Podziemne tunele - Page 20
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sob 8 Kwi - 18:00
First topic message reminder :

Podziemne tunele


Pozbawione jakiegokolwiek oświetlenia, ciemne, wilgotne i pełne brudu. Ciągną się pod całym miastem, skręcając, rozwidlając i plącząc niczym setki węży. Niektóre z nich zawaliły się podczas trzęsienia ziemi, inne zalała częściowo woda, przez jeszcze inne przemykają stworzenia o wiele mniej przyjazne od zwykłych szczurów. Do tuneli nie zapuszcza się nikt o zdrowych zmysłach i czystym sumieniu - bywają miejscem nielegalnych wymian, a czasem kryjówką dla uciekających przed prawem. Od lat krążą plotki, że ci, którzy się tu zapuszczą, już nie wracają lub powracają, jednak nie tacy sami, jak wcześniej. Prawdą natomiast jest, że łatwo o zgubienie się w tych czeluściach.

MOŻLIWE WYDARZENIE - RZUT KOŚCIĄ K6

1 - postać natrafia na czyjąś słabo zamaskowaną skrytkę. Cóż, cudza strata, bo teraz ktoś inny wejdzie w posiadanie paru wartościowych przedmiotów; +50PF.
2-5 - postać wpada do zastałej, zatęchłej wody. Teraz ma przemoczone buty i niezbyt przyjemnie pachnie.
6 - postać napotyka bardzo nieprzyjaźnie nastawione yōkai (lub grupę zbirów), które tylko czekało na ofiarę; interwencja MG.

Haraedo

Seiwa-Genji Enma

Wto 6 Cze - 22:36
Powiew świeżego, nocnego powietrza podziałał na niego niczym lodowata woda, która zmywała osiadły smród zatęchłego i dusznego osadu z tuneli. Nie rozglądał się na boki, jakby zupełnie stracił zainteresowanie otaczającą go rzeczywistością, choć prawda była taka, że nie chciał napotkać jego spojrzenia. Na pewno nie dzisiejszej nocy, choć podświadomość szeptała mu uciążliwie, że w najbliższej przyszłości będzie zmuszony porozmawiać z nim o tym, co właściwie wydarzyło się tego wieczoru. A nawet i nocy.
Myśli rozpierzchły się na boki, uciekając w stronę Kamiko i Eji, ale wierzył, że skoro opuściły tunele przed nim, to z pewnością były w drodze do domu. Z dala od niebezpieczeństwa. Przynajmniej teraz.
Z jego płuc wydobyło się ciche westchnięcie, kiedy wreszcie pozwolił sobie na uniesienie głowy, a tym samym zrywając uporczywe spoglądanie w stronę ziemi. Świat dookoła zamarł, gdy ujrzał jedyną osobę, której obecności naprawdę teraz potrzebował.
Przyjechał. Mimo późnej pory, mimo przeciwności - był tutaj.
Usta drgnęły, jakby chciały ugiąć się pod naporem uśmiechu, ale ostatecznie przegrały walkę i pozostały nieruchome. Jednakże dwubarwne tęczówki zdradziły Enmę, kiedy można było dostrzec w nich błysk ulgi i małej dozy radości. Nie odsunął się, ani też nie odwrócił głowy, gdy delikatne palce jasnowłosego musnęły jego podbródek, jednocześnie zmuszając do posłuszeństwa. Łaknął i chłonął całym sobą ten niepozorny gest, niczym mały, bezpański kociak, który po raz pierwszy w swym życiu doświadczał ludzkiego dotyku, który nie niósł ze sobą bólu.
- Mhm, chodźmy. - w końcu odezwał się, wreszcie pozwalając sobie na uśmiech, choć był on gorzki i cierpki, jak zbyt długo zaparzana herbata. Odpiął z paska miecz przed wejściem do auta, opierając broń o swoje uda, tak, aby nikomu nie przeszkadzać, jednocześnie przez krótką chwilę spoglądając w stronę szofera. Widząc jego zaczerwienione spojówki i opuchnięte oczy, zapewne od niewyspania i gwałtownej pobudki, Enma nawet poczuł ukłucie wyrzutów sumienia. Trwało to jednak zbyt krótko, by wziąć to za coś bardziej poważnego, niż nic nie znaczący pyłek.
Drzwi po drugiej stronie trzasnęły, a gdy Shizuru zajął miejsce tuż obok niego, ciemnowłosy od razu przechylił się w bok i opadł policzkiem na jego ramieniu, przymykając na moment powieki. Dopiero teraz, w samochodzie, w otoczeniu bliskiej mu osoby, uderzyło w niego pulsujące zmęczenie. Jedyne o czym teraz marzył, to ciepłe łóżko i kąpiel. Zwłaszcza to drugie.
- Centrum. W Asakurze jest zbyt wiele oczu. - odpowiedział mu, z wyraźnym ociąganiem podnosząc się do pozycji siedzącej, a tym samym zrywając z nim kontakt fizyczny. Od razu dojrzał mały pakunek z fastfoodowego sklepu i bez namysłu sięgnął po niego. Rozpakował papier i już miał sięgnąć po pierwszą, złocistą frytkę, gdy jego brudna od błota i krwi dłoń zawisła w powietrzu. To dziwne, ale... nie był głodny. Chociaż nie, to też nie było dobre określenie. Nie miał apetytu, co było abstrakcją samą w sobie. Ale jego żołądek był tak ściśnięty, że z ledwością przełykał ślinę, nie wspominając o posiłku.
Może później.
Może jak odpocznie.
Ponownie przechylił ciało, i oparł się o Shizuru.
- Kamiko je widzi. Chyba. To tylko moje spekulacje, ale.... wiesz może coś na ten temat?

@Saga-Genji Shizuru

zt x2


Podziemne tunele - Page 20 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Seiwa-Genji Kamiko and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.

Ye Lian

Sob 17 Cze - 21:04
Kiedy ich głowy wyłoniły się na zewnątrz, niebo było przeżarte mrokiem. Cisza panująca na zapamiętanym rozgadanym placu przerywana była teraz pojedynczymi dźwiękami ukrytych owadów — po zgromadzeniu nie było nawet śladu. Ye Lian zdawał się poruszać w pojedynkę. Ani razu nie spoglądnął na towarzyszące mu persony, pochłonięty myślami, które osłaniały umysł, jak stado namolnych much. Miał wrażenie, iż wędruje po wąskiej kładce ponad otchłanią szaleństwa. Otaczał go obłęd, trzepocząc cicho nietoperzowymi skrzydłami nocnego łowcy o złotych oczach: zmierzał wprost ku szaleństwu. Bał się kolejnego kroku — nie wiedział w końcu czy to nie on spowoduje, że runie głową w dół.

Kiedy wyczuł, że wyszedł na prowadzenie (zostawiając ich nieco z tyłu), zatrzymał się. Zgasił latarkę w telefonie i spojrzał na wyświetlacz; blask na moment rozświetlił zmęczone, blade lico. A potem prawa dłoń zniknęła w płytkiej kieszeni, palec zahaczył o kluczyki — wyczuł wyczekiwany chłód.

Odwiozę was.

Ye Lian spoglądnął na czające się gdzieś w półmroku postacie, największą uwagę skupiając jednak na wyróżniającym się jasną czupryną Jiro oraz na Eji, która ledwie trzymała się na nogach. Shin'ya znajdował się gdzieś wśród nich, jednak mężczyzna skrupulatnie i z nieukrywaną premedytacją, starał się na niego nie patrzeć. Kiedy wzrok na krótką chwilę przeskoczył na osłoniętą maseczką twarz, poczuł, jak zaczęła wrzeć w nim każda tłumiona niedogodność i sprzeczka. Jego przyciskana samokontrolą wściekłość wzmaga się do tego stopnia, że był przekonany, iż nie jest w stanie już więcej znieść; że nie wybuchnie, a zwyczajnie się rozpadnie. Stał na krawędzi całkowicie wyprowadzony z równowagi, z drgającą źrenicą, która szybko pomknęła w mrok.

Nie powinniście iść pieszo. Nie w takim stanie.

Zapadło krótkie milczenie, gdzie wzrok Ye Liana otaksowywał dziewczynę — w napięciu, z nienamacalną troską chłodnych, diamentowych tęczówek. Tę samą, którą Shin'ya postanowił zatrzymać u swojego boku. Kiedy o tym pomyślał, niesmak obsiadł język, przełknął jednak wezbraną w ustach ślinę i wyciągnął kluczyki. Samochód znajdował się kilka kroków dalej. Krótkiemu mignięciu świateł towarzyszył dźwięk odblokowywanych drzwi.

Potrzebowałbym jedynie waszych adresów.

Kiedy zatrzasnęły się drzwi, uruchomił nawigację i ustawił trasę. Pogoda się załamywała, jednak nie przewidywał burzy, która miała ostatecznie przemoczyć go do suchej nitki. Wybrał najszybszą trasę. W samochodzie panowała grobowa cisza — przerwana, w którymś momencie krzykami Hasegawy do jaśniejącego w półmroku ekranu. Ye Lian nie sądził, aby mężczyzna, który odbierał Blotkę, był w stanie udzielić mu jakichkolwiek informacji pięć minut po odjeździe, jednak jego głos tuszował niewygodę, która uciskała krtań.

W końcu miał przed sobą jeszcze najgorsze.



— zt + dodatkowo dla: Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Hasegawa Jirō.



Ye Lian

Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.

Vance Whitelaw

Sro 12 Lip - 14:33
Kiwnął głową. Powoli, ale zdecydowanie; nie jak dzieciak, który przytakuje na pytanie o to, czy chce dostać cukierka. Wiedział, jak powinien zająć się jasnowłosym, ale zamiast tego tym ograniczonym gestem przyznał mężczyźnie rację. Było w tym też nieme, przekonujące zapewnienie, że naturalnie to właśnie zrobi. Ogrzeje go. Zajmie się nim najlepiej, jak potrafi; tak, jak Kōji na to zasługiwał. Telefon blondyna schował do torby odebranej od Ye Liana. Postanowił zakodować w pamięci jego imię i nazwisko – albo utkwiło w niej mimowolnie – jakby wyczuwalna rezerwa wymuszała na nim uważność. Na twarzy Whitelawa na próżno było jednak doszukiwać się śladów ostrożności czy zdenerwowania – cokolwiek by się nie działo, miał wszystko pod kontrolą. Bywało, że sama świadomość tego wystarczała.
  — Proszę wyjąć swoją komórkę. Podyktuję — zakomunikował, gdy rzeczy Nagaia znalazły się w samochodzie. Przetarł jedną rękę o drugą, pozbywając się z nich brudu, który osiadł na nich po kontakcie z przybrudzonym paskiem. — Zostawię swój numer służbowy — wyjaśnił w oczekiwaniu na wykonanie polecenia, gdy tęczówki z uwagą przyglądały się mężczyźnie. Nie było nic dziwnego w tym, że prywatny kontakt Vance trzymał jedynie dla wybranych osób. Musiał wyczuć odpowiedni moment – ten, gdy palec w oczekiwaniu zawisł nad wyświetlaczem – bo wtedy od razu wymienił kolejno dobrze zapamiętane cyfry swojego numeru w tempie, które sprzyjało nadążeniu w spisywaniu.  
  — Będę pod telefonem — zapewnił, nie widząc potrzeby, by dodatkowo przekonywać ich obojgu o tym, że jasnowłosy był w dobrych rękach. Im dłużej by to robił, tym na mniej przekonującego by wypadł. Wiedział też, że jeśli nie darzyli go zaufaniem – a mieli ku temu prawo, tak jak on miał prawo nie darzyć nim ich dwójki – żadne słowa nie miały mocy przebicia. Tak jak Lian, i on ograniczył się do pożegnalnego skinienia głową, bo w nim można było zawrzeć dosłownie wszystko. Do usłyszenia. Do zobaczenia. Może do nigdy, bo równie dobrze już na zawsze mogli przepaść w tunelach, skoro zamierzali tam wrócić.
  Nie odprowadzał ich wzrokiem, jakby stracili dla niego znaczenie z chwilą, w której przynajmniej jedno z jego zmartwień zniknęło. Wsparł rękę na drzwiach samochodu gotów wślizgnąć się do środka, ale wzrok zatrzymał się na znajomej sylwetce w oddali – teraz już nie samotnej, jak wcześniej. Światło latarni wygodnie rozlewało się po sylwetkach, w nocnych ciemnościach dając wrażenie reflektora, który został wycelowany w dwójkę głównych aktorów na scenie. Nie powinno mu się podobać to, co widział, ale to nie złość ani nie rozgoryczenie wpisały się w geometrię twarzy, a ciekawość. Zaczęła się od widoku smukłych palców wczepiających się w cudzy płaszcz. I kiedy wydawało się, że to w zupełności wystarczyło, obserwowane przedstawienie zaczynało nabierać tempa. Niespodziewana bliskość sprawiła, że mimowolnie przechylił głowę na bok, jakby przyjrzenie się temu niespotykanemu zdarzeniu pod innym kątem było dla niego ważne. Upewniał się, że to nie iluzja; że Munehira – ten sam, który wychodził światu naprzeciw – jak pieszczotliwy pupil właśnie pchał się objęcia kogoś, kogo Whitelaw nie potrafił skojarzyć. To nie złość, a dziwna ekscytacja swoim elektryzującym wrażeniem rozlewała się pod skórą, bo gra, w którą zamierzał grać, nie była tylko prostym zgarnianiem dla siebie zdobyczy. Bo pościg wiązał się z wyszarpaniem ofiary z innych szponów, a bardziej od samego brania lubił zabierać.
  Ciało wiedziało, co robić, gdy pierwsze plany zaczynały kiełkować w głowie. Sięgnął do kieszeni po telefon, jak ktoś zaskoczony nagłą wiadomością. Skupiony na wyświetlaczu, który bladym światłem rozświetlił jego twarz, dyskretnie wycelował obiektyw ku dwójce mężczyzn i zatrzymanemu obok samochodowi. Kciuk bezgłośnie uderzył o ekran, zamrażając uwiecznioną chwilę w czasie. Tyle mu wystarczyło.
  Wreszcie siedział już za kierownicą odpalonego samochodu i zjeżdżał na drogę. Dopiero wtedy ukradkowo zerknął na nieprzytomnego Kōjiego. Może przynajmniej częściowo powinien być mu wdzięczny? Przyjazd tu nie okazał się aż tak zły.

z/t [+ Blotka].
Vance Whitelaw

Ye Lian ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku