Pozbawione jakiegokolwiek oświetlenia, ciemne, wilgotne i pełne brudu. Ciągną się pod całym miastem, skręcając, rozwidlając i plącząc niczym setki węży. Niektóre z nich zawaliły się podczas trzęsienia ziemi, inne zalała częściowo woda, przez jeszcze inne przemykają stworzenia o wiele mniej przyjazne od zwykłych szczurów. Do tuneli nie zapuszcza się nikt o zdrowych zmysłach i czystym sumieniu - bywają miejscem nielegalnych wymian, a czasem kryjówką dla uciekających przed prawem. Od lat krążą plotki, że ci, którzy się tu zapuszczą, już nie wracają lub powracają, jednak nie tacy sami, jak wcześniej. Prawdą natomiast jest, że łatwo o zgubienie się w tych czeluściach.
2-5 - postać wpada do zastałej, zatęchłej wody. Teraz ma przemoczone buty i niezbyt przyjemnie pachnie.
6 - postać napotyka bardzo nieprzyjaźnie nastawione yōkai (lub grupę zbirów), które tylko czekało na ofiarę; interwencja MG.
- Ostatecznie mnie wpuściłaś - podsunął, pod grunt ładując żyzną zaczepkę, ale nawet jeżeli jej towarzystwo dodało mu - przynajmniej chwilowego i przynajmniej namiastki - energicznego rozluźnienia, prędko powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem. Wraz z tym przeniósł się też słaby promień latarki kieszonkowej, którą dzierżąc w dłoni rozpraszał mrok z minimalnym efektem. Pajęczyny widział jednak bardzo dobrze, z ich mlecznych nitek ciemność ściągało światło rzucane przez urządzenie Ejiri.
Papier pali się lepiej.
Przytaknął na to bez namysłu; nie znał się za szczególnie nad podobnymi zabiegami, nie potrafił więc zweryfikować, czy zwykła kartka zajmowała się płomieniem prędzej i efektywniej niż lepka sieć. Nie miał natomiast powodów, aby jej nie wierzyć. Sprawdzając wysokość, odruchowo uniósł ramię, ale palce ledwo musnęły białawą zawiesinę.
... chyba ktoś musiałby mnie podnieść.
Podręczna latareczka, którą miał przy sobie, zawisła paskiem na jego nadgarstku, rzucając chwiejny snop na podłogę i zataczając się nad betonową posadzką jak wisielec. Shin zwolnił dzięki temu obie ręce, nawet nie rejestrując chwili, w której automatycznie sięgnął ku sylwetce dziewczyny. Opuszki palców przesunęły się po linii bioder, szukając oparcia niżej, odnajdując je na mięśniach w połowie drogi do zgięcia kolan; tam wczepił mocniej paliczki, z każdym przebytym centymetrem pochylając się ku Ejiri. Wszystko działo się zdecydowanie za szybko - zdążył ledwie jej dotknąć, oprzeć policzek tuż przy szyi, oddechem grzejąc materiał półgolfa, gdy wypowiadał słowa, pewniej stając na ziemi. - Za kark - zakomenderował, dając jej pół sekundy na zrozumienie polecenia, ale ledwie poczuł w wyznaczonym miejscu dotyk smukłej ręki, już dźwignął niepokaźny ciężar jej ciała, prostując wpierw łopatki, potem stawy; poprawił chwyt tylko raz, splatając dłonie pod jej udami, mając jednocześnie nadzieję, że dla choćby własnej wygody obejmie go nogami w pasie. Nagle dziewczęca twarz znalazła się wyżej od jego własnej; dziwna perspektywa, gdy normalnie sięgała mu do linii piersi.
Wiem, że istnieją - informacja dotarła do niego ze sporym opóźnieniem, może musząc się wpierw przedrzeć przez ciągły szum rozkojarzenia. Wzrok lekko spochmurniał, ale brodą kiwnął na znak, że rozumie.
- Sięgniesz? - pytanie kierował do Ejiri, ale jednocześnie próbował przebić się przez ciemność po swojej prawej, by dać radę przyjrzeć się nieznajomemu; głosu Shiby nie znał, a wcześniejsze dialogi, jeżeli jakiekolwiek były, umknęły mu w ferworze paniki. Ledwo jednak widział obcy zarys postaci i jeżeli chciał poznać więcej szczegółów aparycji, to zdecydowanie nie teraz.
Może chodziło też o to, że raptem pół sekundy później wychwycił słowa Ye Liana i to na nich się skupił, jak pingpongowa piłeczka odbijając się od jednego targetu myślowego do kolejnego. Umilkł natychmiast, przekręcając czerep, aby kątem oka sięgnąć ku blondynowi. Dostrzegał głównie białą aurę z jego latarki, ale zaangażowany w dźwięki otoczenia dotarł do niego ten konkretny; charakterystyczny chrobot zbliżającej się zagłady.
W kieszeni miał raptem scyzoryk.
Marna perspektywa na wygraną w walce, jeżeli to, co się do nich zbliżało, było tak potężnych, jak mu się wydawało, gabarytów.
Z drugiej strony ogień mógł tu zdziałać cuda, więc jak na komendę uniósł twarz i zerknął ku Ejiri.
- Nie popędzam... - zawiesił wymownie zdanie.
Ye Lian and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
- Nie. Czasem lubię pomówić sam ze sobą - odpowiedział z nutą irytacji w głosie, która mogła znaleźć się tam przez denerwujące otoczenie, aniżeli samą poddaną jakiejś traumie dziewczynę-ducha. Kiedy jednak znaleźli się w bardziej ustronnym miejscu, przystanąłby tylko na boku. Wypuściłby powietrze z płuc, spoglądając na jego nową znajomą. - Zgaduje, że nie chcesz mówić o tym, co się stało? Albo... o tym - powiedziałby ściszonym tonem, przy drugiej kwestii wskazując na rękę dziewczyny. Sam fakt mógł wskazywać na śmierć w wyniku ataku 'seryjnego mordercy', czy też jakiejś zjawy nawiedzającej tunele, ale mogła zwyczajnie bać się też tego miejsca. - Jeśli boisz się czegoś w tunelach, dlaczego stąd nie pójdziesz? Nawiedzić kogoś sny, czy coś - dodałby po chwili spokojniejszym tonem, sugerując nieznajomej jakąś przeprowadzkę. Życia za nią nie przeżyje, tym bardziej, że to dobiegło już końca, ale skoro coś co ją najpewniej zabiło zamieszkiwało to miejsce - dlaczego miałaby egzystować tu po wieki wieków?
– Powinniśmy spierdalać? – spytał, choć doskonale znał odpowiedź na swoje pytanie.
Przebiegające po pajęczynach małe pajączki powitał z niezadowolonym grymasem na twarzy, instynktownie przejeżdżając dłonią po jasnych włosach, by upewnić się, że małe gadziny nie rozpełzły się też na niego. Pogonił je światłem latarki, jakby zapędzał malutkie owieczki w jakiś najciemniejszy kąt. Małe obrzydliwe kreaturki. Pewnie jeszcze więcej siedziało ich w jakimś kokonie.
Hasegawa zatrzymał się nagle, gdy w końcu coś do niego dotarło. Późno, bo późno, ale ważne, że w ogóle.
– Pająki nie rozrywają ofiar na pół tylko je owijają w kokony – rzucił, choć nie wiedział czy ktoś poza Shibą będzie go w ogóle słuchał – Kurwa, nie szukamy pająka.
Chciał, naprawdę chciał rozjebać głowę mordercy o ścianę tunelu, niezależnie od tego czy był to yokai czy człowiek, ale nawet tych morderczych zapędów nie mogła przysłonić zwykła logika, skoro już udało jej się dokopać do tego pustego łba. A ta podpowiadała mu teraz tylko jedno. Właśnie włazili do domu z widłami (i w przypadku Carei - z pochodniami) prawdopodobnie niewinnemu yokai.
– Wracamy i idziemy inną drogą.
Warui Shin'ya, Ye Lian, Miyashita Ruuka, Nagai Blotka Kōji and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Miała odpowiedzieć Shibie - rozchyliła nawet usta, gotowa podziękować za ofertę, ale nagła bliskość i dotyk, wprawił ciało w napiętą wibrację. Byłaby i podskoczyła, zamiast tego, niemal sparaliżowana, wciągnęła gwałtownie powietrze, tłumiąc kolejny, zduszony, niezwerbalizowany bo i niepotrzebny, protest. Sama zapytała. I chociaż nie odpowiedziała na wyszeptaną niemal do ucha prośbę, dłonie wsunęły się za kark, wczepiając palcami pod materiał kaptura, niemal wtykając i zwinięte w opuszkach kartki. Mimowolnie, przylgnęła na moment ciałem do tego drugiego, nawet przez dzielący ich materiał, ciepłego, przypominając jej nieco tę gorączkową postać. Złudzenie, umknęło prędko, bo uniesiona jakoś dziwnie lekko ku górze, wsparła się najpierw na dłoniach, opartych teraz o barki, potem, oplatając nogami - dla równowagi - chłopięce ciało. Czuła się dziwnie nieważko, niemal zakręciło jej się w głowie, gdy z góry, spojrzała wprost uniesione ku niej spojrzenie. Bolała ją zaciśnięta krtań, tak jak przejmujący dreszcz, w mieszance bez właściwej identyfikacji. Chłód, i mrok, wypełniony białymi plamami pajęczy, szybko przywrócił zmysłom stateczną godność - Sięgnę, tylko mnie nie upuść, proszę - zdążyła odpowiedzieć, cicho, lekko drżąc i milknąć całkowicie, gdy rozszedł się ton - jasnowłosego niezłomnego, którego dostrzegła wcześniej.
Dotyk ją palił, wymuszał kolejne impulsy napięcia, wierzgał niespokojnie pod skórą, ale wzrok skupiła na celu. Odchyliła głowę, nie chcąc, by lepkie nici, opadły na głowę. Na rozluźnieniu wczepionych w ciało palców, by - przytknąć papier prawdopodobnie - do lepkości zbyt grubych nici. Jeśli trzeba było, wtykając nieco głębiej. To samo, zrobiła z drugą, wyciągając ciało wyżej. Na nadgarstku, wciąż kołysała się latarka, od czasu do czasu, migotaniem przesuwaj się w dole, potem w górę, gdy Carei odnajdowała schowana wcześniej w kieszeni kurtki - zapalniczkę - To dobrze - zmarszczyła brwi, nawet nie spoglądając w dół. Groziło to rozproszeniem, które w jej sytuacji, mogło zaważyć na sukcesie działania. W palce jednej ręki złowiła ognistą zdobycz, w drugiej, objęła latarkę, którą omiotła znowu swój cel. I dopiero wtedy - zgrzytnął zipp, by po kolei, przytknąć jarzący się ogień do obu kartek, obejmując - jeśli mogła, także i kłęby bieli. Dopiero wtedy, opuściła ramiona, na nowo zakładając ramiona na męskim karku i pochylając głowę i czoło, starając się nie trafić w to drugie - Już!.
| Rzut na percepcję (wzrok) - coby pajęczynki i pajączki mnie nie zaskoczyły w górze - udany!
Warui Shin'ya, Ye Lian and Nagai Blotka Kōji szaleją za tym postem.
— Miejmy nadzieję, że nie dzisiaj — odpowiedział machinalnie Ye Lianowi, obserwując ze sporą dozą niepokoju w oczach pajęczyny.
Odłączył się na moment od rozmów, podążając odruchowo za towarzystwem, a w międzyczasie robiąc sobie wewnętrzny rachunek sumienia i wiedzy. Miał wrażenie, że śrubokręt i woreczek z solą mogą co najwyżej stworzenie zszokować irracjonalnością metody, ale może jakby ogień połączyć z solą... z drugiej strony palące się pajęczyny to jedno, a do palącej pochodni temu daleko. Walka w bezpośrednim starciu nie była jego mocną stroną, ale teoretycznie jak na razie udawało mu się wychodzić względnie cało ze spotkaniami z zaświatami (może ten właśnie na to szło całego jego szczęście, przez co nie starczyło jego na już cokolwiek innego).
"Przestańcie na moment rozmawiać."
Drgnął, wracając do rejestracji otoczenia i zdając sobie sprawę z tego, że w międzyczasie sytuacja nieco się pogorszyła. Tak odrobinę. Po pierwsze - coś się zbliżało. Po drugie - pajączków było więcej, i chociaż na razie dało się przed nimi obronić latarką, to pytanie było, czy na tego większego wszystkie ich nośniki światła wystarczą. Po trzecie - plan realizacji podpalania pajęczyn był już w toku i tutaj na dwoje babka wróżyła - albo im to pomoże, albo yōkai będzie trochę bardziej poirytowany. On sam definitywnie trzymał kciuki za opcję numer jeden.
"Wracamy i idziemy inną drogą."
— Zastanawiam się, czy nie jest trochę za późno na taktyczny odwrót — mruknął, nerwowo wpatrując się przed siebie, definitywnie nie będąc mentalnie przygotowanym na starcie, ale było czas na zastanawianie się nad konsekwencjami już minął.
Ye Lian, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei and Touya Kiryuu szaleją za tym postem.
Przemieszczała się powoli wzdłuż ściany oświetlając sobie drogę. Najważniejsze to nie dać się porwać nurtowi i wypatrywać ewentualnych mieszkańców podmetrowej rzeki, którzy okazaliby zainteresowanie turystką.
Mimo wszystko nieco się martwiła o brata. Niby spoko. Był do tego szykowany całe życie, a o duchach i demonach wiedział wiele. Co innego że Kashima nienawidziła i mordowała głównie mężczyzn, co szczerze mówiąc nie napawało ją optymizmem. Tak samo jak ścieżka którą się przemieszczała. Zakładała dwie rzeczy.
Albo wyjdzie gdzieś na zewnątrz i będzie musiała wybrać inny tunel starając się dogonić brata, albo znajdzie się w kryjówce wojowniczych kapp ninja. Z czego znając jej szczęście, druga opcja jest naprawdę prawdopodobna.
Pozostało więc jej nic innego jak przeć przed siebie i mieć nadzieję że nic jej brata ani znajomych w tunelach nie wpierdoli.
Kiryuu może i nie był wymarzonym towarzyszem do prowadzenia debaty, zwykle obcesowy i nie przebierający w wulgaryzmach, czy wyjątkowo niestosownych poglądach o które większość przynajmniej pobieżnie wychowanych ludzi mogłaby się obruszyć, choćby i dla zasady. Tymczasem ten obcy mężczyzna wydawał się nieporuszony faktem, że yurei niejako obraża jego kompanów, bądź podwładnych. Zbyt krótko ich obserwował, żeby móc nakreślić relacje łączące członków grupy, ale musiały być w najgorszym wypadku poprawne, patrząc na brak konfliktu pomiędzy nimi, mimo panujących warunków. Rozkładające się truchło, ciemności i brak sensownego wyjścia.
Ciężko powiedzieć, czy w obecnej sytuacji Touya zazdrościł im pozostałych zmysłów, zwłaszcza w kwestii węchu, który musiał teraz znosić mdlący smród padliny a może i gorsze wonie. W każdym razie, nieco imponującym było, że żaden ze śledczych póki co nie dołączył do tej mieszaniny jeszcze odoru wymiocin.
- Moim było. - Kiryuu wygiął wargi w namiastce uśmiechu. - Póki z widza, ewentualnego twórcy, nie stałem się jej uczestnikiem. Pewnie wiesz coś na ten temat. - Widmo uniosło brwi w prowokacyjnym geście, zupełnie zbędnym, nawet jeśli rozmówca nie miał szansy tego dostrzec. Jego też poniekąd cieszyła ta wymiana zdań. Zwłaszcza w kontekście co najmniej dwójki ludzi, nie zdających sobie sprawy, że w pomieszczeniu jest więcej nieboszczyków, tylko w mniej wybrakowanym stanie. I że Touya po cichu liczy, iż zasilą to szanowne grono, najlepiej w widowiskowy sposób.
Póki co się na to nie zapowiadało, chyba, że wykazaliby zerowy instynkt samozachowawczy, bezrefleksyjnie pakując się w otwór po włazie. Jeśli słuch go nie mylił, co prawda nie mieli pod sobą zwałów betonu, ale stałego gruntu też prawdopodobnie nie. Intensywne pluskanie brzmiało jak większe pokłady cieczy, czymkolwiek ona była, niżli smutną kałużę.
Na jakże obrazowe "zdechniemy" z ust mężczyzny, yurei zaniósł się pustym śmiechem, ani na moment nie opuszczając swojej dogodnej miejscówki przy meblu.
- Przekaż tym swoim szczurom, żeby się przesadnie nie pchały do kanału bo wtedy to już niewątpliwie zdechną. - Odezwał się dość głośno, z szyderą w głosie i tą specyficzną wesołością, typową dla mocno skrzywionych ludzi. Dopiero po chwili złośliwy chichot został zduszony w zarodku a widmo na moment spoważniało. - Coś tam żywo chlupocze. - Dodał jeszcze Touya w ramach wyjaśnień. Nie dbał o bezpieczeństwo innych, ale szkoda by było stracić przynęty w tak głupi sposób. Nawet jeśli nie tak dawno temu czułby pokusę któregoś pchnąć w kierunku wylotu, choćby i w ramach ponurego żartu.
Początkowo zbył pytanie, oszukując samego siebie, że wcale nie było skierowane do jego wymizerowanej powłoki. Z drugiej strony, potrzebował się zastanowić, przemyśleć ewentualną odpowiedź. Czas na granicy biegł zupełnie inaczej, czy też może raczej pełzał w konwulsjach, jak konające zwierzę. Według kalendarza byłoby to jakieś dwa lata, według odczuć yureia co najmniej z dekada lub dwie.
- Za długo. - Odparł wreszcie, prostując się z nad włazu i kierowany przyzwyczajeniem, jeszcze odruchem za życia, przeciągnął się leniwie, splatając ręce za głową. - Dwa lata w tej bezdennej dziurze. Robactwo w mojej trumnie zdążyło zbudować metropolię i wynaleźć koło. - Prychnął z irytacją, nadal niepogodzony z wegetacją po śmierci. Ta niemoc na każdym polu jątrzyła się w nim jak paskudna rana, zadana prosto w wybujałe ego. Ale nawet mimo upiornej bezczynności, która powoli kierowała go na tory szaleństwa, nie potrafił wyobrazić sobie podporządkowania się komukolwiek, czego wymagał ewentualny kontrakt. Nie wspominając, że sam stanowił raczej "kłopotliwy balast" niż "cenny nabytek".
Krótkie, oceniające spojrzenie skierowane na sylwetkę nastolatki i drugiego, nieco burkliwego śledczego wystarczyło by yurei wywrócił oczyma i westchnął z boleścią. Nim wróci kobieta-Taran, prawdopodobnie pozostanie im wpatrywanie się w znalezisko i snucie domysłów, czy będzie z niego jakikolwiek pożytek.
- Ale jak widać można stąd wyjść... choć przyzwyczajenia zostają. - Dodał jeszcze w kierunku niewidomego mężczyzny, okrążając zgromadzenie bezgłośnym krokiem. Nie lubił czekać, nawet jeśli na tym opierała się jego martwa egzystencja. Gdzieś w tych ciemnościach czaiło się coś, co lubiło się dobrze bawić, zostawiając im dosłownie ochłapy po swoich uciechach. Być może zabawiało się ponownie a oni właśnie tracili szansę na makabryczne widowisko...
@Munehira Aoi
Munehira Aoi ubóstwia ten post.
Kartki zajęły się ogniem, przykleiły do bardzo lepkich białych nici. Te drobniejsze spłonęły od razu, tak, jak zachowałaby się normalna pajęczyna, grubsze kłęby stawiały jednak opór trochę dłużej, trochę jak rozpałka do ogniska. Gęste sieci zaczynały jednak dzielić się ogniem – siatka cienkich na moment wyglądała, jakby przebiegła po nich iskra, kiedy płomień przeskoczył niszcząc je doszczętnie. Po paru sekundach sklepienie tunelu było rozświetlone, dając odrobinę więcej światła; wypalone szczątki opadały drobnym popiołem w dół, a ogień przeskakiwał dalej, podążając ścieżką pajęczych nitek.
Carei i Ye Lian zauważyć jeszcze mogli, jak gdzieś pomiędzy tym wszystkim pojawia się całkiem spore odnóże. Niektóre z mniejszych pajączków, które nie zdążyły umknąć przed zagrożeniem, również zginęły w pożodze, która w ich licznych, niewielkich ślepiach musiała być istnym końcem świata.
Nagle rozległ się wściekły syk, a przed wami z sufitu zstąpiła istna bestia. Wielki, tłusty pająk pokryty gęstymi, czarnymi włoskami. Wyglądał na dobre dwa metry wzrostu, zapewne z hakiem. Grube odnóża zaskakująco twardymi końcówkami stukały o beton, ciemne, paciorkowate oczy z nienawiścią wpatrywały się w całą grupę stworzeń, które wdzierały mu się do leża. Oceniał, szukał słabego ogniwa, wybierał swoją nową ofiarę. Poruszył powoli swoimi żuwaczkami, sycząc agresywnie i nagle rzucił się w kierunku Blotki z zaskakującą prędkością, przebierając nogami po pionowej ścianie, żeby tylko wyminąć osoby z przodu i dobrać się do wypatrzonej zdobyczy.
____________________
Nagai Blotka Kōji, Warui Shin'ya – z racji lepszego oświetlenia wywołanego płonącymi sieciami, chwilowo pokonujecie lęk przed ciemnością na dłużej. (1/3)
Nagai Blotka Kōji – wykonaj rzut na zręczność, aby spróbować uniknąć ugryzienia pająka. W przypadku niepowodzenia rzuć na wytrzymałość.
Wszyscy – zasięg komórek jest słaby; połączenia mogą się zrywać, a SMSy docierać z opóźnieniem. Po udanym rzucie na ataki (siła fizyczna, walka wręcz, dowolna broń) wykonajcie jeszcze rzut k6. Za każdy poziom użytej umiejętności możecie dodać 1 (brak – 0, podstawowy - +1, średniozaawansowany - +2, zaawansowany - +3, mistrz/autorytet - +4).
Prosiłabym też, żebyście pisali teraz po jednym poście na kolejkę. Jeśli chcecie więcej – dajcie mi najpierw znać.
Mapka. Nie umiem w nie, generator średnio współpracował ;-;
Wyciągnięcie siostry z dziury w ziemi byłoby możliwe, ale bardzo ryzykowne i wymagałoby porządnego nagimnastykowania się. Istniało realne zagrożenie wpadnięcia do środka razem z nią, a choć zbiornik nie był wybitnie głęboki, nadal pozostawał zbiornikiem, w którym woda sięgała o wiele wyżej niż tylko do kostek. Wskakiwanie do niego bez choćby minimalnych zdolności pływania i z lękiem mogącym sparaliżować mięśnie byłoby wyjątkowo nierozważnym posunięciem. Pozostało więc poinstruować Kamiko, co ma robić i liczyć, że odnajdzie bezpieczne wyjście.
Im bardziej oddalałeś się od wyrwy, tym stabilniejszy znów stawał się grunt, wilgoć gdzieś niknęła. Można by rzec, że wędrówka znów zaczęła robić się przyjemna, na tyle, na ile można tak określić podążanie przez stary, brudny tunel pogrążony w ciemności rozświetlanej jedynie latarką. Coś jednak zaczęło dziwnie stukać gdzieś przed tobą. Tek. Tek.
Błyśnięcie w odległym krańcu korytarza, gdzieś na samej krawędzi latarki, która na nowo zaczęła migotać, wyłączając się na ułamki sekund. Coś poruszyło się w mroku, coś ciemnego, położonego blisko podłoża. W chwili, w której gwałtownie poderwało głowę, patrząc w twoją stronę i szybko zaczynając czołgać się na samych rękach w twoją stronę, źródło światła zniknęło całkowicie.
Teketeketeketeke.
Latarka zapaliła się słabo, mniej niż pół metra przed tobą znajdowały się długie, ostre jakby zrobione z metalu szpony i blada twarz wykrzywiona szaleńczym grymasem, okolona czarnymi, rozwianymi od wyskoku włosami. Tylko szybka reakcja mogła ochronić młodego Seiwę przed spotkaniem z pazurami zdolnymi przecinać ludzi w pół.
____________________
Wykonaj rzut na zręczność, żeby spróbować uniknąć ataku.
Woda sięgała ci do szyi, miejscami trzeba było odchylić głowę, żeby falując nie trafiła do twojego nosa, co mogło doprowadzić do zakrztuszenia się. Łatwiej było płynąć niż iść, prąd próbował pochwycić cię, przewrócić w każdej chwili. Stawianie mu oporu i jednoczesne podążanie z nim było trudnym zadaniem, choć ściana dawała minimum oparcia oraz poczucie jakiejś stabilności. Miejscami była rozmokła, ale trzymała się jakoś i nie wyglądała, jakby miała za moment dokonać zawalenia.
Koryto podziemnej rzeki było stosunkowo proste, raczej jak wydrążone siłą ludzkich rąk oraz narzędzi, a nie dziką naturą wodnego cieku. Można było założyć, że tunel był tu wcześniej niż woda, która musiała napłynąć skądś później. Ta z kolei była w miarę czysta, ale miała słonawy posmak, jakby pochodziła z oceanu, ale trochę przefiltrowała się przez warstwy gleby nim ostatecznie wylądowała tutaj.
Wkoło były jedynie dźwięki chlupiącej, otaczającej młodą Seiwę cieczy. Jej chłód wgryzał się powoli w ciało, ale nie był lodowaty jak górski potok. Przemoczone ubrania zaczynały ciążyć, ale przynajmniej latarka wciąż działała, pozwalając na przemierzanie tego tajemniczego korytarza. Brakowało śladów obecności jakichkolwiek yōkai czy innych istot oraz zwierząt. Nic paskudnego nie ocierało się o nogi, które z łatwością dało się dostrzec dotykające dna, gdyby skierować na nie wiązkę światła. Gdzieś z przodu dobiegał jednak głośniejszy szum.
____________________
Wykonaj rzut na zręczność lub pływanie, żeby spróbować zachować równowagę.
Telefon przetrwał zamoczenie, powoli wzmacnia się też zasięg sieci.
Sneaky jak snek, pan ciemności, cień w mroku. Jesteś jak Batman czyhający na przeciwnika stojąc na krawędzi gzymsu, czekający na dobry moment, żeby zeskoczyć i przetrącić mu kręgosłup (bo w końcu mordowanie jest złe, ale zmienienie kogoś w warzywo do końca jego życia już nie). Tylko ten żwir pod butem coś za bardzo zachrzęścił, oddech nieco zbyt nieregularny i głośny mógł zdradzać pozycję, telefon wydał nagle z siebie dźwięk, gdy przyszło jakieś losowe powiadomienie [czy był to dźwięk samego powiadomienia czy wibracji z powodu wyciszenia – pozostawiam tobie].
Po sekundach ciągnących się jak wieczność docierasz do miejsca, z którego możesz zobaczyć już odrobinę lokacji przed sobą. Wyglądało to jak kolejna opuszczona stacja, pod ścianą palił się jakiś prowizoryczny koksownik z beczki i to przez blask ciepłego, choć nie tak dużego ognia na ścianie wcześniej tańczyły ogniki oraz cienie.
– Ktoś tam jest? – odezwał się mężczyzna stojący kilka metrów od źródła światła, odwracając w kierunku tunelu. Zaczął przetrząsać kieszenie w poszukiwaniu czegoś, prawdopodobnie latarki. A może broni? – Słyszałem cię. Wyłaź – warknął, ale wzrokiem wodził po twoim otoczeniu. Jeszcze chyba nie do końca cię dostrzegał, ale był wyraźnie w stanie zaalarmowania. Poza nim nie było jednak na stacji nikogo innego, albo przynajmniej tak to wyglądało.
____________________
Możesz wykonać rzut na cichość, żeby spróbować jeszcze umknąć przed wzrokiem mężczyzny. Niepowodzenie ostatecznie zwróci na ciebie jego uwagę. Możesz też zrezygnować z rzutu i od razu skonfrontować się z nim, ale istnieje szansa, że zawoła kolegów.
Zakrycie kocem martwej dziewczyny zredukowało odrobinę wydzielanie się zgniłej woni rozkładu, choć wokół było jej już tak dużo, że tylko porządne wietrzenie i szorowanie – najlepiej wybielaczem oraz silnymi środkami chemicznymi – byłoby w stanie wywabić z powierzchni nieszczęsny, morderczy smród.
Żeby dostać się do włazu, najpierw trzeba było podnieść przewróconą półkę i odgarnąć rzeczy, które z niej pospadały. Nie było to zadanie ponad czyjekolwiek siły, mebel był lekki, z jakiegoś rodzaju sklejki i wiórowych płyt wzmocnionych tylko aluminiowym stelażem. Z założenia miał nie być wybitnie obciążany i przez to mógł wytrwać postawienie na nim czyszczących środków w składziku. Kiedy droga została oczyszczona, można było otworzyć przejście. Ono też nie stawiało oporu. Zawiasy co prawda nieco zaskrzypiały, ale nie były pokryte rdzą, z lekką pomocą również ciężar nie powstrzymywał drobnej Kakity przed uniesieniem go.
Poniżej w dół prowadziła drabinka. W świetle latarki zabłyszczała woda jakiegoś podziemnego zbiornika – zapachniało wilgocią, choć ta ledwo była w stanie przedrzeć się przez woń trupa. Szumiący odgłos i plusk nasiliły się, jakby gdzieś tam przelewała się ciecz spadając z niewielkiej wysokości. Obok dało się jeszcze zauważyć kawałek czegoś wyglądającego na chodnik.
Nieopodal włazu, przy górze koców, Kakita dostrzec mogła jeszcze leżący, niepozorny notesik. Wystawał częściowo spod koca, który znów przykrył poległą w podziemiach nastolatkę. Jego okładka była nieco podniszczona.
Dziewczyna spróbowała się lekko uśmiechnąć, ale jej przerażenie i smutek przeobraziły minę w nieco dziwny grymas. Pociągnęła jeszcze nosem, próbując się uspokoić, ale sam fakt przebywania w okolicy technicznej stacji, nawet nie we wnętrzu tunelu, niepokoił ją. Stojąc przy wejściu, oglądała się co jakiś czas w stronę, w którą podążył cały tłum wiele minut wcześniej. Zauważyła niektórych, ale nie sądziła, że ktokolwiek mógłby ją zobaczyć. Może, gdyby wiedziała wcześniej, ostrzegłaby ich.
Opuściła głowę, zerkając w kierunku ręki. Drugą, zdrową, przesunęła po krawędzi głębokiej rany, która nieomal zakończyła się odrąbaniem kończyny. Z bliska możesz dostrzec, że cięcie wykonane było równo, brzegi nie były poszarpane. Jeden cios wykonany czymś bardzo ostrym.
– Ja… Boję się, że zapomnę, gdzie moje ciało. Jeśli stąd odejdę, może już go nie znajdę. A chcę, żeby było znalezione. Obok niego leży mój notatnik, ostrzeżenie. Wszystko, czego chcę, to zaznać spokoju.
Typowy problem yūrei, które nie chciało „stoczyć się” do formy, która traciła rozum. Jak długo mogła tu już tkwić? Jeśli były to lata, proces zapominania mógł już ją obejmować. Ile wspomnień już straciła?
– Ona to zrobiła. – Wskazała na rękę. – Chie, moja przyjaciółka. Stała się teke-teke. Chciałam pomóc jej dostać się do zaświatów, ale zaatakowała. Zdążyłam tylko założyć pieczęć i ukryć się, w nadziei, że zadziała, a ja jakoś wydostanę się jeszcze żywa na powierzchnię, wrócę ze wsparciem… – Próbowała znów się nie rozpłakać. Nie dała rady, zginęła i stała się następną ofiarą potwora z tuneli, który teraz znów
– Pójdziesz ze mną do ciała? Chciałabym, żeby rodzice wiedzieli, gdzie jestem. Chciałabym, żeby mnie pochowano. To niedaleko i tam było bezpiecznie.
____________________
Termin: 16.05, godz.
● Hayate
Edit: dodałam mapkę pierwszej grupie, bo poprosili.
Edit 2: i na prośbę zmieniłam godzinę terminu.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Przynajmniej Ejiri tu nie ma i jest bezpieczna pomyślał, idąc głębiej w tunel, czując, jak podłoże zaczyna twardnieć. Dobrze, bo odzyskał chociaż swobodę w poruszaniu się i ruchach ciała.
I przynajmniej Warui też tu się nie pchał, a to oznaczało, że Enma miał dwa powody mniej do zamartwiania.
Raptownie przystanął, kiedy światło latarki zaczęło migać. Nie musiał zastanawiać się dwa razy co było źródłem dziwnego zachowania przedmiotu. Wolna dłoń instynktownie powędrowała do rękojeści katany zawieszonej u jego lewego boku.
Później wszystko wyglądało tak, jak na jakimś tanim horrorze kategorii B. Wpierw usłyszał charakterystyczny dźwięk yokai, a potem... a potem dostrzegł ją w pełnej okazałości.
Problem był jednak taki, że było to zdecydowanie za późno. Nim zdołał uchylić wargi czy poruszyć się o jakikolwiek milimetr - bestia skoczyła w jego stronę znajdując się przed jego twarzą dosłownie w kilka milisekund. Chyba tylko dzięki szczęściu udało mu się dosłownie w ostatniej chwili odskoczyć, choć czuł jak jeden z pazurów zahacza o miękkość jego policzka, pozostawiając po sobie płytką ranę.
Przywalił plecami do ściany, wyszarpując katanę i wyciągając ją przed siebie, nie spuszczając wzroku z yokai.
Opisy mówią prawdę - szybka jest, jebana.
- Oi, oi. Nie rzucaj się tak na mnie, bo jeszcze pomyślę, że się zakochałaś. - zagadnął do niej, przesuwając ciało lekko w bok, gotowy do kontrataku jak się ponownie na niego rzuci.
Miała aktualnie fizyczną powłokę, a to, chcąc czy też nie, działało na korzyść Enmy.
Rana na lewej dłoni - opatrzona.
Płytka rana cięta na prawym policzku
Do tego pobrudzony błotkiem :c
Rzut na zręczność - 96-20=76 czyli sukces
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
- Niech będzie - zaczął tylko, aby przyjrzeć się swojemu wyposażeniu. Na teraz wolał raczej o tym nie myśleć, ale w aktualnej sytuacji zostawiłby najpewniej własne odciski na zwłokach nastolatki, czy być może studentki. Nie uśmiechało mu się to w tym momencie, ale pozostawała też jeszcze jedna kwestia. - Wynieść je tutaj, czy dostarczyć pod jakiś adres? - dodałby po chwili zastanowienia, jakby rozumiejąc to w ten sposób, że dziewczyna chciałaby opuścić tunele w materialnym ujęciu. Do tego też dochodziła tutaj forma pewnego zagrożenia. Onryo raczej niekoniecznie byłoby nader chętne do kooperacji. Mogłaby mu też przeszkodzić, chcąc zachować dla siebie swoje ofiary, czy zdobycze.
- Wiesz dlaczego 'Chie' skończyła w ten sposób? Może da się jej pomóc, albo chociaż odwrócić jej uwagę - dopytałby się jeszcze po chwili, zanim to skierowaliby się w stronę wskazaną przez duchową dziewczynę. Przynajmniej mieliby o czym porozmawiać, kiedy szli by w to miejsce. A gdyby zrobiło się ciemno? Miał latarkę. I telefon. Raczej da radę z jakąś względnie naturalną ciemnością.
Seiwa-Genji Enma and Ejiri Carei szaleją za tym postem.