Yamazakura – park rozrywki - Page 5
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Pią 16 Gru 2022 - 8:34
First topic message reminder :

Yamazakura – park rozrywki


Yamazakura to całoroczna atrakcja turystyczna położona na skraju Kolorowej Dzielnicy. Podobnie jak reszta znajdujących się tu przybytków, ożywa dopiero z nastaniem zmroku. To wtedy tysiące świateł oświetla kolejkę górską, melodie kilku karuzel mieszają się ze sobą i gwarem odwiedzających park gości, a diabelski młyn leniwie zaczyna kolejny dzień swojej pracy. Cały teren przepełniony jest ogromem przeróżnych, często tematycznych, zjeżdżalni, torów dla gokartów, karuzel, huśtawek i kolejek. Gdzieniegdzie wśród nich wyrastają budynki skrywające w sobie domy strachów, strzelnice, pokoje zagadek, punkty gastronomiczne czy niewielkie stoiska z upominkami i zabawkami. W okresie zimowym większość atrakcji znajdujących się na świeżym powietrzu jest wyłączona z użytku, ustępując miejsca rozrywce pourywanej w zabudowaniach. Pokój zagadek, który spłonął rok temu nadal jest wyłączony z użytku, ukryty przed wzrokiem wścibskich ogromną drewnianą ścianką z zapowiedzią powstania tu labiryntu. Powietrze w parku przesycone jest charakterystycznym, słodkim zapachem waty cukrowej.

Haraedo

Matsumoto Hiroshi

Pią 23 Sie 2024 - 21:48
Rzucona w żartach aluzja, że powinna nadać imię pluszęciu, spotkała się ku jego zdziwieniu z niemal natychmiastową reakcją malarki.
Liczył na to, że ją zagnie, zmusi do wymyślania imion, jakie mogłaby nosić ta pluszowa zabawka. Gdyby nie dostrzegł zbliżonych do siebie brwi i maksymalnego skupienia, które właśnie wymalowało się na jej twarzy, pomyślałby, że wymyśliła to na poczekaniu.
W taki razie czuje się zaszczycony. — powiedział z rozbawieniem, rzucając jeszcze jedno badawcze spojrzenie w kierunku maskotki. — Z pyszczka całkiem podobny...
Parsknął śmiechem na wieść, że i nazwa nadana maskotce miałaby go przypominać. W rzeczy samej — angielskie słowo „Hero" brzmiało niemal jak początek jego imienia. Imienia, które sam sobie wybrał, nie myśląc wówczas o jego brzmieniu czy znaczeniu, choć i imiona w Korei z jakiegoś powodu podobnie jak w samej Japonii, także miały coś oznaczać. Zawsze uważał to za niepotrzebny idiotyzm, uważając, że to nie imię kształtuje człowieka, lecz jego doświadczenia.
Świadomość, że jego strzelanie po raz pierwszy w życiu nie przyniosło cierpienia, niebywale podniósł go na duchu, nawet jeśli broń, jaką się posłużył, była w istocie zwyczajną wiatrówką.

~

Nie usłyszał jej słów, że jego imię brzmi koreańsko. Musiała powiedzieć to zbyt cicho, a szum wiatru, który w tamtej chwili wprawił w ruch kwitnące nad nimi drzewa, skutecznie przytłumił głos kobiety.
Zdecydowana większość Koreańczyków nosi Japońskie nazwiska. — zauważył. — Głównie dlatego, by nie brzmiały tak dziwnie. Ci, którzy się tutaj rodzą, często od urodzenia nadawane mają Japońskie. — nadmienił, a jego głos ponownie wybrzmiał smutno. — Ja zmieniłem swoje, nie tylko po to, by nie brzmiało tak obco, ale przede wszystkim dlatego, że chciałem odciąć się od mojej rodziny. — przyznał zupełnie szczerze.
Dziękuję. — powiedział, zupełnie jakby nazwanie go Japońskim imieniem miało się stać co najmniej komplementem.
Przez krótką chwilę miał wrażenie, że się przesłyszał, kiedy faktycznie go usłyszał. W chwili, gdy Itou nawiązała do koloru jego skóry.
Ładniejszy? — powtórzył za nią wyraźnie zdumiony. — Jesteś chyba jedyną osobą tutaj, która tak uważa. — uśmiechnął się blado, wciąż zdziwiony jej komentarzem, zważywszy, że w Japonii podobnie jak i w Korei (Południowej) wciąż panowała obsesja na punkcie białej cery, która stanowiła swoisty synonim piękna. Tymczasem tonacja Azjatów bywała równie różnorodna, jak i u przedstawicieli innych kolorów skóry. Od porcelanowej (tej niemal wymaganej) po te bardziej opalone po całkiem ciemniejsze i ochrowe, kojarzone głównie z Chinami, w których jak na ironię kanon piękna także odpowiadał posiadaniu jasnej skóry. I choć skóra Matsumoto niezaprzeczalnie należała do tych jaśniejszych, nosiła w sobie tę odcieniową skazę. Tak bardzo koreańską. Obcą dla kraju kwitnącej wiśni.
Wiesz, nigdy nie przypuszczałem, że Japonia może być aż tak hermetyczna. — rzucił nieco bezmyślnie, po fakcie orientując się, jak źle mogło to zabrzmieć. (Nawet jeśli była to prawda) — Mam na myśli nie tylko poglądowo, ale i pod względem urody. — poprawił się natychmiast, tłumacząc się z własnej niewiedzy. Dzisiaj widział dokładne różnice między Koreańczykami a Japończykami. Nawet jeśli w Japonii nie każdy człowiek miał idealnie porcelanową cerę, wyróżniała go charakterystyczna dla tej wyspy delikatność urody, także wśród mężczyzn. To tutaj zresztą widział też najpiękniejszą twarz o niemal idealnych proporcjach.
Portret...? — jeśli wcześniej był zszokowany jej uwagą, jakoby jego skóra miała być ładniejsza, tak teraz uczucia zdumienia nie potrafiłby nawet opisać. — Nie masz ciekawszych modeli do portretowania? — zapytał żartobliwym tonem. — Chcę go zobaczyć, kiedy skończysz, oczywiście, jeśli nie będziesz miała nic przeciwko.
Nie dziwił go fakt chęci malowania portretów, bo sam często przyglądał się twarzom, podświadomie oceniając je pod względem kształtu — równie często w chęci wyrzeźbienia, choć jeszcze nigdy nie wyrzeźbił żadnej z natury. Nie wiedział natomiast niczego interesującego we własnej twarzy, bezmiennie przypominającej jego ojca.
Uśmiechnął się pod nosem na jej „Więc chyba mamy coś wspólnego.", nie słyszał tego często, właściwie w ogóle i to jeszcze z ust rodowitej Japonki.
Jesteś zupełnie inna niż Twoi rodacy. — zauważył, wciąż jednak na nią nie spoglądając — Bardzo uprzejma, ale tak na prawdę, a nie z przymusu.

Nie potrafił też na nią spojrzeć, kiedy mówił o wojsku i choć jego oczy nie gościły wówczas łez, wylewała z nich niebywała gorycz, którą nie chciał nikogo częstować. Gorycz, którą odczuwał, ilekroć wspominał swojego ojca.
Całe życie powtarzał mi, jaki jestem beznadziejny i słaby, patrzył na mnie wiecznie zdegustowany. Powtarzał, że ten świat jest tylko dla silnych, ilekroć...
Zamilkł, by nie przekląć. Pozostawiając w ciszy to, co chciał powiedzieć i niemal płynnie zaczął mówić dalej.
A kiedy dostałem wezwanie do wojska, nie miało znaczenia, czego ja chcę. Mówił, że tam zrobią ze mnie mężczyznę.
Szybko okazało się, że mam talent w strzelaniu. Dowódca mojego oddziału powiedział, że mam talent po ojcu. Miało zabrzmieć jak komplement, a ja w życiu nie słyszałem większej obelgi... — wycedził przez zęby z trudem zupełnie, jakby miał to powiedzieć właśnie jemu. — Talent po ojcu. — prychnął. — A mi już w zupełności wystarczy fakt, że wyglądam niemal identycznie jak on.
Nie udało mu się powstrzymać własnego słownictwa, gdy wiedziony emocjami umysł wylał jad w postaci wulgaryzmu.
Przeklinał się właśnie w duchu, za ten wielki nietakt, jakim było użycie w towarzystwie kobiety przekleństwa. Gdyby nie fakt, że jej głowa opierała się miękko o jego ramię, z pewnością by wstał tylko po to, by w przepraszającym geście się pokłonić.
Do czasu. Kiedy nie usłyszał z jej ust znamiennego „strasznie chujowo", które sprawiło, że jego ciemne oczy otworzyły się na pełną szerokość. To, co wyszło z jej strun głosowych w chwilę potem, spowodowało, że niemal zakrztusił się wdychanym powietrzem. Był bliski temu, by się roześmiać, pomimo całej tej powagi jaka narosła wokół ich rozmowy.
Dopiero wówczas, gdy Itou wspomniała o własnej matce, a jej smukłe palce splotły się w pokrzepiającym geście z jego dłonią, spojrzał w jej stronę, dostrzegając mokre od łez policzki.
Alaesho, ja też chętnie posłucham.

@Itou Alaesha
Matsumoto Hiroshi

Itou Alaesha and Naiya Kō szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Sob 24 Sie 2024 - 20:22
Hiroshi parsknął śmiechem na imię dla pluszęcia. Oznaczało to, że psota została zakończona sukcesem. Imię zostało zaakceptowane również przez osobę, na której nazwa była w końcu inspirowana.
Z pyszczka całkiem podobny...
Bez przesady! Teraz się uśmiechasz! Na dodatek przy mnie raczej nie chodzisz z takim wyrazem twarzy.  — Raz rzeczywiście zdarzyło się, że Alaesha zobaczyła Hiroshiego po prostu przechodzącego koło jej galerii. Miała już zamknięte i nie mógł jej zobaczyć w środku, bo zachodzące słońce mocno uderzało w przeszkloną witrynę. Wtedy faktycznie szedł z całkiem srogą miną. Niemniej pluszęcie było z tą miną całkowicie urocze. Czy Hiroshi natomiast był uroczy... Nie myślała o nim w takich kategoriach, ale z pewnością był miły i łagodny dla niej. W końcu pojawił się dzisiaj w Yamazakurze i nie zrobił tego dla siebie.
~
Siedziała, słuchała, a z brody skapywały jej ostatnie krople łez. Sama fakt, że sobie na nie pozwoliła i dosłownie znalazła ramię do wypłakania się, sprawiło że emocje zaczęły powoli opadać. Na dodatek historia opowiadana przez Matsumoto była interesująca i trochę mroziła krew w żyłach. Zajęła umysł jego opowieścią, przekładając dręczące ją myśli na drugi plan.
Nie wiedziałam.  — Nie wiedziała za wiele o życiu Koreańczyków w Japonii. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele przeszedł i że emigracja musiała być pewnie ostatecznym krokiem, by pozbyć się jarzma, które nałożył na niego ojciec. Jednak odparła krótko, dając mu dalszą przestrzeń do zwierzeń. Najwyraźniej dzisiaj oboje tego potrzebowali.
Dla mnie ładniejszy. W tym odcieniu jest więcej życia i koloru. Nie rozumiem tej mody na absolutną bladość. Okay, sama stosuję kremy z filtrami przeciwsłonecznymi, ale robię to przede wszystkim dla zdrowia. A na pewno widziałeś ile dziewczyn chodzi w długich rękawiczkach, wielkich kapeluszach, a nawet tych jakby kominiarkach? Bawi mnie to. Ale mówisz serio, że ludzie tak często zauważają, że wyglądasz koreańsko?  — Itou wręcz studiowała ludzkie twarze, aby je odpowiednio przenieść na płótno. Trudno jej było jednak uwierzyć, że standardowy Japończyk był aż tak spostrzegawczy. A może był aż tak uprzedzony, że doszukiwał się wszelkich poszlak inności? Ta myśl ją zasmuciła.
Masz rację, Japonia dalej jest strasznie ksenofobiczna. Nie tak, jak była kiedyś, jednak to dalej jest tutaj problemem. Przykro mi, jeśli czujesz się tutaj obco. U mnie jesteś zawsze mile widziany.

Tak, portret. I nie, nie mam ciekawszych modeli. Po prostu lubię malować ludzi, których lubię. - Zaczęła nieco bawić się pluszakiem, którego ułożyła sobie na kolanach. Przyjrzała się „złowrogo” ułożonym brwiom i w kąciku ust zadrgał jakiś mięsień.
Już jest od dawna skończony. Pokażę Ci go, jeśli chcesz.
~
Trzymała go za rękę, gdy zwierzał się z kolejnych szczegółów swojego życia. Z trudnej i najwyraźniej szalenie wymagającej relacji z ojcem. Z kariery w wojsku i talencie do oddawania strzałów, czyli rzeczy, których wcale nie chciał.
Trudno byłoby mi sobie wyobrazić Ciebie jako wojskowego. To jest tak dalekie od snycerstwa. Mundur zupełnie mi do Ciebie nie pasuje — jesteś człowiekiem sztuki. Twój ojciec chyba zupełnie nie zdawał sobie sprawy albo nie chciał widzieć Cię takim, jakim jesteś. Źle jest żyć według nie swoich wymagań i obcego pomysłu na życie. Też odrobinę o tym wiem. Naprawdę mi przykro, że musiałeś przez to wszystko przejść. Ja również nienawidziłam bycia porównywaną do swojej matki. — Dobrze, że Hiroshi nie poczuł się zdegustowany przekleństwami, które wcześniej padły z ust artystki. Okazuje się, że strzelanie w oczach Matsumoto wyjątkowo kobiecie nie wypadało, ale rzeczowe obrzucenie bluzgiem chujowych rodziców mogło już spowodować zakołysanie się kącików ust.
Niemniej przynajmniej ustrzeliłeś dla mnie Hero, dziękuję. Ja bym w życiu nie dała rady z moim zupełnym brakiem celności.
~
Spojrzał na nią i musiał zauważyć, że płakała. Łzy już powoli zasychały na policzkach, ale z pewnością zdradzały kobietę zaczerwienione oczy. Była mu wdzięczna, że nie skomentował tego faktu, a jedynie wyraził chęć wysłuchania.
Jestem ostatnio taka gorzka, bo... w snach wraca do mnie przeszłość. Na dodatek przedstawiona w krzywym zwierciadle.  — Głośno i wyraźnie westchnęła.
—  Od kilku nocy śni mi się, że się tnę i nie mogę przestać, nawet gdy tego chcę. A dzisiaj nad ranem obudziłam się w swojej łazience, trzymając w ręku żyletkę. Lunatykowałam, ale... nawet nie wiem, skąd wzięłam to ostrze. Przeraziło mnie to. Nie wiem, dlaczego akurat teraz te myśli tak do mnie wracają. Może jestem przemęczona, zestresowana? Ale jak mam pójść spać po takiej sytuacji jak ta dzisiaj — jakby rzeczywistość zmieszała mi się ze snem? — Wciąż nie puszczała ręki przyjaciela, szukając otuchy w tym uścisku, nie zwracając zupełnie uwagi na otoczenie i to, jak mogłoby to wyglądać z zewnątrz.

@Matsumoto Hiroshi
Itou Alaesha

Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Matsumoto Hiroshi

Wto 27 Sie 2024 - 19:24
Poważna rozmowa płynęła swoim tempem, nie zwracając uwagi na przesuwającą się nieuchronnie wskazówkę zegarka. Nawet ten zawieszony niezmiennie, na skórzanym pasku, zdobiącym lewy nadgarstek Hiroshiego nie mógł w żaden sposób doprosić się choćby krztyny uwagi, chwilowego, ukradkowego zerknięcia, by mógł dopełnić swojej roli. Zupełnie jakby czas zaklęty na zielonym uboczu, płynął inaczej, wolniej, niepotrzebniej, gdy wszystko wokół biegło, spiesząc się i goniąc, tak samo, jak tłum uwięziony w Yamazakurze, spostrzegłszy, że zapadł zmrok, a liczba atrakcji do użytkowania zdawała się nie kurczyć.
Tymczasem Alaesha i Hiroshi wciąż trwali w rozmowie, nie przejmując się atrakcjami, które muzyką i mnogością kolorów miały zachęcać, a jakie mogą ich finalnie dzisiejszego wieczora ominąć, znajdując ukojenie we własnym towarzystwie, gdy zwierzali się sobie z przeszłości.
Matsumoto mówił jej na tyle, na ile pozwalała mu na to jego ostrożna natura. Wciąż nie dojrzał do tego, by powiedzieć jej o wszystkim, choć czuł podskórnie, że pomogłoby mu to zdjąć z siebie ogromny ciężar. Nie był natomiast pewny, czy chce ten ciężar zrzucać na nią. Tą prawdą, która przygważdżała do ziemi. Dlatego milcząco pominął kwestie jego profesji w ojczystym kraju, która stanowiła chyba główny powód, dla którego umiał tak dobrze posługiwać się bronią.
Nie wiedział, czy kiedykolwiek dojrzeje do tej decyzji, mimo że dzisiaj, wydawało mu się, że tak znacząco się do siebie zbliżyli.
Nie miał doświadczenia w relacjach międzyludzkich, nigdy dotąd nie nawiązywał przyjaźni, przekonany, że w życiu nie czeka go nic poza byciem samotnikiem, za którego się z resztą uważał.
Tym bardziej płynął do niego przekaz z kart, mówiący o zachodzących w jego życiu zmianach.
I nie był to też ten czas, by przyznać się do całej prawdy, tej skrytej za zasłoną milczenia, a którą przysiągł sobie strzec do śmierci. Lecz nawet pomniejsza prawda nie chciała przejść mu przez gardło, jak chociażby to, że pochodził z Korei Północnej. Zdecydowanie lżej było mu z myślą, że z pewnością zakładała z góry jego przynależność to południa, jak każdy. Przyznanie, że jest inaczej, mogłoby też narazić go na niewygodne pytania.
Stałem się zdrajcą, gdy w urzędzie w Seulu zmieniłem nazwisko na japońskie, mówili mi, że dobrowolnie poddaje się Sōshi kaimei, pewnie znasz historię... —urwał na sekundę pewien, że nie musi tłumaczyć. W końcu Alaesha była wykształconą kobietą i sam fakt ich wcześniej rozmowy na temat prehistorycznych gadów, tylko go w nim utwierdził. Zaskakiwała go wiedzą, choć nie musieli się ze sobą do końca we wszystkim zgadzać.
Przeszłość, to przeszłość. Warto wyciągać z niej wnioski, ale nie warto w niej tkwić. Bawi mnie, że Korea i Japonia są de facto sojusznikami, że łączy je tak wiele powiązań kulturowych i gospodarczych, a ludzie niekiedy zachowują się, jakby nadal mieli do czynienia z wrogiem... — głos wybrzmiał na moment, jakby podsycił go wyrzut, by zaraz potem zupełnie zmięknąć w wyraźnie smutnym tonie.
W każdym razie chcieli mnie zniechęcić. A ja już wtedy wiedziałem, że chce wyjechać gdzieś, gdzie zapomnę, kim jestem. Chciałem zacząć od nowa. W nowym kraju, bo nawet język koreański przypominał mi o ojcu. — dokończył w taki sposób, jakby chciał to z siebie wyrzucić, jakby chciał wyrzucić i samego siebie, bo paradoksalnie kraj kwitnącej wiśni, wcale nie sprawił, że zapomniał. Bo bywało wręcz, że mu to wypominał przypominał, że jest obcy.
Powtarzali mi, że oni w Japonii nas nie lubią. Jakich nas? Strasznie mnie to drażni. My, Wy, Oni, a przecież wszyscy jesteśmy ludźmi. — mówił dalej, choć przygaszonym głosem był wyraźnie zachęcony faktem, że nie wyczuł z jej strony, choć odrobiny niechęci. Jej głowa nadal miękko spoczywała na jego ramieniu, nie dostrzegł żadnego niepokojącego spięcia mięśni czy chociażby jakiejkolwiek reakcji mogącej to sugerować.
Tak widziałem, może cię to zdziwi, ale Koreanki robią dokładnie to samo, gdybyś przeszła się ulicami Seulu, zobaczyłabyś, ile z nich nosi parasole lub kapelusze. To istna plaga. Popieram stosowanie filtrów przeciwsłonecznych, ale rękawiczki w czasie upalnego lata to przesada. —rzucił lekko jakby rozbawiony.
A nie wyglądam? — zapytał szczerze lekko zdziwiony — Wielu ludzi po jednym spojrzeniu rozpoznaje, że nie jestem Japończykiem. Choć przyznaję, nie zawsze jest to niemiłe z ich strony, to jednak zdarzają się... — uciął nagle, nie chcąc wyrażać się niepochlebnie o Japończykach. W końcu Itou była jedną z nich. Mimo wszystko z wielką łatwością udało się jej odczytać, co chciał powiedzieć, gdy nieoczekiwanie przyznała, że jej kraj jest ksenofobiczny.
Tak, wiem. Wiele zmieniło się na lepsze. — odpowiedział niemal natychmiast.
„Przykro mi, jeśli czujesz się tutaj obco. U mnie jesteś zawsze mile widziany." — zdanie wypowiedziane w przyjaznym tonie przez kobietę zawisło na dłuższą chwilę w ciszy, gdy Hiroshi
Dziękuję... — wydukał nieśmiało. — To bardzo miłe.
Bardzo chciałbym go kiedyś zobaczyć. — powiedział, nawiązując do wciąż zaskakującego dla niego faktu, że namalowała jego portret.

~

Ja siebie też nie widziałem w mundurze, zdecydowanie lepiej czułem się fartuchu snycerskim. I do dziś mi to pozostało.
Człowiekiem sztuki? — powtórzył za nią z niedowierzaniem. — Schlebiasz mi, Alaesho, ale jestem tylko prostym rzemieślnikiem. — z jego ust na nowo wypłynęła fraza, zasłyszała już z resztą zimą w Minigalerii sztuki, gdy oboje byli dla siebie jedynie zaprzyjaźnionymi biznesowo osobami. Niewiele zmieniło się od tamtego czasu w kwestii określenia własnego zawodu, jeśli chodzi o Hiroshiego. Zresztą zdobienie mebli czy innych przedmiotów codziennego użytku leżało w jego postrzeganiu z dala od sztuki. Jak chociażby jego ramy do obrazów. Były przecież wyłącznie dodatkiem, gdzie główną rolę wciąż grało namalowane przez nią dzieło.

Mój ojciec... — zamyślił się, kiedy znów na językach pojawiło się to obce dla niego słowo. — Nigdy w życiu nie powiedziałem do niego... „tato" — na twarzy wymalował się nagle grymas przygnębienia. — Od dziecka byłem uczony, by zwracać się do niego na „Pan". I nigdy się to nie zmieniło. Zresztą ojcem był dla mnie żadnym. — wzruszył ramionami zupełnie jakby to, o czym mówił, było nic nieznaczącą błahostką. — Miał swoje własne, jedyne słuszne spojrzenie na świat i na to, co powinien, a czego nie powinien mężczyzna. I chciał mi to wbijać do głowy pięścią do dnia, aż sam nie stanę się taki sam jak on. — jego słowa przez chwilę zawisły w ciszy, zniekształcanej szumem niewielkiego wiatru.
Poniekąd mu się to udało... — przyznał niechętnie po dłuższej chwili przerwy. — bo wyglądam zupełnie jak on. — wlepił wzrok w ziemię. — Ironia losu, czyż nie?

Spojrzał na nią, kiedy znowu wspomniała o byciu porównywaną, wydźwięk jej głosu sprawił, że po ciele przeszło stado nieprzyjemnych dreszczy.
Wygląda na to, że faktycznie wiele nas łączy. — wyraził głośno swoją myśl, jeszcze na chwilę wracając do tematu matki Itou. — Bardzo przeżyłaś jej śmierć? — zapytał nagle. Odpowiedź mogłaby być oczywista, ale w zasadzie mogło się kryć za nią znacznie więcej niż myślał. — Nie musisz oczywiście odpowiadać na moje pytanie. — poprawił się niemal natychmiast.
Można mieć żal do rodziców, ale wciąż ich kochać, prawda? — zapytał, nie znając na nie odpowiedzi. Co on mógł wiedzieć, dorastając w tak dysfunkcyjnym środowisku. — Ja nie kocham moich rodziców. — powiedział nagle. — z wzajemnością. Wątpię, czy w ogóle oboje siebie kochają...
Myślę z resztą, że mój ojciec nie jest zdolny do żadnych wyższych uczuć. Jest trochę jak ten zimnokrwisty gad, nastawiony wyłącznie na własne przetrwanie. — przyznał brutalnie szczerze, a jego ciemny wzrok bez czucia błądził po otaczającej ich zieleni, skąpanej w ciepłych światłach okolicznych latarni. Działała na niego tak uspokajająco. Sam się zdziwił, że od dłuższego czasu, z jego ust nie wypłynęło żadne przekleństwo.
To okropne, co powiem, ale nie przejąłbym się śmiercią mojego ojca. Zresztą dla niego ja sam od dawna byłem już martwy. — jego kąciki ust uniosły się w smutnym uśmiechu.

Tysiące myśli kotłowało się w jego głowie, gdy temat ponownie wrócił na pluszęcie, które Alaesha obracała w swoich dłoniach niepotrzebnie dziękując mu już kolejny raz za zdobycie tej nagrody.
Nie ma o czym mówić. — jego smutny dotąd uśmiech nabrał radośniejszych barw, choć wciąż daleko mu było radości. Wciąż znajdowali się w środku poważnej, w gruncie rzeczy nieplanowanej rozmowy. — Cieszę się, że mój BEZUŻYTECZNY talent na coś się wreszcie przydał. — dodał nieco żartobliwym tonem, kładąc wyraźny nacisk na jedno z użytych słów.

~

Alaesha i Hiroshi wciąż siedzieli na ławce, pogrążeni w rozmowie, wymieniali się przeżyciami, a czasem przez chwilę po prostu siedzieli w milczeniu, wsłuchując się jedynie w przytłumione zielenią hałasy dochodzące z samego serca Yamazakury.
Jej łzy nie uciekły jego uwadze, a Hiroshi bez pewności czego były wynikiem, starał się zachęcić ją do dalszej rozmowy. Nie naciskał jednak, dając jej pełną swobodę co do decyzji, czy zechce się z nim tym podzielić. Pamiętał ich rozmowę sprzed kilku godzin, jej bliżej nieokreślony smutek, który powodował, że nie była dzisiaj sobą. I w końcu fakt, że nie chciała wówczas o tym rozmawiać.
Znieruchomiał wyraźnie, gdy zaczęła mówić o dręczącym jej koszmarze. Przeszłość powracająca jak w krzywym zwierciadle to coś, co dręczyło nie tylko Alaeshę. Nie wchodził jej jednak w słowo i spokojnie wysłuchał całej wypowiedzi. Zmroziły go wyobrażenia ostrza przemieszczającego się po skórze i pozostawiającego przykre szkarłatne pamiątki. W echu całkiem świeżych przeżyć w Ikidomari coś bardzo nieprzyjemnie ścisnęło w trzewiach, co wzbogacił wyjątkowo przeraźliwy dreszcz, który przeszedł jego ciało.
Pozwolił sobie nawet mocniej ująć jej dłoń, która była niemal zabawnie mała w porównaniu do jego własnej, choć on sam wcale nie miał „wielkich łap".
To okropne. — skomentował krótko, gdy kciuk jego dłoni jakby instynktownie gładził jej nadgarstek. — Może to faktycznie przemęczenie.
Mnie też dręczą koszmary, a od tamtej nocy, w której odebrałaś mnie ze szpitala... — zamilkł na sekundę. — Ciężko mi spać. Nie zdążyłem jeszcze ci za to podziękować, że po mnie przyjechałaś i przeprosić zarazem za kłopot...

@Itou Alaesha
Matsumoto Hiroshi

Itou Alaesha and Naiya Kō szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Sro 28 Sie 2024 - 22:57
Siedzieli, a czas płynął. Jakoś tak swobodnie i spokojnie, jakby ich ławkę spowijał woal, w którym byli tylko oni i ich zwierzenia. Przez chwilę nawet przeszła przez głowę Itou myśl, że w ogóle nie jest tym zakłopotana i czy to normalne. Normalnym jednak jak najbardziej było. Alaesha i Hiroshi po prostu nadawali na tych samych falach, nie chcąc, ani nie potrzebując od siebie niczego więcej niż przyjaźni. Było w tym coś błogiego i odświeżającego — świadomość, że zbliżali się coraz bardziej, ale w taki czysty i nieskażony pociągiem fizycznym sposób. Sama nie wiedziała, czemu tak było, ponieważ snycerzowi absolutnie nie czego nie brakowało. Wręcz przeciwnie, był całkiem przystojny nawet w postrzeganiu Alaeshy. Natomiast najwyraźniej mieli się poznać po to, aby móc się polubić na innej płaszczyźnie niż ta damsko-męska. I bardzo dobrze, Itou miała już dość rewelacji z mężczyznami. Pewnie dlatego mogli spędzić tę chwilę tak spokojnie — nawet pomimo poważnych tematów, które poruszali.
To przykre... Choć jestem w stanie sobie wyobrazić, że gdybym ja chciała zmienić obywatelstwo na inne, to Japończycy również nie zostawiliby na mnie suchej nitki. Przecież tutaj nawet nie da się zmienić pracy bez złożenia przeprosin zarządowi, całej firmie i najlepiej każdemu pracownikowi z osobna. A co dopiero zmienić obywatelstwo... — Nawet nie wiedziała, co odpowiedzieć na niektóre rzeczy, o których opowiadał. Marnym dziś była pocieszycielem, ale z pewnością niezłym słuchaczem.
Mam nadzieję, że żyje Ci się tutaj chociaż trochę lepiej niż w Korei. — Całkowicie się z nim zgadzała — według niej również nie było podziałów na my czy oni. Ludzie de facto byli do siebie podobni, wystarczyło trochę chęci, aby spróbować się zrozumieć. Nawet nie umiała sobie wyobrazić tego, jak musiał się czuć odrzucony przez swój kraj, jednocześnie czując się nie do końca akceptowanym tu, gdzie znajdował się teraz. Widziała jak cierpi, jak wyrzuca z siebie słowa przepełnione goryczą. Najwyraźniej za długo był ze swoimi myślami całkiem sam. Dobrze, że już dłużej tak nie musiało być.
~
W zasadzie Alaeshy wcale nie zdziwiło to, że Koreanki również unikały słońca jak ognia. Najwyraźniej jako Azjaci ich nacje miały ze sobą więcej wspólnego nawet na takich niepozornych polach.
Może Cię to zdziwi, ale niektóre koreańskie kosmetyki są lepsze od japońskich — szczególnie te z filtrem. Więc nie, nie dziwi mnie to, co powiedziałeś. — Zachichotała lekko pod nosem. Natomiast zakrywanie ciała latem miało sporo sensu — przewiewny len czy bawełna długich nogawek i rękawów był nawet bardziej komfortowy aniżeli ich krótkie odpowiedniki. Natomiast rękawiczki rzeczywiście były czystą przesadą.
Alaesha wcale tak od słońca nie stroniła, szczególnie że bardzo lubiła uczucie ciepłych promieni na twarzy. Jak komuś się nie podobały piegi, które wychodziły jej od słońca to jego sprawa. Jej się podobały!
Natomiast Itou nie zauważała tak bardzo tej inności w Hiroshim, o której jej wspominał. Może już przyzwyczaiła się do jego wyglądu? A może nie oceniała tak mocno ludzi po wyglądzie, bo jej to po prostu nie przeszkadzało, że są odmiennej narodowości? Niemniej jej zdaniem zdecydowanie łatwiej było odróżnić Chińczyka od Japończyka aniżeli Koreańczyka. Natomiast Hiroshi ze swoją „innością” zawsze mógł przyjść do jej pracowni i poczuć się zupełnie normalnie.
~
Bardzo dobrze Ci w fartuchu snycerza i nie przekonasz mnie, że nie jesteś człowiekiem sztuki. Czy Ty w ogóle widziałeś kontuar, który dla mnie zrobiłeś?! Jest wspaniały, a klienci co rusz o nim wspominają. Możesz sobie mówić, co chcesz, ja wiem swoje!
~
Dobrze, że od niego odszedłeś. Od ojca.— To co Hiroshi mówił o ojcu było wstrząsające. W Japonii również rodzice nie byli wylewni wobec swoich dzieci. Praktycznie rodzice i dzieci nie mówią sobie tutaj tego, że się wzajemnie kochają. Jednak żeby mówić ojcu per Pan?
Cóż, masz szczęście że w takim razie Twój Pan Ojciec nie był brzydki, skoro już wyglądasz tak jak on.
~
Bardzo przeżyłaś jej śmierć?
Tak. To znaczy wtedy zacisnęłam zęby i nie pozwoliłam sobie tego poczuć. Dopiero potem, lata później zaczęło to wychodzić z każdej możliwej strony. Te koszmary... to też przez nią, bo z jej powodu robiłam to, co teraz powraca do mnie w koszmarach. — Owinęła w odrobinę bawełny to, co miała do powiedzenia, aczkolwiek z pewnością rozumiał, jaką czynność miała na myśli. — Nie mam pojęcia czy ją kocham i chyba za tego życia się nie dowiem. Ale ja się już wyleczyłam z tego, że muszę ją kochać. Nic nie muszę i Ty też nie musisz.

Hiroshi, ale ostrzegam Cię — dinusie zostaw w spokoju, bo inaczej będziemy się sprzeczać aż do nocy. — Uśmiechnęła się i zwróciła głowę niego w górę, żeby mógł zobaczyć, że żartuje. Swojego ojca mógł do woli przy niej obrażać, ale już niech biednych prehistorycznych stworzeń, ani tych niczemu winnych teraźniejszych gadów, w to nie miesza. No nie zasłużyły przecież!
Nie odpowiedziała za to nic więcej o tym, że nie przejąłby się śmiercią ojca. Ani ona, ani on w rzeczywistości nie mogli tego wiedzieć. Alaesha również nie przeżyła śmierci matki w tradycyjnym wydaniu żałoby — nie płakała ze smutku i żalu ani za nią nie tęskniła — co nie zmieniało faktu, że i tak zostawiło to w niej głęboką zadrę. Zagarnęła pluszęcie ramieniem i pozwoliła sobie dłużej trwać w zastanej chwili, dając też Hiroshiemu mówić więcej. Zazwyczaj to jej nie zamykała się buzia, więc odwrócenie ról było ciekawą odmianą.

Przecież już Ci mówiłam, że nie masz za co dziękować. Cieszę się, że mogłam Ci pomóc i zabrać Cię z tego szpitala. Zresztą po dzisiejszym dniu... myślę, że jesteśmy kwita. — Pokrzepiający był ten mocniejszy uścisk dłoni. Dzięki temu wiedziała, że rzeczywiście jej słuchał, ale też że jej dotyk nie był mu niechcianym.
Jak dalej nie będziemy tak mogli spać, to musimy zacząć chodzić na nocne maratony filmowe. Chociaż zrobimy w tym czasie coś ciekawszego niż przewracanie się z boku na bok po łóżkach. — Nawet się zaśmiała. Zdecydowanie rozmowa z Hiroshim poprawiła jej humor.
~
Tymczasem niedaleko zobaczyła znajomą sylwetkę. Postać, której pomimo oszałamiającego, różowego stroju i równie różowych, innych niż na co dzień włosów, nie dało się z nikim pomylić. Wysoka drzazga kroczyła dumnie przez Yamazakurę w najwyższych obcasach, jakie chyba w życiu widziała. Boże, niech on też ją kiedyś tak przebierze, chciałaby poczuć się choć przez chwilę tak fabulous. W sumie od dawna mieli się spotkać na jakąś kawę czy inne dwa litry wina — a teraz chyba nawet patrzył w jej stronę. Puściła więc rękę Hiroshiego i pomachała do Kou, zachęcając gestem do podejścia.
Jest tutaj ktoś, kogo dobrze znam! — Rzuciła do Matsumoto, aby mógł przygotować się na to, że zaraz do nich podejdzie jej znajomy.

@Naiya Kō  @Matsumoto Hiroshi

KONIEC FABUŁY DOTYCZĄCEJ EVENTU
Itou Alaesha

Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Naiya Kō

Nie 1 Wrz 2024 - 9:53

Spoiler:

Jasna, pudroworóżowa peruka była zapewne czymś, co mogło pasować chyba tylko komuś o równie porcelanowym odcieniu skóry. Doprawdy; wyglądał jak lalka, z biodrami wyraźnie poszerzonymi całokształtem materiału który w okolicach talii zwężał się, dając wrażenie jakby tą chudą sylwetkę mógłby złamać pierwszy lepszy podmuch wiatru. Wiatru, który roznosił za nim wiśniowy zapach perfum z nutą czegoś, tajemniczego składnika przypominającego woń ciała tuz po prysznicu, bądź przewietrzonej na zewnątrz miękkiej pościeli, aby uczynić ten zapach świeżym i wiosennym mimo gęstej aury czerwonych owoców.
Sam zapewne także miał na skórze więcej kremu z filtrami niż oleju w głowie, w taki dzień jak dziś. Zapewne też nie pogardziłby parasolką która może nie tyle co chroniła by jego i tak nie łapiącą słońca, gładką skórę, ale ratującą przed poczuciem że zaraz pochłonie go udar słoneczny pod tą starannie dopracowaną peruką. Nie zrażał się jednak. Chcesz być piękny? Musisz cierpieć, było jednym z jego życiowych motto, gdyż poczucie posiadania na sobie w pełni dopracowanego wyglądu wynagradzało mu wszystko. Czuł się slay. Nie do zdarcia. Niemożliwy, by to zmienić. I to się liczyło.
Wracał od znajomych, z którymi był na cosplayowym evencie, jednym z tych na których odnajdował się zawsze tak, jakby dla nich się specjalnie urodził. Postanowili pójść jeszcze do parku rozrywki, leczy gdy całe towarzystwo się rozeszło, dwumetrowy przebieraniec pozostał sam ze sobą i swoimi rozmyśleniami. Przemierzał tak drogę na tych swoich gigantycznych wydawałoby się szpilach, dla większości ludzi narzędziach tortur, wyglądając jednak jakby zupełnie nic sobie z tego nie robił. Żadnego zawahania, żadnego zwątpienia w ruchach bioder i idealnie wyważonych kostkach, które zawsze wiedziały z dokładnością karateki, jak wymierzyć swój środek ciężkości. Wyglądało to jak nie lada wyzwanie; wyzwanie, które jemu w tym momencie życia nie sprawiało już nawet najmniejszego problemu. Kroczył jak flaming, równie różowy i dumnie stroszący swoje piórka, dobrze wiedzący, że ma co pokazać.
Masa zwyczajnych ludzi wpatrywała swoje zwyczajne oczy w tą niezwyczajną lalkę, której każdy krok był przepełniony pewną niewyjaśnialną dla jego wzrostu gracją. Widok potencjalnego cosplayera w Japonii może i nie był niczym nadzwyczajnym, jednak niezaprzeczalnie jego strój był dopracowany w każdym możliwym detalu, tak że można by się zastanowić, czy nogi także sobie doszył? Przecież to chyba niemożliwe, by być tak... bardzo? ...A jednak.
Co bardzo? I jak bardzo? Te pytania wciąż wiązły mu w głowie, choć odpowiedź zdawałaby się zupełnie domyślna, jego głowa trzymała się nieodparcie wciąż tego jednego, wyjątkowego odcienia czerni przy której każda inna myśl zdawała się blaknąć. Być pusta, mdła, jak brudny róż przy czerwieni, jak zwiędła róża przy całym polu ciepło uderzającej oczy lawendy. Chciałby wiedzieć, kryło się w tych drobnych kwiatkach, przez których mnogość nie dało się przeniknąć, wybrać jednej możliwości spośród tysiąca, bo każdy z milionów płatków mógł mieć swoją własną historię i kształt.
Chciałby być motylem podróżującym po tej łące. Grzać się w cieple słońca, którego po tak długim czasie życia na surowej ziemi tak długo w swoim życiu nie widział. A może nawet wcale go do tej pory nie znał?
Wyrwana z zamyślenia, barwna rusałka nagle jakby zbudziła się. Radość utkwiona w geście rozpościerających się skrzydeł na widok czarnowłosej dziewczyny musiała jednak znowu zderzyć się z brudną ziemią, jakby jakiś pajęczak niespodziewanie złapał ją w swoją sieć.
Szeroki uśmiech, który dopiero co chwilę temu pojawił się na pomazanej szeregiem barw twarzy, momentalnie zadrżał. Na zewnątrz może i był to zaledwie minimalny, ledwie widzialny odruch, porównywalny z tym, który mogłoby wywołać drobny powiew wiatru łaskoczący wrażliwą skórę pod nosem. W rzeczywistości wewnątrz tej świetnie wykonanej maski tym, co zadrżało była cała lawina posunięta gwałtownym trzęsieniem ziemi, siłą miażdżącą wszelkie beztroskie wizje w ciągu zaledwie sekundy.
Z początku, będąc w tak dużej oddali nie rozpoznał mężczyzny z którym przebywała. Uznał, że to musiał być jej facet, skoro tak się do siebie przytulali łapiąc za rączki. Kou to zauważył, acz szedł w stronę koleżanki zadowolony że ją widzi, do momentu, kiedy jego mózg zarejestrował w o wiele wyższym od niej mężczyźnie bardzo specyficzne, znajome rysy.
Kou miał dobrą pamięć do twarzy. Nie ma szans, że by się pomylił.
Zza zgrabnej sylwetki otulonej czerwoną barwą Itou, której rysy rozpoznał niemal od razu, wyłoniły się kolejne, równie kojarzone z poznaniem z procentami we krwi, równie mgliście znajome. Rysy które ostatnimi czasy stały się dlań codziennym widokiem stającym za kurtyną powiek i działającym na wyobraźnię zawsze, gdy spoglądał w telefon niecierpliwie wyczekując powiadomienia masz nową wiadomość.

I wtedy coś, niby ciekły azot rozlał się od gardła po same kończyny, spowijając je nagłym przypływem emocji. Mrożących emocji. Uderzających emocji, które były tak silne, że w pierwszej chwili zamiast zapłonąć chciały go utrzymać w bezruchu. To on, ich wrzask zdawał się drażnić kolejno po sobie wszystkie organy, w których płynęły niczym prąd elektryczny o wysokim napięciu, nie mogąc znaleźć ujścia, niszcząc wszystko na swojej drodze. Jak bazyliszek spoglądający nań z oddali, dążący by zamienić go w kamień, jeżeli tylko spojrzy nań zamiast skupić się na otoczeniu, a potem nagłym wstrząsem ziemi rozsypać jego figurę w popiół. 

As she walks by
What a sight for sore eyes
Brighter than a blue sky
She's got you mesmerized
While I die

Tak się właśnie czuł. Widok spowodował nagłe przeciążenie, w trakcie którego na moment, dosłownie moment zatrzymał się, czując jak czas gwałtownie staje w miejscu. Ale jego myśli nie stawały. One były w epicentrum, które intensywnie pulsowało, wydalając na świat nowe przeczucia, gdy tylko rozpoznał podłużną twarz czającą się zza Itou. 
Minęło wiele miesięcy od kiedy ostatni raz go widział. I choć od już jakiegoś czasu pisali ze sobą, wciąż nie mógł powiedzieć, że dobrze się znają. Nie wiedział skąd pochodzi, nie wiedział jak ma na imię, ani nie widział jego zdjęcia. Nie istniał nawet na portalach społecznościowych. Wszystkie te fakty były zbiorem różnych zbiegów okoliczności które je wywoływały, ale w głowie która była zawsze o kilka kroków do przodu, niemal automatycznie pisał się już czarny scenariusz, do roli którą czarnooki odgrywał.

A więc jesteś z nią...

Why would you ever kiss me?
I'm not even half as pretty
You gave her your sweater
It's just polyester
But you like her better
Wish I were Heather

A piszesz ze mną dla pocieszenia...? Ona o niczym nie wie...?

Emocje wyśpiewywaly jednak coraz smutniejszą melodię. Wiedząc, że nie mogą, po prostu nie mogą w tej chwili wyjść na powierzchnię, wpełzły w pewien dysonans poznawczy, jaki każdy z nas zapewne niejednokrotnie przeżywa musząc zachowywać się jakby nic się nie stało. Nie pokazywać swoich przywar, unikać braku kontroli, aby nie poruszać się po towarzystwie dorosłych ludzi jak dziecko wybuchające z każdą ze swoich wewnętrznych potrzeb. Kou był paranoikiem, tym bardziej nie mógł sobie pozwolić na postępowanie zgodnie ze swoimi przeczuciami, jak silne one nie były, jak bardzo nie musiał z nimi walczyć. Jakaś część świadomości zawsze go przed tym powstrzymywała; "nie mogę ocenić czy mam rację, ale POCZEKAJ, bo pewnie mam rację, ktoś cię na pewno oszukuje", mówiła, w rzeczy samej będąc tą, która oszukiwała go w tym wszystkim najbardziej.
Choć z drugiej strony ten piorun, ta myśl, która wszystko zapoczątkowała, uderzała mocno i boleśnie, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Ruszył znowu w ich stronę. Smutek przeradzał się w gniew tym mocniej, im bardziej się zbliżał, wciąż trzymając ten udawany szeroki uśmiech na swojej twarzy. Był niemal perfekcyjnie oddany, nie można mu tego zarzucić, złe emocje stanowiły w tym momencie jego siłę napędową której nadmiar wyrzucał poprzez okłamywanie świata całym sobą.

Widział przecież, jak puszcza jego rękę. 
Jak odsuwa się od ramienia.
Może i był osobą niszczącą stereotypy, której społeczeństwo równie wisi co powiewa, jednak i w jego japońskich oczach nikt na ulicy nie trzyma się w tej sposób osoby, z którą nie jest bardzo, bardzo blisko. Jakaż szkoda, że nie znał na tyle Alaeshy, by wiedzieć że dla niej ten schemat wygląda zupełnie inaczej. Że wcale nie musi tak być. Kou miał nieco inne doświadczenia i wizje, dodatkowo podsycone przez jego... zazdrość.

Watch as she stands with her holding your hand
Put your arm 'round her shoulder
Now I'm getting colder
But how could I hate her?
She's such an angel
But then again, kinda wish she were dead


- ALAAA! Ohayō, kochana!!! - Będąc już przy nich, również zamachał dłonią i krzyknął niemalże z podbitym żarem entuzjazmem, skrywając pod nim całkowicie swoje wewnętrzne uczucia. Nie chciał, mimo wszystko, by wypływały na wierzch. Nie chciał, by jego kumpela czegokolwiek się dowiedziała. Nie czuł by mogła jakkolwiek zasłużyć, żeby jego własna zazdrość spłynęła na nią, nie chciał jej tego robić. - Co u ciebie, skarbie?!? -

Wtedy dostrzegł coś, zjawisko w rzeczy samej niesamowite i uderzająco potwierdzające mu jego teorię. A tak bardzo nie chciał w to wierzyć - tak przynajmniej myślał, nie dostrzegając rzeczywiście jak sam doszukiwał się w tej sytuacji archetypów, które ją potwierdzały. Jednak... jak wyjaśnić to, że mężczyzna który regularnie z nim pisał w taki sposób, nie pokazując swojej twarzy nawet na avatarze, teraz tak nagle SKŁONIŁ SIĘ JAK DO OBCEGO, WITAJĄC Z NIM JAK Z OBCYM?
Jak śmiał? Jak śmiał tak po prostu udawać, że go nie zna, po tych wszystkich wspólnie wymienionych zdaniach i podtekstach?
Tego było już za wiele. Kou nie należał do ludzi, którym łatwo byłoby się z tym pogodzić.
Także skłonił się w odpowiedzi. Głęboko, zachowując się jakby przyjął zaproszenie do gry w udawanie nieznajomych. Łącząc ze sobą ręce z przodu, jak dziewczyna.

- Konnichi-wa. - Rzekł chłodno, acz ostro niemal przez zęby, w zupełnej opozycji do tonu w jakim przywitał się z Itou, jakby siedziały w nim dwie zupełnie odmienne osoby w tym momencie. Nagle podnosząc się z niezwykle, wręcz niekomfortowo długo trwającego ukłonu, uniósł także głowę, tnąc mężczyznę swoim spojrzeniem w którym ukrył się cały żar, który go przepełniał.


Oh my, just look at those eyes - Pretty like a girl, oh boy
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite

Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Naiya Kō

Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku