Podziemne tunele - Page 18
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sob 8 Kwi - 18:00
First topic message reminder :

Podziemne tunele


Pozbawione jakiegokolwiek oświetlenia, ciemne, wilgotne i pełne brudu. Ciągną się pod całym miastem, skręcając, rozwidlając i plącząc niczym setki węży. Niektóre z nich zawaliły się podczas trzęsienia ziemi, inne zalała częściowo woda, przez jeszcze inne przemykają stworzenia o wiele mniej przyjazne od zwykłych szczurów. Do tuneli nie zapuszcza się nikt o zdrowych zmysłach i czystym sumieniu - bywają miejscem nielegalnych wymian, a czasem kryjówką dla uciekających przed prawem. Od lat krążą plotki, że ci, którzy się tu zapuszczą, już nie wracają lub powracają, jednak nie tacy sami, jak wcześniej. Prawdą natomiast jest, że łatwo o zgubienie się w tych czeluściach.

MOŻLIWE WYDARZENIE - RZUT KOŚCIĄ K6

1 - postać natrafia na czyjąś słabo zamaskowaną skrytkę. Cóż, cudza strata, bo teraz ktoś inny wejdzie w posiadanie paru wartościowych przedmiotów; +50PF.
2-5 - postać wpada do zastałej, zatęchłej wody. Teraz ma przemoczone buty i niezbyt przyjemnie pachnie.
6 - postać napotyka bardzo nieprzyjaźnie nastawione yōkai (lub grupę zbirów), które tylko czekało na ofiarę; interwencja MG.

Haraedo

Kakita Mari

Nie 28 Maj - 21:22
Światło jej starej, ale lojalnej latarki, choć już trochę słabe to wędrowało na wszystkie strony świata. Z jakiegoś powodu głównie oświetlała sobie sufit, jakby oczekiwała, że zaraz jakieś cholerstwo będzie po nim zapierdalać. Naoglądała się horrorów w swoim życiu, wiedziała, żeby nie wykluczać takiej opcji. Niespecjalnie patrzyła sobie pod nogi, ale stwierdziła, że Kamiko raczej dałaby jej znać, jakby miała wpaść na jakiegoś trupa. Już jednego dzisiaj niechcący kopnęła, wystarczy jej do końca życia. I tak już ma miejsce w piekle.
- Ah, cóż, oby nikogo nie zdążyła przeciąć - była ciekawa, czy ktoś już ją dopadł. Wydawało jej się, że wszystko jest dla niej ogólnie wielką niewiadomą - …Porwany przez co? - chyba znowu się zamyśliła o jakiejś głupocie i nie do końca zrozumiała wypowiedzi dziewczyny.
Zanim miała zadać kolejne ważne pytania odnośnie potencjalnego przesłyszenia czy też nie, wpadły na dwójkę innych, obcych jej poszukiwaczy przygód. Żywi! Nie ranni! Kamiko ich zna! Jakie szczęście.
- Hej! Kakita Mari! Wszystko dobrze? Cóż, na pewno niedługo będzie. Jak coś to mam, uh, jakieś picie i jedzenie w plecaku. Mi apetyt przeszedł na jakiś tydzień, jak mam być szczera. Właśnie szukamy zaginionego chłopaka, bo chyba się jeszcze nie odnalazł?  Czy wy- - zatrzymała się w swoim potoku niepotrzebnych zdań, gdy natrafiła wzrokiem na kolejne zwłoki. Ale nie człowieka. Pająka?...Co to jest.
Znieruchomiała na chwilę, zakrywając usta dłonią, chociaż jej krzyk zaskoczenia i przerażenia był ostatecznie kompletnie niemy. Przerażenie szybko przemieniło się w obrzydzenie, które zafundowało jej odruch wymiotny. Od zwymiotowania po raz drugi jednego dnia powstrzymał ją jedynie pusty żołądek. Aj, dzięki bogom. Co za złe pierwsze wrażenie. Dała sobie chwilę na przystosowanie się do nowego widoku, jak to już robiła w pomieszczeniu ze zwłokami dziewczyny, po czym podeszła bliżej Kamiko. Wdech. Wydech. Nadal nie czuła się komfortowo z obecnością pajęczej paskudy, ale ciekawość tu ją przyprowadziła i także ona ją tutaj będzie trzymać. Zresztą, pająk jest bez łba. Są bezpieczni.
- Wow…to jest…niesamowite - powiedziała, przyglądając się teraz zwłokom gigantycznego pająka. Pierwszy raz widzi coś takiego. I oni tak po prostu go pokonali? Zmaltretowali. Zmiażdżyli? Ah, mimo zniesmaczenia to trochę aż żałowała, że nie była świadkiem tego, co się tutaj działo. Może jak ładnie później zapyta, to jej opowiedzą?
- Hm? Wziął ją sobie?...W sumie ciekawa pamiątka - może by dało się to sprzedać - Chcesz ją odzyskać? - zwróciła się do Kamiko. W sumie i tak wygląda na to, że będzie czas odnaleźć teraz jej brata. I tego od głowy pająka. Oby u nich było wszystko w porządku.

@Seiwa-Genji Kamiko  @Warui Shin'ya  @Ejiri Carei

rzut na słuch: 39, fail
Kakita Mari

Warui Shin'ya and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Vance Whitelaw

Sro 31 Maj - 13:53
Jeszcze przez jakiś czas przyglądał się Munehirze z daleka. Niepewny czasu oczekiwania na przybycie jego nieodpowiedzialnego kontrahenta, nie ruszył się z miejsca, choć ciekawość wciąż napierała na mięśnie, które wychodząc jej na przekór – pozostawały w irytującym spoczynku. Kątem oka dostrzegł podrygujące światło, które wyjrzało z ciemności tunelu. Od razu, choć z lekkim ociąganiem – jakby wyrwano go z dłuższego zamyślenia – zwrócił twarz ku dwójce mężczyzn. Właściwie było ich dwóch i pół, bo stan, w którym znajdował się Nagai, pozostawiał wiele do życzenia. Mimo tego patrzył na tę scenę z dystansem godnym widza. Od początku było to tylko przedstawienie.
  „Czy mógłbyś otworzyć drzwi?”
  — Jak najbardziej — przytaknął, odrywając spojrzenie od bezwiednego ciała Nagaia. Odsunąwszy się na bok, wysunął kluczyki z kieszeni i wcisnął odpowiedni przycisk. Światła awaryjne mignęły, a ich ciepły blask na moment rozlał się po ich skórze i ubraniach; znalazł odbicie w lśniących oczach i zgasł, gdy drzwi z cichym, mechanicznym dźwiękiem uniosły się, dając barczystemu, białowłosemu mężczyźnie pełen dostęp do wnętrza sportowego wozu. Przez chwilę uważnie obserwował, jak sadzał Kōjiego na siedzeniu, jakby ten był niczym więcej, jak szmacianą lalką.
  Brzmienie własnego nazwiska zwróciło uwagę Vance’a ku nieznajomemu mężczyźnie. Miał całkowitą pewność, że to właśnie z nim rozmawiał przez telefon i być może byłby w lepszej pozycji, gdyby nadal stali po przeciwnych stronach słuchawek, ale mimo podejrzliwego komentarza, jasnowłosy nie wyglądał na zakłopotanego.
  — Nie nazwałbym tego „pieczołowitym śledzeniem”. Jak już mówiłem, zaniepokoiło mnie, że o tak późnej porze nie zastałem mojego przyjaciela w domu. Bardzo często pracuje po nocach. Jak widać, moje złe przeczucia okazały się całkiem słuszne — wyjaśnił, a pomiędzy słowami nawet najdrobniejsze zająknięcie nie znalazło dla siebie miejsca. Nie zastanawiał się zbyt długo nad udzieleniem tej wyjątkowo płynnej odpowiedzi. — Poza tym moje zmartwienie nie przywróci przytomności Kōjiemu, a wam da jedynie powód do dodatkowych zmartwień. Chyba nie chcielibyśmy, żebym wsiadł za kierownicę spanikowany, panie — przeciągnął ostatnią sylabę, obrzucając blondyna znaczącym spojrzeniem. Skoro już przerzucali się nazwiskami, wolał wiedzieć, z kim miał do czynienia. — Rozumiem, że moja reakcja może panów dziwić, ale w zdążyłem zająć się zorganizowaniem odpowiedniej pomocy. Natomiast po tym, co od pana usłyszałem, chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że w tych okolicznościach wizyta w szpitalu mu nie pomoże — ton miał rzeczowy, spokojny. Uśmiech w tej sytuacji nie był wskazany, więc wyraz twarzy komponował się z barwą głosu, która ukoiłaby niejedne nerwy. Bardziej niż niewzruszony, wydawał się raczej wypełniony po brzegi zimną krwią. Ktoś w końcu musiał ją zachować w tak kryzysowej sytuacji. — Nie wspominając już o tym, że nie fatygowałbym się tutaj, gdybym nie miał na uwadze jego bezpieczeństwa. — Oderwał spojrzenie od twarzy mężczyzny, by wymownie przemknąć nim po otoczeniu. Nie dał po sobie poznać, że jest zniesmaczony, ale nie był też zachwycony – nie były to jego klimaty.
  Gdy wzrok na nowo zwrócił się ku jasnym tęczówkom, Whitelaw wystawił dłoń spodem do góry w wymownym geście. Chciał zabrać stąd blondyna w komplecie – łącznie z całym jego dobytkiem, który znalazł się w posiadaniu jego znajomych. A może nieznajomych? Każdy z nich wyglądał przecież, jak element z innej układanki. Pomieszane ze sobą puzzle.
  — Jest w dobrych rękach — zapewnił, znów z tą dziwnie przyjemną nutą, która otulała każdą sylabę. — Mogę zostawić swój numer, jeśli zależy wam na informacji o jego stanie.Przecież go nie porywam.

Vance Whitelaw

Seiwa-Genji Enma, Ye Lian and Nagai Blotka Kōji szaleją za tym postem.

Minoru Yoshida
Sro 31 Maj - 15:58
   Czuł się winny temu, że nie znalazł dla niego czasu, by móc z nim tam pójść. Przez telefon słyszał, że był w opłakanym stanie. Nie chciał go męczyć większą ilością pytań, więc kiedy tylko dowiedział się parę istotnych faktów, zahamował chęć złości — bardziej na siebie niż na niego — by ona nie mogła go dotknąć. Nie jego, mimo że powoli wszczepiała się w zmartwiony ton głosu, który przesiąkał słowa kierujące do Aoi. Również dosłownie po rozłączeniu połączenia, był już w drodze, ponieważ już wcześniej dostał lokalizację miejsca, do którego miał udać się z Rajką. Aby mogli sprawdzić, co i jak. Że podwózka w drugą stronę może mu się przydać. Miał cholera uważać, dlaczego więc nie mógł prawie się poruszać? Do jakich głupstw dopuścił się podczas wyłącznie sprawdzania, kiedy tyle czasu nie miał z nim żadnego kontaktu?
   Droga chwilę trwała, ale nie na tyle długo, by Munehira musiałby się zniecierpliwić samym oczekiwaniem. Podjechał pod podziemne tunele, a raczej kierowca, który nie wiedział, że wkrótce straci u Minoru ten słodki przywilej wożenia go. Jechał tylko z nim, mimo że miał chęć zabrania ze sobą lekarza, który obejrzałby aktualny stan wycieńczonego. Odpuścił to sobie, nie chcąc wprowadzać go w stan większego rozdrażniania skoro rzeczywiście potrzebował kąpieli i jakiegokolwiek spokoju. Sam fakt, że nie wpadł w żaden szał kiedy do niego zadzwonił, pokazywał jak silnie trzymał się na bezresztkowi sił. A kiedy tylko dojadą do apartamentowca, oceni Aoi stan faktyczny i jeżeli zauważy większe obrażenia, zadzwoni, by mógł mu pomóc. Tak jak on wielokrotnie pomagał Yoshidzie w nagłych i trudnych sytuacjach.
Nadszedł już czas. Wysiadł z samochodu, gdy podjechać bardziej nie mogli. Rzucił za sobą, że mają być w kontakcie, gdyby jednak przydałaby mu się pomoc. Wierzył jednak w to, że nie mogło być z nim aż tak źle, ponieważ od pierwszych dni ich spotkania dostrzegł w nim potężną siłę, które byle jaki śmiertelnik nie potrafiłby sobie z nią poradzić.
   Z początku patrzył na niego egoistycznie, że ta moc należy się jedynie Yoshidzie. Jak każdy, inny yurei. Jednak on... On okazał się być inny. Ciekawszy. Bliski. Ta bliskość powodowała, że im więcej czasu mijało, tym dłużej zapominał o drugiej części ich umowy. Istotniejsza wydawała się być ta jego, choć on tego jeszcze nie wiedział. Nie potrafił mu tego powiedzieć, ale może za jakiś czas domyśli się, że Minoru zwyczajnie mu odpuścił. Już nie chciał go do czegokolwiek zmuszać. Do bycia z nim w grupie, do wiecznego posłuszeństwa, mimo że bardzo chciał mieć jego duszę na wyłączność, bardzo starał się nie ograniczać wyborów, które podejmował. Dlatego teraz tu był, chodząc po tunelach i zbliżając się z każdym krokiem do sylwetki smukłej i przemoczonej, niektórzy powiedzieliby, że wręcz ohydnej w obecnym stanie. Ale nie dla niego. Dla Yoshidy Aoi zawsze pozostawał piękny nieważne, czy był zalany krwią czy ściekami.
   — Tu jesteś — ochrypły głos wydostaje się z jego krtani, gdy koniec końców udało mu się go odnaleźć. W słowach nie było złości, ani rozczarowania. Po prostu był, jak to on, był i trwał przy nim oraz przyzwyczajał go powoli do swojej obecności — Dla mnie nie śmierdzisz — dodał pokrzepiająco, starając się go w jakiś sposób roześmiać. Nie śmierdział, ponieważ niczego nie mógł czuć.  
   — Mogę? — spytał się, nim zdecydował się go dotknąć. Niezależnie od tego jaki to dotyk będzie, skrócił ich odległość stając z nim twarzą twarz. Na tyle blisko, by mogli zacząć wymieniać się własnymi oddechami, ale Cay nie dotknie go póki mu na to nie pozwoli. Starał się być delikatny, ponieważ dojrzał jak kruchy teraz jest. Mimo tego nie współczuł mu. Mężczyzna mógł odnaleźć w jego oczach troskę i siłę, z którą na co dzień Minoru podążał swoimi krzywymi ścieżkami. Może nie z troską, ale z siłą na pewno.

@Munehira Aoi


Podziemne tunele - Page 18 EHjauEm
Minoru Yoshida
Hasegawa Jirō

Sro 31 Maj - 22:35
  Jiro zdawał się nie być świadomy, że wypełzając tunelu, trafi na kolejny niezbyt przyjazny grunt. Jakby wszystkim dookoła miała udzielić się pajęcza chęć zaznaczenia wyraźnych granic swojego terytorium i pokąsania każdego, kto tylko ośmieli się spojrzeć w tym kierunku.
  Whitelaw. Spojrzenie przesunęło się z oczu nieznajomego nieco wyżej, na jego włosy. Powstrzymał się jednak przed przeczesaniem dłonią swojej własnej sierści, która nawet gdy nie była pokryta tunelowym syfem, przypominała raczej grzbiet wystraszonego szczura niż coś, co można było nazwać fryzurą, na którą właśnie patrzył.
  Otwarcie drzwi skwapliwie wykorzystał by skierować swoją uwagę na właściwe tory. Nieufnie powitał otwierające się w jakiś dziwny sposób drzwi, od razu widząc w nich opadającą mu na łeb gilotynę, gdy tylko się do nich zbliży. Z jeszcze większym zaskoczeniem odkrył, że samochód miał tylko dwa miejsca. Drogie auto to i może trzeba było je kupować na metry i na więcej nie wystarczyło, kto wie. Jiro był zbyt biedny, by to zrozumieć.
  Usadził Blotkę na fotelu, co wcale nie było takie łatwe jak początkowo zakładał i zapiął mu pasy. Dla pewności jeszcze je poprawił, jak purchlakowi, który w każdej chwili może postanowić, że wypełznie z nich bokiem. Wyglądało solidnie. Rozejrzał się jeszcze szybko po wnętrzu pojazdu, póki miał jeszcze okazję, najpewniej jedyną w życiu.
  – Nie podoba mi się zostawienie cię z nim – mruknął do nieprzytomnego przyjaciela, zrzucając to w końcu z siebie, wiedząc, że słowa wypowiedziane do kogokolwiek innego spotkałyby się tylko z eskalacją ewentualnego konfliktu.
  Jeszcze tylko jedno, ostatnie i dość ciężkie patnięcie Kluseczki na pożegnanie i Jiro w końcu mógł wrócić do pozostałych i tak mimowolnie oglądając się na pozostawionego przyjaciela.
  – Bardzo zależy – powiedział niemal od razu, gdy tylko padła propozycja pozostawienia numeru.
  Nawet nie przeszło mu przez myśl silenie się na jakiekolwiek grzeczności, tytułowanie kogokolwiek panem czy poczekanie aż Ye Lian przestanie się tak desperacko wpatrywać w wybawiciela Blotki.
  – Mamy jeszcze dwóch łowców duchów do zabrania stamtąd, tak tylko przypominam. Wracamy.





Hasegawa Jirō

Warui Shin'ya, Ye Lian, Nagai Blotka Kōji and Vance Whitelaw szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Czw 1 Cze - 2:15
 W pajęczym leżu było spokojnie, można nawet powiedzieć, że zbyt spokojnie jak na to, co działo się dzisiejszego wieczoru w tych tunelach. Mieszkaniec tej części brudnego korytarza leżał pozbawiony życia, a do domu wróciła tylko dzierżona przez Shibę wielka głowa oderwana od reszty cielska. Enma natomiast zajął się odsyłaniem ducha Chie tam, gdzie powinna się znaleźć lata temu. Modlitwa połączona z rytuałem, dłonie układające pieczęć, aż wreszcie najbliższa egzorcyście przestrzeń rozjarzyła się od ognia obejmującego odciętą głowę. Pozostałości rozpadły się w popiół, tak jak i ciało zostawione wiele metrów dalej w ciemnym tunelu. Yōkai nie miało już szans na powrót do świata żywych ani nawet na cienką granicę z niematerialnym wymiarem. Pozostał jeszcze pająk, który wciąż miał możliwość zregenerowania się. Poza tym nie wyglądało na to, żeby było tu coś wyjątkowo godnego uwagi.
Ye Lian próbując wyczytać coś z nieprzytomnego mężczyzny i jego stanu mógł wyciągnąć wniosek, że pozbycie się sprawcy całego zamieszania mogło nieznacznie pomóc w jego obudzeniu się. Większość jednak zależała od samego Blotki, jego woli powrotu do rzeczywistości; bez wątpienia odpoczynek w komfortowych warunkach działać będzie na plus, istniała również szansa, że przemawianie do niego, tak jak do osób pogrążonych w śpiączce, cokolwiek zdziała. Sam Nagai miał chłodną skórę, zesztywniałe mięśnie i spowolnione krążenie. Ogrzanie go na pewno nie zaszkodzi. Jirō zadbał o bezpieczeństwo pogryzionego. Po umieszczeniu go w samochodzie i zapięciu mu pasów, Hasegawa miał pewność, że teraz wszystko już zależy od umiejętności kierowcy. Pozostawała wiara w to, że nie sprzeda Blotki na organy albo w innej branży czarnego rynku. Dłuższa rozmowa mogła się jednak wiązać z niedogonieniem tych, którzy zostali w tunelu. Co, jeśli te ośmionożne bydlę nie było tam samo?
Warui przemierzając z towarzyszkami ciemny tunel w którymś momencie spojrzeniem natknął się na wytarty fragment brudu na ścianie. Mając w pamięci rozmiary pająka, z którym przyszło im się zmierzyć oraz jego zdolność do poruszania się po pionowych powierzchniach, ślad nabierał zupełnie innego wydźwięku. Nie jakby ktoś przypadkiem się otarł o mur, a raczej jakby był ciągnięty tą ścieżką. Potwierdzenie tego objawiło się fragmentem materiału z jakiegoś ubrania sterczącym z torowiska – najwyraźniej kawałek odzieży zahaczył o metal, kiedy ofiara zaczęła być ciągnięta po ziemi. Był to świeży trop prowadzący prosto do leża yōkai.
Kamiko próbowała wygnać pozbawione głowy i kończyn paskudztwo, jednak coś nie działało. A może podziałało, ale po prostu proces nie posiadał efektu wizualnego? Jakby nie patrzeć, pająk przybrał cielesną formę i może właśnie przez to nadal pozostawał fizycznie w świecie żywych, podczas gdy regenerujący się duch został już odesłany tam, gdzie jego miejsce.
Ejiri mogła w pewnym momencie poczuć nadchodzący ból głowy. Narastał stopniowo, czaił się i czekał na właściwy czas do ataku. To mogły być nerwy, które w obliczu niebezpiecznej sytuacji uaktywniły się mocniej, może efekt płaczu, którego fala wstrząsnęła kobietą długie minuty temu, zanim jeszcze śmiałkowie rozeszli się w trzech grupach po pogrążonych w mroku tunelach. A może wina samych ciemności, skupiania wzroku przy tak słabym świetle. Migrena zaatakowała gwałtownie, nie biorąc żadnych jeńców i nie zamierzając stosować taryfy ulgowej.
 Niewiele sensownego dało się dosłyszeć w tych warunkach. Rozmowa mogła trochę zagłuszać otoczenie, jednak Kakita była pewna, że niczego ani nikogo więcej tutaj nie było. Tylko ich czwórka, a gdzieś przed nimi jeszcze podobno kolejni członkowie wyprawy.
 W końcu Carei, Shin, Kamiko i Mari dotarli do Shiby i Enmy w pajęczym leżu. Pokryte sieciami ściany mogły wzbudzać obrzydzenie, ale większa ilość źródeł światła rozpędzała nieprzyjemny mrok.


____________________
Termin: Chciałabym zakończyć event do końca tego tygodnia. Możecie pisać swobodnie do niedzieli (04.06) i jeśli komuś wejdzie rzut na percepcję to rzucę info na PW albo krótkim postem, co udało się znaleźć.

@Warui Shin'ya @Ye Lian @Hasegawa Jirō @Shiba Ookami @Seiwa-Genji Enma @Seiwa-Genji Kamiko @Ejiri Carei @Kakita Mari

Hayate

Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hasegawa Jirō and Kakita Mari szaleją za tym postem.

Seiwa-Genji Enma

Czw 1 Cze - 2:45
Ciepła krew lepiła palce, kiedy mozolnie spływała pomiędzy nimi i mieszała się z brudem dłoni, kiedy podniósł się z ziemi. Bezceremonialnie wytarł dłoń w bluzę owiniętą dookoła wąskich bioder, choć mało to dało od chwilowej ulgi, a następnie  przeniósł spojrzenie na mężczyznę stojącego obok. Jak on w ogóle miał na imię? Przedstawił mu się? Jego słowa potoczyły się niczym echo po pomieszczeniu zmuszając Enmę, aby zsunął wzrok niżej, na głowę nieszczęsnego pająka.
- Jasne. - odparł po chwili, jakby krótkiego zawahania. - Głowa w większości przypadków wystarczy do rytuału. Połóż ją na pentagramie i za moment- - słowa umarły stłamszone dźwiękiem zbliżających się kroków. Trudno było powiedzieć dlaczego, ale Enma poczuł, jak wszystkie mięśnie sztywnieją w oczekiwaniu na atak. Jakby złe przeczucia zadrwiły z niego wymuszając tym samym wyostrzenie wszystkich zmysłów.
Odwrócił głowę, a jego powieki uniosły się wyżej w ledwo zauważalnym geście zaskoczenia. Co jak co, ale takiego trio nie spodziewał się ujrzeć w tym samym czasie. Ejiri. Warui. I Kamiko. I jeszcze jakaś dziewczyna, której nie znał.
Zaschło mu w gardle, a niewidzialne dłonie zacisnęły się dookoła jego gardła.
Wdech. Wydech.
Spojrzenie najpierw omiotło Ejiri w poszukiwaniu ewentualnych ran, a upewniwszy się, że nic jej nie jest - przeniósł spojrzenie na siostrę. Odetchnął niezauważalnie. Nic jej nie było. Wyglądała na całą i zdrową, zresztą, obie wyglądały, co chociaż w drobnym stopniu ukoiły jego nerwy.
Nie zmieniało to jednak faktu, że wcale ich tu być nie powinno, i zdania Enma w tej kwestii z pewnością nie zmieni.
Ostatecznie wzrok przeskoczył na rudowłosego, lecz tu zatrzymał się najkrócej
- Wyegzorcyzmowałem teke teke. - poinformował ich spokojnym, nieco obcym głosem, robiąc krok do przodu.
- Został pająk. Zajmę się tym. - odwrócił lekko głowę, kierując słowa tym razem do swojego niedawno jedynego towarzysza. - Podaj mi proszę głowę. Wrócę do truchła i tam to zrobię. - dodał, czując, że nie chce tego robić tutaj, nie teraz, nie w tym momencie, kiedy dookoła było tylu gapiów.
Nie chciał publiczności. Spojrzeń skierowanych na niego i jego dłonie, kiedy odprawiał rytuał. I oceny i oczekiwań względem niego.
- Kamiko, został ci jeszcze bandaż? Daj mi jeden. - poinstruował siostrę i nagle, jakby dostał siarczysty policzek w twarz, przypomniał sobie o szczególe, który przecież był cholernie ważny. Jak mógł o tym zapomnieć?
- Nie możecie tu zostać. W tych tunelach... coś się czai. Coś znacznie potężniejszego od teke teke. - powiedział, a w jego głosie pojawiła się nuta napięcia. No tak, przecież ONA nadal tu była. Co prawda nie wydawała się wrogo nastawiona, czego dowodem był wciąż żyjący Enma, ale cholera wie co planowała.
Bo musiała coś planować, skoro pojawiła się w świecie żywych.



Rana na lewej dłoni - pogłębiona, krwawi
Płytka rana cięta na prawym policzku
Do tego pobrudzony błotkiem :c


Podziemne tunele - Page 18 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Ejiri Carei ubóstwia ten post.

Ejiri Carei

Sob 3 Cze - 12:42
Ciemność, chociaż nigdy nie przerażała jej zbytnio, zdawała się ją coraz bardziej pochłaniać. Zupełnie tak, jakby mrok oklejał jej skórę - jak pajęczy kokon. I na samą myśl wzdrygnęła się, śledząc czuciem kolejne, przemykające przez ciało dreszcze. I dopóki czuła jeszcze ciepło obecności tuż obok, dłoni zamkniętej w tej drugiej, nagromadzone wrażenia, emocje, myśli trzymały się woli, nie rozrywając powtarzanych w głowie postanowień. Pulsowanie w głowie, które wcześniej uparcie ignorowała, zdecydowało się zignorować dla odmiany ją. I gdyby nie otulający ich cień, można było zobaczyć, jak blednie, a narastający ból przenika mimikę jasnego oblicza. Uparcie, znowu milczała jednak. Wiedziała co się zbliża, co zwiastuje silniejsze ćmienie w skroniach i szum pod powiekami. I gdyby nie zerwany kontakt dłoni, zapewne wpiłaby paznokcie w te drugą. Zamiast tego - zagryzła wargę, jakby ból innego pokroju, mógł odwrócić uwagę od tego nasilającego się chorobą. Odetchnęła, postępując kilka kroków w stronę dwójki przybyłych - Kakita... tak? - ledwie zauważalnie pochyliła głowę w przywitaniu, wyłapując z ciągu płynących pospiesznie wyrazów tożsamość nieznajomej. Obróciła torbę, po omacku, odnajdując niewielkie zawiniątko z tabletkami. Na wiele się już nie mogły zdać, ale być może przeciągną moment, w którym migrena zaatakuje z całą mocą - Będę wdzięczna za wodę, jeśli masz. Tylko do popicia - uśmiechnęła się lekko, blado. Dziewczyna była od niej nieco wyższa, śliczna, i na pewno zdecydowanie młodsza.
Nie zdziwiła się, gdy minęli pajęcze pobojowisko i dotarli do leża, którym - znalazł się i Enma. Powitała go milczeniem, pozostając nawet nieco z tyłu, nie czując się na siłach, by konfrontować z nim cokolwiek, ale i chłopak zdawał się ją całkowicie ignorować. Zabolało znowu. Inaczej, ale usta zwarła w cienką linię, dając tylko pole do popisu napięciu, które znowu, wyraźniej załomotało pod czaszką. Spod na wpółprzymkniętych powiek obserwowała tylko sylwetkę, która mimo niewielkiej ilości światła, zdawała jej się bardzo wyraźna. I z jakąś ulgą powitała też Shibę, który mu towarzyszył. Nie był tu sam. I byłaby trwała w ciszy, aż do chwili, aż młody Minamoto minie ich grupę, znowu znikając im z pola widzenia, ale nowa informacja o zagrożeniu - jakim? - poruszyła jej ciałem i wargami - Coś? - uniosła twarz wyżej - możesz jaśniej? - zakołysała się na palcach, jakby znowu chciała postąpić krok, ale finalnie odwróciła się. Zrobiło jej się niedobrze, paskudnie wręcz. Mdłości szarpnęły żołądkiem, wiec dłoń niemal automatycznie podążyła ku wargom, przysłaniając je. Robiło jej się coraz bardziej słabo. Nie. Nie. Nie. Jeszcze nie teraz - Musimy znaleźć jeszcze tego chłopaka.
Uniosła dłoń z latarką, omiatając światłem ściany i lewą stronę wyjścia. Przez moment zahaczając strumieniem o postać  rudowłosego, jakby gdzieś w jego obecności chciała znaleźć pomoc. Obróciła się ponownie, wolno, niemal zatrzymując się pod ścianą i wtedy, trąciła stopą coś, niemal potykając się. I tylko dlatego, ze dłonie wsparły się na obłym, twardym obiekcie, nie dało jej runąć całkiem na ziemię. Zdusiła jęk, gdy serce załomotało panicznie. Opadła na kolana - Warui... tu jest ...kokon? - przełknęła ślinę z trudem, głos jej drżał, wypowiadając kilka kolejnych słów. Nałożone na nią samą granice i limity - pękały. A ona klęczała przy splatanym w kształcie ludzkiego ciała, bielącym się obiekcie - To, trzeba rozciąć - dodała na wydechu, odsuwając się i siadając już twardo na ziemi, obok. Czuła wilgoć na policzkach. Na wszystkie kami. Przeraźliwie mocno chciała, by obok był Jiro. I już ją stąd zabrał.

| Znalazłam chłopaka! - info otrzymane od MG


Podziemne tunele - Page 18 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Warui Shin'ya, Ye Lian, Hasegawa Jirō and Kakita Mari szaleją za tym postem.

Ye Lian

Sob 3 Cze - 19:09
Zafrasowany wzrok pomknął w stronę samochodu — jawiący się przez oczami obraz włożonej staranności w odpowiednie posadzenie chłopaka, utemperował przewrażliwienie. Przez krótką chwilę Ye Lian przyglądał się, jak białowłosy mężczyzna zapina Kōjiemu pasy, jak głowa opada mu delikatnie na zagłówek, a twarz spowija połowiczny cień. Choć wciąż obejmował ich gruby koc nocy, to okolica była jaśniejsza niż we wnętrzu tunelu; szczegóły nie umykały w nierozgarnięty sposób. Nie ufał obcym — zawsze sprawiał wrażenie, że mu zawadzają. Mógł w głównej mierze podziękować za to zniekształconej ekspresji ciała, która skrywała pod powierzchowną oceną sprzeczny i bogaty pakiet odczuć. Przez swój beznamiętny wydźwięk spadały na niego odgórne, ostre, oceniające spojrzenia, bo w końcu on sam przeszywał wszystkich niezrozumiałym lodem, którego nie stopiły od prawie trzydziestu lat, żadne promienie słońca.

Whitelaw był bogaty, dbał o własną wizytówkę. Człowiek wysokiej klasy powinien być dla Ye Liana kimś w rodzaju oparcia, ale zamiast tego czuł nagminnie powracającą wątpliwość. Pierwsza objawiła się w przeczuciach, które ugodziły go, gdy kompletnie zmartwiały swoją bezmyślnością przyciskał komórkę do ucha, druga, gdy łowił ciemne spojrzenie — w dziwnej, idiotycznej nadziei, której sam nie potrafił pojąć. Od lat szukał tych oczu. W każdym spojrzeniu. A te podobieństwem były im najbliższe. Chyba tylko z tego względu przemilczał wypowiedź mężczyzny, sprawiając wrażenie, że akceptuje jego słowa. Przedstawił się imieniem i nazwiskiem, gdy nastała długa pauza, po czym powrócił na krótko do Jiro, który właśnie odsuwał się od drzwi.

— Jest w dobrych rękach.

Ye Lian przeczesał wzorkiem ciemność, byle dotrzeć do twarzy i poczuć spokój. Teraz zdał sobie sprawę, że cokolwiek by Whiteaw nie powiedział, przejawiałby w jego kierunku rezerwę, taką, która naginała obawy i sprawiała, że stojący przed nim elegancki mężczyzna był odrobinę bardziej wart zaufania.

Musi dojść do siebie.

Tak. Dojść do siebie. To bardzo mądre określenie. Dojść — to słowo zawierało w sobie obraz drogi. A droga zawierała w sobie czas. To musiało potrwać. Musiał minąć pewien czas. W ruchu. Spięte ramiona obniżyły się.

Trzeba go ogrzać. — zwrócił się do Vance'a, ściągając z ramienia przewieszoną torbę. — Jest wychłodzony. W środku znajdują się wszystkie jego rzeczy. — Wyciągnął z kieszeni płaszcza telefon blondyna i również podał go mężczyźnie. Na informacje o numerze, Ye Lian oszczędnie skinął głową. — Poproszę.

Poczekał do momentu, aż nie uzyskał namiarów. Napływający przy ramieniu głos Jiro sprawił, iż na powrót wrócił do niejasnych odnóg tuneli, do spoczywającego spacyfikowanego zagrożenia, które w każdej chwili mogło poderwać się na nogi i zaatakować osoby znajdujące się w środku. W tym Shin'ye.

Proszę uważać na drogę i dobrze się nim zająć. — Spoglądnął ostatni raz w kierunku Kōjiego. — Skontaktuje się z panem za parę dni. — Przy pożegnaniach miał w zwyczaju ściskać dłoń, ale tym razem brudną, zakurzoną i opatrzoną chusteczką zatrzymał przy ciele; porozumiewawczo opuścił podbródek, nie mogąc ulec pokusie, by nie zagłębić się w to spojrzenie po raz ostatni.



Zawrócił razem z Jiro. Jego myśli wydawały się rozszczepione: jedne pozostały w podziemnych drogach, dokładnie w miejscu, gdzie Shin'ya zniknął mu z oczu, drugie wydawały się leżeć przy drogim samochodzie, a trzecie... trzecie znajdowały się przy Jiro, czując niesamowity wewnętrzny dysonans, na który mógł zagryźć jedynie zęby — oczywiście dyskretnie, aby towarzyszący mu mężczyzna nie dostrzegł błąkającego się w nim rozdarcia.

Korytarze ciągną się przez dziesiątki kilometrów. Nie mamy pojęcia, którą drogę wybrali — odezwał się do białowłosego, choć wzrok miał wbity w mrok. Pokaleczona dłoń wyciągała na powrót komórkę, szczupły palec tknął ikonę latarki. Znów rozbłysło światło. — To yokai... — Słowo wspięło się na usta naturalnie, dając potwierdzenie, iż wie, że poruszający się przy nim facet był w jakiś sposób związany z tym mrocznym elementem świata; to też dało mu więcej odwagi, aby się otworzyć. — ...wciąż może się zregenerować i zaatakować.


siła woli — (71) — sukces (na skierowanie się ponownie w stronę tunelu)



Ye Lian

Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei and Vance Whitelaw szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Nie 4 Cze - 2:31
Ślad na ścianie prawie przeoczył; po powierzchni przetoczył się słaby snop światła, ale jego kieszonkowa latarka, kompletnie nieprzystosowana do zadania, jakiego się podjął, miała krótki zasięg. Mógłby podejść bliżej, ale krzywiąc wargi zdał sobie sprawę, że właściwie nie musi - smugę tego samego pokroju znalazł już wcześniej, w towarzystwie o wiele lepszych sprzętów, których moc rozganiała mrok bez problemu. Uwaga zresztą dość płynnie przeskoczyła na Kamiko i jej towarzyszkę. Tylko kątem oka wyłapał kawałek czegoś, co w otaczających ich ciemnościach, zdawało się kawałkiem tkaniny. I choć wzrok był skupiony na rejestrze otoczenia, słuch chłonął słowa siostry Seiwy. Nie wydawał się zdziwiony wygraną Enmy - bądź co bądź szkolił się w egzorcyzmach wystarczająco długo, by wygrać konfrontację z teke teke. Czymkolwiek to było. Częściowo mógł być zadowolony, że był wśród tych, którzy wybrali inną odnogę tuneli; że natrafił na ogromnego pająka, z którym nie trzeba było się głowić. Starczyło trochę ognia, kilka ran, intuicyjna siła mięśni. Świadomość pokonania yōkai dawało pewien rodzaj satysfakcji - jeszcze płonnej, zagnieżdżonej gdzieś głęboko, która jednak rosła z mijanym czasem i której efekty miały się ukazać dopiero za jakiś czas.
- Ejiri miała w tym swój udział - wtrącił się, kręcąc głową, jakby zawiedziony skromnością dziewczyny; w rzeczywistości kryło się w tym o wiele więcej rozbawienia, niż pozwalała na to sytuacja. - Posiadała potrzebny sprzęt i zapewniła ochronę. Dała lepszy popis od nas.
Było coś irracjonalnego w wypowiadaniu się o Ejiri jak o prawdziwym towarzyszu, współuczestniku wyzwania, w którym wzajemne zaufanie grało pierwsze skrzypce. Prawie tak, jakby zapomniał (może nawet obydwoje zapomnieli), że połączył ich losy siarczysty policzek i milcząca cisza jaka zaległa po tym. Miał niemal na końcu języka jakąś bardziej ciętą wstawkę - byle rozluźnić słodko-gorzki monolog - ale nie zdążył.
Wzrok przeskoczył na towarzyszkę Seiwy, rozświetlając źrenice błyskiem zaintrygowania.
- Warui Shin’ya - nie zawahał się, choć tym razem zrezygnował z szablonowego uścisku ręki. Miał coraz większe wrażenie, że jego maniery, wyciągnięte jeszcze z Nanashi, i tak się nie sprawdzały, nie było więc sensu próbować nadrabiać nagłą znajomością savoir-vivre. Uniósł tylko brew, aż jej linia nie sięgnęła rudej, przyciśniętej czapką grzywki. - ... "my"? - Podchwycenie wątku z urwanego pytania wyciągnęło z niego nową dawkę szczeniackiego rozweselenia, ale prędko oprzytomniał, bo padła uwaga od Kami - słuszna, zdecydowanie, ale Shin nie znał się na egzorcyzmach. Nie chodziło nawet o możliwości praktyczne. Leżała u niego nawet teoria, pokręcił więc głową, wycofując się z tego zadania. Zakładał, że Enma zdecydowanie lepiej nadawałby się do tej misji. Ta świadomość nabrała mocy do stopnia, w którym prawie ruszył z miejsca. Zatrzymał się tylko na moment, obracając do Ejiri i przypatrując się jej dłuższą chwilę w wymownym milczeniu. Maska zasłaniała część twarzy, ale nietrudno było sobie wyobrazić, jak zaciska usta w wąską linię; jak te same usta wreszcie się rozchylają, by padło proste pytanie:
- Dobrze się czujesz?
Bo jeżeli nie - zawracamy.
Sprawa była prosta i choć nie w smak mu było kręcenie się w tą i na zad, obiecał przecież Jiro, że dziewczynie włos z głowy nie spadnie. Jaka relacja ich dokładnie łączyła - nie wiedział. Nie miało to jednak znaczenia; zobowiązanie dawało gwarancję, że przekreśliłby swój udział w dalszych poszukiwaniach, gdyby Ejiri przytaknęła, że nie ma szans, by poszła dalej. Że nie jest w porządku.
Wydawała się jednak zdeterminowana, aby przebrnąć dalej. Kiedy więc ruszyli, mimowolnie się zbliżył. Szedł już nie na odległość pięciu kroków - dalej mając ją wprawdzie w pobliżu, ale zachowując przy tym odpowiedni dystans - a dwóch, co jakiś czas nadzorując jej stan.
Ten stan zdawał się pogorszyć nie ze względu na osłabienie. Nie umknęło jego uwadze drgnięcie emocji w kąciku jej warg i cień przemykający po oczach. Był tylko pół sekundy za nią - dostrzegł więc Seiwę zaraz po tym, nabierając nieco tchu i rzucając ciche: jesteś.
Potwierdzał zresztą relację Kamiko; teke teke została odesłana, a niebezpieczeństwo minęło. Koncentrację przykuł też łeb pająka - olbrzymia część bestii spoczywała na ziemi, gotowa do odprawienia rytuału. Zatrzymanie się więc tuż przed obrzędem wywołało u Shina ścierpnięcie karku. Zmarszczył czoło, ale nie musiał nawet pytać. Wyjaśnienia przyszły o wiele prędzej. W tunelach coś się czai. Chciał zapytać co dokładnie. Co mogło być straszniejsze od dwumetrowego cholerstwa i śmiercionośnej yōkai?
Ejiri była jednak szybsza. Równie prędka co jej stale pogarszający się stan.
- Hej - głos, jeszcze nie tak dawno zaczepnie rozbawiony, nabrał poważnej ostrości. - Co jest? Eji- - urwał raptownie, sięgając ręką przed siebie. Czarnowłosa jednak już upadała, a on zdążył tylko skierować ku niej skąpe światło swojej latarki. Jeszcze nim padły jej słowa, przeciągał już wiązką jasności wzdłuż lepkich nici.
Kokon.
- Kurwa, to ten gość? - Wolna ręka sięgnęła w kieszeń bluzy, łapiąc za scyzoryk. Choć uklęknął obok, wzrok w pierwszej kolejności padł na dziewczynę, asekuracyjnie przyglądając się jej obliczu. Uniósł urządzenie tylko nieznacznie, na tyle, by objąć jej smukłą szyję i ledwie kawałek szczęki. Nie chciał razić w oczy, jedynie sprawdzał i kiedy był pewien, że nie jest w tak złym położeniu, nakierował latarkę z powrotem na zdecydowanie ludzki kształt. Ostrze podręcznego scyzoryka ledwo jednak nacinało powierzchnię, na samym jej brzegu, w myślach pamiętając, by przypadkiem nie zrobić niepotrzebnej krzywdy, ale...
- Seiwa - odezwał się gwałtownie; głośniej, podrywając do pionu. Obrócił się. Szurnął but po brudnej podłodze i korpus przekręcił się przodem do egzorcysty. - Potrzebuję twojej broni. - Nie pytał czy ją ma; wiedział, że tak.

rzut na siłę (-6) - porażka;
 @Ejiri Carei  @Seiwa-Genji Enma

@Kakita Mari  @Seiwa-Genji Kamiko
jezu piszę po szybkości,
bo jutro mogę nie zdążyć machnąć dwóch kolejek;
Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Ejiri Carei and Kakita Mari szaleją za tym postem.

Munehira Aoi

Nie 4 Cze - 7:49
  Zamroczenie. To ono pojawiło się zaraz po odciągnięciu telefonu od ucha, umoszczeniu twardego kształtu w kieszeni tak cudownie kontrastującej z zimnem nocnej przestrzeni miękkości bluzy. Raja. Gdzie była? Gdzie zniknęła? Dlaczego nie było jej teraz tutaj, kiedy potrzebował jej najbardziej. Nie wcześniej, nie w tunelach, nie między ściekami i w smrodzie, nie w lepkości zgniłego ciała, które penetrowały palce, a teraz, w oddechu świeżego powietrza, jakie bezlitośnie zapierało się na skroni. Gniew, ten długim językiem wił się między płucami, moszcząc się w krtani krótkim śmiechem. Na chuj mu to było. Dla własnej uciechy, prawda? Bo o to w tym chodziło. O udowodnienie sobie, że jeszcze się do czegokolwiek nadaje i że śmierć wcale nie obdarła go z przydatności. Tył czaszki przesunął się przez metaliczność latarni, kiedy słuch próbował na granicy realności wychwycić każdy szmer, który mozolnym ruchem wił się w eterze. Na marne. Był już gdzie indziej. W głębi samego siebie. Między szczękiem i warkotem. U siebie. W domu. W cieple psiej śliny.
  Pierwszy ryk silnika, jaki wychwycił, nie wiązał się z niczym. Jałowe poczucie porzucenia jedynie nawarstwiło się silniej, zalegając na płucach westchnieniem niemym, bardziej przypominającym agonalny wydech, kiedy serce już zdążyło zamrzeć w bezruchu nieboszczyka. Czekał. Potulnie, bo w zmęczeniu, nie tyle fizycznym ile psychicznym. Ze skostniałym zobojętnieniem wpisanym pod linię mdłego, martwego spojrzenia pastelowych tęczówek. Kolejny pomruk, który pociągnął za sobą kroki, rytm, który doskonale znał i ku któremu od razu zwrócił twarz. Zapomniał już, że używanie mocy potrafiło wyniszczać, że było zbyt silnie powiązane z tą prawdziwą, pierwotną stroną jego jestestwa. Był głodny, zlękniony, jak kundel, który skopany zbyt wiele razy, nie ufa pomocnej dłoni sięgającej w jego kierunku.
   Tu jesteś.
  Uśmiech zatlił się w kąciku warg, ciągnąc go nieznacznie ku górze. Żywsza, promienna iskra rozdzieliła bielmo osadzone na tęczówkach, kiedy czubek języka przygotował wargi do pierwszej odpowiedzi:  — A gdzie miałbym być? Żartowałem. Nie jest źle. Chciałem po prostu, żebyś przyjechał jak najszybciej. Już nie panikuj. Nie zdechnę drugi raz. Wiesz, że lubię wyolbrzymiać... — głos mości się w półszepcie, nie z obawy, że ktoś inny byłby w stanie wsłuchać się w ich rozmowę, ale przez fakt, że ten ton, ta konkretna nuta, oktawa opuszczona o dwa stopnie w dół, bardziej spolegliwa, należała tylko do niego. Do Yoshidy.  Dlaczego próbował go uspokoić, kiedy to on sam potrzebował teraz opieki? Ciepło zagryzło się pod sercem na ułamek sekundy, nim skroń wychyliła się w kierunku obłości własnego ramienia. — Nawet nie próbuj być teraz zabawnym — reprymenda ułożyła się na podniebieniu, spływając na język w jednolitej, perlistej gładkości, płynnie układając się na platynie długich kłów, gasząc śmiech. — Dobrze wiesz, że możesz — krótki śmiech, żachnięcie się raczej, kiedy dłoń już sięga w poły płaszcza, a wyziębłe paliczki zakleszczają na sztywnym materiale.  — Martwiłeś się? — Na linii ramion zadrgał krótki śmiech, który nie odnalazł ujścia, a jedynie rozkosznie szarpnął ciałem, gdy czoło odnalazło oparcie w zagłębieniu szyi swojego medium.  — To miłe. Ale jestem jak krokodyl. W bagnie — jak się okazuje — czuję się najlepiej — dodał po krótkiej pauzie, nie dając Yoshidzie momentu na odpowiedź, odrywając od ciepłoty jego ciała czoło, tak jak i separując się od metalicznego chłodu latarni, gładkim ruchem prostując się i przeciągając nieznacznie. To tylko kostka. To tylko smród amigdaliny i jadu kiełbasianego, który wgryzł się w koniuszki palców. W warstwy materiału. Rozgrzebując wspomnienia. Samotność. Tłamsząca. Gryząca brzegi duszy. Może i próbowałby z tym walczyć, może i próbowałby przeciwstawić się samemu sobie, ale rozedrgana jaźń, ta, która wiła się w powarkiwaniach liżących alabaster czaszki, zmuszała do szukania wsparcia i ciepła. Bo to ono, to ciepło, było najbardziej znaczące. Długie ramiona wtargnęły pod płaszcz, kiedy dłonie w niewymuszonej łagodności zaparły się na plecach Minoru, a policzek przywarł do gładkości koszuli.  — Wracamy do domu, dobrze? Przepraszam — szept. Czy miał za co? Nie wiedział. Czy czuł potrzebę wyrzucenia z siebie tego jednego, konkretnego słowa, na które opadła przeciągła emfaza? Tak. Senność, chociaż sztuczna, bo wiążąca się ze spadkiem adrenaliny, a nie prawdziwą potrzebą odpoczynku, przebiegła przez grzbiet, gdy broda nieco mocniej zaparła się na torsie medium, spoglądając ku jego twarzy ślepym wejrzeniem. — Zabierz mnie stąd.

[2/4 "ładowanie mocy"]



Podziemne tunele - Page 18 0YAOCnr
Munehira Aoi

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku