Park centralny - Page 12
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

03.09.22 16:58
First topic message reminder :

Park centralny


Park oblegany jest zwłaszcza na przełomie marca i kwietnia, kiedy zakwitają wszechobecne sakury. Wokół tworzą się wtedy ścieżki o liliowo-różowym kolorze, w powietrzu czuć słodki zapach wiśni, a sceneria nabiera romantycznej atmosfery. Bez względu jednak na porę roku, miejsce to stanowi doskonałe pole do odpoczynku od miejskiego zgiełku. Park wprawdzie został ulokowany w centralnej części Fukkatsu, jednak jego rozległość sprzyja wyciszeniu, a zadbane trawniki, czyste, zawsze wyremontowane ławki i regularnie opróżniane śmietniki cieszą oko nawet najbardziej zaawansowanych pedantów. Terenami zielonymi pieczołowicie zajmują się ogrodnicy, których zadaniem jest dbanie o przejrzystość sadzawek, odpowiednio przystrzyżoną trawę czy odpowiednią ilość barwnych kwiatów. W parku znajdzie się również kilka niewielkich budek z lodami lub napojami.

Haraedo

Raikatsuji Shiimaura

21.12.22 22:50
Dziwiła się sobie, że jeszcze tu czekała; że ciało przywarło do fontanny, dłonie sięgnęły dna kieszeni kurtki, a wzrok stale rozglądał się - ukradkiem - po otoczeniu; szukając elementu, który zwróciłby uwagę, przestał być tylko martwym fragmentem parku, pojedynczą ławką, karykaturalnym drzewem lub niewielkim pomnikiem z popiersiem artysty bez żadnego nazwiska i bez rysów twarzy. Kusiło ją, by wyłowić komórkę, sprawdzić wiadomości, chociaż wiedziała, że nie ujrzy żadnej nowej - przecież wyczułaby drżenie wibracji - i walczyła ze sobą, co rusz unosząc spojrzenie i opuszczając je na zabrudzone czubki butów. Telefon spoczywał w spodniach, a jedyne, co miała pod ręką, to opakowanie bezprzewodowych słuchawek; obracała je więc niecierpliwie w palcach; chciała zająć czymś myśli, odepchnąć namolny głos; szept z głębin kościstego gardła jak zaklęcie powtarzający: nie przyjdzie, nie przyjdzie, nie...
Bo może jednak zawrócił; uznał, że jest za chłodno, a kto normalny ma ochotę na spacer chwilę przed północą, przy raptem siedmiu stopniach i wietrze jakby stanąć centymetr od włączonego na najwyższe obroty wiatraka? Właściwie to nierealne - prosić kogoś całkowicie obcego o przysługę, szczuć go wizją bez pokrycia, nawet nie mając pewności czy nie podchodzi to już pod narzucanie się... Albo po drodze spotkał znajomych, których towarzystwo kompletnie wymazało jej istnienie z bezceremonialną prostotą, z jaką ściera się kredę z butelkowo zielonej szkolnej tablicy? Łatwo było sobie wyobrazić, jak przecinając jedną z ulic wpada na grupkę ludzi, jak jego kark ugina się od zarzuconego nań ramienia, jak ktoś parska głośnym śmiechem, zapraszając go na piwo...
... ale Nakajima nie pił.
Śliskie pudełeczko słuchawek zatrzymało się w pięści, wspomnienia z balu napłynęły wraz z chłodnym podmuchem; przypomniała sobie jego dłoń zastygłą przy twarzy, palec wskazujący maskę, pod którą wciąż kryły się opatrunki; białe tkaniny chroniące kosekwencje wypadku, o którym nie miała żadnego pojęcia. Nie mogę pić - tak powiedział i wtedy było to prawdą, ale ile z tego zostało, skoro nie widzieli się niemal dwa tygodnie? Jego obraz tworzyły plotki na uniwersytecie, przekazywane z ust do uszu w setkach tysięcy wariantów, zawsze wzbogacanych kolejnym szczegółem; drobnym elementem, który jak szczypta soli zmieniał cały smak całości. A ona nie chciała pytać, nie mogła bardziej, choć w gardle czuła garść szpil, gdy przełykała swoją ciekawość. Mniej by raniło ją samą, gdyby wreszcie to wykrztusiła; zaznałaby przynajmniej częściowej satysfakcji, że sięgnęła czyjegoś - jego - muru, przestając być bierną obserwatorką. Ale jeszcze nie teraz, oczywiście, że nie, bo właśnie go ujrzała, a głowa wypełniona myślami opustoszała w tej samej sekundzie.
Z zaciśniętymi ustami przyglądała się jak podchodzi, jak kuca, jak w milczeniu wyciąga ku niej jedną z butelek, o którą mimowolnie oparła palce, jakby cała ta scena była odgrywana kolejny raz; idealnie wyuczona, mięśniowo zapamiętana, choć to ich pierwsze spotkanie, gdy są bez ludzi; bez tłumów i muzyki innej niż miarowy szum ulatującej w fontannie wody. Opuszki wsunęły się na ciepły wciąż plastik aż po jego dłoń, ale nie sięgnęły dalej, ledwie muskając materiał rękawiczki.
Na końcu języka miała przywitanie, ale zbyt się na nim skupiła, by nie zobaczyć zmiany; tego mimowolnego drgnięcia brwi i czerwieni tęczówki sięgającej pod rozpiętą kurtkę.
Spojrzała za nim; w kierunku swojego odkrytego brzucha, napiętych mięśni i fałd wierzchniego okrycia zwisających po bokach jak kurtyny przed finiszem spektaklu; okrycia, którego funkcja sprawdziłaby się lepiej, gdyby sięgnęła po suwak, szarpnęła nim aż pod brodę, materiałem odcinając wiatrowi dostęp do zziębniętej skóry. A jednak nie była w stanie tego zrobić, na widok jego roztargnienia jedynie tłumiąc śmiech - częściowo. Parsknięcie, które i tak się wyrwało, skróciła wolną dłonią - dotknęła wykrzywionych w uśmiechu ust; drżących warg, których mimo skrupulatnie szlifowanych umiejętności nie potrafiła zmusić do przyjęcia poważnej roli.
- Nakajima... - ledwie szept.
- Sądziłam, że twoje poczucie czasu jest nadwyrężone, ale nad humorem też musimy jeszcze popracować. - My; jakby było coś więcej niż dwie niezależne jednostki ścierające się pod wpływem przypadkowych wydarzeń. - Nie jest mi aż tak zimno, bym marzła do nieprzytomności. To żart - dodała wyjaśniająco; odchrząkując i tym odchrząknięciem sprowadzając się na właściwy tor. Nie opuszczała jej ochota, by pochylić się w jego kierunku; zmniejszyć dystans jaki ich dzieli, bo teraz, w obecnej pozycji, miała nad nim przewagę; przecież nie mógłby się wycofać, nie tak szybko, a to dawało nieskończenie wiele możliwości. Ale zamiast tego skoncentrowała się na butelce z mlekiem czekoladowym.
W rzeczywistości miał rację.
Było zbyt chłodno.
To zdanie osiadło w ustach cierpką nutą. Jak miałaby się jednak przyznać, że chłód, choć irytujący, cucił zaspany umysł? Że ostatnie pół godziny to właśnie on był głównym argumentem, dla którego powieki nie skleiły się na dobre? Że tylko dzięki niemu cienie pod oczami jedynie się pogłębiały, ale ona była wystarczająco czujna i przytomna?
- To będzie długa noc. Cukier się przyda - forma podziękowania, na jaką było ją stać, gdy prostowała się, opierając podarowany napój o uda. Od razu wyczuła ciepło wypełniające butelkę; przedarło się przez materiał jej spodni, docierając głębiej, wzdłuż ciała, sięgając stref, które przestały mieć znaczenie fizyczne. Obróciła etykietę frontem do siebie, paznokciem kciuka przeciągając tuż pod linią nazwy, choć nie interesowała ją firma ani faktyczna zawartość. Tak było prościej niż patrzenie na niego, gdy smagnięte uśmiechem usta poruszyły się na kształt następnych słów.
- Chociaż ty bardziej.
Z ich dwójki to nie Nakajima mierzył się z konsekwencjami swoich wyborów - konsekwencjami, dla których nie dało się znaleźć dobrych powodów. Gdyby zapytał, dlaczego go wezwała - dlaczego wezwała akurat jego spośród wszystkich możliwych opcji - co miałaby odpowiedzieć?
Z lekkim odrętwieniem, tak jak obiecała, wyciągnęła ku niemu słodycz wyłuskaną niespiesznie z - niezapiętej, ty atencyjna, mała... - kurtki. Lizak wydawał jej się nagle o wiele drobniejszy niż w momencie, w którym go fotografowała. Był za to jej kartą przetargową; niewielką rzeczą, która pozwoliła ostudzić poczucie winy, gdy pisała wiadomość o tak późnej porze.
- Powiedz. Wierzysz w gwiazdy? - Milczała dość długo, a gdy wreszcie się do niego odezwała, temat wydawał się niepowiązany. Uniosła jednak wzrok, kierując go ku sklepieniu, ale tylko na ułamek chwili, bo miasto miało swoje defekty. Gdyby nie przeraźliwie jasne światło parkowych latarni, niebo nad nimi byłoby nieskończenie roziskrzone, ale teraz ledwo dało się dostrzec cokolwiek bez piekącego uczucia w kącikach oczu. - Matka powiedziała mi kiedyś, że jeśli znajdę taką, która spadła, spełni moje życzenie. - Przymrużone powieki zwęziły się nieco bardziej, gdy opuszczała brodę i - raz jeszcze - odszukała skrytą za maską twarz Nakajimy. Intensywność tego spojrzenia stała się prawie niestosowna.
- Jeżeli oddam ci jedną, ziściłbyś moje?


She was not fragile
like a flower;

She was fragile like
a b o m b.

Raikatsuji Shiimaura

Nakajima Haru ubóstwia ten post.

Nakajima Haru

09.01.23 2:56
Czas przeciąga się i wyciąga, dzieląc sekundy na nieprzebyte kilometry i uderzenia serca na przesypujące się ziarna piasku, nielogicznie oraz nieregularnie, cały sens niczym kawałki puzzli rozrzucając bezskładnie, gdy niepewność rozlewa się po wnętrzu z siłą wartkiego potoku. Umysł zastyga w przedziwnym stanie bezruchu, a zarazem szaleńczej pogoni myśli, kiedy to nierzeczywiste scenariusze ścielą się w głowie, nachodząc na siebie, depcząc wszelkie stopnie prawdopodobieństwa, a sama jaźń jest gdzieś obok, obserwując, czekając cierpliwie by móc przy nadarzającej się okazji pochwycić umykające nitki zdrowego rozsądku. Nagle wszystko zdaje się błędne, nie takie, jakie powinno zaś pomysł dotąd uznawany w porywie troski pragmatyczności za dobry, chwieje się teraz w swych posadach, pęka i kruszeje, ukazując brzydkie prawdy oraz ryzyko, jakie niesie ze sobą materia nocy. I jest to dosyć paradoksalne, z jaką łatwością przed karminem tęczówek rozciąga się obraz wszystkich tych spraw kryminalnych, o których dane było mu opowiadać na swoim kanale, wyciągać z meandrów pamięci coraz to gorsze, straszniejsze przypadki, bądź wczepiać widmowe palce w złudną nadzieję, że może robi z siebie kompletnego idiotę, bo przecież ona nie czeka, nie na niego — niż przyznać się przed strachem. Być może było to zbyt mocne słowo, ten strach, nie do końca pasujące do sytuacji, ale nerwowość często lękom dotrzymywała tempa w tym pokręconym tańcu emocji, a to, czego się obawiał to przemijanie. Nie rozmawiali ze sobą niemal dwa tygodnie, nie był nawet pewny, czy mijali się na korytarzu — terminy oddania wstępnego szkicu pracy licencjackiej kąsają sumienie niezmiennie — i Nakajima nie wie, kiedy tak przychodzi mu balansować na granicy, w którą stronę winien się przechylić. Czy odległych znajomych, kiwających sobie głową na powitanie, czy też skłonić się ku kompletnie obcym sobie jednostkom, które po prostu dzieliły wspólnie ledwie kilka chwil, o których wkrótce zapomną? Tylko wiadomość zachowana na telefonie przeczy obu tym terminom, wprawia duszę w skołowanie, zmysły w nieznaczne odrętwienie i jest w stanie przyznać przed sobą samym, że się gubi. Że nie wie, jak zareagować, jak się zachować w całkiem normalnej towarzyskiej sytuacji — wydaje się, że z każdym dniem odsuwa się od każdego coraz bardziej, im bliżej mary odbijające się w kąciku oka wyciągają w jego stronę zakrwawione dłonie — co powiedzieć, jak układać ciało, żeby nie ukazać skrępowania oraz dyskomfortu, nie wyjść na kompletnego dziwaka. Żadne słowa nie układają się na języku, zmyślne zdania nie są przygotowywane wprzód, to Kai był od gadania, Haru zwykle miał za zadanie stać smętnie w jego cieniu i nie zrobić z siebie idioty. Ciężar na barkach gromadzi się coraz bardziej, ramiona naturalnie w dół ściągając, choć kiedy ją zauważa, samotną iskrę w ciemności, kręgosłup prostuje się odrobinę. I wmawia sobie, że to dziwne łaskotanie, swoiste ciepło rozchodzi się tak naprawdę od przekazywanej butelki z mlekiem czekoladowym, bo przecież ono znika w momencie, gdy Shiimaura parska śmiechem. Nie jest to przykre, ten śmiech, chociaż wzrok umyka zakłopotany, bo nie przewidział, że dziewczyna może teatralnie wyolbrzymiać swoje zziębnięcie i mógłby przysiąc, że pozostałe dwie butelki w kieszeniach płaszcza po stokroć zwiększają swą wagę, rechocząc w nierzeczywisty sposób nad jego naiwnością. Spojrzenie powraca do niej z ostrożnością spłoszonego zwierzęcia, wpierw lekko muskając końcówki hebanowych włosów, które z łatwością mogłyby wtopić się w nocne niebo — srebro jej oczu odbija światło niczym gwiazdy na firmamencie — nim osiądą na twarzy studentki. Ciemne rzęsy rzucają głębokie cienie na dolne powieki roszone pocałunkami zmęczenia, wyraziste policzki, płatki uszu oraz końcówka nosa kąsane są bladym różem chłodu, a rozchylone wargi pozostają zaczerwienione, prawdopodobny efekt ich częstego przygryzania. Czerń źrenic nosi w sobie znamiona znużenia i nagle, w niezrozumiały sposób Raikatsuji zdaje się delikatniejsza, mniejsza na tle panoszącej się w najlepsze jesieni, nawet jeśli hardość w jej głosie przeczy owemu stanowi.
— ...Hm — tylko to jest w stanie z siebie wydusić i z chęcią oddałby się na wieczność ciszy, bo więcej nie chciał już popełniać błędów, ale coś zmusza gardło do pracy, nie zezwalając milczeniu osiąść w powietrzu — Kto będzie się śmiał, kiedy twój żart skończy się przeziębieniem? — nie ma w tym przytyku, tak mu się wydaje, ni oceniania, pewnego rodzaju matkowania, czy poczucia wywyższania się. Jest szczere zainteresowanie, zastanawiająca łagodność i coś jeszcze, lecz nie jest w stanie tego nazwać, nadać odpowiedniego kształtu. Nie musi, kolejna wypowiedź studentki wywołuje mimowolne zamarcie. Ciała, serca, oddechu.
Chociaż ty bardziej.
Usta dotąd złączone w wąską linię rozdzielają się, lecz pod materiałem czarnej maseczki nie sposób tego dostrzec. Mógł jej się przydać, jak? Dlaczego? Czemu ta noc miałaby być długa? Pytania cisną się, gromadzą, kłębią tłumnie, acz nie ukazują się w żadnej innej formie niż skry mimowolnej paniki. Kiwa głową, jakby akceptował jej stwierdzenie, jakby przyjmował tę prawdę jak własną, bo może tak było. Wezwała go z konkretnego powodu, a może był to li jedynie kaprys, niemniej napisała do niego — coś złośliwie szepce, zastanawiając się, ile osób musiało ją odrzucić, że zdecydowała się na tak skrajnie desperacki krok — bo miała z niego użytek. Godził się na to, podobnie jak na zapłatę w formie lizaka, który odebrał, tylko trochę muskając opuszki jej smukłych palców. Podniósł się, jednak miast się cofnąć, usiadł tuż obok, na odpowiedni dystans, choć ciepło bijące od dwóch ciał było doskonale wyczuwalne. Nie przerywał, kiedy mówiła, lekkie zmarszczenie brwi wskazywało, że Nakajima z początku z niezrozumieniem podchodził do jej pytań, nim czerwień oczu sięgnęła nieba.
— Kuliste ciała niebieskie, które są skupiskami powiązanej grawitacyjnie materii, są tuż nad nami, ciężko w nie nie wierzyć — zauważa, gryząc się w język, bo doprawdy jego poczucie humoru delikatnie to ujmując...ssało na całego. Obraca w dłoniach podarowany smakołyk w milczeniu, skupiając się nań zdecydowanie dłużej, niż powinien, nim spojrzenie sięgnęło szarych tafli jej ślepi — Nie — odpowiada, krótko. Niemal okrutnie. Zlepek trzech liter odbiera całe powietrze, dźwięki szemrzącej w tle fontanny — Bo nie mam życzeń — dodaje, chowając lizak, nim stopniowo, metodycznie, zacznie zsuwać palec po palcu rękawiczki z dłoni — A każde życzenie ma swoją cenę — czarna skóra rękawiczek jest miękka w zetknięciu z jego własną — Słyszałaś kiedyś opowieść o Rumpelstiltskinie? — teraz on pyta, unosząc brew niemal prowokująco, a karmin tęczówek płonie nagłym zaintrygowaniem, potencjalnym wyzwaniem, bo legendy i baśnie, wszystko, co nieprawdopodobne rozbudzało w nim ogniste języki pasji. I kiedy zadaje pytanie, oddaje dziewczynie swoje rękawiczki, mając nadzieję, że w jakiś pokrętny sposób Shii zrozumie, co próbował przekazać, co mówił a czego nie.

@Raikatsuji Shiimaura


here we are
i'm kneeling at your altar
i'm down here on my knees
take me to your sweet oblivion
Nakajima Haru

Raikatsuji Shiimaura ubóstwia ten post.

Raikatsuji Shiimaura

01.02.23 23:23
Wyczekiwała tej odpowiedzi, ale kiedy padła, mięśnie dziewczęcego oblicza napięły się i choć, gdyby patrzeć na nią cały czas, mimika nie zmieniła się ani o drgnięcie, coś się w niej jednak przestroiło; stężało, nabrało twardości, jak modelina wysunięta z pieca na rozgrzanej blasze. Kształt ten sam, ale faktura zupełnie inna. Bardziej szorstka. Myśl, że mógłby jej odmówić - w tak prosty, kategoryczny, wręcz brutalny sposób - wywołała wewnętrzny sprzeciw. Drgnęły smagnięte czerwienią usta; może chciała dodać jeszcze zwykłe, naiwne pytanie dlaczego?, ale w ostatnim momencie zrezygnowała. Wiedziała przecież, że nie przyszedł tu po to, by realizować trywialne zachcianki. Przedarł się przez - bogowie wiedzą jak wielką - część miasta tylko dlatego, że w pewnym momencie postanowiła przycisnąć kciuk do ekranu telefonu i posłać wiadomość setkami niewidzialnych dróg wprost do jego urządzenia. Już samo to było zaskakujące; podstawiona pod mur musiałaby przyznać, że nie spodziewała się po nim nawet tego. Już sama odpowiedź - sam fakt, że jej cokolwiek odpisał - wywołała zaskoczenie, a kiedy przeczytała treść, ledwie zasiane ziarno zdziwienia zamieniło się w potężnie zakorzeniony szok. Wtedy to uczucie nie było nieprzyjemne; początkowe zlodowacenie ogrzało lakoniczne: przyjadę.
Bo nagle okazało się, że ogromny park, dla niej będący niemożliwą do objęcia przez świadomość lokacją, zawęził się, stał przytulniejszy. Przemienił się w coś na wzór strzeżonego parkingu - choć nie miała obok siebie żywej duszy, z ulgą dostrzegała kamery rejestrujące zdarzenia, będące naocznymi świadkami jej działań i, jeżeli się nie poszczęści, kłopotów. Z tyłu głowy zalęgła się wiadomość, że ktoś o niej wie; pamięta. To w jakiś sposób pozwalało wysiedzieć w absolutnej ciszy, przerywanej jedynie chłodnymi podmuchami wiatru. Dawało perspektywę na przyszłą godzinę albo dwie, bo Nakajima wydawał się dobrą postacią do roli, jakiej potrzebowała.
Może pokładała w nim zbyt trywialne nadzieje; może za bardzo uparła się, aby działał pod jej dyktando. Przybiegł, jak poprosiła, zażądała wręcz, czemu więc dalej ma pełnić funkcję potulnego? Czemu jak raz nie zaprzeczyć, nie zmienić biegu rozmowy, by stała się bardziej chaotyczna? By jej charakter przestał być tak oczywisty?
Shiimaura wyprostowała się dokładnie w chwili, w której Nakajima podniósł się do pionu. Raz jeszcze nad nią zagórował; może los chciał jedynie podkreślić, że nie zawsze wygrywała, czasami zaś, jak teraz, musiała zamilknąć i poczekać na swoją kolej. Grzecznie.
Zawiesiła spojrzenie na trzymanej butelce, dalej przypatrując się etykiecie, nie czytając jej, nie widząc obrazków. Oczy nieruchomo śledziły naklejkę, ale wzrok sięgał głębiej. Może przebijał się przez czas i materię, dotarł do odmętów pełnych kurzu i wspomnień. Dolna warga zaczerwieniła się mocniej, zagryziona przez zęby.
Bo nagle usłyszała, że nie miał życzeń. I to w jakiś pokrętny sposób do niego pasowało, choć w niej samej odezwał się kolejny bunt. Zajęła się próbą odsunięcia od siebie myśli, by mu się wtrącić. Jak można nie mieć żadnych pragnień? - dudniło w jej skroni. Jak można nie postawić sobie choć jednego odległego celu? Malutka rzecz, jakiś prezent, osiągnięcie, zdobycie uznania, wynalezienie czegoś. Nie chciał nic z tych rzeczy? Nie chciał wspiąć się na szczyt kariery albo przemawiać przed tłumami bez zająknięcia? Nie chciał...
(wsunęła  nakrętkę między kciuk i palec wskazujący, naciskając na nią wystarczająco, by uległa pod naporem siły)
... brnąć dalej w świat pełen nadnaturalnych możliwości, niewyjaśnionych zjawisk, paranormalnych interwencji?
I jakby czytał w jej myślach.
- Słyszałaś kiedyś opowieść o Rumpelstiltskinie?
Głęboki głos obrócił oblicze Raikatsuji frontem do mężczyzny; srebrne spojrzenie utkwiło wpierw w jego twarzy, w zasłoniętej cząstce, w tajemnicy skrytej za maską, by zaraz jednak objąć w rejestr parę rękawiczek. Skostniałym ruchem ujęła miękki materiał, przez chwilę zbyt długą, by nie dodać do niej wahania, obserwując podarunek.
- Bardzo pobieżnie - stwierdziła, odkładając butelkę napoju na betonową powierzchnię fontanny. Znała tę opowieść, choć rzeczywiście bez szczegółów. Co jednak było w tym istotnego? Przede wszystkim jednak: dlaczego nie pociągnąć tego dalej, skoro wzrok Nakajimy zalśnił formą do połysku wyszlifowanego rubinu? - Widzisz nas tak teraz? Lizak jako pierścionek córki młynarza? I postać, której nikt nie zna, o niewypowiadanym imieniu? - Wraz z tym wsunęła dłoń w rękawiczkę. Blade palce zniknęły za czernią skóry, knykcie skryły się w cieple materiału.
- Dzięki.
Jego ręka była o tyle większa od jej samej... co za ironia.
Jeszcze nie dalej jak pół minuty wstecz wydawał jej się mały; zapadnięty w sobie, skulony. Atakowane zwierzę, stworzenie zapędzone w ślepy zaułek, w blask reflektorów nadjeżdżającego auta. A teraz? Nic nie pozostało po tamtej wizji. Rozmyła się z łatwością, z jaką szumiące wodospady za ich plecami mąciły gładkość tafli.
Shiimaura ubrała drugą rękawiczkę, zaraz ściągając poły kurtki, by szczelniej się zasłonić. Wiedziała, że powinna zapiąć zamek, wiedziała jednak również, że chłód cucił ją sprawniej niż siła woli. Nie mogła usnąć tylko dlatego, że budzik postawił ją na nogi o szóstej, a odpoczynek czeka ją najprędzej jutro - bogowie wiedzą o której. Musiała wytrwać i kotwicą z rzeczywistością okazał się ton Nakajimy. Może dlatego, gdy ponownie ujęła butelkę, przysunęła się do niego o milimetr. To niezauważalny gest; nieistniejący dla przypadkowego przechodnia, uwieńczony prawie niewykrywalnym przekręceniem ciała. Jej kolana przechyliły się tylko trochę w jego stronę, korpus obrócił o jeden ruch tkanek; pozycja sugerowała jednak, że miał jej uwagę.
- Zdradź mi tę opowieść.


 @Nakajima Haru

wątek wstrzymany
[zt x2]


She was not fragile
like a flower;

She was fragile like
a b o m b.

Raikatsuji Shiimaura
Seiwa-Genji Enma

15.03.23 23:32
Lubił zimę, choć ironicznie nie lubił zimna i marznąć. Jego tolerancja na zmiany temperatur była zaskakująco niska. W lecie narzekał na upały, przez co większość czasu spędzał w zamknięciu, gdzie do dyspozycji miał klimatyzację, z kolei podczas zimy jęczał na mrozy, przez które odmrażał sobie kończyny. Zresztą, na jesień i wiosnę też narzekał. A bo za dużo padało. Albo zbyt dużo owadów i insektów latało. Za dużo kwiatów i drzew pyliło. Zbyt dużo ludzi wychodziło. Krzyki dzieciaków. Rowerzyści. I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej.
Gdyby był organizowany konkurs na największego marudę, Enma z pewnością uplasowałby się na honorowym, wysokim miejscu. Naciągnął mocniej czapkę, by skryć pod ciepłym materiałem czerwone od mrozu uszy i opatulił się mocniej grubym szalikiem, kiedy szedł ścieżką w parku. Spuścił ze smyczy Måne, która radośnie pognała przed siebie obwąchując każdy możliwy skrawek parku. O tej porze nie było tu zbyt wielu ludzi, więc nie bał się, że stanie się jej krzywda. od momentu, kiedy ją przygarnął, rzadko kiedy miał czas na takie chwile jak ta. Długie spacery, tylko we dwójkę. Ona i on. Długo mu zajęło, żeby przyzwyczaiła się do jego obecności. Z początku podchodziła niepewnie do jego osoby, schowana zazwyczaj pod łóżkiem czy w innych kątach mieszkania. Na całe szczęście trudne początki mieli już za sobą i teraz pozostała dalsza budowa zaufania pomiędzy nimi.
Uśmiechnął się do siebie widząc, ile radości sprawia jej tak zwykła czynność jak spacer. Nie przewidział jednak tego, że Måne w pewnym momencie zwęszy trop, który pociągnie ją w zupełnie inną stronę, w głąb parku, gdzie sam Enma nie miał jeszcze okazji na zapuszczenie się. Kiedy pies odbił się od zaśnieżonej ścieżki i ruszył przed siebie, chłopak od razu skierował się za nią, chwytając mocniej smycz chcąc pochwycić ją jak najszybciej.
- Måne! - krzyknął za nią, wiedząc, że nie miał najmniejszych szans, aby ją dogonić. Atletą to on nie był, choć był przecież trenowany do walki i zabijania. Ciężko powiedzieć ile zajął mu bieg za psem, kiedy wreszcie wybiegł na polanę, gdzie znajdowały się dwie osoby. Måne podbiegła bliżej mężczyzny i kobiety, gdzie zatrzymawszy się w bezpiecznej odległości zaczęła szczekać, machając szybko ogonem.
- Cholera, Måne! - ponownie krzyknął Enma dobiegając do psa, modląc się w duchu, aby ta nie rzuciła się na żadnego z nich. Jeszcze tego mu brakowało, aby jego własny pies, którego miał od zaledwie paru miesięcy pogryzł jakieś obce osoby. Na samą myśl o konsekwencjach robiło mu się niedobrze. Kiedy wreszcie udało mu się dopaść do psa, od razu zapiął na jej szelkach smycz i pociągnął do siebie, aby odciągnąć ją od dwójki osób.
- Przepraszam za nią, ale.... he? Hattori? - przechylił lekko głowę, rozpoznając w mężczyźnie znajomego z klubu strzeleckiego. Kątem oka dostrzegł kobietę, ale w ostatniej chwili postanowił nie zwracać na nią uwagę. Wystarczyło jedno spojrzenie aby zrozumieć, że nie należała już do żywego padołu.
A takie osoby najlepiej było ignorować. Najgorsze co Enma mógł zrobić w tym momencie, to dać jej znać, że ją widzi. Wtedy byty praktycznie nigdy nie odpuszczały. Mimo wszystko Enma potrafił ignorować ich nachalne spojrzenia i udawać, że ich nie widzi. Trudno, żeby tego nie potrafił, skoro od praktycznie siedemnastu lat był tego uczony. Ile to razy jego własny dziadek zamykał go w kryptach wypełnionych duchami i kazał uczyć się ignorować ich obecność? Ile to razu zostawiał go w przerażających miejscach aż Enma przestawał krzyczeć i się rzucać, wyciszając umysł oraz uspokajając ciało? Jasne, zdarzały się pojedyncze, zaskakująco irytujące przypadki, gdzie i Enma nie wytrzymywał, ale było to na tyle rzadkie, że większość czasu po prostu ignorował obecność duchów czy też yokai.
Zdziwił się jednak, że jeden z nich przyczepił się do Hattoriego. Yurei zazwyczaj przyklejały do członków rodziny bądź innych osób, z którymi byli powiązani, ale nawet wtedy trzymali się na dystans, a nie skakali praktycznie przed ich nosami. Chyba że Hattori....
- Twoje tajemne miejsce na trening? - zapytał dostrzegając tarczę, a potem przesunął wzrok na łuk, który mężczyzna trzymał.
- Woah, podziwiam, że jesteś w stanie trenować w takim mrozie. - jęknął przechodząc z nogi na nogę, czując coraz bardziej doskwierający mróz. Måne ponownie zaszczekała, ale Enma czuł, że nie kieruje swego niepokoju w stronę Hattoriego, a kobiety.
- Masz ochotę na coś ciepłego do picia? Znam w okolicy parku spoko kawiarnię. Nikt nam nie będzie przeszkadzał. Stoi trochę na uboczu. - uśmiechnął się lekko. A duchy tam nie mają wstępu. Próbował delikatnie wybadać teren. Jeżeli Hattori rzeczywiście należał do t y c h osób, powinien wyłapać aluzję, wszakże do głupich nie należał. Jeżeli jednak podejrzenia Enmy okazałyby się błędne, to przynajmniej nie zrobiłby z siebie wariata, który widzi dziwne rzeczy.
- To jak? - zapytał, zaciskając palce mocniej na smyczy, przytrzymując psa.


Wątek przerwany.


Ostatnio zmieniony przez Seiwa-Genji Enma dnia 06.05.23 18:14, w całości zmieniany 2 razy


Park centralny - Page 12 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma
Kakita Mari

02.04.23 23:20
1.04.2037

Uwielbiała Hanami całym sercem. Co roku z infantylnym utęsknieniem czeka, aż miasto z szarego zmieni barwę na pastelowy róż. W tym okresie nawet codzienne spotykanie martwych szczurów na chodniku nie ma aż tak depresyjnego charakteru, a ogólny odór rozpaczy unoszący się w powietrzu i gaszący płomienie nadziei miesza się ze słodkim zapachem kwiatów. Każde wyjście na zewnątrz w tym czasie ma dla niej wręcz terapeutyczny charakter, co jest bardzo pomocne i ekonomiczne, bo żeby zapłacić za prawdziwą terapię, to by musiała sprzedać chociaż nerkę. A na nią miała inne, ważne biznesowe plany. Nie może nią szastać niepotrzebnie na nieistotne problemy.
Dziękuję jeszcze raz za leki dla babuszki. Jak dziś rano chciałam jej dać zastrzyk, to rzuciła we mnie kapciem, więc widocznie jej się poprawia! — zaśmiała się na wspomnienie poranka, spacerując obok Kamiko. Wyrwała ją na wspólne świętowanie hanami, bo w sumie czemu by nie miała. Lubiła jej towarzystwo, a samemu nie ma żadnej zabawy. Ile można przecież mówić do siebie. Dziewczyna od długiego czasu była ogromną pomocą dla ludzi z Nanashi, w tym i Mari. Nie było wielu osób, które choćby spojrzały na nich bardziej empatycznym okiem, a co dopiero, żeby przynosić im regularnie zapasy najpotrzebniejszych do życia rzeczy. Kyoken stara się jak może, by pilnować bezpieczeństwa mieszkańców w południowym rejonie, ale każde dodatkowe wsparcie jest zawsze mile widziane. Mari z pensji sklepikarki pod względem finansowym to prędzej osiwieje niż coś zdziała. Zawsze przemyca coś ze sklepu, bo jakaś premia przecież jej się należy za wytrzymywanie za kasą, ale w większej ilości to może zabrać  jedynie pieczywo, które nie sprzedało się w ciągu dnia lub produkty, które przekroczyły datę przydatności - marnotrawstwo, jak nie ma grzyba to bezpieczne! -. Te jej małe oszustwa uliczne też niewiele dają. Czasem ludzie zakładają się o większe sumy pieniędzy, ale im więcej przegrają, tym później większe z nimi problemy.
Kłamać nie będzie, trochę duma ją bolała, że sama pomóc babuszce nie może w żaden znaczący sposób, ale z własną niemocą trzeba się jednak czasami pogodzić. Już pomijając, jak wmówiła sobie, że kobieta zachorowała, bo Mari zapomniała raz o swoim rytuale pstrykania palcami pięć razy przed snem, co oczywiście, że przyniosło jej pecha. Chociaż, równie dobrze może to być jednak jakaś rzucona klątwa... Czuła ostatnio w otoczeniu dziwniejszą atmosferę, niż zazwyczaj. Znowu te parszywe wrony…nie dadzą jej spokoju.
O, wolne miejsce! Szybko, zanim jakaś szczęśliwa rodzinka je zauważy!  — wyrwała się z zamyślenia i wskazała na trochę oddalone od głównej ścieżki drzewo sakury, które nie było aktualnie przez nikogo oblegane. Park w tym okresie był oczywiście zapełniony ludźmi, którzy tak samo jak one przyszli oglądać kwitnące kwiaty. I chociaż miło się patrzyło na te wszystkie promienne osoby w każdym wieku, to ona też po spacerze miała ochotę się zrelaksować pod ładnym drzewkiem nie bojąc się, że jakieś dziecko wpadnie jej pod nogi. Bez więc zbędnego czekania, poprowadziła fioletowłosą na wybrane miejsce i rozsiadła się pod sakurą, opierając plecy o pień drzewa. Idealnie.
Dobrze czasem powdychać świeżego powietrza, nie? Czuję, jak płuca mi się odradzają — mówi uśmiechając się i rozciągając napięte mięśnie ramion. Przymknęła oczy na kilka sekund, by zatopić się w chwili, ale ten melancholijny moment skończył się, gdy prawie panicznie podniosła się gwałtownie do siadu, przypominając sobie o swoim plecaku.
Aj, prawie zapomniałam, a tak się chciałam pochwalić przecież  — rozpięła swój plecak i przegrzebując się przez wszystkie pierdoły, które miały jej przynosić szczęście, wyciągnęła niewielki pojemnik. — Zrobiłam tradycyjne dango! Hm, przyniosłam, bo wydaje mi się, że dobrze wyszły, ale mogą być za słodkie… Podobno trudno to ocenić, jak ma się w zwyczaju żreć cukier łyżkami —  otworzyła pojemnik i podała Kamiko do poczęstowania się, sama biorąc sobie jedno. Dobrze, że te słodkie, różowo-biało-zielone kulki mają taki w miarę prosty przepis, jak nawet na jej standardy, choć już miała lekki problem z barwnikami. Przy jednej próbie zielony barwnik stał się niebieski i nadal nie wie, jak do tego doszło. Pewnie to wina wro– nie, nieważne.
To jak, wszystko dobrze u ciebie? Jakieś masz jeszcze plany na hanami? Możemy pomarudzić, możemy się porelaksować…to i to też wchodzi w grę, kto nam zabroni

Kakita Mari
Seiwa-Genji Kamiko

04.04.23 4:36
Obserwacja opadających na wietrze płatków wiśni to rzecz wybitnie relaksująca. Zwłaszcza w czasach tak niepewnych jak obecne. Dzisiejszy dzień był idealny na oglądanie płatków wiśni. Poza tym z tego co miała przyjemność zaobserwować, większość duchów też wzięła i wyluzowała. Jedno zmartwienie mniej. O ile oczywiście będzie je traktowała nie inaczej jak zwykłe powietrze. W końcu, jeśli nie widzisz ducha, on nie jest tobą zainteresowany. Okaż mu atencję, a również ją otrzymasz. Czy Ci się to podoba czy nie. A kontakty z mieszkańcami drugiego świata nie zawsze należały do przyjemnych. Yurei, bywają natrętne jeśli nie posiadają ciała. Inne za to lubią się zabawić ludzkim kosztem.
-Naprawdę nie ma za co. Drobnostka. - W końcu wyjątkowo często odwiedzała Nanashi po nocach dostarczając mieszkającym tam ludziom wsparcie materialne. Koce, leki, ubrania, papier toaletowy... Niezbędne rzeczy codziennego użytku, które tak naprawdę jej zdaniem były najpotrzebniejsze. Jedzenie - najczęściej zakonserwowane w ten czy inny sposób - też niekiedy przynosiła. Czasem też zdarzało się tak jak w przypadku Kakity, że przynosiła konkretny przedmiot. - To dobrze że jej się poprawia. Chorowanie podczas gdy Nanashi nękają ulewy musi być wyjątkowo ciężkie. - Ona sama nie miała tego problemu. Nie dość że nie chorowała często, to jeszcze w rezydencji traktowali ją jak księżniczkę i niczego jej nie brakowało. Jednak widziała sytuację południowej dzielnicy nie raz, więc mogła się domyślać jak ciężko im było. Dobrze że Hayate jej to uświadomił. Obecnie gdyby usłyszałaby od jakiegoś tępaka że Nanashi zeszło na psy, bo mieszkają tam tylko lenie i złodzieje, to z całą pewnością strzeliłaby tej osobie w pysk swoim bejsbolem, którego oczywiście i dziś miała przy sobie. Co zabawne... I tak uszłoby jej to pewnie na sucho.
Bogom dzięki Mari szybko wypatrzyła perfekcyjny i nie oblegany spot pod drzewem. I de al nie. Szybko ruszyła za dziewczyną i kiedy ta oparła się o drzewo, Kamiko wyjęła z torby koc który rozłożyła pod drzewem. Następnie klapnęła sobie pod nim. Kij oczywiście też wyjęła z pokrowca i położyła obok siebie by i on mógł poobserwować spadające kwiaty. W końcu przedmioty też posiadają swoje dusze. - Prawda. Uwielbiam siedzieć na dworze. Chociaż powietrze wolę takie świeżo po burzy. - Rzuciła wgapiając się w opadające płatki. - W Haiiro Chiku jest pewne ładne molo w którym roi się od kotów. Bardzo ładne miejsce, tylko niestety powietrze w tamtej okolicy jest naprawdę... ciężkie. - Wszechogarniający smog portu sprawiał że naprawdę nie łatwo się jej tam oddychało. Po paru godzinach jednak dało się przyzwyczaić, a powrót do Asakury był wtedy niesamowicie przyjemny.
Po chwili zwróciła uwagę na pudełko które Kakita wyjęła. Oczy Kamiko się zaświeciły, pomimo tego że jej pokerowa twarz została zachowana. - Naprawdę wyglądają świetnie. - Skomentowała. Niebieski kolor dawał pewną świeżość. - Też coś przyniosłam. Wyjęła dwa pudełka śniadaniowe, termos i tradycyjne kubeczki do herbaty. - Zrobiłam zieloną herbatę i Sakura Mochi. - Jedno pudełko im otworzyła, a drugie wręczyła Mari. - Zaniosłabyś też kilka dla Toshiko? Chociaż w jej pobliżu nie będą istnieć zbyt długo. - Co jak co, ale młoda miała spust. Ciekawe po kim to miała. Minamoto w zamian chwyciła jedno z dango i szybko wszamała jedną z kulek. Popiła herbatą. - Faktycznie... Trochę przesłodzone. - Plus był taki że nie musiała słodzić herbaty. - Całkiem dobrze. Niedługo egzaminy, więc staram się wkuwać. No i potem jeszcze wstępne na uniwerek. Poza tym raczej żadnych planów nie mam. A u was jak? Te ulewy nękają was wyjątkowo mocno. - No i nigdzie indziej nie pada. Z tego co zauważyła nie było grzmotów, więc to nie Raijin się wkurwił. Albo ktoś rzucił klątwę, albo jakiś Yokai tam szaleje. Ame-onna czy inne straszydło. Ale tą wiedzą raczej nie będzie się popisywać. Nie było po co.

@Kakita Mari
Seiwa-Genji Kamiko
Kakita Mari

05.04.23 23:49
Z pozycji siedzącej szybko zsunęła się na leżącą, bo jednak grawitacja ją przygniotła. Jedną rękę podłożyła pod głowę, a w drugiej trzymała swoje dango, niczym trofeum. Bo nim w sumie było.
Tak, zawsze dobrze, jak się burza kończy… — mruknęła i dokończyła swój deser, zanim sobie by przypomniała swoje żenujące załamania nerwowe w trakcie ostatnich burz. Aż ciary przechodzą. Po fakcie może się nawet śmiać ze swojego zachowania, ale zawsze trudno jej uwierzyć, że coś tak głupiego, jak cholerne zjawisko pogodowe może ją doprowadzić do histerycznego stanu. Się wstyd przyznać normalnie. Ludzie dookoła mają pewnie poważniejsze powody do odczuwania strachu.
O rany, naprawdę? Musisz mi pokazać kiedyś te miejsce! Chcę poznać pirackie koty! - zaśmiała się, patrząc prosząco na Kamiko, kompletnie ignorując wzmiankę o ciężkim powietrzu w tamtej okolicy. Dla obecności czworonogów może wytrzymać wiele. Co jej tam jakiś smog. Jej płuca i tak już pewnie proszą o pomstę do nieba — Ooh, już chyba pamiętam. To te molo, o którym chodzą legendy, prawda? O wielkich…morderczych…kotkach… — ostatnie zdanie powiedziała z dramatyczną pauzą pokazując wymaiginowane pazury.  Jakoś nigdy nie zaszyła się w tamte tereny, o dziwo, ale różne plotki jednak słyszała. Dzieciaki lubią siebie nawzajem postraszyć. Później to ona przed snem musiała upewniać je, że żaden krwiożerczy mruczek nie przyjdzie w nocy i ich nie wypatroszy. Cóż, no oby.
No to proszę, jaki elegancki piknik nam się stworzył — uśmiechnęła się na widok zielonej herbaty i Mochi, nie marnując czasu, by jednej posmakować — Świetne! Jasne, przekażę, chociaż to będzie wymagać ode mnie pokładu silnej woli, by to faktycznie dotarło — odpowiedziała, chowając jedno pudełko od razu do plecaka.
Aj, to musi być w cholerę stresujące — nie dość, że martwić się egzaminami, to jeszcze wstępnymi na studia. Nie wątpiła, że dziewczyna sobie poradzi, ale sama nie wie, czy by siebie widziała na tym miejscu. Z jednej strony wyższa edukacja byłaby dla niej pewnie pożyteczna, a z drugiej… z doświadczenia wie, że nauka to nie jest jest konik. Nawet gdy faktycznie się stara, to i tak niewiele osiąga
U nas… Cóż, powinnam popracować nad swoimi umiejętnościami pływania lub chociaż jakąś tratwę zbudować zawczasu — zażartowała, chociaż po krótkiej chwili speszony uśmiech zniknął jej z twarzy — Tak na poważnie, to wiadomo, jest to niepokojące… z wielu powodów. Częściej słyszy się o różnych zaginięciach…Jakby ich przed ulewami było mało —dodała, mimowolnie zaczynają skubać palcami skórki przy paznokciach w nerwowym tiku — Denerwuje mnie to, że niewiele mogę z tym zrobić. Nie powiem ulewie, żeby spierdalała i nie wracała. Aż tak dużego autorytetu to nie mam — inaczej, może i już to robiła, ale to nie znaczy, że pogoda jej posłuchała.
Przynajmniej tuta–o, zostałam obsypana — jej uwaga została przekierowana, gdy odwróciła wzrok od Kamiko i zauważyła, że na jej ubraniach leży już wygodnie kilkanaście płatków sakury. Jeden wpadł jej nawet do herbaty. Nie przeszkodziło jej to jednak w dokończeniu naparu.
Podniosła się w końcu do siadu i wyciągnęła dłonie ku górze. W pełnym skupieniu natężyła wzrok i obserwowała spadające kwiaty, a gdy osiągnęła zamierzony cel delikatnie zamknęła swoje dłonie i z powrotem je obniżyła.
Wiedziałaś, że pierwsze złapane płatki przynoszą szczęście? Trzeba tylko w nie chuchnąć, wypowiadając w myślach życzenie, a potem dmuchnąć w nie, żeby poleciały razem z wiatrem  — otworzyła dłonie, w których znajdowały się dwa idealnie bladoróżowe płatki sakury i podała jeden Kamiko — Sobie przed chwilą to wymyśliłam, ale brzmi jak niezła tradycja, nie?  — dokończyła po dłuższej chwili uśmiechając się zaczepnie, ale i tak wykonała cały swój zmyślony proces szczęścia.

@Seiwa-Genji Kamiko
Kakita Mari
Seiwa-Genji Kamiko

06.04.23 5:54
Uśmiechnęła się. Nikomu tak naprawdę nie opowiadała historii o tym jak piorun zesłany przez boga ocalił życie duszonej przez Yokai Kamiko, oraz jej przyjaciół którzy prawdopodobnie zostaliby zabici w następnej kolejności. Poza tym ona uwielbiała burzę. Obserwowanie deszczu i błyskawic siedząc przed oknem w rezydencji jej klanu... Najlepiej przy książce, otwartym oknie i świecach. Było to dla niej naprawdę kojące i sielskie. Z resztą chyba każdy miał jakąś taką czynność, która pozwalała na pełne wypoczęcie i wyciszenie się.
Oh, czyli słyszała o tym molo? Znakomicie - Pewnie, będziemy mogły się tam kiedyś wybrać. I tak, to dokładnie te. Chociaż nie słyszałam już od jakiegoś czasu żeby jakiś Nekomata tam kogoś wszamał. - W końcu gościły tam dwa gatunki duchowych kotów. Bakeneko i Nekomata. I tak jak te pierwsze potrafiły być w miarę w porządku, to nekomaty żywiły się ludzkim mięsem i były naprawdę nieprzyjemne. Jeśli zaś chodziło o mochi, to miała nadzieję że Tosi posmakują. Szczerze mówiąc to robiła je chyba pierwszy raz więc nie miała zielonego pojęcia czy popełniła jakieś błędy. Ale wyglądały tak jak na zdjęciach w sieci, więc może były chociaż zjadliwe? - Bo jest, ale w porównaniu do większości ostatnich wydarzeń to to tak naprawdę nic wielkiego. - Egzaminy? Proszę... Dużo bardziej stresujące jest pójście do łazienki i załatwienie swoich potrzeb, podczas gdy w środku przebywa jakiś Yokai albo Yurei. Zwłaszcza że nie chciała zwracać na siebie ich uwagi... Inna podobna a tak samo stresująca sytuacja? Jedziesz metrem, a przechadza się nim upiorny Yokai, który zatrzymuje ci się przed twarzą. I stoi tak do końca jazdy. Na szczęście do tego zdążyła już przywyknąć. Skoro przeżyła już takie rzeczy, Egzaminy szkolne to tylko formalność. - Mogę ogarnąć Ci jakiś ponton albo dmuchany materac. - Zażartowała oczywiście, ale jeśli trzeba by było naprawdę jakieś zdobyć... To zrobiłaby to w jakieś dwie godziny. Prawie zaśmiała się na końcowe zdanie odnoście ulewy, bo wyobraziła sobie ten scenariusz. -Spróbowałabyś. Może by zadziałało. - Żarty żartami, ale nielicznym Yokai naprawdę wystarczy powiedzieć żeby sobie poszły. Gorzej jeśli pogoda jakimś cudem była naturalna. -No ale pozostaje też się modlić by ulewy ustały. - A na własnej skórze przekonała się że w wielkiej potrzebie, kami potrafią ocalić człowiekowi życie spełniając modły. - Naprawdę? Nie słyszałam o tym wcześniej... - Ale zrobiła tak jak jej polecono. Życzenie miała, niewielkie, aczkolwiek raczej by ją uradowało gdyby się spełniło. - Hm? Jeśli w to wierzysz zadziała. Każda tradycja i przesąd ma początek. - A tak się składało że żyli w świecie w którym wiara i uczucia potrafiły kształtować rzeczywistość.

@Kakita Mari
Seiwa-Genji Kamiko
Kakita Mari

07.04.23 1:32
Zawsze marzyłam o kółko dmuchanym, wiesz, takim z głową kaczki na przykład. Trochę relaksu i radości w patrzeniu jak się świat ci przed oczyma wali…topi — mówi wesoło, popijając zieloną herbatę. Cóż, dobrze, że może liczyć w razie czego na Kamiko. Powiesz jej, że potrzebujesz tratwy, a ta ci wyciągnie cały statek z rękawa. Z tą ulewą to jednak powinna dziękować losowi, że nie mieszka w żadnej piwnicy. Biedne szczury. Kto ich nauczy pływania?
To spróbuję tym razem krzyknąć głośniej. Może się posłucha. Ale pewnie jakieś groźby powinnam wymyślić, żeby to było bardziej legitne  — jest już chyba skłonna spróbować wszystkiego, żeby ta anomalia pogoda dała im w końcu święty spokój, nawet jeśli ma sobie krzyczeć w eter. Jakby to miało być coś niespotykanego u niej. Tak czy owak, ma dość już dość łażenia po mieście jak przemoczony kundel. Z parasolkami to już sobie dawno dała spokój, wszystkie się połamały. Nie wytrzymały presji zadania.
Może to chce…podarek? Ofiarę? —  zaczęła rozmyślać, kończąc swoje mochi — Eh, pewnie lepiej zacząć od niewinnego podarku niż kogoś palić na stosie, czy z klifu rzucać — dodała w końcu, gdy obudziła się w niej jakaś iskierka racjonalności. Nie miała wielu informacji w tym zakresie. Może spróbuje dać jakiś koszyk owoców, czy coś takiego? Rybę? No nie ma dostępu do żadnych kozłów i raczej by i tak nie skorzystała. Jakby za to druga opcja się okazała bardziej efektowna, to pewnie by się nawet zgłosiła na tę ofiarę. W końcu zawsze chciała umrzeć bohaterską śmiercią. Ale to by musiała być pewna, że coś z tego wyjdzie, bo inaczej to by było trochę żenujące, nawet na jej standardy.
Uśmiechnęła się szeroko, widząc jak Kami wykonuje jej wyimaginowaną tradycję. Przez chwilę myślała, że wypomni jej kłamstwo, więc miło jej było, że nie uznała tego za jakiś jej wygłup.
Heh, w takim razie wierzę w stuprocentową prawdziwość tej tradycji. Nasze życzenia już do nas lecą — oby, oby. Może powinna była wypowiedzieć więcej życzeń na raz. Trochę się ich uzbierało.
Po dłuższej chwili wylegiwania się na trawie pod drzewem skończyła swoją herbatę i niestety także i resztki deserów, którymi się tak objadła, że pewnie będzie ją niedługo boleć żołądek. Ale to nic. Było warto. Podniosła wzrok i zaczęła rozglądać się po parku, które przez święto znacznie się ożywiło. Nadal było w nim pełno ludzi, grupek znajomych czy rodzin, ale przez ten czas zdążyło się już trochę rozluźnić i wyciszyć.
To co, wybierzemy się jeszcze na krótki spacerek ścieżką po parku? —  zaproponowała, zbierając swoje rzeczy do plecaka. Wygodnie się relaksować, ale na koniec dnia przyjemnie będzie jeszcze zobaczyć spadające płatki kwiatów z innych zakątków parku.

@Seiwa-Genji Kamiko
Kakita Mari
Seiwa-Genji Kamiko

11.04.23 3:14
Mimowolnie się uśmiechnęła na wyobrażenie Mari w dmuchanej kaczce dryfującej po ulicach Nanashi. - Czy ja wiem czy dmuchane koło byłoby dobre? Dosyć łatwo jest na nim zmoknąć. - Nie można w końcu zapomnieć o ogromnej dziurze po środku tego przedmiotu. Ale jeszcze wracając do rozmowy, o deszczu nękającym południową dzielnicę miała jeszcze parę rzeczy do powiedzenia. - Zawsze też możesz iść do świątyni i modlić się do Amaterasu o słoneczną pogodę i przegnanie deszczu - Z doświadczenia wiedziała że czasem Ci odpowiadają na modły. Zwłaszcza kiedy sytuacja wymaga ich interwencji. Już to jej mówiła, ale w sumie warto było zaznaczyć do kogo powinna się o to modlić
Jej życzenie szczerze mówiąc nie było wielkie, ale również nie najprostsze do spełnienia. Prawdopodobnie żeby się spełniło będzie musiała dać z siebie siódme poty.
-Tak, spacer to świetny pomysł. - Powiedziała po czym zaczęła zbierać rozstawione wcześniej rzeczy. Podczas spaceru również będą mogły pośmiać się i po plotkować. A w sumie było o czym, bo ostatnimi czasy działo się naprawdę wiele w mieście jak i w jego okolicach.
Jutro na pewno wybierze się do biblioteki, by zdobyć trochę informacji na temat morderstwa niedaleko opuszczonego metra. Zobaczy się co to przyniesie.

Koniec Wątku
Seiwa-Genji Kamiko
Sponsored content
maj 2038 roku