Park oblegany jest zwłaszcza na przełomie marca i kwietnia, kiedy zakwitają wszechobecne sakury. Wokół tworzą się wtedy ścieżki o liliowo-różowym kolorze, w powietrzu czuć słodki zapach wiśni, a sceneria nabiera romantycznej atmosfery. Bez względu jednak na porę roku, miejsce to stanowi doskonałe pole do odpoczynku od miejskiego zgiełku. Park wprawdzie został ulokowany w centralnej części Fukkatsu, jednak jego rozległość sprzyja wyciszeniu, a zadbane trawniki, czyste, zawsze wyremontowane ławki i regularnie opróżniane śmietniki cieszą oko nawet najbardziej zaawansowanych pedantów. Terenami zielonymi pieczołowicie zajmują się ogrodnicy, których zadaniem jest dbanie o przejrzystość sadzawek, odpowiednio przystrzyżoną trawę czy odpowiednią ilość barwnych kwiatów. W parku znajdzie się również kilka niewielkich budek z lodami lub napojami.
-Naprawdę nie ma za co. Drobnostka. - W końcu wyjątkowo często odwiedzała Nanashi po nocach dostarczając mieszkającym tam ludziom wsparcie materialne. Koce, leki, ubrania, papier toaletowy... Niezbędne rzeczy codziennego użytku, które tak naprawdę jej zdaniem były najpotrzebniejsze. Jedzenie - najczęściej zakonserwowane w ten czy inny sposób - też niekiedy przynosiła. Czasem też zdarzało się tak jak w przypadku Kakity, że przynosiła konkretny przedmiot. - To dobrze że jej się poprawia. Chorowanie podczas gdy Nanashi nękają ulewy musi być wyjątkowo ciężkie. - Ona sama nie miała tego problemu. Nie dość że nie chorowała często, to jeszcze w rezydencji traktowali ją jak księżniczkę i niczego jej nie brakowało. Jednak widziała sytuację południowej dzielnicy nie raz, więc mogła się domyślać jak ciężko im było. Dobrze że Hayate jej to uświadomił. Obecnie gdyby usłyszałaby od jakiegoś tępaka że Nanashi zeszło na psy, bo mieszkają tam tylko lenie i złodzieje, to z całą pewnością strzeliłaby tej osobie w pysk swoim bejsbolem, którego oczywiście i dziś miała przy sobie. Co zabawne... I tak uszłoby jej to pewnie na sucho.
Bogom dzięki Mari szybko wypatrzyła perfekcyjny i nie oblegany spot pod drzewem. I de al nie. Szybko ruszyła za dziewczyną i kiedy ta oparła się o drzewo, Kamiko wyjęła z torby koc który rozłożyła pod drzewem. Następnie klapnęła sobie pod nim. Kij oczywiście też wyjęła z pokrowca i położyła obok siebie by i on mógł poobserwować spadające kwiaty. W końcu przedmioty też posiadają swoje dusze. - Prawda. Uwielbiam siedzieć na dworze. Chociaż powietrze wolę takie świeżo po burzy. - Rzuciła wgapiając się w opadające płatki. - W Haiiro Chiku jest pewne ładne molo w którym roi się od kotów. Bardzo ładne miejsce, tylko niestety powietrze w tamtej okolicy jest naprawdę... ciężkie. - Wszechogarniający smog portu sprawiał że naprawdę nie łatwo się jej tam oddychało. Po paru godzinach jednak dało się przyzwyczaić, a powrót do Asakury był wtedy niesamowicie przyjemny.
Po chwili zwróciła uwagę na pudełko które Kakita wyjęła. Oczy Kamiko się zaświeciły, pomimo tego że jej pokerowa twarz została zachowana. - Naprawdę wyglądają świetnie. - Skomentowała. Niebieski kolor dawał pewną świeżość. - Też coś przyniosłam. Wyjęła dwa pudełka śniadaniowe, termos i tradycyjne kubeczki do herbaty. - Zrobiłam zieloną herbatę i Sakura Mochi. - Jedno pudełko im otworzyła, a drugie wręczyła Mari. - Zaniosłabyś też kilka dla Toshiko? Chociaż w jej pobliżu nie będą istnieć zbyt długo. - Co jak co, ale młoda miała spust. Ciekawe po kim to miała. Minamoto w zamian chwyciła jedno z dango i szybko wszamała jedną z kulek. Popiła herbatą. - Faktycznie... Trochę przesłodzone. - Plus był taki że nie musiała słodzić herbaty. - Całkiem dobrze. Niedługo egzaminy, więc staram się wkuwać. No i potem jeszcze wstępne na uniwerek. Poza tym raczej żadnych planów nie mam. A u was jak? Te ulewy nękają was wyjątkowo mocno. - No i nigdzie indziej nie pada. Z tego co zauważyła nie było grzmotów, więc to nie Raijin się wkurwił. Albo ktoś rzucił klątwę, albo jakiś Yokai tam szaleje. Ame-onna czy inne straszydło. Ale tą wiedzą raczej nie będzie się popisywać. Nie było po co.
@Kakita Mari
— Tak, zawsze dobrze, jak się burza kończy… — mruknęła i dokończyła swój deser, zanim sobie by przypomniała swoje żenujące załamania nerwowe w trakcie ostatnich burz. Aż ciary przechodzą. Po fakcie może się nawet śmiać ze swojego zachowania, ale zawsze trudno jej uwierzyć, że coś tak głupiego, jak cholerne zjawisko pogodowe może ją doprowadzić do histerycznego stanu. Się wstyd przyznać normalnie. Ludzie dookoła mają pewnie poważniejsze powody do odczuwania strachu.
— O rany, naprawdę? Musisz mi pokazać kiedyś te miejsce! Chcę poznać pirackie koty! - zaśmiała się, patrząc prosząco na Kamiko, kompletnie ignorując wzmiankę o ciężkim powietrzu w tamtej okolicy. Dla obecności czworonogów może wytrzymać wiele. Co jej tam jakiś smog. Jej płuca i tak już pewnie proszą o pomstę do nieba — Ooh, już chyba pamiętam. To te molo, o którym chodzą legendy, prawda? O wielkich…morderczych…kotkach… — ostatnie zdanie powiedziała z dramatyczną pauzą pokazując wymaiginowane pazury. Jakoś nigdy nie zaszyła się w tamte tereny, o dziwo, ale różne plotki jednak słyszała. Dzieciaki lubią siebie nawzajem postraszyć. Później to ona przed snem musiała upewniać je, że żaden krwiożerczy mruczek nie przyjdzie w nocy i ich nie wypatroszy. Cóż, no oby.
— No to proszę, jaki elegancki piknik nam się stworzył — uśmiechnęła się na widok zielonej herbaty i Mochi, nie marnując czasu, by jednej posmakować — Świetne! Jasne, przekażę, chociaż to będzie wymagać ode mnie pokładu silnej woli, by to faktycznie dotarło — odpowiedziała, chowając jedno pudełko od razu do plecaka.
— Aj, to musi być w cholerę stresujące — nie dość, że martwić się egzaminami, to jeszcze wstępnymi na studia. Nie wątpiła, że dziewczyna sobie poradzi, ale sama nie wie, czy by siebie widziała na tym miejscu. Z jednej strony wyższa edukacja byłaby dla niej pewnie pożyteczna, a z drugiej… z doświadczenia wie, że nauka to nie jest jest konik. Nawet gdy faktycznie się stara, to i tak niewiele osiąga
— U nas… Cóż, powinnam popracować nad swoimi umiejętnościami pływania lub chociaż jakąś tratwę zbudować zawczasu — zażartowała, chociaż po krótkiej chwili speszony uśmiech zniknął jej z twarzy — Tak na poważnie, to wiadomo, jest to niepokojące… z wielu powodów. Częściej słyszy się o różnych zaginięciach…Jakby ich przed ulewami było mało —dodała, mimowolnie zaczynają skubać palcami skórki przy paznokciach w nerwowym tiku — Denerwuje mnie to, że niewiele mogę z tym zrobić. Nie powiem ulewie, żeby spierdalała i nie wracała. Aż tak dużego autorytetu to nie mam — inaczej, może i już to robiła, ale to nie znaczy, że pogoda jej posłuchała.
— Przynajmniej tuta–o, zostałam obsypana — jej uwaga została przekierowana, gdy odwróciła wzrok od Kamiko i zauważyła, że na jej ubraniach leży już wygodnie kilkanaście płatków sakury. Jeden wpadł jej nawet do herbaty. Nie przeszkodziło jej to jednak w dokończeniu naparu.
Podniosła się w końcu do siadu i wyciągnęła dłonie ku górze. W pełnym skupieniu natężyła wzrok i obserwowała spadające kwiaty, a gdy osiągnęła zamierzony cel delikatnie zamknęła swoje dłonie i z powrotem je obniżyła.
— Wiedziałaś, że pierwsze złapane płatki przynoszą szczęście? Trzeba tylko w nie chuchnąć, wypowiadając w myślach życzenie, a potem dmuchnąć w nie, żeby poleciały razem z wiatrem — otworzyła dłonie, w których znajdowały się dwa idealnie bladoróżowe płatki sakury i podała jeden Kamiko — Sobie przed chwilą to wymyśliłam, ale brzmi jak niezła tradycja, nie? — dokończyła po dłuższej chwili uśmiechając się zaczepnie, ale i tak wykonała cały swój zmyślony proces szczęścia.
@Seiwa-Genji Kamiko
Oh, czyli słyszała o tym molo? Znakomicie - Pewnie, będziemy mogły się tam kiedyś wybrać. I tak, to dokładnie te. Chociaż nie słyszałam już od jakiegoś czasu żeby jakiś Nekomata tam kogoś wszamał. - W końcu gościły tam dwa gatunki duchowych kotów. Bakeneko i Nekomata. I tak jak te pierwsze potrafiły być w miarę w porządku, to nekomaty żywiły się ludzkim mięsem i były naprawdę nieprzyjemne. Jeśli zaś chodziło o mochi, to miała nadzieję że Tosi posmakują. Szczerze mówiąc to robiła je chyba pierwszy raz więc nie miała zielonego pojęcia czy popełniła jakieś błędy. Ale wyglądały tak jak na zdjęciach w sieci, więc może były chociaż zjadliwe? - Bo jest, ale w porównaniu do większości ostatnich wydarzeń to to tak naprawdę nic wielkiego. - Egzaminy? Proszę... Dużo bardziej stresujące jest pójście do łazienki i załatwienie swoich potrzeb, podczas gdy w środku przebywa jakiś Yokai albo Yurei. Zwłaszcza że nie chciała zwracać na siebie ich uwagi... Inna podobna a tak samo stresująca sytuacja? Jedziesz metrem, a przechadza się nim upiorny Yokai, który zatrzymuje ci się przed twarzą. I stoi tak do końca jazdy. Na szczęście do tego zdążyła już przywyknąć. Skoro przeżyła już takie rzeczy, Egzaminy szkolne to tylko formalność. - Mogę ogarnąć Ci jakiś ponton albo dmuchany materac. - Zażartowała oczywiście, ale jeśli trzeba by było naprawdę jakieś zdobyć... To zrobiłaby to w jakieś dwie godziny. Prawie zaśmiała się na końcowe zdanie odnoście ulewy, bo wyobraziła sobie ten scenariusz. -Spróbowałabyś. Może by zadziałało. - Żarty żartami, ale nielicznym Yokai naprawdę wystarczy powiedzieć żeby sobie poszły. Gorzej jeśli pogoda jakimś cudem była naturalna. -No ale pozostaje też się modlić by ulewy ustały. - A na własnej skórze przekonała się że w wielkiej potrzebie, kami potrafią ocalić człowiekowi życie spełniając modły. - Naprawdę? Nie słyszałam o tym wcześniej... - Ale zrobiła tak jak jej polecono. Życzenie miała, niewielkie, aczkolwiek raczej by ją uradowało gdyby się spełniło. - Hm? Jeśli w to wierzysz zadziała. Każda tradycja i przesąd ma początek. - A tak się składało że żyli w świecie w którym wiara i uczucia potrafiły kształtować rzeczywistość.
@Kakita Mari
— To spróbuję tym razem krzyknąć głośniej. Może się posłucha. Ale pewnie jakieś groźby powinnam wymyślić, żeby to było bardziej legitne — jest już chyba skłonna spróbować wszystkiego, żeby ta anomalia pogoda dała im w końcu święty spokój, nawet jeśli ma sobie krzyczeć w eter. Jakby to miało być coś niespotykanego u niej. Tak czy owak, ma dość już dość łażenia po mieście jak przemoczony kundel. Z parasolkami to już sobie dawno dała spokój, wszystkie się połamały. Nie wytrzymały presji zadania.
— Może to chce…podarek? Ofiarę? — zaczęła rozmyślać, kończąc swoje mochi — Eh, pewnie lepiej zacząć od niewinnego podarku niż kogoś palić na stosie, czy z klifu rzucać — dodała w końcu, gdy obudziła się w niej jakaś iskierka racjonalności. Nie miała wielu informacji w tym zakresie. Może spróbuje dać jakiś koszyk owoców, czy coś takiego? Rybę? No nie ma dostępu do żadnych kozłów i raczej by i tak nie skorzystała. Jakby za to druga opcja się okazała bardziej efektowna, to pewnie by się nawet zgłosiła na tę ofiarę. W końcu zawsze chciała umrzeć bohaterską śmiercią. Ale to by musiała być pewna, że coś z tego wyjdzie, bo inaczej to by było trochę żenujące, nawet na jej standardy.
Uśmiechnęła się szeroko, widząc jak Kami wykonuje jej wyimaginowaną tradycję. Przez chwilę myślała, że wypomni jej kłamstwo, więc miło jej było, że nie uznała tego za jakiś jej wygłup.
— Heh, w takim razie wierzę w stuprocentową prawdziwość tej tradycji. Nasze życzenia już do nas lecą — oby, oby. Może powinna była wypowiedzieć więcej życzeń na raz. Trochę się ich uzbierało.
Po dłuższej chwili wylegiwania się na trawie pod drzewem skończyła swoją herbatę i niestety także i resztki deserów, którymi się tak objadła, że pewnie będzie ją niedługo boleć żołądek. Ale to nic. Było warto. Podniosła wzrok i zaczęła rozglądać się po parku, które przez święto znacznie się ożywiło. Nadal było w nim pełno ludzi, grupek znajomych czy rodzin, ale przez ten czas zdążyło się już trochę rozluźnić i wyciszyć.
— To co, wybierzemy się jeszcze na krótki spacerek ścieżką po parku? — zaproponowała, zbierając swoje rzeczy do plecaka. Wygodnie się relaksować, ale na koniec dnia przyjemnie będzie jeszcze zobaczyć spadające płatki kwiatów z innych zakątków parku.
@Seiwa-Genji Kamiko
Jej życzenie szczerze mówiąc nie było wielkie, ale również nie najprostsze do spełnienia. Prawdopodobnie żeby się spełniło będzie musiała dać z siebie siódme poty.
-Tak, spacer to świetny pomysł. - Powiedziała po czym zaczęła zbierać rozstawione wcześniej rzeczy. Podczas spaceru również będą mogły pośmiać się i po plotkować. A w sumie było o czym, bo ostatnimi czasy działo się naprawdę wiele w mieście jak i w jego okolicach.
Jutro na pewno wybierze się do biblioteki, by zdobyć trochę informacji na temat morderstwa niedaleko opuszczonego metra. Zobaczy się co to przyniesie.
Patrzyła ze zniecierpliwieniem na zamykające się — niesamowicie wolno — drzwi windy, do której właśnie weszła, a raczej wbiegła. Odczucie spowolnienia było jednak jedynie subiektywne; winda apartamentowca, w którym mieszkał, była równie nowoczesna, co cały budynek, więc i na jej prędkość nigdy nie można było realnie narzekać. Kisara była po prostu spóźniona i w konsekwencji próbowała zrzucić winę na perfekcyjnie działającą elektronikę. W takich momentach żałowała również, że zdecydowała się na mieszkanie na aż tak wysokim piętrze, kiedy były również wolne niższe lokale nawet w tej samej lokalizacji.
Tym razem nie miał nawet żadnej wymówki, która faktycznie by go usprawiedliwiła, gdyż zwyczajnie straciła poczucie czasu. Był to jego pierwszy w pełni wolny dzień od tygodnia przepełnionego przeróżnymi wydarzeniami, więc nie czuł potrzeby wstawania z samego rana, szczególnie że od Minoru również wrócił całkiem późno. Kiedy już zaczął przygotowywać się na ich randkę (nadal chciało mu się śmiać na myśl, jak do tego pomysłu dotarli), odpłynął myślami daleko niejeden raz, tracąc skupienie przy aktualnie wykonywanej czynności, tym samym przeciągając ten proces w nieskończoność.
Dostrzegł czekającą na niego taksówkę od razu po wyjściu z budynku. Czy naprawdę cały ten czas, gdy próbował wywleć się z mieszkania, ona tu na niego czekała? Nie mógł powstrzymać uczucia zażenowania sobą, jeżeli tak faktycznie było. Nie lubił był spóźniony gdziekolwiek, kiedykolwiek, mimo że zdarzało mu się to więcej razy, niż by sobie tego życzył. Nie zwlekając zatem dłużej, pospiesznym krokiem podszedł do elegenckiego samochodu i otworzył tylne drzwi.
— Przepraszam, że musiałaś czekać — rzekł, gdy już usiadł na obitym ciemną skórą fotelu i dostrzegł, że jego dzisiejszym kierowcą była kobieta o krótko przystrzyżonych włosach. Spodziewał się poniekąd, że w aucie będzie czekać już na niego Yoshida, lecz nie zastał go w środku. W tym przypadku była to korzystna dla niego sytuacja, jako że miał jeszcze kilka dodatkowych minut, żeby doprowadzić się do porządku zakłóconego jego pośpiechem.
— Żaden problem — odparła, uśmiechając się do niego w lusterku wstecznym wszystkimi swoimi zębami. — Za czekanie również dużo mi płacą.
Kisara parsknęła śmiechem na to stwierdzenie. Oczywiście. Mogła się spodziewać, że gdy już Yoshida uparł się, by zapewnić jej transport, nie będzie na tym specjalnie oszczędzał. Pokręciła głową z niedowierzaniem, w międzyczasie zapinając pasy.
— Cóż, to dobrze, cieszę się — powiedział. Co jak co, ale pracownicy usług zasługiwali na każdą zarobioną monetę. — Możemy ruszać. Nie każmy mu dłużej czekać.
Rozpoczęli zatem kurs, który okazał się, oczywiście, bardzo krótki, jako że Park Centralny, który obrali za miejsce swojego spotkania, znajdował się nie tak daleko jego domu. Przez okno mógł dostrzec już zalążek tego, co zobaczy u celu swojej destynacji — dzisiejsza pogoda była piękna i ciepła, dodatkowo uwydatniając urok, który dostarczały kwitnące o tej porze roku drzewa wiśni i śliw.
Splecione w długi warkocz francuski włosy zgarnął na jedno ramię. Gdy z powrotem uniósł wzrok, samochód zatrzymał się, a zaraz obok przez szybę dostrzegł czekającego na niego Yoshidę.
@Minoru Yoshida
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Minoru Yoshida ubóstwia ten post.
Zszedł z ostatniego piętra z małym trudem. Trochę przez nogę, a trochę również przez to, że nie mógł uwierzyć, iż rzeczywiście dał się sam wkręcić w coś tak... zwykłego. W jego życiu rzadko znajdowało się miejsce na tego typu schadzki. Nie chodził do kina, do teatru czasami zdarzyło się wyłącznie w celach biznesowych. Gdy tak pomyśli, nigdy w swoim życiu nie był na takim dniu jak ten, mogąc obserwować kwitnięcie kwiatów i zwyczajnie cieszyć się pogodnym dniem. Nawet w chwili, gdy...
Choć wymiana sms'ów poprawiała mu humor, dręczące myśli wciąż krążyły mu koło głowy. Wsiadł do swojej taksówki, ciągle utrzymując kontakt z Kisarą po przez wiadomości, które między sobą wymieniali. Były one różne, niektóre bardziej zaczepiające, inne nieco spokojniejsze.
Na miejsce dotarł po jakieś konkretnej chwili, z innej dzielnicy musiał przyjechać do samego Centrum Fukkatsu, w którym bywał najmniej, ale nie omijało go to miejsce zupełnie. Wtedy też zaczął dostawać informacje o tym, że ktoś spóźni się na ich wspólne spotkanie. Westchnął jedynie, kręcąc na to głową. Choć napisał, że domyślił tego, iż mężczyzna spóźni się na ich randkę, tak nie mógł ukryć, że ciśnienie trochę mu się podniosło. Nie lubił gdy ktoś nie szanował jego czasu, nawet jeżeli to było marne kilka minut spóźnienia; jasny szlag go wtedy trafiał. Mimo wszystko rozgniewany nastrój został złagodzony przez zdjęcie, które dostał. Mógł mieć więcej, choć na początek ich dziwnej relacji nie było to takie złe. Uśmiechnął się kącikiem ust, wkładając zapalonego papierosa między usta. Nawet nie wiedział kiedy machinalnie po niego sięgnął, karmiąc się swoim największym nałogiem. Pewnie z tego powodu śmierdział paskudnie, choć on osobiście nie mógł tego czuć. Wierzył, że siłą rzeczy nie było to takie złe, mimo tego że nie miał zwyczaju używać perfum.
W międzyczasie rozglądnął się za stoiskami, które oferowały przeróżne zabawki i upominki z tegorocznego święta. Minoru nie był osobą, która obdarowywała na pierwszej randce prezentami — w zasadzie jedyny sposób spędzenia takiego czasu była kolacja, za którą płacił, by tuż po niej udać się do mieszkania lub hotelu, dochodząc do sedna randki w których bywał. Tutaj sytuacja wyglądała ździebko inaczej, ponieważ oboje nie mieli żadnych, konkretnych oczekiwań ani zobowiązań. Spotkanie miało odbyć się bardzo wcześnie oraz w otwartej przestrzeni. Po prostu odpocząć, choć odpoczywanie Yoshidy miało wyglądać zgoła inaczej.
Kiedy dostał wiadomość, że mężczyzna na niego już czeka, rozejrzał się dookoła, by dostrzec gdzie dokładnie zatrzymała się taksówka. Zauważył ją całkiem niedaleko od miejsca, w którym stał. Wyrzucając peta do mijanego kosza w swoim całkiem tradycyjnym stroju podszedł do samochodu, aby otworzyć tylnie drzwi ze strony siedzącego pasażera.
— Witam serdecznie pana spóźnialskiego — zażartował lekko, choć w rzeczywistości te kilkanaście minut temu nie było mu do żartów, ale o tym chłopak nie musiał już wiedzieć.
@SATŌ KISARA
Satō Kisara ubóstwia ten post.
Zima również okazywała się zawsze niełatwym dla niego czasem. Wiele przykrych sytuacji wydarzyło się właśnie wtedy, już na stałe odciskając piętno na tym mroźnym, w istocie bardzo pięknym sezonie. Trudno więc było mu nie popadać w stan melancholii, a ten z kolei często i bez większego wysiłku przeradzał się już w rozpacz, którą znacznie trudniej było opanować i przegonić. Ta zima… była szczególnie ciężka. Jego brat—
Zadrżał na kwitnącą w jego głowie myśl. Gdy ta zaczynała rosnąć w siłę, zdobywać stopniowo obnażony ze skóry korpus i powyginane kończyny, Kisara chwycił ją za gardło i zdusił jej zalążek, zanim zdołała pochłonąć go do końca. Nic… się nie stało. Wcale nie musiał o tym myśleć, jeżeli nie chciał, prawda? Dokładnie. Póki co perfekcyjnie wychodziło mu spychanie problemu na same tyły swojej czaszki, gdzie ostatecznie przepadały po chwili, zapomniane — choć może raczej określenie stłamszone było bardziej zasadne.
Tego typu reakcja nigdy nie była do końca świadoma. Prędzej uzmysławiał sobie dopiero po długich godzinach w nagłych olśnieniach, że coś takiego zrobił. Być może próbował uchronić się przed bólem związanym ze śmiercią tak ważnej mu osoby, jednakże „wybrana" przez niego metoda nie miała prawa zostawić po sobie pozytywnych skutków na dłuższą metę — niby to wiedział, ale jego motywacja, by temu zaradzić, znajdowała się na tak niskim poziomie, że nie pozostawało mu nic innego, jak na niej polegać nadal.
Ostatecznie to dźwięk otwieranych drzwi wyrwał go z chwilowego odrealnienia, choć mógł przysiąc, że jego kierowca także powiedziała coś, co zapewne miało mu uświadomić, że dotarli. Zrobił to, co idealnie mu szło w ramach udawania, że czuł się „naprawdę dobrze, co masz na myśli?”: uśmiechnął się wpierw do kobiety, dziękując jej za przejazd, a potem, kierując wzrok jasnoniebieskich oczu na Yoshidę, również do niego, i to jeszcze szerzej.
— Hej! — przywitał się, by po chwili także wstać z fotela i wyjść z auta. Wydął dolną wargę na spóźnialskiego, choć przecież w pełni zasłużył sobie na taką łatkę. — Ach, wiem, przepraszam. Nie mam usprawiedliwienia. Dziękuję, że zaczekałeś — dodał, całkiem poważnie, ostatecznie nie chcąc pozostawić po sobie wrażenia osoby, która uważała takie zachowanie za odpowiednie, albo, co gorsze, która spóźniała się regularnie. Sam ledwo znosił, jak umówione z nim osoby przychodziły za późno, szczególnie jeśli go o tym nie informowały. Nieraz już poddawał się i zwyczajnie wracał do domu, odmawiając czekania w nieskończoność.
Podszedł do Yoshidy na tyle blisko, by z łatwością ująć w przeciętą ciemniejszymi plamkami dłonią jego policzek. Choć Kisara był uznawany za dość wysoką osobę, mężczyzna musiał przerastać go o dobre kilkanaście centymetrów, więc gdy uniósł brodę, by obdarować go obiecanym pocałunkiem, złożył go niewiele ponad ostro zarysowaną linią szczęki.
— Niesamowicie wyglądasz — powiedział, ogarniając spojrzeniem jego strój, a w szczególności gładki materiał szkarłatnego hanfu, po którym po chwili przesunął palcami, by poznać dokładniej jego teksturę. Zrobił to delikatnie, jak przy dotyku piórkiem. Zaśmiał się krótko, gdy uświadomił sobie, że mają na sobie podobne kolory. — Oooch, i pasujemy do siebie.
Gdy już na daną chwilę nacieszył oczy widokiem mężczyzny, rozejrzał się dookoła. Chociaż nie weszli jeszcze całkowicie na teren parku samego w sobie, już dostrzegalna była wyraźna zmiana scenerii w porównaniu z nowoczesnym centrum Fukkatsu. Park ten budził w nim całkiem sporo pozytywnych emocji — bywał w nim często, szczególnie kiedy był młodszy, ale później też, kiedy pragnął chwili wytchnienia. Dla takiego miłośnika roślinności jak on wszelkie zielone tereny były miejscem zbawiennym — tak też piękny, zadbany park centralny był jedną z jego ukochanych miejskich lokalizacji. Szczególnie właśnie wiosną był zjawiskowy, jakby wyciągnięty prosto z obrazu; gdy zatem padła propozycja pójścia akurat tutaj, nie musiał się zastanawiać dwa razy. Yoshida z pewnością mógł dostrzec, jak oczy rozbłysły mu w dziecinnym wręcz zachwycie, kiedy spoglądał za ozdobną bramę prowadzącą w głąb kolorowego skweru.
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Minoru Yoshida ubóstwia ten post.
Również nie zwracał uwagi na coś takiego jak natura. Zwierzęta i rośliny nie były w centrum jego zainteresowania; co do pierwszego, niektóre obawiały się jego negatywnej aury, którą mimowolnie roztaczał na co dzień. Nie był osobą godną zaufania, niezależnie od tego jak bardzo komu zawrócił w głowie. Zastanawiające, że ktoś taki jak Kisara nie widział w nim potwora; osoby, której należałoby się bać, a nie umawiać na randki. Pomagać mu przy ranie, by później nachodził go w mieszkaniu, dając się... unieść wczorajszej pokusie. Wydawał się względnie zwyczajnym obywatelem, więc co takiego skrywał, że kręcił się wokół niego? Czy to ludzie nazywają naiwnością? Raczej nie chciał wierzyć, że mężczyzna ufał Yoshidzie całkowicie i bezwzględnie. Znał go krótko, ale wewnętrznie czuł, że stać było ją na coś znacznie lepszego. To ona była warta zainteresowania, nie Yoshida.
Przez okno samochodu zdołał dojrzeć, że towarzysz złapał się za szyję. Nie wiedział jak mocno i nie miał pojęcia czy długo trwał w tej pozycji nim Cayenne otworzył mu po dżentelmeńsku drzwi. Na ułamek sekundy zmarszczył brwi w krótkim zastanowieniu, czy powinien poruszyć sedno problemu — z drugiej strony co go to obchodziło? Nigdy nie interesował się drugą stroną, nie przejmował się jego zmartwieniami i troskami, które tłamsiły od środka, wyniszczając w ten sposób swój organizm. Czemu więc na tego nicponia zwracał aż taką uwagę, chcąc wiedzieć o nim dosłownie wszystko? Nie miał tak od czasu... od czasu kiedy poznał Hime. O nim też chciał wiedzieć wszystko i pragnął, po prostu pragnął mieć go przy sobie, aż do usranej śmierci. Życie jednak bywało niesprawiedliwe; on zniknął na 6 lat, a kiedy postanowił wrócić — znów ze swoich egoistycznych pobudek — teraz spotkał się z brakiem odzewu z jego strony. Wkurwiało to, wręcz niemiłosiernie. Naprawdę nie zasługiwał na to, by ten ostatni raz usłyszeć od niego krótkie "spierdalaj"? Wiedział, że żył. Wiedział, że był. Więc co działo się z nim do jasnej cholery?
— Wszystko w porządku? — zdecydował się spytać, gdy radosny i dużo szerszy uśmiech ugościł na ustach chłopaka, również dając sobie spokój z natrętnymi myślami, które nawiedzały jego głowę. Miał dość, że musiał mieć na jego punkcie małą obsesję. To ona spowodowała, że kilka dni temu znalazł się w opłakanym stanie w jakim spotkał go Kisara. I miał dość kłamstw, które zostały rzucane w jego kierunku.
Mimo to ciężko było nie ulec filigranowej urodzie, którą skanował swoimi lubieżnym, brązowym spojrzeniem. Widząc jego subtelny i bardzo urokliwy ubiór, mimowolnie uśmiechnął się szerzej, a nawet i łagodniej, ugaszczając go sympatycznym wyrazem twarzy na to, że go zobaczył. Negatywne myśli, jak i emocje w mgnieniu oka rozpuściły się w organizmie, przynosząc odrobinę ulgi i spokoju do zasianego mrokiem wnętrza. Zabawne, że ktoś, kogo znał od kilku dni potrafił wywołać w nim tak spokojne emocje, które swoją drogą doświadczał bardzo znikomo. Ciekawe, czy towarzysz miał tak samo, a może jedynie Yoshida zadurzył się w nim po same uszy, nie będąc jeszcze tego w pełni świadom.
— Ah, jak tak ładnie dziękujesz, to zaszczytem było, że mogłem poczekać — zaśmiał się z należytą gracją, puszczając mu przy tym krótkie oczko, nie wiedząc, że chwilę później dostanie od niego to, co naprawdę chciał. W takich okolicznościach po prostu nie mógł się na niego gniewać, nawet gdyby szczerze tego chciał. Był rozczulający i ciężko to przyznać, ale rzeczywiście jej aura powoli rozmiękczała rozdarte serce Minoru.
Może trochę spodziewając się tego, co nadejdzie — a może nie — nagle dostrzegł jak drugie ciało zbliża się do niego. Delikatny dotyk paliczków oplótł Yoshidy szczękę o twardych rysach, przez co brązowe spojrzenie skupił na błękicie oczu, w który lubił się bezgranicznie zapaść. Wraz z ujmującym tknięciem poczuł lekkie muśnięcie na brodzie. Obiecujące ciepło rozlało się po ciele, będąc targany emocjami, o których zdążył zapomnieć. To jak uczucie zauroczenia z dnia na dzień stawało się coraz silniejsze oraz to jak byle dotyk wprawiał w przyjemne drżenie. Podniecało go to i jednocześnie przerażało.
— Mmm, teraz już tym bardziej niczego nie żałuję — odpowiedział nisko, mrukliwie wręcz, swój nos na krótko zatapiając w zagłębienie szyi, wyczuwając miękki materiał golfa na koniuszku nosa. Ciekawe w jakim zapachu teraz mienił się mężczyzna. Było to coś słodkiego, a może wolał bardziej agresywne zapachy? Kisara jedynie co mógł wyczuć to zapach nikotyny wymieszany z subtelną nutką cynamonu, który zawsze mu towarzyszył; prawdopodobnie przez papierosy, które palił.
— Ty tak samo wyglądasz nieziemsko. Już rozumiem skąd to opóźnienie — wymruczał mu do ucha, unosząc swoją głowę, by spojrzeć prosto w rozjaśnione oczy, obdarowując go lekkim uśmiechem, gdy dotykał jego stroju. Również krótki śmiech oplótł słuch mężczyzny, kiedy wspomniał o podobnej kolorystyce. Rzeczywiście, nawet nie zwrócił na to uwagi.
— Niczym dwie krople wody.
Kiedy również i Yoshida nacieszył oko przepięknym widokiem przed sobą, schował dłonie do kieszeni spodni, odwracając głowę w stronę kwitnącego parku. Uświadomił sobie, że to ostatni dzień święta, które Państwo obchodziło i pierwszy raz w życiu udało się na nie załapać mu z Kisarą u boku — nie z Hime jak pierwotnie planował, powoli budując między nimi nowe, lepsze życie. Piękno kwiatów dostawało się do Caya wzroku przy obecności zupełnie nowej osoby w jego życiu, która stanowiła niepewny element całej układanki. Pusty wzrok gromadził się na drzewach, gdy ciepły wiatr dotykał jego rozcapierzonych włosów. Czy to był test sprawdzający, czy nadaje się do względnie sensownego życia, o którym ostatnio myślał? Czy może pogodzić zakochanie z życiem jakie obecnie oferował? Brudne i toksyczne, raz ma zawsze zaciskające piętno na osobie przepełnionej dobrem i miłością.
Spojrzeniem wrócił na nią, widząc jak blask słońca otaczał jej zjawiskowy ubiór. Wszystko do siebie pasowało doskonale, wraz z zaplecionym na ramieniu warkoczem, który również przykuł jego uwagę. Na włosy zawsze zwracał większą uwagę, lubił jak są zadbane i były one dłuższe. Kątem oka również dostrzegł rozjaśnioną buzię, przez co sam automatycznie uśmiechnął się do siebie na ten widok.
— Co tam takiego widzisz? — spytał się, podchodząc do niego nieznacznie bliżej, by pod ramię chwycić rękę chłopaka, powoli prowadząc go w kierunku wejścia do parku, w którym ludzi, jak i kwitnącej zieleni nie brakowało.
@SATŌ KISARA
Satō Kisara and Morrigan Sherwood szaleją za tym postem.
Pytanie na samym początku całkiem zbiło go z tropu. Czy… zrobił coś dziwnego? Spiął się nieco na tą okropną myśl. Zdarzało mu się nieraz, że jego dłonie — jak i reszta ciała — robiły coś, czego on sam nie był świadom, a na pewno świadomie nie nadał im impulsu do wykonywania czynności. Zazwyczaj wymierzał je na sobie, jak choćby ściskanie swojego nadgarstka, i dopóki nie docierał do niego ból, jakiego tymi odruchami powodował, Kisara w ogóle nie był w stanie się powstrzymać. Było to, rzecz jasna, zgoła niebezpieczne; organizm przyzwyczajał się z czasem do bólu, nabierał na niego odporność — co zatem, gdy próg jego odczuwania przesunąłby się na tyle w skali, że nawet by nie zauważył, że czyni sobie coś poważnego?
Wyglądał prawdopodobnie na odrobinę zagubionego, gdy następnie napotkał czekoladowe oczy Yoshidy. Nie był pewien, jak mu odpowiedzieć. Jego pierwszym, zakodowanym już odruchem byłoby zrobienie czegoś, co odwróci jego — a więc w rezultacie i swoją — uwagę od problemu. Było to zdecydowanie prostsze rozwiązanie i wykorzystywał je niezliczoną ilość razy, w szczególności w okresie zaraz przed swoją próbą samobójczą, kiedy jego współpracowniczka, z którą był dość blisko, z wzmożoną częstotliwością napomykała do niego, że widzi. Że robił dziwne rzeczy. Sobie. Może gdyby wziął ją bardziej na poważnie… Chociaż nie. Rozpacz, jaką wtedy (
Zagryzła wargę. Po prostu skłam, pomyślała, ludzie zadają to pytanie, choć na ogół i tak nie chcą na nie odpowiedzi. Taka była szara, okrutna rzeczywistość. Lecz Kisara zawahała się, bo od czasu obudzenia się ze swojej śmierci (niestety, niestety, a to mógł być idealny, bo okropnie żałosny koniec dla niej, dzieło przypadku—) snuła się po świecie jak w półśnie i w odrętwieniu, które lgnęło do jej ciała i umysłu jak lepkie powietrze i uciążliwy pot w środku upalnego lata, a od paru dni w końcu żyła. Nie jedynie funkcjonowała jak robot z ustalonym z góry, ograniczającym programem, a czuła, że jej istnienie ma rzeczywisty, namacalny wpływ na egzystencję innych osób. Osoby. Yoshidy.
— Czemu pytasz? Widziałeś, jak robiłam coś dziwnego? — zapytała zatem, ostatecznie. Mogło to równie dobrze ukrócić ich znajomość, sprawić, że to spotkanie było ich ostatnim, ale nie chciała równocześnie spłaszczać ich relacji na samym starcie, jeśli była szansa na inną, lepszą. Podjęła ryzyko.
Ciepło jego policzka i jego bliskość, od której mężczyzna nie uciekł, wzmocniło tylko uśmiech, jaki rozkwitł na jej twarzy wcześniej. Sprawiało jej przyjemność — i satysfakcję — widzieć reakcje Yoshidy, sugerujące, że jej urok na niego działał. Kisara rozwijała skrzydła najprędzej i najbardziej zjawiskowo wtedy, gdy była w centrum czyjejś uwagi, jak teraz.
Jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz, gdy poczuł ciepło jego oddechu na szyi, nawet jeśli przez materiał bluzki, który na sobie miał.
Już rozumiem skąd to opóźnienie.
— Och, więc wybaczone? — spytał, śmiejąc się.
Z zainteresowaniem przyglądał się mężczyźnie, gdy ten przez krótki moment zdawał się zatracić w swoich myślach. Ciekawy był, czego dotyczyły; gdy czyjeś oczy przybierały taki wyraz, jaki teraz dostrzegł u Yoshidy, często temat tych przemyśleń nie był najszczęśliwszy. Prawdopodobnie mógłby go spytać… Zawsze przecież na pytanie można było odmówić odpowiedzi. Mieli jednak czas; ich spotkanie dopiero co się zaczynało. Zatem, póki co, wtulił się na moment w jego ramię, otaczając je i drugą ręką, co mogło służyć za ciche wsparcie, jeśli tak Yoshida zechciałby zinterpretować ten gest. Całkowicie wyprostował się dopiero wtedy, gdy zaczęli iść.
— Po prostu bardzo lubię ten park! — odparł, rozglądając się dookoła. — Często tutaj przychodziłem, żeby się uczyć, kiedy jeszcze studiowałem. — Westchnął cicho. Uniwersytecki czas zawsze wywoływał w nim uczucia będące z kilku różnych spektrum. — Nie zawsze było mi łatwo, a tutaj zaskakująco szybko byłem w stanie się skupić. Roślinność na ogół działa na mnie kojąco, więc w tym przypadku to zapewne też był jej skutek. — Wziął między palce delikatny płatek sakury, który, spadając z drzewa, wylądował na rękawie czerwonego hanfu Yoshidy. — Moje mieszkanie też wygląda zresztą jak dżungla.
Zaśmiał się lekko. Była to w miarę opanowana dżungla, choć z chęcią pozwalał jej rządzić wnętrzem jego domu. Zerknął kątem oka na twarz brązowowłosego.
— A ty bywasz tu często? Czy może wcale nie lubisz tego miejsca?
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Minoru Yoshida ubóstwia ten post.