzei-Genji Madhuvathi
Mistrz Gry and Yōzei-Genji Madhuvathi szaleją za tym postem.
W jego oczach mogło pojawić się coś, co wkrótce miało przeobrazić się w prawdziwą panikę. Zastanawiał się czy powinien sobie upierdolić rękę czy wejść do lustra w całości i przekonać się dokąd prowadzi przejście. O ile to w ogóle był portal.
Westchnął ciężko, na chwilę przymykając oczy w nadziei, że to tylko głupio sen, przywidzenie albo dziwny rodzaj anomalii, którą na pewno dało się jakoś logicznie wytłumaczyć. I właśnie w tym momencie lustro wypluło jakąś dziewczynę. Gdy wleciała prosto w niego, udało mu się wyswobodzić rękę. Naturalnie spróbował ją złapać, żeby nie potknęła się i nie wylądowała na ziemi.
— Nic ci nie jest? — zapytał od razu, wciąż nie dowierzając temu, co się właśnie wydarzyło. Posłał jej wymuszony, aczkolwiek przyjazny uśmiech. I nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo jego uwagę skupił na sobie dźwięk dzwoneczków, który echem odbijał się w jego głowie. Nie miał zamiaru już z własnej woli dotykać jakiegokolwiek lustra.
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
– Wiesz przecież, że dla mnie wystarczającym prezentem będzie choćby chwila twojego czasu, tato – stwierdziła. Jasne, cieszyła się zawsze, kiedy coś dostawała, nawet jeśli chodziło o tak przyziemną rzecz jak nowe skarpetki. Wiadomo, że nie udawała radości ani nie wybrzydzała, bo i nie miała na co. Jej rozumowanie było proste: coś jest lepsze od niczego, a jeśli wiązało się to z wymianą starego na nowe, to tym bardziej.
– Moja sierść to teraz tak bardziej jakby połączyć twoje światło z moim… – rzuciła, śledząc promień ojca swoim własnym przez krótką chwilę. Rozważała chwilowy powrót do naturalnej barwy włosów ze względu na potrzebę zaoszczędzenia trochę grosza – zwłaszcza tuż przed świętami. Było kilka osób, dla których chciała przygotować jakieś podarki, a jednak nie wszystko dało się zrobić z rzeczy znalezionych gdzieś po kątach, ruinach czy innych niepilnowanych zakamarkach.
– Wene… co do…? – Zanim zdążyła kontynuować wypowiedź kierowaną do Jiro, znalazła się w zaskakującej sytuacji, której nie potrafiła pojąć swoim nastoletnim rozumkiem. Gdzie podział się ten wietrzyk, dźwięki dzwonków, skąd ta woda i co to było za chlupanie? – Jaka faza, o cie chuj – wydusiła, patrząc na… odbicie? Siebie? Nie wykonywała jednak ruchów, które działy się po drugiej stronie lustra, tam, gdzie jeszcze przed chwilą się znajdowała. Nasmarowali zwierciadła jakimiś psychodelikami, które wyjątkowo szybko przenikały przez skórę i zaraz wszystkich, którzy pokusili się o dotknięcie przedmiotów na wystawie pozbawią nerek czy innych organów, które pójdą na czarny rynek?
Poniekąd kusiło ją oddanie się temu osobliwemu stanowi, zbadanie co jest dalej, w mroku, albo podejście do zupełnie innego szkiełka niż te, przy którym stała „po tamtej stronie”. To była ciekawość, nieświadomość tego, co dokładnie działo się aktualnie wokół niej. Z innej strony ta nagła pustka nieco ją przerażała. Gdzie podziało się wszystko, co odczuwała, co takiego mogło kryć się w mroku i odpowiadać za dźwięki nie tak daleko od niej? Nie bała się ciemności, ani tym bardziej samotności, ale rozsądek na tę chwilę walczył z drugim wewnętrznym wilkiem odpowiadającym za głupotę, nawoływanie do przygody i niewątpliwie również zguby. Dlatego też nie zamierzała iść gdzieś i gubić się w mroku, a znów dotknąć tego samego lustra, tym razem wychodziło na to, że od przeciwnej strony. A może tak jej się tylko wydawało? Może ona tam nadal była w tym magazynie, ale właśnie przeżywała trip życia, który znów zostanie przerwany przez groźnego ojca i jego wyrzuty, że coś miała i się nie podzieliła? Tylko tym razem serio niczego nie brała. Od rana była w domu, nie natknęła się na nikogo z ekipy heheszków, nie ruszała nic podejrzanego. Winne mogło być jedynie lustro albo coś, co rozpylili w powietrzu. Coś w bańkach mydlanych, których dotknęła? A może to ta gęsta mgła snująca się po podłodze? No bo przecież tafle zwierciadeł nie mogły być teleportami do innego wymiaru… prawda?
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Ktoś tutaj bardzo mocno chciał zachęcić ludzi do dotykania zwierciadeł, ale nie ze mną te numery. Nie dam się tak łatwo zmanipulować i nie podziała na mnie ta odwrócona psychologia. Nie wiedzieć czemu cały czas miałem przeczucie, jakby ktoś mnie obserwował z ukrycia i liczył, że prędzej czy później wpadnę w pajęczą sieć.
Zobaczyłem znajomą twarz, była to Nakadai, z którą już kilka razy się przypadkiem przeciąłem w różnych miejasch. Czy to był chichot losu, czy może uśmiech to dopiero czas pokaże. Prawie zawsze na naszych spotknaich drażniliśmy albo droczyliśmy, chociaż głównym prowokatorem tych małych incydentów zawsze była ona. Przez chwilę zawiesiłem wzrok na niej i zastanawiałem się, czy podejść i zagadać, skoro i tak byliśmy po tej stronie razem, ale dostrzegłem, jak stało się coś dziwnego, zaczęła zatapiać się w lustrze, jakby to była zwykła kurtyna wodna.
Podszedłem szybszym krokiem do tego miejsca, w którym zniknęła, a w głowie mi dudniły słowa, której wcześniej usłyszałem, „są portalem na drugą nieznaną stronę?” Miałem nadzieje, że to po prostu jakiś performance i nadnaturalna strona naszego świata nie była zamieszana w ten gabinet luster. Nim zdążyłem dotrzeć do zwierciadła wypadła z niego inna kobieta była inaczej ubrana więc nie mogła być to Kyoko. Wzrok w końcu padł na jej twarz i była to Carei, studentka, którą poznałem tamtego dnia na dachu.
- Nic CI nie jest Ejiri- san? Jak tu trafiłaś? - Kucnąłem przy niej i wyciągnąłem pomocną dłoń, aby mogła wstać. Czułem straszną konsternację i dezorientacje, nie wiedziałem, co właśnie miało tu miejsce. Może to były po prostu obrotowe drzwi czy inne ustrojstwo, a nie sprawa duchów, demonów i przeklętych przedmiotów. Wyciągnąłem szybko telefon i spróbowałem zadzwonić do koleżanki z pracy, ale nie było tutaj nigdzie sygnału, wyprostowałem ramie ku górze, ale to nie pomogło.
- Nie działa. - Powiedziałem pod nosem, odrobinę zrezygnowany. Gdy stała na nogach, przeniosłem swój wzrok na lustro, pierwsze co to uderzyłem latarką delikatnie o tafle, aby sprawdzić, jak się zachowa tajemniczy portal, a następnie wyjąłem zapaliczką i płomienie sprawdziłem, czy jest przeciąg przy ramie. To mogłoby wskazywać, że za lustrem jest przejście. Po wszystkim dłonią zmierzałem w kierunku lustra, ale zatrzymałem ją kilka centymetrów przed taflą, nie wiedziałem, co tu jeszcze może się zdarzyć, ale najgorszym wypadku zaryzykuje i przekonam się na własne skórze.
Czerwone światło latarki.
Ekwipunek: Paczka papierosów, zapalniczka nouname, telefon, portfel.
@Nakadai Kyoko @Ejiri Carei
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Spojrzał w lustro znajdujące się przed sobą. Uniósł brew słuchając mimowolnie głosu kobiety. Co mógł znaleźć po drugiej stronie...? W pierwszej chwili dostrzegł skrzywionego w niezadowoleniu mężczyznę. Dobrze skrojony garnitur i drogi płaszcz dodawał mu powagi i kilka dodatkowych lat. Kojarzył mu się trochę śmiesznie w otoczeniu mnogich luster błyskających odbijanym światłem kolorowych latarek w tym tej fioletowej, trzymanej przez niego. Wzruszył ramionami i ruszył dalej.
Rozglądając się od niechcenia ostatecznie zwrócił większą uwagę na kobietę przed nim, która nie wydawała się obca - niska, znajoma sylwetka zaprzątnęła mu głowę. Dopiero jednak gdy dostrzegł jej profil spoglądający na lustro udało mu się przypisać twarz do osoby. Uniósł jednak brwi wyżej w zaskoczeniu widząc, jak kobieta dosłownie zapadła się w cienkiej tafli lustra. Chwilę później to samo spotkało prawie mężczyznę przed nim - z tą różnicą, że tu akurat z lustra momentalnie wyskoczyła dodatkowa osoba. Noriaki nie spanikował ani nie miał w sobie żadnego zrywu adrenaliny co do tego by rzucić się na ratunek lub w impulsie zacząć uciekać. Czuł śliski oddech niepokoju na karku oraz nieprzyjemne niezrozumienie sytuacji jednak, starając zachować zdrowy rozsądek, w pierwszej kolejności zwiększył dystans o krok od otaczających go luster, a potem podszedł bliżej tego w którym zniknęła Carei. Oświetlił zwierciadło latarką starając się dostrzec czy były to jakieś drzwi ukryte w iluzji optycznej choć czuł podskórnie, że nie w tym był problem... Zmrużył powieki rozglądając się wokół po pomieszczeniu, po wiszących lustrach by ostatecznie odwrócić się do dwójki gości przed - dziwnie zachowującej się dziewczynki i rozkojarzonego(?) mężczyzny (@SUGIYAMA NOBUO). Oświetlił ich światłem latarki by lepiej ich widzieć w półmroku pomieszczenia - Wszystko... w porządku...?
Mistrz Gry ubóstwia ten post.