Pozbawione jakiegokolwiek oświetlenia, ciemne, wilgotne i pełne brudu. Ciągną się pod całym miastem, skręcając, rozwidlając i plącząc niczym setki węży. Niektóre z nich zawaliły się podczas trzęsienia ziemi, inne zalała częściowo woda, przez jeszcze inne przemykają stworzenia o wiele mniej przyjazne od zwykłych szczurów. Do tuneli nie zapuszcza się nikt o zdrowych zmysłach i czystym sumieniu - bywają miejscem nielegalnych wymian, a czasem kryjówką dla uciekających przed prawem. Od lat krążą plotki, że ci, którzy się tu zapuszczą, już nie wracają lub powracają, jednak nie tacy sami, jak wcześniej. Prawdą natomiast jest, że łatwo o zgubienie się w tych czeluściach.
2-5 - postać wpada do zastałej, zatęchłej wody. Teraz ma przemoczone buty i niezbyt przyjemnie pachnie.
6 - postać napotyka bardzo nieprzyjaźnie nastawione yōkai (lub grupę zbirów), które tylko czekało na ofiarę; interwencja MG.
- Co się stało z Senchą? - zapytała roztrajkotana, patrząc na niego błyszczącymi oczami wielkości arbuzów. - Byłam pewna, że szedł z nami, jeszcze przed momentem. Dlaczego za nami nie nadążył?
I znów ten ścięty śmiech dziewczyny, znów lekkie wygięcie brwi pod ciemną czapką chłopaka, który próbował nie zareagować na towarzyszkę zbyt niegrzecznie. Uśmiechnął się tylko - oczami, bo usta zakrywał materiał maski - jakby z zakłopotaniem.
Nagle wybuchła bardziej gromkim śmiechem; szczupła dłoń opadła na bark raz jeszcze, dalej z niesłabnącą mocą rakiety spuszczonej z myśliwskiego samolotu F-35. Walczył, by machinalnie nie rozmasować atakowanego, na pewno zbitego do gołego mięsa, skrawka ciała. Powstrzymał się jednak, kiedy wsunęła długi kosmyk włosów za ucho i wstała energicznie z barierki, na której siedzieli. Wtedy przestał się uśmiechać; zapomniał nawet o pulsującym bólu.
- Poszukam go, dobrze? - Tak zrobiła, nie czekając na jego odpowiedź. Wróciła po kilkunastu minutach, z rezygnacją rozkładając ręce na boki. - Niestety, nigdzie nie mogę go znaleźć. Może...
Zatrzymała się, przegryzając wargę; w skupieniu, od którego cierpł mu kark, bo choć wokół było mnóstwo ludzi - dziesiątki łaknących sensacji nastolatków, paru intrygantów, zaniepokojeni rodzice, szukający po grupkach swoich niesfornych pociech - jemu przypadło natrafienie na dziewczynę, której monologu nauczył się już na pamięć.
- Co się stało z Senchą? - zapytała w pełnej nucie zaskoczenia, dotykając dłonią zarumienionego od chłodu policzka.
Ściemniało wieki temu; tak dawno, że przestał czuć niewygodę od siedzenia na metalowym ogrodzeniu.
- Byłam pewna, że szedł z nami.
- Może powinniśmy go poszukać? - podsunął z westchnieniem, w reakcji na plan słysząc jedynie podszyte werwą przytaknięcie. I znów ujrzał ten jej charakterystyczny ruch, który w ciągu ostatnich godzin zdążył zapamiętać w najmniejszych detalach. Szczupłe palce wsuwały się pod pasmo
(ale włosy dziewczyny nie były tak czarne jak włosy dostrzeżonej prędzej Eji; bo przypominały gorzką czekoladę, kiedy pasma Carei na myśl przywodziły turmalin; i to, że zdawał sobie z tego sprawę, było nie na miejscu, bo Ejiri, zarejestrował to, dobiegła do Hasegawy; była w dobrych rękach; w jego rękach była z kolei dziewczyna i palce wsuwane pod pasmo)
by zaraz potem zaciągnąć je za wykolczykowane ucho. Paznokcie miała zielone jak szmaragdy - pasowały do kolczyków jej matki.
- Dziękuję ci - rzuciła starsza kobieta, ściągając rozproszoną uwagę chłopaka; krzyżując z nim spojrzenie. - Bałam się, że znów przepadła. Szuka Senchy.
Kiwanie głową.
- Wiem.
- Cieszę się, że do mnie zadzwoniłeś.
- Zaraz potem padła mi komórka - usprawiedliwił się, dotykając palcami piersi; po wewnętrznej stronie kurtki spoczywał telefon. - Musiała pani błądzić.
- Nie tak bardzo jak ona. - Wskazała przeciskającą się między grupką nastolatków dziewczynę. Jej czarne włosy łapały refleksy od pobliskiego ogniska, jakby same zajęły się płomieniami. - Sencha był jej bliski. Zginął z dziecięcej głupoty, dlatego sytuacje takie jak ta...
- Rozumiem.
- Nie masz chyba zamiaru wejść do środka? - Zwątpienie ściągnęło jej twarz w jeszcze większym zmęczeniu. - Bawić się w sprawiedliwość?
- Oczywiście, że nie.
- Dobry z ciebie chłopak. - Znów ten przyjazny, matczyny uśmiech. - Szczere masz oczy. Całe szczęście, że doglądały Arakidy.
Gdy odeszła, jeszcze jakiś czas przyglądał się wychudzonym plecom; pajęczym palcom obejmującym nadgarstek nieprzerwanie rozgadanego dziewczęcia; choć obie znajdowały się za daleko, po ruchu warg rozpoznał pytanie.
Co się stało z Senchą?
Sam chciałby wiedzieć, ale historia Arakidy - i jej przyjaciela - prędko wyblakła. Na jej miejscu pojawiła się nowa; świeższa. Powietrze ledwo przecisnęło się przez maskę; dotarło do płuc, zwiększyło objętość piersi. Stracił mnóstwo czasu na ledwie córkę kwiaciarki - ale był to winien kobiecie, bo gdy zaciskał palce na żółtych płatkach kwiatów, gdy z czołem przylegającym do grobu zagryzał wargi do krwi, to ona przy nim przyklękła, to jej dłoń znalazła się na jego karku.
Co się stało z Ichiru? - zapytała wtedy, a on rozwarł palce i od tego czasu kwiaty trzymał z delikatnością, o jaką go nie podejrzewano.
Ta sama delikatność nie wyszła jednak poza bukiety dostarczane w ramach pomocy w podrzędnej kwiaciarni Fukkatsu. Ledwie obecność kobiety zniknęła, a już zapomniał, jak raptem kwadrans wstecz zarzekł się, że nie wejdzie do tuneli. Czaszka opustoszała - wymazał się obraz poczciwego oblicza. Został zasłonięty innym, gorszym.
(*) Spojrzenie złote jak jad spoczęło na jasnowłosym mężczyźnie - na dzierżonej przez niego lasce.
Miał kostium.
Wtedy.
Ale, o ile przebranie podchodziło pod element zabawy, szkło w jego palcach było prawdziwe. Łza krwi, jak kropla wytrwanego wina, spłynęła wtedy po szyi...
Dobry z ciebie chłopak - echo, prawie zagłuszone przez chrzęst jego coraz szybszych kroków.
Przywali mu.
Rozjebie jak psa.
Ale gdy wypadł w tłum, gdy uderzył kogoś z barku, gdy torował sobie przejście - wtedy z impetem buchnął w (beż) cudzą sylwetkę. I ten impet, w porównaniu do poprzednich, wywołał ból; trafił w od dwóch godzin wyklepywane miejsce, w ciągle doprawiane siłą ramię.
Syk utknął mu w gardle, ściął wzrokiem przeszkodę.
Chciał i jemu poprzestawiać szczękę, ale gdy dopasował twarz do imienia, wstępne obelgi zblokowały się w krtani. Zamiast ich padło tylko:
- Lazłem mu przyjebać. Mocno, wiesz? - Wściekłość mieszała się z zaskoczeniem, ale za dużo się działo; za tłumnie było. W pięści zamknął materiał sztywnego płaszcza - tuż przy szyi Ye Liana. - Co znowu robisz na mojej drodze? Miałeś siedzieć w domu.
percepcja - słuch (25) - porażka
ekwipunek
skórzana bransoletka z tajemniczym kamieniem
(jednorazowe użycie w celu zmiany negatywnego
wyniku kostki na pozytywny); portfel; klucze;
wyładowana komórka; podręczna latarka (mała);
scyzoryk wielofunkcyjny;
Ye Lian, Munehira Aoi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Piruet, jak obracany kalejdoskop, rzeczywiście zogniskował wzrok dokładnie na postaci obleczonej w czerń, Warui siedział wyżej, na barierkach. Płomień włosów, mimo nawet osłaniającego kaptura, odznaczał się wyraźniej. Znieruchomiała na moment, śledząc, jak obca, dziewczęca dłoń uderza radośnie o męskie udo. Wargi na krótko rozciągnęły się wąską linią, by w kolejnej, nieco zbyt szybko - nie wiedząc czemu - odwrócić się spłoszona.
- Idę... jeszcze się rozejrzeć - pomachała lekko bratu i stojącemu z nim Shibie, by wyrwać dość prędko, między zebranych. Starała się mimo wszystko usłyszeć, co takiego mówiono na temat czekających w tunelach "atrakcji". Wiedziała, że ktoś z profesji Yosuke, miał się pojawić na miejscu, ale zakładając profesjonalizm, nie byłaby to osoba dzieląca się szeroko posiadanym informacjami. Mimo wszystko - plotki bywały pomocne. Pół na pół.
Nim wychwyciła cokolwiek ważnego, ignorując nieco młodzieżowej kultury, znalazła się przez moment między poruszającym się zbyt raźno zgromadzeniu. Ktoś szarpnął ją za rękę, jakby chciał poprowadzić dalej, ktoś popchnął i nim się zorientowała, leciała jak długa. Intuicyjnie, próbując chwycić się materiału bluzy stojącego akurat w trajektorii lotu - chłopaka - przepraszam! - jęknęła, zakleszczając palce na, starając uratować, przed upadkiem. Dopiero unosząc spojrzenie, do tej pory mierzące nierówne kroki, zrozumiała na czyje spojrzenie trafiła i kogo potraktowała tak gwałtownie swoją obecnością - Enma - rzuciła na wydechu, nadal, jak artefaktu, trzymając się chłopięcej bluzy, dostrzegając w całej niezręczności katem oka, że obok stałą również jego siostra.
@Hasegawa Jirō @Seiwa-Genji Enma
Warui Shin'ya and Hasegawa Jirō szaleją za tym postem.
Czy tu pasował? Nie.
Czy była szansa na to, że jego obecność jakkolwiek będzie przydatna? Raczej nie.
Acz może to ostatnia nagana od Yosuke (wcale nie ostatnia, bo sprzed miesiąca, a po drodze było milion innych, jak zawsze), może odrobina wrodzonej ciekawości albo te irytujące poczucie, że brakuje mu puzzli do układanki sprawiło, że pomimo braku sensownych predyspozycji Kōji zdecydował się tutaj przyjść. W ostateczności wie, jak udzielić pierwszej pomocy, a to koniec końców też się przecież może przydać (chociaż wolałby, żeby nie zaszła taka konieczność). A on po prostu rozpaczliwie potrzebował danych. A te niestety nie chciały się same zebrać.
Czy szybko pożałował swojej decyzji?
Tak.
Wraz z promieniami zachodzącego słońca poczuł nieprzyjemny dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Nie przepadał za ciemnością, ale skoro już powiedział a, to należy powiedzieć i b. Chociaż przecież mógłby się wycofać i uznać tę grę za niewartą świeczki... mógłby, prawda?
Jednak oczy wypatrzyły znajomą sylwetkę @Hasegawa Jirō, którego obecność mimo wszystko w pewien sposób go zaskoczyła. Wahał się, czy do niego podejść, ze względu na otaczającego go towarzystwo, ale wzburzona, gniewna sylwetka @Warui Shin'ya sprawiła, że przyśpieszył kroku, zamierzając trzymać się od rudowłosego tak daleko, jak to tylko możliwe, więc nawet nie zerknął w stronę osoby, do której zmierzał. To nie tak, że go nie lubił... albo lubił. Po prostu z jakiegoś powodu w obecności tego yūrei jego pech się zwiększał jeszcze bardziej, a to była ostatnia rzecz, jakiej potrzebował. Ilekroć na niego trafiał, tylekroć wpakowywał się w jeszcze większe kłopoty, niż z reguły, dlatego dla bezpieczeństwa wybrał obecność osoby, która przynajmniej doceniała stawianie mu śniadań. Bądź innych posiłków.
Będąc w dostatecznie bliskiej odległości zamachał niepewnie ręką w stronę Jirō, starając się nie zgubić i nie potrącić przypadkiem żadnego nastolatka. Przy odrobinie szczęścia może też nie wdepnie w żadne ognisko, acz tego już nie mógł być aż tak bardzo pewny...
Ekwipunek: torba przewieszona przez ramię (długopis, zeszyt A4 w kratkę, butelka filtrowanej wody,
opakowanie tabletek uspokajających, opakowanie tabletek przeciwbólowych, latarka,
telefon, wkrętak z wymiennymi końcówkami, woreczek z solą
opatrunek jałowy, bandaż elastyczny, plastry, portfel, klucze)
Ubiór: czarna koszula z podwiniętymi rękawami, brązowa kamizelka zapinana na guziki,
skórzana czarna kurtka, ciemnoczerwona apaszka-bandana,
czarne spodnie i długie sznurowane buty do kolana,
pełno biżuterii (pierścionki i kolczyki)
Warui Shin'ya and Hasegawa Jirō szaleją za tym postem.
- Heh - rzucił tylko pod nosem, kryjąc się gdzieś na uboczu i przyglądając temu, co inni zamierzają zrobić. Nie miał raczej żadnej broni, a tym bardziej pewności, że wszystko potoczy się bezproblemowo. Mimo to, zamierzał chociaż wyciągnąć z tego jakieś informacje. I upewnić się, że nie było w to zaangażowane coś nader nadnaturalne. Dostrzegł też w zbiorowisku ludzi kilka znajomych twarzy, jednak czas i miejsce raczej nie pozwalały na zabawę w plotki i uprzejmości. Poprawił torbę na ramieniu i przystanął obok jednej ze ścian, która wydawała się mniej wilgotna i zapuszczona jak reszta.
Ekwipunek: torba przewieszona przez ramię (2 długopisy, zeszyt A4, dwie półlitrowe butelki wody, cztery puszki z napojami gazowanymi, z sześć wafelków, paczka chipsów, czekolada mleczna, latarka), telefon, klucze do mieszkania, paragon.
Ubiór: mniej więcej avatar. Dodać tylko czarną marynarkę i zabrać parasolkę i kota.
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
- Oi, Kam- - jego słowa utonęły w gardłowym warknięciu, które wyrwało się z niego kiedy poczuł jak coś uderza w niego. I choć nie było to zbyt mocne ani nawet bolesne, to sam fakt, że ktoś go w ogóle dotknął i na dodatek uwiesił się jak kurtka na wieszaku było wystarczająco irytujące.
- Tsk - odwrócił się, jednocześnie łapiąc delikwenta za nadgarstek i szarpnął, tym samym odrywając go do siebie. A raczej ją.
Kiedy jego spojrzenie spoczęło na znajomej twarzy, oczy momentalnie rozszerzyły się pozwalając, aby czyste zaskoczenie zamieniło się z irytowanie.
- Ty... - trwało to jednak zbyt krótko, bo już po chwili jego twarz pociemniało, palce zacisnęły się mocniej w okół rachitycznego nadgarstka, niemal go łamiąc, a usta wygięły w grymasie wyjątkowego niezadowolenia i złości.
- CZY TO JEST JAKIŚ PIEPRZONY ŻART? - krzyknął na tyle głośno, że najbliższe osoby z pewnością go dosłyszały.
Nie wierzył.
No.
Po.
Prostu.
Kurwa.
Nie.
Wypuścił Ejiri z żelaznego uścisku i zrobił dwa kroki w tył, spoglądając to na nią, to na jego siostrę.
- Zabijecie mnie. Obie. Aż tak mnie nienawidzicie? - jęknął, a potem kucnął zrezygnowany chowając czoło w dłoni lewej ręki opartej o kolano.
Dlaczego. Dlaczego i ona tu przylazła? Czy ona w ogóle rozumiała powagę sprawy i niebezpieczeństwo, jakie czyhało w tunelach? Czy też traktowała to jako zabawę?
Dlatego nasze światy tak bardzo różnią się od siebie. Ona nigdy tego nie rozumie. Dlatego musisz trzymać ją na dystans, Enma. Musisz ją chronić.
- Błagam, powiedz, że nie przyszłaś tutaj, aby wejść do tego tunelu, Eji. Powiedz, że przyszłaś tutaj tylko odprowadzić kogoś, albo nie wiem, na spacer. Ale nie po to, aby tam iść. Albo że to marny żart, na który wpadłyście z Kami. Dlaczego muszę martwić się też o ciebie? - zapytał cichym, zrezygnowanym głosem.
@Ejiri Carei @Seiwa-Genji Kamiko
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
@Kakita Mari @Munehira Aoi @Ejiri Carei
Warui Shin'ya, Munehira Aoi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Spoglądnął na rząd załamywanych w ciemności twarzy, na wielki otwór tunelu, a następnie na Shin'ye, który wrzał od kipiącego rozdrażnienia. Ostatni dotyk słońca dotarł na dno brzucha i poszarpał wnętrzności.
— Lazłem mu przyjebać. Mocno, wiesz?
Powieki otulające krystaliczne spojrzenie przymrużyły się; rzęsy rzuciły cień na bezgraniczny chłód zaklętych w szkle oczu.
— Co znowu robisz na mojej drodze? Miałeś siedzieć w domu.
— Jak na kogoś, kto tak gorliwie wysłał mi wiadomości z lokalizacją, wydajesz się szczerze zaskoczony moją obecnością — zaczął spokojnym tonem. — Co znowu robię na twojej drodze? Nie wiem. Może spadł na mnie obowiązek, by odwieść cię od głupich decyzji?— urwał, aby zaczerpnąć powietrza. — A teraz uspokój się Shin'ya i mnie puść. — Słowa, mimo iż wyważone, nabrały pewnego tonu. Uścisk na nadgarstkach Shina się poluźnił. Miał nadzieję, że go posłucha i na nowo nabiorą fizycznego dystansu. Te wszystkie surowe dźwięki, którymi go przywitał były jak węgielki. Choć ostatnie słowo miało go ogrzać, na niewiele się zdało wobec chłodnego wiatru, który co rusz bawił się włosami.
Patrząc na ludzi, często widział, jak ci robią coś niemądrego. Ale czy miał prawo interweniować? Zawsze był zdania, że nie. Ale w tym przypadku, nie umiał zawrzeć ust. Podświadomie podejrzewał, że zwrócenie uwagi na niebezpieczeństwo, w jakim się znalazł, może być w przypadku Shin'yi niezbyt rozsądną drogą — nie taką, która powiedzie ku uniknięciu ryzyka. Ye Lian czuł, że może osiągnąć w ten sposób wręcz odwrotny skutek. Tak jak śpiący budził się pod wpływem utkwionego w nim spojrzenia, tak samo drzemiące jeszcze niebezpieczeństwo budziło się skutkiem zwrócenia nań uwagi i raptownie spadało na zagrożoną ofiarę, zanim ta zdoła przed nim uciec.
— Czemu tu jesteś? — I kim on jest? Pytało spojrzenie, gdy kąt wyrafinowanego oka wyłapał jasny punkt w tłumie, któremu tak gorliwie przyglądał się szczeniak — mężczyznę o jasnych popielatych włosach. Wydawał się nie pasować do tego całego unoszącego się brudu i szczebiotliwego tłumu. Czy to jego miał na myśli?
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Jako tako wiedziała jak się jej pozbyć, ale chciała znać perspektywę i opinię brata. Chociaż to pewnie jeszcze ze sobą skorygują w trakcie eksploracji tuneli.
Uwagi Kamiko giga facet nie przykuł za bardzo. W końcu był duchem, ale informacje które wykrzyczał zapadły jej w ucho i nieco rozjaśniły jedną z kwestii. Zdecydowanie bardziej jej uwagę zwróciła na siebie jej przyjaciółka z południowej części miasta. Jej pokerowa twarz legła w gruzach, a brew zaczęła drgać kiedy furia szatana wstąpiła w jej ciało. - Enma, zaraz wracam. - Rzuciła tonem chłodnym niczym kurczaczek w zamrażarce. I ruszyła powoli w stronę Kakity -Co.ty.tu.robisz? - Wycedziła starając się nie dać ponieść emocjom. Szczerze to miała ochotę ją stąd wyprowadzić, bo tak jak Kamiko była na to względnie - chociaż zdaniem pewnego karła nie bardzo - gotowa, tak biedna dziewczyna z Nanashi nie koniecznie mogła dać sobie radę z wkurwionym duchem. O tyle dobrze że nie jest mężczyzną. Miała większe szanse. -Mari. Na poważnie, to nie jest zabawa. Powinnaś... - Wzięła głęboki wdech i wydech. Kurwa... Minuta z jej bratem wystarczyła żeby dostała takiego samego kija w dupie. Wcisnęła więc worek fasolek który Enma od niej nie przyjął, prosto w łapki dziewczyny. - Wiele to nie da, ale zawsze coś... Chociaż naprawdę uważam że nie powinnaś wchodzić do tunelu. - I w sumie to byłoby na tyle. Jeszcze zanim odeszła, odwracając się rzuciła Madhu przelotne spojrzenie. Ruszyła więc z powrotem do brata i Eji, która się na niego rzuciła i dostawała taką samą zjebę jak Kamiko przed chwilą. Miała też nadzieję że Mari wzieła sobie do serca słowa Kamiko o modlitwach, które padły z ust Minamoto zaledwie dwa dni temu.
Carei nie do końca się tu spodziewała, ale widać było że Enma się o nią martwi? Dlaczego? Bo jakkolwiek się wnerwił. - Spokojnie, jak krzyczy to znaczy że kocha. - Rzuciła do Eji z delikatnym uśmieszkiem na ustach.
@Kakita Mari @Ejiri Carei @Seiwa-Genji Enma
Rzut na egzorcyzmy: 85 + 0
Warui Shin'ya and Kakita Mari szaleją za tym postem.
- Przepraszam - wciąż oplatając palce wokół nadgarstka, nachyliła się lekko, by odezwać się równie cicho, ale łagodnie.
- Enma... bardziej boję się ludzi, niż yokai - zawahała się tylko moment, rozluźniła nawet drgające pod skórą mięsnie - Mogę sobie stąd pójść, ale zapewne wtedy, dołączę do Jiro - prawdopodobnie nie był to ani czas, ani miejsce do przyznawania się bycia medium, ale właściwie, nie miała nic do stracenia - odsuwanie mnie na bok, nie sprawi magicznie, że ta strona przestanie się mną interesować. Widzę ją. Ona widzi mnie - odchyliła się i powoli wstała, spoglądając na siostrę chłopaka. Widocznie, oberwało się jej wcześniej
- Musze zapamiętać, że tak się robi - próbowała powiedzieć to lekko, ale ciepło wkradło się dość nachalnie. Niezręcznie. Emocje, znowu atakowały falami, robiąc sobie z jej serca dziwne pole bitwy. Była zmęczona, a coś przecież, dopiero się zaczynało.
Moment potem niemal podskoczyła, by w kierowanym ku niej krzyku rozpoznać kolejną, ton znajomej persony, poznanej w dość dla niej nietypowych warunkach. Przez Kaia - To samo zapewne co ty...? - cofnęła się krok, spinając ciało ponownie, zbladła. Intuicyjnie stanęła bliżej Enmy oraz Kamiko. Na dalszą interakcję szansy nie było, bo chłopak zniknął w tłumie. Nachyliła się w stronę wyższej od niej dziewczyny - chyba nie można stosować tych samych zasad wobec wszystkich.
@Seiwa-Genji Enma @Seiwa-Genji Kamiko @Sasaki Hotaru
Warui Shin'ya and Hasegawa Jirō szaleją za tym postem.
Nic więc dziwnego, że zainteresowała go sprawa kogoś, kto miał nieco więcej szczęścia w swoim zwyrolskim dorobku i do tego cieszył się renomą, ściągającą tłumie gapiów mniej lub bardziej świadomych. Ciężko powiedzieć czego konkretnie Kiryuu spodziewał się zjawiając w tak obleganym miejscu, z wyjątkowo kiepskimi warunkami jeśli chodzi o potencjalny autograf... Szczerze mówiąc liczył, że zbrodniarz da popis swoich umiejętności i grono miejscowych duchów wzbogaci się o kilka niewinnych, zaszlachtowanych ciekawskich. O siebie nie bardzo się martwił - umrzeć po raz drugi byłoby raczej ciężko a może wręcz odprężająco, patrząc na rozwlekły, ubogi w zajęcia nie-święty spokój.
Obserwację innych ludzi, zwłaszcza przy tak przyziemnych czynnościach już dawno uznał za mało zajmującą, to też yurei nie specjalnie zwracał uwagę na mijających go ludzi. Nawet jeśli ktokolwiek go zauważył - a istniała niewielka szansa - nie ujawnił się z tym faktem, na swoje szczęście. Śledzenie potencjalnych widzących fundując im narastającą paranoję także przestało go już bawić. Jego światełkiem w tym ciemnym tunelu, oby krwawym i głośnym był atak potencjalnego mordercy, którego - o ile się Touyi poszczęści - będzie miał szansę obejrzeć "przy pracy". Bo o ironio, z ziemskich i jakże przydatnych zmysłów pozostał mu chociaż wzrok.
W związku z tym nie wychylając się ponad zbierających się na odwagę gapiów, Kiryuu przystanął gdzieś na uboczu, czekając aż to inni podejmą jakąś decyzję, pozostawiając mu tymczasem rolę zamykającego ewentualny kondukt straceńców, żwawo przeskakującego kolejne ciała...
#nicważnego #nikogoniezaczepiam #borzeszzielonynieumiemjużpisać
Strój: przemoczona od góry ciemna bluza z kapturem, proste spodnie i ciężkie buciory
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.