Park oblegany jest zwłaszcza na przełomie marca i kwietnia, kiedy zakwitają wszechobecne sakury. Wokół tworzą się wtedy ścieżki o liliowo-różowym kolorze, w powietrzu czuć słodki zapach wiśni, a sceneria nabiera romantycznej atmosfery. Bez względu jednak na porę roku, miejsce to stanowi doskonałe pole do odpoczynku od miejskiego zgiełku. Park wprawdzie został ulokowany w centralnej części Fukkatsu, jednak jego rozległość sprzyja wyciszeniu, a zadbane trawniki, czyste, zawsze wyremontowane ławki i regularnie opróżniane śmietniki cieszą oko nawet najbardziej zaawansowanych pedantów. Terenami zielonymi pieczołowicie zajmują się ogrodnicy, których zadaniem jest dbanie o przejrzystość sadzawek, odpowiednio przystrzyżoną trawę czy odpowiednią ilość barwnych kwiatów. W parku znajdzie się również kilka niewielkich budek z lodami lub napojami.
Jesienna noc przynosiła ze sobą chłód, który zwiastował nieuchronnie zbliżającą się zimę. I choć temperatura wciąż oscylowała powyżej zera, to jednak palce oraz policzki kostniały od zimnego wiatru.
Na zegarkach wybiła równo północ, dookoła zapanowała cisza, jakby wszystkie okoliczne zwierzęta pospiesznie uciekły w poszukiwaniu kryjówek a wy mieliście wrażenie, że spomiędzy drzew powoli wylewała się gęsta mgła dodając jedynie poczucia grozy. Prawda jednak była taka, że ów zjawisko było tutaj już od początku, a większość z was dopiero teraz je zauważyło biorąc pod uwagę atmosferę, jaka dookoła panowała.
Światła latarń ustawionych wzdłuż ścieżki jedynie delikatnie odstraszały mrok, co w efekcie końcowym jedynie potęgowały cienie rzucane przez inne obiekty w parku.
Czekaliście.
Czekaliście.
I... czekaliście. Ale nic nie usłyszeliście. Niczego nie dostrzegliście. Jedynie cisza dookoła was była dziwna, tak jakby namacalna.
Czyżby rzekome "szepty" w rzeczywistości były tylko głupi plotkami...?
----
Niech każdy z was rzuci k100 w temacie z kostkami na PERCEPCJĘ. Macie do wyboru wzrok, słuch bądź powonienie. Musicie wybrać jedno. Próg powodzenia wynosi 50. Po rzuceniu kostką ci, którym udało się, niech czekają na pw od MG. Ci, którym z kolei nie powiodło się mogą spokojnie pisać w tym temacie.
Kolejka jest obojętna, możecie pisać po poście, dwóch, trzech, ile tylko chcecie. Jednakże termin na ostatni post to godz. 19:59 w czwartek 29.09
Powodzenia!
Prawie się już wycofywał; tłumy jakie się zebrały, skutecznie rozpraszały jego uwagę. Co rusz skakał od jednej osoby do drugiej, na nikim szczególnym nie skupiając się na dłużej; tylko parę razy sprawdził czy z Shirshu wszystko w porządku. Z tyłu głowy miał już myśl, że nawet jeśli jakiś wściekły yokai, umęczony yurei albo banda nastoletnich dzieciaków chcących stworzyć legendę miała zamiar sprezentować dziś kolejne szepty - to z pomysłu i tak nic nie będzie. Czas się przenieść w inny rejon parku. Czas...
I wtedy zobaczył ją, zamierając w połowie kroku jak zamiera postać w zapauzowanej grze.
Potrzebował zdecydowanie zbyt długiej chwili, aby się otrząsnąć, ale tak - nie pomylił się. Przykucnął niżej i zaklął niemo pod nosem, łapiąc w palce to, co akurat miał pod ręką; w pięści trzasnęły małe gałązki krzewu, ale on miał wrażenie, że pęka jego silna wola. Szukał jej tyle miesięcy... dzień w dzień wracał w ten sam punkt, kręcił się tam jak pies zostawiony przez właściciela. Na przemian wygrażał jej i wszystkim bóstwom na łeb, by zaraz potem z pretensjonalną miną dotykać wyszczerbionych ścian budynku, jakby w ogóle był w stanie znaleźć poszlakę, która będzie wystarczająca. Na litość boską: zachowywał się jak szaleniec wierzący w to, że na chropowatej powierzchni pojawią się napisy i wskazówki, po których będzie w stanie ją odnaleźć.
A teraz po prostu tutaj była.
Ubrana w stosowną czerń - bo przecież dalej Go opłakiwała - z koronkowymi wstawkami, z twarzą ściągniętą przez profesjonalny wyraz. Warui, skryty w cieniu, nie sądził, aby wyłowiła jego sylwetkę z absolutnej ciemności, w jakiej się ulokował; była zajęta sondowaniem terenu, a poza tym nagły krzyk zadziałał na nią jak magnes na opiłki. Bardzo dla niej typowe. Zyskał przynajmniej dzięki temu chwilę, aby się jej dokładniej przyjrzeć.
I rozważyć, czy w ogóle powinien wykonywać jakiś ruch. Był na granicy dwóch sprzecznych ze sobą decyzji, bo racjonalna część osobowości przypominała, że miał tu zadanie do wykonania. Misję, przez którą Enma wstał i wyszedł, zostawiając ciężką atmosferę w opuszczonej kawiarni; i parę zaskoczonych spojrzeń personelu, wwierconych w Shin'yę, który nie rozumiał, co właściwie miało miejsce.
"Bądź profesjonalny" - upominało sumienie. "Sam chciałeś tu przyjść".
Westchnął poddańczo, przyciskając stuloną w pięść rękę do czoła. Tak, chciał być profesjonalny. Przede wszystkim miał zamiar udowodnić Minamoto, że warto sprawdzić najmniej istotne tropy, aby zyskać pewność, ale jednocześnie był - cholera - idiotycznie stęskniony.
Obiecał sobie, że to tylko moment.
Przywita się.
Upewni.
A potem wróci do zadania.
Ruszył więc ze swojej kryjówki, sprawdzając pod palcami, czy maska zasłaniająca twarz trzyma się odpowiednio. Trzymała. Nie zamierzał szczególnie zakradać się do Miyazaki, ale jednocześnie wziął do siebie, aby w miarę możliwości nie wpaść nikomu innemu w zasięg wzroku. Kroki stawiał więc cicho i ostrożnie, ale dość prędko, przemieszczając się między drzewami, przebijając przez napływającą mgłę. Ignorował ją; cały obraz zawęził mu się do wyprostowanej sylwetki Tsukiko, od której dzieliło go już tylko kilka metrów...
Miyazaki Żałość Tsukiko ubóstwia ten post.
– Duchy to bajka do straszenia dzieciaków – rzuciła takim tonem, jakby była o tym w stu procentach przekonana. Jej nie miał kto straszyć opowieściami do poduszki i grozić, że jak nie będzie grzeczna to ją przyjdą i porwą, więc mogła udawać niezainteresowaną tematem. Tak naprawdę wierzyła we wszystko, a kilka razy nawet ktoś wśliznął się w jej sny. Nie pamiętała już szczegółów, ale w obliczu tych wszystkich zapodzianych na granicy dusz czuła się odrobinę nieswojo. Nie mogła zrobić wiele, żeby im pomóc i w teorii póki pozostawały bezcielesnymi zjawami nie groziło jej niebezpieczeństwo. Ale co, jakby jakiegoś przypadkiem uraziła? Albo jeśli jakiś się jej przyglądał, kiedy nie zdawała sobie z tego sprawy? Wolała nawet nie myśleć o jakimś dziwaku, który by ją śledził.
– A ja… – wzruszyła wreszcie ramionami. Co miała powiedzieć, że należy do gangu i tym razem była jedną z tych, którą wysłali na przeszpiegi? Nie mówiła Jino wszystkiego, ale bardziej żeby ją ochronić niż z braku zaufania. – Szukam przydatnych rzeczy zanim wywiozą śmieci. Ludzie potrafią wyrzucić coś, co w Nanashi będzie skarbem. Przy okazji zaciekawiło mnie, co tyle osób robi w parku o północy. – Nie lubiła kłamać, ale robienie tego w dobrej wierze było odrobinę czymś innym niż takie bezduszne łżenie w żywe oczy.
– Spokojnie, nie ładuję się w kłopoty. Mam pracę i nie chcę jej stracić przez wylądowanie w areszcie. – To akurat było najszczerszą prawdą. Z wyjątkiem ładowania się w kłopoty, ich przewidzieć nie mogła, a jednak raz na jakiś czas zdarzało się zrobić coś stojącego blisko granicy prawa. Jakieś drobne włamanie na teren chociażby. Przynajmniej nie musiała już tak często kraść, żeby w ogóle przetrwać.
Czyli Koji się pomylił przemknęło mu przez głowę, kiedy po północy nic się nie wydarzyło. Czy był rozczarowany? Nie, bynajmniej. Nienawidził yurei czy youkai, które poddawały się klątwom, silnym emocjom lub innym wpływom przez co stanowiły potencjalne zagrożenie. I nie dlatego, że walka z nimi była niebezpieczna, a dlatego, że burzyło to w pewien sposób ład i porządek, jaki łączył świat materialny oraz demoniczny. Porządek, który i tak był na skraju załamania.
Wyciągnął telefon z torebki i pospiesznie wystukał wiadomość do Koji'ego informując go, że nic tu nie ma. Odwrócił się i ruszył przed siebie, by opuścić jak najszybciej park, ale nie przewidział jednego... nie, dwóch.
Że los bywa złośliwy, i że on jest w tym parku. Teraz. Dzisiaj. O tej porze.
Zderzył się z czymś zaskakująco twardym i dość zimnym, prawie tracąc przy tym równowagę. Tylko sama Amaterasu wiedziała jakim cudem utrzymał się na nogach. Podirytowany zadarł głowę, by zbesztać przeszkodę, która śmiała stanąć mu na drodze, ale momentalnie poczuł, jak cała krew odpływa mu z twarzy.
Te. Cholerne. Rude. Kłaki. Cholerny Warui.
Nożeszkurwajapierdolematkoamaterasuratuj.
Ze wszystkich osób to właśnie JEGO chciał uniknąć, bo istniało spore prawdopodobieństwo, że jego przykrywkę szlag trafi. Chciał krzyczeć, warczeć, kopać.
Zamiast tego po krótkiej chwili szoku uśmiechnął się przepraszająco.
- Ararara! Najmocniej przepraszam! Emma-desu bywa niezdarą, hihihi hiehiehie!- zapiszczał wysokim głosem.
- M-miłego wieczoru! - dodał pospiesznie, odwrócił się na pięcie niczym robot i podbiegł do pierwszej, lepszej osoby, byle jak najdalej od NIEGO.
- BARDZO ZIMNO, PRAWDA?! - zagadnął blondynkę stojącą obok innej dziewczyny.
- Widzisz, możesz próbować uciekać, a i tak sam w końcu do mnie przyleziesz - strzepnęła popiół na ziemię.
Żałowała, że nie zabrała kurtki. Zachciało się jej dobrze wyglądać, a i tez nie planowała takich późnych spacerów, jedyne co, to ewentualne zagrzanie czyjegoś łóżka. A tu ciągnęło po nogach, zmarzły dłonie przy kolejnym papierosie.
Rozejrzała się znudzona po zbierających się ludziach i innych, mniej fizycznych bytach, choć te starała się zignorować. Nie wyglądali jej na powód plotek, bardziej na samych nimi zainteresowanych.
I wtedy powietrze przeszył ten wysoki, niemożliwie drażniący głosik.
Emma-desu~!
Raja zwróciła głowę w stronę źródła tej abominacji, czując nieprzyjemny dreszcz na karku. Porównywalny do reakcji na drapanie tablicy długim paznokciem. Przełknęła ślinę, wyraźnie się krzywiąc. Zignorowała... ekhem, autorkę wypowiedzianych słów, krótko zerkając jedynie na Jiro, szukając w jego twarzy podobnie zdegustowanej reakcji. Nachyliła się do niego odrobinę, spojrzenie znów kierując na... Emmę. Tak.
- Ty takie indywidua za sobą zawsze ciągasz, czy to przypadek? - mruknęła. Dmuchnęła dymem w przeciwną stronę.
W okolicy zebrało się też trochę za dużo, jak na jej gust, młodzieży. Szukają sensacji, oczywiście, ale nie miała zbytniej ochoty bawić się w przedszkole w przypadku ewentualnej eskalacji sytuacji. Poza tym, nic ciekawego nie miało miejsca. Nawet na zapalenie kolejnego papierosa była wyraźnie zbyt znudzona. Zerknęła kątem oka na Norishige, obok którego cały czas stała.
- Najwyraźniej dzisiaj się z nami ni-.. - oh. Spięła się nagle cała, wyrwana z letargu, jakby wrzucili ją do bali z lodowatą wodą. Odwróciła powoli głowę w stronę nieopodal rosnących krzaków. Zacisnęła palce na przedramionach, słysząc cichutki, kobiecy płacz. Nie żeby był to nietypowy dla miast dźwięk, mieszkało w nich przecież za dużo ludzi, ale w tej sytuacji coś ją tknęło. Nie pasowało. Bo i nie brzmiało to jak zwykły płacz.
Obejrzała się na stojących obok niej ludzi. Razaroo, zarówno jak i jego towarzyszka oraz Norishige nie zdawali się zwrócić na to uwagi. Nie wydawało się jej, prawda? Oczy mogły płatać jej figla, zwłaszcza, że faktycznie działało tylko jedno z nich, ale nie przypominała sobie, żeby ze słuchem miała podobny problem. Przełknęła ślinę, usta na chwilę zaciągając w cienką linię.
- Chodź na chwilę - mruknęła do wyższego mężczyzny, łapiąc go zaraz za nadgarstek, by pociągnąć go za sobą. Czy poszedł za nią, czy nie - nie zmieniło to faktu, że powolnym, dosyć ostrożnym krokiem podeszła w stronę gęstych krzaków, by spróbować odnaleźć w nich źródło dźwięku. Nawet jeśli nie był to zbyt bystry pomysł, zważając na towarzyszące temu okoliczności.
Ciekawość to przecież pierwszy stopień do piekła.
— Mówiłam, że zawsze możesz mnie poprosić jakbyś czegoś potrzebowała. — westchnęła niebieskooka, przyglądając się przyjaciółce nieco zmartwiona. Widziała, że dziewczyna z dumy nie prosiła ją o większe przysługi, nie chcąc się też w pełni od niej uzależniać, ale nie mogła nic poradzić na to, że ze zwykłej sympatii martwiła się o swoją przyjaciółkę, że ta chodziła po nocy w poszukiwaniu "skarbów" gdzieś w parku. W końcu miała ją na wyciągniecie ręki i wystarczyło jedno słowo by Jino spróbowała jej załatwić to czego potrzebowała. Jedzenie, książki, jakieś ubrania... To przecież było na wyciagnięcie ręki dla blondynki. Chcąc nie chcąc, była z dobrego pod względami ekonomicznymi, domu. Pożyczenie koleżance sweterka czy dorzucenie się do jakiejś bułki, albo innej pierdoły do sprzedania, nie było wielką ujmą na honorze. — Ale znalazłaś coś ciekawego w takim razie? — dopytała, a na wspominkę o tłumacz jedynie skinęła jej głową. Fakt, tez się natknęła na trójkę, może czwórkę ludzi kawałek dalej, ale speszona od razu odwróciła się by im nie przeszkadzać. Wyglądali na dużo starszych od niej i jakoś nie chciała im przeszkadzać. Już miała zagadnąć Aki odnośnie jej pracy, jednak zobaczyła coś. Zobaczyła. Coś. Zastygła wpatrzona w krzaki i drzewa na prawo od siebie, mrużąc przy tym oczy, nie do końca wiedzą co wprawiło ją w takie osłupienie i lęk. Przełknęła ciężej ślinę i już miała informować o tym przyjaciółkę, nawet wyciągnęła rękę by chwycić ją za ramię, gdy nagle...
O boże!
Przed jej twarzą pojawiła się... kobieta? Tak, na to wskazywało ubranie i wysoki głos, ale coś jej w niej nie pasowało. Już pomijając fakt tego, że pojawiła się nagle, przyprawiając ją o lekki zawał. Zamrugała parę razy zdezorientowana i cofnęła się o krok w tył, zerkając kontrolnie na przyjaciółkę u boku. Kobieta jednak zwracała się bezpośrednio do niej, co obligowało ją do jakiejś odpowiedzi. Chyba? Za jedno musiała podziękować; przez pojawienie kobiety, kompletnie straciła zainteresowanie podejrzanie wyglądającymi drzewami i krzakami. Teraz w pełni skupiła się na złotookiej kobiecie odzianej w naprawdę ładną sukienkę i o naprawdę donośnym głosie. — O tak, jest... naprawdę chłodno! Aż pożałowałam, że nie wzięłam cieplejszej bluzy. — odparła, posyłając już nieco pewniejszy, wesoły uśmiech w kierunku kobiety, dłonią ciągnąc Aki za rękaw. — Ale przynajmniej jest rześko, tak idealnie na spacer, heh...
Przyjrzał się drugiej nastolatce, która tak samo nawet nie zerknęła w jego stronę. Niezaspokojone pragnienie zyskania atencji wywołało krótki ból w postrzelonym sercu – wyimaginowany, jednak niemal jak realny. Westchnął ciężko. Ciężko było nucić w duecie, kiedy duet się rozpadł, więc teraz Hayate miał chwilę na przyglądanie się mijanym postaciom, próbę wyłapania jakichś dźwięków. Cisza nocy potrafiła nieść głosy dość daleko, nawet we mgle. Jego wzrok prześliznął się po postaci odzianej w czerń, dzierżącej parasolkę, która zamajaczyła mu w zasięgu spojrzenia. Posłał w jej stronę lekki uśmiech, który mógł w sumie wyrażać ulgę. Jeszcze
Zatrzymał się przez to na trochę, przez co ludzkie dziewczęta oddaliły się od jego pozycji. Skoro się już do nich przylepił, to musiał je dogonić. Były za młode na narażanie swojego życia, a choć nie miał wpływu na ich świat, wciąż mógł chociaż spróbować odciągnąć od nich zagrożenia czyhające po stronie, po której on stąpał. Ewentualnie krzyczeć. Jeśli pani psycholog nie była wyłącznie przywidzeniem, to w parku znajdowała się co najmniej jedna osoba mogąca go usłyszeć.
A po chwili dostrzegł drugą znajomą postać. Jego rówieśnik, kolega po fachu. Zdarzyło się, że wystąpili razem tu i tam. Nie wyglądał najlepiej, na pewno inaczej niż go pamiętał za życia.
– Cześć, Ira – szepnął swoim naturalnie melodyjnym głosem. Nie poświęcał mu jednak wiele uwagi, bo odwrócił głowę w kierunku, w którym żeńskie grono właśnie powiększyło się o jedną damę wydającą z siebie wyjątkowo donośne dźwięki jak na takie chuchro. Zmrużył oczy. Powoli przechylił głowę, a długa, związana tasiemką kita zsunęła się z jego pleców i zadyndała bezwładnie. Zbliżył się w milczeniu, powoli obszedł Emmę po łuku. Pochylił się lekko nad jej ramieniem w trakcie tego okrążania, aż wreszcie stanął tak, że miał dziewczę przed sobą. Podobny wzrost, jeśli nie ten sam.
– Ładne perfumy – rzucił cicho. Przyjrzał się oczom postaci. Złoto, nierówne w barwie tęczówki. Spojrzenie Hayate powędrowało po szyi. – Sukienka też niczego sobie. – Pokiwał głową z uznaniem. Przyganiał kocioł garnkowi, jeśli pod ubraniami kryła się ta osoba, o której pomyślał. W końcu jemu się zmarło w żeńskim hanfu. Chociaż przynajmniej miał wymówkę – był na festiwalu wywodzącym się z Chin, a do tego był aktorem. Machnął lekko kilka razy wachlarzem, aż uniósł go do twarzy tak, że zasłonił jej połowę. Zachichotał i odwrócił się na pięcie, wprawiając w wirowy ruch delikatny jedwab okrywający jego własne ciało. Trochę zbyt tłumnie się tam zrobiło, chyba nadeszła pora na snucie się w samotności.
— Słuchaj. Otwórz oczy, spójrz na krzaki. Tam. 40 metrów od ciebie. Słuchaj — szepnęła Miyazaki.
Żałość przesunęła spojrzenie zgodnie ze wskazówką od samej siebie. A przynajmniej którejś wersji siebie. Chociaż ona się na chwile odcięła, to ta część niej, która była wyczulona na smutek innych, od razu wychwyciła kobiecy płacz. Instynkt pchnął ją do ruchu, bez zwracania większej uwagi na to, co dzieje się za nią. Jednak wpierw z rytmu wytrąciło ją zobaczenie Hayate. Odwzajemniła uśmiech, wiedząc, że na pewno musi jeszcze dzisiaj do niego podejść. Musi pamiętać, by do niego podejść. Wyglądał jednak jak na razie w porządku, więc znów chciała ruszyć w stronę krzaków, ale czyjś wysoki głos sprawił, że odruchowo obróciła głowę do tyłu, próbując zobaczyć, co się dzieje.
Oh.
— Warui Shin'ya — Ton Miyazaki był nabuzowane emocjami. — Nie tak powinno być. Trzeba było znaleźć go wcześniej, zamiast zaskakiwać nagłym pojawieniem się.
— Mówisz to tak, jakbyśmy miały wpływ na to, że nas nie było — rzuciła kąśliwie Tsukiko. — Ale fakt, dzieciak może być przydatny...
— NIE!
Usta Żałości drgnęły, gdy wściekłość na własną obsesję ją uderzyła. Szare oczy prześlizgnęły się po znajomej sylwetce, jakby odruchowo szukając u niego obrażeń. Intensywność wspomnień na chwilę ją przytłoczyła, ale pamiętała. A przynajmniej na razie. Czuła się rozdarta, oczy na chwilę zwróciły się ku krzakom, a następnie ponownie wróciły do osoby, którą traktowała jak członka rodziny. Jednocześnie coś gwałtownie ukuło ją w serce, bo tak. Mieli podobną aurę.
Uświadomiła sobie jednak, że Warui chyba nie miał okazji widzieć ją w formie yurei, zawsze wolała pozostawać w ciele, gdzie wyglądała bardziej... porządnie. I nie miała tej irytującej dziury po kuli w czaszce i wilgotnych od deszczu włosów, chociaż wcale nie padało. I rozmytego makijażu, który frustrował jej wewnętrzne poczucie estetyki. Bo przecież zginęła na pogrzebie. A może na cmentarzu, ale nieładnie, brzydko i...
Prrrr. Jej zdolność do selektywnej uwagi była w strzępach i traciła kontrolę łatwiej niż wcześniej, ale irytować się z powodu tego, jak wyglądała w formie ducha... czy już do reszty straciła ten cholerny rozum? Jakby miała na to jakikolwiek wpływ i nie tłumaczyła dziesiątkom yūrei, że to nie ma żadnego znaczenia.
Gdy dziewczyna odbiegła, na twarzy Żałości pojawił się zarys uśmiechu skierowany do rudowłosego nastolatka. Przyłożyła dwa palce do skroni, zaraz to niedbale salutując w jego stronę, czując, że czeka ją ciężka rozmowa. Dużo się zmieniło, ale wciąż potrafiła utrzymać fason, niemniej kosztowało ją to sporo siły woli. Ruszyła w stronę chłopaka, chociaż płacz, który słyszała, triggerował jej instynkt. Jednak Warui zasługiwał na coś więcej, niż przywitanie z daleka.
— Shin'ya — rzuciła najłagodniej, jak potrafiła, chociaż on nie mógł wiedzieć jeszcze, jak wiele ją kosztuje, by pamiętać. — Hmmh. Wciąż jesteś tak samo piękny, jak zawsze.
Mówiła to wcześniej. Wiele razy. Na pewno. A może tylko jej się wydaje? Może mówiła to komuś innemu? Ale nie kłamała. Nie lubiła kłamać. Gdy inni oceniali twarze, ona oceniała dusze.
Zachowywała się, jakby nic się nie stało. A przecież stało. Bardzo dużo. Musiała to wyjaśnić, ale jak wyjaśnić coś, czego się nie pamięta? Tak wiele lat robiła za ostoję, że przyznanie się do jakiejkolwiek słabości zżerało jej dumę, chociaż było to przecież z jej strony hipokryzją.
— To nie hipokryzja — Umysł wypełnił się głosem jej racjonalnej części. — Narcystyczne mechanizmy obronne często się pojawiają, gdy ego potrzebuje ochrony. Jesteś świadoma tego, co się dzieje, dlatego to boli bardziej.
— O japierdole, możemy przestać marnować czas? Przypominam, że wieczności nie mamy — warczy jej Obsesja.
Zignorowała ją. Czasem bardzo skutecznie potrafiła ignorować obydwa dystraktory.
— Wiem, że powinniśmy porozmawiać. Chyba wiszę ci kilka wyjaśnień, ale to... długa historia — Żałosne słowa wypowiedziane spokojnym tonem nie robią się nagle lepsze. — Podejrzewam, że badasz sprawę?
Jaką sprawę. Dlaczego... płacz. Pamiętaj o płaczu. Nie odpływaj teraz. Oczy Żałości wydawały się tracić czasem nieco koncentracji, ale maska szybko pojawiała się ponownie i spojrzenie nabierało na ostrości i żywości.
— Też to słyszałeś?
Warui Shin'ya and Yu Jino szaleją za tym postem.
- Ach, nie musisz się mnie bać! Przepraszam, że cię wystraszyłam. Szczerze powiedziawszy wydawało mi się, że coś widziałam, chyba pająka, a ja ich tak nie lubię... - kontynuował, a niewinne kłamstwo prześlizgnęło się przez jego gardło niczym obślizgły gad.
- I nie chciałam być tu sama... Trochę się boję, hehe, chociaż ciężko mi się do tego przy- - kiedy mówiła spokojnie, coś przysłoniło jej widok dziewczyn. A raczej ktoś. Yurei. Umęczona dusza, która albo nie wiedziała, że nie żyje, albo nie potrafiła wypełnić swego życiowego celu i teraz błąkała się po ziemi. Błąkała i czekała na swój koniec. Gdyby nie znajdowali się w parku, wśród innych ludzi, to Enma najpewniej przystąpiłby do rytuału. Nie lubił samotnych dusz, które nie potrafiły znaleźć swojego miejsca. Teraz zdawały się niewinne, emanując tragizmem przedwczesnej śmierci, jednakże obłęd, który powoli zacznie zatruwać ich umysły w niedalekiej przyszłości w pewnym etapie stanie się ciężarem. Ciężarem, które skutki będą odczuwać niewinni.
Ale nie tu. Nie teraz.
-...przyznać. Bo wiecie, trzeba udawać, że nie jest się miękkim, zwłaszcza kiedy...
"Ładne perfumy"
Nożeszkurwa.
Złote spojrzenie chłopaka momentalnie spoczęło na twarzy ducha, a brew niebezpiecznie drgnęła. Enma naprawdę nie lubił zaledwie kilku rzeczy, a zbliżanie się do niego na niebezpiecznie bliską odległość, zwłaszcza przez wszelakie byty, zdecydowanie górowało na liście.
Wystarczyło mu jedno, krótkie spojrzenie, żeby zrozumieć i przede wszystkim rozpoznać w duchu członka klanu Minamoto. Jako przyszły dziedzic miał w obowiązku znać większość osób z klanu do dziesięciu lat wstecz, dlatego też nic więc dziwnego, że w jego głowie pojawiło się jedno imię: Hayato.
Czyli spotkał go ten okrutny los? Och ironio. Klan, który od setek lat zajmował się egzorcyzmami nie był w stanie wytropić i uwolnić jednego ze swoich? Ironia.
Jednakże pochodzenia ducha nie zmieniło faktu, że ten bezczelnie narażał się w tym momencie i pociągał za wyjątkowo napięte struny Enmy. Uśmiechnął się a na jego skroni zapulsowała żyłka, kiedy to uniósł lekko jedną nogę i z całą siłą kopnął ducha w bok uda w nadziei, że ten straci równowagę i poleci na ziemię, tym samym schodząc z pola widzenia Enmy.
- W każdym razie! Chciałam jedynie przeprosić za swoje zachowanie. I miałam nadzieję, że poznam tutaj kogoś miłego. Ach, najważniejsze! Nie przedstawiłam się. Nazywam się Emma. - powiedział do obu dziewcząt.
Miyazaki Żałość Tsukiko ubóstwia ten post.
— Jak na moją niewiedzę czuję się całkiem nie najgorzej — skomentował, nie przypuszczając, że kobieta posunęłaby się na taki ruch w towarzystwie blondynki, do której tak śmiało wzdychała. Mimo to doceniał jej czarny humor i prawdopodobnie właśnie dlatego zaprosił ją do tego miejsca, również nie dociekając na temat jej przekonań. Znali się zbyt krótko, aby to poruszać.
Szepty. To właśnie one złączyły pokaźną gromadę mniej lub bardziej znajomych twarzy. Cayenne z początku nie rozpoznawał przybyłe osoby, miewał nie najlepszą pamięć do twarzy. Kątem oka widział dzieci, zbłąkane dusze, a także kobietę wyróżniającą się na tle innych osób. Czy to właśnie ona poprosiła go o papierosa?
— Aah, jasne. Nie widzę powodu, dla którego miałbym go nie dać — przyznał, ignorując charakterystyczne kiwnięcie swojej towarzyszki. Jednak ukazała mu świeżo poznaną zadziorność i wiedział już, że to będzie nieodłączny element tej osobowości. I chodź bolał go ten fakt, tak on wykazał się odrobiną przyzwoitości, częstując również mężczyznę obok rudowłosej piękności.
— Chytrus, nie chytrus, ale trochę jestem jej to winien — odpowiedział, wyjątkowo broniąc w tym nowo poznaną koleżankę. Przynajmniej ona będzie mogła zaoszczędzić na kilku papierosach.
Chwilową uwagę przykuła go pewna postać, zbyt urocza oraz zbyt energiczna. Przez chwilę zastanawiał się, czy słusznym pomysłem było tu przychodzić — ostatecznie spora ilość osób mogła być właśnie... taka. Kiedy pokręcił na to niechętnie głową, ignorując zachowanie niejakiej Emmy, chcąc wrócić spojrzeniem na rozmówców, jego oczom ujrzała się ona.
Niemożliwym było to, że znalazła się w tym miejscu. O tej godzinie, jako duch. Jakim cudem przeżyła jego atak? Czemu ona cały czas... istniała? Nie dało się ukryć, że Cayenne przez chwilę zamarł w bezruchu, tłumiąc w sobie narastającą go złość. Miyazaki na dobre miała przestać być jego problemem, a tymczasem pojawia się tu w formie ducha? Dlaczego posiadała w sobie tyle samozaparcia, nie chcąc odejść z tego cholernego świata. Nie spodziewał się, że będzie z niej tak irytujące utrapienie. Mimo gniewu, jak i chęci konfrontacji nie mógł w żaden sposób zareagować na obecność ducha. Zdemaskowałby siebie jako członka Shingetsu oraz Kapitan i naraziłby nie tylko swoją grupę na niebezpieczeństwo, ale i cały swój stworzony dobytek.
- Chodź na chwilę.
Nie zorientował się nawet, w którym dokładnie momencie został pociągnięty za nadgarstek, co zmusiło go do zareagowania. Dał siebie pociągnąć w stronę, w którą zmierzała towarzyszka, jednocześnie wytrącając siebie z głębokiego przemyślenia. Dopalił na szybko papierosa, choć ten powoli przestał się jarzyć przez to, że przez jakąś chwilę nie reagował w ogóle na otoczenie. Możliwym było, że właśnie z tego powodu nie dostrzegł czegoś, co zauważyła kobieta.
— Zauważyłaś coś? — spytał ją, nie mając świadomości o jej wadzie wzroku. Poszedł za nią, w dalszym ciągu nie dostrzegając, ani nie wyczuwając obecności dodatkowego ducha. Szloch nie był dla niego słyszalny, przynajmniej nie na razie. Czego więc chciała do niego Raja?
Miyazaki Żałość Tsukiko, Yōzei-Genji Madhuvathi and Hime Hayami szaleją za tym postem.