Pozbawione jakiegokolwiek oświetlenia, ciemne, wilgotne i pełne brudu. Ciągną się pod całym miastem, skręcając, rozwidlając i plącząc niczym setki węży. Niektóre z nich zawaliły się podczas trzęsienia ziemi, inne zalała częściowo woda, przez jeszcze inne przemykają stworzenia o wiele mniej przyjazne od zwykłych szczurów. Do tuneli nie zapuszcza się nikt o zdrowych zmysłach i czystym sumieniu - bywają miejscem nielegalnych wymian, a czasem kryjówką dla uciekających przed prawem. Od lat krążą plotki, że ci, którzy się tu zapuszczą, już nie wracają lub powracają, jednak nie tacy sami, jak wcześniej. Prawdą natomiast jest, że łatwo o zgubienie się w tych czeluściach.
2-5 - postać wpada do zastałej, zatęchłej wody. Teraz ma przemoczone buty i niezbyt przyjemnie pachnie.
6 - postać napotyka bardzo nieprzyjaźnie nastawione yōkai (lub grupę zbirów), które tylko czekało na ofiarę; interwencja MG.
Przyszedłby z niczym, gdyby nie wiadomość, którą otrzymał od Yosuke. Zlepek informacji podesłanych esemesem okazał się wystarczający – przynajmniej na tyle, by umysł medyka uspokoił się i pozwalał zachować trzeźwość myśli. Dużo łatwiej było się przygotować do walki z przeciwnikiem, o którym ma się jakiekolwiek dane – zarówno ekwipunkowo, jak i psychicznie.
W tłumie nie był w stanie wypatrzeć żadnej znajomej twarzy. Nie żeby specjalnie rozglądał się za kimś rozglądał, ale im mniej bliskich osób brało udział w tej nagonce na mordercę, tym lepiej. Przynajmniej nie musiał sobie dodatkowo zaprzątać głowy, zamartwiać się.
Od samego początku wiedział, że musi się z tym zająć sam. Nie mógł pozwolić na to, by jakiekolwiek rozpraszacze (nawet w postaci towarzyszy) zaburzyły jego skupienie, które tak długo zbierał w sobie. Miał tylko nadzieję, że on sam nikomu nie rzucił się w oczy. Właściwie to nie wyróżniał się na tle pozostałych – był po prostu jedną z najciemniejszych postaci, z kapturem na łbie i maską na twarzy. Może bał się rozpoznania.
Próbował jak najszybciej dostać się przed wejście do tuneli, by równie szybko i jak najciszej w nich zniknąć. Nie chciał zwracać na siebie niczyjej uwagi.
Ekwipunek: czarny plecak a w nim: przenośna apteczka
(zimny kompres, opaska elastyczna, plastry, bandaż, nożyczki,
skalpel, chusteczki dezynfekujące, koc ratunkowy, nić i igła),
jednorazowy amulet z niewyraźnymi znakami, świeca ochronna
i maseczka medyczna. Sztylety sai przymocowane z tyłu do
paska. W dłoni latarka. W kieszeni płaszcza telefon komórkowy.
Ubiór: czarny płaszcz ze stojącym kołnierzem, ciemne,
wąskie spodnie, biodra owinięte paskiem z żelazną klamrą, na
nogach ciężkie obuwie wojskowe. Na twarzy czarna maska.
Na głowie kaptur.
Warui Shin'ya and Seiwa-Genji Enma szaleją za tym postem.
Zatrzymał samochód w najbliższym miejscu. Resztę trasy pokonał na piechotę. Miał na sobie ciemne, dopasowane spodnie, buty, których kultura biła na głowę tuziny przepychających się po promocje klientów w supermarkecie oraz narzucony na ramiona, rozpięty beżowy płaszcz; jego poły poruszały się zwiewnie w rytm kolejnych kroków. Kiedy przechodził pod dziurawym ogrodzeniem, struktura odgięła się i zadrasnęła skórę na wierzchu dłoni. Zdąży jedynie się skrzywić i objąć rękę, zbyt skupiony na tym, co ujrzał po drugiej stronie. O twarzy nieruchomej, ale wnętrzu pełnym złych przeczuć, wtargnął na teren, gdzie zimny wzrok osiadł na przebywającej tu młodzieży, na grupkach stojących na uboczu (zanoszących się śmiechami i głośnymi rozmowami) oraz na tych śmielszych znajdujących się znacznie bliżej ciemnego jak otchłań tunelu.
Zwolnił kroku, ostrożnie się rozglądając. Rozmasowywał dłoń. Nie myślał o sobie — nie o tym, że to parszywe zranienie będzie szczypać przez długi czas. Teraz brnął naprzód i myślał o przeklętej lokalizacji, którą otrzymał; która zwabiła go równie tajemnico co pełen nadziei syreni śpiew. Eleganckie buty już dawno obsiadał szary kurz.
— Ciekawe czy znajduje się tu ten pieprzony morderca — szepnął ktoś z tyłu, na co Ye Lian spiął się i spoglądnął przez ramię, upewniając się, że rozmawiająca grupka nie kieruje w niego spojrzenia.
Co on tu do cholery robił?
Zębatki przetoczyły się w jego umyśle. Coś zaskoczyło. Dłoń sięgnęła kieszeni.
Ekwipunek:
- paczka chusteczek
- portfel
- kluczyki samochodowe
- telefon
Ubiór:
ciemne, dopasowane spodnie; czarny golf; rozpięty beżowy płaszcz.
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
W pierwszym momencie nie wyczuł, że zaczynają zwalniać, więc kiedy towarzyszka przystanęła, Aoi wykonał jeszcze jeden krótki wykrok do przodu, unosząc w zdziwieniu brwi, pozwalając pergaminowym powiekom odkryć perłowe bielmo płynące przez błękit tęczówek; bo ciało zaparło się, zawiesiło nieznacznie na zahaczonym o własne przedramieniu kobiety. Dłoń dzierżąca laskę wysunęła się intuicyjnie, nieco bardziej do przodu chcąc złapać balans, przez co plastik obił się drugie ciało. Obce ciało. Głuchy, delikatny dźwięk, bardziej to wibracja płynąca ku dłoni zadziałała niczym kubeł zimnej wody. Problem w tym, że przez usta Aoiego nigdy nie przesunęło się słowo „przepraszam". Język więc zwilżył wargi, a sylwetka znów nabrała na wyprostowaniu, napięła się niczym struna, pozwalając uśmiechowi zawinąć się w kąciku, tuż przy metalicznemu pobłyskowi jednego z kłów. — Och, ups, o ja niezdarny. — Zawsze to robił. Głos lał się w niewinności i niewymuszonej słodyczy, chociaż palce na przedramieniu Madhuvathi zsunęły się niżej, ku jej nadgarstkowi, drąc przez materiał ubrania opuszkami, aby długie blade paliczki mogły spleść się z tymi jej, silniejszymi, pewniejszymi, mniej rozedrganymi w zafascynowaniu.
w kieszeni spodni telefon, miętowe gumy do żucia w listkach, stopery do uszu x2. W kieszeni kurtki nóż sprężynowy, gaz pieprzowy w żelu. Do szerokiego pasa pod kurtką wsunięte dwie niebieskie race sygnalizacyjne (do przełamywania). W prawej dłoni biała, teleskopowa, plastikowa laska.]
Warui Shin'ya and Sasaki Hotaru szaleją za tym postem.
Spojrzenie Enmy przykuł chyba największy facet, jakiego w ostatnich czasach widział. Gościu był olbrzymi i Enma zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem jego cielsko nie zaklinuje się w jednym z zapewne wielu korytarzy. Z drugiej strony to byłoby dość interesujące widowisko. Szkoda, że był duchem, bo całość momentalnie traciła na wartości.
- Co? - spojrzał na Kamiko wyrwany z zamyślenia na temat gabarytów yurei.
- A... Tak. Jeżeli to rzeczywiście ona to... wiem jak ją pokonać. Chociaż bardziej pasuje tu, że wiem jak zadbać o to, aby nas nie dorwała i nie rozerwała na pół. Tylko martwi mnie jedna rzecz. Generalnie powinna pojawić się po trzech dniach od usłyszenia tej legendy i raczej można ją spotkać w ciemnych alejkach, zwłaszcza w okolicach torów, a nie w podziemnym tunelu. - spojrzał w stronę tunelu i zmarszczył brwi.
- Jakby, nie wiem, coś albo ktoś chciał zebrać ludzi w tym zatłoczonym miejscu... i... sam nie wiem. To tylko moje domysły, ale biorąc pod uwagę to, co działo się kilka miesięcy temu w parku, oraz w gabinecie luster, to nie mogę pozbyć się wrażenie, że te wszystkie yokai to tylko pionki w o wiele większej grze, Kami. - mówił cicho, tak, żeby słowa, które wypowiadał usłyszała tylko Kamiko.
@Seiwa-Genji Kamiko @Shiba Ookami
Warui Shin'ya and Seiwa-Genji Kamiko szaleją za tym postem.
Przystają w końcu, ten nadal nad uchem trajkocze, nie słucha już zresztą z dobrą minutę, skupiona na wypatrzeniu odpowiedniego miejsca. Przytrzymuje go przy sobie, by ten nie wyrwał się do przodu, przypadkiem, ot, wlazł w ścianę. Tego by przecież nie chciało żadne z nich, nawet i ona, choć skronie jej poczęły boleśnie pulsować. Nie na tyle, by przeszkadzało jej to zbytnio, a jednak dały o sobie znać. Wysunęła rękę swoją spod jego ramienia, twarzą w twarz stają z chłopcem. I kolejne westchnięcie, bo zbierała się, by znów się odezwać.
— Jak nie skończysz jęczeć, to Cię tam zostawię, w tych tunelach, Aoi — mówiąc to, dłoń jej sięga zamka szeleszczącej kurtki, dwoma też zaraz zsuwając ją po bladych ramionach, w zamian okrywając je swoją własną, bawełnianą bluzą. W splotach materiału krył się jeszcze charakterystyczny zapach, którym obdarował ją kilka tygodni wcześniej. Na stałe już do niej przywarł.
— Lepiej, jaśnie książę? — dopytuje, samej się ubierając. Może i jasna kurtka była na nią odrobinę przykrótka, może nie do końca mogła ją zapiąć ale dyskomfort ten była w stanie jeszcze jakoś znieść. Z pewnością lepiej, niż ciągłe trajkotanie. Krótkim ruchem zamieniła jeszcze zawartości ich kieszeni, sięgając jego dłonią i pokazując gdzie każdy z elementów ma teraz swoje miejsce.
Ekwipunek - papierosy, zapalniczka, scyzoryk, telefon - upchane w kieszeniach spodni. W bluzie schowana niewielka latarka i opakowanie cukierków.
Wygląd: Czarna, rozpinana bluza (Oddana Aoiemu, zamieniona z jego własną), czarny podkoszulek na ramiączkach, luźne spodnie wepchnięte w ciężkie buty. Włosy spięte na czubku głowy.
@Munehira Aoi
Warui Shin'ya and Munehira Aoi szaleją za tym postem.
Wszystko jednak zmieniło się gdy pojawiła się dosyć dziwna para. Co tak właściwie robiła tutaj osoba niewidoma, to go zaskoczyło. Z wrażenia zamrugał kilkukrotnie by ponownie spojrzeć na tę dwójkę. Głownie niewidomego Munehirę. Niedopalony papieros wyleciał mu z buzi więc tylko go przygniótł butem. Dalej zapewne stałby tylko zdziwiony gdyby nie to, że mu się oberwało. Biała laska dosyć boleśnie obiła się o jego nogi, lekko syknął pod nosem. - Nie szkodzi, zdarza się.- Jego słowa potraktował niejako niczym przeprosiny, zwyczajnie nie chciał też stwarzać niepotrzebnej sprzeczki i zwracać zbytniej uwagi. Same zaś jego słowa były puste? Pozbawione jakiejkolwiek emocji, Zmierzył ich swoimi dwubarwnymi oczyma, oceniając nastawienie. W zasadzie nie wiedział kim są. Nie znał się na Yurei ani Onryo, więc można powiedzieć, że pakował się w paszczę lwa bez żadnych informacji. Zwyczajnie chciał być w jakikolwiek przydatny, ostatnio jego życie zakrawało o nudę. No nie licząc, że miał teraz Kaia na głowie, to już jednak inna historia. - Sasaki Hotaru - Niedbale się przedstawił, licząc, że uczynią to samo, w końcu już wyszło jak wyszło.
@Yōzei-Genji Madhuvathi @Munehira Aoi
Warui Shin'ya and Munehira Aoi szaleją za tym postem.
— Sasaki Hotaru... — Przemielił ponownie w ustach, zwracając uśmiechniętą twarz ku mężczyźnie, odrywając się ze swoim skupieniem od przyjaciółki, sięgając jednak ku niej dłonią, łapiąc między kciuk i palec wskazujący brzeg kurtki, która na siebie wsunęła, w międzyczasie składając na udzie laskę. Na krótki moment, brwi mężczyzny ściągnęły się nieznacznie. To jedna z tych chwil, kiedy podczas interakcji z inną osobą, Aoi próbował wyłapać również to, co działo się w tle, wokół nich, pochwycić znajomy głos, ruchy ciał, wszystko, co zdać by się mogło choć trochę podejrzanym. Ciężko było jednak ukryć fakt, że był zdecydowanie zbyt pobudzony, aby filtrować wszystko dokładnie. Gdyby nie Raja ze swoim łagodnym podejściem do tamowania ekscytacji — Aoi już dawno przedarłby się przez wszystkich i zniknął w gardle betonu tuneli. — Miło poznać, Panie Sasaki. Niewymowna przyjemność. Doprawdy. Mam nadzieję, że będziesz się świetnie bawił. — Gdyby tylko potrafił skończyć z kpiną, gdyby tylko potrafił trzymać język za zębiskami. — Szczególnie w tych, jakże radosnych okolicznościach, prawda, skarbie? — Lewe ucho nadstawiło się bardziej ku Madhuvathi. — I ja bardzo nie chcę nam zakłócać tej cudownej chwili, ale może pozwólmy sobie... Na nie wiem... wejście już może? — Stanowcze pytanie oparło się na barytonowym głosie, kiedy, głowa skłoniła się nieznacznie, poruszając falą popielatych kosmyków, zaraz to ruszając zamaszystym krokiem przez tłum. Oczywiście, że w pędzie zafascynowania podnoszącą się atmosferą, dłoń Aoiego na moment opadła na ramię @Sasaki Hotaru. — Zapraszam. Ile można stać w miejscu. — Kto wie czy się nie przyda, choćby jako element zabawy, pionek, który będzie dzielnie chronił królową i króla, nie zdając sobie sprawy z tego, że znajduje się na pierwszej linii frontu jako mięso armatnie.
Warui Shin'ya, Ejiri Carei and Sasaki Hotaru szaleją za tym postem.
Szept, który kotłował się z tyłu głowy, migotał jej powtarzaną frazą, niby toczoną modlitwą. Bo wiedziała, ze nie powinna ruszać się z mieszkania, że Yosuke miał rację. Podsuwała się na granicę niebezpieczeństwa i nie mogła nawet tłumaczyć się ciekawością, czy rzeczywistą jednak potrzebą - ostrzeżenia znajomych. Stając na przedpolu zebranych, dostrzegła ciemność chroniącą się w zejściu do tuneli. Tam, głębiej, czaić się miało coś zgoła gorszego. I znowu, coś ukłuło ją boleśnie pod żebrami. Zło rodziło się ze zła, z intencji okrutnej, zazdrości, zdrady. Zemsty. Wciągnęła głęboko powietrze, chcąc rozgonić niepokój krążący pod skórą, jak rozrzedzona krew. Miała tu jeszcze dodatkowy cel. Chociaż od dłuższego czasu klubowa cisza jej ciążyła, chciała - zrozumieć. Tym bardziej, że częściej i częściej działo się coś, co - nawet bez jej wyraźnej woli, była wciągana. Być może tym razem, uprzedziła los w rozgrywce. Albo, zagrała kartami już jej podrzuconymi. Mimo to, oszukać bijącego nieco zbyt szybko serca, oszukać nie mogła.
Ruszyła w tłum, chcąc rozeznać i odnaleźć tych kilka znajomych jednostek. Omijała większe zbiegowiska, mniej lub bardziej płynnie omijając rozsypane jak pionki na planszy, sylwetki. Nie czuła się komfortowo w tłumie, łatwiej jej było przemknąć miedzy rozsianymi parami. I chociaż cel jej obecności, klasyfikował się daleko poza klasycznymi upodobaniami, to palce mimowolnie musnęły brzeg torby, w której niezmiennie, jak artefakt, znajdował się szkicownik, gdy kątem oka uchwyciła jasne lico chłopaka o włosach barwy mieniącego się bielą popiołu. Kącik warg uniósł się nieznacznie, niemal czule, do pędzącego natchnienia i opadł, a ona podążyła dalej, pozostawiając za sobą ledwie łagodny ton unoszącej się woni kwiatu wiśni i bzu.
Nerwowo, przesunęła opuszki bladych palców o końcówkę plecionego luźno warkocza. Końcówkę zdobił barwiony granatem rzemień, w końcu zwalniając kroku. Stanęła na palcach wyciągając szyję wyżej i minimalnie zwiększając sobie pole widzenia. I to dwie sylwetki pociągnęły jej uwagę niemal natychmiastowo. Odetchnęła z ulgą, drobiąc pospiesznie krokami, by stanąć za plecami jasnowłosej sylwetki brata - Jiro! - wysunęła wskazujący palec, wbijając go delikatnie gdzieś pod żebra chłopaka. Potem, chwytając się ramienia, podciągnęła wyżej, tylko po to, by korzystając z zapewne chwilowej konsternacji, bądź nieuwagi, musnąć ulotnie policzek brata. Wiedziała już, że swoją troskę okazywał w niekonwencjonalny sposób. Zaakceptowała to i podążała na swój równie dziwny sposób - Ja tylko na chwilę. Obiecuję - dodała, zerkając z powagą w stronę stojącego obok Shiby. Jeśli byli obaj... byli bezpieczni. Musieli być. Uśmiechnęła się blado - Mam znajomego... który powiedział mi co to za stworzenie jest tutaj. Teke-teke - mówiła ciszej, nie chcąc unosić głosu ponad szum toczonych wokół rozmów. Palce zsunęła bardziej na rękaw Jiro - Jest... tu ktoś jeszcze, kogo znam? - zadała pytanie bardziej w powietrze, nie oczekując konkretnej odpowiedzi, samej, obracając się na pięcie wokół własnej osi, chcąc, już spokojniej, dojrzeć kogoś więcej. Kogoś być może o krzykliwie ognistej czuprynie lub oczach koloru złota. Co jakiś czas, czuła, jak ktoś szurnął ją ramieniem, przechodząc obok. Jeden z powodów, dla których nie lubiła tłumów.
@Munehira Aoi @Hasegawa Jirō @Shiba Ookami
Ekwipunek: Torba na ramię, a w niej - szkicownik i kilka ołówków, w tym czarny węgielek i kawałek kredy. Tabliczka czekolady, telefon i klucze, klucz francuski, chusteczki i chustka lniana, latarka (z fioletowym światłem), świeca ochronna i amulet z niewyraźnymi znakami.
Ubiór: Czarny, dopasowany półgolf, jasnoniebieskie, jeansowe spodnie, biało-granatowe trampki za kostkę, czarna, dopasowana kurka z kieszeniami. Na ręku cieniutka bransoletka z maleńkim czarnym kotkiem. Włosy splecione w warkocz.
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō and Mae Haneul szaleją za tym postem.
Przybyłych na miejsce było o wiele mniej niż zadeklarowanych, a tych, którzy najpewniej zagłębią się w ciemność tuneli, jeszcze mniej. Wzrok, który powoli przesuwał się po grupkach nastolatków nie miał jednak w sobie nic z niemych wyrzutów czy oskarżeń o tchórzostwo. Jak więzienny reflektor próbował namierzyć ten jeden jedyny niebieski łeb.
Pokręcił przecząco głową, jednym uchem wysłuchując podsumowania Shiby. Wrócił do rzeczywistości przywołany pytaniem.
– Tak, znalazłem jej profil na fejsie. Pisała, że boi się i trzęsie się, bo wie, że zrobimy jej dzisiaj z dupy jesień średniowiecza – rzucił tonem aż ociekającym ironią, zerkając na Shibę – Chociaż patrząc na rysunki, które mają ją przedstawiać to nie zrobimy. Bo tej dupy nie ma.
Poruszył znacząco brwiami, a później najpewniej wyszczerzył kły pod maską, zadowolony z siebie, aż mrużąc ślepia z rozbawieniem. Żartami, które najbardziej go bawiły były jego własne.
Nagłym zaniepokojeniem powitał obecność Carei, uspokojony jednak sposobem w jaki go przywitała. Jak spragniony bliskości pies, który na ten jeden moment zapomniał, że powinien ugryźć każdą rękę, która pojawiłaby się w zasięgu jego wzroku. Korzystając z okazji wspięcia się siostry na palce, objął ją jedną ręką i na moment przytrzymał w miejscu, pochylając się nieco.
– Podobno atakuje tylko facetów, więc wykorzystaj któregoś jako przynętę i wtedy ją zabij – mruknął jej do ucha, nawet nie zastanawiając się nad tym czy byłaby do tego zdolna.
Uwolnił ją tak samo szybko jak zamknął w uścisku, sprowadzając to wszystko do pozorów szybkiego powitania.
– Jeżeli będzie próbowała cię dorwać, krzycz jak najgłośniej. Znajdziemy cię.
@Shiba Ookami @Ejiri Carei
Ekwipunek: telefon, składany nóż, latarka (z niebieskim światłem), kilka papierosów, zapalniczka, świeca ochronna, amulet z niewyraźnymi znakami, tuszkot, baton papita
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Mae Haneul and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Ale to nie tak, że nie traktowała tego na poważnie. Po prostu jej poważnie było trochę inne niż osób ze zdrowym, realistycznym podejściem do życia. Tak też ciekawość i jakieś wewnętrzne poczucie obowiązku zaprowadziło ją prosto pod parszywe tunele, bo przecież jak miała to zostawić w spokoju? Nie pomóc? Tyle ludzi się przecież zainteresowało! Całe cztery tysiące! To ją praktycznie wzruszyło, dało jej błogą nadzieję, że jednak społeczność w trudnych chwilach potrafi zjednać się razem i współpracować, by wspólnie zaradzić problemowi zagrażającemu ich bezpieczeństwu…
No, może wypadło im coś ważnego. Korki na drogach, nie wiadomo. Bo może i dobra z liczb nie była, ale potrafiła odróżnić, czy jest w tłumie tysięcy ludzi, czy w setkach. Lub dziesiątkach. Nieistotne, nie będzie o tym myśleć. Ważne, że ktoś jednak był!
Przepychała się przez stadko roześmianych osób w jej wieku, aż nie usłyszała znajomego jej głosu. Kamiko! O czym mówiła? Onryo? Zainteresowana podsłuchała ten kawałek jej rozmowy, a gdy skończyła mówić podniosła wysoko ręce i zaczęła machać do niej energicznie.
- Kami–no gdzie mi z łapami! - syknęła, gdy jakiś pijaczyna na nią wpadł. Czemu oni…Ah, nie wiedziała, czy dziewczyna ją usłyszała. Wydawało się, że prowadziła jakąś poważną rozmowę, w którą Mari nie chciała się za bardzo wplątywać. Widok Kamiko nie zdziwił jej specjalnie, w końcu wiedziała o jej zaangażowaniu w pomoc innym, więc dziwne, jakby przegapiła taką akcję. Mogła w sumie wcześniej pomyśleć i się odezwać do niej, żeby przyszły razem, ale…w sumie to nie była przekonana, czy Kamiko podzieli jej entuzjazm widząc Mari w tym miejscu. Ah, no nic.
Przeniosła uwagę na trójkę osób, które jak dobrze wyłapała słowa, mają zamiar się już wybrać do tunelu. O, idealnie!
- Hej, hej! Przyłączam się! - podbiegła do nich, dorównując im krokiem - Kakita Mari! W grupie zawsze raźniej i bezpieczniej, prawda? A obawiam się, że plan cztery tysiące versus jeden już poszedł, wziął w łeb - zaśmiała się krótko, rozglądając się ostatni raz po zgromadzonych - Usłyszałam, że to może być sprawka Onryo, a nie człowieka. Jak w tej legendzie.
@Seiwa-Genji Kamiko @Munehira Aoi @Yōzei-Genji Madhuvathi @Sasaki Hotaru
ekwipunek: latarka, butelka pipsi, kilka batoników, markery, włóczka, scyzoryk, zapalniczka + dezodorant
Warui Shin'ya and Munehira Aoi szaleją za tym postem.