Była godzina dziewiąta rano w poniedziałek. Dwa czarne wany podjechały pod dom Howensów przywożąc na miejsce siedmioro uczestników programu. Dom otaczał prawie trzymetrowy, kamienny mur, przez który nie byliście w stanie niczego dostrzec.
- Postawiliśmy ten mur specjalnie na potrzeby programu! - powiedział z uśmiechem Charlie Benett, niemal dumnie, jakby dokonał czegoś niesamowitego, producent stacji telewizyjnej TTV. Był to dość niski mężczyzna, nieco przysadzisty o grubym wąsie, którego moda przeminęła chyba z dziesięć lat temu. Był lipiec, temperatura pomimo porannej pory zaczynała doskwierać. Było chyba z trzydzieści stopni w cieniu, a przecież nie było nawet południa.
- Przez czternaście dni będziecie odcięci zupełnie od świata. Zero kontaktu z rodzinami, przyjaciółmi, z nami. W zamrażalce i lodówce macie zapasy jedzenia na czternaście dni, a woda w kranie jest zdatna do picia. To co? - klasnął w dłonie, uśmiechając się promiennie spoglądając na każdego z was po kolei.
- To do zobaczenia! - pomachał wam, kiedy przekraczaliście metalowe drzwi, które bardziej przypominały zabezpieczenie, jakie stosuje się przy różnego rodzaju sejfach, aniżeli domach. Z drugiej strony ich grubość i ciche skrzypnięcie, gdy zamykały się za wami dodawały jedynie klimatu. Po chwili mogliście usłyszeć metalowy odgłos łańcucha, a na koniec pstryknięcie kłódki.
Staliście w siódemkę przed staro wyglądającym domem, w którym już na pierwszy rzut oka nikt nie mieszkał od paru dobrych lat. Trawa dookoła sięgała niemalże łydek i jeżeli kiedykolwiek była tutaj jakaś ścieżka - już dawno zniknęła pod naporem chwastów i gąszczy. Ciemna cegła domu straszyła wyblakłym kolorem, a w wielu miejscach odpadał tynk, z kolei na dachu mogliście dostrzec brak paru dachówek. Do starych, odrapanych i drewnianych drzwi prowadziły trzy schodki zbudowane z drewna, a każdy stawiany krok na nich niósł ze sobą dziwnie brzmiące skrzypienia, jakby w każdej chwili miały się zarwać.
Po wejściu do domu od razu w wasze nozdrza uderzył zapach stęchlizny oraz gęsty zaduch. Brudne i zakurzone podłogi od lat nie widziały szczotki i mydła, tak samo ściany, w których rogach znajdowały się grube pajęczyny. Tapety w blade kwiaty w wielu miejscach odpadały grubymi warstwami, a wszystko dookoła, zaiste, wyglądało gorzej od przysłowiowych "spartańskich warunków". A wy mieliście tu spędzić czternaście długich dni i nocy.
-------
Mapy:
- Spoiler:
- Termin na odpisy: 04.05 23:59
Nie obowiązują kolejki. Możecie pisać ile potrzebujecie. Jeżeli będziecie potrzebowali interwencji MG przed upływem terminu - oznaczcie mnie.
Z niektórymi z was mogę czasami prowadzić mini fabułę na pw, by nie psuć rozrywki innym.
@Ejiri Carei @Hasegawa Izaya @Yakushimaru Seiya @Shiba Ookami @Warui Shin'ya @Isei Yoshiro @Saga-Genji Momoka
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Itou Alaesha, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.
— Tch — syknął pod nosem, zwracając twarz ku stojącemu otworem wejściu na strych. Z zadartą głową podszedł do spuszczonej drabinki, a jego wzrok mógł wyłapać jedynie fragment stropu i tego, co znajdowało się tuż przy samych schodach. Nie zamierzał wchodzić na górę, a już tym bardziej nie, gdy oparł rękę na jednym z wyczuwalnie spróchniałych szczebli. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, podciągnął drabinę wyżej i wyciągając ręce maksymalnie do góry, zamknął klapę, by wszystko to, co się tam gnieździło, nie zdecydowało się poszukać sobie kryjówki w którymś z pokoi. Gdyby o czymś jeszcze sobie przypomnieli, i tak wystarczyło pociągnąć za dyndający z sufitu sznurek.
Czarnowłosy otrzepał ręce, pozbywając się z nich kurzu i strzępka starej pajęczyny. Niedługo później zszedł na parter, po drodze przypadkiem trącając butem zmiętą kartkę. Potoczyła się kawałek po wciąż brudnych, ale przynajmniej zamiecionych, panelach i znów przyciągnęła uwagę Seiyi. Chłopak schylił się po nią, a zgarnąwszy ją do ręki, najpierw jednokrotnie ją podrzucił, a następnie rzucił nią w stronę stołu, przy którym zgromadzili się pozostali uczestnicy, z których niektórzy musieli zajmować się swoimi ranami. Nierówna papierowa kulka wylądowała na środku blatu, przypominając raczej zwykły śmieć niż coś, czemu warto było poświęcić uwagę.
— Łapcie. Może to kurwa wasze spóźnione ostrzeżenie przed szczurami — stwierdził, przetaczając wzrokiem po każdym z osobna. Nie sądził, by organizatorzy mieli na myśli akurat to, ale ten przypadkowy rozlew krwi pasował do rdzawego napisu UCIEKAJ na papierze. Mógł załatwić to grzeczniej, ale chyba nie byłby sobą, gdyby podzielił się tą informacją w inny sposób. Każda grupa musiała mieć swoją czarną owcę, a on – i tak ubrany cały na czarno – doskonale sprawdzał się w tej roli. Poniekąd było mu też wszystko jedno, czy w jego znalezisku doszukają się jakiegoś większego znaczenia, którego nie widział. Przynajmniej na razie, gdy pozornie nie było przed czym uciekać. — Jutro zamierzam pozrywać całą tę gównianą tapetę, więc nie przywiązujcie się za bardzo. Może powtykali tam jeszcze jakieś zajebiste złote myśli.
Odwróciwszy się do zbiorowiska plecami, w zastanowieniu rozejrzał się jeszcze po jadalni. Później przez resztę dnia interesowało go już jedynie to, by zdążyć się najeść, napić, umyć i wreszcie udać do swojego pokoju, ubrany już w luźniejsze spodnie dresowe. Interesowało go też to, by w trakcie dnia wydarzyło się cokolwiek albo żeby magicznie okazało się, że w domu jest magiczny włącznik klimatyzacji – było cholernie duszno, ale może to po prostu ludzie zabierali mu tlen.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Towarzysz Iseia wyprzedził go na schodach i żwawym krokiem wspiął się na piętro. Gdy Yoshiro dotarł na górę bez większego pośpiechu, usłyszał na raz kilka głosów, niewyraźny krzyk z otwartego strychu a obok niego przemknął w dół schodów najwyższy z uczestników. Z początku nie bardzo rozumiał, co się wydarzyło, jednak poruszenie w uczestnikach, który weszli na strych, było naprawdę spore. Zobaczył ludzi po kolei schodzących drabiną w dół i ze strzępków informacji zorientował się, że dwóch chłopaków zostało ugryzionych przez szczura, a duży byczek zbiegał na parter najwyraźniej w poszukiwaniu czegoś do odkażenia ran. Isei nie wiedział, czy być bardziej rozbawiony, czy załamany całą tą sytuacją. Minęła ledwie chwila od momentu ich przyjścia do tego domu, a już mieli trzech poszkodowanych. Całe szczęście raczej niegroźnie, a on miał remedium na ich problemy. Póki co, wybrał oglądanie z przymrużonym okiem całej ten dantejskiej sceny, do czasu, aż jego uwagi nie przyciągnęła (ponownie) kobieta w sukience (@Ejiri Carei). Schodziła ostrożnie po niepewnej drabinie, zachowując jednak przy tym możliwie wiele gracji. Asekuracyjnie wysunął w jej kierunku ramię, gdyby chciała się go złapać. Zauważył, że palec jednej dłoni trzymała wysoko w górze.
— Ciebie też ugryzł ten szczur? — Zapytał, gdy stanęła już na ziemi i ujął drobną dłoń we własną. Isei jednocześnie pochylił się, jak i przysunął dłoń bliżej twarzy, gdyż różnica wzrostu między nimi była wyraźna. Niemniej — wyjątkowo urocza. Zobaczył na palcu dwie maluteńkie kropki, które zdecydowanie były ugryzieniem, ale nie szczurzym. Rozczuliło go, z jaką gracją szła z palcem w górze, aczkolwiek opuszka rzeczywiście była zaczerwieniona i wymagała opieki. Wysoko uniósł jeden z kącików ust, rzucając konspiracyjny uśmiech i odrobinę ściszając głos. Na tyle, żeby na razie tylko ona mogła go usłyszeć.
— W pokoju mam apteczkę. Zaraz o tym powiem reszcie, ale jeśli pozwolisz, to Ciebie opatrzę jako pierwszą. — Puścił kobiecą dłoń i wyprostował się dalej się uśmiechając. — W ogóle to nazywam się Yoshiro. — Zeszli na dół schodami, a Isei zostawił dziewczę przy drzwiach do swojego pokoju, z którego zabrał tylko apteczkę. Wciąż chciało mu się śmiać, że muszą z niej skorzystać już pierwszego dnia.
W trakcie, gdy inni uczestnicy wciąż chodzili w kółko, położył apteczkę na stole, ciesząc się, że postanowił tutaj wcześniej posprzątać. Warunki higieniczne głównego punktu zbiórki stały się choć trochę bardziej znośne. Wyciągnął buteleczkę odkażacza w sprayu i 2 zestawy naprawcze składające się z jednorazowej saszetki antybiotyku w maści oraz plastra. Odezwał się do chłopaków — rudego i w okularach, którzy zdawało mu się, już zdążyli ładnie przemyć rany wodą z mydłem, co również było dobrym krokiem przy ugryzieniach. (@Warui Shin'ya i @Hasegawa Izaya) — Najpierw spray, potem maść i na koniec plaster. Resztą maści smarujcie rany przez kolejne dwa, trzy dni i nic wam nie będzie.
Sam usiadł na jednym z rozklekotanych krzeseł, a @Ejiri Carei wskazał drugie, obok siebie. Jeśli pozwoliła, opatrzył jej ranę. Użył wtedy odkażacza, a potem również jednorazowej saszetki, jednak w jej wypadku z żelem antyhistaminowym. Antybiotyku użyje dopiero, jeśli jutro rana nie wyglądałaby lepiej i zostałaby nadkażona jakąś bakterią.
Wcześniejszy kompan Yoshiro postanowił pochwalić się ich znaleziskiem. Na rzucony przez niego komentarz Isei zaśmiał się pod nosem. Nie brał przesłania z kartki ani odrobinę na poważnie, a żart choć kąśliwy, uznał za udany. Niech już lepiej zaczną ich straszyć jakimiś zmorami, bo jednak ugryzienia szczurów i pająków mogły rzeczywiście nieść za sobą jakieś niebezpieczeństwo. Niemniej, jeśli szczurek faktycznie był gruby, to zapewne był domowym milusińskim, który dobrze żywiony, został dzisiaj bezsensownie wypuszczony na grupkę uczestników.
Dzisiaj wszyscy byli już zmęczeni, a dzień chylił się ku zachodowi. Isei stwierdził w duchu, że jutro poruszą kwestie racjonowania żywności i sam poszedł za przykładem towarzysza, którego wciąż nie zapytał o imię, pomimo że spędził z nim dzisiaj najwięcej czasu. Chwycił cokolwiek do zjedzenia i napił się wody. Jeśli dziewczęta wciąż potrzebowały pomocy z przeniesieniem pryczy, to przed udaniem się do własnego pokoju, przeszedł się na piętro i pomógł, jak na gentlemana przystało.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Hasegawa Izaya and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Kilka chwil potem nadbiegła pomoc w postaci @Isei Yoshiro który ogarnął apteczkę. Na szczęście dzieciak się przygotował wybierając się do programu. I to chyba nawet lepiej niż Shiba, który wziął ze sobą raczej mniej przydatne przedmioty. Po tym wszystkim, skierował się do swojego pokoju gdzie rozpakował rzeczy i położył się na łóżku z nadzieją że przynajmniej to pod nim nie pierdolnie.
#a2006d
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
- Wiem - to jedyne co odpowiedział w kierunku @Isei Yoshiro, kiedy wszystkie zmysły nabrały ostrości; brzmiał na tyle kategorycznie, że dało się wychwycić próbę ucięcia dalszych wytycznych, jakby wcale nie chciał ich słuchać. Poradzę sobie - to już rzucił pod nosem; bardziej do siebie. Wzrok przesuwał się tymczasem po obmywanej ranie; chłodna woda zdawała się skutecznie go uspokoić, ale kontrolnie i tak zerkał w stronę kompana (@Hasegawa Izaya), co rusz powracając do nadgryzionej skóry jego nosa. Strzepnął wreszcie nadmiar kropel do miski, spojrzeniem ostatecznie zahaczając o @Ejiri Carei. Wokół niej ktoś zdążył się już zakręcić; zrozumiał zresztą po przygotowaniu tego chłopaka, że wpadła w dobre ręce.
Końcówka dnia przemknęła w zwykłym, mozolniejszym rytmie. Nie skomentował karteczki rzuconej na blat; właściwie obdarzył ją tylko przelotnym zainteresowaniem, nie do końca pewien, czy ktokolwiek ma tu jeszcze siłę, aby analizować - w powadze albo komiczności - podobne znaleziska. Może następnego dnia będzie na to moment. Teraz ważne, aby wrzucić coś na ząb. Przepić to wodą. Później szybki prysznic, po którym z wciąż mokrymi włosami legł na pryczy swojego pokoju; w pomieszczeniu znajdowało się wystarczająco dużo wieczornego światła, aby był w stanie przeczytać tytuł książki, którą pochwycił podczas batalii. Sam nie był w stanie ustalić, co było powodem, dla którego sięgnął po nią; uchylił jednak oprawę i zajrzał w pierwszą stronę.
Z braku lepszych opcji nawet lektura starego tomiska wydawała się ujmująca.
Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Zeszła ostrożnie, bardziej niepewna, niż w momencie, gdy pokonywała schodki w górę. I chociaż nikogo nie powinno już zostać na górze, obejrzała się za siebie. Raz, krótko, z jakąś ulgą przyjmując, że oferujący jej wcześniej wspólne zajmowanie pokoju chłopak (Seyia), zatrzasnął za nimi klapę. Mimowolnie, posłała mu rzeczywiście wdzięczne spojrzenie, bardziej przeciągle. Na kilka chwil - odwracając uwagę od zamieszania, jakie mąciło spokojność umysłu.
- Pająk, to nic takiego - zamrugała, skupiając uwagę na Panu Czarującym (Isei), jak zdążyła wcześniej określić, żywiołową sylwetkę. I chociaż robiło jej się ciepło na fakt ofiarowanej troski, to miała świadomość, że to poszkodowani chłopcy potrzebowali opatrunku. Wciąż jednak rozkojarzona, pochyliła głowę, kiedy Yoshiro tak delikatnie ujął jej rękę, ona szykowała się na wyznanie skrywanej tajemnicy - Dziękuję. I jestem Carei. Ejiri Carei - uśmiechnęła się blado i powtórzyła imię, pochylając głowę i mówiąc wystarczająco głośno, by i pozostali nie musieli dopominać się o jej tożsamość.
Zaczekała cierpliwie na powrót Iseia z apteczką, ale gdy znaleźli się już razem, zanim usiadła przy rozklekotanym krzesełku, by pozwolić na odkażenie rany (widziała, że białowłosy - Shiba zgodnie z wytyczną, przyniósł wodę z mydłem), rozwarła rękę, w której wciąż trzymała zgiętą na pół fotografię. Postąpiła kroku, by zając miejsce przy wspólnym stole, nie siadając. Rozłożyła wolno zawartość ręki, zatrzymując krok tuż przy złotookim (Warui) - o którego bok niemal oparła się biodrem - oraz okularniku (Izaya) - Znalazłam na górze zdjęcie - w głosie zbrakło początkowej niepewności, kiedy ułożyła smukłe palce na brzegach fotografii, rozciągając dla lepszej widoczności. Każdy, kto spojrzał mógł dostrzec, że przedstawiała utrwaloną scenę całej ich siódemki tuż przed tym, jak wsiedli do aut, które zawiozły do domu - nie bardzo wiem co o tym myśleć. I jaki był tego cel... - i jeśli chciała coś dodać, to rzucona przez Yakushimaru karteczka z wyrysowanym czerwienią ostrzeżeniem, wydawała wybrzmieć jakimś nieprzyjemnym echem, skutecznie zamknęła jej usta.
Dopiero potem, usiadła przy Yoshiro, dając szansę sobie na oddech i chłopakowi, na zajęcie się drobnymi rankami. Niby nie działo się tak wiele, ale opadające na ramiona zmęczenie, popychało, by w końcu odpoczęła, wzięła szybki prysznic, skorzystała z toalety - byle przypadkiem nie musieć wychodzić w nocy - i ułożyła się na jednej z dwóch prycz - drugą, zgodnie z prośbą , przeniesiono do pokoju. Nie miała zamiaru i nie chciała być sama. Niezależnie od wszystkiego. Chciałaby wierzyć, że drobne zbiegi okoliczności, były elementem zaprojektowanej dla nich scenerii - dokładnie jak w filmach. Nie mogła jednak pozbyć się dreszczu, który wspinał się po skórze, wywołując gęsią skórkę. Starała się - jeszcze przed snem, spróbować pociągnąć rozmowę z Momoką, i w końcu poddać się zmęczeniu. I ramionom dobrego snu. Jeśli tylko zechciał przyjść.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Yakushimaru Seiya, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Izaya wydał z siebie krótki wrzask, gdy dwie zimne szpile wbiły się w jego skórę. Nie było to AŻ tak bolesne, ale sam fakt, że szczur w parę sekund wylądował mu praktycznie na twarzy - przestraszyło go. Chwila moment i szczur przepadł. Momentalnie złapał się za uszkodzony nos, chcąc zatamować ewentualne krwawienie. Nie baczył na to czy do ran sam na własne życzenie wepchnie więcej zarazków. Pierwszorzędnie pomyślał tylko o tym, żeby sobie ubrań kropelkami z krwi nie uświnić.
Potrzebował chwili, aby się otrząsnąć i zacząć na nowo myśleć trzeźwo. Rozejrzał się w końcu. Wielkolud zwiał na dół, pewnie po pomoc czy coś. Jedna dziewczyna stała jak słup soli, a druga z palcem do góry jakby też ją coś użarło. Nie miał świadomości, że faktycznie ją coś ugryzło. Czyli trzy? Nie, w sumie cztery z pięciu osób coś oberwały.
W końcu okularnik się podniósł do pionu, dalej uważając czy mu krew przez palce nie przecieka. Nie zastanawiając się zbyt wiele dlaczego wszyscy nagle na dół schodzą, postanowił iść ich śladami. Raczej nie chciałby sobie urządzać jeden na jeden z tłustym szkodnikiem. Jeszcze by z kolegami przylazł, czy ze sprzętem.
Minął dwie osoby, które zapewne siedziały przez cały czas na dole. Nieszczególną uwagą ich obdarzył, bo po co? Jedyne co mignęło Izayi, to zachowanie pana co się przedstawił jako "Yoshiro" w stosunku do Ejiri. Zaś do głowy przyszły Hasegawie różne myśli, głównie głupkowate.
Jak wszyscy idą do jadalni to wszyscy, nie? Ejiri coś zabrała z góry. Zdjęcie jakieś, do którego większej uwagi nie przyłożył. Czy to takie straszne ma być, że porobili im zdjęcia i porozrzucali gdzieś... Gdziekolwiek? Lepsze takie, niż jakieś upokarzające.
- To ma nas nastraszyć jak nic. - Cicho westchnął. - Jesteśmy w programie, więc też myślę, albo bardziej mam nadzieję, że paskudy co nas pogryzły nie chorują na coś. Albo nie są trujące. - Szczur trujący? Ale jaja. Pająk niestety to taki coinflip. Sam go nie widział, więc też pozostaje pytanie ile ewentualnie godzin czy dni życia pozostaje Ejiri. Oczywiście, nie chciałby tego widzieć, jak jakaś losowa dziewczyna umiera, ale cholera wie co producentom do łbów strzeliło.
Usiadł sobie przy stole obok rudego. W zasadzie, okularnik łaził praktycznie cały czas za Shin'yą. Tak jak wierny piesek nie chciał go odstąpić na krok. Głównie dlatego, bo uznał Waruiego za interesującego człowieka. I parę razy przeszło mu przez myśl, że pewnie ma duże serducho. Nawet wychwycił, że zerka od czasu do czasu na niego. Przeczuwał, że może znaleźć fajnego przyjaciela, ale jak to wyjdzie? Cholera wie. Przez te przemyślenia nie za bardzo słuchał Yoshiro, a także zignorował kartkę rzuconą przez przeklinającego pana.
Pozostało jedno. Zjeść coś, umyć się i iść spać. Oby tylko ciepła woda tu była... I czysta. Westchnął sobie pod nosem. Chyba zdecyduje się iść ostatni myć i wcześniej dopyta jak wyglądają tutaj łazienkowe warunki. Ha, ha. Warunki. Bo wiecie? Rudy się nazywa Warui. Waruinek.
@Ejiri Carei @Yakushimaru Seiya @Warui Shin'ya @Shiba Ookami @Saga-Genji Momoka @Isei Yoshiro @Mistrz Gry
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Yakushimaru Seiya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Rany po ugryzieniach przestały boleć, jeżeli zostawiło się je w spokoju. Zapewne nim skończy się program, zostanie po nich jedynie nieprzyjemne wspomnienie. Palec Ejiri w ogóle nie wykazywał większych oznak po ugryzieniu, jakby sytuacja ze strychu nie miała w ogóle miejsca. Ale wrażeń jak na pierwszy dzień było na tyle wiele, że większość z was zaczynało odczuwać znużenie już w okolicy godziny siódmej, a po dziewiątej większość z was zniknęła we wcześniej zajętych pokojach.
Upał i parność jaka panowała w pokoju sprawiła, że przez większość nocy przekręcałeś się z boku na bok. Czułeś, jak krople potu spływają po twoich plecach, a szorstki materiał koca, na którym leżałeś, przykleja się do twojej rozgrzanej skóry. Męczyłeś się, ale ostatecznie twój umysł poddał się i usnąłeś niespokojnym snem. Niespokojnym na tyle, że gdy poczułeś, że ktoś pochyla się nad tobą i łaskocze ciepłym oddechem po policzku, twój umysł momentalnie wybudził cię i postawił w stan gotowości. Ale gdy otworzyłeś oczy, nikogo nie było w pokoju, a drzwi były zamknięte. Dookoła panowała przejmująca cisza, jakby ktoś przyciszył wszelakie dźwięki otaczającego cię świata.
Bez większego problemu zasnąłeś, chociaż panujący upał i zaduch niczego nie ułatwiał na początku.
Tik, tok
Noc wydawała się spokojna, aż do momentu, gdy wybudził cię stłamszony dźwięk-
Tik, tok
-wgryzał się w umysł i drażnił, jak nachalnie kapiący kran.
Tik, tok
Świadomość wróciła do ciebie, wyrwana z objęć Morfeusza. Dookoła panowała cisza przerywana z oddali dźwiękiem tykającego zegara. Dochodziła zza drzwi prowadzących do twojego pokoju, najpewniej z jadalni.
Tik, tok
Łóżko zazgrzytało niebezpiecznie pod twoim ciężarem, ale na całe szczęście okazało się na tyle solidne, że nie pękło. Jedynie wydawało dziwne dźwięki za każdym razem, kiedy przewracałeś się z boku na bok. Sen przyszedł zaskakująco szybko. I choć normalnie sen miałeś ciężki, tym razem coś z łatwością cię wybudziło. Ciche drapanie w drewnie początkowo było ledwo słyszalne, ale im bardziej się w nie wsłuchiwałeś, tym bardziej stawało się nachalne. Trudno było określić z której dokładnie strony dochodzi, ale im dłużej nasłuchiwałeś, byłeś coraz bardziej pewny, że to nie jest drapanie, a brzęczenie gdzieś w ścianie w okolicach brudnego okna, które przepuszczało nikłe, księżycowe światło.
Dość szybko okazało się, że naturalne, wieczorne światło jest niewystarczająco, dlatego też zmuszony byłeś użyć małą, nocną lampkę, która stała obok wąskiego łóżka. Książka, którą przyniosłeś ze strychu była niczym innym jak pamiętnikiem niejakiej Grace Thompson. Pierwsze strony były nieczytelne, najwidoczniej coś zostało na nie wylane, przez co tusz zlazł się i przypominał teraz rozmazanego kleksa. Dopiero po przewertowaniu kilkunastu stron natrafiłeś na ładne, dziewczęce pismo naniesione atramentem.
11 listopada 1978
Wciąż nie lubię tego miejsca. Szkoły tak samo. Wszyscy uważają mnie za dziwaczkę tylko dlatego, że zamieszkaliśmy w tym domu. Nienawidzę rodziców za to, że podjęli tę decyzję. Nawet nie zapytali mnie o zdanie! Carl wydaje się zadowolony. Ale to wciąż dzieciak. Wystarczy mu kawałek trawnika, gdzie może bawić się z Hunterem. Coraz częściej mówi o swoim nowym przyjacielu. Mówi, że przychodzi do niego w nocy i chce się z nim bawić. Nikt go nie widzi, ale chyba każdy sześciolatek ma swojego niewidzialnego przyjaciela. Ciekawe czy ja też miałam? Nie pamiętam.
Przewróciłeś stronę.
21 listopada 1978
Nie umiem spać w nocy. Denerwuje mnie dźwięk skrzypienia, jakby coś ocierało się o coś. Mówiłam o tym tacie, ale tata zignorował to, jak wszystko, twierdząc, że to pewnie wiatr. Dlaczego on mnie nigdy nie słucha!
Następną.
24 listopada 1978
Hunter stał się niespokojny. Cały czas warczy i szczeka na mój pokój. Nawet nie chce tutaj wejść. Trochę mi smutno, czuję się taka samotna. Czasami zazdroszczę Carlowi, że ma niewidzialnego przyjaciela. Nikt mnie nie rozumie. W szkole nadal nie mam żadnych znajomych. Skrzypienie jest coraz głośniejsze. Rodzice nadal mnie nie słuchają.
25 listopada 1978
To skrzypienie doprowadza mnie do szału!
Szelest przewróconej kartki.
30 listopada 1978
Zobaczyłam rysunki Carla. Są dziwne. Rysuje na nich jakąś ciemną postać, która unosi się w powietrzu. Na samą myśl o nich mam gęsią skórkę. Oczywiście mama mówi, że to tylko jego wyobraźnia. Ale ja wiem, że z tym domem jest coś nie tak! Tęsknię za naszym prawdziwym domem z Minnesocie.... Chcę do domu.
Poczułeś piasek pod powiekami. Nawet nie zorientowałeś się, kiedy zapadła noc, a w domu cisza. Najwidoczniej wszyscy poszli spać i gdy sam zamierzałeś ułożyć głowę na mało wygodnej poduszce, usłyszałeś ciche kroki na korytarzu. Możliwe, że któryś z uczestników przebudził się za potrzebą. Tylko dlaczego kroki urwały się tuż przed twoimi drzwiami, a przez szczelinę pod nimi wyraźnie widziałeś, że ktoś tam stoi?
Miałaś wrażenie, że rozmowa z Momoką nie do końca się klei. Dziewczyna wydawała się jakaś przygaszona i nieobecna, ale uparcie twierdziła, że to wina zmęczenia. W końcu dałaś za wygraną, wszakże dzisiejszy dzień był wyjątkowo męczący. Dla was wszystkich, dlatego też gdy tylko ułożyłaś się wygodnie na mało komfortowym łóżku, od razu poczułaś senność, która porwała cię do krainy snów.
Zbudziłaś się jednak gwałtownie w środku nocy czując bolesne pulsowanie na palcu, jakby ktoś przykładał do niego rozgrzany węgiel. Kiedy podniosłaś się do siadu, kątem oka dostrzegłaś siedzącą na łóżku Momokę, która była zwrócona twarzą do ciebie. Być może nie umiała zasnąć. Nikłe światło nocnej lampki rozlało się po pokoju, gdy postanowiłaś ją zapalić i spojrzeć na bolący palec. Zorientowałaś się dość szybko, że jest opuchnięty i dwukrotnie większy od pozostałych palców. Był na tyle wielki, że miałaś problem z poruszaniem nim, a pulsujące ciepło rozpływało się na całą dłoń. Jednakże gdy uniosłaś spojrzenie na Momokę, doszło do ciebie, że dziewczyna nie siedzi przodem do ciebie, a tyłem. Jednakże jej głowa była odwrócona o sto osiemdziesiąt stopni tak, że była zwrócona twarzą w twoją stronę. Jej lekko przymknięte, martwe spojrzenie wwiercało się w ciebie, a w jej rozchylonych ustach połyskiwała broszka, którą widziałyście na strychu.
To był bardzo ciężki dzień. I dość bolesny, dlatego też nic dziwnego, że po ułożeniu się na pryczy zasnąłeś niemal od razu. Nawet pomimo panującego upału i zaduchu. Nic nie wskazywało na nagłe wybudzenie w środku nocy, ale podświadomie czułeś, że nie jesteś sam. Miałeś wrażenie, że ktoś wpatruje się w ciebie, przez co świadomość zaczynała wybudzać się coraz szybciej. Gdy uchyliłeś powieki, w kącie pokoju dostrzegłeś czarną sylwetkę. Miała rozmazane kontury, więc ciężko było dostrzec coś więcej oprócz tego, że była zaskakująco szczupła, ale i wysoka. Gdy jednak świadomość dobudziła się całkowicie, a wzrok zdołał przywyknąć do panującej dookoła ciemności - postaci już nie było. Na powrót byłeś sam w pokoju. Być może to był tylko sen?
-----------------------
--------------
Termin: 07:06 23:59
@Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiya @Isei Yoshiro @Shiba Ookami @Hasegawa Izaya @Ejiri Carei
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Yakushimaru Seiya, Hasegawa Izaya, Ōgimachi-Genji Nozara, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Sen - tak mawiali dziadkowie - działał jak remedium. Koił działanie wzburzonych emocji, regenerował. Ale gdy piekący ból gdzieś (o której?) w nocy wyrywał ją z odpoczynku, czułą się bardziej zmęczona. Było jej słabo, w jakiś sposób ciężko na żołądku, jakby brakowało jej powietrza od panującej wokół duchoty. Zagryzła wargi, starając się zachować ciszę, gdy przewracała się na niewygodnym łóżku i w końcu miękko siadła, opuszczając wolno nogi na podłogę, chłód, który załaskotał w stopy, nie miał w sobie nic przyjemnego. Zdrową dłonią, sięgnęła po włącznik światła, chcąc rozgonić tak własną nieprzytomność, jak i kłębiącą się czerń nocy.
Widok brzydko opuchniętego palca wywołał płaczliwy wdech, skrzywiła się lekko, z przestrachem, przygryzające jęk. Dostrzegając siedzącą postać jej towarzyszki, zdecydowała swoją skargę skierować w jej stronę, chociaż głowę wciąż miała pochyloną, skupioną na uniesionej dłoni - Boli... coś jest bardzo nie tak... - urwała, starając się skupić spojrzenie na sylwetce Momoki, w pierwszym odruchu, nawet chcąc podnieść się i podejść do dziewczyny. Jej niezmienna nieruchomość, wywołała w ciele przejmujący dreszcz. Zimno przecięło skórę wzdłuż kręgosłupa, sprawiając, ze nawet materiał cienkiej piżamy, składającej się z krótkich spodenek i koszulki, przypominał nasączoną śniegiem warstwę. Zamrugała, czując jak strach wdziera się gwałtownie, alarmująco, pochłaniając całą, nerwową racjonalność, która próbowała dopowiedzieć coś... mądrego - Też... nie możesz spać? - spróbowała jeszcze, ale niemal zadławiła się wyrazami, w - całej potwornej okazałości - rozumiejąc - co miała przed sobą. A właściwie, co stało się z dziewczyną, a to wykręcona głowa pusto spoglądała na nią. Rozwarte, martwe, dziewczęce szczęki utrzymywały... broszkę?
Wrzask, przeciągły, dokładnie taki, jak w przepowiedzianej dla siebie wizji - ponieść się musiał po wszystkich zakątach domostwa. Krzyczała głośno, z całą salwą tonacji, wyćwiczoną na aktorskich zajęciach przeponie. Nie przestała nawet wtedy, gdy łzy, jak ścieżka, popłynęła przez policzki.
Zerwała się, właściwie cofając najpierw głębiej na skrzypiące pod jej niewielkim ciężarem łóżko, potem, niemal zsuwając się z jego brzegu, by potykając się dobiec do drzwi i w panice, szarpnąć za klamkę.
Prawie zwymiotowała.
Wydostać się wydostać się wydostać się.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Yakushimaru Seiya, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Cień odznaczający się w wyrwie pomiędzy podłogą a drzwiami dostrzegł jednak doskonale. Coś ścisnęło go za trzewia; nie do końca strach, choć jego irracjonalny chłód wspiął się wzdłuż kręgosłupa. Zrzucił to jednak na zdenerwowanie. Był niemal pewien, że wie, kogo dostrzeże, jeżeli szarpnie za klamkę. Tego kretyńskiego palanta, któremu wydaje się, że jest zabawny. Rzuca sobie karteczkami po blacie i teraz chce mu rzucić wyzwanie.
Shin'ya sięgnął do nocnej lampki; przy jej nóżce zostawił materiałową maseczkę, którą w mechanicznym geście nałożył na twarz. Bose stopy zdążyły w tym czasie odszukać rzucone przed łóżkiem obuwie. Wsunął palce do adidasów, dźwigając się do pionu. Noc była gorąca; założony do spania t-shirt miał w sobie coś wymiętoszonego, jakby jednak udało mu się usnąć przynajmniej na kilka godzin, jakby wygrzał tę tkaninę.
Chyba nie sądzisz, że wygrasz? - poruszył niemo wargami, zbliżając się do wejścia. Nie krył faktu, że wciąż był na czatach. Zresztą, nietrudno było dostrzec ten mdły poblask żarówki; dodać dwa do dwóch. Nie odpoczywał; przynajmniej nie w sposób, jaki cała reszta zdawała się praktykować.
W dwóch prędkich krokach przemierzył więc odległość od mało wygodnego łóżka, po drodze porywając notatnik (już raz jeden zamierzał użyć go jako broni; dlaczego tym razem miał się nie przydać?). Zważył w ręce ciężar zeszytu, drugą dłoń opierając o klamkę. Bez jakiegokolwiek wstępu szarpnął za nią, chcąc skonfrontować się z osobą, która tam stała...
... i wtedy usłyszał wrzask.
ubranie: koszulka + dresowe, szare spodnie + adidasy + maseczka na twarzy;
Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha, Hasegawa Izaya and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Nawet w momencie w którym zatrzymałeś się przed drzwiami, obecność po drugiej stronie nie zniknęła. Ktoś ewidentnie tam stał, tylko po co? Nasłuchiwał? A może chciał cię wystraszyć? Ciężko było powiedzieć, lecz gdy naparłeś dłonią na klamkę, a ta ugięła się poddańczo pod naporem twojej siły, i otworzyłeś drzwi - nikogo tam nie było.
@Warui Shin'ya
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Itou Alaesha, Hasegawa Izaya and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.