31 października główna sala to spełnienie marzeń wszystkich wielbicieli grozy. Ogromną przestrzeń przemodelowano na pomieszczenie pełne pajęczyn i ciężkich kotar w kolorze płynnego wina, obrazy zamieniono na malunki powykręcanych monstrów i zjaw, a stoły zastawiono potrawami wzorowanymi na częściach ciał, owadach i zwierzętach. Wokół panuje klimatyczny półmrok, mimo zdecydowanie dobrego przepływu prądu - nad głowami zebranych migają dające skąpe światło żarówki ciężkich żyrandoli, resztę ciemności rozganiają zaś liczne świeczki i świecie różnych wielkości.
W rogu gra wynajęta specjalnie na bal orkiestra, której zadaniem jest podsycenie uroku Halloween. Nie szczędzą zatem swoich sił przy odtwarzaniu najpopularniejszych utworów kojarzonych z tym świętem - w repertuarze nie zabraknie choćby Spooky Scary Skeletons Andrew Golda, ale również melodii z kultowych soundtracków kina grozy.
Zabawa rozpoczyna się o godzinie 21:00 - wtedy gargantuicznych rozmiarów wrota uchylają się, wpuszczając tłumy wiedźm, wilkołaków, wampirów i mumii, których stukot obcasów rozprzestrzenia się po pomieszczeniach jak klekot tysięcy kości. Wśród gości nietrudno wychwycić okiem poprzebieranych na zakrwawionych lekarzy i pielęgniarki kelnerów, lawirujących między ciałami z tacami.
— I wznosi się spomiędzy głazów, tylko duch pełen jej wyrazu; Ona to sama w formie czystej, świeci przez ciało swe przejrzyste — Coleridge zawsze swoją poezją był w stanie wprawić go w zadumę. Otrząsa się, zwracając się w stronę Raikatsuji z ukłonem niskim, wyciągając rękę, jakby zapraszał ją do tańca, z lekko uniesioną głową tak, by widoczna czerwień tęczówki mogła z zastanawiającym spokojem spocząć na dyniowej pannie. Prowadzi ją ku drzwiom, następnie ku sali, pewnie i płynnie, jakby doskonale wiedział, co robi, choć w środku wszystko się w nim kotłuje. Co powinien teraz powiedzieć? Zaproponować? Czy powinni iść każde w swoją stronę? Spróbować zachowywać się, jakby nie byli jedynie znajomym widokiem mijanym na uniwersyteckim korytarzu? Nie żartował, kiedy przyznał się, jak bardzo kiepski jest w tych sprawach. Ktoś, kogo twarz zastąpił statyczny szum, śmieje się w zakamarkach myśli, bo wspaniały Zombie nie wie, jak zachować się przy dziewczynie, którą ledwo zna.
@Raikatsuji Shiimaura
i'm down here on my knees
take me to your sweet oblivion
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Ledwie zaniepokoiło go osłupienie nieboszczyka, tak nie zdążył nad tym dłużej pokontemplować bo najwyraźniej aktor jak szybko wypadł z roli, tak równie pospiesznie przystąpił do nowej. Nie mniej dramatycznej i przyprawiającej Senzakiego o więcej pytań niż udzielonych odpowiedzi. A to już był powód do lekkiego podenerwowania co zasygnalizowała lwia zmarszczka na czole Wampira.
- A czy odwiedziny szemranego typa to nie jest dobry powód do nadszarpnięcia opinii zmarłego? - Zdążył wtrącić a jedna z brwi powędrowała w górę z lekką drwiną. Czy on się z niego naigrywał, czy mówił całkiem poważnie? Może trzymali go tyle czasu pod jakimś kosmicznym respiratorem, zjeżdżając biedne dzielnice co by porwać odpowiednią ofiarę, której następnie wypruto w serce by połatać tak znamienitego celebrytę... Tetsu wiedział, że dziane szychy stać na wiele i nie cofną się przed niczym w pewnych kwestiach, ale mimo to wciąż miał wątpliwości. Skądkolwiek wypuścili Smoka, to najwyraźniej nadal był pod wpływem leków albo innych środków, wygadując coraz to zawilsze bzdury. Mężczyzna miał powoli wrażenie, że jego nie tak całkiem kiepski mózg powoli nie nadąża za ciągiem przyczynowo-skutkowym jaki rozgrywał się w opowieściach Hayate.
Najpierw zobaczył trupa i to w całkiem świeżej formie, teraz słuchał o łykaniu i mackach... Przez soczewki nawet nie mógł zweryfikować źrenic swojego rozmówcy, po których czasem uszło ocenić czy ktoś jest na haju.
Zaczął się już całkiem poważnie zastanawiać jakby tu wyhamować tą karuzelę szaleństwa, zanim jego szare komórki postanowią się oddelegować ze stróżówki... kiedy to najwyraźniej zećpane truchło postanowiło mu się zrewanżować i też naruszyć przestrzeń osobistą. Po tym jakże jeszcze bardziej abstrakcyjnym od opowieści wyznaniu, Senzaki już był pewien, że dłużej na trzeźwo tego nie zdzierży. Nie dość, że przyszło mu słuchać o zjawiskach nadprzyrodzonych, do których zaliczał najwyżej terminową wypłatę, to jeszcze ktokolwiek, kiedykolwiek uznał, że można się za nim stęsknić. I najwyraźniej bezkarnie obmacywać publicznie.
- To chyba jedyna kwestia w jakiej się z tobą zgodzę... - Mruknął odnośnie alkoholu, dalej przypatrując mu się podejrzliwie po tym niespodziewanym akcie szczerości albo głupoty. -... ale dlaczego do rana? - Spytał po chwili zastanowienia, odrywając wzrok od Hayate tylko po to, by zlokalizować jakąś butelkę alkoholu. Najlepiej mocnego.
Dopiero kiedy jakiś wysokoprocentowy trunek trafił do kieliszków a następnie przynajmniej częściowo wylądował w jego przełyku, był gotowy spojrzeć ponownie na to uśmiechnięte stworzenie. Po takiej gamie nastrojów odpalonych w zaledwie kilka minut, Tetsu miał wątpliwości, która z tych wersji jest prawdziwa. Bardzo, ale to bardzo nie chciałby, żeby celebryta wykorzystał go jak podrzędną chustkę do nosa, jeśli tak na prawdę to przyszedł z zaświatów pozawodzić nad swoim nieszczęściem. Jeszcze nie daj bogowie, zgniłe i zmurszałe wyrzuty sumienia Senzakiego mogłyby równie zwinnie zmartwychwstać a wtedy prawdopodobnie zgodziłby się na rzeczy, których będzie żałował klnąc przy tym jak rasowy szewc i zbierając żniwo naiwności przez lata.
@Saga-Genji Hayate
Bawiła się sztucznym zielonym włosiem, podążając za spojrzeniem ronina. Ok, czyli oboje byli totalnymi młotkami, jeśli chodzi o rozpoznawanie twarzy. Na szczęście razem raźniej! Może im się uda na kogoś napatoczyć i nawiązać nowe przyjaźnie. Czy nowych wrogów.
Kręciła kieliszkiem z resztą trunku, obserwując jak ciecz zostawia różowe smugi na wypolerowanym szkle. Hm, może powinna zaproponować mu coś bardziej treściwego? Jakiś whiskacz czy rum. Coś, co bardziej uderzyłoby w jego wyćwiczone
Źrenice rozszerzyły się nieznacznie na widok sproszkowanego dobrodziejstwa. Gdyby mogła, zamerdałaby teraz ogonem. Ponieważ, ku jej nieszczęściu, ogona nie posiadała, swoją ekscytację wyraziła ochoczo kiwając głową (wyglądała przy tym jak jedna z tych samochodowych, kiwających głowami figurek) i dając bezgłośny aplauz, jak gdyby zobaczyła najlepszą sztuczkę świata — co w aktualnej sytuacji było w zasadzie prawdą. No cóż, nigdy nie skrywała hedonistycznych zapędów i zamiłowania do wszelkich przysmaków.
Nie miała zamiaru oponować. Z chęcią zda się na łaskę pana samuraja, tudzież ronina. Skoro pochwalił się swoim skarbem, to z pewnością się z nim z Kyoko podzieli. Taki był z niego dobrodziej. Tymczasem musiała dalej podtruwać się procentami. Dokończyła więc po raz x napełniony kieliszek i obkręciła się na pięcie, by stać frontem do parkietu. Nagły obrót uświadomił ją, iż organizm zarejestrował pierwsze porcje krwistoczerwonej trucizny. Muzyka nagle brzmiała nieco głębiej, wszystko jakby odrobinę zwolniło, falujące w powietrzu słowa nie były już tak zrozumiałe.
Chwyciła dłoń blondyna, posyłając mu rozanielony uśmiech, który zdecydowanie dotarł aż do połyskujących oczu kobiety. Rozkosznie się czuła.
— Jak zawsze zdam się na ciebie, mistrzu. To teraz czas na taniec? Jestem ciekawa, czy zachwycisz tak jak sztuczkami. — Poprzeczka była wysoko! Rączki miał sprytne, ale czy tak samo dobrze radził sobie z nogami? I partnerką do prowadzenia? Ruszyła na parkiet, ciągnąc Mamoru za sobą, a przynajmniej próbując to robić. Gdy już znaleźli się między innymi parami, przybrała odpowiednią pozycję. — Nie musisz być delikatny. — oznajmiła z nutą zadziorności w głosie. Ba, nie miałaby nic przeciwko, gdyby Mamoru złapał ją nieco pewniejszym chwytem. — Wiesz, może nie wyglądam, ale mam trochę doświadczenia z takimi imprezami. Jeśli będziesz potrzebował pomocy, mogę poprowadzić. — puściła mu oczko. Nie była pewna, czy Mamoru należał do mężczyzn, którym takie dogryzki wchodziłyby na ego. Jeśli tak, to świetnie, mogła się nieco podroczyć i ponabijać, licząc, że partner odpłaci się jej pięknym za nadobne! Aby nie rzucać pustymi obietnicami, zainicjowała pierwsze kroki, zmuszając ich do dołączenia do innych par. Trochę czasu minęło odkąd miała okazję tańczyć w parach, chyba że wycieranie się ciałami w klubie można do tej kategorii zaliczyć.
Wyglądając zza ramienia blondyna (co było niemałym wyzwaniem w związku z jego strojem), dostrzegła zalążki bójki. Uktwiła wzrok na łydkach agresywniejszej maido, ekhem, atakującej niewidomego (sick!). Takie nogi nie robią się od noszenia tac i zmywania podłóg. Przesunęła spojrzeniem wyżej, na szeroki tors i ramiona, podsumowując widok cichym fiu, fiu. Nie sądziła, że facet w sukience może wywołać takie emocje, a trochę ich ją właśnie uderzyło.
— Niektórych świerzbią łapki, może nie będzie aż tak czerstwo jak się spodziewałam. — oświadczyła, nie tłumacząc szczegółów. Można się domyślić, poza tym wolała skupić uwagę na swoim partnerze! — Może dla umilenia czasu w coś zagramy? Pytanie czy wyzwanie? — w zasadzie to był to trochę pretekst do zadawania bardziej personalnych pytań. Ewentualnie jakichś niezręcznych (tylko troszkę) wyzwań.
@Tokugawa Mamoru
Hasegawa Jirō ubóstwia ten post.
Wspomnienie zapomnianej przez Boga chatki, obudziło w Lianie pamięć o rześkim zapachu wilgotnej trawy zakrapianej rosą. Poczuł aromat gęstego podszycia kryjącego paprocie i owocowe krzewy; i woń żywicy, tak silnie i intensywnie, że niemal ponownie zmaterializował się przed lichymi wrotami domostwa Black. Z tym samym niepokojem. Z tą samą pustką w głowie.
Zastanawiał się, czy po tylu latach byłby w ogóle w stanie odtworzyć swoje kroki i odnaleźć ścieżkę, którą niegdyś kroczył w ciemności. Nie zamierzał niszczyć nadziei Hecate, które być może krążyły teraz wokół kubka wątpliwego naparu, przy cieple wydostającemu się z iskrzących drewnianych belek i rozmowy, której nie tylko on zdawał się potrzebować. Shirshu była samotna, skłamałaby, gdyby zaprzeczyła. Jako człowiek, który na co dzień żył samotnie wiedział, do jakiego stopnia monolog leży w naturze ludzkiej. Słowo zamknięte wewnątrz gryzło; przemawianie do przestrzeni czy papieru dawało mu ujście. Pomagało. Dlatego się tu znaleźli.
W spokoju wysłuchiwał potoku słów, który umykał spomiędzy kobiecych warg, decydując się w międzyczasie na spróbowanie drinka. Trunek był dość mocny. Wyczuł na języku posmak ginu — niespecjalnie za nim przepadał; może właśnie ten aspekt przyczynił się do powstania tego dziwnego niepokoju osiadającego na jego ramionach. Odwrócił wzrok. Spoglądał teraz na przemieszczające się postaci. Wyglądał, jakby kogoś wypatrywał, choć tego, którego pragnął ujrzeć, nie mógł się w żaden sposób zjawić. Zabawne, że lata zamazują wspomnienia, dokładnie jakby musiał się dwukrotnie bardziej wysilić, aby przypomnieć sobie zarysy jego sylwetki.
— […] Twoją historię...
Coś skręciło go w trzewiach — uczucie zmusiło go do odsunięcia trunku od ust. Nie mógł pozwolić, aby jego kilkuletnia praca poszła na marne. Zamierzał jej przerwać ze wciąż niewzruszoną miną.
— Doceniam to, Black — odparł, niemal wchodząc jej w ostatnie słowo, co mogło być oznaką zniecierpliwienia. — Niektórzy po prostu świetnie odnajdują się w dramatach i czarnym humorze.
Wtedy też trzymane między palcami urządzenie, zadrżało. Wyciągnęło go jak podtopionego rozbitka na kawałek deski. Znów mógł dryfować. To nie Black była problemem. On nim był. Od samego początku. Szklankę z trunkiem opuścił nieco niżej, wpatrując się w ekran, dopiero po przeczytaniu komunikatu, wcisnął przycisk i wyłączył wyświetlacz.
— Wygląda na to, że Krwawe Łowy właśnie się rozpoczęły — Odstawiał puste naczynie na tacę poruszającego się przy nich kelnera. — Nie jesteś ciekawa swojej roli? Przecież cię nie wydam. — Zamknięta niczym w klatce. Jej życie było nocą i wiatrem, nic więc dziwnego, że Lian zrozumiał, że banalne wyjście na zewnątrz było jedynie pretekstem do zaznania prawdziwego bezpieczeństwa.
Nie miał co do tego obiekcji. Dzisiejszej nocy, jak nigdy wcześniej miał ochotę po prostu zapalić.
— zt + Hecate Shirshu Black (kierunek balkon)
Udało jej się skompletować strój rōnina wsuwając pałeczki między włosy związane w kucyk – te wyjątkowo przybrały barwę naturalnej czerni. Oszczędzanie nie pozwalało jej na szastanie jenami na prawo i lewo, żeby spełniać swoje zachcianki i wydawać je na taką głupotę, jaką była charakterystyczna, niebieska farba, którą nakładała na głowę dość regularnie. Znalazła też gdzieś całkiem tanio rękawice z karwaszami i nawet wyżebrała pożyczenie katany. Dostała ją tylko dlatego, że wiedziała, jak w razie potrzeby się nią obsłużyć – inaczej pewnie skończyłaby jako dziwna wersja ninja uzbrojonego w nóż. Największym wyzwaniem okazały się rogi, bo te nijak nie chciały się trzymać, ale i z tym wreszcie sobie poradziła.
Przed dotarciem na miejsce, wraz ze swoimi kompanami, urządzili sobie before party. Akiyama, jako grzeczne, nieletnie dziecko, odmawiała wszelkiego alkoholu – jeszcze by oślepła od tego bimbru pędzonego na myszach ze składników wątpliwej jakości (a w miarę rozumiała proces destylacji i wszystkich tych ciekawych rzeczy wyglądających jak praca w laboratorium alchemika-bimbrownika). Nie miała jednak pojęcia, że „zdobyczne słodycze” nie do końca są po prostu słodyczami, a kiedy się zorientowała, było już trochę za późno, bo to, co zażyła wraz z porcją cukru, wjechało w nią dość porządnie. Na tyle porządnie, że nawet nie przejmowała się, jak bardzo będzie mieć przechlapane, jeśli wpadnie na ojca i ten się zorientuje.
Na swoim wyjątkowo dobrym tripie, kręciła się wśród przebierańców, zdecydowanie za często chichocząc i podbierając z tac łakocie. W ogóle traciła poczucie czasu czy przestrzeni, aż w pewnym momencie zagapiła się na jakieś wyjątkowo nieźle ucharakteryzowane zombie, ale nóżki niosły ją dalej, przez co ni z gruchy ni z sosny wylądowała nagle łbem na czyjejś klacie. Ojej, a jak ta klata ładnie pachniała… Nieco oszołomiona, wreszcie zadarła głowę, żeby spojrzeć na tego wysokiego pana z trupim wizerunkiem wymalowanym na twarzy (@Hattori Heizō).
– Oooch… – rzuciła jakże elokwentnie, a niebieskie ślepia zlustrowały każdy detal charakteryzacji. Oparła dłonie o klatkę piersiową nieszczęśnika, za nic mając jego przestrzeń osobistą i ewentualne oskarżenia o molestowanie (w końcu hej – to ona tu była nieletnia, co nie?), odsunęła się takie pół kroku. O matko zaginiona, ona tam czuła jakieś mięśnie. Zatrzepotała rzęsami, próbując się jakoś ogarnąć, ale przećpany mózg trochę nie wyrabiał i dostawał teraz spięcia, bo miała przed sobą kogoś wyjątkowo nieźle zbudowanego. Umysł dorastającej nastolatki próbował walczyć ze zdrowym rozsądkiem, bo typ na bank był od niej sporo starszy. W dodatku nie był tu sam, więc powinna się jak najszybciej wycofać, ale zamiast tego jedną rękę zabrała, a druga jakoś tak przesunęła się na jego ramię, jakby chciała zmacać czy ma tam jakieś fajne bicepsy. Zaśmiała się cicho, spuszczając wreszcie wzrok, ukrywając te dość nienaturalnie rozszerzone źrenice.
– Znaczy… Ten… Bardzopanaprzepraszam – wymamrotała odsuwając się wreszcie i kłaniając tak, że aż zasłoniła trochę swoją twarz włosami. Przez chwilę było jednak widać, że cokolwiek z tej sytuacji musiało wreszcie zostać przeprocesowane w główce, bo aż zaczerwieniła się na policzkach. Wolała nie czekać na potencjalny ochrzan i czym prędzej się wycofała, żeby umknąć gdzieś w tłum.
Psikus - żenada
Zapolujmy, tak mówi, splatając ich serdeczne palce, jakby liczył, iż podłapie jego plany w mig, otworzy mu czaszkę oraz wyciągnie z głowy zamaszystym ruchem wszelkie pomysły i przyjmie je jak swoje — może tak było, może faktycznie go rozumiała, a może to ta noc, fizyczne ciało sprawia, że wargi wyginają się w przewrotnym uśmiechu, a wiotkie ciało decyduje, iż podąży za nim nawet na koniec świata. Słodka obietnica łowów dźwięczy wciąż w uszach, na języku osadza się widmowy smak alkoholu, który niedługo przyprawi blade policzki o skromny rumieniec, dzieli ich od tego tylko kilka stopni, ledwie jeden obrót oraz krótkie rozstanie. Ledwie wokół własnej osi się zakręci, wprawiona w ruch przez Munehirę, a natrafia na pustkę i przez krótki moment, dosłownie chwilkę, ma wrażenie, że świat kurczy się nagle do odgłosów jej serca oraz strachu, lęku co to wpycha swoje zimne łapsko przez usta, od wewnątrz na krtani się zaciska i nie puszcza, nie puszcza i nie pozwala na żadne oddechy, płacze i westchnienia. I Yuri się boi. Że znowu przenika, że nawet jeśli jest, to jej nie ma, że strój urokliwego demona, czerwień sukienki, czy rubinowe buciki to tylko przywidzenie, kolejna zguba w labiryncie fantazji. Pragnie krzyczeć, zawołać w panice młodzieńca, odszukać go wzrokiem, tylko mięśnie jej nie słuchają, to panika wiedzie nad nimi prym. I nie rozumie, skąd ten bezruch w pozie wyjściowej, zawahanie, gdzie przecież dotąd chciała tylko tańczyć, polować, wirować tak by otoczenie prawdziwie wirowało wraz z nią. Od wewnętrznego sztormu oraz wysokich fal zwątpienia ratuje ją silne ramie, długie rzęsy trzepocą w zaskoczeniu, kiedy głowę unosi tak, aby błękit spojrzenia, spleść się mógł ze znajomą szarością oczu. I chichocze, wyzbyta z nagłego strachu, jak ucieszone dziecko przyłapane na próbie spłatania nieszkodliwego figla.
— Halloweenowy cud! — oświadcza śpiewnie, znowu karmiąc się bliskością drugiej osoby, czerpiąc radość ze zdziwienia przemykającą przez przystojną twarz Keity — Och! Jestem wyższa! — odpowiada na zapytanie, co się zmieniło. I faktycznie, te kilka dodatkowych centymetrów zapewnianych przez obcasy z pewnością robiło ogromną różnicę, większą od powrócenia do swojej fizycznej powłoki, kiedy dotąd przypominała na wpół przezroczystą marę — Ładny mundur — też go chwali, strzepując z jego ramienia lekko niewidzialne drobiny kurzu. To było dziwne, a jednocześnie wspaniałe — być tuż obok, czuć ciepłotę bijącą od Gotō. Miała dla niego tysiąc słów, setki opowieści o tym, jak niesamowita jest to noc, jak miło go poczuć, jednak ich spotkanie dobiega końca. Dziś ich uwaga poświęcona jest gdzie indziej, ale to nic, myśli Chie miękko, ona wszystko mu opowie, kiedy tak znowu z nudów zaplącze się wokół okolice warsztatu, wymyślając jak to zaskoczyć może mechanika swoją obecnością, jednocześnie nie wyrządzając mu przypadkiem krzywdy, którą sam sobie zada. Nie była potworem! Zaaferowana własną wielkodusznością oraz potencjalną krwawą mary, nie wyczuwa początkowo napięcia, ni gróźb padających z ust do ust — przemoc słowna, czy fizyczna również nabrała kolorytu szarej codzienności. Gniew był nieodłączną częścią każdego istnienia, a póki nie był on kierowany w jej stronę, tak egoistycznie nie poświęcała mu zbyt wiele uwagi. Tylko to Aoi nim emanował, czuła to, kiedy odnalazł dziewczęce ramie, ponownie dzieląc wspólną przestrzeń osobistą.
— Hmm? — mruczy, mrugając prędko, by jasność umysłu raz jeszcze weń zagościła — Z zębów są ładne naszyjniki — pozwala westchnąć sobie w rozmarzeniu, a następnie prostuje się jak struna, drga porażona gwałtowną dawką energii — Keita! — oświadcza z dumą, z czystym uwielbieniem dźwięczną nutą wybrzmiewającą w głosie — Keita jest wspaniały — dodaje, jakby to wszystko wyjaśniało — Jest jak starszy brat, który usilnie próbuje cię wyrzucić ze swojego życia, ale kiedy zauważa, że nie to nie ma sensu, zaczyna akceptować tę sytuację i robi się bardzo, bardzo miły. Czasem zaparzy mi herbatę, chociaż wie, że nie mogę pić, ale lubię jej zapach* — wyznaje, wielce rozczulona tymże poświęceniem, nim zaśmieje się radośnie. Słodkości o fascynujących kształtach rozciągają się przed nimi, kelnerzy lawirują z tacami i robi się magicznie, kiedy tak muzyka wybrzmiewa w tle.
— U-hym — potwierdza, zaraz dłoń do czoła unosząc, salutując, jakby była żołnierzem, któremu powierzone bardzo ważne zadanie — Sire, przyniosę panu zaraz coś, co przepali gardło i ciało do tańca wprawi. Chwilka! — podskakuje jak piłeczka, nim oddali się do baru, w myślach przewijając wszystkie drinki, które widziała w knajpach po swojej śmierci. Coś różowego. I kwaśnego. I słodkiego. Na pewno mu posmakuje! Oddala się radośnie do baru, zapominając po drodze o całym sprytnym przepisie, bo marzy się jej kamikaze i krwawa mary i cuba libre i najlepiej wszystko na raz! Kiedy jednak powraca, tak w dłoniach trzyma czerwoniutkiego drinka oraz tequile sunrise z absolutnie przeuroczą parasolką wystającą z wysokiej szklanki, trochę słońca w płynie zdecydowanie poprawi mężczyźnie humor. Przystaje na moment, uświadamiając sobie, że chyba o pogodny nastrój sam sobie zadbał, bo starsze yūrei jest tak bliziutko młodzieńca w kocim przebraniu ( @Seiwa-Genji Enma ) i Chie jest trochę zdziwiona. Zawsze brała Munehirę za amatora psów, no proszę! Co też brak wzroku potrafi uczynić z upodobaniami. Kręci główką w zrezygnowaniu, zbliżając się do swojego towarzysza ostrożnie, gotowa się wycofać, jeśli tylko zauważy, że łowy się rozpoczęły.
— Twój drink — odzywa się, wyciągając rękę po prawicy Aoi, jednocześnie wygląda zza jego ramienia, zerkając na towarzystwo, którym się otaczał — Hej! — wita się radośnie, z uśmiechem szerokim na ślicznej buzi, który zamiera na widok pięknie odgrywającej swą rolę pary. Yuri nigdy nie była fanką komiksów, ale jej pajęcze zmysły szeptały, że być może będzie miało miejsce coś interesującego. Szafir tęczówek lśni. Polowanie powinno się zaraz rozpocząć.
@Munehira Aoi @Keita Gotō + każdy, kto plącze się wokół naszej pięknej Cruelli, przepraszam, ale mózg mi już wycieka uchem
+ psikus: okazanie uczuć.
I will not let you have me without the madness that makes me.
If our demons cannot dance, neither can we.
Munehira Aoi and Gotō Keita szaleją za tym postem.
Yuri nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo był jej wdzięczny. Za obecność, za bliskość, za wsparcie. Ten drobny gest przyniesienia drinka, dzwoneczki brzmiące w śmiechu. Każdy dotyk, pod którym nie musiał się wzdrygać. Z jej dłoni przyjąłby każdą truciznę, spijając ją z przyjemnością; dziękując i prosząc o więcej. Przecież chciał więcej... Nie tylko dusza łkała za większą ilością bodźców, ale sam żołądek zaciskał się w wielkość pięści. Wiedział, że gdyby na brzegu szklanki znajdował się arszenik, język sam brnąłby po powierzchni zimnego szkła, ściągając z niego zabójczy proszek. Tylko w ten sposób, nawet jeżeli w konwulsjach i torsjach, mógłby dalej być sobą. TYM SOBĄ, którego opuściło życie.
- Bez tych kilku drobnych rysek na twarzy podobno nie jestem najbrzydszy... - odparł łagodnym tonem, pozwalając wargom ułożyć się w delikatny uśmiech. Kiedy dłoń mężczyzny znalazła się tak blisko, Munehira przymrużył oczy, spuszczając do połowy wyblakłych tęczówek powieki. Zapach Jushi był zbyt silny, aby mógł pozostać obojętnym. Intuicyjnie, acz powoli wyciągnął dłoń w kierunku nadgarstka Enmy, przejeżdżając koniuszkami palców wzdłuż przeguby. Nos Aoi na krótki moment skierował się ku wnętrzu jego dłoni, jakby nadstawiał się pod pieszczotę. Chłonął każdą drobną nutę zapachów, jakie przykleiły się do skóry mężczyzny — słodycze, perfumy i ten znajomy, wgryzający się w serce aromat miękkiego futra, które przeczesywał przez tyle lat, błądząc palcami przez pysk, zatapiając paliczki w grubym kołnierzu sierści. Sierści zlepionej krwią, której trzymał się tak cholernie mocno, kiedy obce kły rozrywały miękką tkankę policzka, zalepiając oczy gęstą śliną.
Hattori...
Aoi na krótki moment całkowicie zapomniał o tym, że poza nim i Enmą, na balu znajduje się ktoś jeszcze. Kiedy świadomość zaczęła wracać, powoli, ociężale, głowa subtelnie przechyliła się bok, przyjmując rzeczywistość, w której trwał, analizując na nowo swoje położenie.
Nie mogę jej znowu stracić... nie mogę jej znowu stracić...
Przekleństwa, które niosły się w znajomym głosie wywołały w Munehirze krótki śmiech, rozbijający się echem w klatce piersiowej. Ów grubas, który wpadł na mężczyznę niczym taran, przystanął na sekundę przy ramieniu yurei, szeptem zdradzając rolę, jaką miał pełnić podczas zabawy. Cóż, uroki bycia ślepcem.
Nawet nie zauważył, kiedy ociężałe ciało zniknęło, a zastąpiła je drobna sylwetka Yuri. - Dziękuję. Jesteś cudowna, Yuri - odparł, przyjmując wysoką szklankę, palcami błądząc przez jej brzeg. Jego brwi uniosły się, kiedy natrafił na wykałaczkowy kształt i pergaminową czapeczkę... - parasolka? - w jego głosie zabrzmiało szczere rozbawienie, kiedy wolna dłoń przesunęła się przez ramię Chie, z czułością sunąc przez jej skórę ku karkowi, kiedy to kciuk na krótki moment zaparł się na linii jej podbródka.
I zapewne trwałby w tym rozbawieniu, walcząc z psim warkotem niosącym się w czaszce, gdyby nie... Gdyby nie to.
Jakże miłe jest spotkać inne istoty nocy na tym balu.
Nie potrzebował nic więcej. Żadnego dodatkowego słowa. Żadnego zapachu. Niczego. Tylko jej. Jej ciała. Jej życia. Jej obecności. Jej śmierci. Jej słodkiej śmierci. Tutaj. Teraz. Ani sekundę później. Już.
Rwący ból uderzył najpierw splot słoneczny, rozlewając się otumaniającym ciepłem przez całą klatkę żeber; krótkim szarpnięciem, spięciem mięśni, wdzierając się w kręgosłup, a stamtąd prostą ścieżką, wkradając się w czaszkę.
Jej słowa... Wiedział, że chodzi jej o niego. Nie był idiotą, za którego musiała go mieć. Tak. Miała go za idiotę. Kretyna.
Psi warkot wypełniał umysł, rozrywając mózg na strzępy. Sapliwy, ohydny pomruk, zajął miejsce każdej myśli, jaka mogła mieć jeszcze znamiona dobrej i niegroźnej. Fakt, że wokół niego i Miyazaki znajdowały się co najmniej cztery inne osoby, nie miało znaczenia. Najwidoczniej cały ten bal miał stać się ich balem.
Koniec... Koniec z głodem.
Śmiech, który wyrwał mu się z piersi, nie był śmiechem, którego mogli się spodziewać inni. Nie było w nim radości, nie było powodu, aby się zaśmiać.
Szyja, nadgarstki, serce... Jej serce.
Wolnym ruchem wyciągnął parasolkę z drinka, odkładając ją na stół. Równie spokojnym ruchem zbliżył brzeg szklanki do warg, pozwalając Miyazaki i jej towarzyszowi odegrać całą tę żałosną scenkę. Jeden łyk. Kolejny. Jeszcze jeden. Za jednym przechyleniem opróżnił całą zawartość szkła, brzegiem dłoni przesuwając przez kąciki ust, zbierając z nich na rękawiczkę resztkę alkoholu.
- Uważaj na siebie skarbie... dobrze? Albo mi towarzysz... - Munehira nachylił się delikatnie nad uchem Chie, szepcząc, jakby zdradzał jej właśnie sekret wiecznego życia. Uśmiechnął się na koniec, w ten paskudny sposób, w jaki uśmiechają się rzeźnicy, zadowoleni z tego, jak oprawili świńską półtuszę.
Gładkim ruchem uderzył dłonią, w której trzymał szklankę, o gruby blat stołu, roztrzaskując ją. Zgrzyt szkła pod palcami przyprawiał o ciarki przyjemności, stawiając włosy dęba, przeprowadzając elektryczny impuls wzdłuż każdego nerwu.
- Ohhh... zrobiłem się strasznie niezdarny ostatnio - w jego głosie nie było zdziwienia, na próżno było doszukiwać się przepraszającego tonu. Każdy ruch, każdy gest wykonał z perfekcyjną premedytacją i nie miał zamiaru tego ukrywać. Nie było na to czasu, nie było na to miejsca.
Palce, które okalała skórzana rękawiczka, zacisnęły się na najdłuższym odłamku. Kciuk mocno przylgnął do krawędzi ostrego szkła.
Koniec z głodem. Koniec z tym pieprzonym głodem.
Nie musiał widzieć, aby wiedzieć, gdzie znajduje się kobieta. Była tuż obok. Różana woń prowadziła go przez tak długi czas... Mąciła w głowie. Odbierała oddech. Przyciemniała przeznaczenie.
Aoi gładkim ruchem przesunął się w kierunku Żałości, wolną dłoń wplatając w długie włosy tuż nad linią karku.
Jedno szarpnięcie...
Chociaż palce owinęły się wokół kosmyków, była w tym pewna delikatność, jakby stęskniona czułość.
Zniknęła...
- Wróciłaś... Stęskniłem się za Tobą, Miyazaki - błękitne, owiane mleczną mgłą tęczówki zaszły łzawą zawiesiną, kiedy dłoń dzierżąca szklaną brzytwę, przywarła do gładkiej skóry nad aortą Żałości. - Tak cholernie tęskniłem...* - wychrypiał, praktycznie przykładając policzek do szczęki kobiety, dociskając szkło do jej szyi, mocniej zakleszczając palce drugiej dłoni, zagarniając jej włosy w silniejszy uścisk. - Ale widzę, że Ty znalazłaś sobie pocieszenie po tym, jak mnie porzuciłaś... A jednak znowu jesteśmy razem.
@Miyazaki Żałość Tsukiko @Warui Shin'ya @Hattori Heizō @Seiwa-Genji Enma @Yuri Chie
/za wszelkie błędy przepraszam, ale godzina taka, że musicie wybaczyć.../
*psikus za okazywanie uczuć...
Yuri Chie ubóstwia ten post.
Miyazaki Żałość Tsukiko gardzi postem aż przykro.
Odchylona, zaśmiała się, gdy zdała sobie sprawę z pytania. Ino na ułamek sekundy, jeszcze przed rozpoczęciem tańca zerknęła na ekran niewielkiego sprzętu. Swoje wiedziała. I swoje miała zamiar zachować dla siebie.
Wróciła bliżej, z pomocą jego silnej ręki. Dłoń, zamiast na ramieniu, ułożyła na policzku, do przeciwnego ucha zbliżając się ustami — Zastanowię się. Ale ciebie zostawię na sam koniec — kolejny krok, niewielkie odchylenie w rytm muzyki, gdy przesunęli się dalej — Na deser — dodała, na skórze zostawiając niewielki pocałunek, gdzieś na granicy skroni i policzka, z wyraźnym, krwistym śladem.
Po zakończonym tańcu, gdy podziękowała wylewnie głębokim dygnięciem, a Keita skupił się na czymś innym, na krótki moment ponownie mogła rozejrzeć się po sali. Strojach ją otaczających, osobistościach mniejszych i większych, ciekawych bardziej i mniej...
Zacięła się na krótki moment, brwi poszły w górę. Po drodze zgarnęła z ozdobnej tacy kolejny kieliszek szampana, choć spojrzenie i tak wbite miała w jeden punkt, jak zahipnotyzowana. Tam, gdzie jeszcze kilka chwil wcześniej kręcił się Keita, pojawiła się nowa osobistość. Znaczy, oczywiście, było ich więcej, ale tylko jedna przyciągnęła jej uwagę. Możliwe, że kojarzyła ją skądinąd, tak też się jej wydawało, ale nie miało to teraz znaczenia. Nawet najmniejszego. Na drugą postać, wyższą, spowitą w białoczarne kropki, zwróciła uwagę dopiero po chwili, gdy ta niebezpiecznie zbliżyła się do kobiety. Z takiej odległości trudno było stwierdzić jakie ma zamiary, bo i ruchy nie były do przewidzenia, a mimika twarzy niedostrzegalna.
Wyjdziesz zapalić?
Pytanie wyciągnęło ją zgrabnie z zamyślenia, gdy zamrugała kilka razy, twarz odwracając w stronę mężczyzny. Wzięła głębszy oddech, by przywołać się do porządku.
— Jeszcze pytasz — nie trzeba było jej dwa razy powtarzać. Ruszyła za nim, po drodze poprawiając jedynie sukienkę, gdy ta podwinęła się niezbyt zgrabnie. Chłód dworu był nad wyraz przyjemny w starciu z rozgrzanymi od tańca policzkami. Stanęła blisko, by odpalić obydwa papierosy jednym płomieniem zapalniczki, a i przy okazji spojrzeć mu z bliska w oczy i uśmiechnąć się delikatnie — A ty jak? Wybrałeś już swoją ofiarę? — dym wypuściła kącikiem ust, zapalniczka wróciła na swoje miejsce, a ta sięgnęła jeszcze dłonią ku twarzy, by kciukiem zetrzeć ślad, który sama zostawiła. Nie będzie biedactwo takie oznaczone chodziło.
@Keita Gotō
Gotō Keita ubóstwia ten post.
Musiał nadejść moment, o którym wcześniej wspominała mu jego siostra, bo wiele osób dookoła zgodnie sięgnęło po swoje telefony. On także poczuł wibrującą komórkę w kieszeni. Odwróciła jego uwagę na tyle, by nie przypieczętować obietnicy ze swoim towarzyszem. Prawdę mówiąc, sam z siebie na pewno nie zgłosiłby się do tej zabawy, ale nakręcona imprezą Himari zadecydowała, że wpisze go na listę, uprzednio żywo tłumacząc mu zasady gry, o której sama usłyszała od znajomych. „Będzie super!” – zapewniła, choć nie był pewien, czy gdy przyjdzie co do czego, w ogóle się w tym połapie. Brakowało mu ducha rywalizacji w tej kwestii, dlatego nie przywiązywał większej uwagi do wygranej. Gdy zerknął na wiadomość na ekranie, przyjął ją do siebie bez poruszenia. Zapoznawszy się ze swoją rolą, schował urządzenie z powrotem, nie widząc potrzeby dzielenia się nią, choć kątem oka dostrzegał, że niektórzy z obecnych pokazywało dyskretnie ekrany swoim towarzyszom. Było to dziwne, zważywszy na to, że niezależnie od roli, mogli dać przewagę przeciwnej drużynie.
„Widzę, że znowu na siebie wpadamy…”
Nieznajomy głos rozbrzmiał zbyt blisko ich dwójki, by był w stanie go zignorować. Spojrzenie srebrnych oczu niby od niechcenia przesunęło się po twarzy mężczyzny, który przy pierwszym wrażeniu wydawał się wypuszczać słowa gdzieś w eter (@Munehira Aoi). Jeśli wcześniej przemknęło mu przez głowę, że znajomi ciemnowłosego chłopaka byli ślepi, teraz dostrzegał w tym pewną dosłowność. Gdy chwilę później skrzyżował spojrzenia z Enmą, wzruszył jedynie ramionami, dając mu do zrozumienia, że sam nie ma pojęcia, z kim mieli do czynienia.
Los najwidoczniej też nie chciał, żeby próba przedstawienia ich sobie doszła do skutku, gdy dookoła nich zapanował lekki zamęt.
Hattori odsunął się nieznacznie w bok, gdy zauważył, że Enma o mało co nie został powalony na wydeptaną już setkami butów posadzkę. Może jako jego towarzysz imprezy powinien wykazać się większą pomocnością, ale nie chciał stać się kolejnym elementem ludzkiego domina. Przeżył już swoje zderzenie na obecnym balu, więc nie mógł odmówić innym tych niespodziewanych doświadczeń.
„Panowie.”
Tyle w zupełności wystarczyło, by go rozpoznał (@Warui Shin'ya). Trudno było zapomnieć głos, który przez wiele nocy truł ci nad uchem i rujnował spokojny sen tylko po to, by podzielić się z tobą kolejną teorią na temat świata; przyjrzeć się jej pod wieloma różnymi kątami. Chociaż Heizō czasami brakowało sił, by snuć teorie na temat spraw, które nie dawały Shin’yi spokoju, zaczynał się do tego przyzwyczajać. Te rozmowy stawały się nieodłącznym elementem każdego wieczoru. Czasem mniej, czasem bardziej przyjemną rutyną. Wizualnie z trudem go poznawał, przez co nie mógł powstrzymać się od ostentacyjnej oceny szykownego stroju i późniejszym zatrzymaniu się na oczach, które tym razem nijak przypominały jego złote. Jedynie rude włosy i barwa głosu pozostały bez zmian.
Ciężko było się pomylić.
Co oni ci zrobili?
— Wspanialszy niż sądziłem — rzucił, a w ton jego głosu mimowolnie wkradła się nuta sceptycyzmu. Nie sposób było jej nie usłyszeć, choć poza tym nic nie wskazywało na to, że nie odpowiadało mu to nagłe spotkanie. Niewiele się zresztą zmieniło – Warui nadal miał dziurę w głowie, a to nie była najlepsza okazja, by ją łatać.
Co jednak nieco go zdziwiło, to fakt, że Enma wydawał się być jego dobrym znajomym. Czarnowłosa, która do nich dołączyła i którą kojarzył dość przelotnie (@MIYAZAKI ŻAŁOŚĆ TSUKIKO), widocznie mu towarzyszyła i przez ułamek sekundy wydawało się, że brunet w milczeniu szukał u niej odpowiedzi na niezadane na głos pytanie.
W momencie poczuł się na imprezie, na której wszyscy się znali. Jedynie on trafił tu spoza grona i nie do końca rozumiał to narastające napięcie.
Nagłe zderzenie oderwało go od rozgrywającej się w pobliżu sceny. Z jego ust nie wyrwało się żadne „przepraszam”, gdy opuszczał spojrzenie na przyklejoną do niego dziewczynę (@AKIYAMA TOSHIKO). Kolejny raz padł ofiarą czyjejś nieuwagi, ale dopiero tym razem mógł odczuć fizyczny dyskomfort związany z naruszaniem jego przestrzeni osobistej. Jego nos uderzył ciężki zapach alkoholu, który nijak pasował do drobnej i na pierwszy rzut oka za młodej osoby. Musiała ociągać się z odsunięciem zbyt długo, bo brunet wręcz odruchowo ujął palcami jej nadgarstek, by w pełnym cierpliwości geście zdjąć go ze swojego ramienia.
— Nie szkodzi — odparł już tylko dla zasady, wypuszczając ją z niezbyt silnego uścisku, gdy cofała się o krok. Prawdopodobnie tylko po to, by upewnić się, że z tym chwiejnym krokiem nie wpadnie na niego jeszcze raz. — Uważaj następnym ra-
Urwał, bo trzask tłuczonego szkła był silniejszym bodźcem niż chęć sprowadzania nieznajomego dzieciaka na właściwą drogę. To i tak nie było zresztą jego zmartwieniem. Ściągnąwszy brwi, przyjrzał się niewidomemu. Rozumiał, że uczestniczyli w Halloween, więc cała ta szopka mogła być zaplanowanym przedstawieniem, ale mimo tego efekty specjalnie nieszczególnie go bawiły.
— Co tu się właściwie odpierdala? — wymruczał pod nosem ku Enmie, uznając, że przecież lepiej znał swoich znajomych. Musiał upewnić się, że jakakolwiek interwencja była potrzebna. Nie chciał psuć innym zabawy.
@Seiwa-Genji Enma
Wzruszył lekko ramionami. Ktokolwiek by odwiedził miejsce jego spoczynku, Hayate nie miał już na to wpływu. Bez wątpienia pojawiało się tam wiele osób, których nawet nie znał, ale oni znali jego – z najróżniejszych form, w których pokazywał się publicznie, za które ludzie go kochali lub nienawidzili. Senzaki mógłby się wmieszać gdzieś w te towarzystwo i pewnie nikt nie zwróciłby większej uwagi, ale czy aktorowi wyjątkowo zależało na tym, żeby ktokolwiek tam przychodził? To było miłe, widzieć, że jednak ktoś pamięta, przyjdzie okazać szacunek, ozdobi smutny kawałek kamienia upamiętniający jego nie tak długą egzystencję. Ale z drugiej strony wiedział, jaki smutek ogarnia niektórych na myśl, że już nigdy go nie zobaczą i nie usłyszą na żywo. Przechodził przez to samo dekadę temu, przy okazji pożegnania brata i długo wygrzebywał się z tej osobistej tragedii. Czas na szczęście umiał wyleczyć większość ran, choć nadal pozostawiał ślady przypominające o danych wydarzeniach.
– Bo granica pomiędzy światem żywych i zmarłych jest dzisiaj na tyle cienka, że jestem w stanie przybrać fizyczną formę. Dlatego w tym okresie jest większość świąt poświęconych zmarłym – Halloween, Dia de Muertos, Wszystkich Świętych. – Dla niego to było całkiem normalne i nie brzmiało jak zdania wypowiedzone przez typa nawiedzonego czy na wyjątkowo mocnym haju. Wychowywał się w tej wierze, od dziecka uczył o obu światach, poznawał nazwy i opisy poszczególnych yokai, kami oraz innych istot wędrujących wśród nich. Wcześniej nie musiał tego widzieć, żeby uwierzyć – teraz bardzo chciałby zamienić się miejscem z kimś, kto nigdy nie doświadczył śmierci w żadnej postaci. Widział świat niczym słabe odbicie w szybie, tkwiąc w miejscu pełnym innych nieczęśników, najczęściej wyglądających tak przerażająco, że robiło mu się słabo na samą myśl. Teraz, pierwszy raz od długiego czasu, nie widział żadnych zjaw, nie słyszał lamentów, nie ukrywał się przed demonami w obawie, że zeżrą go „żywcem” i jeszcze sobie chwilę pocierpi przed drugą śmiercią.
– Zwykli ludzie nie widzą duchów i całego tego badziewia z zaświatów – rzucił mruknięciem, kiedy i jego procenty pogryzły po gardle, przypominając rzeczy, których po śmierci nie mógł doświadczać nie posiadając ciała. – Nie wiem czy kojarzysz te najpopularniejsze opinie wierzących w zjawiska paranormalne, że duchy to osoby, które miały jakąś niedokończoną sprawę. Mówiąc w skrócie – mniej więcej tak to właśnie działa. Jeśli w chwili śmierci masz jakieś bardzo silne pragnienie, to jest szansa, że twoja dusza utknie na granicy. – Wpatrzył się w kieliszek nieco pustym wzrokiem. Minęły dwa lata, a on dalej nie wiedział czy się cieszyć, że jeszcze miał szansę zrealizować swoje marzenia, czy raczej wpadać co chwila w lament, że był trupem i był za młody na umieranie. Już pomijając możliwość powolnego stoczenia się w otchłań beznadziei, stopniowe zapominanie o sobie samym prowadzące do przemiany w niezbyt przyjemne i chyba już mało rozumne stworzenie, które na wieczność stawało się więźniem świata pomiędzy życiem a śmiercią.
– Nie jesteśmy w stanie odejść, dopóki nie zrealizujemy swojego celu, ale nie możemy tego zrobić bez pomocy kogoś z tej „drugiej”, żywej strony. I tu już pewnie widzisz nasz główny problem: znajdź chętnego do pomocy, kiedy nie masz fizycznego ciała, większość cię nie widzi, a jak znajdziesz już okazję, to po objaśnieniach ktoś może spytać czy nie uciekłeś z wariatkowa. Niby jest opcja dogadania się z medium, ale nigdy nie wiadomo czy nie spróbuje cię wyegzorcyzmować przy pierwszej okazji. – Wyzerował zawartość swojego szkła i podsunął je Tetsu w niemej prośbie o uzupełnienie zawartości. Zawsze miał słabą głowę, ale w tym momencie mógł chyba tylko zapić swoje problemy i cieszyć się brakiem kaca następnego dnia – w końcu w Kakuriyo ból nie istniał. To chyba jedyne pocieszenie mając na horyzoncie wizję powrotu do swojego niezmiennie beznadziejnego stanu za kilka godzin.
@Tetsu Senzaki