Pozbawione jakiegokolwiek oświetlenia, ciemne, wilgotne i pełne brudu. Ciągną się pod całym miastem, skręcając, rozwidlając i plącząc niczym setki węży. Niektóre z nich zawaliły się podczas trzęsienia ziemi, inne zalała częściowo woda, przez jeszcze inne przemykają stworzenia o wiele mniej przyjazne od zwykłych szczurów. Do tuneli nie zapuszcza się nikt o zdrowych zmysłach i czystym sumieniu - bywają miejscem nielegalnych wymian, a czasem kryjówką dla uciekających przed prawem. Od lat krążą plotki, że ci, którzy się tu zapuszczą, już nie wracają lub powracają, jednak nie tacy sami, jak wcześniej. Prawdą natomiast jest, że łatwo o zgubienie się w tych czeluściach.
2-5 - postać wpada do zastałej, zatęchłej wody. Teraz ma przemoczone buty i niezbyt przyjemnie pachnie.
6 - postać napotyka bardzo nieprzyjaźnie nastawione yōkai (lub grupę zbirów), które tylko czekało na ofiarę; interwencja MG.
Co u ciebie?
Co tu robisz?
Od dawna jesteś...
Słuchał ich piąte przez dziesiąte, irracjonalnie wciśnięty w Ye Liana, podążając za instynktem samozachowawczym o wiele skrupulatniej niż za ostatkami dumy. Znów chodził do pierwszej gimnazjum, chowając spłoszony wzrok pod cieniem rzucanym przez grzywkę, z nosem wtulonym w rękaw starszych opiekunów; cofając się w czasie raz jeszcze chwytał za to, co dawało odrobinę potrzebnej protekcji, zaskarbionej dla siebie w szczenięcym egoizmie. Dłoń, ściskająca mężczyznę, nie przestawała wpijać się palcami w sztywny materiał płaszcza, oddech bez przerwy padał nerwowymi podmuchami wprost na jego szyję, a klatka piersiowa w niczym nie różniła się od małej przestrzeni z uwięzionym wewnątrz wróblem. Odetchnął głośniej dopiero na tekst sąsiadki, na której miejscu niespodziewanie pojawił się Nagai.
- Nie musisz przecież iść - zawyrokował od razu na wspomnienie o pechowości, nie wyzbywając się nawet na moment warkliwego tonu, podobnego do pretensjonalnych wyrzutów, jakby cały niefart, który ich spotykał, leżał winą po stronie Kōjiego. Reagował przesadnie przez strach czy jednak świadomość, że ktoś ten strach perfidnie mu wytknął? Opcja, że miałby zostać potraktowany jak najgorszy tchórz była wprawdzie nie do zniesienia, ale wizja, w której odsunąłby się od pisarzyny, nawet nie zamajaczyła jako scenariusz do rozważenia. W głowie Shina kłębiły się tylko obsesyjne myśli o otaczającej ich ciemności - pochłaniała ich coraz żarłoczniej, powodując mimowolne spięcia mięśni nastolatka, efektywnie przechodzących w to mocniejsze, to nieco lżejsze miażdżenie pochwyconego ramienia.
Rozkojarzony wzrok toczył się po ścianach i suficie; drobne mgiełki pajęczyn nie zwróciły jego uwagi jeszcze jakiś czas. Percepcją stale wracał do faktu, że wokół jest czarno i że jedynym większym źródłem światła jest to dawane przez telefon Liana - własna latarka ledwo rozganiała mrok, równie słaba, co obecnie jego zdezelowana psychika.
Odgłosy chrobotania nie pomagały zresztą w ukojeniu nerwów - ta granica na poziomie paniki dała jednak idealne plony pod tresowaną służalczość, bo choć nie przywykł do słuchania jakichkolwiek rad, teraz chłonął spokój z głosu Ye Liana równie łapczywie, co spragniony przebytą w gorącu trasą podróżnik, wreszcie docierający do chłodnej wody.
Nawet nie zauważył, w którym etapie przytknął usta i nos do ramienia mężczyzny, wtulony policzkiem w zakryty kołnierzem łuk łączący szyję z barkiem. Odsunął się bardzo powoli, z przeciągłym pomrukiem niezadowolonego z pobudki kocura, odwracając obrażony głowę i tocząc spojrzeniem gdzieś po absolutnej pustce po swojej lewej stronie - gdzie dopiero przekierowywał snop światła z nieprzydatnego urządzenia.
Jestem obok.
- Dobra - wciął się od razu, nerwową marudnością starając się zbyć temat. Chciał dorzucić jeszcze coś, jakiś głupi tekst w stylu: "przecież czuję, cały się ze strachu trzęsiesz" albo coś podobnego, zmiękczającego sytuację, ale usta skleiły się w próbie zażartowania, gdy większość energii przekładał, by zrobić krok do tyłu i rozcapierzając palce wreszcie puścić swoje jedyne ratunkowe koło.
Rękę miał aż wilgotną ze stresu, potarł ją akurat o brzeg spodni, hacząc wyzywającym spojrzeniem o zarys sylwetki przed sobą. Prawie zapomniał o Nagaiu, ale jego gadatliwość nigdy nie pozwalała, by to zapomnienie trwało zbyt długo. Zaciśnięte nerwowo wargi wreszcie się rozchyliły, gdy spomiędzy nich wyrwało się parsknięcie; w ogóle nie stłumione materiałem ciemnej maseczki.
Miał plastry i bandaże.
- Zawróć - zaprzeczył zaraz po Ye Lianie, jak opozycyjny diabełek po drugiej stronie ramienia. - Na nic się nie przydasz-
Shin.
Dźwięk imienia zadziałał lepiej niż policzek, który rozpoczął ich relację, zamykając mu raptownie gębę. Aż do teraz nie zdawał sobie sprawy, że obok Hasegawy - co do jego udziału nie miał wątpliwości, wszędzie rozpoznałby ten jego hieni głos - znajduje się ktoś, kogo mógłby znać. Mrużąc gwałtownie powieki spróbował przebić się przez ciemność, nawet nie rejestrując, że przy okazji zrobił dokładnie to, co zaproponował Ye - ruszył ku drugiej części grupy, wymijając Nagaia (nie szczędząc przy tym jakiegoś bezbożnego przekleństwa) i parę metrów podbiegając do światła dawanego przez...
- Ejiri - łagodność przeszła dźwiękowym gradientem w zapytanie, gdy wzrok Shina przemknął od twarzy dziewczyny na sufit - na nitki posklejanych ze sobą pajęczyn, białe kłębki przypominające cienkie sznureczki rozrzuconych wokół przyborów krawca.
Mignął mu jeszcze obraz potężnego mężczyzny wypruwającego do przodu i dźwięk kroków - zapewne Jiro - kawałek tunelu przed sobą, ale spojrzenie prędko wróciło do dziewczyny.
Machinalnie przemknął końcówką języka po spierzchniętych wargach; zaschło mu w gardle, gdy wreszcie zrozumiał, że miał przed sobą to kruche stworzenie z pasmami hebanu splecionymi w warkocz i sarnim wzrokiem. Nawet nie wiedział, co powinien powiedzieć na dzień dobry, jak ostatni idiota wgapiając się w nią z równą dezorientacją, co powinien w ducha.
A przecież duchy wywoływały w nim zdecydowanie mniejsze zaskoczenie.
- W przerwie między zaliczeniami przypadkowych włamywaczy na szkolnych salonach postanowiłaś przespacerować się wyjętym z horroru miejskim tunelem? Tak dla relaksu - odetchnął drażliwie. - Zrozumiałe.
Nie było w tym nic zrozumiałego, ale nie miał też ani prawa, ani tym bardziej czasu, aby dodać, by i ona wycofała się z całej tej wyprawy. Nie była pierwszą chętną do odkrycia mordercy osobą dzisiejszego wieczoru. I nawet jeżeli gdzieś wewnątrz zadrapały w ścianki przełyku ostatnie drobinki dżentelmeństwa, przełknął je z kwaśnym rozczarowaniem.
Może chodziło o ujrzenie w jej drobnych dłoniach zapalniczki - i połączenie kropek.
- Masz plan. Może nawet dobry. Ale nie wydajesz się zaskoczona - usłyszał własną pretensję, badając tym samym grunt pod...
Pod co właściwie?
Pod pytanie jej czy to normalne, że nie wrzeszczy na widok przepotężnie wielkich pajęczyn?
Że te przepotężnie wielkie pajęczyny w niczym nie przypominają odpowiedników choćby australijskich?
Że to powinno ją zmusić samo z siebie do żywej reakcji i wyrzucania z głowy wariantu, że coś tu jest nie tak, chyba, że od początku zakładała, że coś tu będzie nie tak? Albo że przynajmniej spotykała się z takimi sytuacjami wystarczająco często, aby nie odpowiadać na nie kręceniem głową i stałym: nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę...
Może byłoby mu łatwiej, gdyby wcześniej tak nie spanikował - wtedy usłyszałby rozmowę między ich trójką i zorientował, że każde z nich nawiązywało do yokai.
Tymczasem czuł się, jakby ledwo wynurzył głowę z głębin, na nowo słysząc głośne fale, wrzask mew i tubalne brzmienie nadpływającego statku ratunkowego.
Tym statkiem była zwyczajna, niezdominowana działaniem fobii, przytomność umysłu.
Ye Lian, Nagai Blotka Kōji and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
„Tak--shi.”
Faktycznie, nawet część wypowiedzianego w oddali nazwiska sprawiła, że coś zaskoczyło w umyśle medyka, który szybko doszedł do wniosku, że kilka nazwisk z listy pasowało. Ale nie wyjął telefonu, by się upewnić, rozwiać wszelkie wątpliwości. Nie chciał ujawniać swojej pozycji. Póki co interesowało go zdobycie większej ilości informacji i ewentualna nawrotka, jeśli nieznajomi zbliżyliby się niebezpiecznie blisko. A najchętniej to w ogóle by ich wyminął, ale wydawało mu się, że podczas swojej wędrówki nie widział żadnej odnogi, w której mógłby przepaść.
Latarkę na wszelki wypadek wyłączył, żeby zachować jej baterię na później. W międzyczasie okazało się też, że nieznajomi postanowili zawrócić się – a przynajmniej takie można było odnieść wrażenie, gdy kolejne słowa zamiast nabierać mocy zaczęły słabnąć, rozpływać się gdzieś w oddali.
Nobuo podjął ryzyko i ruszył przed siebie. Chciał wiedzieć więcej, podążać za tym wątłym światłem, które wciąż jeszcze widział przed sobą. Potrzebne mu były informacje, ale nie chciał zdradzać swojego położenia. Pospiesznie schował latarkę do głębokiej kieszeni płaszcza, a z drugiej wyjął telefon, który miał być nieco oszczędniejszym, trudniejszym do dostrzeżenia w ciemnościach źródłem światła. Ale zawsze jakimś.
Podchodził jak najciszej potrafił – niby kroczący poprzez cienie, wtapiający się w ciemności.
Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.
- To niech pogalopują za Tobą - rzuciła ciszej na wydechu, tamując drżenie głosu i czując, jak materiał kurki wyślizguje jej się z palców. Mimowolnie jednak, przyjęła słowa Shiby, które rozjaśniły to, co umykało jej znajomości. Yurei musiał... dużo wiedzieć o tym drugim świecie. Zwarła usta, zaciskając na języku prośbę, ale odległość między grupami nie była tak duża, a brat był blisko. Nie zostawił jej. Na tę myśl, napięcie rozpuszczało się, uwalniając zduszony oddech z płuc, a wzrok, zogniskowała tym razem na półprzeźroczystej, zwalistej sylwetce, by odwrócić spojrzenie znowu, w przestrzeń za nimi.
Ciemność jak gęsta maź, wciskała się pod powieki niby całun, rozbijany tylko ruchomą linią światła, co cięło mrok równo ze zbliżającymi się postaciami. Dłoń, pozbawiona wplecionego między palce materiału, uchwyciła najpierw na pasek torby, potem zsunęła niżej, jak po skoczni, by opleść palcami chłód leżącego na dnie metalu. I chociaż w kontekście celu, miał służyć obronie - jako przedłużenie ręki - zerknęła w górę, na wiszące coraz niżej i ciężej, lepkie od bieli pajęczyny - nadawał się równie dobrze - Mam to - wskazała na brata kocówką klucza - ale w nieco innej perspektywie jak ostatnio - przechyliła głowę, chcąc - być może nie tylko siebie, rozluźnić. Chrobot zbliżającego się tupania, wcale nie pomagał - warto sprawdzić te pajęczyny, czy da się zerwać?, czy są zbyt mocne? - dopiero, gdy Jiro odebrał przedmiot, wsunęła wolna dłoń ponownie do torby wyciągając szkicownik. W drugim ręku, wciąż zaciskała zapalniczkę. Dopiero wyraźniej zarysowana sylwetka, blisko, i miękkie przypomnienie jej tożsamości, kazało skupić wzrok dokładnie na wyłaniającej się z ciemności twarzy - kogoś, kogo chwilę wcześniej, sama zawołała. Dreszcz. Moment ciepła, pełznący nieco za wysoko, by gwałtownie opaść.
- A Ty w przerwach we włamywaniu, postanowiłeś zrobić to samo - usta zadrgały, zaciskając się. Początkowe wspomnienie wciskającego się pod skórę bólu - równo ze słowami, zmieniło źródło zapalne, na równie niespokojną złość. Zmrużyła oczy. Walce nie niewinnie. No tak. Był w tym dobry - Zrozumiałe - kiwnęła głową, zrywając kontakt spojrzeń, by nie zostać uwięzioną w błyszczącym odległym blaskiem, złocie. Zerknęła na zapalniczkę - Niezależnie od...pajęczyn, papier pali się lepiej. Jeśli go tam przykleić - zaczęła, otwierając szkicownik i wyrywając pierwszą kartkę - Tylko... chyba ktoś musiałby mnie podnieść - zmarszczyła brwi, nie unosząc jednak wzroku na nikogo. Zbliżające się zagrożenie, nie dawało szansy na inne oprócz strachu emocje, a mimo to - znowu, wstyd targał głosem - chyba, że ktoś sięgnie sam - dodała pospiesznie, rwąc kolejną kartkę. Skupiała się na zadaniu, na tym by...zrobić cokolwiek - zaskoczona? - jak pociągnięta za policzek, zwróciła się w stronę rudowłosego, znowu zamierając przy spojrzeniu - Dlaczego miałabym... och - zamrugała. On nie wiedział, że ona wie - Wiem, że istnieją - odpowiedziała jakoś niezręcznie, kołysząc głową na boki w jakimś zaprzeczeniu, rozsypują przy tym wysunięte z warkocza, czarne pasma.
@Hasegawa Jirō @Warui Shin'ya @Shiba Ookami
ps. będę jeszcze pisała posta drugiego.
Warui Shin'ya, Ye Lian, Hasegawa Jirō and Nagai Blotka Kōji szaleją za tym postem.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hasegawa Jirō and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
— To, co zdawało się skierować tu wszystkich. Byłem ciekawy. — Nie skłamał, ale nie przedstawił mu całej prawdy. Gdyby nie wiadomość zapewne siedziałby teraz w ciepłym mieszkaniu z zarzuconym na ramiona kocem i książką w ręku. Zauważone przez Kōji zranienie nieco wybiło go ze stanowczości. Zamilkł. Ogarniający ich mrok uniemożliwiał interpretację przyjętych słów. Nie było też pewne czy przez cały ten czas Ye Lian spoglądał na Nagai, czy przyszpilony bezwstydnym dotykiem Shin'yi, patrzał sztywno przed siebie niczym w żołnierskiej musztrze. Jedyne co było jednak nie do zaprzeczenia, to to, że głos nie był bezlitośnie suchy, coś nim bezustannie trącało. — To tylko lekkie zranienie. Zachowaj je. Nigdy nie wiadomo kiedy mogą się przydać.
Wtedy tez stało się coś, co zmusiło go do zwolnienia kroku.
„Dobra”.
Cisza zawierała równie niewypowiedziane pytanie, co zaciekawienie. Gdyby nie oddzielająca sylwetki kotara ciemności, Warui dostrzegłby w oczach mężczyzny ostrą błyskająca szpilkę, która charakteryzowała wzmożoną czujność i dociekliwość; zapewne w przy kąciku oczu delikatnie zmarszczyłaby się skóra, a jedna z nieruchomych dotąd brwi napięłaby się pod nagłą niepowstrzymaną analizą.
Blask latarki oświetlił wymijającą go postać, rozjaśnił kulisty obszar, obejmujący ciemny materiał bluzy. Nie tylko wychwycił znajdującą się przy nim dziewczynę, wychwycił również ruch podbródka chłopaka, gdy zadarł łeb, gapiąc się na spękane sklepienie, a później bliskość, jaka zdawała się nie być dla nich obca; usłyszał również słowa, które z pewnością miały zapisać się w pamięci na długie miesiące, może nawet lata. Nie postanowił równać się z nimi krokiem. Nie trzymał się też głównej linii frontu — wciąż pozostawał jeden krok z tyłu; twarzą skierowaną w piętrząca się czarną masę. Owinięta chusteczką ręka bezmyślnie tknęła rozgrzanego ramienia, na którym wciąż odbijał się niezrozumiały ciężar. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, oderwał dotyk, krzywiąc w mroku wargi i stawiając kołnierz na sztorc, aby ochronić się przed chłodem.
Słuchał grupy z uwagą, wcale się nie wtrącając. Potwierdzał w ciszy swoje przypuszczenia, będąc zaskoczony wiedzą, jaką posiadali na temat, który od zawsze ukrywał przed światem. Widocznie nie tylko on był świadomy, iż mające tu miejsca zaginięcia i morderstwa nie były sprawką człowieka, a kreatury, której bliżej było zwierzęcych manier. Podczas gdy reszta zajęta była dyskusją, on nasłuchiwał.
— Przestańcie na moment rozmawiać — polecił spokojnie, choć ton zawierał ostrzeżenie. Próbował wyłonić to, co przed chwilą dosłyszał i jeśli postanowili go posłuchać, mogli z pewnością znacznie wyraźniej usłyszeć nadciągające w ich kierunku agresywnie tupnięcia.
To była ostatnia szansa, aby zaryzykować, zadziałać instynktownie, bo przecież na więcej nie było nawet czasu. Jeśli było to pajęcze yokai, mogło być pewne ich obecności już od samego początku. Napięte na suficie pajęczyny zdawały się swoistą pomocą — linią asekuracyjną zapobiegającą upadkowi, gdy te postanowi wskoczyć na kamienną powierzchnię. Gdy o tym myślał, ślady na ścianach, które dostrzegł wcześniej Shin'ya zdawały się z tym łączyć. Nikt jednak nie miał pewności, że żadna z cienkich, ledwie widocznych nici nie rozciągała się właśnie pod ich stopami i nie alarmowała gospodarza o kolejnych krokach. Jakby wrzeszczący wniebogłosy Warui nie był wystarczającym ostrzeżeniem dla naruszenia czyiś skromnych włości.
Ye Lian poświecił w ciemność, śledząc każdy ruch kierującego się w tunel błysku. Był gotowy ostrzec resztę i zareagować na niebezpieczeństwo, w chwili gdy tylko ujrzy jego niekształtny cień. Ogień mógł pomóc odstraszyć kreaturę, a może nawet ją zranić (coś w końcu o tym wiedział). Niezależnie od skutków, potrzebowali jednej z tych opcji.
W tej chwili.
Dlatego pozwolił im działać.
percepcja — wzrok (74 - 20 = 54) — sukces
@Shiba Ookami
Warui Shin'ya, Nagai Blotka Kōji and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
— Ach tak — podejmuje z niesamowitą lekkością, pozwalając głosu płynąć łagodnie na wydechu. — To jedno z moich ulubionych określeń. Zabawne, bo wcześniej o tym myślałem, jakbyś siedział mi w głowie. Ale tak między nami, nie radzę tam zaglądać — ciało odrywa się od zarysu framugi, kiedy Aoi wychyla się nieco mocniej w gardło korytarza, spokojny, bo w szmerach i echu kanałów, nie niesie się nic, co świadczyłoby o zbliżającym się niebezpieczeństwie; nie tym, które mogłoby zacisnąć na nim swoje pazury, w tym momencie jedynie Raja lawirowała czule między meandrami myśli.
Głowa kilkoma skinieniami zaznacza przyjęcie informacji, goszcząc ją przyjemną ekscytacją narastającą pod splotem słonecznym. Coś się dzieje. Rusza, popycha go do przodu, tak, jakby przez ostatnie setki lat trwał w skostnieniu, jakby dopiero pierwszy raz po kilkunastu epokach hibernacji, wybudzał się na nowo. — Raju! — Nie krzyk, a uniesiony ton o oktawę ucieka spomiędzy warg, rozbijając się w klaustrofobicznej przestrzeni betonowego labiryntu. Wie, że nie musi od razu wypluwać z siebie wytłumaczeń i powodów nawoływania. Przyjdzie. Bo zależy jej tak samo, jak i jemu.
Kiedy ostatni podźwięk głosu trzaska o konstrukcję ścian, Aoi ponownie wsuwa się w zatęchłą klietę. Przystaje mniej więcej na powrót w poprzednim miejscu, krzywiąc się znacząco, bo smród, który atakuje nozdrza, zaczyna mamić swoim odorem. Mógł znieść dużo; ale nie miał zamiaru popadać od razu w skrajność. — Mari, Hotaru... na podłodze przy szafce mniej więcej z mojej prawej strony, jest coś, co wygląda jak właz. Jakbyście mogli na to zerknąć, byłoby cudownie, bo za chwilę zdechniemy z zatrucia się tym truchtem. Dobrze? — Zdechniecie; dodaje w myślach sam do siebie, cały czas wrażliwy na szmery dochodzące spoza pomieszczenia. — Jak długo? — Czysta ciekawość roluje się na języku, gdy przyciszony głos Munehiry ponownie wędruje do swojego poprzedniego rozmówcy. Wiedział, że znalezienie odpowiedniego kontraktora nie jest wcale rzeczą prostą — sam tkwił cztery lata w zawieszeniu, pod sam koniec wątpiąc, czy kiedykolwiek znajdzie tego kogoś. Odpowiedni element, perfekcyjnie dopasowaną część większej układanki, w którą musieli się wpisać. Shingetsu. Czy właśnie nie ten fakt go uratował? Czy nie przez to, że Yoshida należał „do nich", był bardziej chętny na podpisanie jakże urokliwego cyrografu? Nie była to kwestia troski ze strony Munehiry, raczej świadomość własnego znojnego, nazwijmy to, połowicznego życia, egzystencji jałowej i przezroczystej, którą pędził przez okrągłe cztery lata. Wiedział, jak bezsilny się czuł, pamięta to doskonale. Nadal zbyt wyraźnie. Irytująca bezczynność. Brak jakiegokolwiek znaczenia. Pustka.
Touya Kiryuu ubóstwia ten post.
Obawiała się jeszcze jednej rzeczy. Ta woda niekoniecznie musiała prowadzić na zewnątrz, a na przykład do jakiejś podziemnej komnaty żywcem wyjętej z filmu "To" który opowiadał o demonicznym klaunie rudym niczym Shin. A tu już dwie cechy wspólne!
Wyciągnęła rękę z latarką nad poziom wody i ruszyła wraz z prądem trzymając się jak najbliżej ściany. Tak powinno być najlepiej. Zwłaszcza że jeśli coś wypadnie jej z ręki, będzie mogła to łatwiej odzyskać. Oczywiście nadal zachowując ostrożność i oświetlając sobie drogę.
Powinna też sobie zapamiętać że ogórki powinna mieć zawsze przy sobie. Ponieważ wychodzi na to że na rzekę może trafić wszędzie. A gdzie rzeka, tam może być i kappa.
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Słysząc jej słowa, pozwolił sobie na nieco zaczepliwy uśmiech, choć, z wiadomych powodów, nie była w stanie go dostrzec.
- Kami, nie zapominaj kto jest twoim bratem. - sam Enma podniósł się na nogi, przywierając plecami do lepkiej ściany.
Czas na rozstanie się. A przynajmniej na teraz.
- Uważaj na siebie. Nie działaj zbyt pochopnie. Napisz mi wiadomość, kiedy tylko znajdziesz się w bezpiecznym miejscu. I nie próbuj mnie dogonić. Tym korytarzem na pewno nie przejdziesz, jest zbyt wielka wyrwa. Spotkajmy się przed tunelami, Kami. - po tych słowach odczekał jeszcze chwilę, próbując dosłyszeć, czy jego siostra rzeczywiście ruszyła z miejsca. Co prawda w rzeczywistości nie był w stanie wyłapać charakterystycznych dźwięków zagłuszanych przez szum wody, ale w jego wyobraźni widział jej sylwetkę znikającą w ciemnościach tunelu.
Mimo wszystko straciwszy z nią kontakt poczuł się nieswojo. I miał dziwne, nieprzyjemne odczucia.
- No dobra. - odwrócił się po czym wreszcie kontynuował swoją wędrówkę. Tym razem sam. O wiele bardziej skupiony na otoczeniu. Skoro rzeczywiście był tu yokai, to Enma szczerze miał nadzieję, że to on go spotka, a nie Kami. Po to tutaj przyszedł, prawda?
Rana na lewej dłoni - opatrzona.
Do tego pobrudzony błotkiem :c
-Wiesz, pomógłbym Ci ale... - Przeniknął przez nią dłonią jakieś parę razy. - Nie do końca wiem jak cię chwycić. - Mógłby gdyby pokombinował z chikarą, ale wolał ją zachować od razu na pająka, bo w końcu wiadomo że nie mógł jej długo utrzymywać. Zwłaszcza że niektórych mogłaby wprawić w szok i niedowierzanie. Może nawet zachęcić do wyjścia z ciała na moment.
Spojrzał na Jiro? -Zajmiesz się tym? - Przez chwilę chciał znowu zaproponować Eji kontrakt, ale to było trochę na to nietypowe miejsce.
#a2006d
Warui Shin'ya, Ye Lian and Nagai Blotka Kōji szaleją za tym postem.
Zbierając się w sobie, otrząsnęła się w końcu i podeszła do niej, po czym ukucnęła przy jej głowie. Przez bluzę dłonią poprawiając koc zasłaniający jej twarz.
- Zostałaś znaleziona. Możesz teraz odpocząć - powiedziała do niej cicho, skinęła głową i wstała, zwracając teraz uwagę na resztę swoich towarzyszy.
- Hm? Ah, już idę - zgodnie z instrukcjami podanymi przez mężczyznę, zaczęła szukać włazu - A skąd w ogóle wie…O, jest! - szybkim krokiem podeszła do potencjalnego przejścia. Przygotowała ze swojego plecaka latarkę, by móc w razie co wypatrzeć coś ciekawego. Najpierw jednak trzeba ten właz otworzyć.
- Hej, Hotaru, tak? Chodź mi pomóż
Rzut na wzrok: 72-20=52!!Rzut
@Sasaki Hotaru @Touya Kiryuu @Munehira Aoi
Warui Shin'ya, Munehira Aoi and Touya Kiryuu szaleją za tym postem.