Pozbawione jakiegokolwiek oświetlenia, ciemne, wilgotne i pełne brudu. Ciągną się pod całym miastem, skręcając, rozwidlając i plącząc niczym setki węży. Niektóre z nich zawaliły się podczas trzęsienia ziemi, inne zalała częściowo woda, przez jeszcze inne przemykają stworzenia o wiele mniej przyjazne od zwykłych szczurów. Do tuneli nie zapuszcza się nikt o zdrowych zmysłach i czystym sumieniu - bywają miejscem nielegalnych wymian, a czasem kryjówką dla uciekających przed prawem. Od lat krążą plotki, że ci, którzy się tu zapuszczą, już nie wracają lub powracają, jednak nie tacy sami, jak wcześniej. Prawdą natomiast jest, że łatwo o zgubienie się w tych czeluściach.
2-5 - postać wpada do zastałej, zatęchłej wody. Teraz ma przemoczone buty i niezbyt przyjemnie pachnie.
6 - postać napotyka bardzo nieprzyjaźnie nastawione yōkai (lub grupę zbirów), które tylko czekało na ofiarę; interwencja MG.
Wzrok skierował na Ejiri, kiedy padło z jej strony pytanie, ale i tu jakby z ociąganiem szykował odpowiedzi. Jakby wcale tego nie chciał, mając wewnętrzne przeczucie, że jak tylko otworzy usta, to z pewnością coś złego się stanie.
- Nie powinno się wymawiać na głos imion niektórych yokai. - odparł zachrypniętym głosem, jakby przez wiele dni pełzł po gorącej pustyni w poszukiwaniu drobinek wody. Odkaszlnął, zdając sobie sprawę, że ton jest niezwykle obcy, jakby nie należący do jego osoby. - Jest tu. W tunelach. Jeżeli usłyszy swe imię, może odebrać to jako zaproszenie. Nie wydaje się być wrogo nastawiona, ale nie wiemy co zrobi sprowokowana. Nie jestem w stanie z nią się zmierzyć. Nikt z nas nie jest. - odwrócił głowę w bok, nie chcąc dalej ciągnąć tego tematu. W duchu cieszył się, że panuje tutaj pół mrok rozganiany jedynie przez nieśmiałe światło latarek. Uniósł lewą dłoń spoglądając na karmazynowe linie, które zdążyły wypełnić lukę pod paznokciami, na szkarłat, który lepił się do bladej skóry i brud, który zdołał zmieszać się z czerwienią.
Powinien to obmyć i opatrzyć.
Kciuk dotknął opuszki środkowego palca i zaczął go pocierać, jakby w zastanawianiu, czując nieprzyjemną lepkość krwi.
Powinien już iść i skończyć to, co zaczął.
Powinien tak wiele rzeczy, a mimo to wciąż tu stał, nie potrafiąc zmusić ciała do ruchu.
Na dźwięk nazwiska dziewczyny drgnął, mimochodem odwracając wzrok w tamtą stronę, a noga lekko drgnęła, jakby chciał tam podejść. Ale Shin'ya był już przy niej, a Enma uznał, że po tym, co wydarzyło się przed wejściem do podziemi, nie ma jakiegokolwiek prawa w ingerowanie.
Sama tu przyszła. Sama jest sobie winna.
A mimo to, kurwa, martwił się.
Kiedy Shin tym razem skierował słowa do niego, jego ciało ponownie drgnęło, skupiając uwagę na rudowłosym.
Seiwa, już nie Enma?
Nie odezwał się jednak.
Bez słowa zrobił dwa kroki w jego stronę, wyciągając zza paska jeden sztylet i podał mu go odwróciwszy go rękojeścią w stronę Shina. Palce zacisnął mocniej, ukrywając drżenie. Chowając głęboko w sobie słabość, poczuł, jak zmęczenie kładzie się na jego ramionach. Wbrew pozorom egzorcyzmy nie są łatwe. A przecież to jeszcze nie koniec.
Warui Shin'ya and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Nie pomagało nawet to, że już dobrą chwilę temu pożegnali się z ich pomocą i nawet jeżeli Hasegawa zmieniłby zdanie, to samochodu już tam pewnie dawno nie było. Pozostało mu jedynie skupienie się na drodze powrotnej.
Powiedzenie, że pamięta drogę byłoby zbyt optymistyczne. Na granicy niebieskawego światła latarki widział jednak tuszkowy koci zad biegnący tuż przed nimi. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że mały Venom znowu wczuł się w psa tropiącego, a nie właśnie gonił jakiegoś szczura. Ostatnie czego potrzebowali to krążenia tu w kółko.
– Mamy przewodnika, trafimy na nich.
Mocniej zacisnął dłoń na latarce i przełknął nerwowo ślinę. Ostatnim razem, gdy szedł z kimś ciemnym tunelem, ufając w zdolności tropiące Tuszkota, okazało się, że ta mała skurwiałka gnała tak szybko żeby kogoś pożreć zanim ktokolwiek zdoła wyciągnąć jej z mordy kawałki czyjejś duszy. Mimowolnie przyspieszył.
– Bardziej bym się bał, że te małe pająki któregoś dnia po prostu dorosną. Dla pewności trzeba by te podziemia zalać betonem.
Zwłaszcza, że niektóre z nieużywanych tuneli prowadziły do Nanashi i o ile Jiro miał w głębokim poważaniu, że coś żre ludzi z innych dzielnic, tak nie uśmiechało mu się, że jakieś demony ostrzyły kły na ludzi, których znał. Światło latarki przesunęło się po coraz bardziej znanym terenie, oświetlając pajęczyny i zbiorowisko ludzi.
Pewne siebie, choć nadal zaczerwienione spojrzenie posłane towarzyszowi jasno mówiło, że ktoś tu oczekuje pochwały za przyprowadzenie ich.
Niebieski promień omiótł zarówno te znajome jak i nieznajome twarze, zatrzymując się chwile dłużej na włosach Shiby, próbując oświetlić zaginione już psie uszka, by później przemknąć szybko po Enmie, udając, że wcale go nie rozpoznał i w końcu trafić na Carei i Shina. Ich powinien odszukać jako pierwszych, ale nie spodziewał się, że będą tak nisko, bawiąc się w kokonie. Jeszcze tego tu brakowało, żeby ich małe pająki pogryzły.
W tej jednej chwili poczuł się jak z Toshiko na placu zabaw jeszcze kilka lat temu. Musieli już wychodzić z tych tuneli, ale jak ich zacznie wyciągać z pajęczyn, to będzie tylko ryk i kwik. Mimo to podniósł Carei za przedramię na równe nogi, bardziej polegając na swojej sile niż tym, że dziewczyna utrzyma równowagę.
– Ciebie też pogryzło? – spytał, próbując upewnić się, że zaraz nie padnie jak Koji – Zaraz cię stąd zabiorę.
Przeczucie podpowiadało mu co znajdowało się w kokonie, więc od razu zasłonił dziewczynie ten widok swoją sylwetką, żeby nie musiała na to patrzeć - niezależnie od wyników. Rudzielcowi usłużnie podświetlił kokon latarką. Nawet jeżeli dokopie się do zwłok, wiedział, że nie musiał go przed tym widokiem w jakikolwiek sposób chronić. To nie był jego pierwszy trup.
Kawałek dalej, przy zwłokach pająka, siedział Kokos, skromnie oblizując łapkę i pozując przy upolowanym yokai, podczas gdy reszta kociąt skakała dookoła niego w chaotycznym tańcu, świętując, że to właśnie jeden z nich ubił potężnego demona. On jeden, sam, samiusieńki. Nawet pozwoliły tuszkotowi do nich dołączyć.
rzut na rozpoznanie kokonu, ale skoro już typ odkokoniany to kradnę rzut na trafienie z powrotem do was
Warui Shin'ya, Ye Lian and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
- Jasne! - zaczęła, zrzucając swój mały plecak z ramienia, przez kilka sekund żenująco walcząc z zaciętym zamkiem, po czym wyjęła z niego nadal pełną butelkę napoju i podała ją czarnowłosej. Jej wzrok zatrzymał się na małym zawiniątku - Na ból? Oby pomogły. Walka z tą paskudą musiała was wykończyć. Na pewno będzie lepiej, jak już wyjdziemy. Myślę, że szybko nam pójdzie - powiedziała może nadal z jakaś podekscytowaną nutą w głosie i podziwem wobec dziewczyny i jej towarzysza. Tak ją korciło do pytań, ale była świadoma, że powinna się skupić na swoim aktualnym zadaniu.
Wędrowali dalej, z zaciekawieniem przyglądała się pozostawionym pobojowiskom, aż nie dotarli do kolejnego człowieka. To musiał być brat Kamiko!
- Ile tu ich… - wyszeptała do siebie, gdy usłyszała o kolejnym potencjalnym niebezpieczeństwie czającym się za rogiem. Jeszcze potężniejsze od tej teke teke? Tej, która przecinała ludzi na pół? Ah, cholera. To co te coś potrafi?...Ćwiartować może. Mielić? Ta myśl ją przez chwilę pochłonęła, przez co miała opóźnioną reakcję na odnaleziony kokon. Chwilowy niesmak przemienił się w realizację.
- Ryoko! - wyrwało jej się, gdy już podchodziła do Warui’a i Ejiri, teraz także w towarzystwie nowego mężczyzny. Była pewna, że znała go z Nanashi, ale jej uwaga padła na nieudane próby rozcięcia kokonu scyzorykiem. Miała w plecaku też swój, ale stwierdziła, że nie ma co już próbować swoich sił, bo nigdy stąd nie wyjdą. No szkoda, że babuszka zakazuje jej brania ze sobą tasaka kuchennego. Za to podany sztylet też pewnie załatwi sprawę - Powinien mieć dostęp do powietrza, mimo wszystko, jakiś słaby nawet? Będzie dobrze - powiedziała, próbując przekonać głównie siebie, może licząc na jakąś udaną manifestację od bóstw. Nie wiedziała, czy zniesie widok drugiego trupa w ciągu dnia, tym bardziej, że tym razem może można by było temu zapobiec. Jakby tylko zainteresowano się tym durnym chłopakiem szybciej.
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Na pytanie tylko niemrawo pokręciła głową - Idźmy - poprosiła cicho, finalnie jednak wiedząc, że unikanie odpowiedzi, czy kłamanie, nie było jej mocną stroną. A orbita obecności chłopaka, zdawała się zawężać trajektorię. Dziwne, że dopiero teraz, bliskość zdawała się wprawiać ją w jakieś zmęczone zakłopotanie. Było jej głupio, wiedząc, że niedługo, rzeczywiście będzie musiała wrócić i nie czuła się wcale dobrze. I zdecydowanie, będzie potrzebowała pomocy. Czy będzie ciężarem? Zacisnęła zęby mocniej, głupio, bo napięcie, uderzyło kolejną falą bólu. Towarzystwo jednak, dodawało całości rozterki, bo gdy w końcu spotkali się wszyscy w pajęczym leżu, nawet ona pomyślała o scenie z filmu, czy grze, w którym bohaterowie stawali przed ostatnim zadaniem. Tylko, Carei bohaterką nie była. Prawda?
Słuchała słów Enmy skupiona, ale wciąż miała wrażenie, że część słów jej umykała. Jeszcze jeden yokai? Jeszcze straszniejszy? Zamrugała rozkojarzona. Naprawdę brakowało jej sił. Brakowało powoli i oddechu, który w pokrętnej logice, splatał się z bólem, który napędzał krew w żyłach i wzmagał szum w uszach. I nie poczuła ulgi, nawet, gdy opadła na ziemię, obejmując oderwanym dotykiem dłoni, twardość i lepkość jednocześnie splątanych bielą i zgniłą wonią nici kokonu.
Uniosła twarz w stronę chłopaka, ale patrzenie w górę, wywoływało w niej większe mdłości - Bardzo boli mnie głowa - odezwała się w końcu, nie mogąc nawet rozeznać, czy wytłumaczenie kreśliło w pełni, pogarszający się stan - Chyba - potwierdziła niepewnie, ale - nie miała pewności wcale. Żerujące yokai takich rozmiarów, równie dobrze mogło mieć więcej ofiar. Odchyliła się lekko, odsuwając na klęczkach bardziej, spoglądając na buty Enmy, który również pojawił się obok. Chciała unieść wzrok, ale tylko podniosła ramię. Odetchnęła i dopiero znajomy głos brata, wprawił w ją drżenie. Silny uścisk, na ramieniu i wsparcie, które postawiło ją do pionu, zakręciło jej w głowie - Nie - pokręciła niemrawo głową - źle się czuję. - palce wczepiły się w bluzę chłopaka i mimowolnie oparła też głowę o bok. Warkocz zsunął się z ramienia i zawisł łaskocząc pliczek, jak koci ogon - zabierz - poprosiła. Nie miała najmniejszego zamiaru przyglądać się, jak pozostali rozcinają kokon i wyciągają zawartość. Mimo to, cicho wierzyła, że poszukiwany chłopak, naprawdę tam był. Wciąż żywy. Ale za długo o tym myśleć nie mogła, bo wstrzymywane mdłości i zaciskający się żołądek, w końcu wyrwał się spod jej woli. Oderwała się od Jiro, odwracając się gwałtownie, by znaleźć się przy drugiej ścianie i zwymiotować niewielką zwartością, która utrzymała się w żołądku. Nie polepszyło się, ale pustka, tylko wymusiła wyplucie żółci i śliny. Drżała, odsuwając się - Przepraszam - wydusiła, ale wstyd prawdopodobnie też zwymiotowała. Ból stawał się nieznośny, ale obróciła się w stronę, gdzie wciąż pozostali działali.
Warui Shin'ya, Ye Lian, Hasegawa Jirō and Kakita Mari szaleją za tym postem.
W międzyczasie Eji zdołała dostrzeć zawiniętego w kokon pająka. Widocznie pająk postanowił chapnąć go sobie, zawinąć i przechować na później. -Na szczęście zostawiła go sobie na później. Powinniśmy spalić wszystkie pajęczyny. Jeśli złożyła jaja to może być nieprzyjemnie. - Mimo wszystko najważniejsze było zabranie stąd Ryoko i całej reszty ludzi zanim ten zniezidentyfikowany Yokai postanowi ich odwiedzić.
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Zawahał się tylko na moment, przypatrując Ejiri. Przez twarz przeszło drżenie ścięgien, gdy zaciskał szczęki. Ból głowy, do którego się przyznała, wprawił go w rozdarcie. Miał przeświadczenie, że jeżeli w tej samej sekundzie nie złapie jej za ramię, nie podniesie stąd i nie wyprowadzi, zapewnienie, które obiecał Hasegawie, będzie nieaktualne. Jednocześnie trzymało się go, że Ryoko jest tuż przy czubkach jego butów; że być może ma dostateczny dostęp do powietrza, że nie zanikły mu funkcje życiowe albo podobnie jak u Nagaia - że te funkcje zostały zmniejszone i to go ironicznie obroni.
- Wytrzymaj tylko chwilę - rzucił do towarzyszki, kucając przy kokonie i wsuwając czubek ostrza pod pierwszą warstwę lepkiego bandaża. Nie minęło dużo czasu jak na prawie kompletnie nieoświetlone pole padł niebieskawy snop; słyszał głos Jiro i szurnięcie podeszwy Ejiri, gdy poderwana do pionu łapała równowagę. Dobrze. Jeżeli się zjawił, będzie mógł zająć się dziewczyną.
- Poświeć mi też, Kakita. Nie da się pracować w takich warunkach. - Jeżeli miała być to prośba, zabrakło w niej wyboru. Mimo wszystko nie było miejsca na uprzejmości. Przekrawał kolejne fragmenty zbrudzonej bieli, docierając powoli do etapu, jak ostrze otarło się o - jak zakładał - pierś bądź ramię pozbawionego świadomości chłopaka. Wtedy jednak prościej już było pozbyć się reszty splotów; dostał mniej więcej rozeznanie w grubości powłoki, a im większą przerwę robił, tym więcej elementów Ryoko ujawniało się światu.
Dopiero gdy nacięcie okazało się wystarczająco duże, wetknął sztylet za pasek spodni, w głąb kokonu sięgając rękoma, by odgarnąć ostatnie fragmenty paskudnej masy, przede wszystkim jednak dostając się do szyi odnalezionego, wciskając tam opuszki podobnie, jak wcześniej wciskał je pod żuchwę przyjaciela Jiro.
- Jest puls. - Gdy padł wyrok, coś w jego gardle pękło; poczuł, że wcześniejszy ścisk puszcza i pozwala na głębszy wdech. - Ale słaby. Cholernie. Wezmę go i spieprzamy.
Wydłubanie nieznajomego wydawało się cięższym wyzwaniem niż powycinanie go z pajęczego cholerstwa. Jego ciało zachowywało się jak u pijanego. Był wiotki i kompletnie niepodatny na jakiekolwiek przekleństwa Shina, który wpierw złapał go pod ramionami, ale te upłynniły się jak u kota i prawie całkowicie mu wyślizgnęły. Gdyby nie zwarł palców na jego ubraniu, pewnie Ryoko grzmotnąłby głową o wnętrze swojej trumny. Upłynęła więc chwila i cały szereg kurw rzuconych pod nosem nim sylwetka Ryoko nie spoczęła w jego ramionach. Prezentował się jak Jezus rozciągnięty pod Maryją - i choć Shin rzeczywiście miał ryja, zdecydowanie nie dorównałby świętością.
Poprawił chwyt tylko raz, czując jak głowa, przyczepiona do pozbawionego kręgów szyjnych karku, jakoś nienaturalnie odgina się w jego stronę i wreszcie skronią opiera o pierś. Obrócił wzrok w kierunku Seiwy, łowiąc jego spojrzenie. Nic nie powiedział. Nie po tym, jak już wcześniej został zignorowany, ale ta przeciągnięta niepotrzebnie uwaga zogniskowana na dziedzicu klanu miała dać potwierdzenie, że ostatnią pozycję z listy rzeczy do wykonania zostawia właśnie jemu.
A potem okręcił się na pięcie i stracił tylko jeden krok, gdy źrenice padły na Ye Liana, jakby dopiero uprzytomnił sobie, że mężczyzna wrócił razem z Jiro. Nie mijałoby się to w sumie z prawdą - częściowo starał się ignorować, a częściowo naprawdę nie docierało do niego, że krokom należącym do Hasegawy, towarzyszyły jeszcze jedne. Może bezczelne omijanie będzie jedyną drogą, by się nie konfronować.
- Chodźmy.
medycyna (55) - sukces;
@Seiwa-Genji Enma @Hasegawa Jirō
@Kakita Mari
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Milczał, kiedy wszyscy zaczęli opuszczać pomieszczenie.
Tak samo milczał, kiedy Warui go minął.
Uścisk w żołądku był chłodny, niczym kamień, który wypełnił jego trzewia, a emocje, które zalały go kilka chwil wcześniej, gdy wypadł przez dziurę, powróciły na nowo. Żywe, niczym języki palącego ognia, jednakże zbyt krótkie, aby wznieciły pożar. Ponownie zgasły, wypełniając lodowatą pustką jego żyły.
Zapadła błoga, jak z początku zakładał, cisza, której przecież tak chciał. Osunął się na ziemię, siadając ciężko, pozwalając aby zmęczenie wygrało. Potrzebował chwili. Chwili na wytchnienie i zebranie się w sobie, aby skończyć to, co zaczął. Przed oczami miał spojrzenie, jakie posłał mu Shin'ya. Brzemię obowiązku od zawsze mu towarzyszyło i od kiedy tylko pamiętał - dźwigał je w samotności. Nie rozumiał więc dlaczego właśnie dzisiaj, w tunelach, czuł dziwną irytację z tego faktu. Czym różnił się dzisiejszy dzień od poprzednich chwil, kiedy ryzykował życiem, aby pokonać yokai?
Zacisnął mocniej wargi, a potem sięgnął po telefon, odszukując w kontaktach jedynej osoby, która w tym momencie mogła mu pomóc. Bo nie chciał wracać do domu. Nie sam. Wiedział, że dzisiejszej nocy nie może być sam.
Shizuru.
W końcu, po wysłaniu wiadomości, podniósł się i dokończył rytuał odprawienia pająka. Nie był tak skomplikowany jak w przypadku teke teke, także zajęło mu to kilka sekund, ale wciąż nie ruszył w drogę powrotną. Ociągał się, jakby chciał się upewnić, że po wyjściu na zewnątrz nikogo już tam nie będzie.
Ruszył dopiero po jakiś piętnastu minutach.
Powinno wystarczyć.
Saga-Genji Shizuru ubóstwia ten post.
Na szczęście chwilę później na miejscu ponownie pojawił się Jiro, który fizycznie mógł zdziałać dużo, dużo więcej niż obecnie Shibi. Ale nawet on nie powstrzymał tego co miało nastać. Eji puściła pawia. Twarda dziewczyna. I tak sporo wytrzymała. A przecież widziała jak wyrywa pająkowi kończyny. - Jiro, weźmy ją stad. - Sam by to zrobił ale... Mógł obecnie być jedynie wsparciem psychicznym. I odpowiedzieć czemu miał psie uszka i ogon.
#a2006d
Hasegawa Jirō ubóstwia ten post.
Ryoko uwięziony w kokonie wydawał się być w stanie podobnym, co wcześniej Blotka – może nawet odrobinę gorszym na pierwszy rzut oka. Rana od ugryzienia w jego przypadku znajdowała się na barku; nie krwawił na tyle mocno, by po drodze zostawić ślady, większość wsiąkła po prostu w materiał koszulki oraz bluzy. Kawałek nogawki jego spodni był nadszarpnięty, jakby yōkai wlekąc chłopaka do swojego leża jakoś próbowało sobie pomóc odnóżami. Jedna z ostro zakończonych nóg mogła uszkodzić materiał. Oddychał, choć słabo, a jego puls był znikomy. Zupełnie jakby został odnaleziony w ostatniej chwili, ale dostęp do powietrza bez wątpienia przedłużył jego życie. Im dłużej przebywał poza kokonem, tym bardziej jego skóra nabierała zdrowszego kolorytu, a powoli stabilizowała się też jego temperatura – z niemalże lodowato zimnej do po prostu chłodnej.
Enma po przeprowadzeniu egzorcyzmu na onryo z zapomnianych tuneli, przystąpił do znacznie szybszego i prostszego rytuału, którego celem było pozbycie się groźnego pająka. Ten mimo rozczłonkowania i oderwania głowy, któregoś dnia mógł po prostu zebrać wystarczająco dużo energii, by powrócić do formy, a później znów przybrać cielesny kształt. Teraz podziemia były o jedną demoniczną istotę lżejsze, być może odrobinę bezpieczniejsze. Choćby chwilowo, póki coś znowu nie zalęgnie się w miejscu pozbawionym wcześniejszego lokatora. Ciemne czeluści, do których żywi się nie zapuszczali, stanowiły idealne miejsce do ukrycia się dla najróżniejszych yōkai.
Nie było po co dłużej tkwić w tych nieprzyjemnych warunkach z wątpliwej jakości widokami do podziwiania. Na zewnątrz już i tak prawie nikogo nie było, towarzystwo wyszumiało się, odrobinę pobawiło, polityczny komentarz został wystawiony w formie tego społecznego gestu zjednoczenia. Nawet, jeśli tylko niewielka część osób, które stawiły się na miejscu, faktycznie zeszły na dół, to wciąż pozostawał dowód, że obywatele potrafią się skrzyknąć na wspólną akcję. Choćby to miały być tylko dzieciaki szukające wrażeń.
Wy wiedzieliście, że morderca został powstrzymany i kolejne ciało przecięte w pół nie powinno się już pojawić w pobliżu opuszczonych torów, że student, który zniknął niedługo po wparowaniu na stację został odnaleziony i wciąż żył. Ale pozostawało poczucie, że gdzieś tam głębiej może siedzieć coś jeszcze. Co, jeśli przestanie egzystować w zapomnianych korytarzach? Co, jeśli któregoś dnia wypełznie do czynnych tuneli metra?
____________________
Wszystkim wam (zarówno tym, którzy zakończyli wcześniej, jak i tym, którzy ruszyli w „misje poboczne”) ogromnie dziękuję za udział. Jesteście wspaniali i super się was czytało <3 Mam nadzieję, że bawiliście się równie dobrze, co ja i że jeszcze kiedyś spotkamy się na evencie!
Podsumowanie dla pozostałych:
@Warui Shin'ya – 310+50 -> 360PF oraz zaliczenie 1 fabuły do umiejętności broń biała i percepcja – wzrok
@Ye Lian – 310+50 -> 360PF oraz zaliczenie 1 fabuły do umiejętności siła woli
@Hasegawa Jirō – 300+50 -> 350PF oraz zaliczenie 1 fabuły do umiejętności percepcja – wzrok
@Shiba Ookami – 305+50 -> 355PF oraz zaliczenie 1 fabuły do umiejętności egzorcyzmy i siła fizyczna
@Seiwa-Genji Enma – 340+50 -> 390PF oraz zaliczenie 1 fabuły do umiejętności egzorcyzmy i percepcja – wzrok
@Seiwa-Genji Kamiko – 330+50 -> 380PF oraz zaliczenie 1 fabuły do umiejętności egzorcyzmy i zręczność
@Ejiri Carei – 325+50 -> 375PF oraz zaliczenie 1 fabuły do umiejętności percepcja – wzrok
@Kakita Mari – 305+50 -> 355PF oraz zaliczenie 1 fabuły do umiejętności percepcja – wzrok
Punkty przyznawałam na podstawie: ilości napisanych postów (5 PF za sztukę), odpisywaniu w danych kolejkach (10PF za kolejkę), za wejście do tunelu (50PF) i wykonanie zadania (120 PF) – to jeśli chodzi o część główną (9 kolejek). Za zostanie na odrobinkę dłużej dorzucam jeszcze 50PF.
W razie uwag do przyznanych punktów/zaliczeń umiejętności – piszcie
Możecie ten post uznać za zt, ale oczywiście śmiało możecie tu dokończyć swoje wątki i wyjść samemu.
● Hayate
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei, Seiwa-Genji Kamiko, Kakita Mari and Saga-Genji Shizuru szaleją za tym postem.
03:48
Mijane przez nich miasto oświetlone było wciąż jedynie latarniami — i to sporadycznymi — jako że kwietniowe słońce o tej porze nie zaszczycało jeszcze swoimi promieniami. Chętnie wykorzystałby jej ciemności do spania, gdyby tylko osoby, które również powinny zostać w domu, rzeczywiście w nim zostały, albo chociaż dały znać z wyprzedzeniem, że zajdzie potrzeba odbierania ich na wpół żywych po trzeciej nad ranem z jakiegoś podejrzanego miejsca.
Ale tak byłoby w świecie idealnym. Jako że temu, w którym żyją, daleko było od takiego miana, Shizuru siedział właśnie na tylnym siedzeniu auta, które jego szofer, Kazuhiro, zaparkował tak, że miał idealny widok na zejście do starej, opuszczonej stacji metra. Jeżeli wcześniej lokacja skupiła wokół siebie pewien tłum, obecnie niewiele osób można było tu jeszcze spotkać, jakby największa atrakcja ostatecznie minęła. Nadchodził zatem czas, aby wrócić do domu, odpocząć, wyciszyć się... Albo iść dalej w miasto, które przecież w pewnych swoich częściach funkcjonowało nieustannie całą dobę.
Shizuru wolał pozostać w większości niezauważony. Wodził spojrzeniem po kilku osobach, które z wolna wypełzały z podziemi, jednocześnie rejestrując, że Enma nie był jedną z nich. Zaczynał zastanawiać się, czy w drodze powrotnej nie zaczepił go kolejny yokai i czy ostatecznie nie powinien po niego wyjść — chociaż wiedział dobrze, że nie byłby za bardzo użyteczny w walce z takim bytem ze względu na swój ubytek i ciągły, ciągły proces powracania do sprawności sprzed wypadku, która prawdopodobnie nigdy nie będzie już taka dobra. Z logicznego punktu widzenia zdawał sobie sprawę, że raczej przeszkadzałby Enmie w potyczce niż faktycznie jakkolwiek pomógł. Choć myśl, w której był tak bezbronny, drażniła go przez kilka dobrych lat, z czasem się z nią pogodził — musiał. Miał zresztą szereg innych zalet, którymi mógł się szczycić… ale również innych cech czyniących z niego przebiegłą osobę, które zatem, obiektywnie rzecz biorąc, nie mogły być ocenione ani jako słabostka, ani jako atut, gdyż ich odbiór zależał zwyczajnie od osoby doświadczających ich na własnej skórze.
Miejsce wkrótce całkiem opustoszało i na szczęście wreszcie dostrzegł znajomą sylwetkę, na której wątłe światło latarni zostawiało swoje leniwie mrugające strużki. Po ramionach ściągniętych ku piersi mógł od razu wywnioskować, jak wycieńczony był chłopak, a jeszcze bardziej widział to po tym, że zdawał się nie utrzymywać już pozorów osoby pełnej beztroski. Westchnął cicho, by po chwili wysiąść ostrożnie z auta.
Wyszedł mu naprzeciw, chociaż wydawało się, że Enma póki co go nie zauważył, jakby był pochłonięty myślami.
— En — powiedział głośno i wyraźnie. Był na tyle blisko, że mógł wreszcie spojrzeć wyraźnie na jego twarz. Uśmiechnął się lekko, wyginając zaledwie kąciki ust. Dotknął przelotnie palcami brody swojego kuzyna, nieznacznie tym samym unosząc ją do góry, dając mu wgląd w jego złote oczy, tak bardzo podobne do tych Shizuru. Zaobserwował także płytkie cięcie na jego policzku, gdy odchylił jego głowę trochę w bok. — Już możesz się całkiem pozbyć tego wyrazu twarzy. — Przy mnie nie musisz udawać, to chciał mu przekazać, a taką przynajmniej aurę wokół siebie roztaczał swoim zachowaniem. Być może podobną relację Seiwa miałby ze swoim starszym bratem, gdyby wydarzenia nie potoczyły się w taki makabryczny sposób. I tak dramatyczny, w osobistej opinii Shizuru. Czy Saga był najlepszą opcją, by pokazywać najbardziej skrywane cząstki swojej osobowości? …pewnie nie do końca. A jednak tak było w ich przypadku.
Zarzucił na barki Enmy nieco za dużą skórzaną kurtkę — swoją własną; nie chciał tracić czasu na drogę do mieszkania chłopaka, próbę dostania się do niego oraz przeszukiwania jego szafy — nie zważając na to, jak ubłocony był, i ścisnął krótko jego ramię.
— Chodźmy. Nie widzę potrzeby, by zostawać tutaj dłużej, niż to absolutnie konieczne — powiedział, po chwili odwracając się i ruszając w stronę samochodu. — Zakładam, że chcesz jechać do mnie. Więc: centrum czy Asakura? I tak, uprzedzając twoje pytanie, mam dla ciebie jedzenie.
Seiwa-Genji Enma and Seiwa-Genji Kamiko szaleją za tym postem.