Park oblegany jest zwłaszcza na przełomie marca i kwietnia, kiedy zakwitają wszechobecne sakury. Wokół tworzą się wtedy ścieżki o liliowo-różowym kolorze, w powietrzu czuć słodki zapach wiśni, a sceneria nabiera romantycznej atmosfery. Bez względu jednak na porę roku, miejsce to stanowi doskonałe pole do odpoczynku od miejskiego zgiełku. Park wprawdzie został ulokowany w centralnej części Fukkatsu, jednak jego rozległość sprzyja wyciszeniu, a zadbane trawniki, czyste, zawsze wyremontowane ławki i regularnie opróżniane śmietniki cieszą oko nawet najbardziej zaawansowanych pedantów. Terenami zielonymi pieczołowicie zajmują się ogrodnicy, których zadaniem jest dbanie o przejrzystość sadzawek, odpowiednio przystrzyżoną trawę czy odpowiednią ilość barwnych kwiatów. W parku znajdzie się również kilka niewielkich budek z lodami lub napojami.
Przesunęła odruchowo wzrok w bok, gdy Shin’ya sięgnął po telefon, chociaż Miyazaki… ta spokojna, empatyczna część niej emanowała teraz sprzecznymi uczuciami, które wcześniej nigdy jej nie dręczyły. Co, jeśli wpakował się w kłopoty?. Jedno zerknięcie, a tyle mogłoby rozjaśnić, uspokoić niepokój kłębiący się gdzieś w okolicach klatki piersiowej, że jednak nie poradził sobie przez ostatni rok aż tak dobrze.
Żałość szybko ściągnęła jej cugle, chociaż szare oczy przez chwilę wpatrywały się intensywnie w lewe ramię Waruiego, jakby faktycznie walczyła z pokusą. Nie podobało jej się to. Własne emocje, z którymi niegdyś radziła sobie bez problemu, teraz stawały się jej wrogiem, gdy nakładały się na siebie w irracjonalny sposób. Była sfrustrowana. Na tyle, że zignorowała pierwsze muśnięcie niepokoju przy kręgosłupie.
Chciałaby po prostu przesta-…
— E! Pobudka, durna — Obsesja, wiecznie czujna i podejrzliwa, wściekła i głodna, pchnęła z siłą tarana jej porozbijany umysł.
Ostrość wzroku wróciła, ciało kierowane wieloletnim odruchem wykształconym przy kontaktach z yōkai odruchowo rzuciło się w tył, by wykonać unik. Chciała zacisnąć dłoń na nadgarstku rudowłosego, ale dopiero teraz pociąg ze świadomością boleśnie ją uderzył.
Nie masz ciała, bo niby skąd masz mieć, skoro Twoje medium nie żyje.
Druga dłoń, w której trzymała parasolkę, w tym samym czasie równie instynktownie sięgnęła do boku, ale tam też natrafiła na nienaturalną pustkę. Katana, która towarzyszyła jej przez lata, wykuta na specjalne zamówienie, z mocą wtłoczoną w nią przez medium i rytuały, by mogła jej używać nawet w formie yūrei... nie było jej.
— 10 punktów dla Ravenclaw — Drwiący głos Tsukiko drażnił zmęczone zmysły. — Musimy ją znaleźć. Z nią będzie łatwiej rozpruć kpiące usta, przebić niewdzięczne serca i poderżnąć głupie gardła, by zepsuta krew miała się skąd wytoczyć. ZNAJDŹ JĄ.
Zamknij się. Stul pysk.
Gdyby silne emocje coś zmieniały, to zapewne Shin'ya poczułby teraz palce zaciskające się z siłą imadła na jego nadgarstku, ale po raz pierwszy jej niematerialność do czegoś się przydała. Iskra frustracji wydarła się spod zwykle spokojnego spojrzenia, gdy szare ślepia całkowicie skupiły się na zagrożeniu.
Nie zdążyła powstrzymać impulsu, który poruszył jej ręką, więc tak. Podczas uniku zamachnęła się parasolką na yōkai. Zupełnie, jakby miała ostrze w dłoni, a nie bezużyteczny przedmiot, który został z nią tylko dlatego, że umarła razem z nim w ręce.
— Czy ty się dobrze czujesz? — Miyazaki i Tsukiko definitywnie wpadły w szok, bo zgadzały się ze sobą dosłownie raz na ruski rok.
Na szczęście szanse, że trafi, bądź w ogóle wejdzie w zakres ruchu stworzenia były beznadziejnie niskie w tym wypadku, bo to parasolka, głupia, a nie katana. Łypnęła w stronę rudowłosego chłopaka, badając szybko jego stan, ale chyba z pierwszej rundy wyszli cało. Czas na resztę.
— Nie wygląda, jakby miała ochotę rozmawiać — Uśmiechnęła się niemrawo, chociaż gniew wywołany bezsilnością wypalał jej trzewia.
Wiedziała, że w tej sytuacji powinna się wycofać, ale nie potrafiła. Musiała zobaczyć i usłyszeć więcej, by połączyć puzzle... jakie puzzle? Miała ochotę się skrzywić, gdy przez skroń przeszła bolesna iskra, ale udało jej się utrzymać względnie neutralny wyraz twarzy. Słowo względnie było w tym przypadku nader istotne... a sytuacja wyglądała co najmniej fatalnie.
— Gdzie się podziewa teraz twój senkensha, Shin'ya? — Zwróciła się do niego, chociaż prawdę powiedziawszy miała nadzieję, że zdecyduje się wycofać. — Powinieneś do niego wrócić.
Tu nie jest bezpiecznie.
Nie, żeby on sam tego nie wiedział.
– Ratuj fajki i wiej.
Tylko tyle zdążyła wyłapać otoczenia. Chciała zapytać o co mu chodziło, lecz nim zdążyła to zrobić, yurei już zniknął w paskudnie rozdziawionej paszczy. Zacisnęła usta w wąską linię, a nawiedzające ją głosy jak jeden mąż ucichły. Była zła, bo ktoś ośmielił się tknąć jej ducha. Wiedziała jednak, że działanie bez przemyślenia mogło nie skończyć się najlepiej, więc wzięła sobie radę Jiro do serca i umknęła z drogi pędzącej paszczy.
Powieka jej zadrżała.
Wyplątała kociego duszka z czerwonych włosów i położyła go na ramieniu, tam prezentował się lepiej i więcej widział. Przyspieszonym krokiem ruszyła gdzieś na ubocze.
- Ale... Ale ja chciałam Ci tylko pomóc! - Krzyknęła, pełnym histerii i przerażenia głosem, biegnąc dalej. Dopiero teraz dotarło do niej jak wygląda kobieta. Te larwy wychodzące z oczodołów... Chyba los potraktował ją doprawdy łaskawie, skoro ma jedynie ślady od duszenia, które i tak skrywa pod chokerem. Naprawdę miała sporo szczęścia, ale znając życie zaraz się ono wyczerpie i wtedy będzie miała spory problem. Co jak co, ale bycie kruchym dzieckiem nigdy nie pomagało.
Zmrużyła oczy. Ni to groźnie i wyzywająco, ni to podejrzliwie. Chyba miała trochę racji w swoich odruchach, bo głos w ogóle nie pasował do postaci, która przed nią stała. Zasadzka, przypadek? Nie roztrząsała tego. W tej chwili liczyło się tylko to, żeby obronić Jino. Niebieskowłosa może i nie miała wiele siły, ale potrafiła zarówno uciekać, jak i walczyć, choć tego drugiego jej drobna sylwetka nie zdradzała. Bywała zajadła jak pies, którego paszcza pojawiała się w symbolu Kyōken.
Na całe szczęście nim doszło do czegokolwiek, towarzyszka zdołała ją odciągnąć i choć Aki chwilę patrzyła jeszcze w tył, zaraz odwróciła wzrok, woląc jednak spojrzeć pod własne nogi. Dopiero, gdy się zatrzymały, złożyła nóż i znów ukryła go w kieszeni bluzy. Niepozorny przedmiot przydawał się w wielu sytuacjach, nie tylko takich, jak ta sprzed chwili.
– Ja to chyba zamieszkam w jakichś krzakach pod twoim domem, żeby pilnować, czy na pewno się trzymasz tego postanowienia. – Położyła dłoń na plecach przyjaciółki i upewniła się, że jest w stanie normalnie oddychać i nie będzie trzeba zaraz wzywać po nią pogotowia. Wyprostowała się, rozejrzała. Było chłodno, mgliście i jakoś tak... chaotycznie.
– Istna zbieranina dziwaków. Kierunek: dom byłby chyba dobr... O ja! Sto jenów! – Urwanie w połowie zdania z tak błahego powodu jak jakieś drobniaki walające się po ziemi mogło być wybaczone chyba tylko komuś mieszkającemu w Nanashi. Akiyama niemal w podskokach pokonała dystans dzielący ją od monety pobłyskującej przy samej krawędzi ścieżki, podnosząc ją niczym wytrenowana w zbieraniu błyskotek sroka. – To teraz serio możemy iść na herbatę – zaśmiała się, zupełnie nieświadoma faktu, że właśnie przed chwilą uniknęła jakiegoś paskudztwa, które pochłaniało każdego kto żyw i nie tylko.
@Yu Jino
- Em... - zacząłby tylko, jakby mając zamiar ostrzec pobliskie osoby, jednak niekoniecznie było to skuteczne. Nieco lepiej poszło mu uniknięcie pożarcia, kiedy to przy odskakiwaniu, wylądował na czterech literach, próbując rozeznać się w tym, co tak właściwie się stało. I w sumie to... skąd w ogóle to tutaj się pojawiło?
Co innego ocena samej persony stojącej naprzeciwko.
Złożył wachlarz tylko po to, żeby skrzyżować ręce na klatce piersiowej i wpatrzeć się upartym, bardzo urażonym, ale też hardym wzrokiem w kogoś, kto mu teraz śmiał tu grozić. No bezczelne to jakie! Zamiast po prostu przeprosić jak na człowieka przystało, choćby i byle jak (Hayate doceniłby sam fakt!), to jeszcze tu wyjeżdżał z pyskówką. Nawet śmiał nie dokończyć tylko odebrać telefon, to dopiero był brak szacunku! A on był tak ciekawy, co tam jeszcze się uroiło pod tą kopułą złotookiego stworzonka...
– Nie strasz, nie strasz, bo się... – Nie dokończył. Właściwie to nie skończyłby i tak, bo przecież przez gardło by mu nie przeszło wulgarne słowo. Wyłapał ruch kątem oka, odwrócił głowę i wydał z siebie tak wysokie piśnięcie z przerażenia, że chyba nawet Emma nie była tak piskliwa. W odruchu schował się za drugim wielbicielem kiecek, ale na nic to nie pomogło. Łapczywa paszcza postanowiła zeżreć nawet jego. Pewnie na deser i osłodę po tym, jak musiała przełknąć stojące obok niego toksyczne chabazie, odgrażające się i bardzo niemiłe.
— Bez przesady. — sapnęła. — Dostałam nauczkę i mogę się założyć, że jeszcze się od tego pochoruje. — dodała z lekka weselej. O drugiej, znacznie cięższej nauczce powiązanej z krzykiem i karą od macochy, nawet nie chciała wspominać. Wyprostowała się powoli i wzięła głębszy wdech, pozwalając chłodnemu powietrzu na dostanie się do wnętra jej płuc i przypomnieniu, że jest środek nocy, a ona stoi w ciemnym parku. Sytuacja z niepokojącą kobietą, która chyba nie była do końca kobietą sprawiła, że chciała jak najszybciej wrócić do domu. Jej kompletna nieświadomość dziejących się wokół okropieństw wcale jej nie pomagała. Gdyby mogła dostrzec to, co reszta obecnych w parku, pewnie padłaby na zawał i dołączyła do martwego brata tuż za sobą. Zerknęła za siebie dostrzegając jakieś zamieszanie, a gdy to jej uszu dotarły uniesione, zaskoczone okrzyki i inne im podobne, brwi blondynki powoli się zmarszczyły. — Jak tylko stąd wyjdziemy, chyba zadzwonię po policję. Ci ludzie... to jacyś psychole, i tak, kierunek dom to dobry po- O jaaa, serio? — niebieskooka również przerwała w połowie zdania gdy dostrzegła jak jej towarzyszka nagle rzuca się do przodu i pochyla by zgarnąć z ziemi... faktyczne 100 jenów! Zaaferowana znaleziskiem również się pochyliła na chwile przykucając przy ziemi z szerokim uśmiechem, jakby te 100 jenów było jej własnym znaleziskiem. Kto by się spodziewał, że tym samym uniknęła paszczy jakiegoś upiora? Na pewno nie ona.
— To chyba wynagrodzenie za tamtą dziwną kobietę z wcześniej. — mruknęła, nieco nerwowo chichocząc. — ...dobra teraz serio czas się zbierać. Jeszcze tamci dziwacy zmienią zdanie i zamiast gadać z powietrzem, dobiorą się do naszych gardeł. Chodźmy stąd...!
@Akiyama Toshiko
Idąc za nią i on dostrzegł tajemniczą postać. Szloch i dla niego stał się słyszalny. Zmarszczył brwi w jawnym skupieniu, przyglądając się w ciszy kobiecej sylwetce. W ten dostrzegł jej twarz. Obrzydliwą, pełną robactwa, przerażającą - nie zląkł się, choć było to dla niego pewnym zaskoczeniem. Ostatecznie niezależnie od tego co robił, nie na co dzień widziało się podobno rzeczy. Może właśnie dlatego zapatrzywszy się na tę specyficzną postać, nie dostrzegł tego jak porywa się do ataku, pędząc prosto na nich. Czuł jak świeżo poznana osoba starała się machinalnie go zasłonić, co było całkiem urocze. Też dzięki temu okazała się być bardzo odważną osobą. Finalnie, mimo że ona na niego bardziej wpadała niż broniła, odruchowo biorąc dziewczę zza pas, starał się uniknąć niespodziewanego ataku. W tym momencie nie była ważna dziewczynka, która wędrowała pośród krzaków, ani inne osoby w parku, które znalazły się tu wraz z nimi. Wizja przebywania w kompletnej ciemności nie napawała go strachem, dlatego starał się uniknąć nadciągającego ataku ruszając się w lewy bok, przy okazji pociągając za sobą Raję.
Chaos wypełnił park, kiedy to niektórzy nie mając zbyt wiele szczęścia zostali pożarci przez... no właśnie. Właściwie przez co? Yurei? Youkai? A może inny, mniej znany byt?
Niemniej parę sekund później na powrót zapanowała nieskazitelna cisza jedynie od czasu do czasu przerywana przez lekki wiatr poruszający liśćmi pobliskich drzew.
Warui, Tsukiko, Black, Karura, Ruuka,
Przed wami rozpościerał się iście niecodzienny widok. Czarna, pulsująca jakby kopuła wypełniła sporą część centrum parku. Wyglądała na żywą, a przynajmniej tyle mogliście zobaczyć na pierwszy rzut oka. Mieliście wrażenie, że temperatura gwałtownie spadła a wasze ciała zaczęły delikatnie dygotać muskane chłodem nocy. Co dziwne, nawet duchy odczuwały tę zmianę w temperaturach, a przecież nie posiadały ludzkich ciał.
Proszę was o rzucenie na percepcje:wzrok.
Jeżeli chcecie, możecie opuścić temat, jeśli wasze postacie nie chcą być w to zamieszane c:
Madhuvathi, Enma, Jiro, Hayate, Yoshida, Samuru
Kiedy otworzyliście oczy, znaleźliście w czarnej pustce, gdzie temperatura sięgała niemal zera. Każde z was odczuwało to i nie przystosowane do takiego zimna, momentalnie zaczęło odczuwać tego skutki. Nie mieliście pojęcia gdzie się znajdujecie, czy jesteście nadal żywi czy to przejście pomiędzy światem żywych a umarłych. Spadek temperatury odczuwały nawet duchy.
Przed wami znajdowały się... drzwi. A dokładniej mówiąc było ich 3. Pierwsze, po prawej, były koloru czerwonego i biło od nich ciepło co mogło sugerować, że po drugiej stronie jest plusowa temperatura. Obok nich, po środku, znajdowały się niebieskie drzwi pokryte szronem, co dawało jasny przekaz. Ostatnie, po lewej, były zielone. Wydawały się na czyste i nowe z wielkim napisem "EXIT".
Toshiko, Jino
Poczułyście, że nagle spadła temperatura i zrobiło się naprawdę zimno. Ponadto mogłyście zauważyć, że w parku znacznie się przerzedziło i zniknęło kilka osób. Może poszli już do domu?
Na spokojnie możecie wyjść z tematu i zakończyć event już teraz c: Jeżeli oczywiście chcecie
----
Każdy, kto posiada umiejętność "egzorcyzmy" dostanie ode mnie pw według poziomu, jaki posiada.
Kolejka jest obojętna, możecie pisać po poście, dwóch, trzech, ile tylko chcecie. Jednakże termin na ostatni post to godz. 19:59 w czwartek 06.10
Bardzo proszę, by to tego czasu każdy podjął jakąś decyzję co robi. Post z waszymi ostatecznymi decyzjami powinien być ostateczny.
Powodzenia!
Co za cholerstwo. Mogłaby przysiąc, że czarna maź wypełniła jej usta i poszła nosem, gdy przez kilka pierwszych chwil nie mogła złapać oddechu. Splunęła gdzieś na bok, wsparta na kolanach, próbując przy okazji uspokoić szalejące w piersi serce. Podniosła głowę - nicość. Ciemność. I tak już szwankujący wzrok potrzebował dłuższej chwili na przyzwyczajenie się do niezbyt sprzyjających okoliczności, gdy ta dosyć chwiejnie podniosła się na nogi. Dopiero wtedy poczuła wszechogarniający mróz, przeszywający aż do zębów, paraliżujący mięśnie.
Mogłam wziąć tę pieprzoną kurtkę…
Chociaż pewnie i to na nic by się nie zdało. Rozejrzała się po towarzyszących jej postaciach. Faktycznie znała tylko dwójkę nieopodal, feralny zbieg okoliczności, że akurat z nimi musiała znaleźć się w takiej sytuacji. Z przygłupim duchem i tajemniczym nieznajomym. To prawie jak początek jakiejś durnej komedii romantycznej, z Patrickiem Swayzem w roli głównej. Skrzywiła się nieznacznie, czując jak mróz doszedł do zatok, skutkując już odczuwalnym bólem głowy.
Kto dalej?
Blondyn. Jego kojarzyła z okładek gazet, chociaż nie udało się jej zarejestrować, że nie żyje. Nie umiałaby nawet nazwać go po imieniu, gdyby mocno przekopała pokłady pamięci. Ale twarz kojarzyła. Z niego też pewnie będzie zerowy pożytek. Miał za delikatne dłonie i zbyt dużo fiu bździu w głowie.
Ach, no i jest i ona! Jak z gardła psu z gardła wyjęta niewiasta w tej śmiesznej sukience. Modliła się, żeby nie zaczęła znów tym piskliwym głosikiem wykrzykiwać swojego przerażenia. Nieopodal była też postać, której nie była w stanie rozpoznać, z tego też względu nie poświęciła jej zbyt wiele uwagi.
Ruszyła się w końcu, widząc kawałek dalej coś bardziej interesującego. Trzy pary drzwi. Jak w cholernym Matrixie, tylko tutaj miała do wyboru trzy kolory, a nie dwa. Podeszła powoli do każdego z nich, choć najbardziej ciągnęło ją do ciepła. Miała wrażenie, że koniuszek nosa zaraz jej odpadnie, a tam, za nimi, mogło być ukojenie, słodkie ciepło, jak ramiona mat-..
Cofnęła się o krok. Nie mogła zapomnieć dlaczego tu jest, gdzie jest. Przecież to tak oczywiste, w zimnej nicości lgnąć do ciepła. Jak mucha do lampy owadobójczej.
Wielki, zielony napis exit też wydał się jej zbyt prosty, zbyt podejrzany. Kusił spokojnie migającym neonem. Finalnie zatrzymała się przy drzwiach pokrytych cienką warstwą lodu. Spojrzała jeszcze pytająco na towarzyszące jej postacie, głównie na Norishige i Jiro. W nich, wbrew wszystkiemu, mogła znaleźć najwięcej oparcia, choć nie chciała się do tego zbytnio przyznać. No i nie chciała również ze swoją decyzją zostać sama, niezależnie od tego, jak była jej pewna.
— Ruszycie się w końcu? —.