Yamazakura – park rozrywki - Page 4
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Pią 16 Gru - 8:34
First topic message reminder :

Yamazakura – park rozrywki


Yamazakura to całoroczna atrakcja turystyczna położona na skraju Kolorowej Dzielnicy. Podobnie jak reszta znajdujących się tu przybytków, ożywa dopiero z nastaniem zmroku. To wtedy tysiące świateł oświetla kolejkę górską, melodie kilku karuzel mieszają się ze sobą i gwarem odwiedzających park gości, a diabelski młyn leniwie zaczyna kolejny dzień swojej pracy. Cały teren przepełniony jest ogromem przeróżnych, często tematycznych, zjeżdżalni, torów dla gokartów, karuzel, huśtawek i kolejek. Gdzieniegdzie wśród nich wyrastają budynki skrywające w sobie domy strachów, strzelnice, pokoje zagadek, punkty gastronomiczne czy niewielkie stoiska z upominkami i zabawkami. W okresie zimowym większość atrakcji znajdujących się na świeżym powietrzu jest wyłączona z użytku, ustępując miejsca rozrywce pourywanej w zabudowaniach. Pokój zagadek, który spłonął rok temu nadal jest wyłączony z użytku, ukryty przed wzrokiem wścibskich ogromną drewnianą ścianką z zapowiedzią powstania tu labiryntu. Powietrze w parku przesycone jest charakterystycznym, słodkim zapachem waty cukrowej.

Haraedo

Matsumoto Hiroshi

Sro 12 Cze - 18:53
Tęczówki o nieoczywistym kolorze omijały jego badawcze spojrzenie równie nerwowo, co słowa, które zdawały się mijać z prawdą. To jej spojrzenie, które odwróciło się smutno, gdy tylko jego tęczówki utkwiły w nim zbyt długo. Gdyby Itou odważyła się jednak spojrzeć ponownie w te czarne oczy, nie dostrzegłaby w nich politowania, a jedynie troskę. Hiroshi nigdy nie lekceważył odczuć innych, bez względu na to, jak trywialne powody, kryłyby się za takim stanem. Teraz, obserwując Alaeshę, miał wrażenie, że sytuacja była poważna. Na tyle, że nie pozwalała jej na swobodę, z którą od zawsze ją kojarzył.
Może, gdyby miał więcej obycia relacjach międzyludzkich, próbowałby dotrzeć do niej raz jeszcze, przekonać że zawsze znajdzie w nim oparcie. Jego uprzejmość nie pozwalała mu jednak na żadne "ale". Jej reakcja, a także same słowa ubrane w wymijający ton zdecydowały za niego.

Gdy znaleźli się na terenie parku, zapomniał przez moment o własnej masce, którą nosił każdego dnia, choć i bez niej jego twarz pozostawała poważna, ale nie broniła się przed mnogością bodźców, na które nieświadomie reagował mimiką. Ludzkie, pojedyncze spojrzenia, ciekawskie, niekiedy osądzające, powodowały w nim uczucie zmieszania. Uciekał wtedy wzrokiem, nie szukając uwagi, nieco porażony samym wyobrażeniem, co mogą o nim myśleć. Zupełnie jakby jego grzechy miały być wypisane na jego czole, a usta tych osób same miały układać się w słowo gaikokujin.
To, co go zaskoczyło, to mnogość i stan techniczny otaczających ich sprzętów. Kolorowych, głośnych i stabilnych, zupełnie sprzecznych do tych, jakie miał w pamięci.
Mijająca ich nastolatka z ogromną, różową watą cukrową, której zapach roznosił się na całe otoczenie, spowodował u niego zniesmaczenie. Zemdliło go od tego przesłodzonego zapachu - ciepłego, klejącego jak sama wata. Ponadto nie lubił koloru różowego. Nie tylko dlatego, że był babski. Miał w sobie coś irytującego bez względu na odcień, jaki przybierał. Od pastelowych nijakich różów, po silne, atakujące oczy niemal agresywne magenty.

Zabawna sugestia Itou, że sama wybrałaby ławkę z dinozaurami nieco go poraziła. Zupełnie jakby potrafiła czytać w jego myślach.
- Lubisz ten temat?
- Przyznam szczerze, że dinozaurami byłem zafascynowany jako dzieciak. Dzisiaj są mi raczej obojętne. - w końcu był już dorosłym, poważnym mężczyzną, a nie kilkulatkiem, w którym starano się zdusić duszę dziecka. Duszę, która najwyraźniej wciąż nie opuszczała Alaeshy. Czasem miał wrażenie, że bywała infantylna, ale w znacznie pozytywniejszym znaczeniu tego słowa.  
Niechęć do ławki, na jakiej właśnie usiedli nieświadomie odbiła się na jego twarzy, kiedy ze skrzywieniem rozejrzał się po otoczeniu. Widok ten nie umknął uwadze Itou, która wyczuła w czym tkwiła jego niechęć do tego koloru. Spojrzał na nią wyraźnie zaskoczony, gdy zaczęła mówić.
— Słyszałam, że kiedyś w Europie różowy był traktowany jako kolor przypisywany mężczyznom. Ponoć krew na białych mundurach, chyba też po próbie jej spierania, pozostawiała różowe ślady.
- Doprawdy? - zdziwiła go jej wiedza. On sam nie miał o tym pojęcia. - Dziękuję za tę ciekawą anegdotkę, właśnie uświadomiłaś mi, że nie lubię tego koloru jeszcze bardziej... - jego brew uniosła się nieznacznie, kiedy mówił. Dlaczego śmierć i rozlew krwi miałby kojarzyć się z czymś dobrym? Dlatego to butę i przemoc przypisywano męskości?
- Przemoc to słabość, a nie męstwo. Z tego samego powodu nie znoszę czerwieni. - nadmienił i momentalnie zamilkł, orientując się, że to właśnie jego znienawidzona czerwień okrywała jej ramiona, a w jej dłoniach spoczywał napój w tej agresywnej barwie. Nie mógł wiedzieć jakie skojarzenia przyszły jej na myśl, gdy kolorowe tęczówki kobiety zatrzymały się na czerwonej Bubble tea, ale sam fakt, że nosiła ten kolor, był dla niego wystarczającą sugestią, że najwyraźniej w przeciwieństwie do niego lubiła tę barwę.
- To nie była uwaga skierowana w twoją stronę, absolutnie. - poprawił się nagle - Masz prawo lubić ten kolor. I jest ci w nim z resztą bardzo ładnie... - komplement nie miał w sobie nawet krztyny zalotności, przepełniało go za to wyraźne zakłopotanie, choć słowa, które wypłynęły z jego ust, były szczere.
- Ja lubię kolor zielony! - jego głos nabrał nieco decybeli, kiedy wypalił gwałtownie i bez zastanowienia to zdanie, chyba za wszelką cenę próbując zmienić temat i odepchnąć od siebie uczucie zażenowania, które pojawiło się wskutek jego dość nieudolnego monologu.
Zielony? W rzeczy samej lubił tę barwę, ale wbrew pozorom, to nie zielone bubble tea, które uniósł jakby w toaście, było jego pierwszym skojarzeniem z kolorem o którym mówił, a zielona czupryna pewnego...
STOP. Wynocha z mojej głowy! warknął w myślach, a na jego twarzy namalował się momentalnie cień zirytowania.
W tej samej chwili wyciągnął z napoju słomkę i wyłamał tę nieszczęsną, plastikową pokrywkę, chcąc chyba bardziej odwrócić uwagę własnych myśli, choć i perspektywa picia napoju przez słomkę niekoniecznie mu odpowiadała. Przed jego oczami mimowolnie stanęła czerwona sangria, czerwone usta i pszczółka wyhaftowana na jasnym materiale swetra. Szlag
- A ty, jaki kolor lubisz najbardziej? - zapytał w końcu, zupełnie ignorując spojrzenia przechodzących w ich pobliżu ludzi i rzucił jej pytający nieco badawczy wzrok, poniekąd też po to, by sprawdzić, czy nie znajdzie na jej twarzy oznak, że czymkolwiek ją nieumyślnie uraził.

- Rozumiem. - skomentował krótko jej słowa o parkku rozrywki, ale chyba nie uwierzył, że miejsce, które wybrała, było przypadkowe. Tak czy siak, nie było już odwrotu.
- Nie przepadam za parkami rozrywki, nigdy za nimi nie przepadałem. - rzucił cicho, trochę bardziej do siebie niż do niej skrupulatnie przyglądając się temu, co ich otaczało. Istny Chaos.
Upił spory łyk pistacjowej bubble tea i z zaskoczeniem spojrzał na kubek z jasnozielonym płynem. Całkiem dobre.
Podzieliłby się swoim spostrzeżeniem z Alaeshą, lecz pochłonęło ją zdejmowanie plastikowego wieka, na co nie zareagował. Wszak nie widział niczego dziwnego w fakcie, że sam uprzednio zrobił to samo, ignorując fakt, że napój ten, podawany był w takiej formie z konkretnego powodu. Skupił się na czymś zupełnie innym. Jego wzrok bezwiednie podążył za jej dłonią, kiedy przemieszała słomką czerwone bubble tea, a jego umysł jakby mimowolnie podrzucił mu inny obraz sprzed kilku miesięcy.
Było w tym coś niebywale eterycznego. Coś w ruchu szczupłego nadgarstka, na którym zagrała cała orkiestra zawieszonych na niemalże perłowej skórze bransoletek, gdy wprawił w ruch czerwoną ciecz uwięzioną w przeźroczystym szkle.
Wymownie spojrzał w górę zupełnie jakby chciał skarcić własne myśli.
Nadbiegający w ich kierunku pies, skutecznie odwrócił jego uwagę.
- Hachikō? - powtórzył za nią zdziwiony. Choć imię psiaka większości przywodziłby na myśl słynne adaptacje historii podobnego pupila, jemu nie kojarzył się z niczym. Nie widział tych filmów ani nie znał tej historii, choć poza Japonią poznała ją większość cywilizowanego świata. Nie wstydził się jednak własnej niewiedzy, nie przy niej, ufając w pełni, że ona go nie oceni.
- Masz niezwykły dar. - powiedział po chwili widząc jak pies, siada grzecznie przy nodze Itou i jest w nią wpatrzony jak w obrazek.
- Chyba miałaś albo masz jakieś zwierzęta? - zapytał, choć pytanie zabrzmiało bardziej, jak stwierdzenie.

@Itou Alaesha
Matsumoto Hiroshi

Itou Alaesha and Naiya Kō szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Sob 22 Cze - 16:17
Jak to obojętne!? — Ożywiła się na chwilę, wyglądając teraz o wiele bardziej dziewczęco niż kobieco. — Z dinozaurów się nie wyrasta. Chyba. To znaczy — ja nie wyrosłam. — Roześmiała się delikatnie. — Tak, bardzo lubię tematykę dinozaurów. Jako dziecko można było się nimi fascynować, jakby były niemal mitycznymi stworzeniami. Gdy się dorasta, tracą one z tej magii, jednak zyskują o wiele więcej. Wtedy można zdać sobie sprawę, że są one realną częścią historii Ziemi. Że były prawdziwymi stworzeniami, istniejącymi w bardzo odmiennych od dzisiejszych warunków. Możemy je badać, odkrywać i domyślać się, jakie były naprawdę. Myślę, że to nawet lepsze. — Alaesha rozgadała się nieco. Pomimo wyjątkowo słabego humoru, a może właśnie z tego powodu, dosyć łatwo było jej wciągnąć się w jakiś temat. Wszelkie słowa, które nie wiązały się z przykrymi i nienaturalnymi odczuciami czy z koszmarnymi snami, dawały możliwość odetchnięcia i zajęcia czymś myśli. Z tego względu tematy zadziwiająco bez problemu płynęły pomiędzy kobietą a mężczyzną. Kolejny temat zahaczał o wspomniane przez Itou krwawe mundury.
Och... — W pierwszym odruchu poczuła się dziwnie z odpowiedzią Matsumoto. Była taka stanowcza i ostra. Nie przypominała tego, w jaki sposób zazwyczaj mówił Hiroshi. Jego stanowisko dotyczące czerwieni było wyraźnie określone, a przecież był to tylko kolor. Nie rozmawiali o poglądach politycznych czy wierze. Skąd takie podejście i tak ostry osąd? Choć w pewnym kontekście jej kolega akurat miał trochę racji.
Rzeczywiście... Chyba za bardzo idealizuje się wojnę i walkę. Ja w nich nie widzę niczego romantycznego. Hiroshi kontynuował wypowiedź przeplatającą czerwień, krew i przemoc, traktując je ze sobą równorzędnie. Przyciągnęło to uwagę Alaeshy i wzbudziło pewne pokłady zdziwienia. Z oczywistych względów można było kojarzyć te aspekty ze sobą, jednak w mniemaniu kobiety można też je było rozumieć i traktować zupełnie rozdzielnie. Słuchała słów snycerza, dając mu dokończyć również zakłopotany wywód dotyczący czerwonego sweterka. Na te słowa jednak jedynie się uśmiechnęła. Wiedziała, że nie miał niczego złego na myśli. Aczkolwiek, wcale ładna się dzisiaj nie czuła, więc i zignorowała kilka słów stanowiących komplement.
Nie sądzisz, że czerwień, krew i przemoc, to zupełnie odmienne tematy? Nie muszą się ze sobą łączyć i mają również pozytywne aspekty. — Spojrzała po swoim wyraźnie czerwonym napoju. Nie było w nim niczego groźnego czy nieprzyjemnego. Jedynie pieszcząca kubki smakowe słodycz. — Czerwień to kolor dojrzałych owoców, jabłek czy truskawek. To też ostra papryka, która choć w zbyt dużej ilości może drażnić, to jednak wyzwala dopaminę i tym samym uczucie przyjemności. To też czerwone róże o miękkich i delikatnych płatkach. Za to krew jest życiodajnym płynem, bez którego nie bylibyśmy w stanie funkcjonować. Jest napędem naszych organizmów, wypełniającym tkanki składnikami odżywczymi i tlenem. Bez daru krwi nie byłyby też możliwe transfuzje i ratowanie ludzkich żyć. Natomiast przemoc... również jej nie lubię, jednak nie czekałabym ani chwili, gdyby od niej zależało być albo nie być kogoś dla mnie bliskiego. Czasem przemoc pomaga nam uchronić to, co jest dla nas ważne. — Kobieta pozwoliła płynąć słowom, na bieżąco podając przykłady, jak czerwień może być różnie rozumiana w zależności od kontekstu. Jednocześnie mówiąc o owocach, warzywach i kwiatach czuła ich smaki, zapachy lub uczucie kształtu i faktury pod palcami. Niezmiennie synestezja pozwalała Alaeshy dogłębniej odczuwać świat dookoła niej.
Zielony również jest moim ulubionym kolorem. Kojarzy mi się ze spokojem, ulgą i odpoczynkiem. To chyba ze względu na kolor trawy i liści, a ja lubię relaks na świeżym powietrzu. — Zerknęła w kierunku Hiroshiego i się uśmiechnęła. — Jednak zaraz po nim najbardziej cenię właśnie czerwień. Jest intensywna, przynosi na myśl miłość, albo gniew, więc i pomaga wyrazić szerokie spektrum emocji. Może być nasycona, ale też przygaszona lub głęboka. Jest różnorodna i skrajna. Tak jak ja. — Nie podała wytłumaczenia ostatniego stwierdzenia. Aczkolwiek Hiroshi mógłby się domyślić, jakie emocjonalne skrajności mogła mieć na myśli. Dzisiaj właśnie widział drugi biegun jej czerwonej osobowości.

Nie przepadam za parkami rozrywki,
huczało zapętlone w kobiecej głowie. Ach, więc to, co sączyło się te negatywne myśli do jej głowy, najwyraźniej miało rację. Zlękła się, że Hiroshi wcale nie chce tutaj być. Nie lubi parków rozrywki, a ona go tutaj ściągnęła. Przecież dlaczego miałby nagle je polubić? Niemniej na jego słowa tylko dodała nieśmiało, chowając głowę gdzieś w dół i skupiając się na swoim napoju.
Yamazakura jest chyba najlepszym parkiem rozrywki w regionie... — Wymamrotała, jakby to miało tłumaczyć przyciągnięcie go do tego miejsca i zmuszenie do przebywania ze sobą.
Dlaczego nie lubisz parków rozrywki? — Zadała pytanie, ostatnią deskę ratunku, która mogłaby teraz wyprowadzić jej myślenie na inne tory. Mimo wszystko humor kobiety uległ zdecydowanej poprawie na widok radosnego shiba inu. Delikatnie tarmosiła psią mordkę, układając dłonie po bokach pyszczka. Zwierzę miało taką miękką i puchatą sierść. Niezwykle przyjemną w dotyku. Przywodzącą na myśl wygodny kaszmirowy sweterek.
Tak, naprawdę jest tutaj napisane Hachikō. Jak z tego filmu. To zabawne, że ludzie nazywają swoje zwierzaki takimi imionami. Aczkolwiek tamten Hachikō był rasy akita, a ty jesteś shiba inu! — Odebrała pytanie Hiroshiego zupełnie naturalnie, nie doszukując się w nim niewiedzy mężczyzny. Z jakiego powodu miałaby spodziewać się po nim braku znajomości historii znanej na całą Japonię? W końcu nie był to jedynie film, a prawdziwy tokijski piesek. Być może dostrzegłaby cokolwiek więcej, gdyby nie jej wrodzona ufność, a i też psia mordka, które łapczywie domagała się uwagi. Z tego powodu Alaesha nie zdążyła nawet spojrzeć na wyraz twarzy Matsumoto, a zajęła się porządnym drapaniem za uszkami.
Dziękuję. Naprawdę tak myślisz? Niestety nie miałam nigdy własnego zwierzaka. Bardzo chciałam, ale matka nie pozwoliła wziąć żadnego do domu. — Cicho westchnęła. — Wszystko, co wiem o psach, zawdzięczam sąsiadce i jej kundelkowi. Tłumaczyła mi, jak powinnam się zachowywać przy pieskach, co lubią, a czego nie. A potem trenowałam z Maru. Tak się nazywał ten kundelek. I rzeczywiście był okrąglutki. — Dodała po chwili, uśmiechając się lekko na wspomnienie Maru (まる), co dosłownie oznacza „koło”, „okrągły”. Sąsiadka dawała mu zdecydowanie za dużo jedzenia.
A ty miałeś kiedyś zwierzaka? — Zwróciła się do Hiroshiego z pytaniem. W międzyczasie zaczęła się rozglądać za kimś, kto szukałby swojej psiej zguby. Dłuższą chwilę patrzyła w różnych kierunkach, w międzyczasie jedną dłonią głaszcząc psa, a drugą przytrzymując go za obrożę. W końcu usłyszała nawoływania młodego chłopaka. Uniosła więc do góry rękę w nadziei, że jego zguba jest również ich znaleziskiem. Okazało się, że tak i nastolatek z ulgą i w niskich ukłonach przejął zwierzaka od Ali i Hiro. Już po chwili umknęli razem w tłum. Bez zwierzaka Alaeshy zrobiło się jakoś pusto i ponownie odrobinę smutno. Tym samym kobiecy wzrok padł na atrakcję naprzeciwko ich ławki. Strzelnica, a raczej kolorowe stoisko z ustawionymi rzędami puszek, z którego wylewały się pluszaki. Czemu nie, chyba wszystko jest lepsze niż smucenie się na ławce.
Może pójdziemy tutaj? — Wskazała stoisko skinieniem głowy. Jeśli Matsumoto się zgodził, wzięła kilka ostatnich łyków bubble tea i wyrzuciła opakowanie, po czym podeszli razem do wystawy kolorowych pluszęci.

@Matsumoto Hiroshi
Itou Alaesha

Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Matsumoto Hiroshi

Wto 25 Cze - 21:02
— Jak to obojętne!?

Niemal podskoczył, gdy usłyszał nieco podniesiony ton głosu. Jednak delikatny - bardziej dziewczęcy niż kobiecy w tej chwili śmiech oddalił od niego trwogę, która pojawiła się wraz z uniesieniem jej głosu.
Uważnie słuchał słów Alaeshy, nie odrywając od niej ciemnych oczu, zupełnie jakby całkowicie chciał skupić się na jej słowach, gdy wokół nich dział się istny chaos spleciony z donośnych odgłosów śmiechu niosącego się po okolicy wraz z niemal cyrkową muzyką dobiegającą z kolorowej karuzeli. Chwilami było tu naprawdę głośno.
Uśmiechnął się delikatnie, gdy powiedziała, że z dinozaurów nie wyrosła.
—  Ja wyrosłem. - odparł krótko, nie wchodząc w szczegóły. Był dorosłym i poważnym mężczyzną i nie powinien (we własnym mniemaniu) zajmować sobie głowy jakimiś dziecięcymi ekscytacjami. Co innego Alaesha, była kobietą. A w jego postrzeganiu, jakie wyniósł z ojczystego kraju, kobietom wybaczało się więcej.
W gruncie rzeczy nie było niczego złego w fascynacji tymi stworzeniami, nawet jeśli nie było się kilkulatkiem. Sama paleontologia skupiała z resztą takich ludzi. Jednak w umyśle snycerza dinozaury pozostały jedynie stłumionym echem dziecięcego zainteresowania, które zgasło, częściowo pod wpływem presji, a częściowo przez niego samego, gdy z biegiem lat, wiedza na temat tych istot zrobiła się znacznie większa.
—  Cóż, dla mnie straciły magię, ale nie zyskały niczego innego. - odparł, wzruszając ramionami, co wcale nie znaczyło, że temat go nie interesował. Dzisiaj patrzył na nie zupełnie inaczej niż wówczas kiedy był dzieciakiem.
—  Jakie były? - powtórzył za nią wyraźnie zdziwiony. - To gady, Alaesho. Zimnokrwiste stworzenia niezdolne do wyższych uczuć. Owszem, były wielkie i majestatyczne, ale poza tym nie ma w nich niczego spektakularnego. Gdybyś hodowała przykładowo krokodyle, to bez względu na to ile opieki i dobra byś im okazała, one nigdy nie przywiązałyby się do Ciebie, bez względu na to ile czasu byś im poświęciła. Zaatakowałyby Cię wykorzystując Twoją nieuwagę i zeżarły bez cienia zawahania. Nie chcę, by to zabrzmiało, że gady nie powinny istnieć, bo są ważnym elementem ekosystemu, ale uważam, że jest pełno innych przedstawicieli zwierząt, które bardziej zasługują na naszą uwagę... - teraz to on się rozgadał. - Ja na przykład uwielbiam słonie. Nie wyglądają specjalnie ładnie, ale są piękne wewnętrznie. Mają niezwykłą emocjonalną inteligencję, są wrażliwe i empatyczne. O przywództwo w stadzie nie walczą przemocą ani rozlewem krwi, przewodzi im najstarsza i najbardziej doświadczona samica.  Mówi się, że słonie zabijają kilkaset ludzi rocznie, ale to kropla w morzu w porównaniu do tego ile słoni zabito dla ich ciosów. To przez ludzi słonie są dzisiaj gatunkiem zagrożonym. Jeśli jakiś człowiek zostanie zabity przez słonia, to jest to wyłącznie wina tego człowieka. Słonie nigdy nie atakują niesprowokowane. Zabijają wyłącznie, gdy same poczują się zagrożone. I w sumie też dlatego, myślę o nich znacznie częściej niż o dinozaurach, które uwielbiałem za dzieciaka. Słonie możemy jeszcze uratować. - zrobił krótką przerwę.
—  Jeśli nic się nie zmieni, już wkrótce będziemy mogli mówić o nich jak o dinozaurach. Jak o wymarłym gatunku, tyle że tym razem kresem ich życia nie będzie uderzenie asteroidy, lecz człowiek...
—  Wiesz, nie mogę tego zdzierżyć, tutaj w Japonii. - odezwał się ponownie, nieco nieśmiałym tonem, jakby bał się reakcji. W końcu nie był Japończykiem, więc nie miał prawa mówić źle o tym kraju - Tego, że kość słoniowa jest tutaj tak popularna i ceniona. - spojrzał jej prosto w oczy, obawiając się tego, co w nich zobaczy.
Ta trwoga sama wydała mu się nieco absurdalna, bo czy Alaehsa byłaby zdolna powiedzieć mu, że jest zwykłym Gaikokujin i żeby wracał do siebie, jak mu się nie podoba? Nie. Ale nie chciał też ujrzeć w jej oczach rozgoryczenia, a to, byłoby chyba znacznie gorsze.

Rozmowa naturalnie przeszła do koloru różowego, a następnie czerwonego, co sam nieumyślnie zainicjował.
—  Zdecydowanie. - przyznał jej rację, gdy odezwała się na temat romantyzowania wojen. Za to niekoniecznie potrafił przyswoić jej kolejnych słów, bez względu na to, jak bardzo logicznych argumentów by nie użyła. Dla niego czerwień była kwintesencją całego zła i bez względu na pozytywne aspekty z nią kojarzone, nie mogły przyćmić jego licznych traum.
—  Być może. - nie potrafił się do końca zgodzić. Nie, kiedy krwawy reżim, z którego desperacko uciekł, przywodził na myśl właśnie czerwień. Kolor wszechobecny w Korei Północnej. Nie mógł być inny w tak komunistycznym piekle.  
Wzdrygnął się, kiedy usłyszał wzmiankę o jabłkach - ulubionych owocach jego ojca. Samo wspomnienie o nich spowodowało, że niemal poczuł w nozdrzach ich słodko-kwaśny zapach. Nienawidził go równie bardzo co samej czerwieni.
Zapachu gryzionego owocu oraz dźwięku towarzyszącego jego konsumpcji, które odbiły się echem w jego umyśle, gdy samoistnie przypominały mu wieczory, kiedy jako dziecko zmuszony był oglądać reżimową telewizję. Spięte wówczas, siedzące nienaturalnie prosto ciało kilkulatka na wprost do telewizora, pod czujnym okiem ojca, który jadł te przeklęte, czerwone do granic możliwości jabłka. Surowe spojrzenie rodzica i ciężka dłoń gotowa wymierzyć cios, ilekroć Hiroshi odwracał wzrok od piorącego mózgi odbiornika. Chłopiec z czasem nauczył się wypierać słowa płynące z /tego pudła, skupiając słuch wyłącznie na dźwięku zębów, które chrupiąco zatapiały się w soczystej czerwieni tych owoców. Jego ciemne, dziecięce wówczas oczy wnikliwie wpatrywały się w ekran, ale nie przyjmowały niczego, co dane było im zobaczyć. Patriotyczne koncerty dedykowane wojskowym, dokument o życiu Kim Ir Sena, czy obsługa Kałasznikowa. Wszystko to zlewało się w jedną bezmyślną plamę, której nie chciał przyswoić, choć wydawało się, że oczu nie potrafi od nich oderwać. Powieki w trwodze mrugały tak rzadko, jak tylko było to możliwe. Byleby nie sprowokować ojca.

Sama krew, o której w dalszej wypowiedzi wspomniała Alaesha, spowodowała nagłą reakcję, w której nieświadomie odwrócił delikatnie głowę. O ile wspomnienie o jabłkach było jeszcze względnie znośne, tak słowa o osoczu stały się zbyt ciężkie, by mógł je zignorować.
—  Boję się widoku krwi. - powiedział ledwie, jakby nie chciał przerywać jej wypowiedzi, choć słowa, jakie wybrzmiały z jego ust, były bzdurą. Nie bał się krwi, a jedynie wspomnień, jakie ze sobą niosła, a fakt, że się odezwał był jedynie nieśmiałą i rozpaczliwą próbą przejścia na inny temat.
Pokiwał twierdząco głową, gdy na językach pojawiła się przemoc, która nomen omen stanowiła niekiedy jedyny argument, jakim można było kogoś ochronić. Jedyna rzecz, z którą bezsprzecznie mógł się zgodzić.
Ożywił się znacznie, gdy zaczęła mówić o zieleni. Kojarzył jej się spokojem i być może też dlatego sam go lubił, choć osoba, o której pomyślał w pierwszej kolejności, na pewno ucieleśnieniem spokoju nie była. Przechylił kubek zielonej Bubble tea, by upić kolejny spory łyk i odwrócić tym samym uwagę własnych myśli, gdy smaczny płyn zalał jego kubki smakowe. Zdziwił się znacznie zawartością cieczy, wiedział że coś w niej pływa, ale nie przypuszczał, że coś jadalnego.
—  W sumie nie wiem sam jakim byłbym kolorem. - powiedział po chwili w zastanowieniu, w odpowiedzi na jej porównanie do koloru czerwonego.

Uśmiechnął się, kiedy zaczęła tłumaczyć, że Yamazakura jest najlepszym parkiem rozrywki w regionie.
—  Nie musisz mi tego mówić, to najlepszy park rozrywki, w jakim dotąd byłem. - choć był w istocie dopiero drugim. Chciał jedynie odpędzić od niej tę nagłą zmianę. Faktycznie mogło to zabrzmieć, jakby miał jakieś pretensje, choć wcale tak nie było. - Przecież sam zaproponowałem, by tutaj wejść. - uśmiechnął się jakby pokrzepiająco. Choć jego mina zrzedła delikatnie, gdy spytała o jego niechęć względem takich miejsc. Wiedział jednak, że Alaesha nie była dzisiaj sobą i czuł, że winien jej jest tę szczerość.
—  Nie lubię ich, bo kiedyś byłem w jednym z moim...  ojcem - to słowo z trudem przeszło mu przez gardło - i nie wspominam tego zbyt dobrze. Ale może, tylko dlatego, że byłem tam z nim. - mówienie o rodzicu jak o bezoosobowym "nim" było znacznie prostsze. Choć jego niechęć miała znacznie większe podłoże, bo w jego ojczystym kraju, wesołe miasteczko było jedynie teatrzykiem, doskonale wyreżyserowanym na potrzeby reżimu, lecz gdy człowiek spojrzał nieco głębiej, mógł dostrzec wątpliwe bezpieczeństwo użytkowania tych przestarzałych sprzętów.
Yamazakura znacznie różniła się od tych wspomnień. - Ale powiem Ci szczerze, że akurat ten nawet mnie przekonuje. - znowu się uśmiechnął.

Poważnie? - zapytał, gdy Itou zaczęła mówić o jakimś filmie. Jeszcze do niego nie docierało, że można było kręcić o nich filmy. Sam bardzo lubił psy, ale miał na ich temat niewielką wiedzę.
—  Tak. Widać, że masz rękę do tych zwierząt.
—  Okrągły piesek? Musiał być przeuroczy. - zamyślił się na moment, kiedy Alaesha odbiła pytanie.
—  Nie, nigdy nie miałem zwierząt, choć zawsze o jakimś marzyłem. - odezwał się w końcu po dłuższym czasie. W rzeczy samej zawsze marzył o tym, by móc się o coś, albo kogoś zatroszczyć. W jego ojczystym kraju nie było zwyczaju trzymania zwierząt domowych, więc jedyne czym mógł się wówczas zadowolić, było obserwowanie ptactwa za oknem.
Choć z perspektywy czasu myślę, że dobrze się stało. Mój ojciec był... to znaczy jest. - poprawił się natychmiast. - okropnym człowiekiem i nie powinien mieć ani żony, ani dziecka, ani zwierząt. - powiedział zupełnie szczerze, patrząc wprost w jej oczy. - Moja matka, w sumie też nie była normalna. - zamrugał kilka razy gdy odwrócił od niej wyraźnie zakłopotany wzrok, przenosząc go na czubki własnych butów. - Wiesz, sam już nie wiem... A może to ja jestem jakiś nienormalny?

Rozmowa trwała, gdy nagle podbiegł do nich zaniepokojony  nastolatek ze smyczą w ręku. Był bardzo wdzięczny Itou, że przytrzymała dłonią jego obrożę.
— Przepraszam najmocniej, smycz się odpięła, a Hachikō jest jeszcze bardzo młody i lubi uciekać...
Chłopak niemal natychmiast odebrał swojego pieska i oddalił się w kierunku wyjścia z parku. Hiroshi odprowadził ich wzrokiem, spostrzegając jak Shiba inu co chwilę odwracał głowę, by móc spojrzeć swoimi psimi oczami na malarkę.
—  Polubił Cię.  

—  Co masz jeszcze ochotę porobić? - zapytał w końcu, rozglądając się po otoczeniu. Cóż. Nuda na pewno im nie zagrażała.
Westchnął bezgłośnie gdy Itou wskazała na strzelnice, ale ostatecznie pokiwał twierdząco głową. Obiecał sobie niczego jej nie odmawiać, a sobie przecież zaryzykować za rozkazem płynącym z kart. Sam nie miał najmniejszego zamiaru brać w tym udziału, ale przecież mógł po prostu towarzyszyć Alaeshy. Jeśli to, w jakikolwiek sposób poprawi jej nastrój, to dlaczego by nie? Dlatego równie szybko dokończył własną Bubble tea, by ruszyć za nią w kierunku atrakcji.

Przejechał wzrokiem po wywieszonych na samej górze nagrodach - pokaźnej wielkości i różnorodności pluszaków. W lwiej części składających się kolorowych Pand. W prawym górnym rogu stoiska spostrzegł maskotkę pieska - zadziwiająco przypominającego tego, który raptem kilkanaście minut temu do nich podleciał. No może był zacznie okrąglejszy, ale za to mordkę miał groźną - na swój własny uroczy sposób. Gdy zerknął w kierunku Itou, zauważył, że także ona badawczo przyglądała się pluszęciu.
Mężczyzna obsługujący stoisko zaczął tłumaczyć zasady. Wykupuje się sześć naboi i sześć razy należy trafić/strącić cel - sześć różnokolorowych puszek po napojach. Hiroshi odmówił grzecznie, gdy mężczyzna z góry założył, że to właśnie on będzie strzelał. W porę jednak o broń upomniała się sama Alaesha, co spowodowało u snycerza niekontrolowane uniesienie się kącików ust. Pan jej nie zna.
Ten uśmiech szybko jednak zgasł, gdy ujrzał ją trzymającą w niewielkich, kobiecych dłoniach wiatrówkę. Co to był za brzydki widok. Kobieta nie powinna bawić się bronią. W zasadzie w głębi duszy uważał, że nikt nie powinien.
Widział jej niepewny chwyt na wiatrówce, nie wynikał on jednak z samej niepewności - co to, to nie, bo sam wyraz twarzy kobiety, która go trzymała, wyglądała tak, jakby właśnie miała coś udowodnić światu. Ten chwyt wynikał jedynie z braku obycia z bronią, który niespecjalnie go dziwił. Drgnął delikatnie, jakby chciał podejść i ją w tym poprawić, ale przecież pamiętał doskonale, składane sobie obietnice, że nigdy więcej w życiu nie weźmie do rąk broni. Pomijając już fakt, że znając malarkę - nie pozwoliłaby mu na tę pomoc.
Pomimo ewidentnej porażki Alaesha zdawała się bawić znakomicie. Zabawne, swobodne fuknięcia pod nosem, kiedy pudłowała, a zaraz potem jej głośny, zaraźliwy śmiech, który skupiał uwagę przechodzących obok ludzi, kiedy przypadkowo udało jej się trafić.
Coś ścisnęło go w środku, widząc mężczyznę po drugiej stronie lady, wyraźnie zadowolonego z faktu, że kobieta zostawi pieniądze i odejdzie z niczym. Jego obrzydliwy, krzywy uśmieszek, kiedy oceniająco spoglądał na nieudolne próby trafienia w cel.
Potraktował ją z góry. Zupełnie jak na początku. Zupełnie tak jak i jego ojciec traktował kobiety.
Z góry.
W jego umyśle wybrzmiało północno-koreańskie przysłowie, które słyszał tak wiele razy z ust własnego ojca.
"Kobiety są słabe, silne są matki" -zdanie, które w istocie sprowadzało sens jej egzystencji do jednej roli.
Choć w ojczystym kraju nie przywiązywał do tego większej uwagi, tutaj zaczęło go to zwyczajnie drażnić.
Tego było już za wiele.

Teraz moja kolej. - odezwał się stanowczo w kierunku wyraźnie zadowolonego z siebie mężczyzny, który obierał właśnie z rąk Alaeshy wiatrówkę. Nie czekając chwili dłużej, podszedł do lady, by położyć na niej kilkaset jenów - ceny za udział w zabawie.

@Itou Alaesha
Matsumoto Hiroshi

Itou Alaesha and Naiya Kō szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Nie 30 Cze - 18:52
Alaesha poczekała, aż Hiroshi skończy swoją wypowiedź. Zrobiła to czystej grzeczności i sympatii do znajomego snycerza. Niemniej w głowie już przygotowywała artylerię do obrony prehistorycznych gadów.
Nie sądzisz, że porównywanie teraźniejszych ssaków do stworzeń starszych ewolucyjnie o dziesiątki milionów lat nie jest fair? Rozumiem, że lubisz słonie i zupełnie się z tobą zgadzam — nikt tych stworzeń nie powinien krzywdzić, ale nie pozwolę Ci tak szybko zmienić tematu! — Nie mogła w końcu pozwolić na to, aby tak powierzchownie ocenić istnienia, które rządziły planetą przez około 165 milionów lat.
Wiem, że to są gady, Hiroshi. — Specjalnie powiedziała to takim samym tonem, jak on odezwał się do niej wcześniej. — Wcale nie oczekuję, żeby miały mnie one nie zaatakować i nie pożreć. Pomijając to, że przy tamtejszych warunkach ciśnienia czy składu atmosfery sama bym umarła po kilku dłuższych lub krótszych chwilach, zależnie od okresu. Natomiast to były dzikie zwierzęta i fascynuje mnie dokładnie to, jakie były naprawdę. Aczkolwiek właśnie wrzuciłeś do jednego wora mięsożerców i roślinożerców. Serio, nie uważasz tego za niesamowite, że tak dawno temu mogły żyć tak wielkie i złożone organizmy? Coraz więcej badań wskazuje na to, że dinozaury mogły być opierzone i mogły wydawać dźwięki podobne do dzisiejszych ptaków — tutaj akurat mam nadzieję, że wiesz, że ptaki są dinozaurami, bo pochodzą bezpośrednio od nich. — Rozgadała się na dobre, nie dając mężczyźnie dojść do słowa.
Zwierzęta nie są wartościowe tylko dlatego, że potrafią wykształcić cieplejsze uczucia wobec człowieka. Są piękne takie, jakie są, będąc tworem natury. Ekosystemy potrzebują przeróżnych stworzeń, żeby istnieć w homeostazie. Więc dinozaury to nie jest tylko temat dla dzieci, a prawdziwa nauka o prehistorii. Nie tylko o tych stworzeniach, ale też innych gromadach i gatunkach. A że nie można badać zwierząt w oderwaniu od ich środowiska, to też o roślinności i o panujących na Ziemi warunkach. Dla mnie to nie są tylko blade kości, a cały mikrowszechświat, który próbujemy na nowo odkryć. — Zaczerpnęła na chwilę powietrza, by mówić dalej. Paskudny humor może blokował ją w kwestii rozmawiania o dręczących ją uczuciach, jednak tak interesujący temat, pozwalał nieco kanalizować emocje. Niewiele osób wiedziało, jak dużym nerdem zdarzało się być Alaeshy, jeśli chodziło o nauki o Ziemi. Z pewnością, gdyby nie pasja do sztuki, jednocześnie podparta sporym talentem, to dziś byłaby naukowcem, biologiem, a może nawet geologiem badającym gnejsy i inne kamienie.
Jeśli chodzi o słoniki, no to cóż, ze wszystkim się zgadzam. To kochane zwierzaki. Ostatnio nawet słyszałam o badaniach wskazujących na to, że słonie wołają się między stadami po imionach. Jednak potrafią to tylko starsze samice, co wskazuje na to, że uczą się tego z czasem. Fascynujące, prawda? Niemniej to nie tylko słonie są zagrożone, a setki tysięcy gatunków. Czasem wydaje mi się, że to tylko człowiek jest niepotrzebny w ekosystemie... — Trochę pobladła, a negatywne emocje znowu mocniej ją uderzyły. Może ona też jest niepotrzebna? Zarówno w ekosystemie, jak i społeczności? Przypomniał jej się dzisiejszy koszmar, zresztą ten sam dręczący ją od dłuższego czasu. Żyletka, krew — jej zapach, kolor i lepkość pod palcami. Przez chwilę musiała rozetrzeć dłonie, aby pozbyć się tego uczucia, którego w realnym życiu nie doświadczyła już od wielu, wielu lat. Wcale nie chcąc doświadczać go ponownie, w przeciwieństwie do jej śpiącego umysłu. Zaczynała się zastanawiać, czy to wszystko znowu nie było sprawką jakichś duchów, a może samej Kitsune... Tylko do czego tym razem miał ją doprowadzić ten sam powtarzający się schemat? Może ponownie stała się zabawką w czyichś rękach, a może Kitsune znowu chce dać jej okazję do przysłużenia się czemuś dobremu? Znalezienie tamtej zaginionej dziewczyny w wyśnionym w koszmarze miejscu, było dla Alaeshy szokiem, wręcz traumą, którą musiała przepracować przez kilka miesięcy. Jednak po dłuższym zastanowieniu, Kitsune nie zrobiła jej nic złego, a dała szansę tej dziewczynie... Aczkolwiek Itou zdecydowanie wolałaby przestać być narzędziem w rękach nadprzyrodzonych bytów. Zdecydowanie powinna w końcu zakupić sobie omamori, jak radziła jej Ejiri.
Ja też. Piękno okupione krwią i cierpieniem nie jest piękne. — Zauważyła, że Hiroshi odezwał się tak obco o Japonii. Wiedziała przecież, że ma koreańskie rysy. Namalowała zbyt wiele portretów, aby tego nie zauważyć od pierwszego momentu, gdy go zobaczyła. Nie dostrzegła nawet, by przejawiał cechy obu nacji. Niemniej, mógł być dzieckiem Koreańczyków, którzy wychowali go w Japonii, a może po prostu był imigrantem. Dlaczego miałaby go o to pytać? Zapewne spotykał się tutaj z już zbyt wieloma oznakami niechęci, z czym mierzyła się hermetyczna Japonia. Będzie chciał jej kiedyś o tym opowiedzieć, to powie, prawda?

Jeszcze przed chwilą Hiroshi rozprawiał z zapałem o przeszłych i teraźniejszych zwierzętach, tak gdy Itou zaczęła rozprawiać o kolorach, jego odpowiedzi stały się wyjątkowo lakoniczne. Widziała różnego rodzaju reakcje płynące twarzy i ciała mężczyzny. Raczej negatywne. Trochę niepokojące.
Boisz się widoku krwi... Ja nie... — Odparła w zamyśleniu, gdy przed oczami pojawiły się obrazy ze snu. Jak najbardziej krwawe. Gdzie krew była motywem przewodnim. Szczerze musiała przyznać, że wcale się jej nie bała. Wręcz odwrotnie, do pewnego momentu wywoływała przyjemne, choć patrząc obiektywnie, mocno niepokojące uczucia. To dlaczego jej sny stawały się koszmarne, była utrata kontroli, nie malownicza czerwień płynąca po skórze. Nie miała zamiaru specjalnie kontynuować tego tematu, jednak słowa same wypłynęły z jej ust, gdy bezwiednie poruszała słomką w swoim bubble tea. Być może z powodu zamyślenia odpowiedziała natychmiast na dalsze tym razem rozmyślenia Hiroshiego.
Dla mnie to oczywiste, jakim jesteś kolorem. — Spojrzała na niego z uśmiechem. — A w zasadzie kolorami. Przynajmniej dwoma. — Kto jak kto, jednak Alaesha miała podwójny powód do tego, żeby wiedzieć, jakim kolorem jest Hiroshi. Przynajmniej dla niej i według jej interpretacji jego osoby.  
Jesteś dla mnie połączeniem fioletu i szarości. Szarości, bo jest ona spokojna i harmonijna, skromna i powściągliwa. Również zdystansowana, ale i profesjonalna. Jednak nie jesteś wcale tak spokojny, za jakiego chciałbyś uchodzić, stąd fiolet, który... — Nie dokończyła i zabrała się za inną myśl — oznacza tajemnicę. Jednak przede wszystkim symbolizuje dla mnie wewnętrzną siłę, elegancję i oczywiście pokłady kreatywności. Mimo wszystko coś w Twojej aurze podpowiada mi skojarzenie ze statusem, co jednak skutecznie przykrywa szarość... — Alaesha dała się ponieść rozmyślaniom, przewiercając wzrokiem nie tyle samego snycerza, a chwilami przekłuwając spojrzeniem powietrze dookoła niego, mrużąc przy tym oczy. Nie dała jednak snycerzowi zbyt dużo czasu na zastanawianie się nad jej zachowaniem, ponieważ swoją wypowiedź zakończyła pytaniem.
A ja? Jakim według Ciebie byłabym kolorem?

Ucieszyła się na słowa dotyczące Yamazakury. Więc jednak nie był na nią zły, za wyciągnięcie go tutaj. Choć czy rzeczywiście go tutaj przyciągnęła? Może, a może nie — w końcu sam się przyznawał do zaproszenia jej tutaj.
Rozumiem, też mam trochę niemiłych wspomnień związanych z matką. — Choć „trochę” stanowiło spore niedopowiedzenie. Poza kilkoma neutralnymi i umiarkowanie przyjemnymi wspomnieniami, nie miała niczego więcej z pozytywów do powiedzenia na temat ich wspólnego życia.
Poważnie. — Nie dodała nic więcej, choć wypowiedzi Matsumoto jakby same prosiły się o to, żeby pociągnąć go za język. Przecież miał możliwość przemilczeć swoją niewiedzę na temat filmu, a jednak wolał sam się zatopić. Może powinna zapytać? Może chciał, żeby zapytała? Kontynuował jednak dalej na temat psów.
To prawda, był najbardziej uroczym kundelkiem na świecie. — Następnie znowu odbił temat w kierunku swojej rodziny. Cóż, Alaesha mogłaby podobnie powiedzieć o swojej matce. Rzeczywiście nie powinna mieć dzieci. Jak widać, coś ich ze sobą łączyło. Przerwał im jednak nastolatek, który pojawił się po swoją zgubę. Widziała, jak psiak się za nimi oglądał i mogła przyznać w duchu, że ona też go polubiła. Zaraz potem Alaesha zadała pytanie.
Hiroshi, czy chcesz mi o czymś powiedzieć? — Zerwała zasłonę milczenia, w której dotychczas pozwalała mu się schronić. Na wszelki wypadek pozostawiła mu tylko furtkę w postaci możliwości odmowy.

Podeszli do strzelnicy. Mnogość pluszaków była przytłaczająca, niemniej jedno pluszęcie zwróciło szczególną uwagę Itou — gruby piesek. Podobny do zwierzaka, który przed chwilą ich odwiedził, jednak o tuszy Maru. Idealny. Choć kilka rzędów dalej był też piękny zielony dinozaur. Jednak w sumie, o czym ona myślała i tak przecież nie wygra. Ile razy trzymała jakikolwiek pistolet w ręku? Może dwa? Podeszła więc do tego jak do zabawy. Mężczyzna obsługujący stoisko zwrócił się wpierw do Hiroshiego, zapewne myśląc, że chłopak chętnie ustrzeli coś dla swojej dziewczyny. Oni jednak na randce nie byli, o czym wiedzieć nie musiał. Swoją drogą zupełnie nie chciało jej się zwracać uwagi na tego faceta. Gdyby miała zwracać uwagę na każdego cwaniaka i podszytego uprzejmością szowinistę, to już dawno by całkiem osiwiała. Chwyciła więc w ręce wiatrówkę i bawiła się wyjątkowo dobrze. Lekko bolesne odrzuty, które odczuwała na ramieniu, przynosiły niejaką ulgę od toczącego się wewnętrznego bólu, a hałas wystrzałów zagłuszał myśli. Stała pewnie na nogach i każdorazowo starała się dokładnie namierzać cel. Śrut leciał jednak najzupełniej tam, gdzie akurat miał ochotę, co w jednych momentach komentowała śmiechem — gdy wystrzał był wyjątkowo kiepski — lub westchnieniem, gdy była jakkolwiek blisko. Itou skończyły się naboje, po czym do akcji ustrzelenia jakiegoś pluszęcia stanął nie kto inny, jak Hiroshi.

@Matsumoto Hiroshi
Itou Alaesha

Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Matsumoto Hiroshi

Pią 12 Lip - 19:34
Jego powieki zmrużyły się delikatnie, kiedy słuchał wyczerpującej wypowiedzi Alaeshy
Ah więc to tak.
Kobieta zaskakiwała go swoją wiedzą, ale najwyraźniej nie była świadoma, że on także nie próżnował, jeśli chodzi o szeroko pojęte nauki o Ziemii.
Uśmiechnął się nieznacznie, nieco podekscytowany rozwijającą się dyskusją. Z reguły nie wchodził w nie, gdyż naturalnie stronił od ludzi, jednakże wymiana argumentów na temat, który go interesował i to z kimś, kto ma dużo ciekawego do powiedzenia, cieszyła go.
Ze znaną sobie uprzejmością także zaczekał, aż kobieta dokończy swoją wypowiedź. Kilkukrotnie otwierał usta, by coś powiedzieć, jednakże chwile przerwy, jakie robiła jego rozmówczyni, były jedynie pauzą na zaczerpnięcie powietrza, więc ostatecznie jego usta milcząco się tylko zamknęły.
Nie porównuję teraźniejszych ssaków do dinozaurów. Słonie, o których wtrąciłem kilka słów, były wyłącznie dygresją, nie były też próbą zmiany tematu — uśmiechnął się, tłumacząc, kiedy w końcu doszedł do głosu. On także zaplanował już obronę własnego postrzegania prehistorycznych gadów.
Nie umknęło jego uwadze także delikatny pstryczek w nos, kiedy odezwała się nieco protekcjonalnym tonem, gdy z jej ust wypłynęło jego imię. Tonem, który wcześniej nieintencjonalnie odezwał się on sam. Odpowiedział jej delikatnym uniesieniem się kącików ust.
Doskonale wiem, że człowiek nie przetrwałby w tamtych warunkach, Alaesho. Możesz mówić, że wrzucam wszystkie gady do jednego wora, ale gady roślinożerne, to wciąż gady. — wzruszył ramionami, zupełnie jakby nic nie mogło go do nich przekonać. —  To przykre, że wyginęły, ale gdyby tak się nie stało, prawdopodobnie nie byłoby tutaj nas. Tę wielką katastrofę przetrwały niektóre ssaki — również te, z których wyewoluował człowiek. Tutaj zapewne się zgodzimy, że nie jesteśmy pewni, czy to dobrze. —nadmienił w odpowiedzi na jej sugestię, że człowiek jest niepotrzebny w ekosystemie.
Wracając do tematu. Ogólnie fascynuje mnie cała droga ewolucji wszelkich organizmów, które żyły i żyją na tej planecie. Nigdy nie zamierzałem porównywać dinozaurów do ssaków, dlatego posłużyłem się krokodylami. One nie pochodzą bezpośrednio od nich, lecz mają wspólnego przodka i jak dla mnie wciąż mają więcej wspólnego z dinozaurami niż ptaki, które z tymi prehistorycznymi gadami łączy jedynie budowa szkieletu, czy upierzenie, które występowało u niektórych z nich. Swoją drogą, wiedziałaś, że krokodyle to najbliżsi krewni ptaków? — spojrzał na nią wymownie. — To fascynujące, a tak wiele je różni! Krokodyl pozostał zimnym gadem, podczas gdy ptaki współcześnie wyodrębniono jako osobną gromadę. Wiem, że są zoolodzy, którzy upierają się, że ptaki są w istocie gadami, albo i współczesnymi dinozaurami, ale spójrzmy prawdzie w oczy — ptaki są zwierzętami stałocieplnymi z zupełnie innymi mechanizmami. Tutaj bardziej przypominają ssaki, jeśli chodzi o wyższość uczuć i wcale nie mam tu na myśli uczuć, jakie mogą wykształcić wobec człowieka. — Alaesha nie mogła wiedzieć, że także Hiroshi był na swój sposób nerdem. Począwszy od obserwowania ptactwa za oknem, kiedy był dzieckiem, po liczne atlasy ptaków, które zdarzało mu się czytać do dzisiaj. Kto wie, może gdyby urodził się w innym kraju i nie poszedł za artystycznym głosem swojej natury, może nawet byłby dzisiaj ornitologiem?
U ptaków występuje to, czego brakuje u gadów. Miłości, wierności i oddania. W większości są monogamistami, które łączą się w pary na całe życie, nawet jeśli bardziej opłacałoby im się wymieniać, by pozostawić po sobie jak najwięcej genetycznych śladów. A jednak pozostają przy sobie i się wspierają, szukają jedzenia, którym się potem dzielą. Wiedziałaś, że ptaki po stracie partnera często doświadczają depresji? Jak dla mnie ta ewolucja wyszła im tylko na dobre.
Odczuwają silną samotność i może dlatego też często tworzą związki jednopłciowe, ale w przeciwieństwie do ludzi nie robią z tego problemu. — zamyślił się na moment. — Ponadto to bardzo emocjonalne istoty, którym podobnie jak ludziom serca biją szybciej w określonych sytuacjach. Wówczas gdy jedyne emocje znane gadom, związane są wyłącznie z ich przetrwaniem. Więc wybacz, ale nigdy nie będą dla mnie nawet w połowie tak fascynujące, jak chociażby ptaki. Co wcale nie znaczy, że dinozaury i inne gady są mniej wartościowe. Zwyczajnie ich natura do końca mi nie opowiada. To wszystko.
Rozumiem, że fascynuje cię cały prehistoryczny świat i jego badanie jednak ja... — zrobił krótką przerwę. — wolę skupiać się na teraźniejszości. Przeszłości nie można zmienić, a jedynie wyciągnąć z niej jakieś wnioski. — dodał nieco tajemniczo.

Uśmiechnął się, słysząc jej zdrobniałe "słoniki". I ponownie jak ostatnim razem poczekał, aż zakończy swoją wypowiedź.
Oczywiście zdaje sobie sprawę, że wiele innych gatunków jest zagrożonych. — odpowiedział jej krótkim zdaniem i mogłoby się wydawać, że zakończył ten temat, dopóki nie odezwał się ponownie. Obco o Japonii. Ku jego zdziwieniu Alaesha nie zareagowała negatywnie na jego słowa. Z wyraźną ulgą przyjął jej pięknie ubraną w słowa opinię jakoby „Piękno okupione krwią i cierpieniem nie jest piękne.". Był jej bardzo wdzięczny za to, że nigdy nie pytała o jego pochodzenie, w przeciwieństwie do tak wielu osób, które spotkał na swojej drodze. Fakt, że nie ujrzał w jej oczach dystansu, niechęci czy rozczarowania jego wypowiedzią, nieco go zachęcił, by dodać coś jeszcze.
W mojej pracowni zajmuje się także wyrabianiem Inkan. Robię je oczywiście w drewnie, ale co najmniej kilka razy w miesiącu zdarzają się klienci, którzy upierają się, że chcą je mieć z kości słoniowej. To jakaś plaga! Ostatni taki walnął mi półgodzinną tyradę na temat tego, jaka to kość słoniowa jest tradycyjna dla Japonii i tylko pieczęć z tego materiału to atrybut poważnego i godnego Japończyka. — spojrzał na nią takim wzrokiem, jakby faktycznie zamierzał napisać jakąś skargę. — Nie pozwoliłaby mi na to moja moralność, nie wspominając o tym, że sprzedaż kości słoniowej jest surowo zabroniona. — Uciął nagle, uświadamiając sobie, jak kuriozalnie mogłyby wybrzmieć jego słowa o moralności, gdyby tylko Itou wiedziała o jego przeszłości. Dlatego też nie kontynuował już tematu, a jego ciemny wzrok spoczął na ziemi.

Kiedy temat opuścił jego znienawidzoną czerwień, która ustąpiła miejsca innym kolorom, ponownie dało się wyczuć w nim nagłe ożywienie. Przechylił głowę, kiedy Alaesha przyrównała go nie do jednego koloru, ale dwóch. Nie spodziewał się, że będzie to więcej niż jeden kolor, a jeszcze bardziej nie spodziewał się aż tak skrupulatnej analizy jego osoby w odniesieniu do kolorów.
Cóż, szczerze mówiąc, nie zdziwiła mnie ta szarość, bo sam ją w sobie widzę. — przyznał po chwili.
Ale to bardziej dlatego, że jest taka nijaka.
Na jego usta wkradł się uśmiech rozbawienia, gdy poruszył się gwałtownie na ławce, by zadać to pytanie:
Co to znaczy, że nie jestem wcale tak spokojny, za jakiego chciałbym uchodzić? '
Fiolet...? — powtórzył za nią wyraźnie zdziwiony. — To połączenie czerwieni i niebieskiego. — przyznał nie mogąc doszukać się w sobie ani krztyny znienawidzonej barwy, której pomimo szukania i tak nie chciałby w sobie dostrzec.
Hiroshi nie zwrócił większej uwagi na zachowanie malarki i choć dłuższe przewiercanie wzrokiem jego osoby, było przez chwilę nieco niekomfortowe, to wciąż Alaesha była artystką, widziała wiec znacznie więcej niż przeciętny człowiek.
Jakim byłabyś kolorem? — powtórzył jej pytanie i odpowiedział bez cienia zawahania. — Jesteś kolorem pomarańczowym. Wybacz, ale nie znam się na psychologii barw, więc powiem po prostu, dlaczego pomyślałem akurat o pomarańczowym.
Jesteś radosna, towarzyska, kreatywna i bardzo żywiołowa. — mówił, przyglądając się jej. — Przyciągasz spojrzenie, masz bardzo ciepłe usposobienie, a Twój śmiech jest zaraźliwy. To wszystko kojarzy mi się z tym właśnie kolorem.

Zatrzymał na niej swoje ciemne spojrzenie, kiedy zaczęła mówić o matce, jednak wcale nie kontynuowała tematu, a on sam nie miał zamiaru ciągnąć ją za język. O własnym ojcu też niewiele jej zdradził.
„Hiroshi, czy chcesz mi o czymś powiedzieć?"
Pytanie, które zawisło w powietrzu, zaraz potem sprawiło, że momentalnie zaschło mu w gardle.
Jest pełno rzeczy, o których chciałbym ci powiedzieć.
Ale nie mogę.
W rezultacie jego nienaturalnie spięte w tym czasie ciało poruszyło się w nieco nerwowej reakcji, w której pokręcił przecząco głową i upił spory łyk pistacjowej Bubble tea.

Dźwięki towarzyszące wystrzałom z wiatrówki bezlitośnie atakowały jego umysł, przywodząc na myśl echo minionych wydarzeń, jego traum schowanych w głębi jego ciemnych oczu, które instynktownie zamykały się, ilekroć do uszu napływał (dużo delikatniejszy ale jednak) huk broni. Walczył sam ze sobą, kiedy ściśnięte w pięści dłonie zamykały się coraz bardziej. I to wcale nie w chęci przywalenia komuś w zęby. W końcu brzydził się przemocą. Tak samo jak brzydził się bronią, która we własnym założeniu, przynosiła tylko śmierć i spustoszenie umysłu.
Przez chwilę zdawało mu się, jakby był to kolejny koszmar, z którego nie mógł się wybudzić, gdy wolnym krokiem zbliżył się do lady, by złamać daną sobie obietnicę. Z ukrywaną pod kamienną twarzą trwogą przyglądał się jak mężczyzna uzupełnia dla niego magazynek.
Ciężar zimnej stali w dłoniach zdawał się teraz niczym w porównaniu do wagi częściowo pordzewiałego, nafaszerowanego ołowiem Kałasznikowa, który pamiętał tak doskonale, wbrew temu, jak bardzo pamiętać nie chciał.
Pomimo emocji, które targały nim od środka, drżenia, jakie opanowało jego trzewia, jego sylwetka ku zdziwieniu samego snycerza pozostała tak samo niewzruszona, jak za każdym razem, kiedy odbierał komuś życie. Spojrzał w dół dostrzegając pewny chwyt, własnych dłoni podtrzymujących lufę i spust, zupełnie jakby nigdy nie zapomniały, że...

nie wolno im chybić.

Opieszałość Hiroshiego do wykonania pierwszego wystrzału spotkała się z reakcją sprzedawcy, który najwyraźniej i jego samego planował potraktować z góry. Nachylił się zza lady, chcąc dosięgnąć wiatrówki ze słowami:
— Musi pan... — zdanie niemal natychmiast przerwał mu stanowczy głos Koreańczyka.
Doskonale wiem, co muszę. — i sprawnie przeładował broń, posyłając mu przeraźliwie puste spojrzenie.
Nie było już odwrotu. Ani zawahania, gdy dotykając dłonią metalu, jego sylwetka jakby sama ustawiła się w jak najlepszej pozycji do oddania precyzyjnego wystrzału. Raz, a potem kolejny i następny, gdy przesuwał delikatnie lufę w kierunku kolejnych celów.
Bolesne odrzuty broni, zdecydowanie jednak delikatniejsze od tych, towarzyszących mu po dziś dzień w koszmarach, dochodziły do jego umysłu jak w zwolnionym tempie. Jego czaszkę rozpierało wysokie ciśnienie i w kółko powracająca myśl, niedająca się zagłuszyć, nawet głośnym śmiechem przechodzących obok ludzi. Kolejny wystrzał i kolejny delikatny huk, którymi karmiły się demony mieszkające w jego głowie. Tak bardzo bał się tego odgłosu. Spieszył się, nie dając odetchnąć nadwyrężonym nerwom i strącał raz za razem kolejne puszki, nie chybiać ani razu.
Nie słyszał niczego, kiedy oddawał wiatrówkę mężczyźnie obsługującym stoisko, choć widział jego poruszające się wargi i uśmiech, którego na tę chwilę nie był w stanie rozszyfrować. Dopiero gdy sprzedawca wspomniał o nagrodzie, snycerz ożywił się nieznacznie, w pierwszym odruchu chcąc zrezygnować z nagrody. Chciał mu tylko utrzeć nosa, ale zaraz potem jego wzrok napotkał powywieszane na górze pluszęcia. Dostrzegł grubego pieska, jak i zielnego Dinozaura, ostatecznie nie chcąc podejmować decyzji za Itou. Przecież i tak był tutaj dla niej.
Alaesho. — odwrócił w jej stronę. — Wybierz coś, proszę.

@Itou Alaesha
Matsumoto Hiroshi

Itou Alaesha and Naiya Kō szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Sro 31 Lip - 22:26
Teraz to ona siedziała przez dłuższą chwilę i słuchała wypowiedzi snycerza. Ewidentnie nie chciał ustąpić i przedstawiał po kolei własne racje. I bardzo dobrze! Alaesha lubiła inteligentne rozmowy — szczególnie na tematy związane ze zwierzętami, paleontologią i systematyką. Nawet miłość do sztuki nie wypleniła z niej zainteresowania tą tematyką. Uspokoiła się nieco w momencie, gdy snycerz powiedział, że nie chce porównywać dzisiejszych ssaków do prehistorycznych stworzeń.
Kto wie, czy to dobrze, czy to źle, że wyewoluował człowiek. Pewnie najzupełniej obojętne. Taka już jest ewolucja — przeżywają najlepiej dostosowane gatunki oraz te, którym nie przydarzyło się nic wyjątkowo zabójczego... — Delikatnie westchnęła.
Z toku dalszej rozmowy wyciągnęła wniosek, że aby jakaś grupa zwierząt mogła wywołać na Hiroshim większe wrażenie, musiały choć trochę wykazywać się ludzkimi uczuciami. Cóż, miał do tego prawo, jednak Ala nieco pobłażliwie uśmiechała się przy niektórych jego zdaniach. Oczywiście, że i ona miała swoje ulubione gatunki, jednak aby zachwycać się zwierzętami nie potrzebowała, by były uczuciowe. Wręcz przeciwnie, czasem do zafascynowania się zwierzęciem wystarczyła jakaś charakterystyczna cecha, szczególnie taka, której ludzie byli pozbawieni. Całkiem niedawno zachwyciła się, chociażby informacją o kretojeżach, które za pomocą sztywnego paska sierści na grzbiecie przypominającego kolce, mogły komunikować się na odległość. To było dopiero coś! Zawsze interesowały ją zmysły i możliwości, których ludzie nie mieli. Oznaczało to, że świat nie ogranicza się jedynie do człowieczego postrzegania, a można widzieć go szerzej lub po prostu inaczej. Co spotkało i ją, gdy jej mózg uległ zwarciu i pomieszał jej zmysły synestezją.
Z punktu widzenia systematyki my też mamy jakiegoś wspólnego przodka z dinozaurami. Natomiast spójrz na to z innej strony. Krokodyle okazały się tak doskonale przystosowane do swojego środowiska, że po dziś dzień nie musiały się wiele zmieniać. Okazały się idealne do tego, do czego zostały stworzone — do przetrwania. Natomiast ptaki jako jedyni przedstawiciele dinozaurów koniecznie musiały postawić na lepsze dopasowanie się do środowiska. Dzisiaj możemy oceniać, czy one są ciekawsze, mądrzejsze, jednak to krokodyle osiągnęły sukces ewolucyjny mniejszym wydatkiem energii.
Tymczasem mikrowykład o uczuciowości ptaków całkiem zaciekawił Alaeshę. W zasadzie wiedziała o rzeczach, o których opowiadał, niemniej dokonał ładnego podsumowania. Również lubiła ptaki, były to wyjątkowe stworzenia. Mimo tego nie zgadzała się specjalnie z tym, że akurat wykształcenie uczuć z pewnością wyszło ptakom na dobre. Ot co, kolejna zagrywka ewolucji. Najwyraźniej w pewnym momencie okazało się to lepszą strategią przeżycia. Trzymanie się w grupach i parach mogło być pomocne w wychowaniu wymagającego potomstwa. Możliwe że była to dla nich jedyna droga. Natomiast brakowało jej danych na temat efektywności rozrodczości ptaków i krokodyli, tak więc odpuściła dalszą dyskusję. Przecież też nie po to tutaj przyszli — choć rozmowa była fascynująca.
Wychodzę z założenia, że nie ma gorszych ani lepszych gatunków. Wszystkie mają swoje unikalne nisze, których nikt nie powinien ruszać. Niezależnie od tego, czy samo zwierzę jest mniej lub bardziej dla kogoś wartościowe. Co oczywiście nie znaczy, że nie można mieć swoich ulubieńców. — Jednocześnie wyraziła swoje zdanie, z którym sądziła, że Matsumoto również mógłby się zgodzić, zostawiając przy tym przestrzeń dla jego własnej opinii.
Naprawdę ludzie dalej tak się upierają przy kości słoniowej? Nie wiem z czego to się bierze. Mam nadzieję, że z niewiedzy, a nie bezpośredniej próżności i okrucieństwa. Cieszę się, że nie wykonujesz takich zleceń. — Spojrzała na niego ciepło i z łagodnym uśmiechem, by już po chwili rozmowa zeszła na kolory. Dla niej analiza kolorystyczna Hiroshiego była prosta i oczywista — dosłownie mogła się przyjrzeć kolorom, które go otaczały.
Tak, właśnie o to mi chodziło, że fiolet to połączenie dwóch kolorów. Natomiast jasno wyraziłeś się o czerwieni, więc nie chciałam Cię dodatkowo drażnić. Ale to, że nie jesteś taki spokojny... przecież to oczywiste. Samo to, jak rozmawiałeś ze mną o dinozaurach. Z opanowaniem, ale absolutnie nie schodziłeś mi z drogi, dalej z zapałem trzymając się swego. Nawet nie wiesz, jak wielu facetów odpuściłoby po kilku moich zdaniach i przyznało mi rację. — Szczególnie jednak była zainteresowana tym, co Hiroshi miał do powiedzenia o kolorze, który mu się z nią kojarzy. W końcu on niczego niezwykłego nie widział i mógł opierać się tylko na ogólnym wrażeniu i własnych przeczuciach.
Pomarańczowy! To bardzo ciekawe i w sumie podoba mi się ta interpretacja. Wiesz, obracam się wśród tak wielu kolorów, jednak to właśnie pomarańcz jest jedną z najmniej docenianych barw, przy czym całkiem często ląduje ona w mieszance farb na obrazach. — Mieli już zbierać się ku strzelnicy, jednak jej wzrok ponownie padł na ławkę obok w dinozaury. Hiroshi mógł dostrzec to spojrzenie, które musiało przerodzić się w ostatnie trzy grosze, gdy wstawała z ławki.
Tak w ogóle to skoro tak lubisz ptaki, to znaczy, że lubisz i dinozaury, ot co! — Powiedziała i ledwo powstrzymała się przed tym, żeby w żartach nie pokazać mu języka.

„Hiroshi, czy chcesz mi o czymś powiedzieć?"
Hiroshi powoli pokręcił przecząco głową na zadane pytanie. Wyraźnie spochmurniał i Alaeshy zdawało się, że słowa jakby uwięzły mu w gardle. Sama miała pewną tajemnicę, ale czy chciałaby, a przede wszystkim, czy powinna się nią dzielić? Sytuacja z Ejiri okazała się wyjątkowa. Ona również była senkenshą, przy czym nie wspomniałaby jej o tym nigdy, gdyby nie to, że spotkały się w... jednym koszmarze. Czy chciała w ogóle wciągać Matsumoto w swoje drugie, nadnaturalne życie? Raczej powinna trzymać go od tego z daleka. Dlaczego miałby przejmować się istnieniem świata duchów, skoro go nie dotyczył i nie był jego problemem? Nie widział go, nie miał z nim kontaktu, ani nie czuł na skórze jego negatywnych skutków tak jak ona. Prawdopodobnie powinno tak właśnie zostać. Nie było jednak wiele czasu, aby miała zastanawiać się nad tą materią, ponieważ już kierowali swoje kroki do strzelnicy.
Alaesha była dużo słabsza w strzelaniu, niż się nawet tego po sobie spodziewała — raz po raz pudłowała, choć musiała przyznać, że było to całkiem przyjemną rozrywką. Pewnie byłoby nawet lepszą, gdyby mieć ze sobą pudełko ślepaków i za darmo strzelać do puszek gdzieś w plenerze. Choć w plenerze nie było możliwości na wygranie ślicznego pluszęcia — coś za coś. Początkowo Hiroshi zdawał się nie chcieć brać udziału w grze, jednak po chwili zmienił zdanie. Czyżby to trochę w jej „obronie”? Jeśli tak, to było to całkiem urocze. Nawet jeśli nie potrzebowała obrony. W trakcie zabawy nie patrzyła na Hiroshiego, ponieważ była maksymalnie skupiona na zadaniu. Dopiero gdy przekazała wiatrówkę właścicielowi, jej wzrok skierował się ku snycerzowi. Zdawał się zestresowany całą sytuacją, aczkolwiek gdy broń trafiła już w jego dłonie, to obchodził się z nią... niemal profesjonalnie. Itou nie była pewna czy to tylko wrażenie stabilnej postawy i dobrze zbudowanej sylwetki, czy może rzeczywiste obeznanie z bronią. Nie musiało być w tym nic dziwnego, strzelnice są przecież ogólnodostępne. Artystce jednak dziwny wydał się wyraz twarzy przyjaciela. Zimny, opanowany, nastawiony na zrealizowanie zadania, jakby wchodził w jakąś rolę, podczas której nie był sobą. Na ten widok po przedramionach przebiegł jej dreszcz odznaczający się gęsią skórką pod rękawami czerwonego swetra. Mimo wszystko Hiroshi okazał się niezwykle skuteczny i trafił w dosłownie wszystkie cele. Oznaczało to, że przysługiwała mu nagroda.
Na prawdę? Mogę coś wybrać? Ale nagroda powinna być Twoja... — Zerknęła jednak po stoisku, które było wręcz obsypane pluszakami. Prawdopodobnie Hiroshi niekoniecznie chciał wracać z zabawką do domu. Albo może nawet by chciał, ale by jej się nigdy do tego nie przyznał, kto go tam wie. Rozejrzała się po kolorowym wyborze, jednak był on oczywisty: piesek albo dinuś. Nie był to prosty wybór, ponieważ oba były cudowne. Przez chwilę przeszło Alaeshy przez głowę, żeby wziąć dinozaura ze względu na ich wcześniejszą zawziętą rozmowę, jednak nie miała powodu by oszukiwać samą siebie. Kochała psy, a to pluszęcie było najpiękniejsze na świecie.
Chcę tego pieska... — Powiedziała nieśmiało, dziewczęco i musząc wskazać pluszęcie palcem, bo maskotek było zbyt wiele, aby same słowa wystarczyły. Sprzedawca podał jej wybranego zwierzaka, podziękowała i odeszli od stoiska. Ala od razu wtuliła twarz w plusz, a w oczach niespodziewanie zakręciły się łzy. Dzisiejszy dzień był taki dziwacznie smutny, a ona właśnie dostała nieoczekiwany prezent, bo przyjaciel starał się ją pocieszyć. W sumie mogłaby z tej okazji nie beczeć, a się ucieszyć, więc pozwoliła dwóm łezkom szybko wsiąknąć w materiał, by ujawnić już tylko odrobinę wzruszoną twarz.
Dziękuję Hiroshi! W ogóle gdzie nauczyłeś się tak strzelać? — Nogi same poniosły ich w nieco cichsze miejsce — w okolicach strzelnicy było wyjątkowo głośno. Znaleźli się więc w sekcji z kilkoma drzewkami i dróżkami przeplatającymi się między niewielkimi trawnikami. Chwili spokoju szukały tutaj matki z mniejszymi dziećmi oraz osoby, które w spokoju chciały coś przekąsić, bo przecież w Japonii nie wypadało jednocześnie chodzić i jeść. Alaesha nie musiała nie wiadomo jak bardzo „szaleć” dzisiejszego dnia. Jej humor był dzisiaj nietypowy i podminowany, a najbardziej poprawiała go po prostu obecność dobrego znajomego. Mogli znowu na chwilę usiąść i zająć się rozmową, zanim skorzystają z jakiejkolwiek innej atrakcji.
To jak? — Zachęciła go do mówienia, jeżeli wcześniejsze pytanie wystarczająco nie pociągnęło go za język. Nie spodziewała się również, aby w jej pytaniu było cokolwiek niezwykłego lub nietaktownego. Nie miała pojęcia, że tym samym niebezpiecznie zbliżyła się do otwarcia drewnianej i pięknie rzeźbionej, jednak puszki Pandory.

@Matsumoto Hiroshi
Itou Alaesha

Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Matsumoto Hiroshi

Pią 9 Sie - 2:21
Z wielkim zainteresowaniem śledził wypowiedzi Alaeshy, wnikliwie obserwował jej energiczne gesty i bogatą mimikę, kiedy nieustępliwie wykładała własne racje. Jej ożywienie słychać było także w delikatnie podniesionym tonie głosu, gdy mówiła o paleontologii i systematyce.
Najlepiej dostosowane gatunki? — spytał wyraźnie zdziwiony. — Wielkie wymieranie ma miejsce tu i teraz, wskutek ludzkiej ingerencji w naturę. Wiele gatunków zwierząt przestało istnieć z naszej winy i bynajmniej nie dlatego, że jesteśmy najlepiej przystosowani. Myślę, że dla tej planety to jednak źle. — zaznaczył, rozglądając się po tłumie, który niezmienne podążał przed siebie. — I tak jesteśmy żałośni z punktu widzenia ewolucji, nie uważasz?
Człowiek najbardziej destrukcyjna i autodestrukcyjna istota, która kiedykolwiek chodziła po tej ziemi. Nam nie doprawdy nie trzeba asteroidy. Prędzej wykończymy się sami. — wzruszył ramionami w podsumowaniu jak ktoś, kto nie ma na nic wpływu.

Gdy znowu nawiązał do zwierząt, jego ożywienie dyskusją stopniowo gasło. Jego oczy skierowały się w dół, gdy tylko dostrzegł jej pobłażliwy uśmiech. Poczuł się oceniony przez pryzmat własnych poglądów i to w sposób jakby naprawdę powiedział coś strasznie głupiego lub niestosownego. Palce lewej dłoni zacisnęły się delikatnie w nerwowym geście na plastikowym, przeźroczystym kubku z Bubbletea, które trzymał w dłoni, a w które utkwił po chwili spojrzenie. Wciąż słuchał uważnie jej słów.
Nie skomentował w żaden sposób jej wypowiedzi dotyczącej krokodyli, w toku emocji, jakie odczuwał, ostatecznie tracąc zainteresowanie tą dyskusją.
Nie powiedziałem, że są lepsze i gorsze gatunki. Po prostu niektóre z nich uważam za bardziej interesujące. — Jego podsumowanie było ostatnią obroną. Miał wrażenie, że Alaesha źle go zrozumiała. Nie miał już jednak siły wchodzić dalej w tę, jakby się zdawało zmierzającą do nikąd debatę. Nie mógł zmienić jej poglądów, a ona nie miała wpływu na jego postrzeganie.

Uśmiechnął się delikatnie pod nosem, gdy poruszyli tematykę barw i kiedy wytłumaczyła powód, dla którego uważała, że wcale nie jest spokojnym człowiekiem.
A to ciekawe.
Jestem po prostu uparty.
Nie lubisz koloru pomarańczowego? —spytał nieco rozczarowany. Wprawdzie nie powiedziała tego bezpośrednio, ale dokładnie tak wybrzmiało to w jego umyśle, gdy skomentowała jego „analizę". Teraz naprawdę poczuł się głupio, że sprowadził ją do barwy, za którą nie przepadała. I choć nie wyczuwał w niej żadnych negatywnych związanych z tym emocji, co chwilę zerkał na nią jakby w obawie, że czy przypadkiem jej tym nie uraził.

Spoglądał na nią badawczo, kiedy temat zszedł na kość słoniową i, mimo że Alaesha była ostatnią kobietą, po której spodziewałby się krytyki za negatywny wydźwięk słów na temat tego kraju — przez wzgląd na jej usposobienie, tak niepodobne i inne jak na mieszkankę Japonii; wciąż tliła się w nim ta niepewność, niedająca się uciszyć żadnym logicznym argumentem, powodująca lekki, choć nieodpuszczający ścisk trzewi. Aż za dobrze pamiętał reakcję jednego klienta, któremu odmówił wykonanie Inkana z kości słoniowej. W nacjonalistycznym sosie oblewającym cały wykład, którego zmuszony był wysłuchać, w wyniku czego kompletnie zwątpił w słuszność własnych racji.
Co, jeśli tamten mężczyzna miał rację?
Co, jeśli faktycznie kość słoniowa jest tak ważnym elementem japońskiej kultury i tradycji?
Kim był by móc to oceniać przez pryzmat moralności? Przecież wciąż był zwykłym Gaikokujin.
Z ulgą, która tak wyraźnie wymalowała się na jego twarzy, przyjął jej komentarz, odwzajemniając uśmiech, gdy tylko powiedziała, że cieszy ją, że nie wykonuje takich zleceń.
Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy. — powiedział z nieukrywaną wdzięcznością, choć tak naprawdę nie powiedziała niczego nadzwyczajnego.

— Tak w ogóle to skoro tak lubisz ptaki, to znaczy, że lubisz i dinozaury, ot co!
Nie spojrzał na nią, kiedy dotarły do niego jej słowa, ale jeśli zerknęła w jego stronę, mogła dostrzec, że usta snycerza zmieniły się w cieniutką kreseczkę, gdy kąciki ust uniosły się w powstrzymywanym śmiechu.
Jesteś niemożliwa. — skomentował, uśmiechając się w końcu, choć i tym razem nie patrząc w jej stronę. Jego wzrok był maksymalnie skupiony na atrakcji, w której kierunku zmierzali i którą wybrała Alaesha.
Strzelnica.
Miejsce wyrwane z jego przeszłości już teraz powodujące w nim spięcie na całej długości ciała.
Przed jego oczami ponownie stanął lunapark z koszmarów, minionych lat, kiedy jako kilkulatek próbował utrzymać w dłoniach zdecydowanie za ciężką dla niego broń. Już wtedy wiedział, że nie chce jej dzierżyć, choć według jego ojca powinien, bo taką właśnie powinność mają mężczyźni w Korei Północnej. Kiedy miał kilkanaście lat, obowiązkowa służba wojskowa zaczęła dotyczyć również pań. Nasłuchał się wtedy słów ojca, jakie to sprzeczne z naturą, by kobiety zabijały, a w umyśle Hiroshiego natychmiast zrodziło się pytanie. Czy zabijanie przez kogokolwiek jest zgodne z naturą? Szybko jednak pożałował zadanego pytania, bo odpowiedzią była, a jakże, pięść ojca, idąca w akompaniamencie wykładu, który najwyraźniej chciał mu wbić do głowy dosłownie.
Nigdy mu się to nie udało.
Nie nadążał za krokami Alaeshy, która w euforii wyobrażenia wzięcia udziału w atrakcji najwyraźniej spieszyła się w typowej dla siebie gwałtowności i spontaniczności. Hiroshi natomiast zwolnił, zupełnie jakby potrzebował dać sobie czas, leniwie krocząc ku miejscu, którego tak bardzo nie chciał odwiedzać.
Wystarczająco często odwiedzał je w koszmarach.
Dlaczego spośród wszystkich dostępnych atrakcji musiała wybrać tę związaną z bronią?
Tysiące myśli przechodziło w jego głowie, kiedy obserwował malarkę w akcji, lecz gdy tylko zimny metal spoczął w jego dłoniach umysł toczony traumą, odciął zasilanie, czyniąc z Matsumoto jedynie bezmyślne narzędzie, skoncentrowane na wypełnieniu zadania. Nie myślał o tym, jak wyglądał, nie myślał o tym, że jego spojrzenie stało się nagle tak puste i zimne, nie myślał o tym, jak mogło wyglądać to dla Alaeshy. Nie myślał o niczym, nie wsłuchując się w uporczywe szepty z przeszłości, które tak bardzo prześladowały go w nocnych marach.
Pomysł, by jednak odebrać nagrodę pojawił się w jego głowie nagle i nie wyobrażał sobie, by sam jako mężczyzna miał zabrać do domu jakąś maskotkę. Nie był przecież kobietą, dzieckiem z resztą też nie.
Co innego Alaesha, która przyjęła jego podarunek z nieskrywanym zaskoczeniem. Widząc jej wzruszenie, dziewczęcy ton głosu i wdzięczność, jaką okazała mu w chwilę potem, nie żałował udziału w zabawie, choć czuł, że ściśnięty w nerwach żołądek, jeszcze długo nie będzie w stanie niczego przyjąć.
Już myślałem, że wybierzesz tamtego dinozaura — powiedział, pochylając się do niej, gdy odchodzili od stoiska, a jego głos wybrzmiał w swojej najbardziej żartobliwej formie. — Ale cieszę się, że wybrałaś jednak pieska. Spójrz na niego, ma niebezpieczny pyszczek. Będzie cię bronił. — puścił jej oczko. Tak swobodnie i tak niepodobnie do siebie.

Pytanie, którego tak podświadomie się obawiał, zawisło w jego milczeniu, kiedy skierowali swe kroki w stronę spokojniejszego miejsca, które stanowiło sekcję z roślinnością.
— Gdzie nauczyłeś się tak strzelać?
Obycia z kałasznikowem uczony był w jednostce, jednak prawdziwej wprawy nabrał...
w plutonie egzekucyjnym
w którym nie mógł się zmarnować nawet jeden nabój.
Przestał oddychać, kiedy szukał w głowie jakiejkolwiek wskazówki, która pomogłaby mu odnaleźć jakiekolwiek prawdziwie brzmiące kłamstwo.
Do czasu, kiedy nie uświadomił sobie, że wcale nie chce jej okłamywać. Choć całej prawdy nie wolno mu było wyjawić.
Nie odezwał się jednak przez całą drogę, którą pokonali w kierunku zwyczajnej, drewnianej ławki skrytej za zielenią drzew i krzewów, których „bariera" sprawiała wrażenie, że było tu zwyczajnie mniej gwarno.
— To jak?
Czuł, jak jej klatka piersiowa przesunęła się w jego stronę, kiedy usiedli na ławce, a Itou najpewniej skierowała na niego swe spojrzenie.
W wojsku. — odpowiedział cicho, niemalże bezgłośnie, nie miał pewności czy w ogóle go usłyszała, więc w geście kapitulacji przełknął głośno ślinę, a jego grdyka przesunęła się gwałtownie pod wpływem tej czynności. — W wojsku, Alaesho. — powtórzył głośniej, choć całe jego ciało pozostawało w widocznym, nieprzyjemnym spięciu, a ciemne oczy nie uniosły się nawet na sekundę, gdy wypowiedział kolejne słowa. —  Wspominałem ci kiedyś, że mój — zawahał się — ojciec był oficerem. Więc i ja musiałem sprostać jego...  —  przerwał na moment. —  To strasznie nudna historia i chyba nie powinienem cię nią zanudzać.

W jego umyśle ponownie wybrzmiało jej wcześniejsze pytanie: „Hiroshi, czy chcesz mi o czymś powiedzieć?".

@Itou Alaesha
Matsumoto Hiroshi

Itou Alaesha and Naiya Kō szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Wto 20 Sie - 22:19
Och, jak bardzo chciałaby dalej z nim dyskutować o dinozaurach. Ta cała sprzeczka przyjemnie karmiła zmysły i we wspaniały sposób odciągała myśli od tego, co Alaeshę dręczyło. Jednak nie po to tutaj przyszli. Wprawdzie ich wzajemne towarzystwo okazało się najlepszą rozrywką, to za wejście w końcu zapłacili. A raczej zapłacił Hiroshi. To ciekawe, jak szybko rozwiązały im się języki, gdy spotkali się w innych okolicznościach niż galeria malarki lub warsztat snycerski. Najwyraźniej mieli ze sobą dużo więcej wspólnego, niż Alaesha mogła się nawet spodziewać. Mimo wszystko teraz sprzeczali się już chyba dla samego sprzeczania, bo w zasadzie przerzucali się informacjami, o których raczej oboje wiedzieli — Matsumoto również zdawał się mocno wsiąknięty w tematy nauk o ziemi. Już co z tego, że się z nim nie zgadzała w paru kwestiach. Dzisiaj będzie szczodra i machnie na to ręką. Porozmawiają sobie na poważnie o dinusiach, jak zaciągnie go do Muzeum Historii Naturalnej. Tam będą mogli debatowac od woli, a przy okazji zachwycać się eksponatami.
Oj, tak. Jesteśmy żałośni. — Skwitowała westchnieniem, nie dając znać, co dokładnie miała na myśli. Aczkolwiek mogło się w tym krótkim zdaniu mieścić wiele znaczeń. Byli żałośni jako ludzie. Słabi i wadliwi jako gatunek. Okrutni i bezmyślni w kwestii zachowania się wobec swojego otoczenia i Ziemi, jako ich domu. Dodatkowo żałosna była ona sama, Alaesha, która właśnie nie potrafiła się pozbierać po jednym głupim śnie. A nawet serii głupich snów.
~
Dobrze, że Hiroshi nie uważał, że jakiekolwiek zwierze jest lepsze lub gorsze. No, ma szczęście chłopak, bo inaczej dalej ciągnęłaby swoją tyradę. Z tego powodu teraz tylko na jego odpowiedź przytaknęła głową, dając mu znać, że się z nim zgadza. Przecież każdy może mieć swoje preferencje, o ile nie obraża dinozaurów. Hiroshi był uparty, natomiast Alaesha była niemożliwa. Byli siebie warci i stanowili w tym całkiem zgrany duet.
~
Lubię pomarańczowy. Czy jako malarka mogłabym nie lubić jakiegokolwiek koloru? Chyba po prostu zaskoczyłeś mnie odpowiedzią, bo jest taka nieoczywista. Zależnie od tego, z jakiej strony ktoś mnie zna, to mógłby nazwać mnie czerwienią albo zielenią — tak mi się wydaje. Tobie natomiast udało się skojarzyć mnie z kolorem, który jest gdzieś pośrodku. A to jest chyba właśnie najbliższe prawdy o mnie. Miło jest też usłyszeć tyle pozytywnych skojarzeń z moją osobą. — Uśmiechnęła się promiennie do towarzysza.
Natomiast teraz na pewno będę go lubić bardziej i postrzegać jeszcze lepiej niż kiedyś. Dziękuję.
~
W rzeczywistości przecież nie mogła wybrać innego pluszęcia niż piesek. Psy były od zawsze jej ulubionymi zwierzętami i stały w hierarchii nawet przed dinusiami. Choć te pluszowe były wyjątkowo urocze — zdecydowanie bardziej niż realne dinozaury, które spacerowały sobie kiedyś po Ziemi. Tamte nie musiały być milutkie, aby je lubiła. Niemniej, nie próbowałaby się do takowego dzikiego zwierza przytulać.
Bronić? — Spojrzała nieco zdziwiona na pluszaka, odwracając go pyszczkiem do siebie i unosząc na wysokość wzroku.
Masz rację, wygląda na groźnego. Mnie natomiast rzeczywiście przyda się obrońca! — Rozpromieniła się i rozczuliła jednocześnie. W obliczu tego, co się z nią ostatnio działo, to naprawdę potrzebowała obrońcy. Niemniej, aby pluszak mógł ją bronić to powinien być chyba wypchany omamori albo Alaesha musiałaby poprosić kapłana o poświęcenie go. Ciekawe jaką minę by mieli w świątyni, gdyby chciała poświęcić maskotkę... Może gdyby skłamała, że to dla jakiegoś dziecka... Miała jednak nadzieję, że zła minka zwierzaka w zupełności wystarczy, aby przestraszyć i przegonić wszelkie zmory. Dzisiaj z pewnością miała zamiar z nim spać, a podejrzewała, że w ogóle mógłby rozgościć się na stałe w jej pościeli. Być może wystarczy, że pluszęcie było jej dane z dobrego serca i woli przyjaciela, który je dla niej zdobył. Prawdopodobnie oczko puszczone do Alaeshy, tak niezwykły i niespotykany gest w wypadku snycerza, dostatecznie zaczaruje plusz, dodając mu magicznej, ochronnej mocy.
~
Na zadane w trakcie drogi na ławkę pytanie, Hiroshi nie odpowiedział od razu, co wzbudziło w Alaeshy niepewność. Czuła, że udzielenie odpowiedzi jest dla niego trudne, że walczy wewnętrznie. Z tego względu jej serce zaczęło łomotać się w klatce, wyczulona przecież tak silnie, tak dobrze wytresowana przez matkę na odbieranie cudzych odczuć. Choć wiedziała, że w tym wypadku nie nadejdzie nad nią żaden atak, to reakcja była taka sama od lat. Czuła strach, że powiedziała coś nie tak, że zezłości się na nią, zacznie krzyczeć albo dalej milczeć i finalnie opuści ją, zostawi na pastwę samotności. Nie miało to żadnego logicznego sensu, a było tylko wyuczonym nawykiem, czymś co kiedyś pomagało jej przetrwać, by możliwie szybko dostosować się do emocji i wymagań matki. Nie miała przecież wyboru i jakby nie patrzeć to od niej zależał jej byt. Niemniej ciężki głos snycerza przyjęła z ulgą — ciężar jego przeżyć leżał gdzie indziej i nie był on wymierzony w Itou.
Wojsko zabrzmiało niepokojąco, szczególnie gdy mówił o nim w takim tonie. Cóż go w tym wojsku spotkało? W sumie wojsko samo w sobie było często niezbyt zdrowym środowiskiem, opartym na fałszywej męskości. Zresztą Alaesha nie do końca szanowała wojsko samo w sobie. Z jednej strony uważała, iż jest ono potrzebne, z drugiej kłóciło się to z jej pacyfistycznymi zapędami. Wojny same w sobie były dla niej złe i nieefektywne. O ile więcej można było osiągać dzięki międzynarodowej współpracy, wymianie naukowej, biznesowej czy handlowej? Zabijanie się z obu stron było stratą zasobów i potencjału rozwoju, a przede wszystkim blokadą cywilizacyjną, aby wyściubić nos gdziekolwiek poza jedną planetę. Prawdopodobnie podchodziła do tematu zbyt idealistycznie, bo może to i wojsko często pomagało w zachowaniu pokoju? Ekspertką nie była. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, albo raczej miała silne podejrzenie, że Matsumoto pochodził z Korei. Zawsze jednak sądziła, że z Korei Południowej, tymczasem jego głos tak bardzo się trząsł... Czy w służbie Korei Południowej mógłby nabawić się aż takiej niechęci do broni i strzelania? W zasadzie pewnie tak... Nie jej było oceniać, co na niego wpłynęło i w jaki sposób. Niemniej emocji w Alaeshy było dzisiaj zbyt dużo. Nie mając do końca świadomości przyczyny, którą w rzeczywistości był dziwny odebrany telefon, oparła z westchnieniem głowę o ramię przyjaciela.
Chętnie posłucham, Hiroshi. — Mocniej przytuliła pieskowe pluszęcie siedzące na jej kolanach, otaczając je ramionami. Snycerz nie mógł dostrzec jej twarzy, przynajmniej nie w tej pozycji, w jakiej na ten moment siedzieli. Zdecydowanie łatwiej było Alaeshy słuchać teraz tego, co miałby jej do powiedzenia, aniżeli samej opowiadać o tym, co ją bolało. Choć nawet nie miała pewności, co konkretnie ją bolało. Może to, że ostatniej nocy obudziła się przed lustrem, stojąc z żyletką w dłoni, co ją zupełnie przeraziło? Może z tego powodu, że szlochała potem, siedząc na zimnej posadzce łazienki i obejmując własne kolana, bo obudziła się wtedy, gdy ponownie śniła ten paskudny sen o cięciu własnej skóry? W bezpiecznym azylu ramienia Matsumoto, nie będąc na bezpośrednim widoku, mogła pozwolić sobie na cichy płacz, gdzie łzy sunęły jedna za drugą po bladych policzkach.

@Matsumoto Hiroshi
Itou Alaesha

Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Matsumoto Hiroshi

Czw 22 Sie - 2:47
Nieczysta melodia krzyków, śmiechów, setek rozmów i dochodzących zewsząd muzycznych utworów nie zniekształcał przeciągającej się dyskusji, jaka miała miejsce na ławce. Umysł skoncentrowany na ciekawej wymianie zdań ignorował wszechobecny zamęt, pozwalając całemu skupieniu, oddać się jednej osobie. Pośród całego tłumu i całego hałasu, ciemne oczy były skoncentrowane na Itou, w całkowitej świadomości, że były tutaj dla niej.
Zarówno Alaesha, jak i Hiroshi bezkompromisowo trwali w swoich racjach ewidentnie nie chcąc ustąpić. Patrząc na nich z boku, można było odnieść wrażenie, jakby znali się od dawna, choć w istocie było to ich pierwsze — niezwiązane biznesowo spotkanie. Nie liczyli czasu, trwając w dyskusji do czasu aż wszelkie argumenty dojdą do głosu, nie pozwalając jednak żadnej stronie na wygraną. Pat, który objawił się w rzucanych oczywistościach, przekonał obojga, że żadne z nich nie ustąpi. Matsumoto miał jednak świadomość, że nie zgadzają się tylko częściowo, zauważył natomiast jej błysk w oku, powiek, które się delikatnie przymrużyły w tajemniczym uśmiechu, zupełnie jakby coś knuła. Czyżby pozostawienie tego tematu za sobą miało się stać jednocześnie obietnicą do jego powrotu?

~

Ulżyło mu, kiedy Alaesha powiedziała, że lubi kolor pomarańczowy. Ostatnim czego by chciał to urażenie jej czymkolwiek — nawet jeśli miałoby to stanowić taką trywialność jak porównanie jej osoby do określonego koloru. Z zaciekawieniem słuchał jej słów, nie wchodząc jej w zdanie. Zamyślił się na moment, kiedy zadała mu retoryczne pytanie, czy jako malarka mogłaby nie lubić jakiegoś koloru.
Cóż, on sam był snycerzem, a nie było tożsame z uwielbieniem dla każdego gatunku drewna, w jakim pracował. Miał swoich ulubieńców, obojętnych, a także tych drewnianych materiałów, których dosłownie nie trawił. Wbrew pozorom łatwość w obróbce nie była główną kryterią, która stanowiła o jego upodobaniach snycerskich. Kierował się wieloma aspektami jak, chociażby teksturą, kolorem czy zapachem. Niekwestionowanym ulubieńcem było drewno orzecha włoskiego, które przez swoją nie oczywistość zarówno kolorystyczną, jak i zapachową zajmował najwyższe miejsce materiałów, z jakimi lubił pracować. Nie przepadał natomiast za olchą i choć drewno to jest niebywale wdzięcznym materiałem snycerskim, od zawsze przeszkadzało mu jego czerwonawe zabarwienie i smród, jakie wydzielało przy obróbce.
Otworzył usta, jakby chciał się z nią tym podzielić, jednak jej promienny — szczery uśmiech, którego dzisiaj tak bardzo mu brakowało, skutecznie odgonił tę myśl wraz z pełnymi pokrzepienia słowami, które nadeszły zaraz potem.

~

Pasuje Ci. — powiedział z lekkim uśmiechem, zerkając na Itou, która w skupieniu obracała pluszęcie we własnych dłoniach, jakby chciała obejrzeć go z każdej możliwej strony. Dziewczęcy ruch nadgarstków zatrzymał się, gdy maskotka z groźną miną znalazła się przed jej oczami. Słowa przekonujące, że przyda jej się taki obrońca, spowodowały poszerzenie, delikatnego, ostrożnego jak zawsze uśmiechu Hiroshiego.
Teraz musisz tylko wymyślić mu imię. — rzucił niemalże beztrosko, czując jak wszystkie, kumulujące się w nim emocje towarzyszące mu w strzelnicy zaczęły odpuszczać, zupełnie jakby zwiększająca się odległość, dzieląca ich z każdym kolejnym krokiem od stoiska, miała zdolność ściągania z niego tego ciężaru.
Wziął głęboki wdech, czując niemal spokój, którego tak bardzo mu brakowało. Emocje chłonął jak gąbka, sprawiając, że każde najmniejsze spięcie, jakie towarzyszyło Alaeshy, odbijały się spięciem jego mięśni. Teraz czując jej rozluźnienie, wzruszenie i nieopisaną radość, sam poczuł się na tyle swobodnie, by zaserwować jej gest, którego nawet sam po sobie by się nie spodziewał.

~

Spokój tak miło rozchodzący się po jego całym ciele, w swobodnym kroku, gdy podążali w bliżej nieokreślonym kierunku, nieoczekiwanie został zburzony. Zburzony pytaniem, które padło na niego jeszcze większym ciężarem, niż to zdjęte ledwie kilkanaście minut temu. Jego nieco zgarbiona sylwetka zdała się zamknąć jeszcze bardziej, niemalże przygwożdżona słowami, których tak bardzo się obawiał. A przecież niemal wydawało się, że Itou o to nie zapyta. Nieświadomy w tej chwili własną mimiką umysł zdjął z twarzy delikatny uśmiech, który ustąpił miejsca przygnębieniu.
Gdyby tylko mógł wiedzieć, że współodczuwanie dotyczy także malarki, zrobiłby chyba wszystko, by stłumić i zablokować te złe emocje, które właśnie na nowo nim zawładnęły. Ale czy było to w ogóle możliwe?
Liczył, że spoczynek na ławce pozwoli mu się jakoś odstresować, bo czuł, jak jego własne nogi uginają się pod jego ciężarem bardziej niż zazwyczaj.
Zadrżenie głosu, które zniekształciło jego delikatny ton, przekonało jego samego, że nie jest to możliwe.
— Chętnie posłucham.
Słowa, które zawisły pośród ich oddechów, paradoksalnie tak słyszalnych w tym chaosie, miał go zachęcić do podzielenia się kilkoma szczegółami z jego życia. Poczuł w jej głosie prośbę, płynąca ze smutku, która pchnęła ją do tego, by się zbliżyć. Choć nie przywykł do żadnego dotyku ani gestów mogących świadczyć o jakiejkolwiek bliskości, czynność ta wcale go nie zmroziła. Pozwoliła na moment odetchnąć, gdy zbolały wspomnieniami umysł na sekundę oddał się bodźcom odbierania, gdy głowa Alaeshy spoczęła przyjemnie na jego ramieniu. Nie widział jej łez, kiedy sam spoglądał w zieloną przestrzeń, która malowała się przed nimi.
Chętnie posłucham, Hiroshi.
Nie powinien.
Nie powinien dzielić się swoim prawdziwym nazwiskiem, ale słysząc imię Hiroshi poczuł się nagle, jakby przez cały ten czas ją oszukiwał, choć wcale tak nie było. Odpowiedziałby, gdyby tylko zapytała.
Shin-Yun... — poprawił ją niemalże bezgłośnie. — Tak naprawdę nazywam się Lee Shin-Yun.
Widział natomiast, że jego dane były wystarczająco chronione, by nikt nie mógł się za jego pomocą dokopać do rzeczy, które nigdy nie powinny zostać odkopane.
Ale będę wdzięczny, jeśli wciąż będziesz się do mnie zwracała moim japońskim imieniem. Zmieniłem je, by nie brzmiało tak obco...
Kiedy pojawił się w Japonii, pragnął za wszelką cenę wtopić się w bezimienny tłum, udawać Japończyka, co miało odzwierciedlać niemalże doskonałe słownictwo i wyuczony akcent. Wraz z biegiem kolejnych miesięcy boleśnie przekonał się, że NIGDY mu się to nie uda. Rysy jego twarzy były zbyt koreańskie, a skóra zupełnie niejapońska.
Nie jestem Japończykiem, ale ty chyba już o tym wiesz, prawda? — zostawiony na końcu znak zapytania zawisł chyba dla potwierdzenia jego podejrzeń.
Jestem... Koreańczykiem. — przyznał w końcu, choć słowo to niemal ugrzęzło mu w gardle. Nie spodziewał się po niej żadnych zachowań, świadczących o niechęci do jego osoby, jednak przyznanie tej prawdy przyszło mu z wielkim trudem. Z ulgą przyjął fakt, że po tych słowach, głowa Itou niezmiennie opierała się o jego ramię.
A strzelać nauczyłem się w wojsku. — powtórzył to, co już wcześniej wybrzmiało z jego ust. Nie chciał i na szczęście nie musiał precyzować, że pochodził z jedynej słusznej w oczach jego rodziców części kraju, gdyż obowiązkowa służba wojskowa dotyczyła obu Korei. — Nigdy nie chciałem służyć, ale nie miałem wyboru.
Nigdy w niczym.
Trafiłem do jednostki wojskowej mojego ojca i jeśli myślisz, że miałem przez to łatwiej, to wyprowadzę cię z tego błędu. Zadbał o to, bym miał przejebane... — przerwał na moment sam zgorszony faktem użycia wulgaryzmu w towarzystwie kobiety. — Wybacz mi, Alaesho, ale kiedy mówię o nim, nie potrafię inaczej się wyrazić. To bardzo zły człowiek. — mówił, a w tonie jego głosu wyraźnie drgały emocje, wspinające się tchawicą, która momentami zdawała się zaciskać.

@Itou Alaesha
Matsumoto Hiroshi

Itou Alaesha and Naiya Kō szaleją za tym postem.

Itou Alaesha

Czw 22 Sie - 22:17
Imię...— Zmarszczyła brwi, nie zastanawiając się nawet czy ponad 30-letniej kobiecie wypada wymyślać imię dla pluszaka. Hiroshi po prostu postawił przed Itou zadanie do wykonania, więc zaczęła intensywnie myśleć.
Wiem! Nazwę go Hero! Od angielskiego „bohater”, a jednocześnie będzie przypominać Twoje imię. — Uśmiechnęła się do niego chytrze, zastanawiając się, jak zareaguje na tego typu rewelację. Lubiła robić mu tego typu psikusy, choć dotychczas udawało się to tylko gdzieś na stopie zawodowej. Prezent sprawił jej dużo radości i dodał otuchy w złym dniu, i snycerz chyba również był z tego powodu ukontentowany. Niech więc pluszęcie nosi imię bohatera dzisiejszego dnia! Pluszak był dowodem na to, że strzelając można jednak zrobić coś dobrego, nawet jeżeli nigdy wcześniej tak nie było.
~
Brzmi... koreańsko. — Nie zabrała głowy z jego ramienia, wręcz przeciwnie, pozwoliła sobie nawet na ułożenie ciężaru wygodniej na jego barku. Miała ochotę złapać go za rękę w geście pokrzepienia, ale zrezygnowała. Nie chciała, żeby odebrał to źle, ale przede wszystkim nie chciała, żeby zorientował się, że płacze. Tymczasem krople akurat sowicie spadały na kobiecą dłoń leżącą bliżej, którą mogłaby go złapać. 
Czy powinna go zapytać o to, dlaczego zmienił imię? Nie znała Koreańczyków, którzy po przyjeździe do Japonii specjalnie zmieniali to, jak się nazywali. Choć może to wcale nie było aż takie niepopularne? Nie wiedziała. Dziwne przeczucie krążyło wokół myśli, podsuwając geograficzną północ. To co jednak nie pasowało jej do umiejscowienia Hiroshiego w konkretnym miejscu na mapie, było jego wykształcenie. Perfekcyjny japoński, szeroka wiedza dotycząca nauki, prehistorii, ewolucji. Czy w tej Korei, o której myślała, mógłby osiągnąć taki poziom wykształcenia? Nie chciała wyprzedzać faktów, rzucać pytaniem, które mogło być be pokrycia w rzeczywistości. Na języku już drgało pytanie, o to jak ma się do niego zwracać, jednak sam udzielił odpowiedzi. 
Dobrze, Hiroshi. — Skwitowała, na zawsze przypieczętowując nową tożsamość Matsumoto, godząc się na zadaną prośbę i dając jasny przekaz, że akceptuje go takim, jakim jest. I takim, jakim chce być. 
Domyślałam się. Masz ładniejszy kolor skóry niż Japończycy. — Powiedziała miękko i spokojnie. Na chwilę ucichła, zastanawiając się, czy o czymś mu powiedzieć. Zdecydowała, że to zrobi.
Właśnie to pozwoliło mi się finalnie zorientować. Zdałam sobie świadomie sprawę z Twojej narodowości, gdy malowałam... Twój portrecik i musiałam wymieszać inne kolory farb niż zazwyczaj. Dodać trochę ochry. Pomarańczu w zasadzie, o którym dzisiaj wspomniałeś. Więc chyba mamy coś wspólnego. — Miała nadzieję, że nie pomyśli o niej, że jest jakaś dziwna, że w wolnym  czasie chciała go namalować. Gdyby nie ten pęd do tworzenia sztuki pewnie nie zostałaby malarką. Musiał jej wybaczyć tę drobną ułomność. 
Przez kilka ostatnich minut Alaesha zupełnie ignorowała fakt, że nie odpowiedział wprost na początkowo zadane pytanie. Mówił o ważnych dla niego rzeczach, więc po prostu słuchała. W końcu jednak Matsumoto dotarł do pytania, które wciąż krążyło między nimi. Teraz też przez chwilę słuchała, bo było o czym. Nie chciała jednak go przytłaczać, najwyraźniej życie dostatecznie dokopało mu samo.
O, przekląłeś. — Uśmiechnęła się pod nosem, czując w spięciu mięśni wilgoć, która przemieściła się w drobnych zmarszczkach naznaczających twarz. Ponownie dzisiaj Hiroshi ją zaskoczył. 
W takim razie, to strasznie chujowo. Jeśli zrobił Ci krzywdę, to niech się pierdoli. Razem z moją matką. — Zdała sobie sprawę, jak to zabrzmiało. — Ale nie tak dosłownie. Chociaż z tego, co słyszę, to Twój ojciec musiał być dużo gorszy od mojej rodzicielki, ale i tak jej nie cierpię. Nawet dzisiaj, nawet gdy nie żyje.  — Przestała płakać, ale policzki wciąż miała mokre. Odważyła się jednak chwycić go za dłoń. Chrzanić wszelkie konwenanse, przyjaciele też mogą się trzymać za ręce, gdy tego potrzebują. 

@Matsumoto Hiroshi
Itou Alaesha

Naiya Kō, Matsumoto Hiroshi and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku