14 Nawiedzonych Nocy - Page 9
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Mistrz Gry

Czw 2 Maj - 0:27
First topic message reminder :

14 Nawiedzonych Nocy - Page 9 Conjuringhouse

Była godzina dziewiąta rano w poniedziałek. Dwa czarne wany podjechały pod dom Howensów przywożąc na miejsce siedmioro uczestników programu. Dom otaczał prawie trzymetrowy, kamienny mur, przez który nie byliście w stanie niczego dostrzec.
- Postawiliśmy ten mur specjalnie na potrzeby programu! - powiedział z uśmiechem Charlie Benett, niemal dumnie, jakby dokonał czegoś niesamowitego, producent stacji telewizyjnej TTV. Był to dość niski mężczyzna, nieco przysadzisty o grubym wąsie, którego moda przeminęła chyba z dziesięć lat temu. Był lipiec, temperatura pomimo porannej pory zaczynała doskwierać. Było chyba z trzydzieści stopni w cieniu, a przecież nie było nawet południa.
- Przez czternaście dni będziecie odcięci zupełnie od świata. Zero kontaktu z rodzinami, przyjaciółmi, z nami. W zamrażalce i lodówce macie zapasy jedzenia na czternaście dni, a woda w kranie jest zdatna do picia. To co? - klasnął w dłonie, uśmiechając się promiennie spoglądając na każdego z was po kolei.
- To do zobaczenia! - pomachał wam, kiedy przekraczaliście metalowe drzwi, które bardziej przypominały zabezpieczenie, jakie stosuje się przy różnego rodzaju sejfach, aniżeli domach. Z drugiej strony ich grubość i ciche skrzypnięcie, gdy zamykały się za wami dodawały jedynie klimatu. Po chwili mogliście usłyszeć metalowy odgłos łańcucha, a na koniec pstryknięcie kłódki.
Staliście w siódemkę przed staro wyglądającym domem, w którym już na pierwszy rzut oka nikt nie mieszkał od paru dobrych lat. Trawa dookoła sięgała niemalże łydek i jeżeli kiedykolwiek była tutaj jakaś ścieżka - już dawno zniknęła pod naporem chwastów i gąszczy. Ciemna cegła domu straszyła wyblakłym kolorem, a w wielu miejscach odpadał tynk, z kolei na dachu mogliście dostrzec brak paru dachówek. Do starych, odrapanych i drewnianych drzwi prowadziły trzy schodki zbudowane z drewna, a każdy stawiany krok na nich niósł ze sobą dziwnie brzmiące skrzypienia, jakby w każdej chwili miały się zarwać.
Po wejściu do domu od razu w wasze nozdrza uderzył zapach stęchlizny oraz gęsty zaduch. Brudne i zakurzone podłogi od lat nie widziały szczotki i mydła, tak samo ściany, w których rogach znajdowały się grube pajęczyny. Tapety w blade kwiaty w wielu miejscach odpadały grubymi warstwami, a wszystko dookoła, zaiste, wyglądało gorzej od przysłowiowych "spartańskich warunków". A wy mieliście tu spędzić czternaście długich dni i nocy.

-------

Mapy:
Spoiler:

- Termin na odpisy: 04.05 23:59
Nie obowiązują kolejki. Możecie pisać ile potrzebujecie. Jeżeli będziecie potrzebowali interwencji MG przed upływem terminu - oznaczcie mnie.

Z niektórymi z was mogę czasami prowadzić mini fabułę na pw, by nie psuć rozrywki innym.


@Ejiri Carei @Hasegawa Izaya @Yakushimaru Seiya @Shiba Ookami @Warui Shin'ya @Isei Yoshiro @Saga-Genji Momoka
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Itou Alaesha, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.


Warui Shin'ya

Nie 30 Cze - 21:13
Gdyby ktoś przed aplikacją zgłoszenia powiedziałby mu, że jeden z uczestników umrze podczas widowiska, pewnie wybuchłby niekontrolowanym śmiechem; cynizm rozlałby się aż po kąciki drgających w próbie opanowania się ust, na całe szczęście tradycyjnie zasłoniętych maseczką. Śmierć podczas byle jakiego telewizyjnego show? Nonsens. Tymczasem wszystko w nim jakby ścierpło; czas zaczął biec zupełnie innym rytmem. Gdzieś daleko w tle tykał zegar, ale nie miał odpowiedniego taktu. Jedno ciche przeskoczenie wskazówki mogło być jednocześnie sekundą i godziną, jakby te jednostki rozciągnęły się jak nadtopiona guma.

Nierealność w formie podskórnych karaluchów bez ustanku drażniła napięte mięśnie. Starał się zachować zdrowy rozsądek, ale nawet widok dziewczęcej dłoni podnosił ciśnienie jego krwi.

- Jeżeli cię to nie brzydzi.

- Masz ładne dłonie - przypomniał, ujmując jej rękę szorstkimi opuszkami. - To tylko stan przejściowy.

Przysiadł powoli na odsuniętym krześle, pochylając się nad nabrzmiałym, rannym palcem. Próbował przy tym wykrzesać z siebie przynajmniej minimum z minimum delikatności, ale nie był mistrzem tkliwych gestów i domyślał się, że prędzej czy później ponad blatem stołu może przemknąć zduszone syknięcie.

Im dłużej się jednak koncentrował, tym mocniej szkliły się jego oczy. Nieomal z amoku rzucił do Shiby mamroczące: dzięki, to wystarczy. Bardziej skupiał się mimo wszystko na prędkiej analizie, aż wreszcie westchnął i choć nie dało się tego zarejestrować, ponad linią materiału oczy zdawały się rozweselone.

- To nic groźnego. Boli i puchnie, bo wewnątrz zgromadziła się ropa. Wygląda na to, że szybka operacja zażegna problem. - Nie wypuszczając jej z uchwytu zajrzał do podstawionej apteczki. Szabrowanie w cudzych rzeczach nie wydawało się dla niego problemem. Poprzerzucał kilka - rzeczywiście przeterminowanych - leków i wreszcie wyłowił z wnętrza trzy z potrzebnych przedmiotów.

- Shiba, mógłbyś to wyparzyć? - Jeszcze nim mężczyzna się oddalił, Shin'ya wstał od stołu i wyciągnął do niego nożyczki. Na blacie ułożył w pedantycznym rządku również bandaż i wodę utlenioną. - Zaraz wracam - tym razem zwrócił się do Ejiri, rzucając jej przeciągłe spojrzenie. - Umyję ręce. Zobaczysz, że szybko poczujesz ulgę.

Chciałby to samo powiedzieć o sobie; a jednak kiedy znajdował się już przy zlewie, szorując nadgarstki i błony między długimi palcami, informacja od Iseia na moment zatrzymała wszystkie wykonywane przez niego czynności. Potrzebował dodatkowej chwili, by wreszcie zakręcić kurek i odwrócić się w kierunku zgromadzonych.

Momoka nie żyje.

- To niemożliwe. - Oponowanie nie miało znaczenia; sam sobie nie wierzył, nie po tym, jakim tonem to wypowiedział. Z zawahaniem i kiepską naleciałością czegoś, co mogło brzmieć jak przytyk. Jakby do końca zakładał, że Yoshiro żartuje. - Przecież... - ale sprawdzono puls, oddech; wszystko. Wilgotne dłonie zawisły mu wzdłuż ciała, wielkimi kroplami mocząc brudne deski tuż przy sportowym obuwiu.

- Jest za gorąco - stęknął bezwiednie. - Przy tej temperaturze zostawienie jej... - pokręcił głową. - ... jeszcze na piętrze... Tam zaraz będzie sauna. - Każdy to wiedział, a mimo tego potok słów wyślizgiwał się spomiędzy zaciśniętych zębów jakby był jedynym, który mógł ich uświadomić w tych oczywistościach. Chciał w coś uderzyć, ale trzymała się go irracjonalna naiwność, że Isei się jednak zreflektuje; roześmieje i rzuci jakimś przytykiem. "Gdybyś widział swoją minę, kolego" - powiedziałby coś w tym stylu, przy chóralnym chichocie pozostałych.

Jeżeli jednak miało tak być to skąd ta grobowa cisza? To ciężkie powietrze?

Warui zaczerpnął gwałtownie tchu, unosząc przeguby, już chcąc coś dodać. Postąpił nawet krok naprzód, ale zamarł, kiedy rozległ się dźwięk. Pierwsze skrzypnięcie kroku zsynchronizowało się z tym jego; ale kolejne dobiegały już wyłącznie z góry, bo on sam zatrzymał się zmrożony przez abstrakcyjne nerwy.

Dostrzegł wtedy znak dany przez Yoshiro; i nagłe zaciśnięcie warg Ejiri.

To na niej zresztą ostatecznie zatrzymał wzrok, marszcząc nieco brwi i - jakby odczytując myśli - nagle zabierając głos.

- Udał się ten kawał, serio! - Schrypnięty porannym niewyspaniem ton nieco się uniósł; kątem oka zerknął ku Iseiowi, przypatrując się jego poczynaniom. Nie miał pewności co stoi za intencją chłopaka, ale nawet zwykła gadanina była w stanie przynajmniej przytłumić odgłos jego przemieszczenia się. W tym starym domu skrzypiał każdy panel, stopnie schodów; zawiasy w drzwiach. - Ale do Comedy Central na pewno was nie dopuszczą. Czas najwyższy popracować nad repertuarem. Póki co to mocne dwa na siedem, z potrzebą dotlenienia mózgu poprzez sekwencyjne ziewanie. Bez urazy, oczywiście. Shiba, jak tam ci idzie? - Otrzepując o siebie dłonie z plaśnięciami przerzucił spojrzenie na mężczyznę, chcąc od niego odebrać sprzęt (zakładając, że rzeczywiście postanowił wykonać prośbę), ale też najwidoczniej oddając pałeczkę w rozmowie.

Ejiri miała rację. Jeżeli ktoś był na górze to lepiej, żeby został zaskoczony. Do tego musieli udawać, że jednak nie usłyszeli niczego podejrzanego; że są pochłonięci swoimi sprawami; swoją dyskusją.

Może to jeden z członków ekipy?

Ktokolwiek to był, należała mu się zasadzka z inicjatywy Iseia.



従順な
Warui Shin'ya

Ejiri Carei, Itou Alaesha, Hasegawa Izaya and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Shiba Ookami

Pon 1 Lip - 21:13
Apteczkę przyniósł i chociaż mało w niej było rzeczy użytecznych i jeszcze zdatnych do użytku. Mimo wszystko było to lepsze niż nic - Jasne - Wziął od Rudego nożyczki, które bezlitośnie potraktował wrzątkiem. Bakterie nie miały prawa przeżyć w tej temperaturze. Po wysterylizowaniu narzędzia i oddaniu go Rudzielcowi. Wkrótce jednak wpadł do nich Isei, który poinformował resztę o sytuacji jaka miała miejsce. No, to teraz każdy wie? Wru wyglądał na delikatnie wstrząśniętego i gdyby Shib mógłby czytać w myślach, to zaproponowałby że rudy może trzasnąć jego. Prawdopodobnie ledwie by to poczuł, a Wru sobie ulżył. Samej kukułki się nie przeraził, ale kroki na górze? Chyba każdy był już na dole, więc kto tam łaził? Chyba że Momoka wstała z martwych i biega po ścianach na czterech łapach. Nie no. Takie rzeczy działy się tylko w horrorach i niektórych komediach. A to nie był film. To była rzeczywistość. Isei miał plan i mu zaufał, a rudy z Eji dobrze pomyśleli by nie tworzyć głuchej ciszy, która mogła spłoszyć. - Dobra, ktoś chce coś do jedzenia? - Spytał się głośno odprowadzając Iseia wzrokiem. Definitywnie powiedział to tylko po to żeby nie było cicho. Ciekawiło go czy Isei dorwie sprawcę kroków. W razie czego był w stanie rzucić się biegiem za nim gdyby okazało się że ma stać się coś złego.


#a2006d
Shiba Ookami

Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Itou Alaesha, Hasegawa Izaya and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Czw 4 Lip - 22:31
Diagnoza postawiona przez Warui'a była jak najbardziej trafiona, niestety, póki co 'operacja' musiała poczekać za sprawą tajemniczych kroków dobiegających z góry. Na początku każdy z was wstrzymał oddech, jakby w obawie, że ten zostanie usłyszany przez intruza, jednakże Warui bardzo szybko zrozumiał, że najgorsze co mogli zrobić, to właśnie zachowywać się nienaturalnie. Podjąwszy zwyczajną rozmowę dał tym samym czas Iseiowi na zakradnięcie się na górę i zaskoczenia nieznajomego.
Narzędzie trzymał pewnie w dłoni, zapewne gotowy do użycia w razie konieczności. Odgłos jego kroków był stłumiony przez rozmowy dobiegające z jadalni, a skrzypiące schody wydawały się zaskakująco ciche. I gdy Isei był już niemal na samym szczycie, Warui zdał sobie sprawę z bardzo ważnej rzeczy. I choć z początku fakt ten wydawał się niedorzeczny, bo przecież cały czas znajdował się pomieszczeniu, ze wszystkimi, to nawet nie wiedzieć kiedy, w jadalni, nie licząc Isei'a, znalazły się aktualnie jedynie cztery osoby, a nie pięć. Ciemnowłosy chłopak w okularach, ten, którego rudowłosy jeszcze nie tak dawno temu budził, który niczym cień podążał za Shin'em, rozpłynął się niczym poranna mgła u skraju lasu.
Hasegawy nie było z innymi w jadalni.
I w tej samej sekundzie ze strony schodów dobiegł głośny huk.
Niczym szmaciana lalka po schodach sturlał się Isei, upadając ciężko na drewnianej podłodze. Żadne z was nie widziało momentu, który zwiastowałby ów tragedię. Nawet sam poszkodowany niczego nie widział, a jedynie poczuł mroźny podmuch, gdy stawiał ostrożnie stopę na ostatnim schodku, a potem dłonie na swej klatce piersiowej, które pchnęły go mocno do tyłu.
I w tej jednej chwili w domu ponownie rozległ się dźwięk wydobywający z zegara.
Kuku. Kuku. Kuku.

---------------


Isei: Rzuć na zręczność serduszko
Warui: Możesz rzucić na medycynę, ale informację otrzymasz dopiero po rzucie Isei'a serduszko

Termin: 06.07 23:59


@Warui Shin'ya  @Yakushimaru Seiya  @Isei Yoshiro  @Shiba Ookami  @Hasegawa Izaya  @Ejiri Carei
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Isei Yoshiro

Sob 6 Lip - 19:02
Szedł w skupieniu ku górze, słysząc z dołu rozmowy towarzyszy, a z góry nieustający odgłos kroków. Był opanowany, jednak całe ciało trzymał napięte, gotowe do reakcji, a serce tłukło fałszywe tony do wybijanego przez skrzypiące deski taktu. Pozostali uczestnicy dobrze zrozumieli jego intencję — zachowali ciszę w stosunku do jego planów, jednak utrzymali melodię zwykłej pogawędki przy stole. W ten sposób miał większą szansę sprawdzić, kto uraczył ich swoją obecnością. Isei znalazł się u góry schodów, przytykając rozgrzane plecy do zimnej ściany, chcąc uchronić się od nazbyt szybkiego wykrycia przez nieproszonego gościa. Wlepiał wzrok w półmrok panujący na korytarzu, w którym nie dostrzegał nikogo. Przynajmniej nie ma pierwszy rzut oka, nie wtedy, gdy jeszcze nie zdążył stanąć na ostatnim stopniu i dobrze się rozejrzeć.
Mimo wytężonej uwagi, dał się zaskoczyć uczuciu chłodu, które w niekontrolowanym odruchu uniosło mieszki włosowe na męskich przedramionach. Było tak gorąco, a mimo to Isei poczuł lodowaty ziąb wywołujący gęsią skórkę. To, co jednak przede wszystkim sprawiło, że Yoshiro otworzył oczy szeroko ze zdumienia, był dotyk zimnych dłoni. Niewidzialnych dłoni, który jednak odebrał mu na chwilę dech. Zupełnie stracił równowagę, a jego ciało runęło w dół w wyniku pchnięcia przez siłę, której nie mógł zobaczyć.
Boleśnie stoczył się z pierwszego rzędu schodów, by na półpiętrze nakryć się nogami, a potem zsunąć plecami w dół schodów, zdzierając skórę wzdłuż kręgosłupa. Impet wywiniętego kozła sprawił, że jeden z laczków poszybował hen daleko ponad głowami uczestników, pozostawiając Iseia u podnóża drewnianej konstrukcji, w piżamie, z maczetą w pochwie i bez jednego buta. No pięknie, upadł, ale szczesliwie sobie głupiego ryja nie rozwalił. W pierwszym odruchu pacnął się w czoło w konsternacji na swoją nieuwagę, jednak potem pomyślał, że przynajmniej musiało to wyglądać komicznie. Pomimo niejako poważnej sytuacji i utraty szansy na ewentualne przyłapanie morderczego intruza, odezwała się Iseiu jego wesoła natura i chęć przykrycia porażki uśmiechem. Sytuacja od tylu godzin była już tak nieznośnie poważna, a choć ten cień uśmiechu dawał odrobinę ulgi.
Na razie niczego więcej nie zdziała, szczególnie że wiedział, że w dól zepchnęła go jego własna nieuwaga lub... coś czego i tak nie mogli zaobserwować wzrokiem. Coś w co Isei z założenia nie wierzył. Niemniej, uporczywe kroki chwilowo ustały.
Rozkrzyżował ręce u podnóża schodów, a oglądając pokój do góry nogami, zauważył, że jedno miejsce jest puste. To które wcześniej zajmował jeden z uczestników.
- Gdzie jest ten, ten w okularach? - Po czym rozległ się głośny dźwięk zegarowej kukułki. Co z tym zegarem było nie tak, że raz wybijał godziny, a kiedy indziej wybrzmiewał kukułką?

Rzut: Pudło
Dzisiaj króciutko, bo post wstawiam z telefonu i na wyjeździe. serduszko

EDIT po info od MG
Z każdym jednym dźwiękiem kukułki Isei zaczynał odczuwać coraz większe pulsowanie w rozdzianej z obuwia stopie. Zmusił się do uniesienia głowy, odczuwając ból zdartej na karku skóry. Z zewnętrznej strony kostki zaczął narastać fioletowy siniec.
Isei Yoshiro

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Hasegawa Izaya and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

Sob 6 Lip - 20:58
Masz ładne dłonie i to tylko stan przejściowy.
Dwa krótkie stwierdzenie sprawiło, że wargi, gotowe do cichej odpowiedzi, zaprzeczenia nawet, zwarła na moment. Przełknęła ślinę z wrażeniem, że pod powiekami znowu pęczniała wilgoć, gotowa umknąć spod rzęs. Wyjątkowo tym razem, z dziwną ulgą, jakby otrzymała maleńki fragment normalności, którą przecież znała. Nawet, jeśli miało mieć formę tylko pocieszającego komplementu, była wdzięczna. Spróbowała nawet posłać chłopakowi blady uśmiech, który zatrzymał się na stwierdzeniu o ...
- Operacja? - odetchnęła cicho, pytająco zerkając na Waruia, rzeczywiście pozwalając wcześniej umknąć cichemu syknięciu, gdy opuchnięty palec znalazł się pod czujnym badaniem szorstkich dłoni - jeśli nie jesteś lekarzem, to...kim? - zaczęła, wolno, chcąc  podjąć temat, jednocześnie zrywając temperaturą zalegającej chłodem powagi. Odprowadziła tez wzrokiem Shibę, który swoją swoista łagodnością, może nawet niezręcznością, nasuwał myśl białego, przerośniętego...misia. Wcześniej, patrząc na posturę próbowała plasować go w niebezpiecznych profesjach, ale przez wnoszone zachowanie, nie miała już takiej pewności.
Podobnej naleciałości, chociaż nacechowanej zupełnie innym wrażeniem, poddawał się Isei, którego wcześniej określała mianem "Pana Czarującego". Praktycznie cały czas działał, zastawieniem, o który zazwyczaj u ludzi nie było łatwo. A Dostrzeżona później maczeta??? dołożyła kilka nietuzinkowych groszy, do nierozumienia kim, właściwie był.
Skuliła się właściwie, gdy doszło do wymiany na temat martwej. Mimo panującego wokół ciepła, jej ciało oblekł taki chłód, że sama mogła być potraktowana, jako żywa, lodowa rzeźba. Chwytała jednak wyrazy czujnie, nie chcąc nawet w ściskającym strachu ulec ignorancji. Nie miała najmniejszego pojęcia, kto z organizatorów wpadł na tak okrutny pomysł i co właściwie było celem tak dramatycznej rozgrywki. Czy później, chcieli wszystko zatuszować i udawać, że wszystko było ...sceną aktorską? A jeśli pozostali mogli coś o tym wiedzieć? Logika podsuwała dziwaczne konkluzje, ale żadna nie utrzymywała się wystarczająco długo, bo to, z czym się mierzyli, nie miało żadnego, jasnego wytłumaczenia.
- W-wolałabym, żeby więcej nie brali mnie pod uwagę, do swoich pomysłów - podjęła zaraz po Shinie, przerywając początkowe milczenie i modulując głos, by brzmiał o wiele lżej niż wcześniej. W tonie wciąż wierciło się coś drżącego, ale im dalej mówiła, tym znajoma gra - wracała do głosu - Straciłam na dziś apetyt - skinęła białowłosemu, kręcąc lekko głową w odmowie. Wzrok jednak na dłużej osiadł na pokonującego chody chłopaka, który chwilę potem z hukiem się z nich zsunął.
Poderwała się z siedzenia ze zduszonym lękiem, pokonała dzielącą ją odległość od wejścia na piętro i wyciągnęła rękę (tę zdrową) ku poszkodowanemu - Co się stało? - wzrok, pognał najpierw do góry, gdzieś w półmrok poranka i pustą przestrzeń na schodach.
- Gdzie jest ten, ten w okularach?
- Izaya? - właściwie, to... rzeczywiście. Wcześniej przysypiał przy stole jadalni. Gdzie był? - Może... poszedł spać, do któregoś z pokoi? - tu podniosła się, szukając wzrokiem rudowłosego lekarza. To z nim spędzał większość czasu, ale... czemu miałby
- O co tu właściwe chodzi?.. - zbladła ponownie, żołądek zacisnął się, a wolnym nadgarstkiem przetarła zwilgotniałą skroń, hacząc palcami o wysunięte pasma włosów - to naprawdę zwykłe reality show?... Czy tylko ja nie rozumiem?


14 Nawiedzonych Nocy - Page 9 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Sob 6 Lip - 23:06
Kim właściwie był, skoro nie lekarzem?

Na końcu języka miał wszystkie warianty. Że był dupkiem, który potrzebował kasy, więc zdecydował się na linię najmniejszego oporu. Że nie pasował w gruncie rzeczy do operacji, której chciał się dla niej podjąć (a mimo tego trzymał już w dłoni wysterylizowany, podany przez Shibę, ostry przedmiot); że jest tylko kimś, kto powinien przeprosić za to, co tu się dzieje, choć z jakiej racji miałby brać za to odpowiedzialność? W porównaniu do Iseia miał wrażenie, że na wszystko reaguje za wolno i gnieździ się w nim tak dużo irracjonalnego gniewu, że za mocno skupia się na tym, aby zachować gardę. Zamiast poddać się bodźcom przeznacza na próbę zachowania spokoju tak dużo myśli i koncentracji, że umykają mu ważne szczegóły dziejące się tu i teraz. Umknęło więc nienaturalne milczenie tego dotychczas agresywnego typa; umknęło pytanie od Ookamiego, choć chciał podjąć rozmowę, dalej zagłuszając kroki Yoshiro. Umknęło także to, że ich jedyny działający trybik stracił równowagę.

W gardle Shina tlen nagle przybrał fizyczną, ciężką formę, tamując dopływ i rozpychając się w krtani jak miękkie ciasto. Chłopak przez chwilę stał zaskoczony, przyglądając się jedynie spektakularnemu upadkowi. W tym czasie dziewczyna zdążyła zerwać się z miejsca i wystrzelić przed siebie jak spuszczony z uprzęży ogar. Jej naturalna reakcja sprawiła, że Warui sam podbiegł, ściskając w palcach niewielkie nożyczki; choć w tym przypadku wcale nie były mu potrzebne.

Przyklęknął na jedno kolano, wolną dłonią sięgając do pozbawionej obuwia nogi. - Możesz poruszyć? - Nie dotknął jej mocno; ledwie musnął, ale występujący szybko obrzęk i tak wyrwał spomiędzy jego zębów wycedzone szeptem: skręcona, nic groźnego. Ale czy naprawdę nie było to żadnym problemem? Co musiało zdarzyć się na górze, że doprowadziło do kolejnego nadwyrężenia jednego z uczestników zwykłego telewizyjnego show? Wpierw szczur, który wprawdzie nie był niczym dziwnym, podobnie jak ugryzienie pająka, ale jeżeli zestawić każdą z tych sytuacji, dostawiając do szeregu również nieoczekiwany brak koordynacji ruchowej Iseia... to czy to nie za dużo zbiegów okoliczności? Nie byli (nie mogli być, racja?) bandą upośledzonych kretynów, potykających się o własne nogi, gryzionych przez losowe owady, poddawanych niewyjaśnionym zjawiskom. Jedno, dwa zdarzenia? Jasne. Ale tyle?

Kiedy więc padło pytanie o Hasegawę, coś w Shinie przeskoczyło; jakby uświadomił sobie, że wiedział to na sekundę przed tym jak wyrwał się biegiem do poszkodowanego. To dziwne uczucie wróciło potęgą pociągu. Pobladł o pół tonu, nie obracając się za siebie jak ktoś kto doskonale wie, że nie ujrzy tam tego, za kim się by się obejrzał.

- Gdzie jest ten, ten w okularach?

- Może... poszedł spać, do któregoś z pokoi?

- Nie - zaprzeczył również ruchem głowy, dźwigając się na nogi i zadzierając brodę, by zerknąć na szczyt schodów. - Był tutaj. Po prostu teraz... - urwał, bo nic nie wydawało się sensowne. Teraz co? Nagle zniknął, rozpłynął się jak rozrzedzona dłonią mgiełka? A może te kroki należały do niego tylko uparty umysł to z siebie wypierał? Może pozornie niegroźny gość o prezencji nerda oderwał się od grupy, gdy nikt nie patrzył, bo kto normalnie zwróciłby uwagę na kogoś o jego nijakiej aparycji? Może to on zepchnął Iseia? Shin nie widział dokładnie, ale czy to możliwe, że ktoś tak skupiony na swojej robocie, potknąłby się na ostatniej prostej, niwecząc całą robotę? Yoshiro nie sprawiał wrażenia takiej łamagi. Sensownym wydawało się, że ktoś mu w tym pomógł, ale z drugiej strony Izaya miałby być sprawcą? Warui dałby sobie rękę uciąć, że okularnik cały czas majaczył mu gdzieś w tle; był rozmytą, pochrapującą plamą. Ale był. Po czym zdematerializował się jakby w sekundę. Nie było żadnego szurnięcia krzesła, żadnego momentu poprzedzającego jego odejście. Poza tym czy to nie tak, że kiedy usłyszeli kroki, Hasegawa wciąż był obecny?

Dławiła ciekawość co rzeczywiście się tam zdarzyło, ale zakładał, że skoro pytanie padło już od Ejiri, to odpowiedź usłyszy również wchodząc po stopniach. Wyminął więc Yoshiro, ostrożnie kładąc stopę na pierwszym schodku, gotów sprawdzić kto kryje się na piętrze. Na zaś dłoń oparł o poręcz; gdyby ten ktoś (przecież nie Izaya?) chciałby zrobić z nim to samo co z poprzednikiem.

medycyna (52) - sukces;


従順な
Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.

Hasegawa Izaya

Nie 7 Lip - 1:13
  No cóż, zgarnięcie Izayi na nogi w środku nocy nie było chyba znów tak dobrym pomysłem. Początkowo Hasegawa łaził jak ten pies za rudym Shin'yą. Niewiele załapał z tej wycieczki i czemu nie może nagle spać w spokoju. Po jakimś czasie oprzytomniał. Jakoś.
  Zmęczenie przeszło w drobne podirytowanie. Ogarnął czego potrzebował - kawy. Najlepiej litra kawy.
  Oglądanie i słuchanie tego co się dzieje dookoła stawało się coraz bardziej denerwujące, bo nie wiedział w co właśnie się wpakował, a właściwie w co został wciągnięty. Choć, szczerze? Nie do końca słuchał ludzi dookoła. Dalej był zamknięty mentalnie w swojej sennej marze. W przeciwieństwie do reszty ciśnienie przez zwłoki leżące niedaleko mu nie podskoczyło z prostego powodu - nie zauważył ich. Może bardziej by się przejął, ale ewidentnie nikt nie raczył go uświadomić co się właściwie stało. Raczej, zignorował wszystkich i wszystko.
  Z cichym westchnięciem i dalej przymrużonymi oczyma od światła, Hasegawa poprawił okulary na nosie wskazującym palcem i powoli, kiwając się lekko - wręcz z gracją - na boki ruszył do kuchni. No oczywiście, że chciał zdobyć kawę i otrzeźwieć, skoro miał jakkolwiek pomóc reszcie w czymkolwiek się stało.
  Próbował ręką wymacać włącznik światła. Na nic nie natrafił palcami. Powoli zaczął się bardziej denerwować.
  Coś mu nie pasowało. Czemu nagle ogarnęła go taka ciemność? To nie miało sensu skoro w pokoju obok było jakiekolwiek źródło światła.
  W końcu otworzył szerzej oczy i rozejrzał się. Pozwolił samemu sobie przyzwyczaić się do ciemności, aby opcjonalnie znaleźć ten cholerny włącznik. Był tylko jeden problem. Nie był w kuchni.
  To był ten pierwszy moment, kiedy serducho zaczęło mu szybciej bić, a całe jego zmęczenie zaczęło się rozmywać w tle. Rozejrzał się gwałtownie. Nic nie wyglądało na znajome.
  - Pomocy..? - Wymamrolił cichutko, garbiąc się przy tym odruchowo. Było jednak zostać w miejscu i nie odchodzić od rudzielca na krok.
Hasegawa Izaya

Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Itou Alaesha, Matsumoto Hiroshi and Seijun Nen szaleją za tym postem.

Shiba Ookami

Nie 7 Lip - 13:21
No odwrócił się dosłownie na moment żeby przyszykować do żarcia coś z tego co im zostawiono przez ekipę prowadzącą program. Byli w dość stresującej sytuacji, a nie od dziś wiadomo że takie najlepiej zwalsza się zapychając je żarciem. O jakichkolwiek ćwiczeniach niestety w tym miejscu nie było mowy. No chyba że na zewnątrz budynku. Ziemia w końcu pod nim raczej by się nie zarwała. Prawda? Tak czy inaczej, odwrócił się dosłownie na moment, a jak za nim nie pierdolnęło... Wyszedł z kuchni w pobliże schodów tylko po to by dostrzec Iseia leżącego na podłodze. Miło że nie tylko on zaliczał upadki z winy tej walącej się chałupy. - Żyjesz? - Nie no. Gdyby umarł to raczej by to zauważyli. W tedy też padło pytanie o Hasegawę. - Może do kibla poszedł. - Oczywiście na tyle chamski nie był żeby bezpardonowo tam wbić i się rozejrzeć. Tak czy inaczej ludzie nie znikali od tak. Gdzieś się podziewać musiał. Sam zegar zaczął już mu działać na nerwy, dlatego zbliżył się do niego by obejrzeć co z nim było nie tak. O ile w ogóle był w stanie i ten wisiał w miejscu dla nich dostępnym. Niezbyt widziało mu się wybijać dziury w ścianie ze sklejki żeby się po nich wspinać. W jego skromnej opinii i tak już wystarczająco dużo popsuł swoją próbą wbicia na pięterko. W sumie to na strych. Schody z nim jakoś dawały radę.


#a2006d
Shiba Ookami

Warui Shin'ya, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Pon 8 Lip - 2:35
Isei miał szczęście w nieszczęściu, bo upadek zakończył się jedynie skręconą kostką, a nie złamanym karkiem. Mimo to ból z każdą upływającą sekundą stawał się coraz mocniejszy, co potwierdzała narastająca opuchlizna. Gorąc, który wdzierał się do pomieszczenia poprzez brudne i zakurzone okna nie ułatwiały sytuacji, w jakiej się znalazł. To, czego w tym momencie na pewno potrzebował to zimnych okładów. A najlepiej pomocy doktora i usztywnienia nogi.
Kiedy Warui postanowił udać się na górę, nie tylko w poszukiwaniu właściciela kroków, które słyszeli zaledwie kilka chwil wcześniej, ale przede wszystkim odnalezienia zaginionego chłopaka, Shiba podszedł do starego zegara stojącego w kącie. Ku jego zaskoczeniu zauważył, że wskazówki wciąż pozostawały nietknięte i wskazywały godzinę trzecią, a samo urządzenie nie działało.
Tymczasem rudowłosy mężczyzna dotarł na szczyt schodów na całe szczęście unikając losu, jaki spotkał ciemnowłosego chłopaka, który z trudem próbował podnieść się z ziemi. Korytarz wydawał się niezmieniony, pogrążony w ciszy i skąpany w nikłym świecie. Po kilku ostrożnych krokach w głąb, z pokoju na przeciwko, tego, który od samego początku pozostawał zamkniętym, dosłyszał ciche szuranie, a potem stłumiony głos. Niestety, z tej odległości nie był w stanie ani dosłyszeć co dokładnie ktoś mówi, ani rozpoznać barwy głosu.
Izaya ocknął się natomiast w zupełnie nowym dla niego miejscu. Był to średniej wielkości pokój z jednym oknem. Od razu rozpoznał, że ów pomieszczenie było kiedyś małym królestwem dziecka. Na brudnym i zakurzonym dywanie walały się porzucone i poniszczone przez czas pluszaki. W kącie stała stara szafa, z której płatami odpadała dawniej niebieska farba. Jednakże to, co najbardziej przykuło uwagę to krzesło stojące na samym środku pokoju. A nad nim zwisający sznur z pętlą, zamocowany do lampy.
W jego głowie rozbrzmiał cichy szept: Chcesz tego.... Zrób to.

---------------


Izia: Rzuć na siłę woli
Warui: Jeżeli zdecydujesz się na próbę wyważenia drzwi, to rzuć na siłę

Termin: 10.07 23:59


@Warui Shin'ya  @Yakushimaru Seiya  @Isei Yoshiro  @Shiba Ookami  @Hasegawa Izaya  @Ejiri Carei
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Itou Alaesha, Hasegawa Izaya and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Wto 9 Lip - 18:22
Był pewien, że w pewnym momencie ktoś (coś?) oprze lodowate ręce na jego ramionach i pchnie go ze schodów, by podzielił los swojego towarzysza. Z każdym postawionym krokiem spodziewał się czegoś podobnego, więc kiedy dotarł na szczyt, mięśnie dalej były napięte. Oczekiwał, że - będąc już na piętrze - dostrzeże winowajcę; a przynajmniej zorientuje się w sytuacji na tyle, by móc racjonalnie wyjaśnić zajście.

Ale nic ani nikogo tu nie było.

Na pierwszy rzut korytarz się nie zmienił, ale Shin'ya zachował czujność. Wydawało mu się to głupie, aby być aż tak paranoicznie uważnym, ale ktoś zabił Momokę; ktoś, prawdopodobnie, chciał zrobić krzywdę Iseiowi albo nawet doprowadzić również do jego śmierci. Mógł być to Izaya? Tylko jego brakowało na parterze, poza tym...

Szuranie.

Przystanął raptownie, nasłuchując. Prędko zlokalizował źródło odgłosów, starając się jeszcze wychwycić sens słów, jakie padły moment później. Głos był jednak zbyt stłumiony, wyrazy zlewały się w jeden wielki bełkot i nic konkretnego nie zarejestrował. Dopadł za to klamki, ale mimo szarpnięcie nie puściła. Zakluczone?

Albo zablokowane.

Odetchnął zdenerwowany przez nos, uderzając pięścią we framugę i zanim się zorientował usłyszał już własny ton: SHIBA? - krzyknął przez ramię, nie spuszczając spojrzenia z przejścia, jakby zakładał, że może zniknąć, jeżeli podejdzie tu ktoś dodatkowy. - MOŻESZ SZYBKO PRZYJŚĆ? Trzeba wyważyć drzwi!

To może być Hasegawa.

Nie, to musiał być on. Kto inny?

- Izaya? - Walnął ręką w drewno. - KTO TAM JEST?!



従順な
Warui Shin'ya

Shogo Tomomi and Raikatsuji Yuzuha szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku