Stary plac zabaw - Page 4
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Wto 14 Mar - 20:13
First topic message reminder :

Stary plac zabaw


Stosunkowo skromny plac zabaw ulokowany za osiedlami mieszkalnymi Karafuruny, który postawiono na początku lat dwutysięcznych w niewielkim, osiedlowym parku. Zainwestowano wówczas w nową zjeżdżalnię, kilka huśtawek, karuzelę, piaskownicę i specjalne drabinki. Na początku plac zabaw cieszył się znacznie większym zainteresowaniem niż obecnie, stąd miasto nie wkłada większego wysiłku w jego renowację. Od rurek drabinek do wspinania czy huśtawek stale odchodzą kawałki farby, a odsłonięty metal zdążył już porządnie zardzewieć. W czasach, gdy technologia kompletnie zawładnęła światem, a dzieci częściej spotyka się pochylone nad nowiutkimi tabletami, rzadko kiedy za dnia spotyka się tutaj matki z dziećmi. Mimo wszystko zdarzają się te nieliczne przypadki, którym jeszcze zależy na tym, by ci najmłodsi zażywali trochę ruchu na świeżym powietrzu. Znacznie częściej widuje się tu nastolatków, którzy późnymi wieczorami celowo zwlekają z powrotem do domu. Plac ukryty pomiędzy drzewami jest dość dyskretnym miejscem, które pozwala na swobodne popalanie papierosów, picie alkoholu i zażywanie wszystkiego, co niedozwolone. To im zawdzięcza się niezbyt ładne dekoracje w postaci graffiti na zjeżdżalni czy drewnianych podestach do wspinaczki, a także wyżłobione ostrymi przedmiotami napisy w ławkach w korze pobliskich drzew – te wulgarne i te, którymi koniecznie trzeba było zakomunikować mieszkańcom, że Jun czy inny Haku „tu był”.

Haraedo

Umemiya Eiji

Wto 23 Lip - 19:51
11/04/2038

Wiatr delikatnie uderza o moją sylwetkę, pobudzając włosy do tańca. Stres pojawia się z lekką siłą, jakoby jedynie rodząc się w swoim zalążku poprzez nakarmianie pewnymi myślami. Zastanawiam się, gdy trzymam w dłoni telefon, a na jego ekranie widzę ogłoszenie o zaginięciu zwierzaka tuż nieopodal mojego miejsca zamieszkania - może powinienem coś ze sobą zrobić? Zaczyna męczyć mnie siedzenie w domu z własnymi problemami, a zamiast tego pragnę zasmakować czegoś nowego. Głowa potrzebuje ewidentnie nowych bodźców, gdy już z dziwnym pragnieniem w oczach chcę wydostać się z murów, które samemu postawiłem.

Z drobną pomocą, rzecz jasna. Ale stanie w miejscu powoduje u mnie rozdrażnienie i chęć zmian - w końcu ile mogę czekać na to, aż mi się polepszy? Ile mogę ćwiczyć pisanie lewą ręką, ile mogę oglądać anime, ile mogę gapić się na to, jak czas płynie, a ja jestem jedyną, niezmieniającą się "zmienną"? Ile mogę jeść śmieciowego żarcia? Ile mogę myśleć o wyjściu z mieszkania jako o żmudnym obowiązku dostania się do lekarza monitorującego mój stan, który poprawia się delikatnie wraz z kolejnymi uderzeniami wskazówek zegara?

Zamykam okno i ubieram się w dość standardowe rzeczy. Narzucam na siebie białą podkoszulkę, kolorową, nieco krótszą bluzę i długie, ciemne spodnie. Czarne, poskładane ubrania, które czekają na swoją kolej na półkach, wydają się być zbyt melancholijne, aby w nich samego siebie reprezentować. Nie wiem, jakby ten styl mnie kompletnie nie reprezentował. Chwytam za klucze i lewą, bardzo powoli ćwiczoną ręką przekręcam zamek, gdy znajduję się na klatce schodowej - w końcu prawą miałbym z tym więcej problemów.

Wedle informacji zamieszczonych w serwisie społecznościowym pies "uciekł", zaginął - wszak, jak wskazuje właściciel, wyrwał się ze smyczy w celu pościgu za kotem. Po tym, jaki jest ruch w tej dzielnicy i jak ogromna ilość ludzi się przez niego przedostaje każdej godziny, powątpiewam trochę w to, czy uda mi się go znaleźć. W końcu reprezentant psów rasy corgi, mimo swoich krótkich nóżek i przyjaznej postawy, mógł zawędrować na tyle daleko, iż na pewno go nie znajdę. Czytając komentarze, napotykam się na te informujące o zobaczeniu bardzo podobnego zwierzaka tuż przy dzielnicy, a późniejsze wpisy dają znać o tym, iż ten powrócił z powrotem do Kolorowej Dzielnicy, co raczej - chyba - świadczyłoby o jego chęci powrotu do właściciela.

Rozglądam się bacznie dookoła, mając natomiast pogorszoną wizję w zakresie własnych kroków do tego stopnia, iż o mało co nie potykam się o nieszczęsny krawężnik, który pojawił się dosłownie nagle i niespodziewanie. Palce bardziej wbijam do kieszeni bluzy, kręcąc oczami. Dla innych musiało to wyglądać przezabawnie, dla mnie - niespecjalnie. Faktu nie poprawia to, iż co kilka minut patrzę w telefon, mając nadzieję na kolejne wskazówki co do tego, gdzie corgi obecnie zawędrował. Niestety, są to tylko i wyłącznie złudne myśli, a zamiast tego idę w dalszą wędrówkę, która trwa już kilkadziesiąt minut.

Docieram do placu zabaw. O tej godzinie ciężko, aby nie było na nim absolutnie nikogo, aczkolwiek wydaje mi się, iż i tak nie jest źle. Głównie nastolatkowie, dorosłych mniej. Rozglądam się uważnie po otoczeniu, ale nie widzę żadnych poszlak, co prędzej przyczynia się do zasiania niespecjalnie dobrych myśli. Może powinienem się zapytać kogoś, czy nie widział zwierzaka w ciągu kilku godzin swojej egzystencji poza miejscem zamieszkania?

Napawa mnie to niepewnością. Fukkatsu z jednej strony jest duże, z drugiej... co, jeżeli ktoś mnie rozpozna, a ja nie będę wiedział, co mnie z daną jednostką łączyło i skąd się znamy? Znów zobaczę ten zawód w oczach, niepewność, wydobywające się słowa z ust "przecież na pewno mnie znasz", być może strach, jakby ta pustka naprawdę nie była udawana? Głębszy wdech skutecznie pozwala mi zachować trzeźwość umysłu.
Tak bardzo pragnę kontaktu i tak się go jednocześnie obawiam. Czy powinienem zaczepiać jednak kobietę, która jest ode mnie ewidentnie starsza? Może na kogoś czeka? A może wręcz przeciwnie? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi, którymi mógłbym się zadowolić - tonę w braku pewności siebie.

- Przepraszam, czy mogę pani zająć... chwilkę? - zaczynam dosyć niepewnie, kierując spojrzenie ciemnych obrączek źrenic na widoczne elementy jej ubioru. Podobno nawiązanie kontaktu wzrokowego jest pierwszą rzeczą, która pozwala na zyskanie zaufania. - Czy widziała pani może takiego psa - pokazuję jej stłuczony wyświetlacz telefonu, gdzie widnieje zdjęcie z zadowolonym corgim - gdzieś w okolicy? Podobno uciekł właścicielowi i ten go szuka... - mam nadzieję. Mam w sobie jakiś błysk, którego tak kurczowo się trzymam.

Albo jestem nieuprzejmy i dostanę prosto w twarz. Bo w końcu nie powinienem zaczepiać losowych osób na placu zabaw, który nie wygląda przyjaźnie.

Kostki:

@Amaya Chō


nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma and Amaya Chō szaleją za tym postem.

Amaya Chō

Wto 23 Lip - 20:50
Już wcześniej życie Chō było jednym wielkim żartem; powiedzieć można, że było niczym najgorszy film komediowy, który został stworzony przez jakiegoś amatora taniej rozrywki. By w następnej chwili zmienić się w koszmar. Była, istniała i tego nie można jej odebrać, lecz czy aby na pewno? Dla postronnych osób była zwykłym człowiekiem; kobietą, która wpatruje się w bawiące się dzieci, bo pewnie jedno jest akurat jej. Czy miała jeszcze jakiekolwiek prawo nazywać się człowiekiem? Posiadała ciało, realne i namacalne, lecz dla niej było ono zwyczajnie sztuczne. Podtrzymywane zawartym paktem oraz chęcią zemsty i ponownego spotkania swoich bliskich. Jednak czy to naprawdę jej pragnienia, a może to pozostałości jej starego „ja”. Człowieka, którego ciało nadal leżało w tamtym miejscu i zapewne tam pozostanie na wieki. Czy czuła się z tego powodu źle? Niespecjalnie; była nawet w pewnym sensie obojętna co do tego. Na chwilę obecną trudno jej określić, czy to wszystko, co czuje, robi oraz co planuje zrobić, jest podyktowane pragnieniami jej własnego „ja”, czy może osoby lub istoty, która wyrwała ją z objęć Tanatosa, odbierając jej szansę na reinkarnację, o ile coś takiego naprawdę istnieje.

Wszystkie te sprzeczne bodźce sprawiały, że ostatnio zbyt często przerzucała swój switch na tryb wyłączenia. I z tego powodu właściwie pokierowała swoim ciałem w takie miejsce. Jakiś zalążek wspomnień przypomniał jej o tym, jak bawiła się z synem, gdy tylko jej na to pozwolono. Czyżby trochę tęskniła za takim stanem rzeczy? Nawet jeśli, to jest już to dla niej coś nieosiągalnego w obecnym życiu. Kochany Tsuru jest już zbyt duży na takie zabawy; mały dorosły zrobił się z niego chłopiec. A wydanie na świat kolejnego potomstwa, stało się dla niej niemożliwe. Nagłe doznanie nostalgicznych wspomnień doprowadziło do tego, że Chō odruchowo uniosła rękę do twarzy, by otrzeć łzę, która fantomatycznie miała się pojawić. Nic takiego nie miało jednak miejsca. Coś się w niej zmieniło, po śmierci odebrano jej nawet tak prozaiczną oznakę człowieczeństwa.

Poczuła się zirytowana, złość ponownie dała o sobie znać i już, gdy miała powoli odwrócić się, by odejść z tego miejsca, ktoś postanowił ją zaczepić. Całe szczęście nie pozwolił sobie na tyle, by ją chwycić, czy próbować zatrzymać za pomocą kontaktu fizycznego, a jedynie grzecznie oznajmił, że ma do niej jak się zdaje, chyba jakieś według niego ważne pytanie. Nawet nie próbowała zgadywać, czego młodzieniec może od niej oczekiwać, a na klienta jej nie wyglądał; Sama Amaya nie była również ubrana tak, by sugerować jakim zawodem się para. Chłopiec jednak całkiem szybko rozwiał jej impas, pokazując jej jakieś zdjęcie na telefonie, który pozwoliła sobie przejąć od niego, co by bardziej przyjrzeć się poszukiwanemu uciekinierowi, który wyglądał dość znajomo.

Miała jednak trochę mieszane uczucia, czy powinna się jakkolwiek w to angażować. Z jednej strony, jeśli mu pomoże może poczuć się trochę bardziej ludzka; nawet jeśli będzie tylko oszukiwanie samej siebie, to być może jest to właśnie coś, co teraz potrzebuje. Taki mały bodziec, który podniesie z kolan chociaż trochę jej poczucie mentalne. No i dochodzi sam fakt towarzystwa innej osoby. Nawet jeśli nie będzie to nic bliskiego; nic co by mogła zapamiętać po eony swojego istnienia. Być może jednak odbije ją to od dna samotności, w którym obecnie się znajduje. Od czasu swojego nowo narodzenia, stroniła od kontaktów z innymi. Nie odwiedziła nawet jeszcze swojego syna. Nie była na to gotowa, być może będzie to dobry początek i test przed powrotem do życia na w miarę normalnych torach.
Z drugiej zaś była świadoma, jak reagują na nią ostatnio zwierzęta, co mogło tylko utrudnić poszukiwania zwierzaka, który na sam jej widok może stać się agresywny albo ostateczności uciec jeszcze dalej. Czego raczej ani ona, ani chłopak by nie chcieli. Czy zatem najlepszą opcją byłoby, gdyby najzwyczajniej odpuściła i powiedziała mu, że nie ma pojęcia, gdzie on jest i nie może mu pomóc.

Oddała mu telefon, po czym wzięła głębszy oddech i ponownie spojrzała na chłopaka. Pewnie pożałuje swojej decyzji, jeśli czułaby się paskudnie, gdyby faktycznie nie pomogła w odnalezieniu czyjegoś szczęścia, zwłaszcza w momencie, gdzie chwilę temu miała z nim dosłowny kontakt.
- och to ta mała kluka, która prawie wbiegła mi pod nogi. Nawet obróżka się zgadza, ale gdzie ona teraz pobiegała.
Rozglądnęła się po okolicy w próbie zlokalizowania miejsca, gdzie prawie doszło do rozdeptania tej biegającej kulki. Uniosła dłoń, by wskazać miejsce chłopakowi, po czym sama ruszyła w miejsce zdarzenia.
- o ile dobrze pamiętam, spotkałam go tutaj jakieś kilka minut temu. Gdybym tylko wiedziała, że to uciekinier to bym go złapała. Nic straconego, być może nadal tu jest. Mogę ci pomóc w poszukiwaniach, jeśli chcesz.

Kostki::

@Umemiya Eiji
Amaya Chō

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Matsumoto Hiroshi and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.

Umemiya Eiji

Wto 23 Lip - 22:36
Każdy z nas trzyma w sobie rzeczy, których na zewnątrz nie ujawnia. Potem - jak się okazuje - emocje zaczynają przybierać na sile, a ostatecznie te wydostają się z takim impetem, iż słyszy to cała okolica. Z wizjami, które mnie dotykają, z dziwnymi sylwetkami, które mają bardzo często widoczne rany i ze świadomością, iż są one tak realne, że aż wręcz niemożliwe do zignorowania, coraz ciężej jest mi walczyć. Co prawda udaje mi się je ignorować, ale nie na tyle, aby osoby postronne mogły uważać, iż wszystko jest absolutnie w porządku. Może dlatego tak ciągnie mnie do znalezienia sobie zajęcia, aby nie zwariować - w negatywnym tego słowa znaczeniu - i wreszcie rozruszać stare kości. Bo mimo iż mam ledwo co dwadzieścia lat, bliżej mi do dwudziestki generalnie, to odnoszę wrażenie, jakby ciało czuło się co najmniej na pięćdziesiąt.

Może dlatego liczę na to, iż rozmowa z kimś, kogo od samego początku prawdopodobnie nie znam, przyniesie więcej dobrego niż złego. Owszem, jest to coś, co mnie niezwykle stresuje, czy może przypadkiem się nie mylę, ale nie mogę od tego wiecznie uciekać. Nie mogę wiecznie odsuwać się od ludzi, bojąc się tego, że znowu ktoś mnie będzie znał. I będzie miał oczekiwania, których spełnić nie dam rady.

Dlatego podejmuję się pierwszego kroku. Kto pyta, nie błądzi. Ale ciekawość z kolei to pierwszy stopień do piekła i tego staram się trzymać.

Kobieta, która wydaje się być najbardziej przyjazna z otoczenia, bije dość... specyficznymi emocjami? Może nie ostrymi, a prędzej... takimi, których na razie nie mogę sprecyzować. A tak przynajmniej mi się wydaje. Jest to intrygujące, gdy umysł zaczyna działać na kompletnie innych obrotach i skupia się nie na tym, czym się truł od dłuższego czasu. Nie wiem, aż tak jeszcze nie powróciłem do pełnej sprawności, aby móc stwierdzić, co nieznajoma dokładnie odczuwa, ale zderzam się z tą aurą przed tym, jak ją zaczepiam i przedstawiam zdjęcie zagubionego zwierzaka. Orzeźwia, przywraca do działania.

Przechylam głowę, gdy ta bierze mój rozbity nieco telefon - co prawda nie jest on najlepszy, ale znalazłem go wcześniej w którejś ze szuflad w moim pokoju. Od momentu, gdy tamten straciłem w pogwałceniu mojej nietykalności cielesnej, nie mam innego wyboru. Opłaty robią swoje. Jak ten stracę, to będę w przysłowiowych czterech literach. Nadmiar zaufania zapewne boli.

Moje oczy świecą się nadzieją w momencie, gdy słowa opuszczają usta kobiety, potwierdzając zobaczenie psiaka. Całe szczęście! Aż wypuszczam powietrze, które wcześniej utknęło w moich płucach w oczekiwaniu na odpowiedź.

- Całe szczęście! Z nieba mi pani spadła... - nawet nie biorę pod uwagę tego, jak to mogło zabrzmieć - jak jakiś tani tekst na podryw. Po prostu się raduję, że wreszcie mam jakiś trop, dzięki któremu mogę kierować się ku dalszym poszukiwaniom. - To... To i tak dużo, naprawdę. Jeżeli widziała pani ją tutaj wcześniej, to znaczy, że musi być niedaleko. - prawda, Ume? Patrz, jak możesz zaszczepić w sobie zalążek nadziei. Chyba tego ci brakowało.

Patrzę na to, jak dłoń wskazuje miejsce wcześniejszego przebywania zwierzaka i po chwili zaczynam się zastanawiać. Z jednej strony nie widzę niczego, co mogłoby stanowić potencjalne zagrożenie, ale co, jeżeli nieznajoma specjalne chce mnie zaprowadzić w jakieś miejsce, żeby mi zrobić krzywdę? Ścinam się momentalnie - nie, nie, nie. To, że raz zostałeś zaatakowany, nie oznacza, iż każdy chce iść tą drogą, prawda? Momentalnie się spinam, bo i choć nie pamiętam absolutnie nic z wypadku, tak jednak skutki odczuwam aż do teraz. Staram się, aby nie było tego widać, ale ciężko mi zachować pozory. Jeżeli problem będzie narastał, z trudem zacznę funkcjonować w społeczeństwie.

Spokojnie - to jest publiczne miejsce. Są tutaj ludzie. Będzie wszystko w porządku. Staram się do siebie wmawiać pod kopułą czaszki te sentencje, aby się uspokoić, ale idzie mi to z różnorakim skutkiem; po kilku sekundach zastanawiania się, idę w kierunku nieznajomej.

- O-och... - jąkam się na początku, w związku z czym chcę się ugryźć w język i dać sobie z liścia. - Wierzę. To znaczy się... nie chcę pani zawracać głowy i tak dalej, w końcu nie każdy ma na to czas, aby poszukiwać zaginionego zwierzaka, prawda? - czas kosztuje i nie jest nieskończony. Prędzej czy później wskazówki zegara przestaną tykać. - Ale byłbym wdzięczny. Pani pomoc naprawdę by się przydała. Też, nie chciałbym, aby coś mu się stało. - dlaczego... dlaczego się tłumaczę? Niska pewność siebie? - W końcu nieopodal są ruchliwe ulice. Nie daj cokolwiek zdarzy się jakiś wypadek. Szkoda corgiego, szkoda ludzi, którzy czuliby się, że mają go na sumieniu... - potrząsam głową, pozwalając na to, aby parę kosmyków odsunęło się od moich oczu. - Uhm. Przepraszam. Trochę się rozpędziłem. - opuszczam wzrok na płytki chodnikowe.

Cóż za wstyd... Czyżby naprawdę brakowało mi kogoś do porozmawiania przez ostatnie dni?

- W ogóle, prawie zapomniałem i jest to bardzo nieuprzejme z mojej strony. - zaczynam, poprawiając rękawy bluzy. - Nazywam się Umemiya Eiji i miło mi panią poznać. - wykonuję ukłon przy przedstawieniu się, mając nadzieję, iż taka gafa raczej nie odbije się na dalszej znajomości. - Jak się pani nazywa? Jeżeli, rzecz jasna, mogę się zapytać. - nie chcę jej wrzucać na głęboką wodę; w końcu to ja zapytałem o pomoc. Nadal pod kopułą czaszki mam te emocje, z którymi wydawało mi się zetknąć podczas pierwszej interakcji - może są jedynie złudną iluzją?

- Gdzieś nieopodal powinny być jakieś ślady... - mruczę sam do siebie, skrupulatnie patrząc pod każdy możliwy krzaczek i na każdy możliwy, wydeptany przez obuwie chodnik.

Kostki:

@Amaya Chō


nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji

Seiwa-Genji Enma and Amaya Chō szaleją za tym postem.

Amaya Chō

Sro 24 Lip - 20:32
Słowa, które popłynęły z ust chłopaka, troska, z jaką się odnośnie do względem zagubionego czworonoga, jakby był co najmniej jego członkiem rodziny. Czy tak właśnie ona czuła się w swoich ostatnich chwilach, gdy była pewna, że utraci możliwość, ponownego zobaczenia swojego ukochanego syna. Nie jest co do tego pewna, wspomnienia z tamtego okresu nadal są dla niej czymś wyrwanym z jej pamięci. Chce jednak wierzyć, że tak właśnie było. Powinna więc porzucić usilne poczucie, że musi usprawiedliwić się przed kimkolwiek, dlaczego właściwie bierze w tym udział i chce mu pomóc. Odniosła również wrażenie, że poczuł lekką ulgę, gdy tylko wspomniała o możliwej szansie spotkania się wcześniej z pieskiem. Co sprawiło, że na jej ustach zagościł na chwilę nawet drobny uśmiech. Być może była duchem, którego plugawym celem dalszej egzystencji była jedynie zemsta i niedokończone sprawy, to nikt nie może jej odebrać tego, że nadal czuje sporo emocji oraz chęci zrobienia czegoś kierowanego ludzkim odruchem.
- nie musisz się mną przejmować, mam całkiem sporo czasu. Przecież to nie tak, że jeśli postanowię ci pomóc to mój zegar nagle stanie i umrę na miejscu. – skwitowała lekko rozbawiona jego troską. Nie potrzebną co prawda, jednak dającą jej do zrozumienia, że w tej jej marnej namiastce życia, nadal ma szansę na spotkanie kogoś, kto faktycznie może się o nią martwić, a nie jedynie wykazywać chęć skorzystania z jej wdzięków, gdzieś w ciemnej uliczce za marą opłatą. - chociaż przyznam, że byłoby miło odejść po przywróceniu komuś nadziei i sprawieniu, że przynajmniej jednej osobie sprawiło się radość. Gdyby oczywiście miała taką możliwość. – powiedziała to bardziej do siebie niżeli do niego. Oczywiście była świadoma tego, że może to zabrzmieć dla niego co najmniej dziwnie lub jak słowa kogoś, kto pragnie śmierci. Tylko, czy ona jako ta, która już jej doświadczyła, nadal tego pragnęła? Czasami kierowała swoje myśli w stronę przeróżnych egzystencjalnych rozterek, lecz nie chciała tym zasypywać prawie nieznajomego jej chłopaka. A i sam fakt jej „śmierci”, a potem „odrodzenia” to zapewne nie jest coś, o czym może porozmawiać z byle kim. Szpital psychiatryczny nie jest aktualnie najlepszym miejscem, w którym by chciała wylądować. Dodatkowo synowi mógłby się nie całkiem spodobać fakt, że ukrywająca się od miesięcy matka, nagle odnalazła się w szpitalu psychiatrycznym; dodatkowo opowiada o tym, że jest duchem i umarła, a potem obudziła się, w nowym ciel. Z wiedzą na temat tego, gdzie znajduje się jej prawdziwe i rozkładające się już ciało.

- bez paniki chłopcze. Nie ma co zaraz stawiać na najgorszy scenariusz. Pewnie gdzieś się tu bawi i zaraz się znajdzie. Złapiemy uciekiniera i oddamy go właścicielowi. – miejsce ucieczki faktycznie nie jest najlepsze. Otoczeniu ulicy, dodatkowo nieznany im temperament psa faktyczni może doprowadzić do tragedii. Nie chciała go jednak martwić tym faktem i próbowała go odciągnąć od tego typu myśli; zwłaszcza gdy dostrzegła, że ten zaczął się nakręcać, co mogły sugerować wypowiedziane przez niego słowa. - słuchaj, a nie podali tam może jego imienia? Być może zareaguje na swoje imię i przybiegnie zaciekawiony, gdy ktoś go zawoła. Bo raczej jakimś jedzeniem go nie przekonamy, by do nas przyszedł. - gdyby znali jego imię to może faktycznie coś by im to dało. Jedzenie mogli kupić, lecz wolała unikać karmienia czymkolwiek nieznajomego zwierzęcia. Podobno istniały jakieś rodzaje alergii na pokarm u zwierząt; przynajmniej tak słyszała, bo osobiście nigdy zwierzaka nie miała.

- ach nie przejmuj się tym, w sumie zrobiłam to samo. Sama nie pomyślałam o tym, żeby się przedstawić. – trochę skłamała, bo nie planowała mu podawać żadnych danych osobowych. Wszak, pomimo że aktualnie „pracowali” razem, to jest to zapewne tylko chwilowa znajomość. Chociaż nigdy nie można tego jasno stwierdzić, bo nie wiadomo co przyniesie im życie na swoich krętych ścieżkach. Czy zatem powinna podać mu fałszywa dane? Umiała kłamać, robiła to diabelnie dobrze. Nie raz oszukiwała przecież swoich klientów, nauczyła się mówić, to co chcieli usłyszeć, byle sprawić im słowną przyjemność. Nie czuła jednak takiej potrzeby wobec chłopaka, co był trochę dziwne i zarazem całkiem nowe. - Amaya Chō, tylko błagam nie pani. Nie jestem jeszcze aż tak stara, prawda? – Chō zawsze myślała o sobie, jak o tej, która wygląda całkiem dobrze, nawet patrząc na cyferki w swoim dowodzie. Czyżby się myliła co do swojej oceny, a może tak tylko się zdaje, a słowa chłopaka były podyktowane dobrym wychowaniem. - zatem miło mi cię poznać Eiji - pomimo że może to tak nie wyglądać, patrząc lekko na ton, z jakim to powiedziała, to były to szczere słowa. Był on pierwszą osobą, którą poznała od momentu tamtego zdarzenia; pierwszą normalną osobą. Posłała mu lekki niezobowiązujący uśmiech, po czym skupiła się na zadaniu, które tu mieli.

Niestety po małym jak się zdawało spektakularnym zwycięstwie, nadeszła fala kilku porażek. Pieska nie było już w tym miejscu, przynajmniej nie w polu ich widzenia. Dodatkowo zdaje się, że nie zostawił po sobie aż tak widocznych śladów, a przynajmniej nie takich, które by oni mogli dostrzec. Nie byli tropicielami, więc pewnie sporo im umyka, lecz nie to było najgorsze. Istniała opcja, że poszedł z parku i wtedy będzie to szukanie igły w stogu siania lub w najgorszym wypadku został przez kogoś zabrany. Nie znała się, lecz pamiętała o wymienieniu jakieś nazwy przez chłopaka. To zapewne była rasa zwierzaczka, więc pewnie jest o wiele wart niż takie błąkające się po ulicach. Nie chciała jednak dołować takimi przemyśleniami swojego towarzysza, więc skupiła się jeszcze bardziej na przeglądaniu krzaków i wydeptanych w trawie ścieżek.
Bingo! - spójrz, chyba coś mam. - Zdjęła delikatnie z małego krzaczka pozostałość po psiaku i pokazała mu swoje znalezisko. - to być może on, jeśli spojrzeć na kolor, co jest dobrą wiadomością, bo wiemy, gdzie poszedł. Gorszą niestety jest to, że udał się w opustoszałą część parku, gdzie przesiadują osobniki, którym nigdy nie wiadomo co za głupota przyjdzie do głowy. Więc co robimy? – nie podobało się jej to, jak rozwinęła się sytuacja. Miejsce, które przyciągnęło uwagę uciekiniera, nie posiada najlepszej sławy. Słyszała, kto tam potrafi przesiadywać. Nie bała się, ostatnio mało czego się obawiała. Przynajmniej jeśli chodzi o jej osobę, co do chłopaka to niezbyt chciała go jakkolwiek narażać. Decyzja jednak należy do niego. Odpuści i jedynie powiadomi właściciela o poszlace albo zaryzykuje i sam pójdzie sprawdzić. Chyba powinna ponownie rozważyć możliwość odpuszczenia brania w tym udziału. Bo jeśli dojdzie do najgorszego, a on dowie się czegoś, co nie powinien o niej wiedzieć, jak wtedy zareaguje. Czy nadal będzie, w stanie patrzeć na nią w ten sam sposób, jak robił to chwilę wcześniej?

Kostki::
@Umemiya Eiji
Amaya Chō

Chishiya Yue and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.

Umemiya Eiji

Czw 25 Lip - 3:30
Być może jest to zwykła, ludzka naiwność - być może po prostu za bardzo staram się skupić na czymś innym, pokrywając popiołem własne samopoczucie. Ale tak mogę zdecydowanie łatwiej funkcjonować, co mnie nawet cieszy. Co prawda jest to złudna ucieczka od większych problemów, ale czuję, iż jest ona jak najbardziej prawidłowa, przynajmniej na razie. Siedzenie z własnymi myślami w czterech ścianach nie prowadzi do niczego dobrego, a nawet wręcz przeciwnie - powoduje powstawanie zbyt wielu pytań, na które to nie da się udzielić odpowiedzi. Wiem o tym doskonale, dlatego nawet taki kontakt z obcą osobą wydaje się nieść ze sobą zdecydowanie większą ulgę. Muszę ponownie się nauczyć naprawdę wielu rzeczy, aczkolwiek... cieszy mnie to, że jakieś kroki mogę wreszcie zrobić.

Ta bezradność, niemożność, strach przed tym, co było wcześniej, zdają się być spotęgowane w chwilach, gdy jedyne, co do mnie przemawia, to refleksja.

Kobieta wydaje się być miła i nie czuję wzroku, który miałby na celu ocenić mnie w jakimś negatywnym świetle. Naprawdę - możliwość uniknięcia tłumaczenia, dlaczego kogoś nie znam, wydaje się nieść ze sobą ulgę, jakiej to potrzebuję. Czasami powrót do wypadku, którego, co gorsza, nie pamiętam, wywołuje u mnie mdłości.

- Och. - na krótki moment się zatrzymuję; w oczach, które czasami wydają się być nieobecne, występuje widoczny blask. - To poniekąd prawda. Ale... jak tak pomyśleć z drugiej strony, czasami odnoszę wrażenie, iż Fukkatsu biegnie do przodu i nie ogląda się za sobą. - nie jest to przyjemne, gdy wiem, iż nie wpisuję się w ten utarty schemat. - Dlatego czas jest na wagę złota. - w końcu to nie jest wieś, gdzie można odpocząć, przycupnąć i przemyśleć przez dłuższy okres to, co trapi duszę. A przynajmniej takie odnoszę wrażenie, gdy przemieszczam się środkami publicznego transportu, bojąc się tego, czy w każdym ciele swoje miejsce posiada dusza ludzka.

Czas jednak dla mnie zatrzymuje się w momencie usłyszenia kolejnych słów. Wydają mi się one być... jakoś wyjątkowo znajome. Może nie pod względem dokładności, a prędzej pod względem bagażu, który ze sobą niosą; wydaje się być znajomy. Bliski sercu.

Wyjątkowo bliski.

- Może to zabrzmi dziwnie, ale... - zatrzymuję się na krótki moment. Czy powinienem to mówić? Czy powinienem skupiać się na tym, jak interpretuję te słowa? A co, jeżeli je źle zrozumiałem? - ...nawet drobnymi gestami można komuś przywrócić nadzieję. - nie chcę być łatwowierny, ale, gdy spotykam na drodze takie osoby, jakoś łatwiej jest mi przejść przez drogę nie usłaną różami, a prędzej przepełnioną cierniami. Daje może nie tyle poczucie pełnej stabilności, co prędzej mały błysk, który pobudza do działania. - Możliwe... iż czasami nie zdajemy sobie sprawy, jak sama nasza obecność sprawia komuś radość. Jak powoduje, iż ponownie zyskujemy wiarę w innych. - skupiam nieco wzrok w podłogę. Tak, ta kostka brukowa wydaje się być w tym momencie interesująca. Tak, trochę myślę nad słowami, jak je ułożyć, aby brzmiały prawidłowo, aczkolwiek nie robię tego na siłę. Prędzej nie chcę się w nich zaplątać. - Myślę, że szkoda by było, gdyby pani przywróciła je tylko jednej osobie. Odnoszę wrażenie, iż ma pani potencjał do tego, aby wzbudzić te emocje wśród naprawdę wielu ludzi. - zaciskam palce na własnej ręce, podążając śladem znajdującej się pod materiałem blizny. Mógłbym się poddać, owszem. Kusi mnie to wielce, gdy wiele rzeczy wydaje się być przeciwko mnie; gdy w tym wszystkim z jednej strony chcę być sam, z drugiej... nie chcę. Przeszłość pozostawia po sobie tyle oznaczeń, iż nie mogę jej zignorować, nawet mimo narastającego często bólu głowy. - Proszę sobie tego nie odbierać. Może mówię to... no cóż, jako losowy typ, ale byłoby mi naprawdę przykro, gdyby to był ostatni raz, gdy ze sobą rozmawiamy.

Co ja gadam - nie mam bladego pojęcia. Ale może to chęć protekcji, a może tak złudna właśnie wiara, którą otrzymuję; jeszcze nieznajoma kobieta wydaje mi się być naprawdę miła. Nie znam jej przeszłości, owszem, ale dla mnie liczy się tu i teraz - a równie dobrze mogła odrzucić moje pytanie o psa i jednocześnie wyśmiać. Bo przecież to tylko pies, bo przecież to nie jest jej problem, bo przecież ma inne, ważniejsze sprawy na głowie. A tego nie zrobiła. Nawet drobny szept może pobudzić ogrom głosów do rebelii i zapalić w nich ogień na nowo, przyczyniając się do zaistnienia nadziei.

Bo człowiek bez nadziei żyć może, ale co to za życie?

- Tak, racja... - otrząsam się z tego transu, mając nadzieję na to, iż nie jest już za późno. Kobieta zdecydowanie jest tu głosem rozsądku, gdy ja - no cóż - nie daję sobie rady z rosnącymi we mnie emocjami. Z jednej strony one są niczym motyl, z drugiej - trzepot jego skrzydeł ma wpływ na funkcjonowanie całego mechanizmu. Nadzieja musi być. Wiadomo, nie zawsze działa, ale daje chęć do działania i pozwala na to, aby psychika nie gruchnęła o ziemię bezwładnie niczym lalka. - A... czekaj, chyba gdzieś mi to umknęło... - scrolluję po rozbitym ekranie telefonu, mając nadzieję na to, iż w którymś wpisie będzie zawarte imię zguby. Kilka krótszych chwil pozwala mi na znalezienie potrzebnej informacji. - Hana. Powinien na to prawdopodobnie zareagować. - oznajmiam. - I... jedzenie jest ryzykowne. Nie wiemy, co lubi, czy przypadkiem mu coś nie zaszkodzi. - owszem, gdybym posiadał psa, może moja wiedza na ten temat byłaby większa. Niestety, jest kompletnie inaczej.

Wymiana imion pozwala przekroczyć pewne granice. Granice zwaną formalnością; co poniekąd mnie raduje. Całe szczęście - myślę w duchu. Ta ma rację, dlatego nie zaprzeczam z początku, wszak wina jest po obu stronach. Ale nie żebym uważał to za błąd z jej perspektywy, prędzej ze swojej. Samoocena w tej sytuacji wręcz umiera.

Na pytanie o to, czy ta nie jest aż tak stara, o mało co się nie zawstydzam. W sumie, jakby nie było, z jednej strony tak, brzmi to w ten sposób, jakby była ode mnie znacznie starsza, z drugiej - kiedy to różnica wieku jest nadal widoczna - ciężko było mi znaleźć wcześniej coś innego.

- Nie, nie, skądże! - zaczynam nieco machać dłońmi w zaprzeczeniu, biorąc głębszy wdech. Chō nie wygląda ani staro, ani młodo, uderzając moim zdaniem w wiek pośredni. W wiek po trzydziestce, ale ewidentnie przed czterdziestką. - Po prostu też nie wiedziałem, czy mogę się do ciebie zwracać bezpośrednio, czy jednak lepiej formalnie, więc... - no tak. Nie ma tutaj jednej, prawidłowej odpowiedzi; każda z opcji niesie ze sobą minusy, których to konsekwencje mogę jedynie przełknąć. Nie wiem, czemu tak bardzo chcę, aby ktoś poczuł się komfortowo, ale... myślę, że jest to jakaś część mnie. By inni czuli się dobrze w cudzej opiece. - Mnie ciebie również, Chō. - przytakuję i posyłam lekki, choć niepewny uśmiech. Poznaję w tym momencie samego siebie i podejście do ludzi, gdzie trzymałem na swojej szyi łańcuch uniemożliwiający podejmowanie się kontaktów z innymi. Nie idzie mi to źle. Nie wiem czemu, ale jakoś mnie to cieszy, że potrafię rozmawiać z innymi i... czerpać z tego radość.

Jest to miły dzień.

Patrzę dookoła, ale niczego nie znajduję. Okularów nie muszę nosić, żeby poprawić własną wizję - wydaje mi się, iż wszystko jest na tyle klarowne, że mogę stwierdzić jeden fakt; pies, nawet jeżeli tutaj był, to musiał być cichociemnym wojownikiem, bo śladów po sobie  nie pozostawił. A na pewno pozostawić nie chciał. Ani śladów łapek, ani jakichkolwiek wskazówek przez lwią część czasu nie udaje nam się znaleźć, chociaż nadzieja nie zanika, a zamiast tego bije niczym serce znajdujące się pod sklepieniem żeber. Nie, nie mógł uciec tak daleko - myślę, biorąc głębszy wdech. Jestem wdzięczny Amayi, iż zdecydowała mi się w tym momencie pomóc - jakby obecność drugiego człowieka dodawała mi otuchy. Zresztą, to ona właśnie znajduje ślad po corgim, na co moje oczy wręcz błyszczą z zachwycenia.

- Masz bardzo spostrzegawczy wzrok - mówię bez mniejszego zastanowienia, kontynuując - potrafiąc zobaczyć taką niewielką kępkę futra.

Przyglądam się jej skrupulatnie, stwierdzając jeden, zadowalający fakt - sądząc po kolorze, gdy wsłuchuję się w słowa Chō, ten ślad ewidentnie musi należeć do psa. Niestety, druga część zdania ewidentnie zbija mnie z tropu, przyczyniając się do narodzenia kolejnych pytań.

Z jednej strony chcę pomóc. Z drugiej strony - jak mogę pomóc?

A co, jeżeli sam będę potrzebował pomocy?

Na chwilę ciało kompletnie odmawia posłuszeństwa, jakby linki kierujące nim na scenie theathrum mundi przestały prawidłowo funkcjonować. Powinienem unikać niebezpiecznych sytuacji - zastanawiam się, kierując wzrok na prawą, lekko wysuniętą do przodu dłoń, której to nie mogę zgiąć małego i serdecznego palca. Chwyt mam ewidentnie utrudniony, tak samo atakowanie pięściami, gdybym tylko chciał sięgnąć po tę ostateczną opcję. Moja twarz delikatnie traci na barwach, bojąc się tego, co może się kryć w dalszej części placu. A co, jeżeli znowu do tego dojdzie? I nawet jeżeli nie posiadam wspomnień ze zdarzenia, tak jednak ciało doskonale pamięta ten ból, z którym miałem do czynienia po obudzeniu się na łóżku szpitalnym.

- M-Myślę - głos mi się załamuje momentalnie, postawa natomiast z tej przepełnionej pewnością maleje do poziomu podziemnego - że możemy postarać się może... rozejrzeć z jakiegoś bezpiecznego punktu? Obeznalibyśmy się, czy ktoś na pewno tam jest... - wzdycham ciężej. - P-Przepraszam. N-nie chcę cię narażać na niebezpieczeństwo. - nie dam rady w obecnym stanie obronić ani siebie, ani kobiety. - A też wiem, że no cóż... na pewno będę kulą u nogi. - są to bolesne słowa, przepełnione emocjami bezradności, ale też i doświadczeń przeszłych. Owszem, nie wiem, jak one przebiegły, ale wiem jedno - nie były przyjemne w skutkach. Jest mi wstyd.

Te rany tak cholernie bolą, ale z drugiej strony nie potrafię zrezygnować. Nic dziwnego zatem, iż postanawiam się zakraść, byleby móc sprawdzić, ile w tamtej części placu zabaw jest osób i czy przypadkiem nie spotkali zwierzaka.

Kostki:

@Amaya Chō


nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji

Seiwa-Genji Enma and Amaya Chō szaleją za tym postem.

Amaya Chō

Czw 25 Lip - 20:57
Starała się powstrzymać od nadmiernego okazywania uczuć. A zwłaszcza gdy była w miejscu publicznym, nie będąc w towarzystwie kogoś, kogo może tytułować bliską osobą. A takich aktualnie w jej życiu można policzyć na palcach jednej dłoni. Nie mniej zachowanie chłopaka sprawiło, że wydała z siebie lekki chichot, który próbowała stłumić. Nie chciała przecież sprawić, by poczuł się zakłopotany lub – co gorsza – obraził się na nią. Patrząc jednak przez pryzmat jego zachowania, to druga opcja była jednak mało realna.
- spokojnie tylko żartowałam. Jestem świadoma swojego wieku i tego, że już nie będę naturalnie wyglądać tak jak nastolatki. Ciesze się jednak, że nie jestem starą babą w twoich oczach. -
Jeśli każde ich spotkanie będzie dla niej taką bombą emocjonalną, to chętnie spotka się z nim jeszcze. Być może udzieli się jej entuzjazm chłopaka i ponownie rozpali w niej chęci do egzystencji, nawet jeśli jest to aktualnie mało realne. I to nie tak, że kobieta najchętniej położyłaby się na jezdni i niech coś ją rozjedzie. To wszystko, co ją spotkało, zwyczajnie odbiło swoje piętno na jej psychice i zanim w pełni oswoi się z obecną sytuacją, zapewnienie minie jeszcze trochę czasu; a takowego ma akurat pełno. Ostatecznie nadal nie wróciła do pracy, nie spotkała się z synem, ani nie powiadomiła brata o tym, gdzie jest. Z tym ostatnim chętnie jednak się wstrzyma. Nie ma pewności, czy za obecny jej stan nie jest odpowiedzialny jej własny rodzony brat. Patrząc więc na wszystko, co stara się odwlekać, jej wolny czas jest absurdalnie długi.
- wybacz, że trochę popłynęłam w melancholijne klimaty, ale ciesze się, że nawet o tak nieznajomej osobie masz tak dobre mniemanie. I mogę cię zapewnić, że może nie dziś albo jutro, ale spotkamy się ponownie. Świat nie jest taki mały, a i żyjemy w czasach, gdzie mamy takie cuda jak telefony. Więc może zawczasu powinnam ci dać swój numer? – to chyba pierwszy raz w jej życiu, gdy da numer mężczyźnie, który nie jest nowym klientem albo kimś powiązanym z jej pracą. Oczywistą rzeczą jest to, że jeśli wyrazi on taką chęć, to poda mu numer prywatny.

Być może ich rozmowa wydaje się mieć pierwszy tor w obecnej chwili, jednak to nie jest prawda. Ona pomimo prowadzonej żywo dyskusji z chłopakiem, nadal jest skupiona na pierwotnym zadaniu, jakie mieli w tym miejscu. Całe szczęście właściciel pomyślał o tym, by podać jakiekolwiek dane o piesku, a nie poprzestał jedynie na zdjęciu, jak to często robi się w takich sytuacjach. Jeśli tylko będzie tego wymagać sytuacja, najzwyczajniej w świecie zacznie wołać jego imię, nawet jeśli tego nie będzie nigdzie blisko. Nie czułaby z tego powodu, mogłaby być zawstydzona lub zwrócić uwagę obcych na siebie. Chociaż tu pojawia się sprzeczność z jej wcześniejszymi przemyśleniami i postanowieniami co do zwracania na siebie jak najmniejszej uwagi innych. Czy jednak były jakiekolwiek szanse, że ktoś z jej „dawnego” towarzystwa ją tutaj spotka? Osoba, która pozbawiła ją życia, raczej nie przyjdzie sobie tutaj by się pobawić. No, chyba że jest on rzekomo przykładnym rodzicem, a tylko w nocy szlaja się jako psychopata i morduje prostytutki i inne mniej wygodne dla innych osoby. Skąd wiedziała, że została zamordowana? Umarła? I nie, nadal nie była, w stanie nic sobie przypomnieć, z tamtego okresu. Jednak po zobaczeniu swojego ciała i tego, w jakim stanie było; cóż… tylko idiota wywnioskowałby coś innego niż morderstwo.
Zdaje się, że los był łaskawy i daremnie się nad tym zastanawiała. Oczy dziewczyny już zlokalizowały poszukiwanego uciekiniera. Niestety los jak bywa łaskawy, tak i potrafi być totalną kurwą, jak i zresztą podobno karma. Czy nic w jej życiu nie może być chociaż raz proste? Jak już zdawało się, że odnalezienie psa przyszło im łatwiej, niż początkowo zakładała, tak okazało się, iż akurat on, na stado pewnie innych bezdomnych, akurat zechce zbliżyć się do tych małolatów. I by tego było mało, akurat do tych, którzy postanowili raczyć się w miejscu publicznym napojem, którego picie na placu zabaw nie jest najlepszą decyzją. Właściwie, to nie jej oceniać co oni robią, bo chyba jest akurat ostatnią osobą, która powinna kogokolwiek umoralniać. Nie jest też ich matką i nie będzie prawić im kazania, bo szczerze? Szczerze to akurat mało ją to interesuje.
Dopiero kolejne podjęte przed nich kroki lekko ją poirytowały. Zaczynała ponownie odczuwać chęć zemsty; chęć do pokazania im dlaczego nie powinno się tak traktować słabszych i co może czekać ich za takie uczynki. Dopiero słowa chłopaka wytrąciły ją na chwilę z tego dziwnego stanu. Całe szczęście, że z nią tu był. Będzie jej bodźcem, który powstrzyma jej zapędy, gdyby ta utraciła panowanie nad sobą.
Powiedzieć, że wyczuła jego obawy oraz zmianę zachowania to zbyt dużo. Dosłownie było widać po nim, że obawia się konfrontacji z tymi osobnikami. Nie winiła go za to jednak ani trochę, bo strach to coś normalnego w ludzkiej naturze. Czy ona nadal potrafiła odczuwać coś takiego? Nie mowa tu o obawach, a o prawdziwym strachu. Taki jaki zapewne towarzyszył jej tamtego dnia. A może jej nowy stan, całkowicie pozbawił ją takiej możliwości?
- pamiętaj, że strach nie jest oznaką słabości. Tylko głupcy uważają, że niczego się nie boją. A teraz pozwól, że się tym zajmę. Nie musisz się o mnie martwić, nic mi nie zrobią. -położyła dłoń na jego głowie i lekko ją poczochrała, by lekko rozluźnić jego podenerwowanie. Pozwoliła mu jednak zostać w ukryciu, a sama, jako iż nie była mistrzem skradania się, ruszyła w stronę oprawców.
Musiała sobie przypomnieć; przypomnieć jaka była dawniej. Jak się zachowywała i co robiła oraz co widziała. Rzucanie kamieniami w bezbronnego pieska to nie oznaka wielkości, a jedynie pokaz jak posiada się zdziecinniały umysł. Tak mogła to ująć, jeśli nie chciała używać ostrzejszych epitetów względem nich. Kroczyła ku nim powoli, zmieniając swoje ciepłe spojrzenie na coś, co nie wyrażało już ani grama pozytywnych emocji. Być może nie potrafiła walczyć, przemoc była dla niej czymś ostatecznym, a i wtedy próbowała innych metod. Posiadała jednak inną broń, którą jeśli będzie zmuszona, chętnie na nich użyje.
-bardzo dorośle. Trzech rosłych facetów, znęca się nad małym pieskiem. Podbiliście sobie już ego? To radzę wam grzecznie wypierdalać.
Nim skończyła do nich mówić, stanęła między nimi, a ich ofiarą. Czy mogła to rozegrać inaczej? Zapewne tak, czy pogorszy to sytuację? Pewnie tak, ale czy ona właściwie miała jakikolwiek czas, na zastanowienie się nad tym, co powinna zrobić? Z każdą minutą ich i tak mało celne rzucanie mogło zmienić się w coś o wiele gorszego. Nie chciała dać im na to czasu. Z dwojga złego lepiej, jeśli skupią teraz uwagę na niej, a piesek uda się w inne miejsce. Najlepiej gdzieś blisko chłopak, aby ten mógł go złapać i odejść z nim bezpiecznie.

Kostki::
@Umemiya Eiji
Amaya Chō

Seiwa-Genji Enma and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.

Umemiya Eiji

Pią 26 Lip - 0:53
Nie wiem czemu, ale wydaje się to być dla mnie tak łatwe. Tak naturalne. Tak... pragnę wręcz pokazywać emocje, które mnie trapią. Wiadomo, nie wszystkie z nich, wszak odpowiednia doza prywatności wydaje się być zawsze na plus, aczkolwiek wydaje mi się, jakby te nie miały żadnego pohamowania. Może i można czytać ze mnie jak z otwartej księgi, ale niczego nie żałuję w tym momencie. Nie wątpię, iż ta łatwość w przekazywaniu tego, co czuję, może wśród innych wzbudzać nie tylko zaufanie, ale też i odrobinę pewności. Nawet jeżeli niekoniecznie ją pokazuję swoją mimiką twarzy, od czasu do czasu zachodząc na twarzy charakterystyczną, nasyconą wstydem czerwienią.

Posyłam zatem lekki uśmiech. Nie, ewidentnie Chō nie była dla mnie starą kobieciną, która miałaby problem z chodzeniem, z zapamiętywaniem lub - nawrócona samotnością - zaczepiałaby ludzi. W sumie, jak sobie teraz tak myślę, to z tej pozycji jestem trochę taką starą babą; pytam się, zaczepiam, inicjuję rozmowę i jakoś życie się kręci. Nie to, żeby plotki były moim paliwem; w końcu, czując się samotnie, człowiek pragnie nawet prostej wymiany zdań. Podobno czasami jedna iskra wystarczy, aby rozpalić pełen nadziei płomień - bo nawet jeżeli jej nie widać, nie oznacza to, iż ona nie istnieje. Jakoś chcę w to wierzyć, ale czasami jest mi naprawdę ciężko. Czuję dużo i niekoniecznie są to dobre rzeczy; nawet za tymi pozytywnymi emocjami gdzieś kryje się głęboko ukryta melancholia. Chcę żyć, ale czuję, iż musi to być robione na zasadach, które wcześniej ktoś ustalił przede mną; ta świadomość mnie dobija.

Bo zanim powróci się ponownie do życia, trzeba pozwolić sobie odpocząć. Trzeba pozwolić myślom przepłynąć swobodnie przez rzekę zwaną umysłem, ażeby poznać nie tylko jej nurt, ale przede wszystkim siłę; może to dlatego tak emocjonalnie podchodzę do tematu śmierci. Dane mi było znajdować się na granicy, ale nic z tego nie pamiętam. Jakby ominęło mnie coś, co jest wpisane na moich kartach historii niewymazywalnym atramentem; pozostaje niczym szrama na sercu, o której można zapomnieć, ale która daje o sobie znać.

- Ach... nie, nie musisz przepraszać. Ja też popłynąłem delikatnie, ale nie ma w tym nic złego- - jak często dane jest rozmawiać o rozterkach egzystencjonalnych? Podejrzewam, że niezbyt często. I chyba łatwiej można się otworzyć na takie tematy obcej osobie; ta, którą się już poznała, może drążyć nieprzyjemnie. Nasza znajomość jest na bardzo początkującym poziomie, wręcz raczkującym, może dlatego nie stanowi to aż takiej trudności. Albo oboje mamy na tyle otwarte umysły, iż nie boimy się o tym rozmawiać - nie mam bladego pojęcia. - Och... tak, oczywiście! - oczy mi się błyszczą. Pewnie matka mi mówiła kiedyś, aby nie ufać obcym, nie dawać im mojego numeru telefonu, ale nawet jeżeli ma to do czegoś złego sprowadzić, może będę miał jedynie jakieś dziwne, podejrzane przesyłki z niewiadomą zawartością z wiadomego sklepu z najróżniejszymi głupotami. - Jeżeli to nie jest problem, jak zawsze. - delikatnie tuptam podeszwą buta o chodnik, najwidoczniej z lekkiej ekscytacji.

Miłe to uczucie, gdy poznaje się kogoś, gdzie się stoi na równym gruncie. I nie muszę się martwić o to, czy ktoś nie wykorzysta mojej niewiedzy na wiele tematów; gdy kobieta się zgadza, w tym i ja, zapisuję odpowiedni kontakt w książce adresowej, która jest niemal pusta. Może to wyglądać z jednej strony dziwnie, ale... jakoś nie chcę wygrzebywać starych rzeczy. Przynajmniej na razie; dlatego każda całkowicie nowa twarz wydaje się być błogosławieństwem.

Podobno to przeszłość kształtuje to, jakim typem osoby się jest obecnie. Nie wiem zbyt wiele na temat Amayi, ale jestem w stanie stwierdzić - przynajmniej na razie - że ma w sobie sporo dobra. Mogła odejść, mogła udawać, że jej to nie dotyczy, a jednak się angażuje, co napawa mnie chęcią do kolejnych działań. Człowiek to stworzenie stadne i nie zamierzam temu zaprzeczać - razem łatwiej się rozwiązuje pewne sprawy, razem łatwiej zdobywa się kolejne szczyty i razem łatwiej przezwycięża się przeciwności losu. Chociaż, jak wiadomo, to, co potrafi zesłać życie, może spowodować zwątpienie w absolutnie wszystko; nie chcę się jednak poddawać. Chcę dalej istnieć, choć zanim zacznę ponownie żyć, trochę czasu minie.

Niestety, dalsze poszukiwania sprowadzają nas do sytuacji, która ewidentnie nie należy do najprzyjemniejszych. Futerko zwierzęcia stanowi trop, jaki to następnie powoduje szybsze bicie serca i wzbudza je do poczucia strachu; boję się nie o siebie, ale o cudze życie. Gdzieś wewnątrz umieram, gdzieś wewnątrz już mam ochotę się wyrwać. Stoję między reakcją a jej brakiem; granica nie jest wygodna, ale wybranie którejkolwiek ze stron - także. Patrzę i nie chcę dowierzać, choć wzroku nie odwracam; przecież to krzywdy nie zniweluje, bo ta będzie się działa. Adrenalina niemal natychmiast przedostaje się do krwioobiegu, napinając skutecznie mięśnie; to, co widzę, to, co czuję, jest bardzo intensywne. Alkohol, zachowywanie się jak bóstwo, przed którym należy uklęknąć; człowiek sam na siebie sprowadzi koniec.

I to nie podlega negacji.

Może gdybym był silniejszy, udałoby mi się obronić przed wydarzeniami, które przyczyniły się do tego, gdzie obecnie stoję i z kim rozmawiam. I komu pragnę pomóc.  Niestety, obecnie, gdybym postanowił wbić między psem a chuliganami, na pewno samemu oberwałbym kamieniem w łeb, zanim zdołałbym cokolwiek zrobić. Jak człowiek potrafi być...

b e z u ż y t e c z n y.

Przegryzam lekko dolną wargę, zanim to nie czuję dotyku na głowie i lekko się wzdrygam; nie robię tego specjalnie, prędzej z jakiegoś dziwnego przeświadczenia. Patrzę na nią bardzo przepraszająco, bo o ile nie chcę, żebym tego nie odbierał jako niekomfortowe, o tyle obawiam się ponownego bólu. Chō, jeżeli tylko zanurzyła odpowiednio palce w moje kosmyki, bez problemu mogła poczuć palcami bliznę, która była ewidentnym dowodem wcześniejszego uszkodzenia czaszki; włosy mogą zakrywać niedogodności, ale nie są w stanie ich wymazać. Przepełnionej błędami przeszłości, która zapisała się już na dobre. Bo jak usunę coś, czego nie da się naprawić, tudzież wymienić?

- Masz rację, to prawda... - tylko głupcy niczego się nie boją. Ale czy w tym świecie można czegoś się nie bać? Dla jednych strachem jest śmierć. Dla innych bycie wyrzuconym z mieszkania. Dla konkretnych - strach, iż osoba, z którą dzielą życie, pewnego dnia przestanie oddychać, a zamiast tego stanie się pożywką i zwróci swój dług naturze. - C-Czekaj, skąd możesz być tego... - pewna?

Nie udaje mi się jej zatrzymać; niefortunnie próbuję ją chwycić za rękę, nie zamierzając czynić krzywdy, ale najwidoczniej moja reakcja jest na tyle słaba, iż Amaya idzie do przodu. Mam ochotę zacząć pluć sobie w twarz i dać z liścia na dokładkę. Cholera jasna. W moich oczach znajduje się przerażenie; tak się cholernie boję o to, że coś jej się stanie. Z jednej strony jest kobietą, z drugiej nie chcę odejmować jej jakichkolwiek cech. Zresztą, jestem tego doskonałym przykładem - nie wątpię w to, iż mimo wysokiej, szczupłej względnie sylwetki, moja siła w rękach nie ma żadnego znaczenia, przynajmniej teraz. Jak ostatni tchórz ukrywam się przed wzrokiem chlejących osób, trzymając w ostateczności telefon, jeżeli miałbym wzywać pomoc - stres jest dla mnie tak nieprzyjemny, że aż zahacza o wrażenia bólowe.

Niech się to już skończy; najchętniej to już bym wskoczył i już się podłożył. I chuj, do tego, ze mną, liczy się to, aby ta dwójka - pies i nowo poznana znajoma - wyszli z tego cało. Zatrzymuję się w miejscu i zaciskam zęby do tego stopnia, iż ledwo co powstrzymuję jakiś dziwny pomruk warknięcia. Myśl, Ume, myśl - jeżeli masz być przydatny, to rób to tak, aby wesprzeć, a nie, aby przeszkodzić.

- Jedna na trzech, bardzo odważnie, jak na jedną, dorosłą kobietę, nie uważasz? - tak charakterystyczny uśmiech jestem w stanie zaobserwować na twarzy jednego z nich, że aż nie chcę się zastanawiać nad tym, co znajduje się pod kopułą jego czaszki. Obserwowanie tego jest na tyle nieprzyjemne, iż zbiera mnie wręcz na wymioty; biorę głębszy wdech i zaciskam palce lewej dłoni na prawej ręce do tego stopnia, iż pod materiałem ubrania powstają niewielkie siniaki. Z daleka trudno jest mi obserwować to, jak wygląda Chō, ale ewidentnie nastrój wydaje mi się być kompletnie inny. Nie umiem stwierdzić, w jakim kierunku dokładnie zmierza. - Tobie radzę grzecznie wypierdalać, jeżeli masz zamiar wrócić w całości dzisiaj do domu. - śmiech z łatwością przebija się przez ciszę oblegającą tę część placu zabaw, a oczy z łatwością przewinęły się po sylwetce kobiety; podobno mężczyźni mają dwa mózgi, a ten, jak domniemam, myśli tylko i wyłącznie jednym.

Ze stresem w oczach obserwuję to wszystko i staram się na sobie skupić uwagę corgiego, leciutko uderzając o ziemię tak, aby rozejście się siły po gruncie zaciekawiło jego wzrok. Wejściem między nimi nie pomogę, w gotowości trzymam komórkę; w ostateczności zareaguję. Szkoda mówić, będę sobie pluł w twarz długo po tym wydarzeniu.

Kończyny mi się trzęsą. Strach jest silniejszy, niż mógłbym się tego po sobie spodziewać.

Kostki:

@Amaya Chō


nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji

Seiwa-Genji Enma and Amaya Chō szaleją za tym postem.

Amaya Chō

Pią 26 Lip - 23:52
Sytuacja będzie miała, chociaż kilka gramów szczęścia. Oczywiście, zanim doszło do scysji z chłopakami-snajperami zapisała również jego numer w swoim telefonie. Trochę zabawnie to wygląda, gdy jak się zdaje również, jak i on; ona, nie ma zbyt wielu kontaktów w tym telefonie. Poza synem, rodziną oraz kilkoma osobami, nie ma tam dosłownie nikogo. Nie ma się jednak czego spodziewać. W momencie, gdy zaczęła pracować swoim ciałem, wiele osób odwróciło się od niej. A nawet jeśli ktoś pozostał, to dobrze widziała, jak zmieniło się jego nastawienie wobec niej oraz jak patrzył, gdy myślał, że jest poza jej polem widzenia. Nie byłaby w jakimś wielkim szoku, gdyby plotkowali o niej za jej plecami. Nie wybrała tego zawodu sama z własnej woli. Pewnie wiele z jej dawnych „przyjaciół” wiedziałoby lepiej i mieliby inne zdanie na ten temat. Bo przecież mogła uciec, wyjechać i inne tego typu rzeczy. No tyle, że niestety nie, bo nie tak łatwo było uciec przed jej bratem, czy ludźmi, z którymi pracował. Nie jest to jednak taka prosta sytuacja, którą można wyjaśnić tak prosto, jak prost pstryka się palcami. Nikt całe szczęście obecnie od nie tego nie wymaga i nie musi się silić, by opowiedzieć o tragikomedii swojego życia.

Wystarczająco ponuro już jest z powodu gnojków, którzy zrobili sobie z bezbronnego pieska żywy i ruchomy cel. Chociaż to nie jest coś, w czym jak się zdaje, są mistrzami. Pies jak się okazało, początkowo całkowicie ich olał, a gdy tylko kamień wylądował bliżej niego. Zrobił to, co powinien zrobić, czyli uciekł. Oby chłopakowi udało się go pochwycić, a ona będzie mogła spokojnie ogarnąć sytuacją z patologią, która stoi przed nią. Rzucili bezowocną groźbą, jakoby miało się jej coś przytrafić, jeśli sobie nie pójdzie. Mieli jednak pecha, bo nie zamierzała im odpuścić i sobie pójść, bez odesłania ich z miejsca, gdzie stanowczo nie powinni być. Przynajmniej nie w takim stanie, w jakim obecnie są. Gdzieś ukradkiem spojrzała w stronę towarzysza, czy aby nie postanowił jednak zebrać się w sobie i próbować jej pomóc. Niech lepiej zostanie, tam gdzie jest. I to nie tak, że uważa go za nieprzydatnego i potem będzie mu to wypominać lub mieć za złe, że był gdzieś daleko, a ona musiała zrobić wszystko sama. Było kilka czynników, dlaczego obecna sytuacja, jest je bardziej na rękę. Po dotknięciu chłopaka poczuła, że jego ciało zachowuje się inaczej, dawało oznaki, że się boi; takie odebrała wrażenie, dodatkowo wyczuła jego bliznę na głowie, poprzez które zgrubienie po niej pozostało. Mogła jedynie zgadywać jak powstała i czy jest powiązana z obawą chłopaka, co do zaangażowania się w scysję z pijaczynami. No i skoro nie ma go obok, nie musi się przejmować czy aby jej zdolność nie zadziała również na niego. Posiadanie czegoś tak nieprawdziwego było dla niej czymś nowym. Za dzieciaka byłaby zapewne w siódmym niebie z tego, że jest niczym superbohater z anime, które oglądała lub z komiksów, które gdzieś zobaczyła. Śmierć, bycie duchem, czy ostatecznie posiadanie magicznej „mocy”; a podobno życie dorosłej osoby z wiekiem staje się coraz bardziej monotonne. W jej przypadku nic do siebie niestety nie pasuje. I jeśli by głębiej się nad tym zastanowiła, to chętnie pozostałaby przy swoimi nudnym życiu.

- a może nie chce wrócić cała do domu? Nie sądzisz, że lepiej by było, gdybyśmy zostali tu sami. Zdajesz się taki męski; nie to, co ta banda dzieciaków obok ciebie. To co? Zrobisz to dla mnie i pogonisz swoich kolegów? – wytypowała, że w całej tej trójce, to osoba rzucająca groźbami zdaje się liderem. Więc to właśnie on stał się jej celem. Podeszła do niego troszkę bliżej, po czym dłonią poprawiła swoje włosy, by następnie zjechać nią w stronę swojego biustu, który mógł lekko dostrzec z racji dekoltu, który miała w swojej sukience. W momencie, gdy dotknęła swojego ciała, cała trójka, a zwłaszcza chłopak przed nią, mógł wyczuć pojawienie się słodkiego zapachu, który nagle zniknął, a mu zaczęło się robić ciepło. Dźwięk jej słów oraz seksualizacja swoich ruchów, powinna zacząć powoli wpływać na jego umysł. Sprawiając, że zaczęła pojawiać się w jego myślach, jako ta, dla której zrobi wszystko, byle była z niego zadowolona. - chyba nie pozwolisz, by oni mnie ci zabrali? Widzę ich spojrzenia, wiem, co by chcieli ze mną zrobić, ale ty im na to nie pozwolisz prawda? Powinieneś pokazać im gdzie ich miejsce. – kontynuowała wpajanie w niego swoich sugestii, a jej słowa powinny być dla niego coraz bardziej znaczące; znaczące do takiego stopnia, że chętnie spełni jej prośbę i pobije się dla niej z kolegami. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, gdy zacznie się bójka, będzie mogła na spokojnie się wycofać, by potem szybko opuścić ów okolicę i udać się w bardziej zaludnione miejsce.
Skorzystała z mocy, nie czuła się jednak jakoś z tego powodu winna. Sami sobie wymierzą karę, na jaką zasłużyli. Nie tylko z powodu znęcania się nad zwierzętami, ale i z braku szacunku do starszej osoby, którą była oczywiście Chō. Oczywiście istniała szansa, że chłopak będzie odporny na jej urok. Nie znała pełnej możliwości swoich zdolności oraz ich ograniczeń. Czy się tego obawiała? Nie bardziej niż tego, że Eiji odbierze źle jej zachowanie lub – co gorsza – usłyszy, co ona do nich mówiła i źle to zrozumie. Nie powinna jednak automatycznie zakładać najgorszego scenariusza, bo sytuacja w tym miejscu jeszcze nie jest w pełni rozwiązana.

Kostki::
@Umemiya Eiji
Amaya Chō

Seiwa-Genji Enma and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.

Umemiya Eiji

Sob 27 Lip - 2:51
Patrzę na Amayę i odnoszę wrażenie, jakbym miał do czynienia z osobą, która powoli rozkwita. Albo tak mi się wydaje. Nie wiem, nie znam się aż tak na ludziach i zapewne dziwne jest to, iż porównuję drugą osobę do całkowicie innego bytu, ale wydaje mi się, jakby kobieta - mimo iż znam ją bardzo krótko - ma ogromny potencjał do rozkwitu. Nie w kwestii wieku, nie w kwestii jakiejkolwiek, brońcie mnie bóstwa, nie patrzę na nią pod takimi względami, a chodzi mi o osobowość. Iż z jednej strony utrzymuje ona niewielki dystans, a z drugiej strony stara się chronić to, co dla niej jest najważniejsze. Uczucie to może być złudne, gdy w rzeczywistości raczkuję, jeżeli chodzi o relacje międzyludzkie, ale... czuję, że przy niej moja samoocena powoli podnosi się z ziemi i stara powrócić na dwie nogi. Wiara w ludzkość? Powraca. Odznacza się niewielkim, widocznym światełkiem, które z pewnością, gdy minie trochę czasu, będzie w stanie przyciągnąć swoim ciepłem naprawdę wielu ludzi. Chociaż wiadomo - jeżeli zacznie być poza kontrolą, oślepi wszystkich i spali doszczętnie to, co było budowane dosłownie przez lata.

Jakże idealistyczna jest ta wizja małego świata, który człowiek stara się zbudować; zapuszcza korzenie, pobiera odpowiednie postawy i wartości, a z drugiej strony niesprawiedliwe czynniki starają się to wszystko zniszczyć. Przyroda tak bardzo pokazuje, jak potrzebna jest w niej równowaga i powinniśmy się od niej uczyć w życiu, aby znajdować ten złoty środek między nadmierną ignorancją a fanatyzmem.

Znajduję w postawie Chō siłę, aby nie rezygnować z tego, co ma świat do zaoferowania. Owszem, boję się o nią, ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego, iż z naszej dwójki to ona - tak mi źle z tym, iż stanowię piąte koło u wozu - ma większe szanse. Gdzieś w duchu modlę się o to, aby ta sytuacja nie rozwinęła się w złym kierunku - każdy z nas ma tutaj raczej nogi i trochę rozsądku, aby zacząć uciekać, jeżeli tylko sytuacja będzie tego wymagać. Czekam w napięciu. Czekam w stresie. Nie chcę być jedynie osobą, która może przeszkadzać; chcę jej pomóc, tak samo jak ona w sprawie tego psiaka, gdy podszedłem kompletnie losowo i ta zgodziła się na udzielenie swojej pomocnej dłoni.

Aż ciężko uwierzyć, aż kusi mnie przetrzeć oczy ze zdumienia.

I nie wiem, co w zanadrzu ma Amaya; nie wiem, jak zamierza się ewentualnie bić z trzema pijaczkami, ale wierzę w jej rozsądek i to, że ma w sobie krztę instynktu przetrwania. Chcę wierzyć; ale ze sekundy na sekundę coraz ciężej mi zachować tę myśl pod kopułą czaszki, czując, iż ta zaczyna powoli odmawiać posłuszeństwa. Jestem skryty w szoku na tyle, iż mnie nie widać, a z drugiej strony nie mogę wykonać żadnego niepożądanego ruchu, chyba że chciałbym zwrócić na siebie uwagę nieprzyjemnych ludzi. Myśl, Umemiya, myśl - kamieniem milowym jest corgi. Im szybciej uda się go wziąć z tego miejsca, tym szybciej będzie można się stąd zwinąć. Niestety, nawet jeżeli udaje mi się wzbudzić zainteresowanie zwierzaka, nie idzie to tak prosto, jak mogłoby się wydawać.

- Hana, chodź do nogi... - mówię i staram się zachęcić zwierzątko do posłuszeństwa, ale najwidoczniej bezskutecznie. Co więcej, pies odpala na mnie swój tryb bojowy, zaczynając pomrukiwać nieprzyjaźnie. Nie wiem, czy coś jest nie tak z moim zapachem, gdy próbuję wystawić rękę, ale futrzak jedynie próbuje mnie chapsnąć zębami i pozostawić na skórze nieprzyjemny ślad. Cholera jasna - odsuwam prawie skutecznie swoje palce, odnotowując jedynie niewielką, nieprzeszkadzającą szramę. Lekko szczypie, ale nic poza tym się nie dzieje. - Cojacizrobiłembiednypiesku - szepczę pod nosem na jednym wdechu i bez przerwy, widząc, jak ten odwraca się do mnie puchatym tyłkiem i decyduje zignorować.

Nie mam przy sobie nic, co mogłoby go zachęcić do zyskania zaufania.

I w tym momencie, gdy spoglądam na Chō, zdecydowanie się spinam, odczuwając w jej zachowaniu coś kompletnie odmiennego, jakby miała poniekąd kolce, którymi potrafi się posługiwać i które to potrafią skutecznie zranić. Nie wiem, dlaczego podświadomość mi to mówi, ale nie czuję się przy obserwowaniu zdarzenia komfortowo, kiedy ledwo co poznana znajoma wykonuje te wszystkie kobiece ruchy, zgrabnie i z gracją poprawiając swoją aparycję. Brońboże, jest ładna i niczego jej nie brakuje, ale nie uważam, żebym powinien się temu przyglądać. Jakbym muskał opuszkami palców coś, co zahacza o naruszenie cudzej prywatności. Jakbym zyskał wgląd do czegoś, do czego wglądu nie powinienem uzyskiwać.

Czegoś takiego w tej sytuacji nie spodziewałem i nie bez powodu odwracam wzrok w ziemię, zachodząc niewielkim rumieńcem na twarzy. Nie, nie powinienem na to patrzeć, ewidentnie, ale z drugiej strony chcę zareagować, gdyby sytuacja zdecydowanie się pogorszyła i wymagała innych środków. Tyle wiążących się ze sobą przeciwności, że jedyne, co mogę zrobić, to chwycić się za głowę i ręce załamać. I co mam robić?

Ach, tak, pies, który mnie obecnie ignoruje i ma totalnie gdzieś; szukam jakiegoś patyczka czy czegokolwiek innego, zanim ten wróci ponownie na scenę. W ostateczności się rzucę do biegu, ukradnę go i pobiegnę dalej, mając nadzieję na to, iż żaden z kamieni mnie nie trafi podczas tego szaleńczego pościgu.

I wtedy, gdy znajduję perfekcyjny kijek, za którym pewnie każdy pies chciałby tuptać, podnoszę spojrzenie raz jeszcze - miałem tego nie robić - zauważając coś, czego się kompletnie nie spodziewałem. Część słów do mnie dociera, część niespecjalnie, więc ciężko mi skleić cokolwiek, co by miało większy sens.

~* trzecioosobowa forma *~

- Powiadasz? Więc co jesteś w stanie od siebie zaoferować? - mężczyzna zyskuje dość sporą pewność siebie, kiedy okazuje się, iż może liczyć na cokolwiek więcej. Załamanie tej słodkiej granicy w postaci przestrzeni osobistej działa na niego pobudzająco i patrzy z pewną dozą złości w kierunku swoich kolegów. Otumaniony działaniem mocy Amayi, swój wzrok skupia głównie na jej widocznych, kobiecych kształtach. Naprawdę, przykre to jest, jak można łatwo kogoś zmanipulować za pomocą pierwotnych instynktów, co nie zmienia jednego, prostego faktu - mężczyzna mógł starać się zignorować próby kobiety, a tego nie robi. Daje się porwać do tańca, nie wiedząc, iż to nie on będzie prowadził.

Poprawia swoją postawę. Posyła obleśne spojrzenie w kierunku Chō; zapewne pod kopułą czaszki znajdują się wszelkie możliwe wyobrażenia, czego by to on nie zrobił i w jakiej pozycji. Paskudne; taki człowiek nie powinien być wpuszczany między kobiety. Ani w społeczeństwo.

Kolejne słowa atrakcyjnej nieznajomej przyczyniają się do posłania widocznie groźnego spojrzenia w stronę dwóch kumpli. Jeden jest na tyle podchmielony, iż nie zdaje sobie sprawy z sytuacji, w której to się znalazł, a drugi, zauważając tę zmianę, popycha go, inicjując konflikt.

- Co ty sobie, kurwa, wyobrażasz? Że samemu się zabawisz i pobawisz? - jak się okazuje, Chō wybrała najbardziej sprawną fizycznie osobę do użycia swojej mocy, z pełnym sukcesem. Chwiejący się umysł od alkoholu skutecznie spełnia każdą jej możliwą zachciankę; i tak oto prosto w twarz sprzeciwiającego się nieznajomego ląduje jedna z pięści, ten bardziej nawalony wstaje i próbuje załagodzić konflikt, z czego wynika walka dwóch na jednego. Leci krew, krzywią się pod dziwnym kątem kończyny, z ust wylewa się mieszanka śliny i szkarłatnej substancji - najwidoczniej jutra ma nie być, tak samo hamulca, czy to pedałowego, czy awaryjnego.

Amaya osiągnęła swój cel.

~*~

Dlaczego - myślę, zastanawiam się, kładę ręce, macham kijkiem, do którego przyczepia się pies, najwidoczniej ignorując, że na mnie chciał chapsnąć dosłownie chwilę temu - i jak do tego doszło? Nie mam bladego pojęcia, ale wydaje mi się, że skoro corgi pragnie tego kijka i pobiegnie za nim na koniec świata. I tak czy siak próbuje go wziąć, co uznaję za sukces - jeżeli nie dam mu ręki, to mnie nie ugryzie. I nie ucieknie. Z jednej strony prawą dłonią staram się równo podeprzeć, gdy się ukrywam, z drugiej lewa ręka stara się zachować równowagę, gdy nie jest ona tą wyćwiczoną, trzymając w palcach śmieszną gałąź.

Ale jak doszło do tego, iż trójka facetów zaczęła się ze sobą bić? Coś mi tutaj trochę nie pasuje i chociaż cieszę się w duchu, iż Amaya nie musiała się angażować w postaci uderzania pięściami o cudze ciało, o tyle zastanawiam się nad tym, co spowodowało taki stan rzeczy. Słowa, które słyszałem niespecjalnie dobrze? Postawa skupiona na nakreślaniu swoich cech fizycznych? Cholera, nie mam bladego pojęcia; marszczę brwi i po paru sekundach staram się zwrócić na siebie uwagę kobiety, kiedy udaje mi się zabezpieczyć zgubę. No, po części, bo nadal do mnie nie podchodzi w sposób pozytywny, ale patyk na razie skupia jej całą uwagę.

- Cho - staram się jakoś szeptem zrobić więcej hałasu, zanim ten cały czar pryśnie, a mężczyźni przestaną się bić o... w sumie, sam już nie wiem - mamy go, możemy uciekać. - jestem gotowy do szybkiego pochwycenia zwierzaka i uciekania tam, gdzie pieprz rośnie, nawet jeżeli wiązałoby się to z ugryzieniem z jego strony. Może kobieta bardziej zyska zaufanie zagubionego pupila?

Tym bardziej, iż przydałoby się wykorzystać sytuację, póki tamci nie patrzą, wezwani do walki sami ze sobą; wykonuję pierwszy krok, mając nadzieję na to, iż ta zrobi tak samo.

Kostki:

@Amaya Chō


nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji

Seiwa-Genji Enma and Amaya Chō szaleją za tym postem.

Amaya Chō

Nie 28 Lip - 19:24
Istniały dwa typy samozwańczych typów alfa. Ci używający przemocy, by rozwiązać nią nawet najbardziej błahe problemy, oraz ci, którzy za możliwość dotknięcia, ułamka tego skrywanego kobiecego ciała, potrafią zrobić wszystko. Widocznie pierwotnie cała trójka była połączeniem obu typów; obleśnymi pasożytami, którymi można łatwo manipulować, co widać na przykładzie jednego z nich. Początkowa przyjaźń została zmieniona we wrogość. Chociaż pewnie jedynie przybliżyła możliwy wariant zakończenia ich libacji alkoholowej. Wiadome jest nie od dziś, że ów procentowy trunek, często jest zapalnikiem do bójek. Cios za ciosem, unoszący się paskudny odór krwi oraz jęki po każdym zadanym ciosie. Obrzydza ją ten widok, nigdy nie była zwolennikiem przemocy, a jednak coś w niej sprawia, że po części zaczyna fascynować ją to całe małe przedstawienie. By nie powiedzieć, że zaczęła czuć dziwne podniecenie, które sprawiało drżenie jej ciała. Chętnie oddałaby się temu jeszcze bardziej, nawet jeśli by potem musiała jakoś pozbyć się ostatniego, który utrzyma się na nogach.

Została jednak wybudzona z tego dziwnego apatycznego stanu przez próby chłopaka, który usilnie chciał zwrócić jej uwagę na fakt, że udało mu się pochwycić psa. A więc jej obecność przy nich nie była już wymagana, pora zatem się ulotnić. Odwróciła się i skierowała swoje kroki ku miejscu, gdzie pozostawiła towarzysza, a gdzie obecnie znajdował się z ich zgubą. Jeśli był na tyle spostrzegawczy, mógł jeszcze przez drobną chwilę, dostrzec na jej twarzy jakąś spaczoną formę zadowolenia oraz pustki, która pochłonęła całkowicie jej dawne ja, które pokazała mu, gdy się spotkali. Trwało to jednak dosłownie ułamki sekund, gdy jej puste spojrzenie ponownie nabrało życia, a ona posłała mu jedynie uśmiech i gdy już wreszcie była przy nim, chwyciła go lekko pod rękę, by oddalić się takk daleko, jak tylko mogli. Nie chciała ryzykować, a miała sporo obaw powiązanych z użyciem swojej mocy. Nie znała jej zasięgu, nie wiedziała również, jak długo utrzymuje się jej afrodyzjak oraz czy jej obecność jest tam konieczna. Zbyt wiele niewiadomych, aby pozwolić sobie na ryzykowanie. Dlatego będzie musiał znieść dzielnie to pogwałcenie jego przestrzeni osobistej oraz nieposzanowanie jego prywatności cielesnej. Gdyby jeszcze ich parszywy los zesłał im zbyt mało kłopotów, to pies zaczął warczeć i nawet spróbował ją ugryźć, gdy tylko była zbyt blisko. Tego zachowania była jednak w 100% pewna; nie spotkała jeszcze ani jednego zwierzaka, który zareagowałby pozytywnie na jej próbę kontaktu, nawet gdy przychodziła z jedzeniem, to jedynie chwytał darmową zdobycz i dawał nogi, czasami zostawiając w pamiątce bolesne ślady na rękach Chō. Opuścili te gorszą część placu, gdzie walka powoli dobiegała już końca. Szybko jednak puściła go, gdy tylko byli w bezpieczniejszej części parku.

- co za psychole, naćpali się czy coś. Innej opcji nie ma skoro, nagle rzucili się na siebie. Dobrze, że cię tam nie było i przepraszam za to, co musiałam tam robić, chciałam odwrócić ich uwagę. – domyśliła się, że dla niego całe to zajście musiało wyglądać co najmniej dziwnie i nielogicznie, więc by nie drążył ani nie próbował dojść prawdy, Amaya postanowiła go trochę okłamać. Nie czuła się z tym dobrze, chociaż robiła to często i było to dla niej czymś bardziej naturalnym niż mówienie prawdy. To w tym przypadku akurat go nie chciała okłamywać, okoliczności i prawda jednak nie były tu dobrym rozwiązaniem. Mogła mieć jedynie nadzieję, że uwierzy w bajkę, jaką mu przedstawiła.
- ciesze się, że udało ci się go złapać, bo jak widać mnie niezbyt specjalnie chyba lubi. Nie dziwie mu się, pewnie boi się, bo nie widzi nikogo znajomego. Odsapnijmy chwilę i dajmy znać właścicielowi, że mamy jego zgubę.

Ponownie pozwoliła sobie na poczochranie jego włosów, nawet jeśli ten niezbyt to może lubić, ale należy mu się pochwała, za to, jak się zachował i jak dzielny był; nawet jeśli on sam tego tak nie widział, to wykonał kawał dobrej roboty, a nie jeden dalby nogi ze strachu.
- dobrze się spisałeś, powinieneś być z siebie dumny. I ciesze się, że sprawy potoczyły się tak, że nic ci nie zrobili. Nie bym oczywiście im na to pozwoliła. – mówiła oczywiście szczerą prawdę, bo gdyby ci ruszyli w jego stronę, to użyłaby już przemocy fizycznej. Być może biła się od nich gorzej, lecz miała pewną przewagę. Zwykłe śmieci jak oni nie mogli praktycznie nic jej zrobić, a ona nadal mogła swobodnie ich zabić. Los jednak oszczędził chłopakowi tego widoku, a jej zniżania się do poziomu tych prymitywów. - a ty mały lepiej byś już więcej nie chciał zostać poszukiwaczem psich przygód. – wyciągnęła ku niemu rękę, lecz nic się nie zmieniło w ich relacji, nadal byli wrogami.

Kostki::
@Umemiya Eiji
Amaya Chō

Umemiya Eiji ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku