Pozbawione jakiegokolwiek oświetlenia, ciemne, wilgotne i pełne brudu. Ciągną się pod całym miastem, skręcając, rozwidlając i plącząc niczym setki węży. Niektóre z nich zawaliły się podczas trzęsienia ziemi, inne zalała częściowo woda, przez jeszcze inne przemykają stworzenia o wiele mniej przyjazne od zwykłych szczurów. Do tuneli nie zapuszcza się nikt o zdrowych zmysłach i czystym sumieniu - bywają miejscem nielegalnych wymian, a czasem kryjówką dla uciekających przed prawem. Od lat krążą plotki, że ci, którzy się tu zapuszczą, już nie wracają lub powracają, jednak nie tacy sami, jak wcześniej. Prawdą natomiast jest, że łatwo o zgubienie się w tych czeluściach.
2-5 - postać wpada do zastałej, zatęchłej wody. Teraz ma przemoczone buty i niezbyt przyjemnie pachnie.
6 - postać napotyka bardzo nieprzyjaźnie nastawione yōkai (lub grupę zbirów), które tylko czekało na ofiarę; interwencja MG.
To byłby całkiem ciekawy zwrot akcji w tym nieco drętwym przedsięwzięciu, ale zapowiadało się jeszcze lepiej. Widmo wydało z siebie ledwie pytający pomruk, uważnie obserwując poczynania jasnowłosego, któremu najwyraźniej jakiś wewnętrzny demon zerwał się ze smyczy. Ciemności nie ułatwiały oceny sytuacji, ale już sam sposób poruszania się ślepca wskazywał na to, że zaraz zrobi coś z absolutną premedytacją. I to bynajmniej kierowany miłosierdziem. Touya usłużnie nie zamierzał go odwodzić od ewentualnych zamiarów a kiedy mężczyzna chwytał kark nastolatki, yurei już wiedział, że dziewczę ma zwyczajnie przesrane. Ku ich bezdusznej uciesze.
- Co jej tam obiecałeś, plaster sera? - Zapytał z lekką kpiną Kiryuu a do jego tonu wkradła się wesołość. Brak możliwości przyłączenia się do podobnej zabawy nieco kuł w ego ducha, ale gdzieś tam w głębi jestestwa tliła się wdzięczność za podobne widowisko. Od ilości uprzejmości na metr kwadratowy robiło mu się już powoli niedobrze. Touya podążył wzrokiem za znikającą w kanale dziewczyną, nasłuchując charakterystycznego plusku, który mógłby świadczyć o jej karkołomnym wypadku. Dopiero po chwili poniosło się echo jej słów, zapewniające o tym, że póki co ich przynęta ma się względnie dobrze. Było to rozczarowujące zarazem i przynoszące ulgę, że nie stracili na darmo czasu zajmując się włazem.
- Wiesz co było najbardziej rozczarowujące?- Odezwał się znienacka, pozornie bez kontekstu, chociaż ten był aż zbyt oczywisty. Widmo niewątpliwie odnosiło się do własnej śmierci i dotychczasowej egzystencji na granicy światów. - Obudzić się ponownie w tym kurwidołku. - Przez głos yureia, nieco jadowity, przedzierała się zazdrość. Lepka, powoli rozłażąca się fantomowym odczuciem bezsilności. Nawet ślepiec bawił się lepiej od niego, posyłając jakąś dziewuchę, niczym kawał mięsa na ewentualne pożarcie. I mając jej ewentualny los na sumieniu. Coś czym Kiryuu za życia sam lubił żonglować, igrając z psychiką swoich ofiar z niższej warstwy społecznej. Brakowało mu tego poczucia wyższości, bycia nie tyle zadrą w palcu co sztyletem w boku, deptania cudzej godności i marzeń. Ogólnej uciechy z rzeczy zakazanych.
Nieco zły na siebie, że aż tak się odsłonił przed nieznajomym, ruszył w dół, za dziewczyną, niespecjalnie dbając o szczeble drabinki. Drugi raz raczej ciężko byłoby zginąć, o ironio.
- Nie spierdol tego, ani siebie. - Touya spojrzał jeszcze w górę, ciekaw jak winowajca zamieszania poradzi sobie bez partnerki. Jednocześnie zaklął pod nosem, czując, że oczy ponownie odmawiają mu posłuszeństwa w starciu z nową oazą ciemności, przetykaną jedynie latarką uczennicy. Zaszedł ją od tyłu, by bezczelnie podejrzeć cóż za interesującą lekturę udało jej się znaleźć przy pozostałościach nieboszczki. Oby było to coś ciekawszego, niż łzawy testament lub list do rodziców.
Percepcja (wzrok) 57-20=37 (porażka)
@Munehira Aoi @Kakita Mari
Munehira Aoi, Ejiri Carei and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Blotka nie miał szczęścia. Obrzydliwy pająk kłapnął swoimi zębiskami, wgryzając się w niego, łapiąc za lewy bok. Były to ledwie krótkie sekundy – drapieżnik wiedział, że jedno sięgnięcie ku osobie naruszającej jego terytorium wystarczy. Ból był wyjątkowo ostry, ale trwał jedynie chwilę nim Kōji stracił przytomność, a tunelowe atrakcje zmiotły go z planszy.
Yōkai nie wyglądało na zadowolone z faktu zamordowania mu potomstwa i niszczenia domu. Obejmujący sufit ogień rozprzestrzeniał się dalej, rozświetlając dalszą część korytarza – gdyby ktoś się przyjrzał, dostrzegłby rozwidlenie. Nie było jednak czasu na spoglądanie w tamtym kierunku; padły pierwsze ataki ze strony wędrowców. Pięści Shiby nie dotarły do bestii, wyjątkowo szybkiej i zwinnej jak na swoje rozmiary, przystosowanej do chodzenia po pionowych powierzchniach i życia w ciemności, teraz dodatkowo rozsierdzonej atakiem ze strony osób naruszających jej terytorium. Warui zmrożony nieco widokiem wydawał się wyszukiwać słabszych punktów, stojąc w niewielkim oddaleniu od ośmionogiego potwora. Głowa przetwarzała myśli, informacje, które Nagai w ostatnim błysku świadomości zdążył wydobyć z gardła.
Poleciała zmięta kulka papieru, podpalona, przypominająca teraz spadającą gwiazdę. Uderzyła w odnóże pająka i wydawać by się mogło, że nie zrobiła na nim większego wrażenia, jednak gęste włoski zajęły się ogniem, wgryzając powolnie w ciało istoty, która zasyczała gniewnie i tupnęła zranionym łapskiem, jakby chciała zgasić płomienie. Wciąż miała dookoła siebie piątkę przeciwników, którzy jej zagrażali.
Poczwara zawyła, kiedy klucz francuski, niepozorny przedmiot, który teraz stał się bronią, trafił w jedno z większych oczu. Odruchowo odchyliła się, na moment odsłaniając spód swojego cielska, umykając przed kolejnymi atakami wymierzonymi w swój pysk. Dzięki temu nie przypuściła następnej próby wyeliminowania kolejnego z was, dzięki czemu Hasegawa mógł dopaść do nieprzytomnego towarzysza otoczonego ochronną aurą i złapać go niczym worek z ziemniakami. Tupiące yōkai zakryte zostało dymną zasłoną – zapach kociego duszka, a raczej dymu, z którego się składał, przyćmił pozostałe wonie, które wykrywał ośmionożny stwór, ułatwiając ucieczkę mężczyzny wraz z nieprzytomnym Blotką.
Siedzisz na kocu pod drzewem rosnącym na małym wzgórzu. Jest tu sucho, choć trawa pachnie jakby niedawno zrosił ją deszcz. Jeden z twoich węży wlazł na płaski, położony w słońcu kamień i wygrzewa się, mrucząc coś w zadowoleniu. Mruczenie te było zaskakująco… ludzkie. A może to ty znasz mowę swoich pupili do tego stopnia, by móc swobodnie się z nimi porozumiewać?
Żadnych trosk. Śpiew ptaków umila twój czas, błękitne niebo pozbawione jest chmur zwiastujących załamanie pogody. Możesz popijać swojego niesamowicie kolorowego drinka z palemką i zanurzyć się w przyjemnej lekturze bez obaw, że ktoś zaraz będzie coś chciał. Napój ma smak wolności i wakacji, spełnionych marzeń. I nie kończy się, jakby szklanka sama się uzupełniała.
Szum drzew koi nerwy; dobrze wiesz, że nie tak daleko znajduje się chłodny, czysty potok szemrzący swoją odwieczną pieśń. Na błękitnym kwiatku pół metra dalej przysiadła puchata pszczółka, częstowała się nektarem. Chyba życzyła ci przy okazji miłego dnia. Od drugiej strony z lasu wyszła sarna. Skubała coś w trawie, nie bojąc się wcale twojej obecności.
Horyzont zabłysnął delikatnym złotem, które podążyło w górę tworząc swoistą kopułę nad wszystkim, co się tu znajdowało, ale zjawisko ani nie wydawało się być dziwne, ani też nie trwało zbyt długo.
____________________
Warui Shin'ya – z racji lepszego oświetlenia wywołanego płonącymi sieciami, chwilowo pokonujesz lęk przed ciemnością na dłużej. (2/3)
Nagai Blotka Kōji – w swojej wizji możesz swobodnie wykonywać rzuty.
Wszyscy – zasięg komórek jest słaby; połączenia mogą się zrywać, a SMSy docierać z opóźnieniem.
Po udanym rzucie na ataki (siła fizyczna, walka wręcz, dowolna broń) wykonajcie jeszcze rzut k6. Za każdy poziom użytej umiejętności możecie dodać 1 (brak – 0, podstawowy - +1, średniozaawansowany - +2, zaawansowany - +3, mistrz/autorytet - +4).
Nadal proszę o 1 post na kolejkę lub informację do mnie, jeśli chcecie więcej.
Mapka. Zaktualizuję po powrocie z pracy – zmienia się głównie to, że Jirō i Blotka dali nogę w kierunku, z którego przyszliście (prawo na mapce).
Pozbawiona dolnej połowy ciała kobieta wylądowała po drugiej stronie tunelu, nie spodziewając się najwyraźniej, że napotka przeciwnika zdolnego do uniknięcia jej ataku. Długie szpony zazgrzytały na podłożu, kiedy obróciła się powoli, żeby znów spojrzeć na osobę, która zakłócała jej spokój. W dziwnym ruchu przekręciła głowę, jakby była animacją o niskiej ilości klatek na sekundę. Ciemne włosy zakryły jej pół twarzy, brązowe oczy utkwione zostały w Enmie.
– Już nigdy się nie zakocham – warknęła, zbliżając się powoli. Teraz dopiero dało się zauważyć ślady na okolicznych powierzchniach: zadrapania na podłodze, na ścianach blisko podłoża. Pojawiały się, kiedy czołgała się niczym przyszykowany do polowania kot. – Zadbaliście o to tamtej nocy.
Zmierzyła spojrzeniem wyciągniętą katanę. Jeszcze chyba nie zdarzyło się, by ktoś w ogóle miał szansę spróbować z nią walczyć – trafiła na godnego przeciwnika, jednak czy przygotowanego wystarczająco na spotkanie z nią?
– Masz takie ładne nogi. Też kiedyś miałam, to było takie miłe… Potrzebujesz ich?
____________________
Twój telefon stracił zasięg.
Zimna woda przemoczyła ci chyba już wszystko, co mogła przemoczyć. Ubrania ciążyły, włosy oblepiały twarz, chłód wgryzał się w ciało. Chciałoby się zdjąć to wszystko i usiąść w kocu przy rozpalonym, ciepłym ogniu z kubkiem czegoś gorącego do picia w jednej dłoni i suszarką do włosów w drugiej. Korytarz ciągnął się i ciągnął, nie mając absolutnie nic szczególnego w sobie. Choć czy na pewno? Ciężko było dostrzec cokolwiek. Latarka jakoś dawała sobie radę, nawet nie zamrugała po raz kolejny.
Zaczęło ci się wydawać, że szum i plusk narastają, a sklepienie tunelu jakby się obniżało. Wreszcie przyspieszający nurt dał radę zachwiać twoją równowagą, ale nie na tyle, żeby znów chaotycznie wylądować z głową pod wodą – przechyliło cię na plecy, jednak dzięki temu nie zawadziłaś głową o sufit.
Nagły spadek wody sprawił, że Kamiko plusnęła, wypadając z tunelu i lądując może z półtora metra niżej. Tu po podniesieniu się ciecz sięgała tylko pasa, a korytarz wyglądał na szerszy. Możesz dostrzec źródło światła jakiejś dziewczyny stojącej nieopodal drabinki prowadzącej do położonego wyżej włazu, zarys mężczyzny właśnie stawiającego stopy na wąskim chodniku. Od strony, w której stali, dobiegała niemiła woń gnijącego mięsa.
____________________
Rzuć sobie na wytrzymałość.
Zasięg sieci wrócił do normy.
Nieznajomy przestał przetrząsać kieszenie widząc wychodzącego z ciemności medyka. Czyli to jednak nie był wyłącznie wiatr lub jego wyobraźnia, a faktycznie kogoś tam usłyszał! Było to dla niego o tyle pocieszające, że jako wystawiony na wartę nie został zaskoczony przez wroga i wykrywając go zapewnił sobie brak ochrzanu ze strony towarzyszy. Nie wołał ich jednak, póki co chyba jeszcze nie widząc w Nobuo żadnego zagrożenia.
– Czyli, że się zgubiłeś? – Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, chyba tylko po to, żeby wyglądać groźniej. Na oko był koło dwudziestki, trącało od nim brakiem doświadczenia i powiązaniami z jakimś niewielkim, lokalnym gangiem. Ubrany był dość kiepsko, trochę jak mieszkaniec Nanashi, któremu w życiu odrobinę bardziej się powiodło lub jak podrzędny pracownik portowy żyjący od wypłaty do wypłaty. – Raczej marne miejsce na wycieczkę. Godzina też nieciekawa. Życie ci człowieku niemiłe?
Nie brzmiał na negatywnie nastawionego, zachowywał raczej względną neutralność, choć nie wydawał się być gotowy do przepuszczenia cię dalej. Prędzej po prostu zgodziłby się, żebyś zrobił tu w tył zwrot i odszedł o własnych siłach w kierunku, z którego przyszedłeś. Był jednak jak na razie sam, a w rękach nie miał żadnej broni.
Dwójka waszych towarzyszy wydawała czuć się tu znacznie gorzej, przez co nie brali już tak czynnie udziału w przeszukiwaniu pomieszczenia. Być może winić tu się dało wszechobecną woń śmierci, przy której ktoś uznał, że to dla niego zbyt wiele, może świadomość, w jakim wieku mogła być ofiara kogoś przytłoczyła. Zostali trochę w tylu.
Zmiana woni mogła być dla Kakity zaskoczeniem, ale też wybawieniem. Lawenda i bez zastępujące smród rozkładu, jakby ktoś prysnął w składziku wyjątkowo ładnym i silnym odświeżaczem powietrza wypierającym nuty, przed którymi chciało się uciec. A ucieczka przecież była na wyciągnięcie rąk, w zasięgu nóg. Drabinką w dół, przez właz, tam, gdzie szemrała woda. Aż chciałoby się tam zejść, może nawet oczyścić z niewidocznego brudu, który zdawał się wraz z aurą trupa oblepiać ciało.
W dole wąski chodnik prowadził na lewo od włazu. Powierzchnia wystawała niewiele wyżej niż płynąca leniwie woda – na pierwszy rzut oka czysta. Było tu wysoko może na trzy metry, jakby był to kolejny tunel lub korytarz, jednak zalany cieczą przez bliżej nieokreślone zdarzenie. Po prawo z szumem woda opadała z wyżej położonego miejsca.
Notes opatrzony był imieniem oraz nazwiskiem właścicielki: Oyama Aiko. Na okładce od wewnętrznej strony znajdowała się także informacja o numerze do kontaktu, gdyby ktoś go odnalazł – w tej chwili niewiele to jednak by dało, jeśli to właśnie Aiko leżała w pomieszczeniu wyżej. Kolejne strony były różnymi notatkami, przewijające się czasem daty wskazywały, że dzienniczek pochodził z 2034 roku. Ciało mogło więc leżeć w zamknięciu nawet i trzy lata. Nikt z was nie posiadał wystarczającej wiedzy medycznej, żeby na podstawie oględzin zwłok ustalić szczegóły.
Na stronach pojawiła się krótka opowieść o Takahashi Chie – zapisano ją w formie pamiętnika. Łatwo było wywnioskować, że to przyjaciółka właścicielki notesu, która po kłótni z rodzicami wyszła późnym wieczorem z domu. Uciekając od nich miała nieprzyjemność natknąć się w metrze na grupę pijanych mężczyzn, przez których zginęła pod kołami pociągu. Oyama, zainteresowana od dawna zjawiskami paranormalnymi i okultyzmem, chciała ją odnaleźć i zapewnić jej duszy spokój. Nauczyła się, jak odesłać ducha w zaświaty, a do tunelu zabrała ze sobą kilka rzeczy, które mogłyby jej z tym pomóc.
Dalsze czytanie przerwało nagłe, głośne chlupnięcie dochodzące z prawej strony, któremu towarzyszył błysk światła.
– Och, nie musisz mnie wydobywać stamtąd sam… – zaczęła, słysząc odpowiedź widzącego ją chłopaka. Wydawała się poniekąd odzyskać odrobinę dobry nastrój, widząc na horyzoncie realną szansę dla zdobycia upragnionego spokoju duszy. – Możesz też powiadomić policję albo moją rodzinę, choćby anonimowo. Pewnie będę na jakiejś liście zaginionych. Jestem Oyama Aiko, tak przy okazji.
Wprawny egzorcysta już wyłapałby wszystkie informacje potrzebne do przeprowadzenia egzorcyzmu, ale dziewczyna nie wydawała się specjalnie przejmować tym, że ktoś mógłby ją tu i teraz wyprawić do zaświatów poprzez odpowiedni rytuał. Być może tego też chciała? Prowadziła cię w dół, najpierw na stację, a później ciemnym, węższym korytarzem. Użycie własnego źródła światła było konieczne.
– Ona… Którejś nocy wyszła z domu po kolejnej kłótni z rodzicami. Szczegóły trochę mi się zatarły przez ten czas, ale rozmawiałyśmy przez telefon. Napadło ją kilku pijanych facetów w metrze. Wiesz, ten typ ludzi, których można się obawiać przy nocnym spacerze. Broniła się, ale wepchnęli ją pod pociąg.
Po kilkunastu metrach wędrówki, w powietrzu zaczęła unosić się nieprzyjemna woń rozkładu. Mdły, słodkawy zapach, który nasilając się aż zaczynał ściskać człowieka od środka.
____________________
Termin: 20.05, godz.
● Hayate
Seiwa-Genji Enma, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Nagai Blotka Kōji, Ejiri Carei and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Znów będzie musiał zająć się czymś, na dodatek totalnym gównem, sam — bo nieufność kazała dociekać mocniej, szukać głębiej. W tym przypadku dosłownie głębiej. Szacunek do zmarłych, w szczególności do ich ciał, miał na tym samym poziomie co szacunek do żywych. Zerowy. Walcząc z myślą, że za chwile obie dłonie zagłębi w ubraniach zwłok, spiął nieznacznie barki, przykucając przy zakrytym korpusie. Koc, który Mari wcześniej starannie ułożyła, odrzucił na bok, jeszcze raz sprawdzając, czy po bokach ciała nie znajdują się żadne przedmioty, których kształt może zdać mu się znajomy lub które przywieść na myśl mogą talizmany, rytualne przedmioty, pakunki z solą, cały ten badziew, który przecież kojarzył jedynie pobieżnie, ale o których zdążył się nasłuchać od innych yurei tak jak on, trwających przez zbyt długi czas na granicy między światami. Jeżeli cokolwiek znalazł, co przyciągnęło jego uwagę, automatycznie wypełnił nowymi przedmiotami kieszenie bluzy. Dopiero po przebadaniu kieszonek mundurku, skierował się pod właz, wyciągając ponownie laskę, badając nią przestrzeń przed sobą.
Ze skupienia wyrywa go głos yurei. Marszczy nieznacznie brwi, bo słowa trafiają o wiele zbyt mocno, godząc wnętrze, które teraz, przy użytkowaniu mocy, o wiele bardziej podatne. Jego życie, to, które pędził w znoju przed śmiercią, pozostawiło jedynie plugawy posmak w ustach, którego po dziś dzień nie może się pozbyć. Wzdycha krótko, zanim podejmie ponownie, ocierając dłonie o spodnie, chcąc się z nich pozbyć niewygody wrażenia resztek zgniłego ciała przylegającego do delikatnej skóry: — Jak masz na imię? Wolę zwracać się do innych mimo wszystko w nieco bardziej personalny sposób — rozpoczyna łagodniej, zmieniając nieznacznie ton, który teraz, daleki od rozbawienia, jakim wcześniej odznaczała się ich rozmowa. — Stety niestety wiem doskonale, jakie to uczucie. Nie wiem za to, jakie wcześniej miałeś życie, ale jeżeli nadal tu jesteś, to jest tego jakiś konkretny powód. Gorszy, lepszy, chcesz kogoś zabić, zemścić się, albo pocieszyć się na nowo tym wszystkim, co tutaj zostawiłeś; to nieistotne. Istotne jest to, że masz szansę żyć lepiej. W tym, jak to nazwałeś "kurwidołku", jest na pęczki osób, które za kontrakt z nami, dadzą się torturować. Są ci, którzy nas pożądają, bo chcą wykorzystać, ale są też ci, których łamie się z ogromną przyjemnością, przejmując nad nimi absolutną kontrolę. Możesz trafić też na ten sort, który faktycznie chce współpracować. Bardzo Ci tego życzę, ale to najmniejszy odsetek — robi krótką przerwę, kiedy przykucając, lewą dłonią odnajduje brzeg włazu, ustawiając ciało w kierunku drabiny. Nie chce zdradzać zbyt wiele informacji o własnym kontraktorze, bo Yoshida, nieważne, jaka relacja ich łączyła i do której kategorii medium się zaliczał, był wyłącznie jego. Tak miało pozostać. Shingetsu za to, było wypchane świrami z tej pierwszej grupy, ale między tą padliną, zdarzały się wyjątki, którym bliżej było do tych nieco bardziej ugodowych. Mógł mu pomóc, jeżeli tylko by się na to zgodził, nikomu nie będzie siłą wciskał kontraktu w gardło. Szczególnie że w tym przypadku trafiłby na pustkę. — Można uznać, że mam trochę kontaktów, których mogę użyć na Twoją korzyść — to ostatnie co pada z ust Aoiego, nim przewieszając laskę przez nadgarstek zsuwa się powoli na pierwszy szczebel, zapierając się mocno rękoma na krawędzi. Kilka kroków, opuszczając ciało niżej.
Docierają do niego jeszcze głosy, ten pierwszy z grzeczności ignoruje, żeby nie dać ponieść się irytacji, która normalnie nie kiełkowałaby w nim tak szybko, ale teraz, zakrzywia się stabilność umysłu i doszukuje się między słowami yurei przytyku. Przewrażliwiony, gdy pierwsza niepewność osiada w klatce piersiowej, niosąc się też smugą zapachu w dół, za swoim celem, za połączoną z nim Mari. Za tym drugim podąża myślą, chcąc się zakotwiczyć nieznacznie w sytuacji, która nie potęguje skundlonego jazgotu w czaszce. — Czytaj na głos — unosi nieznacznie ton wypowiedzi, chłodnej komendy; podwyższając go o decybel, tak, aby niósł się przez chlupot wody, mógł swobodnie przebić się przez jej dźwięk i dotrzeć do dziewczyny bez zagłuszeń.
[Użycie mocy yurei: 2/3; stan emocjonalny Aoiego wpływa silnie na stan emocji Mari, która znajduje się w zasięgu mocy. Panika Munehiry = panika osoby, która wyczuwa woń, itd. Jeżeli Munehira walnie w dół — nastąpi automatyczny wystrzał adrenaliny, jeżeli o niego chodzi, to zawsze wybudzenie się wysokiego zdenerwowania, które przeplata się z paranoicznym rozbawieniem, rodząc skrajne, bardzo animalistyczne reakcje, które stara się stłumić, ale to nie zawsze wychodzi. Można go bardzo łatwo przyrównać do psa, który zraniony, będzie gryzł wyciągnięte, pomocne dłonie z racji na odczuwany lęk i ból. Zasięg mocy w aktualnym miejscu to 3m.
Rzut: zręczność; 44 - 20 = 24, porażka :)]
Seiwa-Genji Enma, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei, Touya Kiryuu and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Myślące yokai.
Większość bytów, tych pomniejszych, kierowało się zazwyczaj instynktem i chęcią życia w spokoju. Oczywiście trafiały się wyjątki, którymi rządziła chęć zemsty czy też inna negatywna pobudka. I choć walka z takimi bywała wyzwaniem, w zależności od poziomu, jaki prezentowali, to jednak wciąż zachowywali się jak zwierzęta, tylko nieco bardziej specjalne.
Najgorsze były jednak yokai, które myślały. Były prawdziwym utrapieniem i gwoździem wbitym w dupę.
Kiedy Teke Teke przemówiła, Enma nawet na chwilę nie opuścił gardy, uważnie przyglądając się jej każdemu ruchowi. Nie żeby miał szansę na wygranie z nią w przypadku szybkości. Nie od dziś było wiadomo, że akurat ten rodzaj yokai jest w stanie dogonić rozpędzony samochód, więc zwykły człowiek nie miał jakichkolwiek szans. Plusem była lokalizacja, w jakiej aktualnie się znajdowali. W miarę wąski tunel ograniczał manewry potwora, co zmniejszało ryzyko, że mogłaby znaleźć się w mgnieniu oka za nim nie dając mu tym samym nawet sekundy na reakcje.
Wargi ugięły się pod lekkim uśmiechem, kiedy padło pytanie. Na to czekał. Doskonale znał odpowiedź.
- Oczywiście, że potrzebuję ich teraz - odparł, zaciskając mocniej palce na rękojeści broni. W tym momencie powinno paść drugie pytanie, na które również znał odpowiedź. Wtedy, według podań, powinna zostawić go w spokoju. Ale przecież nie przyszedł tutaj po to. Miał cel. Pozbyć się jej. Wystarczająco mocno zagrażała mieszkańcom Fukkatsu, burząc tym samym budowany przez wiele pokoleń balans pomiędzy yokai a żywymi.
Kiedy powinien zaatakować?
Potrzebuje odpowiedniego momentu. Tuż po tym, jak da odpowiedź na drugie pytanie? Wtedy mogłaby uciec a on nie dałby rady jej dogonić.
Katana była na tyle ostra, że spokojnie pozbawiłaby jej głowy, a to dałoby mu więcej czasu, aż ta się zregeneruje. To właśnie wtedy mógłby ją wyegzorcyzmować.
- Hej... - zaczął, nim ta zdołała zadać drugie pytanie.
- Na ci to wszystko? Tych, którzy cię skrzywdzili, już dawno nie ma. Zabijasz wszystko i wszystkich, bez żadnego powodu. Nie jesteś lepsza od tych, którzy ci to zrobili, wiesz o tym? Nie lepiej wrócić w zaświaty i odpocząć? Tam na pewno będzie ci lepiej niż tu. A kto wie, może w piekle nawet ich spotkasz.
Rana na lewej dłoni - opatrzona.
Płytka rana cięta na prawym policzku
Do tego pobrudzony błotkiem :c
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Przytaknął oszczędnym kiwnięciem głowy. Tak prosta wymówka, a jedna z najbardziej prawdopodobnych. Co prawda wydawało mu się, że drogę powrotną pamiętał, bo zbyt wielu rozwidleń nie napotkał, ale dla świętego spokoju mógł zagrać zagubionego. W końcu sieć tuneli była ogromna – albo przynajmniej wydawała się taka być. W odnalezieniu się pośród korytarzy na pewno nie pomagała wszechobecna ciemność.
Uśmiechnął się nikle (usta wciąż zakryte miał ciemnym materiałem) usłyszawszy kolejne słowa nieznajomego. Postawa młodzieńca wydawała się zamknięta – mógł domyślić się, że własnym ciałem zasłania drogę dalej. Poza tym Nobuo obstawiał też, że reszta towarzyszy znajduje się nieopodal, w końcu wcześniej słyszał urywek ich rozmowy. Wydawało mu się, że to było kilka głosów.
— A ty jesteś jakiś inny? Wszyscy przyszli tu z tego samego powodu — wypalił po chwili, nie pozwalając ciszy trwać zbyt długo. Od razu nawiązał z nim kontakt wzrokowy – niezwykle śmiały, jakby oczy należały do zupełnie innego człowieka, nie tego, który przed chwilą bez słowa skinął łbem. Zdecydował się postawić wszystko na jedną kartę, bo tak naprawdę nie miał nic do stracenia. — Słyszałem wcześniej waszą rozmowę... A raczej jej część. Szukacie kogoś — nie zadawał pytań, wszystkie wypowiedziane przez niego zdania miały bardziej charakter twierdzący, jakby doskonale wiedział o czym mówi, jakby nie potrzebował żadnych dodatkowych zapewnień, że ma rację. Chociaż potwierdzenie na pewno mógłby uznać za przydatne.
— Ktoś może potrzebować mojej pomocy, możesz wierzyć lub nie, ale jestem medykiem i chcę tylko przejść dalej — powiedział spokojnie, a na poparcie swoich słów zsunął z ramion plecak, który złapał za uchwyt i postawił na ziemi. Szybko rozsunął zamek, chcąc wyjąć ze środka apteczkę, by pomachać nią w powietrzu.
Tylko czy ten młodzieniec nie był zbyt tępy, by pojąć, że naprawdę mogli się po prostu wyminąć i każde z nich ruszyłoby w swoją stronę...
Seiwa-Genji Enma and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Przewijając strony zajęło jej trochę czasu, by znaleźć coś pomocnego. Nie chciała jednak od razu przeskoczyć na ostatnie strony, starała się być bardziej dokładna w szukaniu sensu tej sytuacji. Niektóre zapiski wydawały się bardziej prywatniejszymi, nastoletnimi sprawami, więc je akurat pomijała. Pewnie powinna przekazać później notatnik jej rodzinie.
Zanim przeszła dalej, spojrzała znowu w górę, w kierunku włazu. Tak szybko wystrzeliła z pomieszczenia, że chyba zbyt pochopnie wywnioskowała, że reszta towarzyszy zrobi to samo. Chciała odejść jak najdalej od tego miejsca. Od tego odoru rozkładającego się ciała.
Szybciej, szybciej.
Westchnęła zniecierpliwiona, kopiąc jakiś kamyk prosto do kanału. Huh. Znalazła jakiś płaski kamyk. Podrzuciła go kilka razy w dłoni i z pełnym skupieniem przyjęła odpowiednią pozycję i puściła “kaczkę”. Kamyk odbił się od lustra wody z trzy razy, zanim za sprawą ciemności straciła go kompletnie z oczu. Uśmiechnęła się do siebie,
W końcu usłyszała jakieś poruszanie przy włazie, i faktycznie, jasnowłosy mężczyzna zaczął schodzić po szczeblach.
- Coś jeszcze tam znaleźliście? - zapytała, bo wątpiła, że sobie tam z Hotaru gawędzili. Automatycznie podniosła światło latarki, ale szybko przypomniała sobie, że przecież jej oświetlenie drogi w dół nic nie zdziała.
Dziwna woń znowu ją dosięgnęła tym razem wzburzając jej umysł i zasiewając niepokój w sercu. Zaczęła paznokciami drapać się po grzbiecie dłoni, nie rozumiejąc, skąd te emocje się w niej biorą. Z zamyślenia wyrwało ją krótkie polecenie, wydane w jej stronę, na które ton zmarszczyła brwi, ale i tak skupiła się z powrotem na zapisanych stronach. Odchrząknęła teatralnie.
- Oyama Aiko. Rok 2034. Napisała o tym, że jej przyjaciółka, Takahashi Chie, uh, zginęła pod kołami pociągu przez jakichś dupków. Aiko chciała odesłać jej ducha w zaświaty i podobno wzięła jakieś rzeczy do pomocy…To wiemy, że co-ktoś jej przeszkodził. To chyba tyl- – podniosła głowę gwałtownie, gdy usłyszała głośne pluśnięcie. Wzdrygnęła się zaskoczona, jednak zainteresował ją towarzyszącemu dźwiękowi błysku światła. To powinna być latarka, prawda? Czyli człowiek! Nie? Musi. Oczywiście, nie pomyślała, że morderca również by mógł używać jakiegoś źródła światła. Nieistotne. Latarka Mari i tak ich już dawno by zdradziła. Nie ma co teraz się czaić.
- Hej! Ktoś tu jest? Słyszysz mnie? - zaczęła niepewnie, każde kolejne zawołanie jednak wydobywało się z jej ust coraz głośniejsze. Przybliżyła się początkowo o kilka kroków do źródła zamieszania, próbując coś zobaczyć za pomocą latarki, ale bezskutecznie. Oby to nie był kolejny trup. Ah, jest też opcja, że doznała omamów. W jej obecnym stanie nawet by się nie zdziwiła.
@Munehira Aoi @Touya Kiryuu
Seiwa-Genji Enma, Munehira Aoi, Ejiri Carei and Touya Kiryuu szaleją za tym postem.
- Mam gaz...
Odetchnął prosto w maskę, wolną dłoń zaczepiając o podawany przedmiot. Szybki ruch wydawał się wręcz agresywny, jakby w szale akcji dziejących się wokół postanowił wyrwać pojemnik, a nie go jedynie odebrać.
- W oczy...
Przytaknął, nie tracąc już czasu na dalszą analizę. Ledwo obrócił się frontem do zagrożenia, a już postępował krok do przodu. Wypruł ku pająkowi, łapiąc stabilniej scyzoryk, kciukiem mocniej napierając na klawisz zwalniający blokadę. Klucz francuski, dzierżony przez Ye Liana, uderzył w oczodół pajęczaka; akurat w chwili, w której niewielkie ostrze wysunęło się z bezpiecznej skrytki, aby w moment później werżnąć się w odkryty odwłok yokai.
Na litość boską, nie był bohaterem. Zachodząc w odmęty tuneli nie zamierzał pakować się w bagno tego pokroju. Potrzebował jedynie informacji odnośnie rzekomego mordercy - bo mogły dać mu wszystko to, czego potrzebował, aby wreszcie sobie odpuścić, gdyby tylko okazało się, że trop prowadzi do jego celu. Tymczasem wbrew własnemu kodeksowi, odruchom, wbrew logice, która jak na złość razem z głosem Jiro wykrzykiwała właśnie, aby spierdalali, bo zginą, wyszarpywał swoją jedyną broń, by zaraz potem, cofnąć się gwałtownie o krok. Podeszwa zaszurała po betonie, a on w płucach poczuł zapach tlących się nici pajęczyn - nawet przez chroniącą go maskę. Nie miał jednak dostatecznie dużo czasu, aby skupić się na tym, co dzieje się tuż nad głową. Paznokieć wskazującego palca wciskał się już pod klapkę - z kliknięciem odskoczyła ku górze, odsłaniając niewielki przycisk.
Dużo się działo.
Gdzieś w tle ledwo zahaczył wzrokiem o obraz przemieniającego się, olbrzymiego mężczyzny - nie znał jego imienia, wiedział jedynie tyle, że wcześniej wywiązała się rozmowa między nim a Hasegawą i może to sprawiło, że Warui poczuł z nim mimowolną więź. O wiele cieńszą niż tę, która łączyła go z Ejiri - dziewczynie, dzięki której w automatycznym odruchu mógł unieść lewą dłoń i wduszając opuszką guzik wycelować natryskiem pełnym kapsaicyny prosto w przeciwnika. Ostrym strumieniem gazu pieprzowego planował trafić w pozostałe oczodoły potworzyska. Drażniąca substancja mogła nie tylko na długo zamroczyć zmysł wzroku, ale dostać się również do rany zadanej przez Ye Liana.
Atak był jednak stosunkowo krótki, bo Shin - przede wszystkim - miał na uwadze, aby nie narobić więcej szkody niż pożytku. Wprawdzie nie znajdowali się na wolnej przestrzeni, było więc mało prawdopodobne, że pył zadziała jak miecz obosieczny i oślepi również jego lub kogokolwiek ze znajdujących się w pobliżu towarzyszy, ale z tyłu głowy wciąż trzymała się go myśl o ogniu. Przejmował się tym obejmującym sklepienie, ale dostrzegł też iskry niżej i w ostatnim odruchu skierował gaz w kierunku zajętej płomieniem kończyny, wyduszając zawartość z głośnym sykiem ulatującym z puszki.
Wiejcie kurwa!
W oczach odbił się blask buchającej czerwieni i wściekłej pomarańczy, gdy robił nieporadny krok do tyłu. Chciał się rzeczywiście wycofać, ale spojrzenie opadło na Ye Lianie, jakby w niemej komunikacji, czy on też bierze nogi za pas. A może chodziło o to, aby w swojej cholernej eleganckiej waleczności zainteresował się również Ejiri - bo i ku niej drgnęła szczęka, Shin obrócił się profilem, źrenice chciały już sięgnąć do oblicza czarnowłosej, ale zamiast tego zamarły, wyłapując obłok dymu, po którym...
- No kurwa nie, nie, nienienie - wyrwało mu się panicznie, gdy jednak zamiast do tyłu, zrobił jakiś koślawy ruch do przodu, aby przedramieniem zgarnąć opadającego na glebę białawego kota Jiro. Przycisnął go od razu do piersi, wtapiając palce w ledwo materialną sierść na boku ducha i dopiero wtedy niezgrabnie łapiąc łączność z resztą grupy.
Miał zamiar zawrócić w ślad za Hasegawą, jeżeli Ejiri również pobiegła.
Ye Lian, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Nagai Blotka Kōji, Ejiri Carei and Touya Kiryuu szaleją za tym postem.
Podniosła się chwiejnie, przecierając powieki i skroń wierzchem wolnej dłoni, rozmazując smugi sadzy z nadpalonych kartek, albo i pajęczyn. Rozejrzała się, starając w rozgrywającym chaosie zlokalizować układ tunelu. Ciemność, wskazywała wylot, z którego przyszli, gdzieś dalej, w drugą stronę sięgało rozwidlenie. Jeśli mieli uciec, potrzebowali jeszcze... odrobinę wsparcia. Tarczy, czegoś, co zatrzyma bestię w miejscu. Wyrwała z miejsca (jakoś lżej, jakby chwilowo strach rzeczywiście przymocował jej do ramion skrzydło, które zakołysało się czarnym warkoczem, jak pętla wahadła) więc do tyłu, do zwężenie korytarza, wciąż czując ciąg tnącego przestrzeń powietrza. Zatrzymała się dokładnie na środku, w końcu wyciągając świecę, której knot odpaliła zapalniczką, raniąc rozdarciem skórę kciuka. Woskowy dym, czy też sama woń, miały działać na yokai odstraszająco. Trzymała się tej wiary, niby prawdziwa kapłanka, niosąc cichą, kołataną sercem modlitwę, gdzieś w górę. I niezależnie od tego, czy tchnienie powietrza, wyrwało go w stronę pajęczej potwory, czy miało pchać ich w plecy - powinno było dać im czasu
- Chodźcie już, proszę! - nie zostawiajcie mnie samej - chciałaby dodać, ale tylko to pierwsze krzyknęła z całych sił w stronę pozostałych na placu boju mężczyzn, wśród których, górował Shiba. I trwała w miejscu, szarpana dreszczami, aż dostrzegła ruch rudowłosego i pozostałych w jej stronę. Wyciągnęła nawet dłoń przed siebie i dopiero wtedy, jakoś wolniej, jakby bała się, że w płonącej ciemności ugrzęźnie (tego bała się najbardziej) odwróciła się i ruszyła w stronę, którą pobiegł brat, wynosząc ciało, miała nadzieję - wciąż żywego chłopaka. Zdążyła objąć paliczkami uczepionej nadgarstka latarki, wciskając klik dla fioletu migających promieni, który wcześniej ją tu prowadził.
| Oba rzuty tutaj (rzut i atak nieudany, percepcja udana.
Wykorzystuję świecę ochronną z ekwipunku.
Warui Shin'ya, Ye Lian, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Nagai Blotka Kōji and Touya Kiryuu szaleją za tym postem.
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Zmieszany niepewnie upił łyk kolorowego drinka, zagapiając się na chwilę w różową palemkę, i chociaż nie przepadał za tym akurat kolorem, to jednocześnie nagle wydawał się być on nader pasujący. Dawno nie miał okazji siedzieć w tak cichym, spokojnym i przede wszystkim przyjemnym miejscu, gdzie mógł swobodnie oddychać, i napawać się przyjemnymi zapachami, gdzie wzrok nie miał jak się zmęczyć, gdzie blada skóra w końcu mogła zaznać odrobiny słońce. Uśmiechnął się do swojego węża, gładząc go delikatnie po łuskach, nie mając w głowie nawet cienia obawy, że mogłoby go zeżreć jakieś ptaszysko. Położył się, rozciągając kończyny, i rozmasowując bolący kark (właśnie w tym momencie zapewne @Hasegawa Jirō pociągnął go po podłożu, nie zwracając uwagi na bezwładnie nadziewającą się na każdy kamyk głowę Blotki, a sztywność kończyn sprawiała, że zaliczał jeszcze więcej obtarć, ale przynajmniej faktycznie był lżejszy od większości towarzystwa, pobić w tym mogła go zapewne tylko Ejiri).
Leżąc i napawając się atmosferą wbił wzrok w niebieskie niebo, i być może właśnie dlatego złocista odbicie przykuło jego uwagę. Miał wrażenie, że gdy mrugnął, to dziwne zjawisko zniknęło, ale wystarczyło, by pobudzić i tak już z reguły nadaktywny mózg inżyniera, który wstał i zadarł głowę do góry, na razie bardziej z powodu wrodzonej ciekawości, niż niepokoju. Odruchowo śledził wzrokiem niebo, badając kawałek po kawałku, zupełnie jak podczas pracy nad protezą. Metodycznie, uważnie, precyzyjnie. Przyjemny szum wspierał jego koncentrację, a z jakiegoś powodu drink nie wydawał się osłabiać jego funkcji poznawczych.
Rzut na percepcję: Udany: 72-20=52
Warui Shin'ya, Munehira Aoi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.