Pozbawione jakiegokolwiek oświetlenia, ciemne, wilgotne i pełne brudu. Ciągną się pod całym miastem, skręcając, rozwidlając i plącząc niczym setki węży. Niektóre z nich zawaliły się podczas trzęsienia ziemi, inne zalała częściowo woda, przez jeszcze inne przemykają stworzenia o wiele mniej przyjazne od zwykłych szczurów. Do tuneli nie zapuszcza się nikt o zdrowych zmysłach i czystym sumieniu - bywają miejscem nielegalnych wymian, a czasem kryjówką dla uciekających przed prawem. Od lat krążą plotki, że ci, którzy się tu zapuszczą, już nie wracają lub powracają, jednak nie tacy sami, jak wcześniej. Prawdą natomiast jest, że łatwo o zgubienie się w tych czeluściach.
2-5 - postać wpada do zastałej, zatęchłej wody. Teraz ma przemoczone buty i niezbyt przyjemnie pachnie.
6 - postać napotyka bardzo nieprzyjaźnie nastawione yōkai (lub grupę zbirów), które tylko czekało na ofiarę; interwencja MG.
"Pewnie wiesz coś na ten temat"; opada prawie fizycznie pod splot słoneczny. Wie zbyt dobrze i o zbyt wielu rzeczach. Zbyt wiele emocji, zbyt wiele decyzji, które wcale nie należały do niego. Zbyt wiele odruchów, które stały się "jego" dopiero po przekroczeniu magicznej granicy życia po śmierci. Krótka perlistość śmiechu muska struny głosowe, nim odezwie się ponownie w smukłości pomruku mruczącego przez struny głosowe: — Można uznać, że jestem koneserem paskudnych początków i tragicznych końców.
— Wiesz... Moje, ale nie moje... — odzywa się w łagodności perlistego śmiechu, kiedy dłoń w zblazowanym ruchu nadgarstka obraca się w powietrzu, lawirując białą laską w zatęchłym eterze, pobłyskując karatem złota osadzonym na smukłych paliczkach. Brakuje mu tutaj tego poczucia kontroli, którą zawsze posiadał. Teraz jedyny wpływ, jaki mógł wywierać na reszcie, to ten, który dawała mu jego moc... Moc. Usta wykrzywia się w spazmie szarlataństwa, kiedy pobladła, pastelowa tęczówka pulsuje w elektrycznym impulsie. Przez myśl przeciska się krótki "poczekaj", kiedy wężowe, wysmukłe ciało kieruje się w wyczuciu ku korpusowi Kakity, przyjacielsko, ojcowsko wręcz, prowadząc dłoń przez jej grzbiet, osadzając paliczki na jej karku, chłodnymi palcami okalając drobny kark. Przez cały ten czas karmi się słowami nieznajomego yurei, wchłaniając cięte zgłoski, napędzając się nimi do momentu, w którym zamglona źrenica tonie w obłoku bielma, niczym główka szpilki między kłębami pary.
" Za długo."
" Dwa lata w tej bezdennej dziurze. Robactwo w mojej trumnie zdążyło zbudować metropolię i wynaleźć koło. "
"Ale jak widać można stąd wyjść... choć przyzwyczajenia zostają."
— Tracisz wiele bez kontraktu... — łagodność głosu snuje się w eterze, przeciskając się przez rozkład zwłok, kiedy zaróżowione wargi Munehiry rozciągają się w subtelnym uśmiechu. — Patrz.
Wystarczy urywek sekundy, kiedy pastelowe spojrzenie zmienia się w praktycznie białą taflę, mleczny nalot nachodzi na czerń tęczówki, pożerając ją całkowicie. *Znad kosmyków popielatych włosów zaczyna unosić się bladoróżowa smuga, która brnie w powonieniu lawendy oraz kojącego bzu ku nozdrzom Kakity, ścieląc się wysmukłą smugą, zmieniającą swoją barwę w ton fioletowawy, który niknie w ciemnościach pomieszczenia. Rozdzielana barwa przez ostre światło latarek, nie zmienia swojego konstruktu, nadal utrzymując żywy pobłysk nieba, stykającego się z ginącym w nim słońcu. Aoi sięga do głębi swoich emocji, osadzając się w nich w drastycznym szarpnięciu egzystencji, jednocząc się z poczuciem niepewności i zagrożenia, pozwalając tej subtelnej w tragizmie emocji wybrzmieć na linii przenoszonych bodźców ku drugiemu ciału, kiedy przez grzbiet zaczyna wspinać się nostalgiczne podniecenie. Od tego tutaj jest. Po to tutaj przybył. Aby korzystać. Aby czerpać z żywych, jakby Ci, byli jedynie jego pożywieniem. Pokarmem. Kawałem mięsa, nad którym może się stołować. Tonąc między własnymi emocjami, Munehira wyciąga tę najważniejszą; pewność siebie, która zmusza do ruchu w przód. Poczucie, że może wszystko, komfort w działaniu, tą zaślepiającą pewność siebie, która i teraz wnika w splot włókien tęczówek Kakity.
— Jeżeli już tak ładnie poradziłaś sobie z włazem, może to czas, żeby tam zejść, hmmm? — Srebrzysty, barytonowy ton, który mężczyzna obniża zmysłowo o oktawę, zapada w przestrzeni, gdy linie papilarne odrywają się od faktury dziewczęcej skóry, prostując się ponownie, pozwalając smudze woni nadal trwać między nim a Mari w zespoleniu, napełniając ją narastającym poczuciem mdłości i chęci ucieczki w kanał przed smrodem rozkładu drgającym w niewielkim pomieszczeniu, w którym się znajdują. Bezmyślnie. Na złamanie karku. Nie ważne, co znajduje się w pluskających odmętach przepaści pod nimi.
* UŻYCIE MOCY YUREI
Działanie mocy: 1/3 posty
Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Touya Kiryuu and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Jakkolwiek plan mógłby być skuteczny, tak grzebanie w torbie, gdy w twoją stronę rzuca się olbrzymi yōkai niespecjalnie jest skazane na sukces. W ślepej panice Nagai próbował uskoczyć do tyłu, jednak był to odruch skazany na porażkę, o czym wiedział jeszcze zanim sięgnął go aparat jadowy istoty.
— Jest jadowity, oczy, podbrzusze, zgięcia — W nieco naciąganej wersji można było to nazwać zduszonym krzykiem, ale powinno być to na tyle wyraźne, by reszta go usłyszała... a na więcej tłumaczeń i tak nie miał czasu.
Nie bardzo miał się jak obrócić, nie chciał też wpaść na Ye Liana, czy Waruia, a jego uskok w tył był zdecydowanie za wolny... mógł mieć tylko nadzieję, że nie zostanie z miejsca staranowany, ale dość szybko przestał się tym martwić. Jak tylko jego skóra została przebita, to piekąco-rwący ból wypełnił całe jego ciało w ułamku sekundy, od stóp po głowę, nienaturalnie usztywniając mięśnie, uniemożliwiając mu wydanie odgłosu, ponieważ szczęka również zacisnęła się niczym imadło. Lecąc bezwładnie do tyłu przyrżnął jeszcze dodatkowo głową o posadzkę, a ostatnie co widział to szorstkie pajęcze włoski i był dziwnie, całkowicie poza aktualną rzeczywistością przekonany, że nigdy nie sprawi sobie tarantuli jako pupila.
Jego oczy uciekły do góry, odsłaniając na moment białka, zanim powieki zatrzepotały nerwowo. Oddychał, jednak jeśli ktoś nie wierzył w jego pajęczą ekspertyzę odnośnie jadowitości, to teraz mógł mieć pewność, że ani nie kłamał, ani się nie mylił. Sztywne mięśnie stanowiły dowód sparaliżowanych tkanek, natomiast jak na razie żył. A przynajmniej jeszcze. Z kolei jego torba upadła na ziemię, rozsypując w nieładzie swoją zawartość; tabletki, wodę, bandaże, a także nieszczęsny woreczek.
@Warui Shin'ya @Hasegawa Jirō @Ye Lian @Ejiri Carei @Shiba Ookami
Rzut na zręczność: Automatyczna porażka
Rzut na wytrzymałość: Automatyczna porażka = - 48
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hasegawa Jirō and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Najłatwiej było zrzucić winę na obuwie – nawet jeśli to nie masywna podeszwa buta była powodem hałasu odbijającego się od ścian. Część powierzchni była pokryta czymś sypkim, czymś co z łatwością wydawało z siebie dźwięk, za każdym razem, gdy tylko decydował się przesunąć stopę. Na chwilę zastygł w bezruchu, unosząc delikatnie nogę do góry, by przenieść ją w bezpieczne miejsce, ale gdy ta skonfrontowała się podłożem, to wiedział, że kolejny chrzęst brutalnie przetnie ciszę, zdradzając jego lokalizację. Możliwe, że jeszcze wtedy zdecydowałby się na rychłą ucieczkę, ale częściowo wygłuszone pyknięcie powiadomienia prawdopodobnie utwierdziły nieznajomego w przekonaniu, że w pobliżu ktoś jest.
Za późno.
Wyłonił się powoli, trzymając otwarte dłonie przed sobą, żeby pokazać, że nie dzierży żadnej broni. Nie wiedział z kim ma do czynienia, ale wolał zacząć najspokojniej jak potrafił – przecież wyuczony spokój i trzymanie nerwów na wodzy były najlepszym co mógł teraz zrobić. W pogotowiu wciąż miał dwa sztylety uwiązane z tyłu, które osłaniał płaszcz. Ale był dobrych myśli, przecież od początku zakładał, że można się dogadać.
— Tylko tędy przechodzę, chciałem zniknąć w jednym z najbliższych rozwidleń, ale tunel wciąż ciągnął się prosto — pokusił się na najprostsze wyjaśnienie jakie przychodziło mu do głowy. Nie musiał wiedzieć, że chciał podsłuchać kawałek rozmowy, żeby zaczerpnąć nowych informacji.
Zatrzymał się po kilku krokach, żeby nie przekraczać wyznaczonej przez samego siebie granicy – linii, która wciąż pozwoliłaby mu wrócić do ciemnego tunelu.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ye Lian and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Czekając aż reszta towarzyszy zauważy jej wyczyn, rozejrzała się jeszcze ostatni raz po pomieszczeniu, które pewnie od dzisiaj będzie jej się śniło po nocach. Jej wzrok automatycznie powrócił do miejsca, gdzie nadal leżało ciało nastolatki. Coś, czego wcześniej nie zauważyła, wystawało spod koca, który zakrywał jej skórę. Może pojawił się, gdy ruszała koce, by przykryć jej twarz?
Wróciła na chwilę więc z powrotem do martwej dziewczyny, by wziąć w dłonie leżący na ziemi notesik.
- Dziękuję - powiedziała do niej, patrząc się w podniszczoną okładkę. Może jest tam jej imię? Ah, za dużo gada z umarłymi.
Przewertowała zapisane kartki, ostatecznie chowając notatnik chwilowo do plecaka. Oczy jej tak łzawią, że i tak się nie da rady rozczytać.
Ponownie kucnęła nad włazem, latarką próbując dostrzec coś w ciemności. Woda? No tak, można było się tego spodziewać. Przez moment zastanawiała się, czy coś może w niej pływać i jak głęboki ten zbiornik może być, ale zaraz zauważa raczej wąski chodnik. No, dobrze. Już się bała, że czeka ich pływanie.
Otworzyła usta, by coś powiedzieć, może o coś zapytać, pewnie głupiego, jednak milknie gdy na jej karku osiadają chłodne palce, powodujące dreszcze na kręgosłupie. Delikatność dotyku była jednak dziwnie uspokajająca. Była stęskniona za tym uczuciem. Może dlatego przez moment pozostaje w bezruchu, ignorując jakim bezpodstawnym zaufaniem obdarza nieznajomego. Jak bardzo w tej chwili wzbudza w niej pozorne bezpieczeństwo tym łagodnym gestem, tak równie dobrze mógłby jej ten kark złamać.
Zanim zdążyła zastanowić się, do kogo kierowane są jego następne słowa, tak ponownie zamiera, gdy łapie wrażenie, że już do cna oszalała. Szaleństwo w jej przypadku ma zapach lawendy i bzu. Przytłoczona krótką myślą, czy doznaje snu na jawie, nabiera głęboko powietrza, co oczywiście tylko pogarsza sprawę.
Jak wcześniejsze wypowiedziane słowa zniknęły jej jakby za mgłą, tak teraz każde słowo słyszała tak wyraźnie, jakby było mówione jej prosto do ucha.
Może to czas, żeby tam zejść.
W innej sytuacji pewnie rzuciłaby jakimś komentarzem, w którym wypomniałaby im, że tak łatwo jako dorośli faceci wysyłają nastolatkę jako pierwszą w nowe niebezpieczeństwo, ale tym razem nie przeszło jej to na myśl. Nie zastanawiało jej to.
Patrzy ostatni raz po twarzach towarzyszy, zatrzymując wzrok na dłużej na mężczyźnie o popielatych włosach, które zwracają na siebie uwagę w ciemności. Z każdą sekundą czuła się coraz gorzej. Pomieszczenie stawało się dla niej coraz bardziej ciemne, ściany za bliskie, a odór zbyt intensywny. Jakby zwłoki dziewczyny przyspieszyły w rozkładzie. Nie ma sensu czekać. Jak chcą, to pójdzie pierwsza. Czuła spokój na tę myśl. Może nawet piętrzące się zniecierpliwienie. Za długo. Już wolała kanały, niż zostać w tym miejscu chwilę dłużej. Wszystko będzie lepiej. Musi stąd wyjść.
Musi stąd wyjść.
Praktycznie zsunęła się po drabince, pod koniec zgrabnie z niej zeskakując, szybko znajdując się na wąskim gruncie. Atak mdłości spowodował, że jej lekkie śniadanie wylądowało w kanale. Taka strata. Dobrze, że ma batoniki w plecaku. Poczuła się trochę lepiej. Szybka zmiana otoczenia faktycznie coś dała. Ale musi iść dalej. Za długo stoją w miejscu.
- Ah, cholera - syknęła, wycierając usta. Powinna była wziąć ze sobą wodę. Spojrzała w górę - Ostrożnie po drabince. Chodnik jest wąski - powiedziała, po czym odsunęła się od drabinki i stanęła przy ścianie. Reszta rozsądku burzy jej pomysł o oparciu się o nią.
- Znalazłam notatnik. Obok dziewczyny - dodaje w eter, gdy uświadamia sobie, że oczy już jej nie szczypią. Wyciąga z plecaka notesik i pomagając sobie latarką, zaczyna odczytywać zapisane w nim strony.
@Munehira Aoi @Sasaki Hotaru @Touya Kiryuu @Yōzei-Genji Madhuvathi
Seiwa-Genji Enma, Munehira Aoi, Ejiri Carei and Touya Kiryuu szaleją za tym postem.
Szkoda jednak że się nie wyrobił ze swoją prędkością i pająk dobrał się do Blotki, zanim Shiba zdołał przypuścić celny atak. Zwłaszcza że odpalił swoją chikarę przez co nie tylko był większy, ale i miał swoje wilcze akcesoria. Uszka i ogonek. No i więcej owłosienia, ale to raczej nie jest coś, na co zwraca się większą uwagę. Atak mu nie wyszedł. Missnął jak Aoi umiejętność widzenia. A Blotka przez to oberwał i leżał na ziemi. Na szczęście jeszcze żywy. Dlatego w sumie Shiba zrobił chyba jedyną rzecz w kierunku pomocy mu, jaką w ogóle był w stanie. Postanowił nałożyć na niego swoją złotą aurę z nadzieją że ta zneutralizuje trochę działania pajęczaka.
#a2006d
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Nagai Blotka Kōji and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Munehira Aoi gardzi postem aż przykro.
Dłonie pod jej udami, splecione ze sobą w palcach, lekko się napięły, jakby w obawie, że dziewczyna może przewidzieć przyszłość i jakimś pokrętnym sposobem spowodować realizację takiego scenariusza. Nie było jednak powodu do niepewności - chwyt zastosowany przez Shina nie miał w sobie nic niestabilnego, a zadanie rąk podtrzymujących ciężar dziewczęcej sylwetki lada moment miało zostać bardziej uproszczone, gdy wokół bioder zacisnęły się nogi, przekładając na nie odpowiedzialność za znaczny procent równowagi całej pozycji.
Maska otarła się zaraz lekko o przedramię Ejiri, gdy przekręcał głowę, by unieść wzrok i lepiej spojrzeć na jej twarz. Starał się nie myśleć o rosnącym w sile odgłosie stukotu, niemal całkowicie koncentrując uwagę na pracy wykonywanej przez Carei. Błysk małego płomienia odbił się w kurczących na światło źrenicach, prędko rozprzestrzeniając nie tylko na złoto tarcz, ale w niedługim czasie odganiając mrok również z oblicza, muskając refleksami czerwień i pomarańcz włosów, łapiąc jasnością nawet czarne ubrania opinające mięśnie.
Zrobiło się widno jak w dzień, choć trudno stwierdzić, czy było to takie dobre, skoro kurtyny odkryły również zagrożenie. Szum, jaki uderzył do głowy, prawie całkowicie zagłuszył słowa wypowiedziane przez Hasegawę. Wracamy i idziemy inną drogą - komenda dotarła echem, z opóźnieniem wystarczającym, by zamiast realizacji, móc jedynie żałować tego, jak późno się przyswoiło sens propozycji.
Mogli wycofać się, gdy była na to opcja.
Teraz z końca korytarza szarżowała ku ich grupie kreatura, na której widok cierpł kark i mrowiły zęby, wymuszając na szczękach mocne zwarcie. Starczyło tyle, by spojrzenie spotkało się z pokracznością nadbiegającego niebezpieczeństwa, by czas zwolnił, wliczając w to tempo przemykających po głowie myśli.
Warui ledwo kodował, co się dzieje wokół; zanim umysł zdążył go o tym uświadomić na dobre, Ejiri stała już obok, musiał ją zatem odstawić na betonową posadzkę, ale kiedy miało to dokładnie miejsce - nie do końca wiedział. Podobnie zresztą umknęło mu parę z kadrów, podczas których sięgał za siebie, by z kieszeni wyłowić podręczny scyzoryk.
Zduszony krzyk Kōjiego wypełnił czaszkę ostro jak werżnięty w krę szpikulec. W podobnej pajęczynie pęknięć rozszedł się po nerwach, w kluczowej sekundzie mrożąc nadgarstek Shina. Zębatki percepcji podniosły jednak rytm swojej mechanicznej roboty, gdy ślepia prześlizgnęły się wzdłuż postaci gargantuicznego pająka, szukając tam odpowiedniego miejsca na atak.
Podbrzusze. Zgięcia.
Kątem oka zerknął ku Ye Lianowi, jakby spodziewał się, że nawiążą kontakt - i w porozumieniu podejmą działanie.
Kiwnął krótko głową.
Ye Lian, Nagai Blotka Kōji and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Percepcja, wzrok: Fail
Słona. Woda była słona. Prawie jak jej życie. Na czystą logikę, ten wylew nie powinien poprowadzić jej do oceanu, ponieważ prawdopodobnie woda pochodziła właśnie z niego. Pewności do końca nie miała odnośnie tego gdzie dojdzie, ale miała szczerą nadzieję że jeśli wyjdzie na zewnątrz, to uda się jej jakoś wrócić do środka. Nie ma opcji że zostawi brata sam na sam z tą suką bez połowy kręgosłupa. W końcu teraz nikogo przy nim nie było a to znaczy że był niezłym kąskiem dla całego niematerialnego gówna, które czaiło się w ciemnościach.
Szła powoli uważając na każdy krok, by nie stracić równowagi i nie dać się porwać prądowi na przejaźdżkę w nieznane. Jedna rzecz zdecydowanie była pewna. Jeśli wzbliżyła się do krawędzi wylotu z tej przerośniętej rury, uważnie się rozejrzała wyszukując oczyma wszystkiego co podejrzane oświetlając sobie okolice latarką.
Munehira Aoi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Syk spalanych pajęczyn i przeciągły syk opadających na ziemię, czarnych pajączków, niemal wdusił jej oddech do płuc, gdy skuliła się i nim się obejrzała, stała już twardo na ziemi. Gdzieś po drodze tylko chwytając rozżarzonymi od pochłaniającego górę ognia - zmysłami, jak bardzo czerwień włosów zdawała się przypominać jarzący się płomień, który chciała oprzeć w dłoniach. Nieme dziękuję, które chciała z siebie wydusić, omiotło ledwie sylwetkę odwróconego już Waruia. I stanęła prosto tylko po to, by samej zdusić krzyk, niemal przygryzając wnętrze ręki, którą zasłoniła sobie usta, gdy ogromne cielsko pajęczego yokai, zastraszająco zwinnie pognało po ścianie, by zaatakować tak bardzo nowo poznanego Blotkę. Coś wierzgnęło w piersi gwałtowni ze wzbierającymi mdłościami, gdy potwór - zaatakował, a ona opadła w panice na podłogę. Zrzucając torbę na ziemię, by wyciągnąć z niej klucz francuski, którym wcześniej, pogardził brat. Uniosła zaszklone spojrzenie na zebranych. W jasności płonących wciąż pajęczyn, utkwiła wzrok w jasnowłosym mężczyźnie. Był najbliżej zaatakowanego i nie widziała, by cokolwiek mógł mieć do obrony lub ataku. Uniosła metal do góry. Nie widziała jak się nazywał, ale...
- Proszę pana! - głos drżał, tak jak echo jej tonu, ale uniosła metal wyżej, nad głowę, po czym pchnęła w stronę, znajomego-nieznajomego, z którym przybył Shinya. Dopiero wtedy, wciąż przykucnięta, wyrwała w panice kolejne kartki, by zgnieść ich biel... po czym...podpalić. Pająki - niezależnie od wielkości, miały na sobie wystarczająco sierści, by zajęły się ogniem. Zapalniczka w dłoni drżała ale, z upartością maniaka trwała w postanowieniu, czując, jak łzy puchły jej pod powiekami, słoność wilgoci cisnęła się na policzki, a zagryzione wargi. Jeszcze nie teraz - błagała w myślach samą siebie i pokłady woli, które szarpały się ze strachem. Nie teraz, powtarzała znowu, zerkając w końcu w jakimś osłupieniu - na Shibę i zmianę, jaka go ogarnęła, by finalnie, niemal rozpaczliwie, zatrzymać się na sylwetce brata. Dygotała wręcz, podnosząc się znowu do pionu. Miałą jeszcze świecę. Tę spróbowała złapać dłonią, którą trzymała w torbie, ale nim to zrobiła, palce trafiła na coś innego - Mam gaz, gaz pieprzowy ...w oczy - nie bardzo wiedziała, czy ktoś ją usłyszał, ale przedmiot znalazł się przed nią, wysuwając w stronę odwróconej sylwetki rudowłosego.
| Rzut na broń miotaną ogniem... udany, bo korzystam z amuletu z niewyraźnymi znakami (+20 do rzutu)
i obrażenia
Warui Shin'ya, Ye Lian, Munehira Aoi and Nagai Blotka Kōji szaleją za tym postem.
Zdążył jedynie błysnąć latarką, gdy słowa ostrzeżenia ugrzęzły w ustach. Żałował. Tak paskudnie żałował, że nie był szybszy; że poczwara musiała charakteryzować się tą paskudną, nienaturalną szybkością — w amoku, nie poddając się stawianym na drodze przeszkodom. Pędziła niczym zaślepiona, jakby na okrągłe paciorkowate ślepia opadła czerwona zasłona wściekłości.
W pierwszej chwili sądził, że okazał się celem, stąd instynktownie szarpną barkiem w tył, próbując umknąć, jednak kiedy rozpalone nad ich głowami sklepienie ukazało to, co piętrzyło się tuż przed nim, poczuł, jak oddech przybiera kształt przesypywanego przez gardło ostrego żwiru. Zdołał dostrzec ledwie kilka ruchów i niestety wszystkie były tymi ostatnimi. Krzyk Botki sparaliżował go do tego stopnia, iż zapiszczało mu w uszach, jakby sam został ogłuszony.
Miał wrażenie, że czas zatrzymał się w miejscu, a jemu nie pozostało nic poza...
— Proszę pana!
... obroną przed nadlatującym obiektem. Palce objęły stal, jakby tylko czekały na ten ruch. Gdzieś w strugach zamglonej podświadomości spoglądnął w kierunku Eiji — czując trawiący żołądek ciężar oczekiwań — i Shin'yi pętając ich spojrzenia; zrozumiał. Ze znanym mu wyważeniem skinął delikatnie głową, ledwie dowierzając w następstwa jakich będzie skutkiem. Z buzującą w ciele adrenaliną wyprowadził cios prosto w łeb. Miał zamiar wbić narzędzia prosto w oczy (albo jakiekolwiek oko), wpadając w to całą swoją siłę. Wiedziony dźwiękiem głosu Kojiego chciał, aby uderzenie osiadło najbliżej słabych punktów, aby to go oszołomiło, aby całe działanie sprawiło, iż zrezygnuje ze swojego posiłku. Poczuł, jak tuż przed zamachem na futrzany czerep narzędzie ułożyło się płynnie w jego dłoni, jakby nie zdawało sobie sprawy, że jest jedynie marnym (choć ciężkim) przyjacielem przepoconych hydraulików.
Miał wrażenie, że w dziejącym się wokół nich chaosie, głos Blotki docierał z opóźnieniem, albo to mózg segregował rzeczy w sposób najbardziej priorytetowy, aby móc poradzić sobie z żałosnością sytuacji, jaka właśnie ich spotkała. Nie podejrzewał, że znów do tego wróci, że będzie mu dane cofnąć się do młodzieńczych wojskowych lat, gdy trzymanie broni było na początku dziennym, a ratowanie najbliższych z góry skazane na porażkę.
Warui Shin'ya, Nagai Blotka Kōji, Ejiri Carei and Shiba Ookami szaleją za tym postem.
Wolną ręką sięgnął do kieszeni po nóż, a ostrze wysunęło się z cichym kliknięciem. Nie sądził, by taka broń miała jakąkolwiek szansę w starciu z demoniczną abominacją. Przeniósł niepewne spojrzenie na Shibę, nie tylko dlatego, że ten dorównywał yokai wielkością, ale przede wszystkim powinien wiedzieć co powinni z tym potworem zrobić.
Spodziewał się jakiejś podpowiedzi, dania jakiegokolwiek znaku do ataku czy chociażby pełnego zrezygnowania pokręcenia głową, by wyrazić to w jak bardzo ciemnej dupie się znaleźli. Na pewno nie spodziewał się psich uszek i ogona. Zwłaszcza ogona, w którym wzrok utkwił o sekundę za długo.
Jiro nawet bał się zapytać, co tu do chuja się właśnie działo.
Ta jedna chwila rozkojarzenia kosztowała go i tak już dość sporo. Pająk ruszył, na szczęście nie zabijając go na miejscu, a zwinnie wymijając jak zwykłą przeszkodę. Chwilowa ulga szybko zmieniła się w zimny dreszcz przebiegający po kręgosłupie. Yokai przebijając się przez niego i Shibę znalazł się wśród reszty.
Reszty, którą mieli bronić.
Źrenice rozszerzyły się sprawiając, że ciemne oczy przybrały niemal czarną barwę. Tuszkot doskonale wyczuwał nastrój towarzysza, sparaliżowany strachem, owinięty jak wąż dookoła łydki Jiro, coraz bardziej wczepiając się tuszkowymi pazurami w materiał spodni.
Moment, w którym Blotka upadł na ziemię, tuż po tym jak echo jego krzyku przestało wwiercać się w czaszkę, pozostawiając po sobie o wiele boleśniejszą ciszę, był jedynym momentem, w którym należało podjąć decyzję.
– Wiejcie kurwa, bo nas pozabija!
Pierwsze zareagowały dymne koty, jeszcze nawet przed swoim opiekunem. Małe łapki przebierały tak szybko, że przez chwilę jedno z kociąt nawet biegło w miejscu, zanim w końcu zyskało przyczepność. Jego jedyna broń, jedyna nadzieja, czmychnęła nawet nie oglądając się za siebie. Jiro ruszył zaraz za kotami, w kierunku z którego tu początkowo przybyli. Dopadł do Blotki, nawet nie wiedząc czy ten finalnie przeżył ugryzienie pająka. To było nieistotne, tak czy siak nie mógł go tu zostawić.
Wyciąganie łap po najświeższą zdobycz demona nie było najmądrzejszym pomysłem, ale pająk pierwszy postanowił zabrać się za to, co nie należało do niego. Razaro tylko odbierał swoją własność, całkiem świadomie chcąc jednocześnie skupić na sobie cały pajęczy gniew.
Pierwsze dwa kroki, gdy znalazł się przy nieprzytomnym przyjacielu, a jego ręka zacisnęła się na materiale jego bluzy, z rozpędu sprawiły, że pociągnął truchło po ziemi, dopiero wtedy podnosząc nieważące zbyt dużo zwłoki. Kokos, najgrubsze kociątko, stacjonujące w kapturze bluzy yurei otworzyło w końcu ślepia, wyskakując z kryjówki w kierunku pająka, by wybuchnąć ciemnoszarym dymem tuż przed pyskiem ogromnego demona, starając się pomóc właścicielowi w ucieczce.
broń biała: 23 - 20 = 3 (niepowodzenie)
Warui Shin'ya, Ye Lian, Nagai Blotka Kōji and Ejiri Carei szaleją za tym postem.