Yamazakura to całoroczna atrakcja turystyczna położona na skraju Kolorowej Dzielnicy. Podobnie jak reszta znajdujących się tu przybytków, ożywa dopiero z nastaniem zmroku. To wtedy tysiące świateł oświetla kolejkę górską, melodie kilku karuzel mieszają się ze sobą i gwarem odwiedzających park gości, a diabelski młyn leniwie zaczyna kolejny dzień swojej pracy. Cały teren przepełniony jest ogromem przeróżnych, często tematycznych, zjeżdżalni, torów dla gokartów, karuzel, huśtawek i kolejek. Gdzieniegdzie wśród nich wyrastają budynki skrywające w sobie domy strachów, strzelnice, pokoje zagadek, punkty gastronomiczne czy niewielkie stoiska z upominkami i zabawkami. W okresie zimowym większość atrakcji znajdujących się na świeżym powietrzu jest wyłączona z użytku, ustępując miejsca rozrywce pourywanej w zabudowaniach. Pokój zagadek, który spłonął rok temu nadal jest wyłączony z użytku, ukryty przed wzrokiem wścibskich ogromną drewnianą ścianką z zapowiedzią powstania tu labiryntu. Powietrze w parku przesycone jest charakterystycznym, słodkim zapachem waty cukrowej.
- Ciekawe, czy mają tutaj jakieś stoisko z kawą - rzucił tylko kilka zmęczonych słów w eter, przyglądając się temu, jak ktoś zgarnął jedną z głównych nagród przy pobliskim stoisku. Sam z kolei spróbował jakoś opleść wokół siebie trzecie boa, co z pewnością nie miało się skończyć tragedią w przyszłości.
@HECATE SHIRSHU BLACK
Westchnęła tylko, ruszając dalej, obserwując, jak Japończycy korzystają z dobroci festiwalu, jak biorą udziały we wszystkich oferowanych rozrywkach, jak kosztują przekąsek, jak dzielą między sobą radosne słowa i historie, jak łapią się za ręce i idą przed siebie. Najwyraźniej te kilka dni trwania wydarzenia wyrywało ich z szarej rzeczywistości, co, nie ukrywała, nieco ją fascynowało.
– Ciekawe, czy mają tu jakieś stoisko z kawą.
Obejrzała się przez ramię, konfrontując wzrok z oplecionym nagrodami chłopakiem. Wyglądał całkiem uroczo otulony tymi kolorowymi ozdobami.
– Za rogiem sprzedają mrożoną kawę – zaoferowała, posyłając mu drobny uśmiech. Sama również zmierzała w tamtym kierunku, przy okazji wyłuskując ze schowanej w ubraniu paczki kolejnego papierosa. Utkwiony między ustami filtr drgnął, gdy końcówka zatliła się delikatnie.
@Miyashita Ruuka
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
- Za rogiem? - powtórzył tylko, ruszając z miejsca. Wszystko po to, aby potknąć się o jedno ze luźniej zwisających z niego boa o mało nie lądując płasko na ziemi. Po krótkim tańcu paralityka, który próbuje uniknąć opcjonalnego salto we własnym występie, ciemnowłosy spróbował dogonić jego informacyjną wybawczynie i zrównać się z nią krokiem. - Swoją drogą, nie wiesz może gdzie mają to całe drzewo do życzeń? Zwykle tego typu rzeczy są w okolicach nowego roku, ale nie ma co gardzić odrobiną dodatkowego szczęścia, nie? - dopowiedziałby tylko, zastanawiając się nad tym, czy prośba o wygrywanie w gachy do końca roku była czymś, czego nie powinien robić. Co innego miał jednak do wyboru? Pokój na świecie? Koniec głodu? Albo ewentualnie jakaś forma zemsty, która niekoniecznie była mu po drodze.
Rozmowa jakoś potoczyła się chwilę dłużej, po czym przymarła. Zebrani rozeszli się w swoje strony, a ciemnowłosy ruszył szukać jakiegoś specyficznego drzewa przeznaczonego na odpowiednią okazje, aby ostatecznie udać się do nie-tak-swojego mieszkania na zasłużoną drzemkę.
Otrzepał robocze rękawice bardziej na znak skończonej pracy niż w celu pozbycia się faktycznych zabrudzeń, zaraz i tak brudząc je pyłem na nowo, gdy wspiął się na metalowy podest jednej z dziecięcych karuzel. Wypełznięcie z odmętów kabli i innego, zwykle ukrytego przed wzrokiem gości, technicznego ustrojstwa wcale nie było takie łatwe. Wcisnął przełącznik na panelu sterowania, po chwili przywrócił go do poprzedniego ustawienia i przełączył go ponownie, już z mniejszą cierpliwością.
Klik. Klik. Klik.
Karuzela pełna upiornie wielkich kaczek z wydrążonymi grzbiecikami, w których zamontowano siedziska, nawet nie zareagowała. Plastikowe zwierzaki tylko łypały na Jiro podejrzliwie, nie mając zamiaru ruszyć się z miejsca. Nie zapaliło się też żadne światło ani nie wyłączyła melodyjka.
Hasegawa przejechał dłonią po karku z rosnącym zażenowaniem.
No to kurwa naprawił. Wcześniej wysiadł po prostu dźwięk.
O gości odwiedzających park nie musiał się martwić, mieli do wyboru mnóstwo innych atrakcji. Jego podopieczna, stojąc tak w ciemności nawet nie zachęcała do bliższego zapoznania się, wśród tylu o wiele lepszych sąsiadek. Entuzjazm ostatnich upartych tak czy siak studziła taśma blokująca wejście na schodki i podest.
Jiro oparł się o barierkę i spojrzał w tłum mijających go ludzi. Może miał nadzieję, że któraś z przechodzących obok osób natchnie go co do rozwiązania problemu. Zamiast tego wypatrzył znajomą czuprynę i bez wahania zszedł z posterunku, by ruszyć za znajomym.
– Cześć Enma – rzucił na przywitanie, gdy zrównał się z chłopakiem, nie zatrzymując go, a idąc tuż obok, jak cień; wlepiając w niego zmrużone ślepia całkowicie ukryte w czarnych oczodołach wilczej maski.
Przyzwyczajony do tego kawałka plastiku bardziej niż do własnej twarzy - w końcu nie rozstał się z nią nawet po śmierci - zupełnie nie wziął pod uwagę faktu, że może nie zostać rozpoznany. Może właśnie dlatego tak beztrosko kręcił w powietrzu latarką zaczepioną sznurkiem o nadgarstek, coraz bardziej strzępiąc mankiet czarnej bluzy z wielkim logo Yamazakury na plecach.
– Jeżeli cię nie wpuścili na jakąś atrakcję przez wzrost, możesz powiedzieć, przemycę cię – zaoferował przymilnie, nie wiedząc nawet na jak bardzo cienki lód właśnie wszedł.
Seiwa-Genji Enma and Shiba Ookami szaleją za tym postem.
Wsunął dłonie w kieszenie, leniwie rozglądając się dookoła. No cóż, nie przyszedł tu ani na wakacje ani na odpoczynek. Miał robotę do wykonania. Jaka szkoda. Może następnym razem poprosi Kamiko albo Shin'a aby mu towarzyszyli. Może wtedy uda mu się zaznać przyjemności ze słynnych kolejek i innych atrakcji.
"Cześć Enma"
Drgnął, słysząc swoje imię z ust nieznajomego. Nienawidził, kiedy obcy ludzie zaczynali się z nim spoufalać. Ba, nienawidził interakcji z innymi, dlatego też mimowolnie przyspieszył kroku. Niestety, ten facet ewidentnie go śledził. Ha, miał nawet czelność zrównać z nim kroku. Bezczelny.
- Odczep się pan, co? - warknął, a na języku zaczęły pojawiać się coraz to nowsze epitety, które tylko czekały, żeby opuścić jego usta i ujrzeć światło dzienne. Bogowie mu świadkiem, że jeżeli ten facet się nie odczepi, to-
Przystanął nagle, mrużąc oczy aby przyjrzeć się mężczyźnie.
Pracownik parku.
Głos jakby znajomy.
Jakby go znał.... Czy to-
- Hasegawa? - zapytał, a jego podejście do niego momentalnie uległo zmianie. Na ustach pojawił się uśmiech, a ton głosu złagodniał. - Totalnie cię nie poznałem. I bardzo śmieszne. Może bym skorzystał, ale nie przyszedłem tutaj w celach rozrywkowych. - przesunął się w bok robiąc miejsce opasłej Japonce, która pchała wózek ze swoim bombelkiem, jednocześnie ciągnąc drugiego za rękę, który rozmiarami zaczynał przypominać słynnego ludka z Michelin.
- Jestem tu w pracy. O, właśnie... - zrobił krok do przodu, chcąc zbliżyć się do mężczyzny, a głos mimo wszystko lekko ściszył, jakby w obawie, że ktoś niepowołany go dosłyszy. Choć w tym całym wrzasku ciężko byłoby o to.
- Nie macie tu problemu z.... dziwnymi rzeczami? Dostałem zlecenie, że ponoć wieczorem, przy jakiejś karuzeli z kucykami dzieją się jakieś niewyjaśnione rzeczy. I przyszedłem to sprawdzić. Mógłbyś mnie tam zaprowadzić?
@Hasegawa Jirō
Hasegawa Jirō ubóstwia ten post.
Och, jaki parszywy miała humor. Sama nie wiedziała dlaczego — a może jednak wiedziała, ale nie chciała się do tego przed sobą przyznać? Dlaczego tak błahy, wręcz nieistniejący problem, tkwił jej ością w gardle? A może ten problem był jednak rzeczywisty, a Itou go ciągle ignorowała, starając się upchnąć gdzieś pod skórą? Sama już nie wiedziała, co myśleć i co czuć. Miała bardzo plastyczną chęć wyciągnięcia sobie mózgu z czaszki i odłożenia gdzieś na półkę. Mógłby się pokurzyć, a ona od niego odpocząć. Dlaczego takie rozwiązanie nie było możliwe?
Kręciła się po Kolorowej Dzielnicy zupełnie bez celu, mając nadzieję, że coś w końcu dostatecznie odciągnie jej uwagę. Nawet przed wyjściem z domu ubrała się ładnie, umalowała i ułożyła starannie włosy. Starała się zrobić cokolwiek, by poczuć się lepiej, a jej odbicie w lustrze nie wydawało się tak dojmująco smutne, zmęczone, wkurzone i po prostu, według niej, dzisiejszego dnia brzydkie. Niestety, zabiegi te pozwoliły jedynie na sprawienie, aby nie straszyć innych przechodniów swoją miną, a ona sama wciąż przechodząc koło witryn sklepowych, krzywiła się na własne odbicie.
Telefon zawibrował w torebce. Itou zaczęła wyciągać go z poirytowaniem, będąc przekonana, że ponownie jakiś telemarketer chce jej coś sprzedać, przedłużyć abonament, który kończy się dopiero za pół roku, albo nawet nie odezwie się do niej człowiek, a drętwy bot. Ze zdziwieniem i ulgą dojrzała znajomy numer podpisany imieniem Hiroshi. Dzwonił, aby dopytać ją o szczegóły chyba już z dziesiątego złożonego przez nią zamówienia na ramy do obrazów. Cóż, miała słabość do ładnych rzeczy, więc i zmieniała wystój galerii, jak rękawiczki. Matsumoto przynajmniej mógł na niej regularnie zarabiać, a Itou za jego prace chętnie płaciła. Miała w zamiarze zaproponować mu stałą współpracę, ponieważ sami klienci zaczęli dostrzegać piękno wychodzących spod jego rąk drewnianych ram, chcąc nawet za nie dopłacać. Alaesha nie chciała jednak zarabiać na jego pracy, a raczej tylko wzbogacić swoją ofertę. Musiała więc z nim o tym porozmawiać i przedstawić propozycję.
„To coś pod skórą” nie pozwoliło jej w trakcie rozmowy zachować dla siebie swojego humoru, sięgając jasnej iskierki, człowieka, którego mogłaby się uczepić. Hiroshi szybko zorientował się, że coś było u niej zdecydowanie nie tak. Na jego pytanie, czy chce się spotkać, mogła przecież powiedzieć, że nie ma potrzeby. Że wszystko jest ok, zmusić się do śmiechu do słuchawki, choćby z kwaśną miną, której i tak by nie zobaczył. Nie była jednak w stanie i chętnie przystała na propozycję, mówiąc gdzie mogą się spotkać. Podała mu adres, ale nie powiedziała, że stoi akurat pod Yamazakurą. Być może spłoszyłby się, wycofał, a ona była tak samolubna, że tego nie chciała. Zresztą, przecież wcale nie muszą iść do parku rozrywki, spacer czy zjedzenie razem ramenu byłoby równie dobre. Niemniej usiadła na ławeczce pod bramą, czując w końcu, ledwo przebijające się, ale jednak, przyjemne drżenie, że czeka ją dzisiaj jeszcze coś miłego.
Ubiór
@Matsumoto Hiroshi
Mamoritai Akari, Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Karafuruna Chiku zdawała się już teraz budzić do życia - by tuż po zmroku rozwinąć skrzydła i całkowicie wzmocnić swój charakter. Do zachodu słońca pozostało jednak jeszcze trochę czasu, a już teraz jego myśli mieszały się z hałaśliwymi odgłosami miasta, kiedy obserwował tę skąpaną w krzykliwych szyldach i neonach część miasta. Zerknął mimowolnie na wyświetlacz telefonu, by sprawdzić godzinę. Niemal zapomniał, że wcześniej służył mu do tego wyłącznie zegarek, który uparcie i oldschoolowo zdobił jego nadgarstek.
Coś jednak powodowało, że smartfon, który wciąż spoczywał w jego dłoni, stał się nieodłączną częścią jego życia.
Tak nagle. Tak niepodobnie do niego.
Nie ma co się oszukiwać, z wiadomych względów nie był entuzjastą nowoczesnej technologii, a jego telefon nie był najnowszym modelem z milionem funkcji, których nie potrzebował. Ten telefon. Mimo że wcześniej zostawiał go w przypadkowych miejscach, przypominając sobie o nim dopiero wówczas kiedy ktoś dzwonił - tak teraz praktycznie się z nim nie rozstawał.
Wbrew swoim własnym prognozom, wiadomości wymieniane z nieznajomym - bo wciąż przecież nie znali swoich imion, nie zakończyły się po krótkiej wymianie zdań. Przeszły z czasem do pewnej codzienności, mimo że nie rozmawiali każdego dnia. Za to zawsze o późnych godzinach nocnych, zupełnie jakby obaj cierpieli na bezsenność. Zazwyczaj zaczynało się od niewinnego "Śpisz?" od niego samego lub jego rozmówcy, by potem ciągnąć się niemal do bladego świtu. Z czasem sam zaczął łapać się na tym, że czeka na te późne godziny, w nadziei, że ujrzy ikonkę z napisem "wiadomość odebrana".
Jego wzrok utkwił nagle na monumentalnym diabelskim młynie, który wznosił się ponad wysokie ogrodzenie Yamazakury, a jego ciało poruszyło się gwałtownie, gdy tylko taksówka zatrzymała się pod wskazanym adresem. Nigdy wcześniej tutaj nie był i jeszcze z większym zdziwieniem przyjął fakt, że to koniec trasy. Grzecznie podziękował kierowcy i wysiadł z pojazdu, który już w chwilę później ruszył niemal na piskach, wozić po mieście kolejnych zniecierpliwionych klientów.
Dostrzegł Alaeshę siedzącą na ławce po drugiej stronie ulicy, tuż obok bramy prowadzącej do parku rozrywki. Ciężko nie dostrzec czerwieni, która okalała jej szczupłe ramiona. Stanowiło to bardzo ciekawy kontrast do czarnobiałych, kraciastych spodni, których bardzo szerokie nogawki poruszyły się niespokojnie przy delikatnym podmuchu wiatru. Ładnie i estetycznie, zawsze tak wyglądała. I taką ją pamiętał.
Na pierwszy rzut oka wszystko zdawało się wyglądać normalnie. Dla kogoś, kto jej nie znał, mogła być kobietą, która po prostu w zamyśleniu na kogoś czeka i na próżno było szukać na jej twarzy jakiegokolwiek drogowskazu, który mógłby zasugerować, że coś jest nie tak.
Ale Hiroshi widział, że coś się zmieniło, gdy zbliżając się w jej kierunku dostrzegał, że jej sylwetka pozostawała w tak nienaturalnym dla siebie bezruchu. Sprawiała wrażenie nieobecnej, a jej wzrok, z pozoru nawet niewyrażający smutku, zawieszony był gdzieś w oddali.
Już wcześniej w tracie rozmowy telefonicznej wyczuwał tę zmianę, kiedy nie mógł doszukać się jej uśmiechu, wplatanego gdzieś między słowami. Zawsze gdzieś był, jednak tym razem jakoś dziwnie go brakowało. Niecodziennie. Bez tej bardzo pozytywnej energii, jaką wysyłała wraz unoszeniem się kącików ust, które zachowywały się tak, jakby zostały do tego stworzone.
Mógł przysiąc, że zdarzało mu się słyszeć jej uśmiech przez telefon, choć wydawało się to absurdalne i nielogiczne.
Czy można w ogóle słyszeć czyjś uśmiech? Każdy mógł odpowiedzieć, że to niemożliwe. Niemożliwe, do czasu gdy ta osoba nie poznała Itou.
- Witaj Alaesho. - przywitał się w ten swój charakterystyczny, oficjalny sposób. Mimo że ich relacja znacząco zmieniała ostatnio kierunek z zawodowego na bardziej koleżeński i osobisty, nie mógł wyzbyć się swoich naleciałości, które wpajano mu od najmłodszych lat. Nie przywykł do bardziej swobodnych powitań i nie zanosiło się, by wkrótce miałoby się to zmienić.
Zdziwiła go jej nieco nerwowa reakcja, zupełnie jakby nagle zaskoczył ją swoją obecnością.
- Nie chciałem cię przestraszyć, Mogę? - zapytał, wskazując na wolne miejsce obok niej.
Podciągnął delikatne nogawki spodni, by usiąść na drewnianych, kolorowych listwach. Nawet ławki w tej dzielnicy zdawały się odpowiadać jej nazwie.
- Wszystko w porządku? - zapytał z troską w końcu spoglądając na jej twarz. - Brzmiałaś bardzo smutno, kiedy rozmawialiśmy przez telefon... - jego ciemne oczy błysły z wyraźnym przejęciem, kiedy przeniósł wzrok z jednej jej tęczówki na drugą. - Oczywiście nie musisz niczego mówić, jeśli nie chcesz. -zapewnił. - Możemy też tutaj posiedzieć i pomilczeć.
Jego oczy, wiedzione hałasem zza wysokiego ogrodzenia, powędrowały w kierunku bramy Yamazakury.
- Albo nawet od razu wejść do środka, jeśli potrzebujesz towarzystwa. Jestem do twojej dyspozycji.
Ubiór
@Itou Alaesha
Itou Alaesha and Naiya Kō szaleją za tym postem.
Potrzebowała tego spotkania z Hiroshim. Musiała się tylko ogarnąć do jego przyjścia, nie rozkleić się bez powodu i bezsensownie na tej kolorowej ławce pod wesołym miasteczkiem. Cóż za żałosny byłby to widok...
Była przekonana, że obecność dobrego znajomego poprawi jej humor, a też pomoże utrzymać fason. Umówili się na to spotkanie zupełnie przypadkowo, ale nie mogłaby wymarzyć sobie lepszego towarzysza na dzisiejszy wieczór. Matsumoto był spokojny, opanowany, racjonalny i potrafił zachować odpowiedni dystans. To ona zawsze naginała konwenanse i jego osobiste granice — nie te cielesne, jednak te związane z rozmowami, pytaniami, czy żartami. Wszak powinna czuć się bezpiecznie koło niego w swojej skorupie, czerpiąc energię z towarzystwa, jednocześnie trzymając się, dziś wyjątkowo, o dwa kroki z tyłu.
Podmuch we włosach. Oddech.
Podmuch na ramionach. Oddech.
Podmuch w szerokie nogawki spodni. Oddech.
Po...
Wstrzymała oddech w wyniku nagłej obecność. Nie zauważyła go, choć wydawało się jej, że cały czas szukała go wzrokiem. W pierwszym odruchu nawet go nie poznała, więc i nie udało się Alaeshy ukryć pierwszego wrażenia zaskoczenia, ściągniętych gniewnie brwi na zaburzenie nikłego, a tak ciężko budowanego, spokoju. Szybko się jednak zorientowała, że to przecież Hiroshi. Uniosła zgarbione plecy do wyprostowanej pozycji i uśmiechnęła się blado, jednocześnie wypuszczając ustami niechciane westchnienie, oddech, który zatrzymała w płucach na zbyt długo. Wypadało zacząć normalnie oddychać. Przecież niektóre emocje są brzydkie i nie warto ich pokazywać. Czemu miałaby chcieć oberwać, za ukazywanie tego, co z pewnością jest dla innych ludzi odpychające? Ala musi być ładna, uśmiechnięta, opanowana. Po prostu musi, więc w towarzystwie te emocje powinny zniknąć, zdezintegrować się, umknąć w niebycie. Jakby nigdy ich nigdy nie było.
— Cześć! Jasne, siadaj! — Dała z siebie wszystko w to krótkie przywitanie. Wzniosła się na wyżyny swoich umiejętności aktorskich, dając mistrzowski pokaz, że przecież nie jest tak źle. Usiadł koło niej, a ona starała się być sobą. Taką jak zwykle, taką, jaką już poznał. Jednak jego kolejne pytanie całkowicie ją zmroziło. Chyba mogła być sama sobie winna, cały czas wyciągając go z własnego komfortu i przesuwając granice tej znajomości w kierunku przyjaźni. Nie spodziewała się takiej bezpośredniości, takiego prostego zdania padającego z jego ust, że „brzmiała smutno". Cholera. Zamarła, nie wiedząc, co powiedzieć. Przejrzał ją od razu, przejrzał ją już w trakcie rozmowy przez telefon. Kłamstwo nie miało sensu.
— Coś mnie dzisiaj ugryzło, ale nie wiem co. Pewnie mi zaraz przejdzie. — Skubnęła wnętrze dłoni długimi paznokciami w nerwowym geście. Nie musiała jednak od razu żalić się i zrzucać na niego swoje troski. Szczególnie że przyczyny jej stanu wciąż były dla niej niepewne i owiane kłębami tajemnicy. Niemniej ta troska wypływająca z pytania i sam fakt zainteresowania się jej samopoczuciem wskrzesiło w niej cieplejszą iskrę. Poczuła, jakby objął ją ramieniem, choć wcale tego nie zrobił.
Tego, czego się jednak jeszcze bardziej się nie spodziewała, to propozycja Hiroshiego. Nie wyobrażała go sobie w takim miejscu, więc oferta wejścia do Yamazakury musiała wypłynąć ze względu na nią. Było to bardzo miłe, a blady uśmiech nieco pojaśniał.
— Bardzo chętnie, chyba mi to dobrze zrobi. — Poczuła, że wesołe miasteczko może ją ożywić. Chętnie przeżyłaby coś mocniejszego — może przejazd roller coasterem — intensywnie czerwoną kolejką. Zawsze jej unikała, ale dziś było inaczej. Może mocniejszy powiew powietrza wywiałby z niej te śmieszne wątpliwości.
Stanęli w kolejce do wejścia, która jednak szybko poruszała się do przodu. Nim Alaesha zdążyła otworzyć usta do kasjera w okienku, Matsumoto ją wyprzedził i nie pozwolił zapłacić za bilet wstępu. Coś w głębi chciało zrobić jej wyrzut, że tylko naraża go na zmartwienia i koszty, ale nie poddała się temu. Ponownie sprawił, że poczuła się odrobinkę lepiej.
Weszli do środka, gdzie kolory, gwar i przechodzący ludzie dosłownie ich zalali, a Hiroshi i Alaesha stali się częścią płynącego tłumu. W zasadzie było to przyjemne; czuła rozpuszcza się w tym tłoku, będąc częścią większej całości — w której jej problemy i uczucia nie mają już żadnego znaczenia. Artystka zauważyła budkę z bubble tea, zdając sobie sprawę, że od dawna nic nie jadła ani nie piła. Jedzenie na razie nie przeszłoby jej przez gardło, jednak kolorowe kulki z tapioki i pokrojone kawałki galaretki już jak najbardziej.
— Chodź! Kupię nam bubble tea! — Podeszła pierwsza do stoiska, wybierając zupełnie bez zastanowienia czerwoną wersję. Nie sprawdziła nawet smaków, wystarczył burgundowy barwnik i rubinowe kuleczki w środku. Poczekała na Hiroshiego i tym razem, wyprzedziła go w płatności.
— Może usiądziemy na ławce, wypijemy i zastanowimy się, co robimy dalej? — Ożywiła się nieco, idąc z napojem w ręku. Substancja w przezroczystym kubku zafalowała, gdy wzięła łyk przez grubą słomkę.
@Matsumoto Hiroshi
Seiwa-Genji Enma, Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Gwałtowne poderwanie pozycji ciała w zaskoczeniu, jakby nagle jej w czymś przeszkodził. Wyraz twarzy okazujący tak niepodobny do niej wachlarz emocji, wachlarz spleciony z gniewu, niepokoju oraz bliżej nieokreślonego smutku.
Aż w końcu się uśmiechnęła, choć miał wrażenie, że także jej uśmiech był nie taki jak zawsze, zupełnie inny od tego, jaki pamiętał. Dostrzegł tę nerwowość reakcji i nagłe drżenie mięśni policzków, które wymusiły uniesienie jej kącików ust ku górze. Na siłę. Bo tak należy.
A on jak nikt inny potrafił rozpoznać te przykrywające, kukiełkowe uśmiechy - takie, jakie zakłada się na twarz wbrew sobie, dając pozory szczęścia, którego jednak brakuje.
Widział, ile ją to kosztowało, udawanie że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Kiedy usiadł koło niej na tej kolorowej ławce, zobaczył ten rozedrgany oddech unoszący jej klatkę piersiową w niepokoju, nieustającym spięciu, które trzymało jej ciało w nienaturalnie wyprostowanej w tej chwili pozycji.
Przez chwilę wahał się czy powinien pytać o ten smutek, czy nie będzie to jego strony wielki nietakt, z drugiej strony Alaesha nigdy nie broniła się przed zadawaniem bezpośrednich pytań. Być może właśnie tego potrzebowała. Postanowił, że zaryzykuje.
Wymijająca odpowiedź i nerwowy gest jej dłoni były wystarczającą wskazówką, by nie iść tą drogą dalej. Nie miała obowiązku spowiadać mu się ze swoich problemów i on sam nie miał najmniejszego zamiaru, by na niej tego wymuszać. Mógł się tylko domyślać, gdzie leży przyczyna takiego stanu i z biegiem czasu uznał, że dobrze się stało. Być może chodziło o sprawy sercowe, a on wiedział o tym temacie mniej niż ktokolwiek inny na świecie. Alaesha była w końcu atrakcyjną kobietą, choć on sam nie spojrzałby na nią w tych kategoriach. Zresztą na nikogo innego również.
Może potrzebowała pomilczeć, po prostu mieć przy sobie kogoś, kto nie będzie zadawał zbędnych pytań.
Jego propozycja wejścia do parku rozrywki spowodowała nagłe ożywienie i błysk w oku w tęczówce o nieoczywistym kolorze. Nawet jej wcześniej wymuszony uśmiech nabrał nagle prawdziwszych barw, kiedy jej policzki przyozdobione piegami uniosły się tym razem zdecydowanie naturalniej.
Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie zmusiłby go by wybrał się w takie miejsce. Ba! W ogóle nie przypuszczał, że byłby w stanie zaproponować, by je odwiedzić. Ale ostatecznie jego ciekawość wygrywała.
Ostatnimi czasy, kiedy jego życie nabierało trudnego do określenia rozpędu, zaczynał dostrzegać to, na co był ślepy, otrzymując przepowiednię z tych głupich kart, których nazwy nie mógł zapamiętać. A jednak coś w nich sprawiało, że rozmyślał nad tym coraz częściej.
Zerknął na Alaeshę raz jeszcze, kiedy przepuszczał ją pierwszą do wejścia, jak na gentlemana przystało. Może to o niej mówiły te karty?
Kreatywna?
Niezaprzeczalnie.
Towarzyska?
Zdecydowanie.
Chaotyczna...?
Nie mógł znaleźć w głowie konkretnej cechy, która nadawałaby jej tego charakteru, ale ciężko było nie przyznać, że sposób jej bycia, czy chociażby ekspresja emocjonalna znacznie odbiegała od niego, pozostających w określonych ramach, zachowawczych. Może to miało być tym chaosem?
Może to właśnie ona miała się wkraść do jego życia i przyspieszyć to, co nieuniknione? Przecież kiedy ją poznał nawet przez myśl nie przeszło mu, że mogliby poza relacją typowo biznesową także się kolegować, a w przyszłości może i nawet zaprzyjaźnić?
Nigdy nie miał przyjaciół. Od dziecka trzymany pod kloszem rodziców, kontakt z rówieśnikami miał jedynie w prestiżowej szkole dla elity, w której nie mógł odnaleźć sobie miejsca. Wszyscy identyczni, wszyscy jak opętane marionetki.
Kiedy przyjechał do Fukkatsu, obiecał sobie nie dopuszczać do siebie nikogo. Ale nawet nie zauważył, że Itou nawet nie zapytała o pozwolenie, kiedy powoli naginała tę znajomość w kierunku bardziej osobistym, a on sam najwyraźniej się przed tym nie bronił.
Nachalność kolorów i dźwięków uderzyła go wraz z wejściem do parku rozrywki, nawet nie zauważył, jak stali się częścią rzeki tłumu, która niczym woda zdawała się płynąć z prądem. Chyba już wiedział, dlaczego Alaesha wybrała właśnie to miejsce. Sam doskonale wiedział, jak takie miejsca skutecznie odwracały uwagę od problemów i kotłujących się nieustannie w głowie myśli.
Sam nie lubił wesołych miasteczek, od dziecka, wspominając ten jeden jedyny wyjazd z ojcem do stolicy kraju. Do jedynego w Korei Północnej lunaparku. Uruchamianego na specjalne okazje - (nieliczni) zagraniczni turyści musieli zobaczyć ten kraj mlekiem i miodem płynący, uśmiechy na twarzach jego rodaków - miały przekonywać wszystkich wokół o wielkim szczęściu i dobrobycie. Ale to wesołe miasteczko przerażało nawet niewiele świadomego kilkulatka. Diabelski młyn o wiele mniej spektakularny niż tutaj skrzypiał niemiłosiernie przy każdym najmniejszym ruchu, kiedy mozolnie kręcił się i zatrzymywał awarią co jakiś czas. Intensywnie niebieska, częściowo pordzewiała i zdezelowana kolejka górska wyglądała tak, jakby miała się za chwilę rozlecieć. Nie chciał nią jechać. Zmuszony przez ojca przeżył horror, kiedy całą przejażdżkę w przerażeniu zakrywał oczy i słuchał słów ojca, że zachowuje się jak dziewczynka. Wesołe miasteczko w jego ojczyźnie. Atrakcje z innej epoki, strzelanie z łuku, rzuty do koszyków przestarzałymi piłkami. Strzelnice z prawdziwą bronią pod asystą żołnierzy i strzelanie do pluszaków ubranych w mundury przypominające amerykańskie i japońskie. Nawet 'rozrywka' musiała być zmilitaryzowana. Ulubione zabawki jego rówieśników - plastikowe żołnierzyki. Wszystko kręciło się wokół budzenia w umysłach najmłodszych patriotyzmu i bezgranicznego oddania reżimowi.
Yamazakura znacznie różniła się od obrazu wesołego miasteczka, jaki miał w pamięci. Była większa, znacznie nowocześniejsza, a stan techniczny zdecydowanie liczniejszego i spektakularnego sprzętu na terenie parku ośmielał swoją jakością i stabilnością. Nie było czego się bać. A jednak wspomnienia jak za mgłą powodowały u niego swoisty niepokój, z którym zamierzał walczyć. Zapamiętał przekaz płynący z kart. Miał zaryzykować, tak też uczynił, kiedy przekroczył próg tego miejsca.
Tłum ludzi, głośny i wesoły, emanował szczerością i niewymuszonymi uśmiechami. Ludzie naprawdę dobrze się bawili.
Przystanął na propozycję Alaeshy wypicia Bubble tea, której pomimo mieszkania w Japonii od dłuższego czasu, nigdy nie miał okazji skosztować. Nie mógł jednak się do tego przyznać i znowu wyjść na jakiegoś kosmitę, co zdarzało mu się nieumyślnie w przeszłości. Przyszedł tutaj ze względu na Itou i nie miał zamiaru odmawiać jej czegokolwiek, co mogłoby poprawić jej nastrój. Zauważył zmianę na lepsze, kiedy się tutaj znaleźni, wciąż jednak nie była to "ta" Alaesha, którą znał od początku.
Bez namysłu wybrał pistacjowy napój, wiedział że będzie w zielonym, w neutralnym kolorze.
- No dobrze... - Z dużo mniejszym entuzjazmem przyjął, by spocząć na kolorowej ławce... w jednorożce.
- Jest różowa. - dodał pod nosem, z wahaniem kierując się za Itou. Ławka wyglądała jak dziecięca, choć jej wielkość wcale tego nie sugerowała. Pobliska bardziej neutralna - o ile neutralną można nazwać fioletową w dinozaury, była już niestety zajęta, tak samo, jak kolejna, żółta w kaczuszki.
Rozejrzał się niepewnie po twarzach ludzi, zmierzających tym nieustępliwym potokiem tłumu i z pewną ulgą przyjął fakt, że nikogo nie interesuje, na jakiej ławce siada, ani dlaczego.
Cóż, większość życia spędzona w totalitarnym państwie, gdzie wciąż był obserwowany, najwyraźniej pozostawiła trwały ślad w jego psychice.
I znowu to zrobił. Nieumyślnie stał się kosmitą, kiedy z delikatnym zirytowaniem wyjął czerwoną, gumową słomkę z napoju i zaczął siłować się z plastikową pokrywką. Dźwięk wyłamywania plastikowego wieka skupił na sobie atencję nie tylko innych ludzi, ale i Alaeshy. Nie zwrócił na to szczególnej uwagi, kiedy wyrzucał do śmietnika oderwane z plastikowego naczynia elementy. Nie był przecież jakąś tam babą, by pić ze słomki!
Usiadł z powrotem koło Itou, a ludzie w nieukrywanym zdziwieniu odwrócili spojrzenia.
- Skąd pomysł na park rozrywki? - zapytał w końcu i upił łyk pistacjowej bubble tea. - Przyznam szczerze, że nawet nie wiedziałem, że mamy w Fukkatsu takie atrakcje. To nie jest dzielnica, w której często bywam.
Właściwie prawie w ogóle.
Rozpoczęty przez niego temat uciął nagle nadbiegający piesek w kolorze zbliżonym do biszkoptów rasy Shiba inu. Nie było do końca jasne, dlaczego spośród całego tłumu postanowił podbiec akurat do nich.
- Cześć Zwierzaku, co tutaj robisz? - powiedział nieco pieszczotliwym tonem, gdy pies bez uprzedzenia zaczął lizać go po dłoni. Hiroshi uśmiechnął się pod nosem, nie był przyzwyczajony do aż tak pozytywnych reakcji na jego osobę. Nie miał doświadczenia z psami, ale kochał zwierzęta. Shiba inu psich czułości nie oszczędził też siedzącej obok Alaeshy, która zdawała się mieć jakiś dar w podejściu do tych merdających ogonem istot.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha and Naiya Kō szaleją za tym postem.
Nie miała pewności czy jej ulżyło, że Hiroshi nie poruszył wrażliwego tematu. Już i tak wiedziała, że jej nie uwierzył. To nie tak, że nie chciałaby mu powiedzieć. Raczej nie czuła, że powinna, nie sądziła, że miałby naprawdę ochotę słuchać. Czyż matka niedostatecznie ją uświadomiła, że jej uczucia nic nie znaczą? Skoro własna rodzicielka oczekiwała od niej jedynie pozytywnych emocji i posłuszeństwa, to inni powinni być wobec niej jeszcze bardziej surowi. W rzeczywistości nikogo na świecie nie mógł obchodzić jej smutek i ból. Nikt nie lubił zagłębiać się w czyjeś negatywne odczucia, ale przede wszystkim nikt przecież nie lubił jej. Dzisiaj to nawet ona nie lubiła siebie — może nie zasługiwała na te wszystkie lata życia, które zdobyła dla siebie. Może powinna wrócić do tego, co było kiedyś? Dobitnie przypominał jej o tym zapętlony przez ostatnich pięć nocy koszmar. Albo nie mogła zasnąć wcale, albo śniła tę krwawą makabrę, której nie mogła w żaden sposób zatrzymać. Teraz czuła, że nie było w niej nic pięknego, a więc może nie trzeba było tylko ciąć, a w końcu przeciąć...
Rozbiegane myśli wbijały kolejne ostrza w kobiecego ducha zupełnie w międzyczasie. Pomiędzy siedzeniem na ławce, krótkimi zdaniami wymienionymi z Hiroshim, a wejściem do parku rozrywki. Tak po prostu. W dniach takich jak ten było to normą, o której nie wiedział nikt. Choć można było wtedy zauważyć, że nie jest specjalnie radosna, to nie było możliwości, aby dojrzeć dyszący nad kobiecym ramieniem mrok. Aczkolwiek dzisiaj myśli były naprawdę żądne krwi. Dużo bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Ich przytłaczający charakter sprawiał, że Alaesha nie była nawet w stanie dostrzec leżącego głęboko u ich podstaw braku zasadności. Co robiłby tutaj Matsumoto, gdyby to, co wdzierało się do jej głowy, miało być prawdą? Mimo wszystko dobrze jej było z nim teraz u boku, odrobinę raźniej. Hiroshi miał nawet spore szanse wyciągnąć ją z tego marazmu. W zasadzie zaczął skrupulatnie rozwiewać czarne chmury nad głową Alaeshy już od momentu, gdy upuścił przed nią propozycję wstąpienia do Yamazakury, której chwyciła się jak tonący koła ratunkowego.
Wewnątrz parku poczuła się nieco lepiej. Mnogość bodźców — wzrokowych, słuchowych, a nawet zapachu różnych przekąsek i dotyku przechodzących w tłoku osób — sprawiła, że synestetyczny umysł artystki miał więcej pozytywnych impulsów do przetrawienia. Tak jak sądziła, Matsumoto nie do końca czuł się swobodnie w miejscu takim jak to, jednak odważnie próbował się w nim odnaleźć. Samo obserwowanie jego reakcji pomagało przesuwać myśli na inne tory. Chwilami wydawał się jej zmieszany, to ponownie zaskoczony, a kiedy indziej nawet zniesmaczony. Matsumoto był tak inny od Itou, przez co miała wielką ochotę dowiedzieć się więcej tego, co ukrywał umysł skryty pod burzą czarnych włosów. Co nieco na ten temat ujawnił jej sam snycerz, który z dezaprobatą spojrzał na jedyną wolną ławkę. Alaesha niewiele poczyniła sobie z tego komentarza, nie zmieniając kierunku swoich kroków.
— Racja, też bym wolała tę z dinozaurami... — Westchnęła z leciutkim rozbawieniem, choć to, co powiedziała, było akurat prawdą. Dinozaury stanowiły dla Alaeshy szalenie ciekawy temat i w przeciwieństwie do jednorożców kiedyś naprawdę istniały. Same rogate konie ani kolor ławki jej nie przeszkadzał, widząc jednak awersję towarzysza do różu, rzuciła komentarz — być może zbyt mocny, jak na wesołe otoczenie, w którym się znaleźli.
— Słyszałam, że kiedyś w Europie różowy był traktowany jako kolor przypisywany mężczyznom. Ponoć krew na białych mundurach, chyba też po próbie jej spierania, pozostawiała różowe ślady. — Upiła łyk bubble tea, które w tym kontekście jakoś nieprzyjemnie przyniosło na myśl kolor krwi. Czerwieni, która od kilku koszmarnych nocy skapywała i sączyła się przez wyśnione rany i umysł malarki. Itou jednak szybko otrząsnęła się z tego skojarzenia, szczególnie że usłyszała trzask łamanego plastiku. Odwróciła głowę w stronę Matsumoto, wciąż jednak trzymając słomkę w ustach. Tapiokowe kulki właśnie prześlizgiwały się z wąskiego plastiku na język, więc nawet gdyby chciała, to nie mogłaby niczego powiedzieć. Przechyliła nieco głowę do boku, oglądając zmagania swojego kolegi. Zielony napój wyglądał tak łagodnie i kojąco, podobnie jak działała na zszarpane kobiece nerwy obecność mężczyzny. Pochyliła się nieco, by chwycić kubek w obie ręce i oprzeć łokcie na kolanach. Siorbała po cichu napój i spoglądała przed siebie niewidzącym wzrokiem — niemniej była już zdecydowanie bardziej rozluźniona niż na ławce przed Yamazakurą.
— To nie tak, że chciałam Cię specjalnie ściągnąć do parku rozrywki. — W zasadzie to trochę chciała. — Gdy zadzwoniłeś, byłam w pobliżu i dlatego podałam Ci ten adres. — To akurat było prawdą. — Też rzadko tutaj bywam, z Asakury nie bardzo mam po drodze. Nie byłam tu od kilku lat i sama jestem zaskoczona, bo sporo się zmieniło na lepsze. — Pociągnęła w zamyśleniu kolejny łyk, jednak bubble tea stawiło aktywny opór. Większy kawałek żelka zablokował słomkę. Próbowała mocniej zassać płyn, ale nie pomogło. Kolejny raz — nic. Odjęła usta od słomki i spojrzała karcąco na napój, jakby co najmniej powinien przemyśleć swoje zachowanie.
— Wiesz co, masz rację. — Powiedziała w stronę kubka, chcąc jednak trafić słowami do Matsumoto. Złapała jedną dłonią stabilniej napój, by drugą chwycić za pokrywkę. Dla odmiany ściągnęła ją bez połamania plastiku, po czym wstała i podobnie jak Hiroshi, wyrzuciła do śmietnika. Słomkę zostawiła i w połowie krótkiej drogi od śmietnika do ławki przystanęła, by wyciągnąć ją z napoju, odwrócić i zassać od drugiego końca żelek torujący drogę do słodkiej herbaty. Co jak co, ale lubiła pić ze słomki i nie chciała z niej rezygnować. Teraz będzie miała możliwość merdać nią w napoju, na co nie pozwalał jej wąski otwór w nakładce. Aczkolwiek tym, co aktualnie zamerdało przed oczami Itou, był rudawy i zakręcony psi ogon. Podbiegł najpierw do Hiroshiego, by zaraz potem zakręcić się koło szerokich nogawek kraciastych spodni. Alaesha automatycznie kucnęła do uroczego nicponia, który zupełnie bez powodu podarował jej kilka liźnięć w policzek. Świat wydał się natychmiast trochę lepszym miejscem w obliczu spotkania z ukochanym przez Alaeshę przedstawicielem czworonożnego gatunku.
— Właśnie, co ty tutaj robisz? — Powtórzyła pieszczotliwym tonem po Hiroshim, drapiąc psiaka za spiczastym uchem. Zwierzak był młody i łasił się, podkładając pysk pod dłoń. Ala zauważyła, że ma przyczepioną do obróżki metalową adresówkę. — Chodź. — Zacmokała na psa i wróciła na ławeczkę, na której też odłożyła czerwony napój. Sięgnęła palcami między futerko i odczytała napis z zawieszki. — Hachikō. Ojej, dostałeś imię po dzielnym piesku, tak? — Z drugiej strony adresówki wygrawerowany był numer telefonu, jednak na razie Alaesha rozejrzała się w poszukiwaniu zgubionego właściciela.
@Matsumoto Hiroshi
Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.