14 Nawiedzonych Nocy - Page 15
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Mistrz Gry

Czw 2 Maj - 0:27
First topic message reminder :

14 Nawiedzonych Nocy - Page 15 Conjuringhouse

Była godzina dziewiąta rano w poniedziałek. Dwa czarne wany podjechały pod dom Howensów przywożąc na miejsce siedmioro uczestników programu. Dom otaczał prawie trzymetrowy, kamienny mur, przez który nie byliście w stanie niczego dostrzec.
- Postawiliśmy ten mur specjalnie na potrzeby programu! - powiedział z uśmiechem Charlie Benett, niemal dumnie, jakby dokonał czegoś niesamowitego, producent stacji telewizyjnej TTV. Był to dość niski mężczyzna, nieco przysadzisty o grubym wąsie, którego moda przeminęła chyba z dziesięć lat temu. Był lipiec, temperatura pomimo porannej pory zaczynała doskwierać. Było chyba z trzydzieści stopni w cieniu, a przecież nie było nawet południa.
- Przez czternaście dni będziecie odcięci zupełnie od świata. Zero kontaktu z rodzinami, przyjaciółmi, z nami. W zamrażalce i lodówce macie zapasy jedzenia na czternaście dni, a woda w kranie jest zdatna do picia. To co? - klasnął w dłonie, uśmiechając się promiennie spoglądając na każdego z was po kolei.
- To do zobaczenia! - pomachał wam, kiedy przekraczaliście metalowe drzwi, które bardziej przypominały zabezpieczenie, jakie stosuje się przy różnego rodzaju sejfach, aniżeli domach. Z drugiej strony ich grubość i ciche skrzypnięcie, gdy zamykały się za wami dodawały jedynie klimatu. Po chwili mogliście usłyszeć metalowy odgłos łańcucha, a na koniec pstryknięcie kłódki.
Staliście w siódemkę przed staro wyglądającym domem, w którym już na pierwszy rzut oka nikt nie mieszkał od paru dobrych lat. Trawa dookoła sięgała niemalże łydek i jeżeli kiedykolwiek była tutaj jakaś ścieżka - już dawno zniknęła pod naporem chwastów i gąszczy. Ciemna cegła domu straszyła wyblakłym kolorem, a w wielu miejscach odpadał tynk, z kolei na dachu mogliście dostrzec brak paru dachówek. Do starych, odrapanych i drewnianych drzwi prowadziły trzy schodki zbudowane z drewna, a każdy stawiany krok na nich niósł ze sobą dziwnie brzmiące skrzypienia, jakby w każdej chwili miały się zarwać.
Po wejściu do domu od razu w wasze nozdrza uderzył zapach stęchlizny oraz gęsty zaduch. Brudne i zakurzone podłogi od lat nie widziały szczotki i mydła, tak samo ściany, w których rogach znajdowały się grube pajęczyny. Tapety w blade kwiaty w wielu miejscach odpadały grubymi warstwami, a wszystko dookoła, zaiste, wyglądało gorzej od przysłowiowych "spartańskich warunków". A wy mieliście tu spędzić czternaście długich dni i nocy.

-------

Mapy:
Spoiler:

- Termin na odpisy: 04.05 23:59
Nie obowiązują kolejki. Możecie pisać ile potrzebujecie. Jeżeli będziecie potrzebowali interwencji MG przed upływem terminu - oznaczcie mnie.

Z niektórymi z was mogę czasami prowadzić mini fabułę na pw, by nie psuć rozrywki innym.


@Ejiri Carei @Hasegawa Izaya @Yakushimaru Seiya @Shiba Ookami @Warui Shin'ya @Isei Yoshiro @Saga-Genji Momoka
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Itou Alaesha, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.


Ejiri Carei

Czw 29 Sie - 12:40
Ilość atakujących ja wrażeń zachwiała. Nie miała pojęcia, czy ma krzyczeć, płakać, czy zakołysać się jak w katatonicznej mantrze. Obrzydzenie cisnęło się salwą w zaciskanym żołądku, gdy w desperacji próbowała doszukać się czegoś, co pozbawiłoby ją ropnych, pękających wybrzuszeń na przedramieniu. I chociaż ciecz nie miała prawa znaleźć się na języku, czuła, jak żółć podchodzi aż pod żeby, wywołując kolejną falę paniki.
A jeśli pajęcza trucizna obejmie całe ciało? Przez wyczerpany umysł przemknęła filmowa wizja z horrorów, w której ciało jest rozrywane wypluwającymi krew stworzeniami. Dygotała, nie mogąc uspokoić ani płytkiego oddechu, ani płynących łez, ani szarpiącego nią strachu. Bólu?
- Zrób to...pozbądź się ich, proszę - bo już wiedziała, że próbowałaby w rozpaczy robić to sama. Z krótkim nożykiem, zupełnie do tego nie przeznaczonym - m-mamy jakiś  alkohol? - wyciągnęła rękę, najdalej jak mogła od siebie, układając ją na stole, wciąż telepiąc ciałem. Nie chciała patrzeć na rękę, wolała nie obserwować, jak Isei przechodzi rzeczywiście do działania, jak tnie wybrzuszenia na skórze. Próbowała za to uspokoić drżenie, zminimalizować dojmujące napięcie, co kołatało sylwetką, jak struną popsutego instrumentu.
Musiała wyglądać żałośnie, ale nie próbowała udawać, że cokolwiek zmieniłoby jej zdanie, czy wywołało wstyd. Uczucia oparte na konwenansach, zdążyły się rozsypać już po wielokroć.
Podskoczyła, gdy rozległ się huk, jeden, drugi, kolejny. Kakofonia przypominała rozwydrzone wrzaski kogoś, niespełna rozumu. Drzwi musiała uderzać o ścianę, jak... opętane,  ale tu na dole - wszystko wydawało się być zamarłe. Co na wszystkie kami się tam działo? Wzrok, wciąż zamglony, skierowała w stronę schodów, próbując dojrzeć jakikolwiek ruch.
Byle nie... kolejne, spadające ciało.
- Oni... tam żyją, prawda?
Opuściła głowę i zamknęła powieki.
Powtarzała się, może naprawdę jak modlitwę.
Niech to się już skończy.


14 Nawiedzonych Nocy - Page 15 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Warui Shin'ya, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

Pią 30 Sie - 22:05
Nie wierzył, że oznajmienie duchowi, że ma spierdalać zadziała, jak magiczne zaklęcie, ale coś, z czym bawił się w przeciąganie rudowłosego szybko odpuściło. W jednej chwili czuł, że rudowłosy wyślizguje mu się z rąk, a w drugiej już przeciągał go na swoją stronę, samemu przechylając się niebezpiecznie do tyłu. Zbyt zaaferowany całym zdarzeniem, nie zwrócił uwagi na ciężar chłopaka, zamiast tego wpatrywał się w głąb pustego pokoju, licząc na to, że pojawi się w nim cokolwiek, co mogło być odpowiedzialne za wytrącenie Waruiego z równowagi. Lekko przyspieszony oddech świadczył o całym wysiłku włożonym w siłowanie się z niewidzialną siłą, a walka była o tyle nierówna, że Yakushimaru nie był w pełni swoich sił po wymachiwaniu łopatą, a później i krzesłem, którym rozłupał ścianę w salonie. Wciąż trzymał ramię rudowłosego w uścisku swoich palców, ale ten znacznie zelżał, a jego ręce wyczuwalnie drżały, choć tylko sam Seiya mógł jasno stwierdzić, czy targała nimi adrenalina czy wykańczało je zmęczenie. Może jedno i drugie.
  — No to chyba wszystkich nas pojebało — stwierdził, nawet nie zauważając, że w końcu przyznał mu rację. Okoliczności drastycznie się zmieniły i o ile wcześniejsze komentarze mocno go wkurwiły, tak teraz nie miały znaczenia w obliczu tego, że nie miał już podstaw, by posądzać rudowłosego o cokolwiek. Miał równie przejebane, co wszyscy, a przed momentem może niewiele brakowało, a to jego zwłoki nakrywałby kolejnym prześcieradłem.
  Zdał sobie sprawę, że wciąż tkwi na podłodze, gdy rudy podjął próbę podniesienia się z ziemi. Mrugnął, jak wyrwany z transu i podparł się jedną ręką o zakurzone panele, by samemu podnieść się na równe nogi, przy okazji podciągając za sobą chłopaka, mając na uwadze to, że wypadało jak najszybciej stąd spierdalać. Incydent sprzed chwili był tylko jeszcze jednym z wielu powodów, dla których finał programu nie miał już znaczenia.
  Ledwo zabrał od niego rękę, a już w niekontrolowanym odruchu poderwał barki wyżej, jakby usiłował uchronić uszy przed nagłym hałasem. Zdezorientowany wpatrywał się drzwi, które właśnie urządzały im wyjątkowo nieudany koncert, a czarnowłosy nawet nie mógł zrzucić tego na cholerny przeciąg – doskonale wiedział, że na zewnątrz powietrze stało w miejscu.
  — Zaraz jebnę ci tymi drzwiami w twoją kurwa niewidzialną mordę — warknął, czując, że rzuca groźbę w eter, gdy znów schylał się po kij leżący na podłodze. Z jakiegoś absurdalnego powodu czuł się z nim bezpieczniej, nawet jeśli rozgrywająca się dookoła scena była żywcem wyjęta z horroru – przecież dobrze wiedział, że jego siła na nic zdawała się w walce z duchami. Z wykrzywioną rozdrażnieniem twarzą, gniewnym wzrokiem wpatrywał się w korytarz kurczowo ściskając w palcach drewniany trzonek miotły. Pokonał kilka kroków w stronę jednych z drzwi i gdy te znów trzasnęły o framugę, chwycił za klamkę i domknął je z hukiem, licząc na to, że przestaną się bezsensownie tłuc.
  — Musimy. Gdy byłem na zewnątrz nic takiego się nie odpierdalało, ale może było zbyt zajęte wami — stwierdził, cofając się o dwa kroki od zatrzaśniętych drzwi, w które wpatrywał się tak intensywnie, jakby samym spojrzeniem miał wyjebać je z zawiasów, gdyby okazało się, że jego plan nie wypalił. Dopiero na wieść o dziecku, zerknął w stronę rudowłosego. — Pobiegło tam? — Wskazał końcem kija na strych, zanim chłopak skierował ku niemu dość niejasne pytanie. Co jednak było bardziej niewytłumaczalne to to, że wystarczyła chwila uwagi, by ściągnął brwi, jakby niewypowiedziany pomysł wcale nie przypadł mu do gustu. — Cokolwiek widziałeś pewnie i tak chciało cię zajebać. Jeśli to, co myślisz, nie zakłada kurwa puszczenia z dymem tej rudery… — zawiesił głos, na moment sunąc wzrokiem gdzieś w bok z lekko przymrużonymi w zastanowieniu powiekami. Może właśnie rozważał tę opcję na poważnie. — Rozjebałem ścianę w jadalni — oznajmił nagle, jakby była to najzupełniej normalna rzecz. Na pewno każdego dnia na świecie jakaś ściana przeżywała nieprzyjemne spotkanie z krzesłem. — Coś jest na dole — potrzebował chwili, by ułożyć sobie wszystko w głowie. Paskudne trzaski dookoła wcale nie ułatwiały mu zbierania myśli w sensowną całość. — Za ścianą są schody, ale nie wiem gdzie prowadzą. Jest tam w chuj ciemno i bez latarki niczego nie zobaczysz. Zresztą wszędzie jest ta jebana maź — rzucił, opuszczając wzrok na swoje palce, którymi wcześniej przypadkiem dotknął niezidentyfikowanej substancji. — Myślałem, że mam zwidy, gdy to jebaństwo zaczęło wylewać się na zewnątrz. Miałem tam kurwa iść, ale najpierw chciałem, żeby dziewczyna i kulawy spierdolili przez płot. Pomogłeś im w końcu czy kurwa nie? — zwrócił się do Shiby. Z jakiegoś powodu z miejsca zakładając, że sytuacja wcale się nie zmieniła, a czarnowłosa i Isei wciąż byli narażeni na niebezpieczeństwo, dlatego ton Yakushimaru z miejsca przybrał formę werbalnego ataku.
  Po prostu nie chciał widzieć kolejnych trupów.

Yakushimaru Seiya

Warui Shin'ya and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Pon 2 Wrz - 0:33
Isei i Carei

Pozostawieni sami sobie ze swoim własnym horrorem, bezzwłocznie postanowili przystąpić do małej operacji, która miała pomóc dziewczynie. A przynajmniej taką mieli nadzieję. Biorąc pod uwagę uszczuplony asortyment, byli zmuszeni w pełni polegać na doświadczeniu oraz wiedzy Isei'a. Niestety, aczkolwiek nie posiadali żadnego alkoholu, ani też niczego innego, co mogłoby pomoc w odkażeniu nie tylko skóry dziewczyny, ale też i noża z kuchni, bo nożyczki okazały się zbyt tępe, aby przeciąć warstwę bladej tkanki. A przynajmniej na tyle, aby oszczędzić zbędnego bólu. Pozostała im zwykła woda.
Gorąc i duchota nie pomagały, ale przynajmniej znowu zapadła cisza w domu, kiedy odgłosy dochodzące z góry ucichły. I znów zdawało się, że w całym budynku tylko oni pozostali ostatnimi, żywymi osobami. Nie było jednak czasu na rozmyślenia. Czas ich gonił.

Seiya i Warui

Szczęście w nieszczęściu, Warui nie odniósł większych obrażeń, a jedynie kilka zadrapań, głównie na łokciach. Było to jednak na tyle nieistotne, że mężczyzna nawet nie zwrócił uwagi na uczucie pieczenia w okolicach zdartego naskórka. Dźwięk koncertu, jaki zaprezentowały sobą trzaskające drzwi, wwiercał się w czaszki i wypełniał sobą całą ich przestrzeń. I choć te, które zamknął Seiya przestały się ruszać, to jednak akt ten nie poprawił sytuacji, w jakiej się znaleźli.
Trwało to na tyle długo, że zarówno Warui, jak i Seiya już po chwili zaczęli odczuwać skutki hałasu, aż wreszcie wszystko ustało jak za machnięciem magiczną różdżką. Jakby sytuacja sprzed paru sekund nie miała w ogóle miejsca, choć w waszych uszach wciąż dźwięczało. Dookoła was zapanowała grobowa cisza od czasu do czasu przerywana nieśmiałym skrzypnięciem drzwi, które stawały się coraz bardziej nieruchome.
Mieliście wrażenie, że na całym świecie żyje tylko wasza dwójka.
Dwójka.
Bo Shiba, który stał tuż obok was - gdzieś zniknął.

-------


Isei: Rzuć na medycynę. Jeżeli będzie sukces - uda ci się porozcinać bąble. Następnie rzuć na zręczność (tylko w przypadku sukcesu na medycynę)- jak będzie sukces uda ci się złapać pająki.
Carei: Rzuć na wytrzymałość (bólu)

- Termin na odpisy: 03.09. 23:59


@Ejiri Carei  @Yakushimaru Seiya  @Shiba Ookami  @Warui Shin'ya  @Isei Yoshiro
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Pon 2 Wrz - 16:59
Słuchał chłopaka z jakimś tępym niedowierzaniem, jakby wraz z upadkiem wybiło mu z głowy ostatnie resztki rozumu odpowiedzialnego za podstawowe łączenie faktów. Zamknął mocniej wargi dopiero wtedy, gdy padło pytanie skierowane do Shiby. To znaczy do miejsca, gdzie przed sekundą bez dwóch zdań stał, a teraz wywołał tylko większą konsternację na nakrapianej piegami facjacie. Shin zdawał sobie sprawę z tego, że otaczały ich same nieprawdopodobieństwa, ale przecież nie oznaczało to, że był w stanie przyzwyczaić się do tego tak prędko. Kiedy zdawało się, że przyswoił jedną anomalię, zaraz po niej następowała kolejna.

- Rozumiem zgubić twoją godność - zaczął z ręką uzbrojoną w nożyczki, które od ściskania najwyraźniej wtopiły się już w jego dłoń - bo jest niewielka, ale stracić z oczu Shibę? - Gość był największym typem, jakiego kiedykolwiek widział i nie skłamałby sądząc, że ważył więcej niż ich dwójka razem wzięta. Nawet gdyby nieoczekiwanie, kompletnie z dupy, postanowił zawrócić i sprawdzić co z resztą, to przecież usłyszeliby jak zwleka się po pojękujących stopniach. Może te nieszczęsne drzwi zagłuszyły odgłos kroków? Warui w pewnym momencie rzeczywiście skupił się na Yakushimaru, oglądając jego owocną próbę domknięcia jednego z zamków... ale to była raptem chwila. Gdyby Ookami postanowił w tym czasie się poruszyć, zwróciłby na siebie uwagę.

- SHIBA! - Wrzask odbił się od ścian, przebił przez ostatnie żałosne skrzypienia zawiasów i Shin nawet nie zauważył, kiedy położył rękę na ramieniu ostałego towarzysza, jakby w obawie, że jego też może stracić, jeżeli nie będzie wszystkiego kontrolował. Gdzieś z tyłu głowy miał myśl, że przecież naprawdę powinni brać nogi za pas. Ulotnić się stąd i nigdy nie wracać do tej jednej koszmarnej nocy. Przeżyli i jeżeli nie zaczną reagować od razu, statystyki mogą zaraz ulec zmianie. Ta świadomość targała za wnętrzności jak pies, który wyrwał z truchła kawał mięsa. Ciało Momoki znajdowało się już cholera wie gdzie; na strychu? W jej pokoju przykryte prześcieradłem? Zniesione do piwnicy, jak było w zamiarze? Szybko dołączył do niej Hasegawa, a przedtem prawie że Isei.

- Puśćmy tę budę z dymem - wychrypiał nagle, nieświadom tego, że wraz z tym stwierdzeniem palce mocniej zacisnęły się na barku Yakushimaru. - Nie wiem co widziałeś na dole, ale mamy ponad trzydzieści stopni i działającą mikrofalówkę, lodówki. Powłączajmy wszystko, rozlejmy na ziemi co tylko zajmie się ogniem, a potem spieprzajmy i na odchodnym rzućmy ostatnią iskrę... - zawahał się, ale czuć było, że napina mięśnie. - Przebiegnę się szybko po pokojach, poszukam Ookamiego. - Ty zajmij się resztą.



従順な
Warui Shin'ya

Mistrz Gry, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

Pon 2 Wrz - 18:51
Pytanie wypowiedział w całości, ale mimo tego zamarł z rozchylonymi ustami, jakby zamierzał dodać coś jeszcze. W tym chwilowym bezruchu wpatrywał się w puste miejsce na korytarzu. Był przekonany, że jeszcze chwilę temu kątem oka dostrzegał zarys przerośniętej sylwetki mężczyzny i był całkowicie pewien, że brał udział w szybkiej akcji ratunkowej rudowłosego. Jego wargi zwarły się dopiero, gdy towarzyszący mu chłopak postanowił uraczyć go kolejnym komentarzem. Mieli ważniejsze sprawy na głowie, ale to nie powstrzymało go od obrzucenia go ostrzegawczym spojrzeniem. Może nie był odpowiedzialny za morderstwa, może chwilę temu prawie żegnał się z życiem, ale – jak widać – nadal był tym samym irytującym gnojem.
  — Wow. No to kurwa przynajmniej mam jeszcze co gubić — odgryzł się. Wystarczyło trzydzieści punktów IQ, by zrozumieć, że właśnie sugerował, że rudowłosy tej godności nie miał, a i tak czuł, że zawyża mu progi. Teraz był jednak zbyt zainteresowany tym nagłym zniknięciem, by poświęcić mu więcej swojej uwagi. Wzrokiem błądził po korytarzu i pokusił się nawet o przejście dwóch kroków, by zajrzeć do tutejszej łazienki, w której niedawno znalazł go leżącego. Był skłonny uwierzyć, że znajdowali się w miejscu, w którym wszystko było możliwe – łącznie z tym, że Shiba był jedynie wytworem ich zbiorowej wyobraźni.
  Może już wtedy nie żył, a coś pozbyło się jego ciała, gdy on przez kilka minut darł koty z Waruiem, a potem bawił się w siłowanie z duchem? Może ostatnia cząstka mężczyzny usiłowała uczepić się tego świata i jako zbłąkana dusza przypałętał się do nich, zanim uznał, że jego misja została skończona?
  Pokręcił głową na boki. Idiotycznie było teraz wmawiać samemu sobie, że duchy nie istniały, ale ta teoria była zbyt absurdalna nawet jak dla niego, choć czasem lubił posłuchać o najróżniejszych teoriach spiskowych. Czując palce na ramieniu, obejrzał się za siebie przez ramię, choć nie miał żadnych wątpliwości, że to żywa i ciepła ręka zaciskała się na jego ciele – typ praktycznie wydarł mu się do ucha.
  — Co ty pierdolisz? Przed momentem coś próbowało wyrwać ci nogę z dupy, a teraz porwało kolesia wielkości goryla, który nie miał nawet sekundy, żeby się zająknąć. Rozdzielanie się to chujowy pomysł — wyjaśnił, robiąc to zaskakująco cierpliwie, jak na samego siebie. Nawet nie zauważył, że odruchowo zniżył głos, jakby w tej nagle otaczającej ich ciszy coś podsłuchiwało ich z wnętrza wszystkich pokoi. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie robiło mu różnicy, że będzie zapierdalał na dół sam, gdy wszystko wskazywało na to, że oprócz nich w domu nie było już nikogo.
  — Zresztą widzę, że kurwa nieszczególnie chcesz się ze mną rozstawać — zauważył i końcem kija stuknął lekko w wierzch jego ręki, gdy palce chłopaka coraz mocniej zaczęły napierać na mięsień jego ramienia. — Poza tym wystarczy nam dobra podpałka. Nie sądziłem, że zamiast grilla będę urządzał jebane palenie czarownic, ale mam ze sobą zapalniczkę. — Poklepał się wolną ręką po kieszeni i wskazał podbródkiem na dalszą część korytarza. — Szkoda, ale tym żarciem i tak coś było kurwa nie tak — stwierdził, wzruszając barkami, gdy na myśl przyszły mu wysłużone etykiety na puszkach. Teraz, gdy się nad tym zastanawiał – choć wolałby nie – mięso w zamrażarce wcale nie musiało pochodzić ze sprawdzonego źródła.
  — Zajrzę do tamtych dwóch — oznajmił i pozostając na widoku, podszedł do drzwi i pchnął je kijem na tyle mocno, by otwierając się do wnętrza pokoju, zaryły o ścianę. Liczył na to, że usłyszy trzask, bo ten oznaczałby, że nie musiał wsuwać się do środka. Ciało Shiby skutecznie by je przyblokowało, choć liczył na to, że mężczyzna był na tyle cichociemny, że po prostu wrócił na parter, gdy nie patrzyli.
  Tylko dlaczego nie odpowiadał?

Yakushimaru Seiya

Warui Shin'ya, Mistrz Gry and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Isei Yoshiro

Pon 2 Wrz - 23:51
Dobrze. — Odparł pewnie, zaczynając rozglądać się za czymś do odkażenia skóry. W apteczce niczego nie było, otworzył też szafki w kuchni, zostawiając na chwilę Carei w jadalni. W zasadzie wiedział, że nie mają żadnego odkażacza — już wcześniej, przy samym ugryzieniu pająka oraz pogryzień po szczurze niczego nie znaleźli. Niemniej po wczorajszej sytuacji wciąż pozostawała im solidna, stara metoda, jaką było dokładne mycie wodą i mydłem. Nie było to najwygodniejsze rozwiązanie, ponieważ skóra potem była mokra i należało ją odpowiednio osuszyć przed cięciem, jednak na szczęście była dosyć skuteczna.

Drzwi na piętrze zaczęły walić jak szalone, ale nie chciał się teraz tym zajmować. Uczestnicy na górze musieli sobie jakoś poradzić przez chwilę sami. Zresztą obiecał Ejiri, że ją stąd wyciągnie, więc pchanie się od razu na górę na kolejne potencjalne niebezpieczeństwo zdawało się nie mieć sensu.
Póki są głośno, to chyba żyją. Gorzej jak nie byłoby niczego słychać.

Należało się jednak zająć jej ręką.
Chodź, obmyjemy skórę. Mydło powinno bez problemu wystarczyć. — Wyciągnął ku niej rękę i jeśli mu pozwoliła, to zaprowadził ją do kuchni. Widział w jakim jest stanie, jaka jest przerażona i chciał oszczędzić jej tego wszystkiego. Zająć się nią i objąć opieką. Była jedyną dziewczyną tutaj i była świadkiem pierwszej śmierci w tym programie, śpiąc z późniejszą nieboszczką w jednym pokoju. To nie było fair. Wierzył, że jest w stanie jeszcze wiele wytrzymać, kobiety to w końcu silne bestie. Jednak chciał jej pomóc. Bardzo.
Jeśli nie miała z tym problemu, to obmył jej przedramię pod bieżącą wodą z kranu w kuchni lub poczekał, aż zrobi to sama. Dosiedli ponownie do stołu. Skorzystał z tego, co było pod ręką — czy to był skalpel z apteczki lub kuchenny nożyk. Niestety, narzędzie było tępe, a kokony twarde i zgrubiałe.
Nie masz może innego nożyka? Mógłby też być scyzoryk. — Ostrze ześlizgiwało się po wybrzuszeniach, nie dając szansy na przebicie się. Bał się użyć zbyt dużej siły, żeby nie naciąć zdrowej skóry i nie zadać jej więcej bólu niż to potrzebne. Już teraz, choć starała się trzymać jak mogła, widział że nie jest to dla niej przyjemne. Niestety, z tym ostrzem, które mieli, nie było szans na pozbycie się pająków. Mogli poczekać na to aż same zaczną uciekać lub znaleźć Waruia, który uciekł z nożyczkami. Czy owinięcie przedramienia folią, aby odłapać wykluwające się pająki miałoby sens? Czy nie pogryzłyby jej? Jednak uciekające na wolność mogą pogryźć innych uczestników. Nie wiedział, czy w ogóle proponować jej takie rozwiązanie, bo i czy ono było jakimś rozwiązaniem? Niemniej dobrze było wiedzieć, że pająk, jak już uciekł, to po prostu przestawał być problemem dla samej Ejiri. Jeden z opuszczonych kokonów wyglądał całkiem nieźle — po prostu pusty strup, który po jakimś czasie powinien sam odpaść od powierzchni skóry.
Co chcesz teraz zrobić? — Na piętrze zrobiło się cicho i musieli podjąć decyzję, co zrobić dalej.

Rzut medycyna: porażka

@Ejiri Carei
Isei Yoshiro

Warui Shin'ya, Mistrz Gry and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

Wto 3 Wrz - 13:14
Nie przyznała, że alkohol, o którym wspomniała, nie miał posłużyć tylko dla odkażenia ran. Cała mieszanka wrażeń sprawiała, że chciała spróbować chociaż odrobinę znieczulić zmysły, być może i ciało. Kiwnęła niemrawo głową, wciąż walcząc ze sobą.
By nie zwymiotować.
Nie zemdleć.
Nie płakać.
Nie krzyczeć.
Po prostu.
Nie.
O zapomnieniu już nie myślała, nie wyobrażała sobie nawet takiego scenariusza. Wiedziała, że jeśli? stąd wyjdą, jeszcze długo pozostanie... jaka? Złamana? Nic co przewidywała na początku się nie sprawdziło. Wręcz przeciwnie, wykręciło się w przerażającej grotesce. Pozostali uczestnicy - co przeżyli - niby w filmowej inscenizacji, walczyli o życie z czymś... co owładnęło starym budynkiem.
Huk uderzeń, dołożył kolejną cegiełkę do stanu, w jakim pogrążała się dziewczyna. Mimowolnie zastanawiała się, czy gdyby nie zginęła - chłopcy poradziliby sobie lepiej, nie musząc jeszcze dodatkowo troszczyć się o najsłabsze ogniwo. Ale była tak przeraźliwie wyczerpana, że nie próbowała nawet przepraszać. Poddawała się obecności Iseia, wędrując w stronę kuchni, wsparta o jego rękę. Z jego też pomocą zajęli się prowizorycznym odkażeniem wypukłych zmian na ciele. Chłód wody, mieszany z mydłem, powinien dać chociaż odrobinę ulgi, ale czuła tylko narastające mdłości. Wolała nie patrzeć na pulsującą skórę. Śledziła więc ruch chłopaka, sposób w jaki układał dłonie na jej przedramieniu, z jaką uwagą dbał, by nie przysporzyć jej więcej bólu. Doceniłaby bardziej, gdyby... byli zupełnie gdzie indziej.
Zagryzała wargę już do krwi, próbując wytrzymać i samą próbę pierwszego zabiegu i rozcięcia nabrzmiałej tkanki. jęknęła cicho, tłumiąc - znowu - instynkt, gdy poczuła nacisk tępej strony metalu. Zamknęła powieki, znowu kręcąc głową - Warui wziął chyba jedyne, co było jeszcze ostre - coraz bardziej, nie chciało jej się robić cokolwiek. To, co siedziało w głowie, miało znamiona czystej desperacji. czy Momoka cierpiała, gdy ginęła? Co stało się, że nawet nie usłyszała - tuz obok - jak ginęła towarzysza? Nie krzyczała. To Carei wrzeszczała. I nadal nie miała pojęcia, gdzie oprzeć swój cel. odpuścić całkiem? Może to co nawiedzało dom, zabierze ja w ciszy? Czy próbować walczyć. Im bardziej jednak próbowała to robić, to gorzej wychodziło.
- Znajdźmy ich - mówiła cicho, głowę pochyliła, tym razem zatrzymując załzawiony wzrok bezpośrednio na zranionym ręku. Coś niebezpiecznie ciemnego zalało myśli. Gdyby nie skręcona kostka Iseia, powiedziałaby, by poszedł na górę i zostawił ją tutaj. Czy sprowokowałaby w ten sposób siły, by zajęli się nią? Czy zostawiliby pozostałych w spokoju? Udałoby się im pokonać mur? - albo spróbuj jeszcze raz. - nie powiedziała też, że zastanawiała się, czy jeśli rozdrapałaby skórę, przyspieszyłaby proces wyciagnięcia pająków?



| Rzut na wytrzymałość nieudany


14 Nawiedzonych Nocy - Page 15 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Warui Shin'ya, Mistrz Gry and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Czw 5 Wrz - 23:24
Seiya i Warui

Cisza, jaka panowała na korytarzu zdawała się wwiercać w wasze czaszki. Niestety, Shiby nigdzie nie było widać, ani też nie odpowiadał na wasze nawoływania. Zdawało się, że zapadł pod ziemię, choć z drugiej strony było to niemożliwe, by ktoś o takich gabarytach bezszelestne zniknął. Jednak... czy aby na pewno? Dom wydawał się żywy, i do tego skrywał tajemnice, których logika nie była w stanie pojąć. Kiedy zarówno Seiya, jak i Warui rozpoczęli przeszukiwania pokoi, nie natknęli się na nich, co mogłoby dać im chociaż małą wskazówkę odnośnie aktualnego miejsca pobytu ich znajomego.
I wtem do ich uszu dobiegł głośny huk, jakby zwaliło się coś naprawdę ciężkiego na podłogę. Dźwięk dochodził z ostatniego pokoju na korytarzu. Tego samego, do którego zmierzał powoli Warui. Tego samego, gdzie to właśnie jego ciągnęła niewidzialna siła kilka chwil temu. I tego samego, gdzie kilka godzin wcześniej Izaya próbował się powiesić.
Kiedy wasza dwójka dotarła do uchylonych szeroko drzwi, dostrzegliście zaginionego mężczyznę, który cicho jęcząc z oszołomienia leżał na brzuchu. Jego ubranie na plecach było rozdarte, a skóra rozcięta, barwiąc czerwienią brudne deski podłogi. Nie trzeba było być spostrzegawczym orłem, by przeczytać napis na plecach Shiby, który układał się w krótkie: "Hej :)". Jednakże nie tylko to mogło przerazić, jak krwisty napis znajdujący się na ścianie, lekko tuż nad leżącym mężczyzną: "Zabawimy się w chowanego?"
Jak za pstryknięciem palcami, z dołu rozniosło się głośne kuku, kuku, kuku zegara. Dźwięk był równomierny, co sekundę. Odliczający.

Carei i Isei

Niestety, pierwsza próba wydobycia pająków z małych kokonów rozsianych na przedramieniu dziewczyny skończyła się niepowodzeniem. Ból ręki pulsował coraz bardziej, a Ejiri odczuwała coraz intensywniej drapanie pod skórą. Jakby coś mocniej prowokowało pajęczaki skryte pod warstwami tkanek.
Nie mieli wyboru, jak ponownie podjąć wyzwanie, mając nadzieję, że tym razem się uda. Nim jednak Isei przystąpił do następnej próby, waszą uwagę przykuło niespodziewane i głośne kuku, kuku, kuku, wydobywające się z zegara. Dźwięk był był równy, co sekundę. Jakby odliczał.

-------


Isei: Rzuć na medycynę. Jeżeli będzie sukces - uda ci się porozcinać bąble. Następnie rzuć na zręczność (tylko w przypadku sukcesu na medycynę)- jak będzie sukces uda ci się złapać pająki.
Carei: Rzuć na wytrzymałość (bólu)

- Termin na odpisy: 07.09. 23:59


@Ejiri Carei  @Yakushimaru Seiya  @Shiba Ookami  @Warui Shin'ya  @Isei Yoshiro
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

Sob 7 Wrz - 16:32
W pośpiechu przeszukiwał pokoje, choć złapał się na tym, że nie miał nadziei na to, że Shiba przeżył to, cokolwiek go spotkało. Nie podobała mu się ta kolej zdarzeń i nie podobało mu się to miejsce. Gdzieś po drodze od jednych drzwi do drugich, wolną ręką obmacał własne kieszenie, upewniając się, że zapalniczka benzynowa wciąż ciążyła w jednej z nich. Był to dość paradoksalny przedmiot w jego posiadaniu – przez cały pobyt tutaj ani razu nie przeszedł się na zewnątrz, żeby zapalić. Wyglądało na to, że nie kłamał, mówiąc o tym, że zależało mu wyłącznie na rozpaleniu grilla (ewentualnie na zapaleniu jakiejś pierwszej lepszej świeczki, gdyby nagle odcięto im dostęp do prądu).
  ŁUP.
  Czarnowłosy wzdrygnął się zaskoczony nagłym dźwiękiem. Od razu przybrał bardziej bojową pozycję, gdy odwracał się w stronę, z której dobiegał. Był przekonany, że zaraz ujrzy leżącego na podłodze rudowłosego, ale zamiast tego na razie zbliżał się do drzwi, za którymi Seiya ani myślał szukać rosłego mężczyzny – przede wszystkim dlatego, że jeszcze przed momentem stali za blisko pokoju, by umknęło im to, że coś go tam zabrało.
  — No nie gadaj — rzucił mrukliwie pod nosem, przez moment po prostu stojąc w jednym miejscu, jakby czekał aż to Warui potwierdzi jego obawy. Yakushimaru miał jednak to do siebie, że ciężko było mu ustać w miejscu, gdy coś ewidentnie wisiało w powietrzu. W kilku krokach znalazł się nieopodal drugiego chłopaka. Nie chciał siłą przepychać się w drzwiach, a trzymając się niewielki krok za nim wciąż był w stanie wyraźnie zobaczyć, co znajdowało się w środku.
  Niestety.
  — O chuj — podsumował, nie będąc w stanie zdobyć się na bardziej elokwentny komentarz. Odruchowo wierzchem ręki przysłonił usta i nos, choć w pokoju wcale nie cuchnęło gnijącą padliną. Widok pokonanego Ookamiego mógł jedynie uświadomić im, że w starciu z jedną wielką niewiadomą, byli płotkami. Jego wzrok podążył za śladem krwi i zatrzymał się na ścianie, a czarnowłosy znów poczuł narastający przypływ wściekłości. Sam fakt, że ktoś uważał to wszystko za zabawę, przekraczał nawet jego granice dobrego smaku, a nierzadko zdarzyło się, że obił komuś gębę, gdy go wkurwiono. Prychnął, odsuwając rękę od twarzy i już miał puścić w eter kolejne wyzwiska, gdy dźwięk starego zegara zaczął nieść się po całym domu, nadając temu miejscu jeszcze bardziej upiornego klimatu.
  Zerknął za siebie przez ramię, kierując wzrok ku schodom w dół. Był w kropce. Poczucie, że powinni się pospieszyć i puścić tę ruderę z dymem, było równie silne, co to bezsensowne poczucie obowiązku, że powinni wytargać mężczyznę ze sobą, bo jeszcze żył. We dwójkę może mieli jakiekolwiek szanse, bo towarzyszący mu chłopak nie wyglądał na szczypiora, który z trudem udźwignąłby cięższy karton, ale nawet jeśli ruszyliby go z miejsca, droga w dół kosztowałaby ich sporo czasu, którego chyba nie mieli już za wiele. Ktokolwiek chciał bawić się z nimi w chowanego, nie powiedział nawet, do ilu planował policzyć.
  — Kurwa — warknął pod nosem. — Co robimy? — spytał rudowłosego, ze wzrokiem wymownie zawieszonym na leżącej na podłodze sylwetce. — Będziemy mieć cholerne szczęście, jeśli typ nie waży tony.
  Byłoby łatwiej, gdyby już nie żył.
  Wraz z tym przekonaniem włoski na karku czarnowłosego lekko się zjeżyły. Poczuł na nim małe, zimne igiełki, gdy poczuł się obco ze samym sobą. Więc tak kończyli ci, którzy w zbyt krótkim czasie naoglądali się za dużo makabry? A może aura tego domu sprawiała, że umysł zaczynał tworzyć jedynie najczarniejsze scenariusze, gdy każda kolejna decyzja była kwestią ich przetrwania.
  — Ale nie możemy go tu kurwa tak zostawić — dodał na głos, by dać sobie chociaż to minimalne poczucie komfortu, że jeszcze nie odpierdalało mu do końca; jeszcze miał jakiś kręgosłup moralny i nie chciał spalić nikogo żywcem.

Yakushimaru Seiya

Warui Shin'ya, Ejiri Carei and Chishiya Yue szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Sob 7 Wrz - 20:53
Jak na ludzi, którzy dopiero co omal nie skoczyli sobie do gardeł, myśli mieli całkiem zestrojone. Przeszukując pokój za pokojem, Shin nawet nie zakładał, że to ten, do którego ciągnęła go nadnaturalna siła, będzie docelowym. Spiął się na głośne łupnięcie, ale z jakichś powodów, gdy tylko rozbrzmiał ten głuchy łomot, nie miał wątpliwości, że jeżeli wyciągnie szyję, ujrzy w ramie framugi ogromną sylwetkę Ookamiego. Rzeczywiście świadomość, że ktoś o takich gabarytach został pokonany jak byle płotka, wywoływała nienaturalne cierpnięcie skóry. Nagle organizm był zbyt napięty, ścięgna tak naprężone, że jeden nieostrożny, zbyt gwałtowny ruch, a mogłyby pęknąć. To nazywano fuzją strachu i adrenaliny. Od obydwu tych rzeczy dudniło mu w głowie, gdy wyrwał się naprzód, gotów dopaść do (nieprzytomnego?) mężczyzny. Zahamował jednak równie gwałtownie, co rzucił się do biegu. Podeszwy butów zaszurały z nieprzyjemnym dźwiękiem tarcia, rude włosy opadły na czoła przy nieco pochylonej głowie. Oczy odnalazły makabryczny napis na grzbiecie pojękującego olbrzyma.

To zwykłe "Hej :)" miało w sobie coś wręcz bezczelnego i złowieszczego. Coś, od czego w Shin'yi się zagotowało. Bo ktoś odebrał mu możliwość poznania nieśmiałej Momoki. Bo ktoś zepchnął Hasegawę, o którego dopraszał się pół pobytu, będąc pewnym, że nadawali na tych samych falach. Wreszcie ktoś kontuzjował Iseia - prawdopodobnie jedynego faceta z ich drużyny, który miał głowę na karku. I teraz ten sam byt z nich drwił, jasno pokazując, że nieważne co zrobią, już przegrali.

- Wynosimy go - zdecydował, ledwo rozumiejąc, że w gruncie rzeczy odpowiada Yakushimaru. Prawie zapomniał o jego obecności, chociaż wcześniej wręcz do przesady często zerkał przez ramię, czy czarnowłosy wciąż majaczy gdzieś w tle. Tutaj każda próba rozdzielenia się mogła skutkować wypadkiem (zwykle, jak się już zorientowali, śmiertelnym), ale po prawdzie Warui nie sądził, aby byli bezpieczni nawet wtedy, gdyby postanowili trzymać się za ręce w kółku graniastym. Nie zmieniło to jednak naturalnej potrzeby nadzorowania wszystkiego, co było w jego mocy - a obserwowanie Seiya jeszcze się pod to wtedy podpinało.

Musiał wreszcie przed sobą przyznać, że jego towarzystwo zdawało się wręcz zbawienne. Nieważne, że raptem dziesięć minut temu zamierzał wbić mu nożyczki w gardło. Nieważne, że - zapewne - w głowie Yakushimaru oberwał kijem od miotły po łbie tuzin razy. To było dawno; całe świetlne lata temu. Wyglądało na to, że faktycznie wspólny wróg zbliżał.

A tutaj cały dom był ich wrogiem.

Nawet ta przeklęta kukułka, od której Shin wreszcie otrzeźwiał.

- Pospieszmy się, Sei. - Zamierzał dopaść do Shiby, złapać go pod jedno ramię i spróbować dźwignąć. Zresztą, facet wydawał się przytomny; nie jest powiedziane, że będą musieli go nieść. Może jedynie prowadzić, uważać, by się nie wywalił... - No dawaj, do cholery. To nie czas na leżakowanie. Ile rudych przystojniaków widzisz?


従順な
Warui Shin'ya

Ejiri Carei, Chishiya Yue and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku