Pozbawione jakiegokolwiek oświetlenia, ciemne, wilgotne i pełne brudu. Ciągną się pod całym miastem, skręcając, rozwidlając i plącząc niczym setki węży. Niektóre z nich zawaliły się podczas trzęsienia ziemi, inne zalała częściowo woda, przez jeszcze inne przemykają stworzenia o wiele mniej przyjazne od zwykłych szczurów. Do tuneli nie zapuszcza się nikt o zdrowych zmysłach i czystym sumieniu - bywają miejscem nielegalnych wymian, a czasem kryjówką dla uciekających przed prawem. Od lat krążą plotki, że ci, którzy się tu zapuszczą, już nie wracają lub powracają, jednak nie tacy sami, jak wcześniej. Prawdą natomiast jest, że łatwo o zgubienie się w tych czeluściach.
2-5 - postać wpada do zastałej, zatęchłej wody. Teraz ma przemoczone buty i niezbyt przyjemnie pachnie.
6 - postać napotyka bardzo nieprzyjaźnie nastawione yōkai (lub grupę zbirów), które tylko czekało na ofiarę; interwencja MG.
Kiedy ten przejmował się swoją twarzą, Shibi ruszył szybko do pająka od boku, wystrzeliwując swoją najeżoną pazurami łapę ruchem sierpowym od dołu do góry celując w podbrzusze pająka. Co było jego celem. Chciał skurwiela ranić i wykorzystując swoją siłę i wagę, przerzucić go przez ramie na plecy, by móc następnie z impetem po nim skakać. Plan prosty w założeniu, a jak się uda to stawonóg poczuje jak to jest kiedy skacze po nim człowiek o wadze niedźwiedzia.
Atak: 90 + 10 + 10
Obrażenia: 3 + 2 + może coś z chikary i wkurwu że Blotkę ranił?
#a2006d
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Kiedy już jednak spadła - na szczęście bez obrażeń - mogła dostrzec ludzi z latarkami, a do jej nosa dobiegł odór zgnilizny. To że natrafiła na inną grupę było pewne, ale na co natrafili oni? Prawdopodobnie na jedną z ofiar Teke, ale kto wie? Może czaiło się tu coś jeszcze innego. - Jestem, jestem. I żyję. - Okazało się że to Mari. Co też przyniosło jej ulgę, bo okazało się że jest cała i zdrowa. W sumie... Zgodnie z informacjami jakie zasłyszała, to pojawieniu się tamtego Onryo towarzyszyło migotanie świateł. Takie samo jakie pojawiło się u niej i Enmy. A skoro w rurze nic na niej nie napadło... Oby Enma był bezpieczny. W sumie szkoda że nie padło na nią. Naprawdę chciałaby zobaczyć jak Teke-Teke walczy z półtorametrowym poziomem bieżącej wody. Spojrzała się więc na resztę. Ruszyła w kierunku napotkanej grupki uprzednio zdejmując bluzę i poprawiając pokrowiec z bejsbolem. Bluzę następnie spróbowała wycisnąć z całej wody, którą nasiąkła. - Wszystko u was w porządku? Znaleźliście coś? - Jeśli została dopuszczona, rzuciła okiem na zwłoki i w sumie to wystarczyło żeby wiedziała co ją urządziło. Chociaż jeśli chodzi o notatki, to chętnie też przeczytała co tam napisano.
Rzut na wytrzymałość: Powodzenie
Munehira Aoi, Touya Kiryuu and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Jiro nawet nie wiedział ile kroków przeszedł w stronę wyjścia z tunelu, mimowolnie zwalniając coraz bardziej. Dłoń, którą trzymał zarówno latarkę jak i nóż, trzęsła się coraz bardziej, choć miał wrażenie, że wcale nie przeszkadzało mu rozedrgane światło rzucane na tory, bo i tak już nie zwracał uwagi gdzie idzie. W pewnym momencie zatrzymał się, nie mogąc postawić kolejnego kroku naprzód. Blotka wcale nie był taki ciężki. Wręcz przeciwnie, co właśnie było problemem. Myśl, że waży tyle co Toshiko była o wiele cięższa niż te żałosne pięćdziesiąt kilogramów.
Nie mógł być aż tak daleko od innych, bo nadal ich słyszał. Choć może to wcale nie były ich kroki, a przebieranie odnóżami ogromnego pająka, który już wybił resztę i teraz szukał złodzieja swojej przekąski.
Blotka znowu znalazł się na ziemi, choć tym razem odłożony delikatnie, z dopilnowaniem by nie zrobił sobie jeszcze większej krzywdy niż zdążył zrobić to yokai, upadek i na koniec - niosący go yurei, dość rozpaczliwie przyciskający go do siebie. Nie było mowy o wyjściu z tuneli zanim Hasegawa się nie upewni.
Jak miał sprawdzić czy przyjaciel żyje - nie wiedział. Jakiś przebłysk z oglądanych filmów podpowiedział mu żeby szukać pulsu na szyi. Nie wyczuł go ani z jednej strony ani z drugiej, a najpewniej bolesne wbicie przyjacielowi palców aż pod żuchwę też nie pomogło żadnemu z nich. Dłonie trzęsły mu się coraz bardziej.
– Kōji, błagam – wydusił w końcu z siebie, mimo coraz mocniej zaciskającego się z narastającej paniki gardła.
Nie pomagały próby przełknięcia śliny.
– Wróć Kluseczko, znajdę ci kontrakt, pomogę ci, wszystko będzie dobrze, tylko wróć.
Dźwięk własnego, łamiącego się głosu brzmiał przerażająco nawet dla niego samego. Z każdą obietnicą, każdą błagalną prośbą, dłoń przejeżdżała po włosach Blotki w nieumiejętnej próbie uspokojenia, oczywiście samego siebie, bo temu drugiemu było już wszystko jedno.
@Nagai Blotka Kōji
medycyna: 52 - 20 = 32 (niepowodzenie)
Warui Shin'ya, Munehira Aoi, Nagai Blotka Kōji, Ejiri Carei, Touya Kiryuu and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.
Gdzieś w tym całym zamieszaniu uzmysłowił sobie, że ciało Kōjiego zniknęło za mętna chmura dymu, że buchający w jego pobliżu ogień odskoczył iskrą, podpalając skrawek rękawa, który machinalnie strzepnął. Niezaprzeczalnie — czas spędzony w monotonnych realiach miasta odcisnęły na nim piętno. Przez zatopienie się w idealistycznej rzeczywistości nie dostrzegał tego na co dzień, ale teraz nie ulegało dla niego wątpliwości, że się zmienił. Bardziej niż przypuszczał.
Pomimo iż spoglądnął na Shin'ye, tak bezustannie skupiał się na otoczeniu, był czujny. Wychwycił towarzyszącą mu dziewczynę i zaciskanego w ramionach kota, co potraktował osobowym milczeniem. Miał nieodparte wrażenie, że chłopak go ocenia; na ile go stać. Ye Lian również się nad tym zastanawiał. Naszła go nawet refleksja, że w istocie obaj patrzą w zwierciadło i widza odwrócony obraz samych siebie. Ale przecież oczy potrafiły kłamać.
Odwrócił od nich głowę, kierując spojrzenie w maszkarę. Zbyt wiele czasu i energii poświęcił na to, aby ją ignorować.
— Biegnijcie.
Jak zwykle oszczędny w słowach i ruchach zareagował atakiem, gdy towarzyszący mu yurei, podjął działanie. Zamachnął się kluczem, w momencie, gdy zamroczone yokai miało otwarty pysk (tuż przed akcją Shiby), starając się wbić kucz pomiędzy ostre kły, tak aby go zablokować i uniemożliwić przyszłe ataki. Jeśli mu się udało wycofał się na wystarczającą odlegość, nadzorując sytuacje. Nie chciał, aby mara rzuciła się pościg. Wciąż chciał dać im czas na jak najbezpieczniejsze opuszczenie ciemności. Przykucnął przy rozsypanej torbie należącej do Blotki i zapał za woreczek z solą; bezustannie wpatrywał się w niebezpieczeństwo. Pozwolił działać Shibie.
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Nagai Blotka Kōji and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
O ironio z całej tej otoczki życiowego bajzlu, poza okrojonymi zmysłami, została yureiowi niemalże nienaruszona w swej formie świadomość. Cały kalejdoskop emocji nadal przewijał się przez jego widmowe jestestwo, okazjonalnie fantomowym wrażeniem osiadając gdzieś w symbolicznej powłoce ciała, tak jak to bywało za ziemskiej egzystencji. Teraz namiastka zazdrości rozpościerała się gdzieś z okolic mostka, odznaczając się bardziej ciętym i przetykanym wulgaryzmami językiem Touyi.
Mimo, że od dłuższej chwili uparcie milczał, nie umknęło mu choćby i jedno słowo z ust z jasnowłosego mężczyzny. Znał zagadnienie z teorii, częściowo z utyskiwań innych duchów, niekiedy od tych, którym poszczęściło się w polowaniu na agregat życiotwórczy. Może gdyby się bardziej postarał, wykazał jakiekolwiek chęci w tym kierunku to nie tkwił by teraz w eterze jako echo swojego dawnego jestestwa. Pozostawała jednak kwestia wybujałego ego, które nawet w tak patowej sytuacji nie godziło się na jakikolwiek kompromis. Bo tym był w oczach Kiryuu kontrakt. Nie był durniem, nawet jeśli zdarzało mu się podejmować impulsywne decyzje, dobrze wiedział, czym taka podpisana juchą umowa mogła grozić.
- Na prawdę sądzisz, że chciałoby mi się tu tkwić, dopóki nie wytępię wszystkich szczurów? - Padło z ust yureia po długiej chwili, przetykanej tylko słowami nastolatki i pluskiem kanału. - Domyślam się, że naiwnych nie brakuje, ale na gryzieniu ręki, która karmi kiepsko się wychodzi. A ja nie wiem, czy potrafię się powstrzymać... - Na samą myśl, że swój nowy żywot Touya musiałby uzależnić od jakiejś słabej jednostki zrobiło mu się niedobrze, obrzydzenie rozlało się po widmowej powłoce w namiastce uczuć.
Z narastającego poirytowania wyrywał Kiryuu głos uczennicy, która zgodnie z poleceniem ślepca zaczęła czytać na głos zdobyczny notatnik. Ciche westchnienie wyrywało się z warg widma, kiedy jego wzrok dopiero przyzwyczajający się do kolejnej dawki mroku, zostaje oddelegowany z nad kartek pamiętnika by czujnie rozejrzeć się po kanale. Gdzieś ponad informacjami o ewentualnym, czającym się w tunelach yokai, nadprogramowy plusk wody i błysk światła poinformował grupę o obecności intruza. Niestety, kolejnego człowieka, najpewniej poszukiwaczki wrażeń. Touya odruchowo wywrócił oczyma, niezadowolony z takiego przebiegu sprawy. Gdyby pominąć rozkładające się zwłoki to praktycznie zabawiali się w chowanego jak grupka gówniarzy. Nic specjalnego.
- Może być Kiryuu. Przykro mi, że nie ō-nyūdō , ale życie to szereg rozczarowań. - Odezwał się jeszcze w kierunku niewidomego, odsuwając daleko od rozmawiających dziewcząt. Szczebiot nastolatek do reszty zepsuł nastrój grozy, co yureiowi ani trochę się nie spodobało.
@Munehira Aoi @Kakita Mari @Seiwa-Genji Kamiko
Percepcja (wzrok) 93-20=73 (powodzenie)
Munehira Aoi and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Sycząc i wyjąc yōkai zamachnęło głową, gdy do jego oczu dostał się wypuszczony z puszki gaz pieprzowy. Wielkie ślepia aż się przymknęły, zdezorientowany potwór pozbawiony jednego ze zmysłów zatoczył się, uderzając bokiem o jedną ze ścian tunelu. Ogień wciąż palił jego odnóże, pomarańczowe płomienie dosięgnęły też boku, przeskakując po kolejnych, gęstych włoskach. W desperacji próbował jakoś się ugasić, a korzystając z węchu podążyć za uciekającymi. Wybili mu przecież rodzinę i zniszczyli dom, brutale.
Zatrzymał się na krawędzi kręgu światła emitowanego przez pozostawioną przez Carei świecę. Stanął na czwórce tylnych odnóży, pozostałe unosząc w górę i tym samym odsłaniając bardziej podbrzusze. Próbował oczyścić oczy, może odnaleźć powierzchnię, po której mógł bezpiecznie przejść ponad barierą. W tym momencie Shiba mógł wykorzystać okazję i wbić pazury we włochate, tłuste brzuszysko. Lepka, przypominająca krew substancja spłynęła po dłoni yūrei, a sam pająk wkrótce po tym wylądował na grzbiecie. Próbował się bronić – dwójka odnóży o zaskakująco ostrych i twardych zakończeniach wbiła się w ciało skaczącego giganta. Jedno trafiło w lewy bok, drugie z kolei w prawe ramię, ale kiedy stworzenie wyciągnęło te dziwne sztylety do zadania kolejnego ciosu, Shiba musiał trafić w jakiś punkt witalny. Istota zapiszczała tylko cicho i zamilkła, nieruchomiejąc. Jego kończyny jeszcze lekko drgając zaczęły się składać w typowy dla martwych pająków sposób.
Hasegawa po oględzinach Blotki mógł stwierdzić ni mniej, ni więcej niż to, że ten po prostu zaliczył zgon i właśnie tuli do siebie drobne truchło. Tak musiało przecież być, skoro nie wyczuł pulsu – we wszystkich serialach i filmach przecież sprawdzali właśnie tak i metoda nie mogła być zawodna. Jak nic jad pająka musiał być śmiercionośny albo podczas ugryzienia bydlę trafiło w coś ważnego i Nagai po prostu się wykrwawił. Chociaż w sumie, jeśli miał krwawienie wewnętrzne to raczej dobrze, prawda? W końcu krew powinna być w człowieku, a nie na zewnątrz.
Nagle, kompletnie znikąd, nad głową Jirō pojawiła się wyrwa w rzeczywistości. Przez chwilę było przez nią widać zupełnie inny korytarz oświetlany latarką, a moment później wypadł przez niego Enma, spadając prosto na Blotkę i Hasegawę. Z większym naciskiem na tego pierwszego. Gorsze było jednak to, że szczelina zniknęła, a następnie pojawiła się kilkanaście metrów dalej, w kierunku, z którego przyszliście zaczynając swoją przygodę. Z tej z kolei wypadł znacznie mniejszy „pakunek” zawierający ciało kobiety. Precyzyjniej: górne pół ciała, które rąbnęło o tory. Latarki zaczęły przygasać, choć te kolorowe z gabinetu luster trzymały się nawet całkiem nieźle.
Po osobliwej łunie nie było śladu, przynajmniej na niebie. Dopiero po dotarciu spojrzeniem do linii horyzontu błysk pojawił się ponownie. Pełzał szybko po ziemi, przeskakując przez kolejne źdźbła trawy, całą falą dążąc wzdłuż potoku aż nagle zatrzymywał się, otaczając małą, połyskującą kopułą dziwne, czarne miejsce. Było odpychające, już samo patrzenie w kierunku tej obleczonej w złoto nicości przypominało o tym, że jest się w niewielkim, pozbawionym trosk raju i nie warto jest sobie zawracać głowy tamtym miejscem. Po co komu zimna ciemność, kiedy wokół panowała tak ciepła, spokojna atmosfera.
– Wróć Kluseczko. – Głos był jakiś znajomy, ale ciężko było go skojarzyć. Dobiegał prosto z kotłującej się czerni ograniczanej przez błyszczącą barierę. – Wszystko będzie dobrze. – Przytłumiony, łamiący się głos z oddali.
– Nie mów, że znowu sssłyszysssz głosssy – mruknął wąż zrezygnowany.
____________________
Warui Shin'ya – z racji lepszego oświetlenia wywołanego płonącymi sieciami, chwilowo pokonujesz lęk przed ciemnością na dłużej. (3/3)
Wszyscy – Jirō zatrzymał się w połowie drogi powrotnej do stacji. Wasze telefony kompletnie straciły zasięg.
Dziewczyna przyjęła odpowiedź, choć niekoniecznie była z niej zadowolona. Jej twarz, choć dalej wyrażająca wrogość, teraz dodatkowo wydawała się być również nieco smutna. Trzymała się na dystans, jakby oceniając czy warto jest podtrzymywać tę pozbawioną sensu rozmowę, czy jednak zaatakować osamotnioną ofiarę, tak jak każdą poprzednią. Ten mężczyzna próbował się bronić, co wzmagało jej ciekawość. Może znał jej historię?
Nie zdążyła zadać drugiego pytania. W zdziwieniu przechyliła głowę, czarne włosy opadały falami aż do ziemi, grzywka zakryła jej ponownie część twarzy. Wyraźnie próbowała przetrawić kolejne słowa, szukała na nie odpowiedzi. Może nawet nie do końca zrozumiała sens.
– Wy wszyscy jesteście tacy sami – zaczęła, unosząc się nieznacznie, żeby móc spojrzeć prosto w oczy Enmy. Nawet odrobinę nie zmieniła swojego nastawienia, ale przynajmniej, póki co powstrzymywała się przed powiększeniem swojej kolekcji zamordowanych. – Może ich nie ma, a może są. Są w każdym z was. Płycej i głębiej. Czasem wystarczy, że trochę wypijecie, kiedy indziej po prostu tacy jesteście na co dzień. Nie mogę odejść. Jestem głosem tych, których nikt nie słyszy, cierpieniem niewinnych, zemstą. Niosę śmierć, by inni mogli żyć.
Wydawała się być całkowicie przekonana o słuszności swojej sprawy, a na pewno nie zamierzała rezygnować ze swojej słusznej misji. Jej nikt nie ochronił, nie przybył na ratunek, kiedy umierała, nie było w pobliżu nikogo, kto mógłby ukarać sprawców. Teraz mogła więcej, miała siłę, inni bali się podziemi. Uwolniła się nie po to, żeby teraz dobrowolnie zaznać spokoju.
Rozchyliła wargi, żeby wypowiedzieć kolejne słowa, nie chcąc czekać na odpowiedź, na niepotrzebne przedłużanie. Jedno pytanie dzieliło Enmę od życia lub śmierci. Nim jednak sformułowała pierwszy dźwięk, z ukrytego w mroku korytarza rozbrzmiał przeraźliwy dźwięk. Odbijał się nienaturalnym echem, jeżył wszystkie włosy. Gdzieś w głębi pojawiła się biała, upiorna postać o czarnych oczach wyglądających, jakby wypływała z nich dziwna maź o tej samej barwie. Uniosła rękę, a następnie opuściła ją ostrym ruchem.
Podłoga zniknęła, jakby coś rozcięło rzeczywistość, a już po chwili stanowiła ona sufit, kiedy Seiwa ściągany grawitacją leciał w dół, wypluty jak z portalu. Przynajmniej lądowanie było miękkie, bo na kimś – w dodatku kimś, nad kim prawie szlochał ktoś inny. Teke-teke miała mniej szczęścia. Podzieliła los młodego Minamoto zostając wyrzuconą z innej wyrwy kilkanaście metrów dalej, prosto na twarde, zimne tory.
Aoi po odkryciu ciała wreszcie napotkał dłońmi torbę. W środku znajdowała się kreda oraz materiałowy woreczek z czymś sypkim – jeśli powąchał zawartość lub jej posmakował, mógł z łatwością ocenić, że jest to sól. Lekkie odrętwienie języka lub szczypanie nosa mogło dodatkowo udzielić informacji, iż była ona najpewniej święcona i działała również na yūrei. Znalazła się też mała świeczka i pudełko zapałek, w kieszeni swojego ubrania zmarła trzymała jeszcze telefon, aktualnie całkowicie rozładowany. Karta w nim była już raczej nieaktywna.
Zejście w dół nie było tak problematyczne, przynajmniej z początku. Na samym końcu pojawiła się niewielka komplikacja – wybrakowany szczebel dla kogoś widzącego mógł być łatwy do przeoczenia, ale też do ominięcia. W przypadku niewidomego zrobienie nagle większego kroku niż wcześniej bez żadnego ostrzeżenia mogło skończyć się o wiele gorzej. Noga, poszukując miejsca oparcia poleciała trochę bardziej w dół, pojawiło się wrażenie spadania, ale nagle wystąpiła twarda posadzka. Munehira postawił stopę odrobinę krzywo – coś strzyknęło w kostce i zabolało, ale było to jedynie nadmierne wygięcie kończyny, a nie skręcenie.
Jeśli Mari podzieliła się informacjami zawartymi w notatniku z Kamiko, ta mogła uzyskać informacje przydatne podczas ewentualnego egzorcyzmu. Imię i nazwisko, przyczyna śmierci, a co za tym idzie – łatwy do wywnioskowania cel egzystencji powstałej w efekcie teke-teke. Ciało znajdowało się jednak wyżej i żeby dokonać ich oględzin, Seiwa musiałaby wejść po drabince, poniekąd rozdzielając się od reszty gromadki.
Kiryuu natomiast odsuwając się od rozmawiających dziewczyn, zbliżył się do czegoś, a raczej kogoś, kto dotychczas stał sobie na uboczu i niespecjalnie przejmował obecnością nieznanych mu osób. Od razu rzucił mu się w oczy, nim ten jeszcze zdążył się odezwać, dzięki czemu wypowiedź nie była aż takim zaskoczeniem.
– A najgorzej to jest niczego od życia nie oczekiwać, a i tak się zawieść – stwierdził chłopak, nawet nie spiesząc się do wyciągnięcia rąk z kieszeni i przybrania mniej lekceważącej pozycji. Był tak samo widmowy jak Touya, przez co dla oczu Mari pozostawał niezauważalny, ale yūrei widział go doskonale – o wiele wyraźniej niż pozostałych swoich towarzyszy. Obaj znajdowali się w Kakuriyo.
– Co to za wycieczka? Zwiedzacie sobie podmiejskie czeluści?
Nieznajomy nieco rozluźnił się i nawet nieco odsunął, żeby oprzeć się o ścianę. Wsunął dłonie w kieszenie bluzy, nogę zgiął w kolanie i oparł ją o pionową powierzchnię za sobą. Odetchnął głębiej i rzucił spojrzeniem najpierw w tunel ciągnący się dalej, a potem w kierunku wyjścia z opuszczonej stacji.
– Ta, jakiejś laski. Chie czy jakoś tak. – Takahashi Chie była na liście zaginionych, ostatni raz widziana w czerwcu 2034 roku. Wątpliwe, żeby po takim czasie wciąż żyła, a jeśli w ogóle istniała to raczej nie w ludzkiej formie.
– Słuchaj, nie chcę kłopotów. I tak za mało mi płacą jak na narażanie swojego życia. – Zniżył głos, żeby aż tak się nie niósł po tunelu. Widać było, że raczej nie przyszedł tu całkiem ze swojej woli. Gdyby miała się rozegrać walka, to prawdopodobnie by do niej nie dołączył. – Jeśli tamci cię zobaczą, od razu zaczną strzelać. Przy wyjściu ze stacji jest tylko jeden z nożem, tunelem poszło dwóch ze spluwami, dalej jest jeszcze dwóch. Lepiej by było jakbyś zawrócił. Przy rozwidleniu w lewo jest kolejna stacja, w prawo można wyjść na powierzchnię. Nie wiem w sumie, z której strony przyszedłeś.
Nie powiedział zdecydowanie, że przejścia dalej nie ma, zasugerował jedynie bezpieczniejszą opcję. Nie zamierzał cię powstrzymywać, gdziekolwiek chciałbyś się udać. Oprócz drogi powrotnej w miarę dobrym wyborem było przedostanie się do wyjścia tutaj, podążanie w głąb oznaczało narażenie się na konfrontację z dwoma lub nawet czterema osobami.
– W tym z prawej podobno straszy. O ile ktoś wierzy w takie głupoty.
Aiko zmarszczyła lekko brwi w reakcji na woń dobiegającą z korytarza. Zacisnęła nieznacznie pięści, denerwowała się tym, co może spotkać przed sobą. Wyczuwała też, że coś się nie zgadza.
– Chyba ktoś otworzył miejsce, w którym się schowałam zanim… no wiesz. – Pełne nerwów zerknięcie rzucone na Ruukę zdradzało jakieś rosnące obawy, nieznacznie przyspieszyła też kroku. Zakurzony korytarz zdawał się ciągnąć bez końca, monotonię przerywały tylko drobne pajęczyny oblepiające od czasu do czasu kąty pomiędzy sufitem a ścianą. Wreszcie jednak pojawiły się drzwi – otwarte, od których właśnie bił smród rozkładu.
– To tu, ale… Ktoś tu był.
Pomieszczenie wyglądało jak składzik, na podłodze walał się ułamany kij od jakiejś miotły, kilka różnych butelek i opakowań ze starymi, zapomnianymi środkami do czyszczenia. Pod jedną ze ścian leżało kotłowisko z jakichś koców czy innych szmat, a na nim odkryte ciało dziewczyny wyglądającej całkiem jak towarzyszący Miyashicie duch tylko w fizycznej, poddanej procesowi rozkładu formie.
– Nie ma mojego notesu… I z torby chyba coś wzięto…
Nieopodal zwłok znajdował się otwarty właz prowadzący w dół. Od jego strony dobiegał szum wody, a pomiędzy odgłosami plusków również jakaś rozmowa.
____________________
Termin: 23.05, godz. 18:00
● Hayate
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hasegawa Jirō, Sugiyama Nobuo, Munehira Aoi, Nagai Blotka Kōji, Ejiri Carei and szaleją za tym postem.
- Słuchaj, nie- - jego słowa utonęły w nagłym i głośnym dźwięku, który sprawił, że jego żołądek niemal nie wydalił zawartości na zewnątrz, a umysł został na moment zamroczony. Nie, nie ze strachu, a z powodu przeszywającego bólu, który wypełnił jego głowę. Złapał się za nią po obu stronach, zaciskając drżące palce na uszach, jakby to miało w jakikolwiek sposób mu pomóc i stłumić wżynający się w czaszkę ostry, przeszywający dźwięk. Musi wyłączyć aparaty, bo inaczej-
-poczuł, że leci. Nie, nie leci. Spada. Powieki otworzyły się bardziej w zaskoczeniu i nie zrozumieniu całą sytuacją, jaka właśnie się wydarzyła, pozwalając mu na dojrzenie białej sylwetki kobiety kątem oka.
Nie, nie. To nie kobieta.
Znał ją. Wiedział kim była. Co tu robiła? Skąd miała tyle mocy w sobie, żeby...
Huknął ciężko o coś twardego, aż odebrało mu oddech na chwilę, ale na tyle miękkiego, że się nie połamał. Zamroczyło go a ciemne mroczki zatańczyły poloneza przed oczami. W tym wszystkim dostrzegł zarys twarzy, znajomej twarzy, choć jednocześnie odległej.
- Ha... Hasegawa? - wychrypiał, kiedy wzrok stawał się ostrzejszy. Nie miał jednak czasu na żadne ckliwości, kontemplacje czy nabrania oddechu wytchnienia, kiedy światło latarki ponownie zamigotało.
JEST TU.
Enma podniósł się momentalnie, a gdy stanął na równych nogach, poczuł jak na krótką chwilę traci balans. Zarzuciło go na bok, jak pijanego zająca, jednakże dzwonienie w uszach powoli ustawało, przynosząc tym samym lekką ulgę, choć ból głowy nadal drażnił.
Gdzie jest, gdzie jest, gdzie jest
Oczy były rozbiegane, próbując dostrzec ciało yokai. Sekundy w tym momencie były na wagę złota, bo jeśli jej nie znajdzie-
TAM.
Dwubarwne tęczówki omiotły połowę ciała kobiecego yokai. Nie miała tyle szczęścia co Enma, i jej upadek okazał się o wiele mocniejszy i bardziej nieprzyjemny. Była oszołomiona, ale to dało szansę chłopakowi. Szansę, której nie mógł zmarnować. Bo takich szans mogło już więcej nie być.
Ruszył pędem w jej stronę, skupiając całą uwagę na jej osobie. Latarka upadła na ziemię i zakręciła się, kiedy Enma ściskając rękojeść obiema dłoni pozbawił głowy Teke Teke. Odcięta część ciała odturlała się kawałek w rytm przerywanego światła.
Enma z zadziwiającym spokojem spojrzał na nią i odetchnął, opuszczając dłoń, w której trzymał broń.
- Naprawdę mi przykro z powodu tego, co cię spotkało. Nie zasłużyłaś na to. - wyszeptał miękko, unosząc wierzch dłoni i wreszcie ścierając krew z policzka.
- Ale już niebawem będziesz mogła odpocząć. - dodał jeszcze ciszej. Bo to jeszcze nie był koniec.
Teraz czekało go najtrudniejsze zadanie.
Rana na lewej dłoni - opatrzona.
Płytka rana cięta na prawym policzku
Do tego pobrudzony błotkiem :c
Lekki ból głowy wywołany nagłym i głośnym dźwiękiem. Powoli mija.
Rzut na egzorcyzmy i walkę bronią białą:
sukces (83) oraz sukces (73)
Pozbawienie głowy Teke Teke za zgodą MG.
Munehira Aoi, Ejiri Carei and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Smród powinien mu przeszkadzać. Powinien, prawda? Ciężko było określić uczucia, jakie nim targały, między fascynacją a obrzydzeniem; jeżeli był jeszcze zdolny do odczuwania „uczuć" tak samo, jak ludzie, których znał, ale którzy postrzegali go już jedynie jako zmorę. Nazywać je w ten sam sposób, jak i oni. Określać je ich miarą. Potrzebował tego. Bodźca, który ponownie wrzuciłby go na odpowiedni tor. Tak długo zwlekał, tak długo panoszył się na granicy, że żądze, te przecież tak wyraźne, po odzyskaniu ciała odeszły w zapomnienie. Uśpił je, nieumyślnie — bezmyślnie. Głupi, bo poddał się nurtowi codziennego życia, które nie należało już do niego. Ten świat, w którym nadal trwał, do którego przystosowywał się na nowo, nie był już jego. O krok do przodu, bo już w zapadlinie śmierci. Martwy, a jednak żywy. Zabawne. Tak bardzo go to śmieszyło. Wyrwałby sobie serce gołymi dłońmi, gdyby tylko mógł, gdyby to tylko coś wskórało. Gryźć dłoń, która karmi. Bo czy właśnie nie o to chodziło Kiryuu? Jak pies, jak bezpański, wygłodniały kundel, który nie potrafi delikatnie zabrać kawałka mięsa leżącego na otwartej dłoni i zaciska się na palcach, łamiąc je między zębiskami. Wychudły, z klatką żeber drgającą przy każdym oddechu w warkocie nienawiści i żałosnych piskach, prosząc o łaskę, która wcale mu się nie należała. Nie rozróżnia, co jest pokarmem a co ciałem właściciela. Co jest elementem kochania, a co zwykłym ochłapem zaspokajającym pierwotny głód. Ten głód — ciągle go odczuwa. To on wybija rytm każdego dnia. Przepastny, pogrążający go w szaleństwie głód... Tylko on go czuł? Czasami łapał się na myśli, że przecież nie może być jedyny. Nie może być samotnym odmieńcem... Omenem. Mesjaszem. Wybrańcem. Aniołem niosącym nowinę zbawienia leżącą na końcu jego języka, między kłami, na dnie żołądka.
Rozpoznaje fakturę kredy i pył, który osadza się między liniami papilarnymi, na których zaraz to zbiera kryształki, miałkie, ich delikatną sypkość uwięzioną w materiałowym woreczku. Sól. Nie tylko napina język, ale drażni każdy nerw znajdujący się w ciele. Spluwa z obrzydzeniem na ziemię, zaraz to ostatnie krople zbierając na ściągacz bluzy, którą zostawiła mu Rajka. Myśl o niej pierzchła. Chociaż chce ku niej wędrować i uciec, wie, że nie ma to sensu. Jak wszystko. Pozostaje w dalszym zapoznawaniu się z nowymi elementami, które karmią ciekawość. Tą chorą i rozhukaną. Słupek wosku świecy okala paliczkami, tak jak i resztę chowając w kieszeń bluzy, pudełkiem zapałek delikatnie zatrząsając przy uchu, zanim i ono zniknie w czeluści miękkiego materiału. Delikatny grymas ni to uśmiech, ni zniesmaczenie wywija kącik ust Munehiry. Egzorcyzmy. Straszono go nimi, proponowano mu je jako „łagodną formę odejścia bez krzywdzenia niewinnych". Niewinnych. Bo przecież to on jest skończonym dupkiem, nie ci, którzy doprowadzili do jego śmierci. Kształt telefonu rozpoznaje automatycznie, chowając go w przedniej kieszeń spodni. Porozmawia o nim z Yoshidą, wie przecież, że ten znajdzie rozwiązanie, aby dostać się do jego wnętrza. Jeżeli nie on — zawsze jest ktoś inny. Ludzie są jak trybiki w zegarku — łatwo wymienialni.
Stopa zjeżdża. W duszy, którą przecież jest na wskroś, rodzi się ułamek przerażenia — naturalne, bo nadal gdzieś na granicy świadomości, martwi się o swoją ludzką powłokę. Jakby żył. Jakby nadal był człowiekiem, a nie parszywą bestią. Śmiech, on pojawia się jako pierwszy, kiedy stopa opada na beton. Krzywo i z bolesnością, ale nie na tyle ujmującą, aby wykrzywił się w skowycie. Przywykł do bólu. W pewien sposób stał się z nim jednością — tylko w nim odnajdywał namiastkę życia, tego dawnego, które jeszcze pamiętał.
Krzywy uśmiech wypływa na wargi, kiedy kolejne słowa yurei tną stęchłe powietrze, a sylwetka Aoiego prostuje się na niewielkim chodniku. Dłoń opada na ścianę w rozczapierzeniu palców, razem z ramieniem, które trze przez chropowatą fakturę. Jest już w innym świecie, w tym, który kocha najsilniej, w tym, który karmi go, który napędza zgniłe, chore myśli. — Źle się wychodzi? — Pada jedynie na wydechu, kiedy długie kły zapierają się na dolnej wardze. Zastanowienie mknie przez myśl tępo, rozbijając się między psim ślinotokiem, który sączy się w każdym słowie, które zatapia się w odmętach tkliwego mroku. "A ja nie wiem, czy potrafię się powstrzymać..." — Nie musisz się powstrzymywać. Nikt Ci tego nie zabrania. Stwórz sobie nowe zasady, Kiryuu. Aoi. Jeszcze poznamy się „inaczej" — zblazowany ton mknie razem z ruchem ciała, kulejąc nieznacznie, a które zapewne przebija się przez widmową sferę nowego yurei, jak i Kiryuu, kiedy smukłe ramiona Aoiego otulają barki Mari. Potrzebuje jej. Kotwicy, która przytrzymuje go jeszcze przy resztkach „zdrowych zmysłów". — Pełen zestaw małego Egzorcysty — łagodność głosu szumi razem z dobiegającym z oddali szmerem wody, kiedy bladoróżowa smuga nadal owija się wokół czaszki mężczyzny, spływając na Kakitę, okalając ją uspokajającą wonią, którą między tonami bzu ścieli się fascynacją podobną temu, które odczuwa dziecko na myśl o świątecznych prezentach. Zachęta, aby nadal brnąć do przodu, aby poznawać, aby czuć się swobodnie i bezpiecznie. — Mamy w takim razie wszystko, aby pomóc delikatnej duszyczce odejść w spokoju, oraz odesłać do Jigoku, tam, gdzie jej miejsce, to „gorsze istnienie”, prawda? — Śpiewna nuta, perlistość śmiechu drgająca w piersi przenosi się łagodnie na język, smagając go delikatnie. — Mari... przedstawisz nas sobie? — Dodaje po krótkiej chwili, kiedy z tej odległości rozpoznaje nowy głos, dziewczęcy. "Wszystko u was w porządku? Znaleźliście coś?"; irytujące, ale nie odbijające się w pastelowym spojrzeniu, niknące w bezwyrazowej masce tkwiącej na twarzy, kiedy dłonie delikatnie zapierają się na obłości ramion Kakity.
[RZUTY: Percepcja (słuch): 8 + 10 = 18 (porażka)
Wysoki próg bólu: 77 (+0 za poziom podstawowy, sukces)
MOC YUREI: 3/3 - ostatni post „użytkowy", od kolejnego postu Munehirą moc nie jest już aktywna i nie wpływa na Mari]
Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei and Kakita Mari szaleją za tym postem.
— Nie wydaje ci się, że jest tu... dziwnie? — Skierował te słowa ku wężowi, całkowicie nie łapiąc jeszcze, że jakkolwiek rozmawianie z gadem nie było niczym nienormalnym, tak fakt, że ten gad mu odpowiadał już z pewnością był nietypowy.
Westchnął, ponownie układając się na ziemi, ciesząc się promieniami słońca i delikatnym wiatrem. Może po prostu przesadzał, jak to zawsze miał w zwyczaju, ale po chwili ponownie miał wrażenie, że wzrok płata mu figle. Nagle widoczna ciemna przestrzeń wzbudzała lęk i sprawiła, że mężczyzna intuicyjnie uciekł wzrokiem, jakby chciał wymazać dostrzeżenie tego niepasującego kawałka układanki. Zaczął nerwowo stukać palcami lewej dłoni o książkę, upijając kolejny słodki łyk, który ułatwił mu odprężenie się. To tylko jego łatwo stresująca się natura. Paranoja. Wewnętrzny strach. Wieczne napięcie. To jest tylko w jego głowie.
"Wróć Kluseczko. "
Wzdrygnął się, wbijając oczy w ciemność. Nie chciał tam iść, nie chciał tam iść, nie chciał tam iść, bardzo, ale to bardzo nie chciał tam iść. Zesztywniały mu mięśnie, przez chwilę miał wrażenie, jakby na jego klatkę piersiową nagle spadło coś ciężkiego. Definitywnie wolał tu zostać.
— Raczej rzadko kiedy nie słyszę głosów — rzucił odruchowo, po czym zamilkł.
Głosy, głosy, głosy. Dla medium nie było to niczym nadzwyczajnym, że dość często zdarzało im się słyszeć jakieś jęki, błagania, wycie, czy rozmowy, które dla wszystkich innych nie były słyszalne. To miejsce było tak wyjątkowo spokojne, a jednocześnie mimo to Blotka zmusił się do wstawania i postąpienia kilku niepewnych kroków w stronę ciemności, chociaż daleko mu było do entuzjastycznego zachowania. Koc był tak wygodny, a owce takie przyjemne do obserwowania, więc jego odległość do tej dziwnej przestrzeni z całą pewnością nie była pokonywana w szybkim tempie.
— Panie Whitelaw... Vance, czy ty się bawisz moimi snami? — Może to była odpowiedź, a on się po prostu niepotrzebnie martwił.
Jirō pewnie nazwałby go paranoikiem i wyśmiał, chociaż Nagai nie był pewien, dlaczego akurat teraz o nim pomyślał, może przez tę Kluseczkę, bo w sumie przecież nikt inny go tak nie nazywał... ale też Hasegawa i pocieszanie? Jakoś mu to niespecjalnie grało, miał wrażenie, że ten nawet nad jego trupem by złorzeczył, że dał się załatwić, że przecież mu mówił, że ma się nie dać zabić, że ma zakaz na umieranie.
Rzut na siłę woli: -10
Stan: nieprzytomny, sparaliżowany, ślad po ugryzieniu na lewym boku, poobijany na całym ciele, płytki oddech
Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Ejiri Carei and Vance Whitelaw szaleją za tym postem.
— Dzięki za ostrzeżenie — skomentował jego wywód tym jednym, krótkim zdaniem. Nie musiał mówić nic więcej, bo decyzję już podjął. Jeżeli dalej faktycznie byli ludzie z bronią, którzy mogli do niego wystrzelić w każdej chwili, usłyszawszy nawet najmniejszy szelest, to nie miał zamiaru niepotrzebnie ryzykować. Nie był pierdolonym samobójcą. I nawet jeśli potrafił się poświęcić dla sprawy, to doskonale wiedział też kiedy powiedzieć sobie dość. Nigdy nie działał brawurowo.
Schował do plecaka apteczkę, którą wcześniej wyjął, a następnie uniósł torbę jednym, zdecydowanym ruchem – wiedział, że nie miał czego tam szukać. A jeśli miał, to takie ryzyko nie było tego warte. Odwrócił się bardzo naturalnie, kierując się w stronę, z której przyszedł. Nie skomentował słów o nawiedzonej odnodze. Nie dopytywał też o resztę uzbrojonej grupy. Nie we wszystko musiał się mieszać. I nie we wszystko chciał.
Miał zamiar udać się w stronę wyjścia z tuneli i przeczekać całe to poruszenie. Dłonią sięgnął do kieszeni. Od razu kliknął przycisk latarki, żeby nie podróżować w ciemności. Drogę powrotną znał.
Ejiri Carei ubóstwia ten post.