Park oblegany jest zwłaszcza na przełomie marca i kwietnia, kiedy zakwitają wszechobecne sakury. Wokół tworzą się wtedy ścieżki o liliowo-różowym kolorze, w powietrzu czuć słodki zapach wiśni, a sceneria nabiera romantycznej atmosfery. Bez względu jednak na porę roku, miejsce to stanowi doskonałe pole do odpoczynku od miejskiego zgiełku. Park wprawdzie został ulokowany w centralnej części Fukkatsu, jednak jego rozległość sprzyja wyciszeniu, a zadbane trawniki, czyste, zawsze wyremontowane ławki i regularnie opróżniane śmietniki cieszą oko nawet najbardziej zaawansowanych pedantów. Terenami zielonymi pieczołowicie zajmują się ogrodnicy, których zadaniem jest dbanie o przejrzystość sadzawek, odpowiednio przystrzyżoną trawę czy odpowiednią ilość barwnych kwiatów. W parku znajdzie się również kilka niewielkich budek z lodami lub napojami.
— Co o niej myślisz? — pyta cicho, może za cicho, bo nie chce wpadać w niepotrzebną aktualnie konspiracyjność. Jedynie oprzeć swoje uwagi o kogoś innego. Kogoś, kogo srebro tęczówek równie dobrze chwyta zawahania ciała. — Jest jakąś odnogą Minamoto. Nie wiem dokładnie, gdzie szukać jej ojca, ale stawiałbym na Saga–Genjich. Ma w oczach coś im podobnego. — Zamyśla się a w zamyśleniu tym chłopiec rysuje się bardziej rozmyty niż zwykle. Oddalony nie jak drapieżnik. Wyzbyty charakterystycznej Rainerowi czujności. Błądzi więc myślami we wspomnieniach rozmów, powiązań, plotek i informacji zasłyszanych. Z każdym kolejnym drgnięciem ciekawości pod sercem rodzą się pnącza, które wolno oplatają bijący mięsień. Zabawa a on przecież lubi zabawy. Zaraz jednak wybija się z zamyślenia, by do aktualnej sytuacji powrócić już trzeźwiejszym.
— Poza tym zapomniałeś o czymś — To powiedziawszy połyka wcześniej wykwitły uśmiech i z lewą dłonią przylegającą do policzka Hattoriego, gdzie druga sięga torby ze słodyczami, składa na jego ustach urwany pocałunek. Jeden z tych krótkich, ale wolnych, u gruntu drażniących. Odrywając się a już wtedy posiadając słodycze w dłoni, chwyta kolejne dango, to już wyrwane partnerowi, i wkłada je na usta. — Idziemy?
Ale zanim pierwsze kroki stawi ku wyjściu z parku, raz jeszcze powróci do Enmy, do białawego spojrzenia obcego mężczyzny. Brwi zawężają się, ale w kontraście po strunach głosowych pędzi rozbawienie. Stłamszone zaraz pod językiem, gdy ten naprze na gładką fakturę wrzuconej na nań słodyczy. Interesujące. Nie dołącza do konwersacji, choć nie sposób pominąć cichego, smukłego parsknięcia towarzyszącego pierwszemu z komentarzy nieznajomego. A więc yūrei? Dłonie Rainera, zaraz po przekazaniu pakunku na nowo w ręce Heizo, wpełzają do kieszeni spodni. Sylwetka prostuje się, nawet zbyt bardzo, gdy czysta przyjemność widza spływa na wcześniejszą niewygodę ciała. Shura?
Ma w sobie coś z gada. Białego, szczupłego węża z wolna owijającego się wokół twojego nadgarstka. Fakt, że nie widzi tudzież niedowidzi, jest mylnie pociągający. Fascynujący na tyle, że z pozoru stajesz się biernym jego zmysłom, jeśli ku uszom tamtego nie dopuścisz swojego głosu. Ale jednak. Wystarczy powiew wiatru i zbyt mocna woń perfum, byś został zdradzonym. Rainer odchyla głowę do tyłu i uporczywe, badawcze spojrzenie rysuje linię pomiędzy nim a dziedzicem. Bo my już na dzisiaj skończyliśmy, prawda?
Zadowolony niski pomruk. Na dodatek jadowity, myśli. I drze się pod potylicą wyobrażenie tejże sytuacji na dwoje. Bo powinien zostać. Iskra niezdrowego przeczucia, że winien jak ten grecki Cerber strzec ciała dziedzica. Własną szyję nadstawić pod tamtego kły i jego martwe, rybie spojrzenie. Ale tętno — i tak już przyspieszone — podekscytowane już zabawą. Daleką obserwacją nie jego znajomości. I niech tak zostanie.
Cichy śmiech.
— Jego najważniejszym planem jestem dzisiaj ja. — Wtrąca z rozbawieniem dziwnie nieprzystającym sytuacji. Ostrzegawczym, malującym sylaby w sposób, w który psy dają pierwsze znaki ostrzegawcze. Te dla niewprawnego oka niezauważalne.
— Smacznego. — Dopowiada w tym samym rozbawieniu, pod którym roztapia się czarna, cerberowska maź sklejająca litery w pożegnalne słowo.
Nic dziwnego. Nie przepada za gadami.
@Seiwa-Genji Enma @Munehira Aoi @Hattori Heizō @Ejiri Carei
Hanami 3/3
Hattori Heizō, Munehira Aoi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Zresztą, Aoi i tak nie mógłby tego dostrzec.
Enma zmarszczył brwi, słysząc niecodzienne pytanie. Nie oponuje jednak, robiąc krok w tył, kiedy jego dłoń zostaje wyswobodzona z ciepłego dotyku opuszek mężczyzny. I tak nie miał jakiś szczególnych planów na dzisiaj i zmierzał w kierunku swojego mieszkania, żeby spędzić ten dzień na obijaniu się i grzesznym obżeraniu. Równie dobrze mógł przeznaczyć ów czas na rozmowę z Aoi'm, którego zresztą i tak chciał spytać o parę rzeczy.
- Porywacze nie pytają o zdanie swoich ofiar. - rzucił z przekąsem, odwracając się i stając bokiem w stronę reszty osób. Przesunął spojrzeniem dwubarwnych tęczówek po znajomych twarzach, po czym uniósł dłoń lekko ku górze, na znak pożegnania.
- W takim razie ja się zbieram. Eji, nie siadaj tak wysoko na gałęzi i uważaj bardziej na siebie. Rainer. Hattori. - w stronę tych ostatnich jedynie kiwnął głową. Właściwie w ich przypadku nie było potrzeby na zbędne słowa czy ckliwe pożegnania.
- To chodźmy. - tym razem zwrócił się do jasnowłosego, dziwiąc się nieznacznie, że porzuca swojego dotychczasowego towarzysza. Nie wnikał jednak, ani też nie naciskał, bo najwidoczniej Aoi miał swój powód, dla którego chciał zostać sam na sam z młodym dziedzicem.
Do parku napływały kolejne masy bezkształtnych ludzi, którzy nie wyróżniali się na tle społeczeństwa niczym szczególnym. Byli bo byli. Wegetowali z dnia na dzień i powtarzali sobie, że tak powinno wyglądać ich wymarzone życie. Gówno prawda. Mimochodem posłał mało przyjemne spojrzenie w bok, w stronę bogu winnej kobiety, która właśnie wtulała się w swojego chłopaka zapewne czekając, aż ten wyszepcze jej do ucha tandetną, romantyczną klepanke. Kącik wargi drgnął, jakby niewidzialna siła próbowała wymusić na nim uśmiech.
Nagle kątem oka dostrzegł pieprzonego rowerzystę mknącego samym środkiem drogi, zmuszając tym samym wszystkich spacerowiczów do odskoczenia w bok i ustępując mu tym samym miejsca. Pieprzony król szos.
Enma złapał za łokieć swojego towarzysza i szarpnął nim w swoją stronę, aby przypadkiem nie został rozjechany przez bezmózgą amebę.
- Musisz bardziej uważać. - mruknął miękko, jednocześnie rozglądając się dookoła, by odnaleźć spojrzeniem fragment upragnionego Edenu - z dala od ludzi.
- Tam. Tam jest ich zdecydowanie mniej. - odezwał się nagle, choć słowa bardziej kierował do samego siebie. Nie wypuszczając z żelaznego uchwytu mężczyznę, ruszył dość żwawym krokiem do wypatrzonego miejsca, tuż pod jedną z sakur.
Ależ romantycznie.
zt + Aoi
@Seiwa-Genji Rainer @Ejiri Carei @Munehira Aoi @Hattori Heizō
Munehira Aoi ubóstwia ten post.
Z tęczówkami nieruchomo wpatrującymi się w plecy czarnowłosej, przysłuchiwał się Seiwie. Nieświadomie przechylił głowę na bok, jakby na wzmiankę o Minamoto zaczął szukać podobieństw, mimo że nie znał ich zbyt wielu. Cały pakiet kojarzonych przez niego Genjich miał dzisiaj na miejscu.
— Sam nie wiem. Trochę się od was różni. Nie mówię o wyglądzie, ale może to tylko pierwsze wrażenie — stwierdził, mrużąc lekko powieki. Sądząc po wyrazie jego twarzy, nad czymś się zastanawiał. — Wydaje mi się, że gdzieś ją już widziałem, ale nie jestem pewien gdzie. Może to po prostu jedna z tych twarzy, które mignęły mi na ulicy albo w klubie. — Wzruszył ramionami, samemu uznając to za nieistotny fakt. Nie było o czym mówić, nawet jeśli towarzyszące mu przeczucie było znacznie silniejsze niż gdyby natknął się na kogoś przypadkowego.
„Poza tym o czymś zapomniałeś.”
— Hm? — Zanim zdążył obrócić twarz ku czarnowłosemu, chłopięca dłoń już dosięgnęła jego policzka. Gdy na ustach złożony został krótki pocałunek – pół-pocałunek – dotarło do niego, że faktycznie nie mieli okazji przywitać się jak należy. Przyglądając się oddalającemu się od niego Rainerowi, przesunął końcówką języka po dolnej wardze, jakby było mu mało i sprawdzał, czy w trakcie tego krótkiego powitania zostawił na niej słodki posmak wcześniej zjedzonego dango. Nie był nawet zły, że odebrano mu jego zdobycze. — Idziemy. Obiecałeś, że dasz mi popalić — przypomniał w tonie głosu kumulując rozbawienie, tak jakby do końca nie wierzył, że pójdzie mu tak łatwo.
Uśmiech majaczący w kącikach ust – zaprezentowany wyłącznie Rainerowi – zniknął z twarzy Heizo, gdy jego uwaga powróciła ku pozostałej dwójce. Już na balu zauważył, że z białowłosym coś było nie tak. Chciałoby się powiedzieć, że od teraz wszystko było jasne, ale nawet on, nawet jeśli nie pałał sympatią do zmarłych chodzących w świecie żywych, wiedział, że nie każdy z nich był pokroju Aoiego. Nie potrzebował specjalnych zdolności, by wyczuć tę fałszywą otoczkę, która nie miała nawet związku z tym, że kiedyś wywarł na nim złe pierwsze wrażenie. Zresztą nie tylko na nim – co najmniej jedna czwarta sali przyglądała się temu zbiorowisku. Był pewien, że dziś towarzyszyłyby mu te same uczucia, nawet gdyby nie pojawił się na balu. Bo tak to już było, gdy zbyt często patrzyło się w oczy potworom – zauważało się je pod pozornie owczą przykrywką. Niechęć jednak ziębiła jedynie z oczu Hattoriego, bo sam wyraz twarzy nie zdradzał niczego więcej poza neutralnością, która dla większości wydawała się czystą kartą nawet w otwartej księdze.
Słysząc szelest, odruchowo złapał za uchwyt reklamówki, przeciągając go sobie na nadgarstek. Nieprzyjemnie było słyszeć swoje nazwisko oblepione śliskim tonem. Zanim jednak zdążył udzielić odpowiedzi, czarnowłosy już wtrącił się do rozmowy. I całe szczęście, bo na język już wpełzała gorycz podobna tamtej, którą, zdawało się, wyczuł w wibracjach powietrza.
— Tak jak powiedział — przyznał i pożegnawszy się z Enmą skinieniem głowy równie krótkim temu, którym uraczył wcześniej czarnowłosą, odwrócił się, by odejść we właściwą stronę. Przechodząc obok Rainera, wymownie otarł się o niego ramieniem. — „Smacznego?” — spytał, gdy zdążyli oddalić się już na odpowiednią odległość, by nie musieć zniżać głosu do bezsensownie konspiracyjnego szeptu. Kątem oka zerknął na Seiwę, unosząc brew. Co to miało znaczyć?
Pędząc w taksówce wyciągnęła z niewielkiej torebeczki jasnoróżowy błyszczyk. Przyglądając się swojemu mizernemu odbiciu w wyłączonym ekranie iphona westchnęła teatralnie. Smarując pełne usta obfitą warstwą szminki, doskonale wiedziała, że gówno to dało. Ciemne cienie pod oczami odznaczały się nawet pomimo cholernej warstwy korektora. Chociaż czuła się względnie w porządku, wspomnienia poprzedniej nocy odbijały się na jej twarzy aż za bardzo. Kac wciąż jej dokuczał pomieszany ze zmęczeniem wszystkich mięśni. Bawiła się świetnie tańcząc godzinami w tłumie innych imprezowiczów. Pijąc kolorowe drinki i śpiewając na całe gardło kolejne popowe piosenki z listy hitów tego roku. Wszystko było idealnie do momentu, w którym film zaczął się urywać. Smak kolejnych drinków zlewał się w jedną całość i następne wspomnienia poprzedniego wieczoru stały pod wielkim znakiem zapytania. Jakimś cudem dotarła do mieszkania, kiedy pierwsze promyki słońca rozświetlały zaspane Fukkatsu. Dotarła do siebie w przydużej, męskiej koszuli, której właściciela nie pamiętała; o rozmazanej szmince i łabędziej szyi pokrytej siniejącymi malinkami, teraz pokrytymi warstwą makijażu.
Przeglądając wczorajsze wiadomości, kiedy taksówkarz pędził w stronę festiwalu zaczęła od tych do Shizuru, w których zapewniała go, że szła z koleżankami na jednego drinka. Potem przescrollowała listę połączeń. Dwie minuty i trzydzieści pięć sekund rozmowy z Sorą, której za cholerę nie potrafiła sobie przypomnieć. Cztery nieodebrane połączenia i wiadomość "Masz przejebane", o czwartej rano. Chowając telefon z powrotem do torebeczki zapłaciła mężczyźnie za podwózkę. Wyszła na zewnątrz przeciągając się i wdychając rześkie, miejskie powietrze. Przykleiła na ponętne błyszczące usta piękny uśmiech gotowa bawić się zajebiście. Wyruszyła na poszukiwania Shizuru.
@Saga-Genji Shizuru
Saga-Genji Shizuru ubóstwia ten post.
Do tej pory nagromadziło się już naprawdę sporo ludzi pragnących posmakować atrakcji festiwalu. Choć niewiele było po nim widać, Shizuru również był stosownie podekscytowany; samym wydarzeniem, na które nie zawsze ma okazję pójść, ale też spotkaniem z Naksu. Choć od czasu jej
Obawiał się zatem, w jakiej kondycji ją dzisiaj zastanie.
Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu różowego tradycyjnego stroju i jego nosicielki, lecz nie dostrzegł jej na pierwszy rzut oka. Ruszył więc tam, gdzie mieli się zobaczyć, przy stoiskach z grami.
Yōzei-Genji Naksu ubóstwia ten post.
Pierwszy strzał. Nigdy nie przepadała za strzelaniem. Drugi strzał. Jednak uczyła się go od dziecka. Trzeci strzał. Często udawała, że jej nie wychodziło. Czwarty strzał. Udawała, że brakowało jej talentu. Piąty strzał. Wciąż zmuszano ją do ćwiczeń. Z grzecznym uśmiechem na ustach oddała mężczyźnie strzelbę odbierając swoją nagrodę. Pluszak w kształcie misia z różową kokardą na szyi pasował do jej dzisiejszej kreacji. Oszołomiony mężczyzna nie powiedział nic więcej, jedynie zajął się następnymi klientami. Nigdy nie przywiązywała wagi do rzeczy, których wymagano w jej rodzinie. W końcu sposoby na zabijanie innych były w Yozei czymś wartym nauki, czymś potrzebnym. Odkąd zaczęła się buntować jako nastolatka dano jej spokój. Zaczęto traktować jak bezwartościowego wyrzutka, którym także się czuła. Zaczęła być tylko dziewczyną, która miała wyjść bogato i wpływowo za mąż. I w tej jedynej kwestii rodzina na nią napierała. Nie, żeby miała coś przeciwko, jeśli chodziło o Shizuru.
- No no - rzuciła w końcu zauważając go w tłumie. Elegancki, ubrany w tradycyjny japoński strój. - Hot - skomentowała z misiem pod pachą, podchodząc do niego i nurkując nosem w fałdy materiału jego yukaty, które zdążyły już przesiąknąć jego zapachem. - Spóźniłeś się - dodała stłumionym głosem nie odsuwając się od razu. Chociaż od tamtej nocy między nimi układało się lepiej, podświadomie czekała na kolejną kłótnię; kolejny dramat; kolejny powód, żeby patrzył na nią w ten typowy sposób pełen zawodu i dezaprobaty. Wiedziała, że było to zaledwie kwestią czasu, więc cieszyła się każdą przyjemną chwilą spędzoną w jego towarzystwie, zapominając o wszystkim co wydarzyło się wczorajszej nocy.
@Saga-Genji Shizuru
Saga-Genji Shizuru ubóstwia ten post.
Był zatem pod wrażeniem, ale nie zdziwiony, że niemal wszystkie jej strzały były celne. Gdy wreszcie odwróciła się od stoiska z dumnie zdobytą nagrodą, już na nią czekał. Zgarnął ją w ramiona, wplatając dłoń we włosy na karku kobiety i całując ją w czubek głowy, kiedy ta wtulała się w niego; słodsza od niejednej łakoci w dzisiejszym festiwalowym asortymencie.
— No, no — powtórzył za nią, śmiejąc się lekko. — Ty również niczego sobie. — Pochylił się, by złożyć pocałunek tym razem na jej ciepłym policzku. — Mmm, przepraszam, moja piękna. Za szkody możemy winić tym razem mojego kota, tak jak ci pisałem.
Odsunął się odrobinę, by mieć lepszy widok na jej drobną twarz. Odkrył w niej to, czego się niestety spodziewał: zmęczenie pewnie po wcale już jedynie trochę przespanej nocy; makijaż mocniejszy niż zwykle, by ukryć to, czego nie chciała, by zobaczył; obawa w jej oczach, że Shizuru się domyśli. Nie chciał dzisiaj kompletnie tego poruszać, choć poniekąd ciążyło mu to na sercu — z czasem coraz bardziej, coraz dotkliwiej, nawet jeśli pod pewnym względem było już za późno; tylko odciągnęli kontraktem to, co musi w końcu nadejść. Przywdział więc idealną maskę niewiedzy i uśmiechnął się do niej szerzej. Wskazał na maskotkę trzymaną w jej ręce.
— Więc to dla mnie, tak? — spytał żartobliwie. — Gratuluję celności. Pewnie ci nie dorównam, ale… — dodał i ujął ją za rękę, by po chwili wrócić do kolejki do stoiska. Widząc, jaka była długa, bezceremonialnie wszedł przed kogoś innego, a kiedy wyminięty mężczyzna zbierał się, by powiedzieć Shizuru coś z pewnością uwłaczającego, Saga tylko spojrzał na niego wyniośle i ten w momencie się zamknął. Dobrze.
Pracujący przy straganie widocznie się zestresował, gdy ponownie ujrzał Naksu, i tym razem nie zdobył się na ignorancki wzrok. Też dobrze.
Shizuru kupił bilet i wykonał strzały, lecz udało mu się trafić jedynie dwa z pięciu. I tak uznał to za sukces. Wręczone mu kwiatowe boa przewiesił przez smukłą szyję Naksu. Na której nie dostrzegł słabiutko przebijających przez podkład malinek.
Trzymając się jego boku z przyjemnością przyglądała się jak grał. Zabawa dla radochy, chociaż można było wyczuć odrobinę konkurencji. Szło mu całkiem nieźle, jak na osobę, która nie spędziła każdego drugiego dnia na strzelnicy między odrabianiem lekcji z podstawówki. Była z niego dumna, jednak szybko zanotowała, że następnym razem powinna trafić nie więcej niż dwa. W końcu zdecydowanie lepiej było jej w postaci damy w opałach, niż samowystarczalnej kobiety, która potrafiła sobie radzić. Nie trzymała broni od lat i wcale jej do tego nie ciągnęło. Nie ciągnęło jej do niczego związanego z rodziną. Nigdy nie była na tyle wysportowana, na tyle silna fizycznie czy przede wszystkim psychicznie, żeby ich zadowolić; i nigdy też przesadnie się nie starała. Wolała marudzić i wkurwiać się i uciekać, niż podporządkowywać się ich chorym wymaganiom. Była inna od Setsuro. Może pod tym względem miała od niego zwyczajnie więcej odwagi? Większy tupet? Czasami widziała to w jego oczach, to długie spojrzenie osoby, która pragnęła być po prostu sobą. Odejść i nigdy nie wrócić. Doskonale go rozumiała. Obydwoje w końcu zostali wychowani w podobnych warunkach, w podobnych oczekiwaniach. On jednak wciąż się liczył, ona została już dawno spisana na straty. Czego innego można się było jednak spodziewać po tak patriarchicznej rodzinie jak Minamoto?
- To dla Jinse - poprawiła go wręczając mu pluszowego zwierzaka. - Tak, żeby o mnie nie zapomniała - dodała wesoło z uśmiechem na ustach przyjmując śliczny kwiatowy boa pasujący do jej jasnoróżowej yukaty. Była to sprawiedliwa wymiana. Jeśli zauważył przyklepane korektorem ozdoby na jej szyi, nie dał tego po sobie poznać. Nieświadomie wzięła go pod rękę, żeby nie stracić się w tłumie.
Czas od ich ostatniego spotkania przeleciał szybko. Nim się zorientowała minął tydzień. Zbyt zajęta spotkaniami towarzyskimi, które kończyły się przeróżnie. Zazwyczaj mniej wybuchowo niż to wczorajszej nocy. Wciąż miała przed oczami wiadomość od Sory. Masz przejebane, nie brzmiało zachęcająco, ale za cholerę nie potrafiła sobie przypomnieć co nagadała mu przez telefon. Dzwonił potem wielokrotnie. Może tak było lepiej? Cieszyła się, że cała szopka ominęła Shizuru. Chociaż od tamtej nie zmienił się jej charakter, zdecydowanie lepiej się z nim kryła. Wiedziała, że przegięła a jego cierpliwość miała swoje granice. Czasami żałowała, że zwyczajnie nie zginęła. Wtedy przypominała sobie o Puszku czy Jinse, a depresyjne epizody mijały same lub za pomocom alkoholu.
- Pamiętasz jak kiedyś za dziecka zabrano nas na festiwal do tego dużego drzewa z życzeniami? Pójdziemy? - Poprosiła spoglądając na niego wielkimi orzechowymi oczami doskonale wiedząc, że nie mógł jej odmówić. Ciągnąć go w wyznaczonym kierunku kontynuowała mini opowieść. - Wtedy życzyłam sobie, żebyś znowu poszedł ze mną na festiwal i patrz - spełniło się. Może dzisiejsze też się spełni.
@Saga-Genji Shizuru
Saga-Genji Shizuru ubóstwia ten post.
— Żeby o tobie nie zapomniała, musisz po prostu regularnie u mnie bywać — dodał po chwili. Już teraz zdanie to stawało się coraz prawdziwsze w przełożeniu na rzeczywistość; mieszkanie Naksu straciło nieco na atrakcyjności, budziło złe i niewygodne wspomnienia, ale też przypominało o tajemnicy, której należało strzec. Nadal nie mógł do końca pogodzić się z tym, że tak to się skończyło — i rozpoczęło coś zgoła nowego? Śmierć Naksu była, oczywiście, przede wszystkim tragedią, ale też i porażką. Wynikiem jego błędów; nawet jeśli nie całkowicie, nawet jeśli tylko w pewnej części — to nadal. Na dodatek jej cel był tak kruchy i nieprawdopodobny — był ledwo krok od utracenia jej ostatecznie. Dobrze wiedział, że kontrakt to tylko odroczenie nieuniknionego, które w dodatku nie powinno trwać zbyt długo. Tylko kiedy okaże się „zbyt długo”?
Zerknął na nią z ukosa, kiedy przywołała zupełnie inne wspomnienie.
— Oczywiście, że pójdziemy — zgodził się. Nie było powodu, by mieli ominąć tę atrakcję. Zastanowił się chwilę. — Pamiętam. To chyba jedyny raz, kiedy nasza rodzina zebrała się tak licznie jedynie z powodu festiwalu. — Naksu miała wtedy może czternaście czy piętnaście lat i dla dwudziestoparoletniego Shizuru była zaledwie wiecznie zbuntowaną, ale uroczą dziewczynką. Nie spodziewał się też, że zaledwie kilka lat później jej rodzina zechce prędko obiecać ją komuś i tym samym praktycznie wyrzucić spod swojego dachu, szczególnie że tym kimś okazał się Shizuru. Uniósł brwi na jej wyznanie, zdziwiony, że już wtedy nie był jej obojętny, lecz zaraz później puścił do niej oczko. — Tak wcześnie, hmm? Mała, słodka Naksu, która zauroczyła się w starszym chłopcu? — Drażnił się z nią łagodnie. — Myślałem, że byłaś raczej nieszczęśliwa, że zmusili cię do zaręczyn, ale może w takim razie nie było tak do końca?
Mijali inne stoiska z grami, które jednak chwilowo nie były w centrum ich zainteresowania. Okolica była niezwykle kolorowa i tętniła życiem: muzyką, obrazami i głośnymi rozmowami. Już całkiem niedaleko było widać drzewo, o którym wspomniała dziewczyna.
— Moi rodzice uważali, że festiwal to marnowanie czasu — podzielił się swoimi przemyśleniami na ten temat. — Przypuszczam, że dalej tak myślą. Uczestniczyli, oczywiście, zawsze, gdy wypadało, ale mam wrażenie, że ani razu nie robili tego ze szczerą radością. Zatem mój pierwszy raz, i — jak się okazało potem — jeden z niewielu, kiedy brałem udział w grach, był z Setsurō. Byłem trochę sfrustrowany, bo młodszy o pięć lat dzieciak był lepszy absolutnie w każdej, którą wybraliśmy. I wcale się z tym nie krył. — Smarował przegraną Shizuru prosto w twarz. Był— byli wtedy inni, bardziej niewinni. Shizuru uważał przez długie lata swojego dzieciństwa, że miał je całkiem szczęśliwe. Z czasem jednak uświadamiał sobie, jak wiele rzeczy niezwiązanych z bogactwem i statusem mu brakowało.
Gdy dotarli ostatecznie do Drzewa Marzeń, zdobył dla nich dwie papierowe kartki i coś do pisania. Podał jej połowę akcesoriów, po czym sam zastanowił się nad życzeniem, ujął je krótko i, zanim Naksu była w stanie odczytać, co napisał, złożył je w kształt gwiazdy; gotowy, by zawiesić je na cedrze.
- Chętnie - zgodziła się z dłonią zaciśniętą na jego ramieniu. - Nie chciałabym ci jednak przeszkadzać, kiedy masz sporo pracy - dodała zgodnie z prawdą, bo mimo wszystko praca Shizuru stanowiła większą cześć jego doby i była jedną z niewielu rzeczy, które szanowała. Wiedziała jak wielkim karierowiczem był; jak wiele chciał osiągnąć. Znienawidziłby jej, gdyby stanęła na jego drodze do władzy. Po trupach do celu. Nie zamierzała ryzykować tej kruchej pozytywności, którą udało im się ostatnio wypracować. Czasami jednak potrzebowała odreagować, potrzebowała zapomnieć. Nie mogła wracać kompletnie najebana do jego mieszkania. Potrzebowała do tego swojego.
Przytaknęła na przypływ wspomnień czasów, kiedy wszystko wydawało się prostsze. Była wtedy zaledwie nastolatką. Niedługo po festiwalu wpadła w gorsze towarzystwo. Zaczęły się nielegalne imprezy, ucieczki z domu, wychodzenie po nocach czy palenie na balkonie. Uśmiechnęła się sama do siebie z sentymentu. Spojrzała na śliczne miodowe tęczówki.
- Od zawsze miałam dobry gust - odparowała drocząc się i perfidnie pokazując mu język. Nigdy nie kryła się z faktem, że już wieki temu wpadł jej w oko. Nigdy jednak nie przypuszczała, że niewinne, nastoletnie zauroczenie przerodzi się w coś takiego. Tak wyjątkowego i dziwnego zarazem. - Nie podobało mi się, że jak zawsze mówili mi co mam robić. Chociaż fakt, że wybrali Ciebie całkiem uśmierzył ból - wspominała niby przypadkiem skupiając wzrok na przechodniach, nie na nim, kiedy niby swobodnie rzuciła: - Czemu zdecydowałeś się na zaręczyny? - Ze mną.
Idąc dalej większość drogi do drzewa zastanawiała się nad życzeniem. I chociaż z początku wymyśliła tysiące przeróżnych pomysłów, kiedy stanęła pod cedrem nic nie przychodziło jej do głowy. Próbowała podejrzeć, jakie życzenie naskrobał Shizuru, jednak bezskutecznie. W końcu wzięła głębszy wdech wpisując na karteczce pierwszą lepszą myśl, która spontanicznie wpadła jej do głowy. Zawiesiła życzenie razem z masą innych karteczek.
- Byliście z Setsu od zawsze blisko?
@Saga-Genji Shizuru
Saga-Genji Shizuru ubóstwia ten post.