Park oblegany jest zwłaszcza na przełomie marca i kwietnia, kiedy zakwitają wszechobecne sakury. Wokół tworzą się wtedy ścieżki o liliowo-różowym kolorze, w powietrzu czuć słodki zapach wiśni, a sceneria nabiera romantycznej atmosfery. Bez względu jednak na porę roku, miejsce to stanowi doskonałe pole do odpoczynku od miejskiego zgiełku. Park wprawdzie został ulokowany w centralnej części Fukkatsu, jednak jego rozległość sprzyja wyciszeniu, a zadbane trawniki, czyste, zawsze wyremontowane ławki i regularnie opróżniane śmietniki cieszą oko nawet najbardziej zaawansowanych pedantów. Terenami zielonymi pieczołowicie zajmują się ogrodnicy, których zadaniem jest dbanie o przejrzystość sadzawek, odpowiednio przystrzyżoną trawę czy odpowiednią ilość barwnych kwiatów. W parku znajdzie się również kilka niewielkich budek z lodami lub napojami.
Całość wysokiej, prostej i nienaturalnie posągowej sylwetki chłopca mieści się w cienkiej, transparentnej koszulce koloru spadających na ziemi kwiatów, gdzie nań narzucona jest zwiewna, luźna koszula w podobnych, ale bardziej przygaszonych odcieniach. Rozpięta, luźna, przy delikatnych powiewach zakrywająca rysujący się na prawym boku tatuaż. Tuż nad biodrami skórzanym, ale pastelowym paskiem spięte zostały luźne, proste spodnie, których rozpiętość kontrastuje z przylegającą do klatki piersiowej koszulką. Eleganckie, schowane pod upuszczoną nogawką buty. Na całości lejących się materiałów czasami tylko upuszczony zostanie blik światła, który w krótkiej sekundzie zatrzyma się w metalu srebrnych pierścieni, sygnetu bądź delikatnych jak mgła, dłuższych kolczyków. Namalowany jest więc Rainer pędzlem matki, która zazwyczaj przenosi ludzi na płótno w sposób gładki, finezyjny, acz wpuszczający w farbę tradycyjność malarstwa yamato-e.
Chłopiec przekrzywia głowę, by wpierw dostrzec uwieszone na gałęzi dziewczę, niżej zatrzymaną w chwili postać Hattoriego. Rozbawione oczy i skonfundowane spojrzenie ciągną głowę do prawego barku, by w tymże geście dostrzec pośród tłumu postać Enmy. Podchodzi do kuzyna krokiem podobnym aktorom, którym przyszło grać w zaplanowanej dla nich scenerii. (Nic dziwnego. Od samego początku towarzyszy Seiwie niewygodne uczucie ucisku w klatce piersiowej. To podsycane każdym z uchwyconych spojrzeń. Choć tęczówki zgromadzonych zdają się blednąć pod naporem filtru okularów, to z czasem i przezeń się przedrą. Wypalą na policzkach nienawistne ślady, tamże osiądą, wgryzą się… Cholera).
— Hej, Enma. Kradnę jedno — mówi kiwając ku niemu głową i dłonią niczym ptasim, wdzięcznym ogonem sięgając jednego z dango uwieszonych na drewnianej szpadce. Słodki, ryżowy posmak rozpuszcza się na języku.
Hattori Heizō, Munehira Aoi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Uśmiech lekki, znowu przepraszający wspiął się na wargi, bo gdzieś z tyłu głowy, wołało ją tłumione echo - że znała ten głos, tę postać, ale ulotność jak mgiełka, umykała uporczywie uchwyceniu - Tak - wciąż pochylona, w dwa opuszki chwyta niesforną zdobycz, zahaczając kciukiem o ułamaną końcówkę grafitu - Dziękuję - zakołysała się lekko, by pochylić głowę w geście wdzięczności - Za bardzo się rozpędziłam... - zaczęła, urywając, bo w polu widzenia wkradła się znajomość zbyt bliska, by poruszone ciepłem kołatanie nie osiadło spiesznie w piersi
- Enma - imię jak zwiewny materiał spódnicy, zakołysał się delikatnie. I chciałaby zapytać o coś, ale dziwnie, wstyd głupio trąca się struną, którą szybko przykryła jasnością szerokiego uśmiechu. Carei wyprostowała się, spiesznie skrzyżowała ze sobą stopy, a dłonie ułożyła nieco sztywno, obok siebie, wciąż zaciskając w jednej ołówek, a w drugiej rozwarty szkicownik, którego kartki, szumiącym szeptem prześledził już cichy powiew wiatru - Nie wiedziałam, że tutaj będziesz - w końcu odetchnęła spokojnie i raz jeszcze chwyciła spojrzeniem nową obecność, co malowała się bliskością zupełnie innego natchnienia, jakby łączyła ich nić porozumienia, daleka, napięta, ale ulotnie czuła. I reagowała na nią w podobnej tonacji, dlatego znowu pochyliła się, chcąc w pełni możliwości, przywitać Rainera. I dłoń wyciągnęła, tę z wciąż z ołówkiem między dwoma palcami utkwionymi
- Czy mogłabym poprosić... o pomoc w zejściu? - głos tonie w nieśmiałej prośbie, a słowa splątały się nieco ze skroplonym na języku wstydem, ale - wolała nie ośmieszać się schodzeniem tą samą ścieżką wspinania. Wystarczyło wesprzeć się na czyjejś dłoni. Ale nim wychyliła się wystarczająco mocno, kątem oka, dostrzegła jeszcze kogoś. I chociaż nieznajomość wierci się niespokojnie, to jasność popiołu włosów pociąga uwagę szybko, wyrywając się ze scenerii i lokując w pamięci, jak śliczny popis kaligrafii. Sprawiało jej to przyjemność i serce uderza mocniej jakoś, bo i widzi jakieś zaklęcie rzucone na miejsce w którym była. A była przecież sama, teraz otulona obecnością, jak wirującym wokół, tańczącym wiśniowym kwiatem - wiatrem.
@Seiwa-Genji Enma @Seiwa-Genji Rainer @Hattori Heizō @Munehira Aoi
Hattori Heizō, Seiwa-Genji Enma, Munehira Aoi and Seiwa-Genji Rainer szaleją za tym postem.
— Nie spadnij — polecił, bo w tym całym swoim zdenerwowaniu mogła zapomnieć o tym, żeby zwracać większą uwagę na swoją pozycję na gałęzi. Drzewo wydawało mu się raczej kiepskim miejscem do rysowania, zwłaszcza jeśli chciała skupić się na otoczeniu. Wszechobecne kwiaty, które rozkwitły na gałęziach, z góry kradły uwagę wszystkiemu dookoła. Ale może się nie znał – żaden z niego artysta.
W tym niewielkim zamieszaniu, nie zwrócił uwagi na to, że w pobliżu pojawił się ktoś jeszcze. Dopiero kiedy znajome imię padło z ust dziewczyny, uniósłszy brew, obejrzał się na przyglądającego się im Seiwę. Nie tego, którego szukał, ale wystarczyła chwila, by ponad jego ramieniem dostrzegł zmierzającego ku nim Rainera. Wizja filmowej miłości, którą uroił sobie Enma, musiała rozmyć się bezpowrotnie, bo gdy tylko skinął mu głową na powitanie, jakby jego obecność tutaj nie była niczym dziwnym, cała jego uwaga skupiła się na punkcie za jego plecami. Już niemalże był bliski wykrzywienia ust w znajomym chłopakowi uśmiechu, ale w którymś momencie wzrok Hattoriego umknął w bok, zatrzymując się na mijanym przez niego białowłosym. Gdy w kadr spojrzenia chwycił ten nieco rozmyty powidok przeszłości, przez moment wydawał się nieobecny. Chociaż nie był pierwszą osobą, którą tego dnia skojarzył, w przeciwieństwie do Ejiri mężczyzna, którego dostrzegł w odległości – ba, nawet nie mógł być pewien, że to ktoś, na kogo już wcześniej się natknął – nie budził aż tak neutralnych odczuć.
Kiedy to było?
„Hej, Enma. Kradnę jedno.”
Znów był w teraz, gdy za sprawą mrugnięcia powiek powrócił sprzed drzwi w swojej głowie, których nigdy nie otworzył. Srebrne tęczówki złagodniały, gdy skupił się na Rainerze, choć nie sposób było powstrzymać się od zrezygnowanego pokręcenia głową.
— Czyli bez sensu je kupowałem? — Wymownie uniósł siatkę, którą zaszeleścił przy lekkim potrząśnięciu. Przez prześwitującą folię można było dostrzec, że znajdują się w niej jeszcze inne okazjonalne specjały, ale oczywiście nie wszystkie były przeznaczone tylko dla nich. Himari już od jakiegoś czasu suszyła mu głowę, by zdobył je, zanim te wściekłe bestie sprzątną jej wszystko sprzed nosa.
Znów zadarł głowę wyżej, nie będąc pewnym, do kogo została skierowana prośba o pomoc. Szybko dostrzegł, że swoją smukłą dłoń wyciągnęła w stronę Rainera.
— Znacie się?
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Zdrada?
Wbicie sztyletu między łopatki?
Bezczelność?
Najgorsza z najgorszych obraz, jakie świat widział?
Kątem oka dostrzegł w tle malującą się sylwetkę białowłosego mężczyzny, aczkolwiek Enma był tak zaaferowany zbrodnią swojego własnego kuzyna, że cała jego uwaga skupiła się właśnie na nim. Na całe szczęście na scenę wkroczył Hattori, który przykuł uwagę przyszłego dziedzica klanu.
- Hattori.... - odezwał się cicho, kierując swoje spojrzenie w stronę mężczyzny, jednocześnie kierując pusty już drewniany patyczek po dango w stronę Rainera w oskarżycielskim geście.
- Rainer zabrał moje ostatnie dango. Powinieneś teraz ponieść odpowiedzialność za niego. - co prawda Enma nie wiedział co łączy jego kuzyna z Hattorim, ale na pewno znali się. Może nawet przyjaźnili. Albo byli tym typem znajomych, których archeolodzy określaliby jako współlokatorów. Zresztą, ich relacja nie była teraz ważna.
Albo i była. W zależności od tego, co Enma mógł właśnie ugrać i czy otrzyma rekompensatę za swoje utracone dango.
Biedne dango numer dwa. Na zawsze w jego sercu. Rip.
Kiedy Eji zaczęła wołać o pomoc w zejściu z drzewa, Enma chciał od razu ruszyć jej na ratunek, ale ujrzawszy, że kieruje dłoń w stronę Rainera, uznał, że nie będzie się wtrącał, dlatego też pozostał z boku, wpatrując się tęsknie w pusty patyk po dango.
@Seiwa-Genji Rainer @Munehira Aoi @Hattori Heizō @Ejiri Carei
Hattori Heizō and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
W obłości zapachów stara się wyszarpać miejsce dla siebie. Między rozmowami, które łapie połowicznie, chociaż w przyzwyczajeniu bardziej skupiony jest na otoczeniu.
— Wiem — układa się ciasno na ustach, poszarpany ich kącik kierując w ciemność wejrzenia. Jak tafla martwego morza, źrenica pochłania otoczenie, ignorując nagły dotyk. Nawet jeżeli jakiekolwiek inne, spolegliwe emocje kieruje ku Munehirze, stara się je zamknąć w zaciśniętej dłoni spoczywającej przy prawym boku uda, na linii skórzanego szwu spodni. Najłatwiej odliczyć do trzech. A jeżeli trójka nie pomaga, zawsze jest dziesięć. Tak jak i dziesięć tysięcy kroków.
— Wszyscy wiecie. To jest wasza największa choroba — różowe wargi drgają w rozbawieniu, a dłoń, która łagodnie spoczywała w zagłębieniu przedramienia, odrywa się, aby smukłość ciała Aoiego ustawiła się tuż przed zwalistym korpusem Yūjiego. — Cayenne mnie przed wami ostrzegał. Szakale. Szczury między ludźmi — ramiona wsuwają się w rękawy jasnego prochowca, a sylwetka nabiera na obłości, zanim wystrzeli w wyprostowanych plecach i sylwetce ciętej niczym rysa krwi za zadrą cięcia papieru między paliczkami. — Szczury, Yūji. Brzydzę się wami jak zarazą — perlisty śmiech liże strukturę wydłużonych w platynie kłów, nasadzie metaliczności utkwionej w jamie ustnej, kły wydłużając na długość tych wampirzych. Zagryźć się na żywej tkance; gotów jest to zrobić w każdej sekundzie. Więc i kiedy opad promieni słońca, jego ciepła barwa rozbija się w tafli zimnej bieli złota, tęczówki Yūjiego nagle odkrywają swoją hebanową barwę, spod ustępującej fali czerniejącej źrenicy. Czy właśnie tym jest miłość? Niepewnością i oczekiwaniem ku najgorszemu?
Smukłość ruchu zagłębia się w sztywną kieszeń skórzanej kurtki. Między paliczkami ląduje długość papierosa. Ten filtrem opiera się zmysłowo o dolną wargę, a dojmujący w precyzji ruch nadgarstka podpala tytoń metaliczną zippo. Zaciąga się, krzywiąc linię warg, gęsty dym wypuszczając przed twarz. Nie. Unosi się na paliczkach stóp, odnajdując linią brzegu kciuka wypukłość warg, sadowiąc między nimi gorycz papierosa. Nie.
— Zrób coś dla mnie — perlistość łagodnej nuty roluje się na języku, kiedy skroń Aoiego układa się na szerokiej piersi mężczyzny. Pobladła dłoń obsadzona czystym karatem zagłębia się w kieszeni płaszcza, wsuwając między paliczki mężczyzny smukłość telefonu. — Wyślij wiadomość, do Yoshidy. Wiem, jak bardzo Cię to ucieszy. — Aoi jest jak żmija, która przyczajona pod zwalistym kształtem kamienia, czeka na odpowiedni moment, w którym może uderzyć. Jeszcze kilka centymetrów w górę, kiedy podbródek zapiera się na obojczyku, a wargi praktycznie haczą o małżowinę ucha. Tą pełną. Jeszcze. — Fajki smakują paskudnie. Wyślij. Teraz rozumiem, dlaczego nic nie czujesz. Rzuć to gówno. Wyślij. Zrobię Ci perfumy, które pachną tytoniem. Wyślij — zazdrość, bo ta wpisana jest w ruch lewego przedramienia opadającego ciasno na talię Munehiry.
Zazdrość. Wywoływana na kilku płaszczyznach.
Na tym nie może się skończyć. To nadal za mało.
Wiatr majakiem przedziera się przez korony drzew, między ciałami paskudnie ludzkimi. Tutaj właśnie drga ta najgorętsza i najbardziej znamienna zazdrość.
Potrafi mamić, potrafi zwodzić, potrafi mącić ludziom w głowach.
Niosąca się między wiśniową goryczą woń psiej sierści drga jednak zbyt mocno. Czuje się tak, jakby miał ją na wyciągnięcie paliczków, więc ignoruje matowy w odczuciu ruch przy prawej kieszeni, kiedy zęby niedbale haczą o zarys szyi. Chce ją mieć dla siebie. Znów. Yūji też to wie, bo na skroni uwypukla się łagodna rysa żyły, brnąc w krótko obstrzyżone zielone włosy.
Obsesja. Śmieszne to określenie; ale w zawiłości odczuwania ścieli się uśmiechem, który mknie w pastelu nałożonym na przymgloną źrenicę.
Shura, Enma czy jak kto woli go nazywać.
Jushi, to o nią mu chodzi.
Poczeka jeszcze chwilę w puchu mijających sekund, aby omamić go swoją mocą. Jeszcze nie teraz. Warkot tępo zderza się z alabastrem czaszki.
Są na świecie istnienia, które skazane są na potępieni. Są żywoty, które powinny przesuwać się w zawiłościach ludzkich losów jak najdłużej. Ale nie on. Nie, dopóki ona kładzie swój łeb pod jego dłonią.
Uścisk wokół pasa niknie, kiedy obie dłonie Munehiry odbijają się od piersi mężczyzny. Łagodnie. Czule mogłoby się zdać. Ot, przypadła im rola kochanków, kiedy po prawdzie w ich relacji wiążącym elementem jest śmierć.
— Shura — diament tonu głosu ociera się o krtań, rozbrzmiewając głośno, mknąc w szumie opadających płatków wiśni, sprzeciwiając wirowi ich ruchu, który sprowadza je ku twardej ziemi. — Nadal czekam — pewność siebie obija się o twardość podniebienia, mknąc w bielmo, a z niego w kosmyki popielatych włosów, w których łagodność Hanami składa swój pocałunek. I tuż za płatkami zgrubiałe palce towarzysza rozgarniają róż, zrzucając go ku trawie. Zarys twardego opuszka, nieprzywykłego do jakiejkolwiek czułości odrywa filigranowość płatków od szarości pobłyskującej we wczesnowiosennym słońcu. — Noc umknie nagle. Gdy spotkamy się znowu. Bez sensu i tchu... Żałosne, zważając na okoliczności — cytuje sam siebie, pokonując krótki dystans pomiędzy swoim ciałem a obecnością Enmy. Przystaje o krok od niego, krzyżując przedramiona na jedwabistości błękitu koszuli, unosząc linię smukłego profilu twarzy. — Yūji. Pamiętasz, jak opowiadałem Ci o mojej suce — łagodnie, znów, w krystaliczności, jakiej nigdy nie zaznało wejrzenie Munehiry, ścisk strun głosowych perli się ponad szumem ludzkich głosów, kiedy ramiona towarzysza okalają te jego, torsem przylegając do łopatek. Anioł. Omen. Potępieniec.
HANAMI (2/3)
Hattori Heizō and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Mija więc i Enmę, i Heizo, by wyciągnąć ku Ejiri wpierw jedną, później drugą dłoń. Maluje się na twarzy chłopca skromny, ale wciąż niewymuszonych uśmiech. Ten sam, który niejednokrotnie składał na twarzy dziewczęcia. Teraz, gdy jej dotyk łączy się z jego, zauważa, że jej dłonie, co dziwne, wciąż są delikatne. Być może to wiek. Tak inne od opuszek matki, gdzie w liniach papilarnych już na dobre skrył się grafit ołówków. Chwyta więc jej dłoń w uścisku czysto teatralnym, by asekuracyjnie posłużyć się drugą ręką — obłość palców otacza jej talię, by raz jeszcze rozbawione, ale w rozbawieniu odprężające parsknięcie uciekło spomiędzy chłopięcych ust.
— Pokażesz? — pyta cicho, szepcąc niemal. W automatycznym geście strzepuje z ramienia różowy kwiat, choć ten zdaje się przez moment być wyszytą tamże częścią marynarki. Dopiero wtedy kiwa głową ku szkicownikowi i jeszcze bardziej się ku niej nachyla. Raz jeszcze łapie słodkawy zapach wiśni otaczający dziewczynę; zabawne, bo tak inny od tego rzeczywistego. Przetkany łagodnością, ale skrytą w niej i figlarną nutą. Nie sposób więc wycofać ciała, które lgnie do drugiego jak ta pszczoła siadająca na kwiecie. Raz tylko obróci głowę, by w zabawnym zawieszeniu wyłapać rozmowę pomiędzy Heizo a Enmą. Marszczy brwi, przekrzywia głowę do prawego barku.
— Dlaczego powinien ponosić odpowiedzialność za mnie? Chociaż, niech będzie. Najwyżej mu potem to wynagrodzę — Syczący, ale w swej jadowitości lekki żart zakończony zostaje dołeczkiem wykwitającym na lewym policzku. Zaraz potem wraca spojrzeniem ku Ejiri. Opiera na jej twarzy badawcze, wstrzymane zastanowienie, by dodać:
— Z uczelni. Współdzielimy jedne zajęcia — i rodzinę.
Hattori Heizō, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiga szaleją za tym postem.
— Odpowiedzialność? — spytał, w międzyczasie cofając się o dwa kroki, by zrobić czarnowłosemu miejsce pod gałęzią, na której czekała na niego dziewczyna. — Przecież sam nie upilnowałeś swojej własności — zauważył i chociaż sam przekaz wydawał się zgryźliwy, ton Heizo o wiele bardziej przypominał logiczną kalkulację. Nie sposób było wyczytać, ile Enma wiedział na temat ich relacji, więc zupełnie mimowolnie zerknął ku swojemu Seiwie porozumiewawczo, zauważając przy okazji, że jego wzrok i tak skupiał się właśnie na szkicowniku.
„Dlaczego powinien ponosić odpowiedzialność za mnie?”
Wraz z upuszczonym przez nos parsknięciem, skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Reklamówka znów zaszeleściła zachęcająco, ale nie zdążył otwarcie odmówić przyszłej głowie Minamoto, bo oferta wynagrodzenia mu tego szlachetnego gestu zatrzymała go w zawieszeniu. Zastanawiał się. Trwało to dokładnie przez trzy bezgłośne stuknięcia palca wskazującego o własne ramię.
— Niech będzie — zdecydował wreszcie, a w srebrnych tęczówkach, które jeszcze przez moment utrzymywały spojrzenie na twarzy Rainera, zatliły się figlarne iskry. Był to rzadki widok, ale dla odmiany czarnowłosemu już dobrze znany. — Pamiętaj, że kupiłem je całe dwadzieścia minut temu. Zdążyło już nabrać wartości sentymentalnej — rzucił zgryźliwie, licząc na to, że utarguje coś z nawiązką. W rzeczywistości niczego nie oczekiwał, a raczej nie miał wątpliwości co do tego, że w ferworze ich dzisiejszych planów zdąży zapomnieć o podzieleniu się z Enmą swoimi zdobyczami.
Już bez zbędnego ociągania wyciągnął z reklamówki przysmak. Był już bliski wręczenia go chłopakowi, gdy zatrzymał go nie tylko obcy głos – Pamiętasz, jak opowiadałem ci o mojej suce – ale i sam widok dwóch sylwetek, które nagle zawłaszczyły sobie dodatkowe miejsce w ich niewielkim kręgu. Chociaż dosięgnąwszy bielma spojrzenia, był wręcz przekonany, że mężczyzna go nie widzi, to jego ślepym tęczówkom poświęcił uwagę, teraz nie mając już pewność, że się nie pomylił. Co za zbieg okoliczności, biorąc pod uwagę, że aż czworo z nich brało udział w tym samym wydarzeniu kilka miesięcy temu. Wspomnienie, mimo że już wyblakłe, nie pozostawiło go bez choćby szczątkowej podejrzliwości wobec białowłosego.
Suka?
— Nie sądziłem, że jesteście tak blisko, Enma.
Seiwa-Genji Enma, Munehira Aoi, Gotō Keita and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Czasami konstrukcja Enmy była niezwykle prosta. Wystarczyło dobre jedzenie - a jego stosunek do otaczającego go świata zmieniał się o praktycznie sto osiemdziesiąt stopni. Kiedy Hattori wyciągnął aby mu ją podać, Enma również sięgnął po dango, ale dłoń zawisła w powietrzu, kiedy w jego stronę zbliżyły się kolejne dwie osoby. W pierwszych sekundach nie poznał rozmówcy, szybko próbując przekartkować poupychane w przeróżne zakurzone zakamarki pamięci swoje wspomnienia.
Ach, no tak.
Teraz pamiętał.
Jak mógł zapomnieć?
- Aoi. - odpowiedział krótko, co jednocześnie miało posłużyć za przywitanie. Jego towarzysza Enma omiótł szybkim spojrzeniem, jakby nie chcąc poświęcać mu nieco więcej swej uwagi, zwłaszcza, że akurat jego nie znał. Tego był akurat pewien. Ale dobra, gadka gadką, ale wciąż nie dostał swojego dango. Jego pełna uwaga skupiła się na trzywarstwowym przysmaku wciąż trzymanym przez Hattoriego. Korzystając z jego zawieszenia, odebrał je z błyskiem w oku, bo przecież nie ma chuja we wsi, żeby odpuścił. Zadowolony z siebie wgryzł się w przysmak uważając, że w sumie wszelakie rozmowy z jego strony zostały zakończone i on sam będzie mógł spokojnie powrócić na wcześniej obraną przez niego ścieżkę. Nie spodziewał się jednak, że mamrotanie Aoi'ego przyniesie ze sobą tak bardzo absurdalne konkluzje.
- Oi, Hattori - zwrócił się do stojącego obok mężczyzny - Tylko niczego sobie nie wyobrażaj i nie dopowiadaj. Nic z tych rzeczy, na Buddę! Aoi'ego spotkałem raz... no, drugi raz na balu ale akurat to nie ma znaczenia. Kiedy go poznałem wciąż był w swojej- - zamilkł, skupiając uwagę na towarzyszu jasnowłosego. O ile przy Hattorim czy swoim kuzynie bez najmniejszego problemu mógł podzielić się swoimi myślami na głos, tak nie wiedział na ile może pozwolić sobie przy nieznajomym.
-... poznałem go jeszcze przed zawarciem kontraktu przez niego. - to powinno wystarczyć, aby osoby wtajemniczone w świat duchów zrozumiały, co miał na myśli.
- Aoi, widzę, że ci się udało. I jak się czujesz? - wyciągnął wolną dłoń w stronę jasnowłosego i wyplątał z mlecznych kosmyków zawieruszony płatek sakury.
- Kiedy na nowo możesz czuć świat? - zagadnął, pozwalając, aby w jego głos wtargnęła się psotna nuta.
@Hattori Heizō @Seiwa-Genji Rainer @Munehira Aoi @Ejiri Carei
Hattori Heizō, Munehira Aoi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Głosy, gdzie jeden pamięta znakomicie, drugi, jak przez kłęby pary. Grudzień jest już przecież tak jak i jego śnieg — nieistotny, choć zdarzenia z balu nadal przyjemnie muskają niespokojne wnętrze, które złaknione jest zamknięcia „sztuki", skłonienia się głęboko przed widownią w końcowych oklaskach, kiedy zamiast czystego ostrza szkła, między palcami powolnym ruchem gęstej krwi piekliłaby się w swojej zgryźliwości Miyazaki. Więc i usta Aoiego drgają teraz delikatnie w uśmiechu, bo wszystkie elementy spinają się w całość, gdy smukłe zdanie, wpisuje się w żywą osobę. Hattori.
— Och, uwielbiam to szczegółowe wyjaśnianie już na samym początku — skroń nieznacznie pochyla się ku ramieniu w sztucznym rozbawieniu rozsypanym między zgłoskami niczym tłuczone szkło — pragnie je utkać w jak najbardziej autentyczny wydźwięk „radości”, ale nie wychodzi mu to, bo nerwowość spina struny głosowe zbyt silnie. Stara się ocenić, jak wiele osób skupia na nich teraz spojrzenia, ale to przecież jest niewykonalne, póki nie wyłapie tonu za tonem, odrębnych zapachów, różnych, odmiennych od siebie, bo liżących fakturę ciała indywidualną i wyjątkową. Czubek języka delikatnie łagodzi paskudną kpinę, jaką chciałby z siebie wypluć, przesuwając się nieznacznie przez dolną wargę. Oddychaj... I gdyby nie ściana złożona z mięśni i grubego kośćca tuż za plecami, gdyby nie świadomość, że musi się kontrolować... Oddychaj.
Łagodnieje.
Nagle.
Ramiona ze spięcia zaokrąglają się, a pobłysk przedłużonych w platynie kłów wspomnieniem jedynie, bo nie ważą się wychylić poza miękkość ust.
— Tak, jak mówiłem, Shura. To była tylko kwestia czasu — aby odnaleźć swoje naczynie, z którego będzie mógł czerpać garściami, spijać energię, jakiej teraz tak cholernie potrzebował. — Dziękuję za troskę, nigdy nie czułem się lepiej. I mówiąc nigdy, mam na myśli, nigdy-nigdy, to wcześniejsze również — zapada w srebrzystym głosie, jakoby ten nigdy nie poznał wcześniejszego spięcia, nigdy nie tarł o niewygodę wywołaną wywleczeniem jego jakże cudownej, zdechłej tożsamości.
Subtelny ruch powietrza przed twarzą, pędzony swobodą ruchu Enmy, Aoi wita ze spokojem, przymrużając pergaminową zasłoną powiek pastelowe tarcze tęczówek, ignorując nerwowe napięcie się jednego z ramion Yūjiego. Czujny, bo na nim spoczywa świadomość, że jeżeli wydarzy się coś "złego" to on zgarnie na siebie wszystkie cięgi. To na nim teraz zalega paskudne poczucie odpowiedzialności za bezpieczeństwo kogoś, kto przecież już dawno sczezł. Bezpieczeństwo. Śmieszne to słowo, bo największym niebezpieczeństwem dla Munehiry, jest dla siebie on sam.
W subtelności ruchu, przeguby mężczyzny rozplatają się, a jedna z rąk, między długie paliczki, ujmuje brzeg dłoni Enmy, nim ten ją w pełni wycofa, kciuk osadzając na pulsujących żyłach biegnących pod skórą nadgarstka. Delikatnie, zdać by się mogło czule, choć to dalekie jest od prawdy, którą przecież tylko Aoi zna i tylko on może się do swoich myśli, tych prawdziwych, uśmiechnąć.
— Jak bardzo niegrzecznym będzie z mojej strony, jeżeli porwę Cię teraz na obiecaną rozmowę? Pamiętam Shura, może trochę zbyt dobrze — obniża głos o oktawę, przesuwając linię kciuka nieco niżej, wzdłuż wrażenia ciepła płynącego pod fakturą skóry, aby rozpoczynając kolejne zdanie, oderwać opuszki od ciała Enmy: — bo my już na dzisiaj skończyliśmy, prawda? — Stara się, aby twardość kończąca pytanie nie wybrzmiała zbyt intensywnie, gdy rozmazaną pod bielmem źrenicę kieruje przez ramię ku twarzy towarzysza, jakby mógł go zauważyć, a przecież czuje jeno jego obecność, bo wzrok ginie w ciemnościach ciasnych i klaustrofobicznych. — I oczywiście, jeżeli właśnie nie pokrzyżowałem wam jakichś niesamowicie ważnych planów, Hattori — emfaza obłej, mdłej, posmakiem amigdaliny trwającej w ślinie, pada na nazwisko; wymodelowana przesadnie łagodności osadza się na nim, gdy płynny ruch podbródka stara się ustawić twarz w kierunku Heizo, wzrok jednak zawieszając pusto, martwo — bo przecież oczy zwierciadłami duszy — tuż nad ziemią.
Hattori Heizō, Seiwa-Genji Enma, Seiwa-Genji Rainer and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
- Nie spadnę - obiecała jeszcze cicho Heizo, chociaż uwaga i jego i jej, pomknęła ku zbliżającym się obecnościom, co niosły ze sobą subtelność nowych wrażeń. Carei ułożyłaby je w obraz, jak jeden z tych malowanych, pełen kolorów, które czasem określano niedopasowanymi. Tak jak perspektywa, jaką osiągnęła wspinając się na jedną z gładkich gałęzi. Rzeczywistość, pełna różu, bieli, fioletu i światła. A pomiędzy nimi obrysy, niby mijających ją duchów - postaci. Jedna z nich wyraźniejsza, znajoma. Bliska, chociaż zdawała się nią dziś niezainteresowana. Milczenie ze strony Enmy, więc przygryzła wargą, opuszczonym na moment spojrzeniem w dół, na dłonie zaciśnięte na ołówku i na szkicowniku. Kąciki warg uniosły się, maskując wciśniętą pod język gorzkość zawodu.
Shura. Ton melodyjny i drażliwa jakaś bliskość wyrywa uwagę, która osiadła na białowłosym. Źrenice czernią kawy błyszczące rozszerzyły się, chłonąc widok szczegółów, które wcześniej, z daleka, umykały percepcji. Właściciel jasności mlecznej spoglądania, zdaje się zawładnąć przestrzenią wokół Enmy i to jego otacza lepką tęsknotą. Dziwne. Niejasność intencji kłuje ulotnym bólem, ale znowu, ilość wrażeń co kusiły spojrzenie, rozpływa się, opierając znowu na jednej, oddechem ulgi witanej, gdy dłoń wyciągniętą ujmował ciepłem, jak cienki pędzel, co kruchością szczegółów malował witraże. Ulga wpijała się w rozchylone skupieniem wargi, wieńcząc uśmiechem, pozbawionym wcześniejszej maski. Palce zaplata na męskiej dłoni, jedną bo drugą wsparła na barku, bliżej ramienia. Wieńczyła chłód własnego dotyku z tym cieplejszym. Twardszym o siłę, której jej brakowało. Na krótko bardzo, wiedziona dawną skazą, zadrżała dreszczem zimnym, gdy smukłość paliczków oparł przy talii, ale niepokój równie szybko umknął, rozmyty w opalizującej czerni spojrzenia ulotnego rozbawienia. Bezpiecznie opadła na ziemię, czując niemal puls pod stopami, spódnica długa zwirowała wokół kostek - Pokażę, ale nie teraz - płomyk iskier figlarnością przeskoczył i do jej oczu, gdy wysuwała się z objęcia, dłoń na moment dłużej, dwa uderzenia serca zaledwie, zatrzymując w tej drugiej, by opuszkiem zaznaczyć we wnętrzu malowaną linię podziękowania. Pochyliła się lekko, w potwierdzeniu tego, dopiero potem przyciskając szkicownik do piersi. Ołówek w drugim ręku zakręciła zwinnie, by wsunąć końcówkę we wnętrze paliczków. Odetchnęła cicho, już w znajomej wysokości, spoglądając na męskie sylwetki zebrane wokół. I słuchała też, kiwając głową, na potwierdzenie słów Rainera i pytania Heizo, chociaż zdawało jej się, że w zdaniu wypowiedzianym czaiła się tajemnica, której wytłumaczyć sama też nie mogła.
Dalszość rozmów witała milczeniem, cofając o krok tylko, by plecy oprzeć o pień wiśni. W jakiś sposób, widziała wyraźniej swoją dziś tutaj rolę. Zapalnik, katalizator, co w niepojętności zasad gry losu, zebrała pozostałych. W rozumieniu jednak nie było smutku, a jakaś pewność, że skoro jej rola dokończona, powinna była ulotnić się, pozostawiając dwie pary spotkań już ich właściwym celom. Raz jeszcze spojrzała w górę, bo wołanie szumu, złagodziło pełznącą cicho ciężkość bijącego serca. Odchyliła się finalnie, zerkając na pozostałych, nadal trzymając szkicownik przed sobą, niby swoistą tarczę - Myślę, że już sobie pójdę - usta kąsał uśmiech delikatny, ciepłością znacząc każdy wyraz - Cieszę się, że mogłam was spotkać lub... poznać - dodała, pochylając się lekko, wdzięcznie. Czerń włosów rozsypała się z ramion, niżej, tworząc kotarę aureoli podobną tej, którą, prezentowała wcześniej z gałęzi.
- Być może uda mi się jeszcze uchwycić gdzieś dango.
@Seiwa-Genji Enma @Seiwa-Genji Rainer @Hattori Heizō @Munehira Aoi
Hattori Heizō, Munehira Aoi and Bakin Ryoma szaleją za tym postem.