Park oblegany jest zwłaszcza na przełomie marca i kwietnia, kiedy zakwitają wszechobecne sakury. Wokół tworzą się wtedy ścieżki o liliowo-różowym kolorze, w powietrzu czuć słodki zapach wiśni, a sceneria nabiera romantycznej atmosfery. Bez względu jednak na porę roku, miejsce to stanowi doskonałe pole do odpoczynku od miejskiego zgiełku. Park wprawdzie został ulokowany w centralnej części Fukkatsu, jednak jego rozległość sprzyja wyciszeniu, a zadbane trawniki, czyste, zawsze wyremontowane ławki i regularnie opróżniane śmietniki cieszą oko nawet najbardziej zaawansowanych pedantów. Terenami zielonymi pieczołowicie zajmują się ogrodnicy, których zadaniem jest dbanie o przejrzystość sadzawek, odpowiednio przystrzyżoną trawę czy odpowiednią ilość barwnych kwiatów. W parku znajdzie się również kilka niewielkich budek z lodami lub napojami.
– To może odprowadzę cię z ta… – obejrzała się, żeby zlokalizować Jirō. Obróciła znalezioną monetę w dłoni, pocierając ją palcami w nieco nerwowym geście. Wreszcie zrobiła w tył zwrot, żeby objąć wzrokiem część parku, przez którą jeszcze nie tak dawno przechodziły nim nie dały nogi przed… no Emmą. O ile faktycznie się tak nazywała i nie była jakimś yōkai, który poczuł się urażony i teraz żadna z nich nie dożyje poranka. – Huh, a jego gdzie znowu wcięło? – Zmarszczyła brwi, martwiąc się na serio. Może i miała swoje humorki, aktualnie wyrażając bunt wobec pana Hasegawa, udając, że to wcale nie jej ojciec i nie może jej rozkazywać, ale zwykle szybko jej przechodziło. – Przysięgam, że jak jeszcze raz wywinął numer z „pójściem po mleko” i wróci za rok, to go osobiście zamorduję.
Schowała dłonie do kieszeni, palce zaczynały jej marznąć. Wezwanie policji było całkiem rozsądnym rozwiązaniem, chociaż ona to by się nie zawahała poszukać jakichś egzorcystów, żeby porządnie tu prześwięcili co bardziej oszalałych. Na tę chwilę chciała jednak wiedzieć, co stało się z tatą. Odprowadzenie przyjaciółki i powrót do domu w towarzystwie na pewno uspokoiłby jej nerwy, a jeśli działy się tu rzeczy nie z tego świata, to tym bardziej wolała potem nie tłuc się z Asakury do Nanashi w pojedynkę.
@Yu Jino
Drzwi, które wydawały się być ich jedyną dalszą drogą, wcale nie zachęcały do dokonania wyboru. Najbardziej oczywiście kusiły te, od których biło ciepło, zwłaszcza przy panującym tu chłodzie. Płomienie budziły jednak jednoznaczne skojarzenia z miejscem, w którym raczej nie chciałby skończyć, jeżeli to faktycznie były zaświaty, a wszyscy tu zebrani zginęli w paszczy demona. Później przeniósł wzrok na najbardziej neutralne z wyjść, które nawet samym napisem potwierdzały to, co zdążył pomyśleć. Razaro był prostym stworzeniem, więc najprostsze rozwiązania wydawały mu się najlepsze.
Był też stworzeniem stadnym, więc niezależnie od własnego wyboru i tak pójdzie za Rają.
– Czekamy aż otworzysz drzwi, nie chcę żeby mi ręce do nich przymarzły – odpowiedział, naciągając rękawy bluzy na dłonie, by choć trochę je rozgrzać – Panie przodem.
Zerknął za siebie, na resztę towarzystwa. Kilka mordek mógł faktycznie kojarzyć z parku, nikt nie wydawał się być obcy. Wszyscy musieli więc zostać pożarci. Na szczęście albo i nieszczęście - jeszcze nie wiedział - nie widział tu ani Shirshu ani Toshiko. Nie pojawiał się też nikt nowy.
... albo tego po prostu już nie zauważał, mrużąc pełne podejrzliwości ślepia, od dłuższego czasu wlepione w białowłosego ducha. Nawet nie mrugnął.
— Nie mam pojęcia, ale mi się to nie podoba. — skwitowała, również wciskając ręce do kieszeni i delikatnie się kuląc. Mogła przysiąc, że czuje jak zapychają jej się zatoki, a nos czerwienieje z zimna. Jeszcze chwila w tym parku, a z jej szczęściem wyląduje z zapaleniem płuc czy innym choróbskiem. Pogodziła się już z wizją grubego ochrzanu ze strony ojca i macochy, więc powrót do domu, bądź zatrzymanie się u jednej ze znajomych z którymi tu przyszła, nie stanowił dla niej już takiego wielkiego problemu jak wizja przyszłej choroby. — Może po prostu opuścił park, jak my zwiewałyśmy przed tamtą podejrzaną kobietą i wrócił do domu? — zaproponowała, gdy usłyszała następne słowa przyjaciółki. Chciała podejść do tego w miarę racjonalnie. Pan Hasegawa należał do dobrze zbudowanych mężczyzn, więc o jego bezpieczeństwo się szczególnie nie martwiła. W przeciwieństwie do dwóch nieletnich uczennic, on dałby radę się bez problemu obronić. Łatwiej jej było myśleć, że po prostu sobie stąd poszedł, a nie, przypuśćmy, coś go zjadło. Po dłuższej chwili wypatrywania sylwetki mężczyzny, Jino poczuła charakterystyczne wibracje. Dostała sms'a od znajomego, który pisał gdzie jest i aby skierowała się przed wejście do parku bo tam na nią czekają. Idealnie! Szybko odpisała i wcisnęła telefon do kieszeni.
— Chodź, moi znajomi już czekają przed wejściem do parku. — mruknęła w stronę przyjaciółki. — Izumi powiedziała, że może nas przenocować. Skoro Pan Hasagawa gdzieś sobie poszedł, nie puszczę cię samej po nocy do Nanashi! W tej kwestii akurat nie masz nic do powiedzenia. — i po tym wskazała głową by Aki ruszyła za nią i prędkim krokiem skierowały się w stronę wyjścia, zostawiając chłodne miejsce daleko za sobą. Gdy znalazły się już w oczekującej grupce innych nastolatków, Jino szybko przedstawiła Aki nie zdradzając jednak skąd i dlaczego się tam w ogóle wzięła i grupką skierowali się na najbliższy przystanek mając cichą nadzieję, że coś kursuje. W tym czasie również Jino (tak jak obiecała!) złożyła anonimowy donos odnośnie niepokojących dźwięków z parku, a gdy padło pytanie o wiek, rozłączyła się rzucając szybkim "proszę to sprawdzić!". Reszta drogi okazała się już pozbawiona dziwnych osób i przeczuć. Trójka dziewczyn, w tym wspomniana Izumi, udały się do jej mieszkania gdzie po krótkim opierniczu od starszej siostry dziewczynki, wszystkie się umyły i przebrały w tymczasowe piżamy. Jino planowała wysłać do ojca sms'a z rana by jakkolwiek wyjaśnić swoją nieobecność i dopiero wtedy wrócić do domu. Było to lepsze rozwiązanie niż powrót teraz i nocna awantura. Ostatni raz się na coś takiego godziła — jak tylko wskoczyła pod ciepłą kołdrę... poczuła, że ma katar.
zt x2 jeszcze dla @Akiyama Toshiko, @Kiyama Ira Samuru ciebie też oznaczę, możesz być dumny z siostry XD PONIEKĄD
Czuł przy sobie obecność innych osób, szczególnie duchów jeżeli nie były w posiadaniu człowieczeństwa. Przez panujący mrok miał problem z dostrzeganiem twarzy. Po zarysie sylwetek mógł wnioskować, z kim mniej-więcej miał do czynienia i kto jeszcze znalazł się w tym gównie. Niewiele później dostrzegł drzwi, które swoimi kolorami rozjaśniały nieco otoczenie, a także były one zauważalne. Ruszając w ich stronę, miał tę niepowtarzalną okazję przyjrzeć się innym, którzy zdecydowali się na ich wybór. Niewielu kojarzył, dotychczas będąc bardziej skupiony na nowej towarzyszce oraz chęci usłyszenia szeptów. A także na Miyazaki, której tu być nie powinno, ani także której nie dostrzegł.
Usłyszał głos dziewczyny, stojącej przy drzwiach ze szronem. Przy nich chłód wydawał się być bardziej odczuwalny, chociaż to mogło być tylko jego wyobrażeniem. Spojrzał się w ich kierunku, by wzrok przenieść na złodzieja papierosów, który odezwał się jako drugi. Ciekawe jak bardzo można było mu ufać.
— Zgodzę się z Twoim kolegą. Panie przodem — rzucił i choć zmarznięty, pokusił się o uniesienie kącików ust w niemym uśmiechu, jednocześnie kiwając głową w wybrane przez nie drzwi. Skoro mieli do czynienia z chłodem niechaj pójdą w to dalej.
Niestety, zimno roztoczyło się po parku. Czy to przez tą wielką gębę, a może na scenie pojawił się kolejny aktor, który może i był niewidoczny ciałem, to jego obecność działała na wszystkich? Na razie jednak większość jej uwagi pochłaniała kopuła. Niestety, dziewczynka nie miała w swoim arsenale sensownej broni, którą mogłaby zranić To Coś. Nie żeby chciała uwolnić zaginionych, ale gdyby sama się znalazła w tym nieprzyjemnym położeniu, lepiej mieć się czym obronić.
- To co teraz? - Zapytała lekko przestraszonym i wyraźnie zmartwionym głosem. Nigdy nie miała do czynienia z czymś takim, więc nie miała pomysłu jak powinna postępować.
Był w dupie. W ciemnej, bezdennej dupie. Dosłownie.
Zadrżał od panującego dookoła zimna, który wgryzał się powoli do każdej jego kości wywołując mimowolnie szczękanie zębów. Zerknął na wciąż trzymany telefon, jednak doskonale wiedział co ujrzy na ekranie. Brak sygnału. No oczywiście, przecież znajdował się w cholernym yokai a nie w lesie na kampingu. Poddenerwowany wrzucił bezużyteczne urządzenie do torebki, a następnie uniósł dłoń, by złapać za ofudę przy jego uchy. Dłoń zamarła, kiedy opuszki musnęły palce.
... Przecież zostawił je w domu, aby przypadkiem nikt go nie rozpoznał. Zaklął. Ponownie. Tym razem na głos.
- Nożesz chuj jeden. - warknął pod nosem zdając sobie sprawę, że aktualnie jest bezbronny. Nie posiadał ani jednej ofudy ani niczego innego, co mogłoby posłużyć mu za broń. A nie, przepraszam bardzo, posiadał. Mały woreczek z solą, zapalniczkę oraz dwie świece. Zabrał je tak na wszelki wypadek, gdyby przyszło mu spotkać youkai najniższej kategorii, ale w życiu nie przypuszczałby, że pożre go coś znacznie większego i potężniejszego. Prawdę powiedziawszy miał wrażenie, że te świece mógłby sobie teraz w dupsko wsadzić i podsypać solą, bo na nic innego mu się to nie zda.
Enma uczył się o demonach i innych bóstwach, tak samo jak uczył się o egzorcyzmach i wiedział o nich całkiem sporo. Ale nawet on nie był w stanie znaleźć szybkiego wyjścia z zaistniałej sytuacji.
Nie oznacza to, że go nie ma.
- Hayate. - odezwał się nagle do wciąż stojącego obok niego ducha.
- Masz się trzymać blisko mnie i pod żadnym pozorem niczego tutaj nie dotykaj, rozumiesz? - spojrzał na niego ostrzegawczo. Duch mógł być irytującym gremlinem, ale nadal byli rodziną. Mimo wszystko.
Wsunął palce na napięty kark i poruszył nim, chcąc przynieść chwilową ulgę zastygłym mięśniom.
- Jesteś tego pewna? - odezwał się głośniej, tak, żeby reszta go usłyszała.
- Na twoim miejscu zastanowiłbym się dwa razy przed podjęciem jakichkolwiek decyzji w tym miejscu. Yokai jaki nas pożarł należy do minimum kategorii B, o ile nie A. To, że jeszcze żyjemy możemy zawdzięczać temu, że ten dupek lubi bawić się swoim pożywieniem. Strach, przerażenie, bezradność, ból, te emocje są dla takich jak on wisienką na torcie. Większość yokai uczy się o ludziach poprzez obserwację. Mamy do wyboru drzwi. Od jednych bije ciepło, tak bardzo kuszące w zaistniałej sytuacji, co nie? Drugie noszą napis wyjście, też kuszące. Kto z nas nie chce stąd wyjść. Logiczne, że każdy wybierze opcję trzecią, przecież pozostałe kuszą, więc muszą być podpuchą. Przecież każdy człowiek by tak zrobił, co nie? - spojrzał uważnie na nich dając im chwilę na zastanowienie się i połączenia kropek. Po chwili odwrócił się i spojrzał za siebie, w pustkę i ciemność, jakby próbował czegoś wypatrzyć.
Enma bazuje całą swoją wiedzę na umiejętności egzorcyzmy, którą ma na poziomie średniozaawansowanym \o/ Może być trafiona, ale może też być błędna, ot co.
– Wsadź lepiej tę swoją ofudę gdzieś tutaj zamiast grozić niewinnym duszom – mruknął do postaci, która jeszcze nie tak dawno roztaczała mu wizję dość bolesnej przyszłości. Wszelkie czarymary, które mogłyby ich stąd wyciągnąć, byłyby teraz na pewno użyteczne, ale on w tej wyprawie był niczym bard w DnD – mógł zaczepiać słownie i zagrzewać resztę do boju, bo jak przychodziło co do czego, to lepiej, żeby trzymał się na dystans.
Zerknął po kolei na drzwi, zaczynając od prawej. Ciepło kusiło, ale jednocześnie kolor wydawał się być ostrzegawczy. Zasady ratowania się przed pożarem mówiły jasno, że jeśli jakieś drzwi były ciepłe, to lepiej było od nich uciekać. Wzrok Hayate padł więc na środkowe, niebieskie. Szron nie zachęcał, ale w tym miejscu mogła istnieć jakaś pokraczna logika, że najmniej oczywiste wyjście będzie tym prawidłowym. Wszyscy przecież unikaliby dążenia do jeszcze gorszego zimna, chcąc raczej uchronić się przed nim, uciec. Ostatnie rozwiązanie opatrzone zielenią wydawało się zbyt proste. Odrzucił je niemal natychmiast. Yokai nie wypuściłby ich tak po prostu.
Spojrzenie aktora wylądowało na Enmie. Całe oburzenie zniknęło z jego twarzy, kiwnął lekko głową. Może jego odwaga czasem zahaczała aż o głupotę, ale nie chciał się pchać w nieznane i narażać na los gorszy niż ten, którym mu dopiero co grożono. Tym bardziej, jeśli ktoś mógł podążyć jego śladami i przez to też narazić się na niebezpieczeństwo. W tym momencie wolał zaufać komuś innemu.
Zamiast więc pchać się do oszronionego przejścia i przekraczać je pierwszemu, rozwiązując problem trzech namyślających się osób, został w miejscu, jakby ostrzeżenie przed dotykaniem czegokolwiek dotyczyć miało nawet posadzki. Zerknął po innych, starając się jakoś przebić przez tę ciemność, aż wreszcie zauważył, że jedna sylwetka wyjątkowo intensywnie mu się przypatruje. Przechylił delikatnie głowę i posłał mężczyźnie pełny uroku uśmiech, jeden z tych charakterystycznych, które łapały się w obiektywy aparatów, od których fankom miękły nogi, a fanom roztapiały się serca.
Równie powoli ruszyła w stronę wyjątkowo pewnej siebie panienki. Jakoś zabrakło jej w tym zdaniu jej piszczącego głosiku, który wbijał się w uszy jak wyjątkowo ostre igły. Okoliczności przyrody nie napawały jej spokojem, to z pewnością, ale równie mocno, jak nie i bardziej, wkurwiała ją pretensjonalność istoty odzianej w żałośnie już śmieszną sukienkę. Zawisła nad nią, spojrzenie wbijając w twarz.
- Szanowna mogła wypowiedzieć się wcześniej, zanim trafiliśmy do żołądka demonicznej przybłędy - warknęła, patrząc na nią z góry - Kategorii A, B, sre, jeden chuj do jakiej. Nagle taka mądra, co? - przechyliła niebezpiecznie głowę. Cofnęła się zaraz o jeden krok, wyjątkowo sprężyście przeskakując z nogi na nogę. Chciała na nią spojrzeć w pełnej krasie, jakby oceniała siłę na zamiary.
Strach, przerażenie, bezradność, ból... I złość. To teraz malowało się na twarzy wysokiej kobiety, determinacja, gdy założyła ręce na plecy w dosyć lekceważącym geście. Jakakolwiek forma strachu, jeśli była, schowana była w połaciach irytacji. Nie tak miał wyglądać jej wieczór, a ułożona przed nią (prawie)blondynka nie była ani długonoga, ani tak interesująca jak ta, która zaprosiła ją na karaoke. I to z nią chciała spędzić wieczór.
- Nie musisz nam wykładać co przed nami stoi, mamy oczy, pragnę zauważyć - fuknęła, przekładając ręce na przód, by skrzyżować je na piersi - Więc daruj sobie swoje wywody - spojrzała jeszcze po niej ostatni raz, wzrok przesuwając na ciemność za nią tylko na krótką chwilę. Cofnęła się po tym na miejsce koło niebieskich drzwi, koło niedużego ducha i drugiego dżentelmena. Pochyliła się nieznacznie, wskazując dłonią na drzwi.
- Nie krępujcie się, panowie, zamknę za wami.
Scena, która rozgrywała się przed jej oczami sprawiła, że mimowolnie uniosła brwi, nie do końca wiedząc, jak teraz zareagować. Bez medium jej możliwości były ograniczone, a nienaturalny chłód (kiedy ostatnio odczuwała zimno?) sprawił, że napięła mięśnie, odruchowo szykując się do potencjalnego konfliktu.
— Ośmielę się stwierdzić, że nie wygląda to dobrze — mruknęła, niespiesznie omijając sylwetkę Waruiego.
Odruchowo sięgnęła dłonią do barku chłopaka, jakby chciała go pociągnąć do tyłu, ale pozostawiła za sobą tylko chłodną ułudę dotyku. Potrząsnęła sfrustrowana głową i sama powoli zaczęła obchodzić pulsującą kopułę, próbując coś dostrzec. Trzymała się na lekki dystans, żeby w razie czego móc odskoczyć, ale chciała zobaczyć, czy coś może szczególnie przyciągnie jej uwagę.
Jej myśli na moment odpłynęły, jakby próbowała rozgrzebać pamięć w celu poszukiwania podobnego przypadku. Wspomnienia jednak zostały rozbite na drobne kawałki, które niechętnie składały się w całość, a próba siłowego ich złożenia z reguły kończyła się migreną i jeszcze większą irytacją. Nie chciała jednak zostawiać tematu bez słowa, bo COŚ koniec końców połknęło przynajmniej kilka ludzi i yūrei. A aktualnie nie bardzo miała do kogo się zwrócić z prośbą o pomoc. A może miała, tylko nie pamiętała.
Kiedy ostatnio to ona prosiła o pomoc?
Niebieskie oczy namierzyły Hecate, ale mgła w jej głowie jak na złość nie chciała się rozstąpić, a w międzyczasie jej uwagę przykuło ostatecznie... dziecko? Dziewczynka. Ile miała lat? Dziesięć? Dwanaście?
— Ahhh, taka młoda, a już tyle ma za sobą — szepnęła Miyazaki, gdy wzrok Żałości spadł na szyję albinoski.
— Nie wydaje mi się, żeby to było dobre miejsce dla ciebie — powiedziała z ciężkim westchnieniem, mając nadzieję, że nie spłoszy nieznajomej, a jednocześnie zastanawiając się, czy faktycznie ma do czynienia ze świeżym duchem, czy może właśnie rozmawia z kimś znacznie starszym.
A może to wciąż żywe stworzenie, które niedawno przeżyło napad. W koszuli nocnej. I kajdanami. Na pewno.
Nie zapomniałaś o kimś? Krótka chwila dekoncentracji i traciła poczucie tego, czy jeszcze idzie razem z Shin'yą, czy może już be niego.
Yōzei-Genji Madhuvathi ubóstwia ten post.