Jedna ze starych fabryk cukierniczych znajdująca się w porcie, zamknięta przed kilkoma laty po wielkiej aferze w związku z przestrzeganiem (a raczej ich brakiem) zasad sanepidowskich, w ostatnich miesiącach przeżywa drugą młodość. Tydzień za tygodniem, po wykupieniu przez młodych i kreatywnych państwa Satō, miejsce zaczęło ożywać i przyciągać coraz to nowszych artystów przedstawiających własne instalacje - często wyłącznie przez jeden lub dwa dni. Zbierają się tutaj tłumy, kiedy na następny dzień wszystko zdaje się znikać jakby nic nigdy nie zjawiło się na miejscu.
Wokół magazynu powstało wiele legend - trudno jest dostrzec momenty rozkładania instalacji czy to, kiedy właściwie są one zbierane. Dużym znakiem zapytania również zdają się zarobki na podobnej działalności, z racji że większość instalacji jest dostępnych za darmo dla każdego chętnego, zjawiającego się przy jednym z dwóch par obszernych drzwi, które zamykają się kiedy tylko wszyscy goście zamkną się w środku.
Nikt również do końca nie wie kiedy, ani dokładnie jaka instalacja pojawi się następna w tym miejscu - młode małżeństwo stara się utrzymać wszystko w jak najściślejszej tajemnicy, co wśród młodzieży jest uznawane jako udany chwyt marketingowy, mający na celu zbudowanie zainteresowania i fascynacji tym miejscem. Sama tematyka pojawiających się tutaj instalacji jest różnorodna - co budzi często wiele kontrowersji wśród odwiedzających i tych, którzy jedynie słyszeli o wystawach. Jedne są niezwykle infantylne, kiedy inne poruszają kontrowersyjne i odważne tematyki - masowych morderstw, gore czy różnorodnych erotyków.
Oblał ją spokój i ciepło, gdy klęcząc, uchyliła źrenice, szeroko rozszerzone, gdy poruszenie srebra owinęło się wokół naczynia, a smukła, lisia istota pognała gdzieś w dal. Uśmiech, rozchylił usta i uspokoił szamotanie serca, które bez końca sięgało do niepokoju scenariusza, które wieściło niebezpieczeństwo dla niego - Dziękuję - wyszeptała, pochylając jeszcze raz głowę z szacunkiem, wierząc, że boska ochrona dopełni jej prośby i ofiary.
Wróciła spieszniej, nie chcąc zbyt długo pozostawać odseparowaną od pozostałych. Na miejscu, zaskoczona prośbą drugiego z nieznajomych - T-tak - skinęła głową, chwytając się ślepi mężczyzny, jak kotwicy - Tak - powtórzyła już pewniej, odpowiadając na kolejne pytanie - Pana znajomy...źle się czuje? - pamiętała słowa, jakie kierował w ciszy i palce drgały, ale raz jeszcze skinęła głową, oferując opiekę nieprzytomnej - Zawołam, ale... - chciała dodać, by uważał na siebie, ale przygryzła wargę, zerkając na drugiego z mężczyzn, potem na Kin’u. Byli tutaj bezpieczni pod opieką bóstw. Posłała wciąż-nieznajomemu niepewny uśmiech, by zgodnie z obietnicą, przyklęknąć obok nieprzytomnej. Z delikatnością, podsunęła się bliżej, by unieść głowę kobiety, którą powoli oparła o swoje kolana, dając stabilne oparcie. Nieco niepewnie, przesunęła dłońmi przez skronie, zgarniając luźne kosmyki. I chociaż nigdy nie uczyła się śpiewu, pamiętała jedną z babcinych kołysanek, której melodię wciąż pamiętała. I tę, bez słów, zaczęła bardzo cicho nucić. Nie miała pojęcia, czy miała pomóc komukolwiek, ale czuła płynący z niej spokój, który koił sen nawet wtedy, gdy miewała koszmary.
Urwała nagle, gdy poruszenie wody wyrwało ich bohatera do przodu. Wciągnęła gwałtownie powietrze, obserwując ruchy ich przewodnika, ale nie podniosła się, jakoś pełniej wyciągając ramiona, chcąc, w razie konieczności zasłonić powierzoną jej opiece. A gdy youkai wynurzyło się z wody z fizjonomią, która wg wiedzy jaką posiadała, musiała należeć do kappy. Czy jednak miała rację - nie dopytywała. Oczy przeniosła bezpośrednio na nieznajomego, do którego istota - kierowała skrzekliwą propozycję. Toczyła się tu walka, której jeszcze nie rozumiała.
Do snopu światła jego własnej latarki dołączył wkrótce kolejny; Shin kątem oka wychwycił biegnącego dwa, może trzy metry, Enmę. Dzielący ich odcinek nie był szczególny, ale rudowłosy i tak zwolnił, aby zrównać się z senkenshą. Ciężko tu mówić o poczuciu winy za poprzednie zachowanie - na swoje usprawiedliwienie bez wątpienia wziąłby szept, choć równie nieprawdopodobnym było, aby w ogóle przyznał się, że uległ namowom obcego głosu, złamany psychicznie właściwie w sekundę. Cokolwiek nim kierowało, doprowadziło do tego, że znalazł się na równej linii z Seiwą. Tylko raz obrzucił go pytającym spojrzeniem - jak ktoś, kto próbuje wybadać grunt pod rozmowę - ale nie trwało to wystarczająco długo; resztę trasy przebył po prostu biegnąc do określonego punktu.
Byli już blisko - niemal na wyciągnięcie ramienia - gdy srebrna łuna przecięła im drogę. Warui machinalnie poruszył nadgarstkiem, ale smuga okazała się szybsza niż jego reakcja. Jaskrawe światło latarki przemknęło gdzieś nad rozmytą postacią i Shinowi przyszło jedynie domyślać się, co właśnie minął.
Być może nigdy nie poznałby kształtu tego stworzenia, gdyby nie cichy syk, jaki przykuł jego uwagę. Odruchowo rzucił spojrzeniem przez ramię, a kiedy dostrzegł zarys lisiej sylwetki, brwi zmarszczyły się nad przymrużonymi w zastanowieniu oczami.
Nie miał jednak czasu na analizę.
Wskoczył na podest, obracając się w kierunku Enmy, ale otoczenie wydawało się już zupełnie inne. Mroki pełne umykających w ucieczce yokai zamieniły się w jasne pomieszczenie z papierową latarnią, ze zwojami obrazów machniętych tuszem, przede wszystkim jednak - dostrzegł ruch na samym krańcu rejestru. Prawie automatycznie zwrócił się frontem do pochylonej nad układanką kobiety. Tej samej, z którą styczność miał w gęstej ciemności.
Na dziewczynkę nie zwrócił większej uwagi - może ze względu na to, jak na niego zareagowała. Dość miał wrzasków na widok przeżartej przez ogień twarzy; dość krzywych grymasów na zapach trawionego płomieniami mięsa. Niezaczepianie jej, jak zakładał, będzie znacznie lepsze.
- Macie coś? - Podstawa tego pytania nie wydawała mu się szczególnie uwłaczająca, choć bez dwóch zdań niewiele się teraz różnił od typowej postaci pierwszego lepszego horroru. Nie poradzi nic jednak na to, że znajdowały się w pomieszczeniu dłużej - zdążyły zebrać większą ilość informacji niż jemu było dane. Nie wspominając o tym, że i tak już nad czymś siedziały.
Warui odchrząknął pod nosem, obrzucając pokój czujnym spojrzeniem. Ciepło jakie odczuwał na twarzy, karku i obojczykach było niczym z gorącem związanym z bezsensowną bezradnością.
Może to przez cel, do którego stworek miał ich zaprowadzić, a może przez samo podejście do zwierzątka. Tak jak przy innych małych yokai Razaro prawie zawsze dostawał kurwicy, tak przy nim był raczej zagrożony cukrzycą.
– Jest cudowny, prawda? – westchnął z nieukrywanym zachwytem do Nobuo, wpatrując się w glutowatego demona niczym niespełna rozumu matka w jedzącego błoto purchlaka, nieświadomy, że towarzysz najchętniej rozdeptałby stworka jak pluskwę.
Podniósł zaaportowany mu przedmiot, wpatrując się przez dłuższą chwilę w szpulę nici i obracając ją w dłoni, co powstrzymało go przed dalszym wygłaszaniem zachwytów na punkcie zwierzątka.
Przeniósł spojrzenie prosto w ciemność, dokąd prowadziła rozwinięta nić. Kusiło go, by zwyczajnie pociągnąć i cokolwiek znajdowało się na jej końcu, siłą przyciągnąć do siebie, bez wchodzenia w nieznane. Jednak nić, mimo że najpewniej magiczna, wyglądała dość krucho i bał się, że zwyczajnie ją zerwie. Nie umiał też łowić ryb, by wyczuć jak na czymś tak lichym wytargać z ciemności tuńczyka.
– Jak wyrzucić duszę z tego ciała żeby mogła wrócić Toshiko? – spytał w końcu, wiedząc, że raczej odnalezienie jej będzie tą łatwiejszą częścią, a poskładanie trudniejszą – Tak żeby nie zrobić jej krzywdy.
To pytanie, które nie dawało mu spokoju już od dłuższej chwili, przełamało jakąś barierę i rozwiązało worek z kolejnymi pytaniami, które spadły na stworzonko jak grad.
– Co się stanie jak zjesz kamyczek? Widziałem, że masz kiełki. Zjesz nas? Urośniesz? Będziesz przepotężny jak Godzilla? Dasz radę zabić yokai? Znasz Venoma? Jak masz na imię? Jesteś samcem, tak? Tuszkiem w sensie, a nie tuszką?
Wiedział, że wahanie za dużo tu nie da, więc mimo wszelkich oporów ruszył za nicią. Była to przecież jedyna opcja jaką miał.
- Masz coś? - wyrwało się jej, w końcu, gdy stanęła na równe nogi. Spojrzenie przeniosła na Toshiko, zauważając od razu, że coś jest nie tak. Cieniutka żyłka połyskiwała pod pewnymi kątami, z każdym jej napięciem wydając z siebie charakterystyczny jęk. Dotknąć się jej nie dało, byłoby to zbyt oczywiste. Mocniej zacisnęła palce na rączce lusterka, nadal trzymając je przy sobie. Pudełko, które początkowo kompletnie zignorowała, nie wydawało się jej najbezpieczniejszą opcją.
Nie musiała się również odwracać, by wyczuć, że Enma, i jak się okazało, jego towarzysz, pojawili się tuż za nią. Ból po napiętej szczęce rozszedł się aż do ramion.
- Enma - zaczęła, nadal się do nich nie odwracając. Jeszcze nie - Masz dwie opcje. Albo nam pomożesz i dostaniesz lustro - uniosła je, tuż nad swoją głowę, w tym samym też momencie odwracając się do nich przodem. Sam fakt prośby o cokolwiek ledwo co przechodził jej przez gardło, zwłaszcza, gdy prośba ta skierowana była do niego.
- Albo będziesz musiał po nie doskoczyć.
@Seiwa-Genji Enma @Warui Shin'ya @Akiyama Toshiko
Cudowny?
— Przeuroczy i przecudowny — zgodził się, nie chcąc wchodzić w żadne dyskusje na temat małego stworka. Nie wiedzieli o nim zbyt wiele poza tym, że bardzo potrzebował kolorowych kamieni, które były kartą przetargową. I powinni to wykorzystać na własną korzyść, stawiając warunki, na które stworzenie musiałoby przystać, bo w przeciwnym razie nie udałoby mu się zdobyć tego, czego tak bardzo pragnęło.
Spojrzał pod nogi swojego towarzysza dopiero, gdy tuszek przyniósł nić.
— Nie wiemy czym jest, nic mu nie dawaj — powiedział zaraz po serii pytań, nachylając się nieco bliżej ucha nieznajomego. Ściszony ton głosu miał spowodować, że czarna maź nie zrozumie co miał zamiar zrobić. A przecież plan był prosty – chciał się pozbyć towarzystwa małego demona, ewentualnie cisnąć nim w dal, jeśli okazałby się zbyt irytujący. Zebranych kamieni oczywiście nie chciał oddawać – miał podobne podejrzenia co Jiro.
— Kim jest Toshiko? — zapytał, idąc posłusznie za Hasegawą. Totalnie olał obecność małych sił nieczystych.
W pierwszych chwilach zignorował obie dziewczyny, zdecydowanie bardziej chcąc się skupić na otoczeniu próbując wychwycić wzrokiem cokolwiek, co mogłoby wydać się podejrzane albo co lepsza, pomocne.
Na ten moment, w sytuacji, w jakiej się znaleźli, Enma postanowił nie poruszać tematu zachowania rudowłosego. Uznał, że to ani czas, ani przede wszystkim miejsce na wyjaśnianie takich sytuacji. I choć jego zachowanie z łatwością można było określić jak najbardziej normalnym, to w jego ruchach, gestach, tonie oraz przede wszystkim rzadkich spojrzeniach, jakimi obdarzał swojego kompana, był wręcz namacalny dystans, jaki pojawił się między nimi.
Kiedy rozglądał się po pomieszczeniu, usłyszał słowa kobiety, którą znał tylko z widzenia. Nie interesowało go, skąd znała jego imię, a bardziej to, co trzymała w dłoni. Lusterko. Z jednej strony mogła to być podpucha a przedmiot mógł okazać się zwykłym bublem i niczym więcej. Z drugiej strony.... czemu nie? Czemu nie spróbować wszystkiego, skoro i tak byli w ciemnej jak pizda dupie?
Na jego twarzy pojawiło się zrezygnowanie wymieszane z czymś innym, kiedy dziewczyna uniosła lusterko nad głowę co przywodziło mu na myśl zachowanie z jeszcze szkolnych lat. Wsunął dłoń w ciemne włosy, a następnie poczochrał je czując zrezygnowanie. I przede wszystkim zmęczenie.
- To bez znaczenia. I tak siedzimy w tym razem. - odezwał się wreszcie i zrobił kilka kroków na przód, zatrzymując się przed kobietą, po czym wyciągnął dłoń po lusterko. Nim jednak mogła mu je dać, kontynuował.
- Taira no Masakado. Tak nazywa się ten ognisty yokai. Ogólnie w ogóle nie powinno go tu być, gdyż jego świątynia, gdzie znajduje się jego głowa, jest w Tokio. Ponadto sam został zapieczętowany wiele, wiele lat temu. Zakładam, że ktoś albo coś złamało pieczęć i wykradło głowę, tym samym zaciągając go tutaj. Taira to jedynie pionek, nic więcej. Znajdziemy głowę to pozbędziemy się problemu. Oczywiście to tylko moje gdybania, bo nie jestem na sto procent pewien, czy tak jest, ale to wydaje mi się najbardziej logiczne. Pomyślałem, że warto znać swoje przeciwnika, nawet jeżeli są to znikome skrawki informacji. - nie wiedział, czy to, co powiedział przyda im się, ale na pewno nie zaszkodzi.
Jeżeli otrzymał lusterko, zaczął mu się przyglądać pod kątem yokai, yurei i egzorcyzmów, starając się przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek czytał o takich przedmiotach i zjawiskach, sięgając pamięcią do wszystkich informacji o egzorcyzmach, jakie posiadał.
@Warui Shin'ya @Yōzei-Genji Madhuvathi
Starała się znaleźć cokolwiek, kiedy towarzyszka zajęła się elementami na stoliku. Wytężała każdy zmysł, choć koncentrowała się mimo wszystko w głównej mierze na słuchu oraz dotyku, nie do końca ufając już swojemu wzrokowi. Aż wreszcie coś poczuła – zaskoczona aż odsunęła rękę i spojrzała na nią. Zmrużyła oczy, przyglądając się tej niemal niedostrzegalnej żyłce.
– To wygląda jakbym… była z czymś połączona? Jakąś nitką czy nie wiem... – odparła w kierunku kobiety, po czym wyciągnęła latarkę i obejrzała się na dwie postacie, które do nich dołączyły. Bardziej jednak niż jakimikolwiek przekomarzankami o układankę, zainteresowana była tym słabym, kłującym uczuciem. Brzęcząca nitka zajmowała teraz jej uwagę znacznie mocniej niż dorośli zebrani w centrum. Wysunęła z kieszeni latarkę, licząc na to, że w dodatkowym świetle tajemnicza żyłka stanie się odrobinę bardziej widoczna. Oświetliła ową strunę, starając się wyśledzić, dokąd w ogóle wiedzie. Na tę chwilę był to jej jedyny trop i jego postanowiła się trzymać, kierując się tam, gdzie powinien znajdować się drugi koniec nici.
@Yōzei-Genji Madhuvathi
Demony i duchy go nie płoszyły, nie zrażały - były to byty inne, lecz równie posiadające cel i pragnienia. Potrafił to sobie zracjonalizować. Na chwilę obecną nie odczuwał by lisi demon miał zamiar ich skrzywdzić. W zasadzie, gdyby tak było mógł już dawno osiągnąć swój cel - te myśli pomagały mu zachować równowagę. Znał też wartość swojego nazwiska, wpływu - nie tylko w świecie żyjących. Ujawnienie go przyciągało albo sojuszników, albo wrogów. Jak na razie Noriaki był w jednym kawałku.
- Zgromadzono nas w jednym miejscu i wprowadzono do pomieszczenia pełnego luster. Między zwierciadłami dało się jednak przemieszczać, można było też w nie wejść i już się nie wydostać. Iluzją potrafiły wabić do swojego wnętrza - poniekąd w ten sposób znalazłem się w tym miejscu, Tsukumogami. Lustra przywiodły mi na myśl właśnie legendę o ungaikyō i to była moja pierwsza myśl. Nie twierdzę, że prawidłowa ale jeżeli miałbym myśleć o świecie w lustrze i zgromadzonych w nich bytach to nie mam za wiele innych pomysłów - zamilkł na chwilę słuchając rady lisiego demona. Uznał ją za cenną bo tak, prawdą było że o ile radził sobie z etykieta w świecie ludzi to miał braki w wiedzy o świecie demonów. Nie był głową klanu więc tej wiedzy mu skąpiono - Dziękuję za radę. - rozejrzał się nieco wokół, zastanawiając się czy wewnątrz lustra były lustra...? - Od jak dawna przebywasz w tym miejscu, Tsukumogami? To miejsce zawsze było twoje? - spytał sięgając po zaproponowaną czarkę - I tak, jak mówi moja towarzyszka, chcemy się dostać do Utsushiyo - istniejącego świata, świata ludzi - Byłeś w nim kiedyś? - Spytał obserwując "lustro" powierzchni herbaty.
— Bo? — Krótkie pytanie malowane czystą agresją, gdy słyszy odmowę. W oczach więc palą się kurwiki, które od tej iskry rozlały się po białkach. I nie liczy się nic innego jak ta odmowa. Skronie zaczynają palić miałkim bólem. To wracająca migrena dawniej zastopowana opioidami. A on tego bólu, każdy wie, nie znosi. Bo czaszkę mieli na drobne kamyczki, w rozciągające się pod głową pasy rozciąga myśli. Wrogości towarzyszy spojrzenie skryte pod na wpół przymkniętymi powiekami i, nie wiedzieć kiedy, pod brwiami ułożonymi w drapieżny wyraz. Do kurwy. Palce drgają poruszone przez tego, kto ciągnie za sznurki. Może to spersonifikowana Złość. Może coś innego. Może ten pies, którego po raz kolejny pogoniono miotłą.
Parska. Jest to głośne, pełne wrogości rozbawienie. Oczyść ciało i umysł Keita. Chciałby powiedzieć, że wiara to bujda; że modlitwa to opium dla ludu; że w końcu typa popierdoliło. A może to on już na granicy szaleństwa bądź w jego epicentrum, bo przy końcowym zdaniu Ivara dłoń w zamaszystym geście ląduje na tamtego klatce piersiowej. Odpycha go siłą, która pobudzana miłą jak płynne złoto agresją. I gdy ten oddali zdziwioną twarz na wystarczającą odległość, prawa dłoń jak głaz wyląduje na mężczyzny policzku. Jeden ruch, nic więc. Uderzające o kości jarzmowe Ivara paliczki grzechoczą, gdy jego ciało gnie się do dołu, zaraz prostuje, by zrobić krok w tył.
— Popierdoliło cię.
Zniesmaczony odwraca wzrok, zawiesza go na Rajce, na dziewczęciu.
— Skąd w was tyle spokoju?! — Ręce stają się przedłużeniem jego złości, gdy na moment rozpościerają się w prostej linii. Mówi idąc. Tyłem, ale wprost do ichniejszego przewodnika. Samozwańczego znawcy historii, jebanego uosobienia równowagi. — Kurwa, na co dzień popierdalacie po świecie zmarłych czy jak? A ty… — Odwraca się na pięcie, by znikąd dostrzec stworzenie wykwitłe jak majak pod psychotropach. Kei upuszcza krótkie, rozbawione parsknięcie, by w maniakalnym już niezrozumieniu spojrzeć na pełznącego ku nim monstrum i zaśmiać się. Głośno i w agresji żrącej klatkę piersiową dodając: — Zabijcie mnie.
I nikt nie wie, czy to jest żart, czy realna prośba.
Ivar Hansen ubóstwia ten post.
Nie mogła.
A jednak to właśnie w niego uderzał nie tylko samymi słowami. Nie odpowiedział, nie chcąc wzniecić jeszcze większego płomienia. Starał się nie reagować podczas modlitwy, mając nadzieję, że przynajmniej ona ich wspomoże. Jednak wraz z jej końcem odczuł silne odepchnięcie; nie te przyjemne i elektryzujące, które zapamiętał, a drażliwe i zaskakujące. Dotyk ten pozna wszędzie, więc wzrok pełen konsternacji przeniósł na wkurwione spojrzenie. Nie zdążył zrobić nic więcej, a wraz z odepchnięciem poczuł równie silne uderzenie na swoim poliku. Ból, który temu towarzyszył w mgnieniu oka rozlał się po twarzy, a Ivar stracił równowagę, opadając na ziemię. Szok, którego doznał był w tym momencie większy niż chęć pomocy, którą chciał mu zaoferować. W kąciku poczuł metaliczny posmak krwi, kiedy tylko koniuszkiem języka sięgnął ku lekko rozciętej wardze.
Roześmiał się.
— Tylko na tyle Cię stać? — rzucił w stronę mężczyzny, w głosie wyczuwając subtelną dozę złości.
Kątem oka dostrzegł postać wyłaniającą się z wody. Nadzieja, która miała ich uratować, w tym momencie dla Hansena nie miała najmniejszego znaczenia. Beznamiętnie spojrzał się na rozjuszonego Gotō, wstając z ziemi by do niego podejść. Miał zachować irracjonalny spokój; czemu jednak to zawsze on musiał uchodzić za tego spokojnego i słabego?
— Wyobraź sobie. Przez całe pierdolone 35 lat widzę i rozmawiam z duchami. Jak Cię to przerasta, to proszę, zaćpaj się. Może przynajmniej Tobie ulży, bo mi nigdy to nie pomogło — odpowiedział poddenerwowany, pod nogi rzucając mu dawkę tabletek, które ze sobą zabrał. Którą zawsze przy sobie miał, by na tego typu sytuacje móc stłumić swój umysł od rzeczywistości, której nienawidził i na którą nigdy nie miał wpływu.
Odwrócił się od niego, cały czas czując palące uczucie na twarzy. Złapał się za szczękę, w ściankach swojego umysłu nie mając czasu na przetrawienie tego wydarzenia. Nie miał czasu, by wracać do wspomnień z kawiarni, gdzie wydawało mu się, że wszystko jakoś ułoży się po rozmowie, którą razem przeprowadzili. Choć podświadomie wiedział, co zrobił źle, tak jeszcze nie dopuszczał do siebie tej myśli.
Spojrzenie w końcu przeniósł na monstrum, które wyłoniło się z wody. Nie wiedział, czy to za sprawą jego modlitwy, a może to zwykłe zrzędzenie losu. Nie miał też pojęcia, jak powinien kontynuować rozmowę z czymś takim. Nerwy szargały go od środka w dalszym ciągu starając się zachować się w miarę stabilnie. Mimo że do stabilności było mu naprawdę daleko.
— Potrzebujemy pomocy, pilnej. Jeżeli jesteś w stanie to zrobić, proszę, pomóż mu. Czy jesteś w stanie pomóc też tej kobiecie? — spytał, wskazując w stronę leżącej kobiety, nad którą czuwała nieznajoma.