31 października główna sala to spełnienie marzeń wszystkich wielbicieli grozy. Ogromną przestrzeń przemodelowano na pomieszczenie pełne pajęczyn i ciężkich kotar w kolorze płynnego wina, obrazy zamieniono na malunki powykręcanych monstrów i zjaw, a stoły zastawiono potrawami wzorowanymi na częściach ciał, owadach i zwierzętach. Wokół panuje klimatyczny półmrok, mimo zdecydowanie dobrego przepływu prądu - nad głowami zebranych migają dające skąpe światło żarówki ciężkich żyrandoli, resztę ciemności rozganiają zaś liczne świeczki i świecie różnych wielkości.
W rogu gra wynajęta specjalnie na bal orkiestra, której zadaniem jest podsycenie uroku Halloween. Nie szczędzą zatem swoich sił przy odtwarzaniu najpopularniejszych utworów kojarzonych z tym świętem - w repertuarze nie zabraknie choćby Spooky Scary Skeletons Andrew Golda, ale również melodii z kultowych soundtracków kina grozy.
Zabawa rozpoczyna się o godzinie 21:00 - wtedy gargantuicznych rozmiarów wrota uchylają się, wpuszczając tłumy wiedźm, wilkołaków, wampirów i mumii, których stukot obcasów rozprzestrzenia się po pomieszczeniach jak klekot tysięcy kości. Wśród gości nietrudno wychwycić okiem poprzebieranych na zakrwawionych lekarzy i pielęgniarki kelnerów, lawirujących między ciałami z tacami.
– Tak mądre rzeczy zostawię tobie. Ja nawet nie wiem, czym jest ten cały bezgluten, żeby się o niego wykłócać.
Postanowienie, by pozostać wiernym swojej wersji planu, szybko zmieniło się w jego realizację. Stroje kelnerów, które bezsprzecznie nasuwały mu wyłącznie nieprzyjemne skojarzenia, wcale niczego nie ułatwiały. Wolał nie mieć bezpośredniego do czynienia z obiektem swojej fobii. Poczekał więc aż jedna z kelnerek zajmie się wykładaniem przyniesionych dobroci na jeden ze stołów i zwinął jej srebrną tacę, gdy ta poświęciła całą uwagę na ostatnie poprawki.
Nie spodziewał się żadnych protestów, więc początkowe uderzenie w ramię, a następne zaciśnięcie nikczemnych rąk na materiale jego sukienki, wziął za szukającą odwetu kelnerkę. Nie miał zamiaru oddawać żadnej zdobyczy - bo oczywiście chwilę po podprowadzeniu tacy zwinął jeszcze butelkę wina ze stołu. Zmrużył oczy i obejrzał się za siebie, z zaskoczeniem odkrywając, że kleszczem, który się do niego przykleił, był ktoś zupełnie obcy.
Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz, nie tylko dlatego, że obce dłonie dotknęły jego pleców, gdzie skupisko rozległych blizn ukrywających się pod materiałem ubrania było jednym z największych. Nie mógł się tak po prostu wyszarpać, nie chcąc sobie zniszczyć stroju. W końcu musiał go zwrócić w stanie nienaruszonym i udawać, że wcale go nie ukradł na tę jedną noc.
– Te, lowelas. Zabieraj łapy z suwaka albo ta taca tak pierdolnie w twój łeb, że zaśpiewasz tango – warknął zachrypniętym głosem, jak na prawdziwą damę w opałach przystało.
Za kogo ten kleszcz się w ogóle uważał? I co ważniejsze - za kogo się przebrał? Czarno-biały strój, mętne spojrzenie. Ślepy Borsuk jak nic.
@Miyashita Ruuka @Munehira Aoi
Hime Hayami ubóstwia ten post.
"...kolegów dookoła?"
Dopiero teraz uniósł głowę (w sumie po tym, jak zjadł resztę smakołyku) a na jego wargach pojawił się lekko dryfujący uśmiech. Zgniótł w dłoni papierek, a następnie wsunął go do kieszeni spodni w nadziei, że niebawem odnajdzie kosz na śmieci. Co jak co, ale śmiecenia to on nie lubił. Jasne, mógł trzymać nieład i chaos na swoim własnym podwórku, ale w innym wypadku z wielką chęcią powykręcałby ręce oraz nogi wszelakim śmieciarzom.
- Odpowiedź jest bardzo prosta, Hattori-kun. - zrobił krok do przodu, bezczelnie skracając odległość pomiędzy nimi, choć wciąż nie przekraczał osobistej przestrzeni mężczyzny.
- Stęskniłem się za tobą! Już od momentu, kiedy po raz pierwszy cię ujrzałem, poczułem coś wewnątrz mojej klatki piersiowej! Ptak, który łopotał w niej swymi skrzydłami sprawiał, że za każdym razem kiedy o tobie pomyślałem, podrywał me serce do szalonego bicia! To zapewne twoje brązowe... - zmrużył oczy przyglądając mu się bliżej.
- Srebrne oczy! To one są winowajcami, bo pochwyciły w swe szpony mą umęczoną duszę! - uśmiechnął się szerzej, nic więcej nie dodając. Oboje wiedzieli, że w słowach niższego chłopaka nie było ani krzty prawdy, a jego teatralny ton tylko utwierdzał w przekonaniu, że emocje, jakimi pałał do Hattoriego są po zupełnie innej, przeciwnej stronie.
Nagle Enma wzruszył ramionami odwracając się plecami do niego tylko po to, aby zerknąć na stół i pochwycić zapakowanego w papierek lizaka. Uniósł go pomiędzy palce, jakby zastanawiał się czy zabrać się za otwieranie go, czy jednak wstrzymać się z tą jakże uciążliwą czynnością. Wszakże każdy wiedział, że lizaki to największe szataństwo jeżeli chodzi o ich rozpakowywanie, a ten, kto to wymyślił powinien siedzieć za kratkami i w ramach kary otwierać takie dziwactwo każdego dnia. Po sto sztuk.
- W sumie można powiedzieć, że trafiło akurat na ciebie. Wybrałem cię randomo, więc wybacz, że nie ma tu żadnych ukrytych podtekstów czy też ukrytych zamiarów. Równie dobrze mogło paść na kogoś innego. No cóż, stało się. Widocznie tak miało być. - uśmiechnął się do niego cierpko, wsuwając lizaka do kiszeni.
- Bardziej mnie ciekawi skąd twoja decyzja na to, aby jednak mi towarzyszyć. Wybacz, ale nie wyglądasz na kogoś, kto chętnie wychodzi do ludzi. Ja mam cel nażreć się jak świnia darmowym cukrem, ale ty... - oraz ewentualnie pogonić kilka duchów, ale tego oczywiście nie powiedział na głos. Hattori nie wiedział jak Enma ma na nazwisko, nie wiedział skąd pochodzi i przede wszystkim nie wiedział, że widzi... różne, dziwne rzeczy. I niech tak pozostanie.
- Raczej wyglądasz na kogoś, kto na pytanie czemu nie wychodzi odpowie, że w domu ma wszystkie swoje rzeczy, więc czemu miałby z niego wychodzić. Tak więc? Czym sobie zasłużyłem na twoją obecność tego wieczoru? - uniósł brew w pytaniu, choć czuł podskórnie, że nie otrzyma odpowiedzi. A przynajmniej nie takiej, która go usatysfakcjonuje.
@Hattori Heizō
+ wykonanie zadania za psikusa "wyznaj swoje uczucia"
- Pani Morisue - mruknął pod nosem, drżącymi palcami poprawiając fryzurę. - To taka zabawa tylko.
- Zabawa! - podjęła kobiecina, wyrzucając ręce ku górze. Warui wstrzymał dech w obawie, że cienkie ramiona odpadną z trzaskiem targniętych silnym wiatrem gałązek. - Za moich czasów nie było takich zabaw!
- W Mezozoiku były zabawy?
Huk spadającej na łeb laski jeszcze długo dźwięczał mu w uszach. Pozwolił jednak, by pani Morisue obejrzała go od dołu po sam czubek zmierzwionych, pomarańczowo-czerwonych włosów, które uklepała i ulizała na Adolfa (a które później w szybie cudzego samochodu roztrzepywał na nowo), poprawiła koszulę, wpierw każąc ją definitywnie ściągnąć i przeprać, bo "na wszystkie wojny świata, masz tu jakiś sos, czy dzisiejsza młodzież nie może jeść bez zamknięcia paszczy?", a potem zaszyła jedną z dziur, mającą być najwidoczniej elementem kreacji, ale wedle standardów będącą nie do zniesienia i na koniec dała mu olbrzymi zapas własnoręcznie spreparowanych kanapek w aluminiowej folii, bo "wydawał się jakiś blady, takie blade to tylko trupy na Syberii widywała, a i one miały więcej kolorów, bo przynajmniej dochodziły barwy odleżyn".
Niecałe trzy i pół godziny później guz nad prawą skronią stał się wyczuwalny i bolesny przy dotyku, ale nie miało to żadnego znaczenia. Warui niemal zapomniał o incydencie na klatce schodowej. Obecnie chciał, aby myśli krążyły wokół nadchodzącej imprezy. Już teraz słyszał przytłumione dźwięki muzyki, śmiechów i wrzasków - pełna paleta wszystkich gam, które jak raz wydawały mu się dziwnie nie na miejscu. Koncentrował się na tym, ale uwaga i tak odbijała w innym kierunku. Była tu. Była tu. Była. Bezustannie drapał palcami wnętrze dłoni; niedelikatnie, ale też nie na tyle mocno, by zostało coś poza zaczerwieniem. Pomysł, aby po roku rozłąki na poważnie spotkać się w gęstej zupie poprzebieranych za potwory ludzi wydawał mu się doskonały na samym początku, ale gdy teraz zbliżali się do uchylonych wrót, lekko w to zwątpił.
Oczywiście, kochał zabawy.
Tylko nie wtedy, gdy miał tyle osobistych pytań do kogoś, kogo pokracznie, ale dumnie jak na nastolatka przystało prowadził schodami w kierunku wejścia. Miyazaki się zresztą postarała. Kiedy zapraszał ją na wydarzenie, nie miał wielkich oczekiwań, ale wyprowadzona zgoda od razu podbiła wartość samego balu. Zwłaszcza, że Tsukiko zaoferowała wykonanie strojów.
- Wyglądasz fenomenalnie! - rzucił swobodnie, sam zaskoczony tym, jak beztrosko brzmi jego ton. Akurat opierał dłoń o górujące nad nimi skrzydło drzwi, by popchnąć je w głąb i przepuścić towarzyszkę. Kiedy przechodziła obok, nie spuścił z niej oka nawet na moment. Uśmiechnął się za to promiennie, podnosząc wyżej głowę i schodząc do konspiracyjnego szeptu: - Ja zresztą też. Nikt mnie nie pozna.
Pierwotnie planował owinąć się bandażem, bo to jedyne co zalegało w jego zagraconym mieszkaniu... ale to, co stworzyła Miyazaki było zdecydowanie lepsze. Podziwiał się wszędzie; w szybach witryn, w oczach zezowatej pani Morisue, w naczyniach niesionych przez kelnera... Gdy jeden z pracowników śmignął z tacą wypełnioną alkoholami, Shin'ya sięgnął machinalnie po dwa z nich. Krwisty płyn w środku obmył ścianki cienkiego szkła, gdy zamaszystym ruchem podał jedną z porcji kobiecie.
- Od razu ostrzegam, że w ocenie od jeden do dziesięć moja umiejętność tańczenia wzrasta drastycznie wraz z procentami.
Poza tym, bądźmy szczerzy: taniec nie jest głupi, nawet jeżeli wielu uważa, że tak. Prawda jest jednak taka, że nic co pozwala kogoś dotknąć bez słuchania o protokołach i strefie osobistej nie może być idiotyczne.
@Miyazaki Żałość Tsukiko
Miyazaki Żałość Tsukiko ubóstwia ten post.
Właśnie to częściowo wzbudzało w niej pewien lęk, bo po śmierci swojego medium czuła się, jakby jej dusza była rozdarta na kawałki i coraz częściej miała wrażenie, że człowieczeństwo ucieka jej przez palce. Nie w sensie fizycznym, a mentalnym. Wiedziała już, że czasem traci nad sobą kontrolę i zamienia się w ogara tropiącego zwierzynę. Obsesja bez litości właziła do snów ludzi, męcząc ich, by wyciągnąć potrzebne informacje.
Och tak. To zawsze w niej siedziało. Ta odrobina mroku, a także okrucieństwa, która w końcu przebiła się przez żelazne kraty samokontroli. Empatia potrafiła mieć dwa oblicza. Czujesz emocje innych. Potrafisz się z tym utożsamić. Rozumiesz ich motywacje. Możesz je przeżywać, bądź poznawczo po prostu obserwować, nie pozwalając, by zawładnęły twoimi emocjami. Natomiast gdy do empatii dodasz odrobinę ciemnej strony... zmienia się ona w słowa tnące jak szkło, a także sieć plecioną przez pająka, by zdobyć czyjś umysł.
Wzdrygnęła się i wbiła paznokcie w umywalkę, biorąc kilka głębokich wdechów. Wciąż jest sobą. Przynajmniej częściowo. Stłuczone lustro wypacza widok, ale jak się dobrze przyjrzy, to dalej jest w stanie ujrzeć klarowny obraz. Musiała wziąć się w garść. Spiąć mięśnie, a potem rozluźnić. Osadzić swoją świadomość w kościach. Zaakceptować krew płynącą w żyłach i powietrze w płucach. Obiecała, że przyjdzie. Nie mogła o tym zapomnieć, nie dzisiaj.
— Wiesz, że jest ryzyko, że spotkamy dzisiaj wiele znajomych twarzy, a pamięć nie będzie w stanie ich przywołać — szepnęła cicho Miyazaki. — Rok nieobecności to dużo, ale jeżeli dzisiaj w tłumie spadnie Ci maska...
— Ja pamiętam — syknęła wściekle Tsukiko, rozdrażniona jak zawsze. — Wszystkich, którzy mają wobec mnie dług.
Zgodnie ze swoim ostatnim zwyczajem Żałość zignorowała te omamy. O ile były omamami. Nikt nie prowadził badań na nieszczęśliwych duszach, czy ich wciąż dotyczyła schizofrenia. Czy yūrei, które straciło część siebie jest w stanie wrócić do ludzkiego pojęcia normy? Nieważne. Nie dzisiaj. Dzisiaj miała pewne zobowiązanie.
Do żółtych za sprawą soczewek oczu powróciło życie. Dokonała ostatnich poprawek w makijażu, chociaż jej zapasy były ograniczone. Nie była w tym miejscu odkąd straciła medium, i ta świadomość również ją drażniła. Odepchnęła jednak nachalne myśli, i spojrzała po raz ostatni w lustro, zmuszając się, by nadać sobie zwyczajowo łagodną mimikę. Delikatny uśmiech, niezachwiany niczym spokój, wyrozumiałość. Gdzieś w źrenicach czaiła się odrobina mroku, ale na Halloween to nikogo nie powinno dziwić. Była gotowa.
Stukot obcasów ginął wśród olbrzymiej ilości osób. Żałość na co dzień była wysoka, ale to nie powstrzymało ją przed wbiciem się w szpilki, i to wcale nie takie niskie. Krok miała płynny, sylwetkę wyprostowaną, a w oczach pojawiła się odrobina podsyconej rozbawieniem wyższości. Skoro już wymyśliła im stroje, to mogła odrobinę wczuć się w charakter. Dlatego kpiący uśmiech sięgnął żółtych ślepi, gdy mijała Waruiego w drzwiach.
— Zawsze wyglądasz zachwycająco, margrabio, jak przystało na osobę z twoim statusem — rzuciła swobodnie, z lekko gardłowym śmiechem na koniec. — Dlatego masz szczęście dzisiaj mi towarzyszyć.
Dłoń z imitacją szponów przesunęła się swobodnie po jego ramieniu, gdy zatrzymała go, by móc zapisać się u kamerdynera na zabawę. Skoro już tutaj jest, to postara się przynajmniej czerpać z tego jak najwięcej. Może to pozwoli jej trochę uspokoić psychikę i utrzymać się w pozornie stabilnym stanie. Chociaż z tyłu głowy wciąż drapała ją niespokojna myśl, że Shin'ya prędzej czy później zacznie zadawać niewygodne pytania.
Odpędziła ją jednak, ponownie koncentrując się na swoim towarzyszu.
— Oh, taki był plan, panie Warui. Będziemy tutaj incognito, wprowadzimy chaos i mrok, po czym wymkniemy się tylnym wyjściem — Może gdyby wiedziała, jak pełna psikus szykowała się noc, to zatrzymałaby te słowa dla siebie. Po chwili wahania zdecydowała się jednak nachylić do ucha rudowłosego młodego mężczyzny. — Dziękuję za to dość niespodziewane zaproszenie, Shin'ya.
Jeżeli jej rozdarta osobowość chciała cokolwiek powiedzieć, to ich słowa zginęły w jej myślach, które próbowały nadążyć za tłumem ludzi. Bez chwili zawahania pozwoliła sobie wykorzystać przedramię towarzysza, by móc swobodnie iść z nim pod rękę dla lepszego efektu wizualnego. Odebrała od niego kieliszek niespiesznym, niemalże leniwym ruchem, w którym kryła się absurdalnie duża ilość elegancji.
— Jeśli uważasz, margrabio, że będziesz w stanie poprowadzić mnie w tańcu, to w swojej łasce ci na to pozwolę — Ton był niemalże obojętny, z lekką dozą politowania, jednak zdradzał ją uśmiech w kąciku warg.
Może to jednak będzie miły wieczór. Miała wrażenie, że po raz pierwszy od dawna jej myśli nie zasnuwała żadna mgła, a wszystkie fizyczne i zmysłowe doznania pozwalały jej zignorować chaos w swoim wnętrzu. Idąc swobodnie chwaliła stroje napotkanych osób, nadając swojemu głosowi pewnej arystokratycznej maniery, co na obcych twarzach wywoływało uśmiechy.
— Powiedz mi, margrabio, czy zaaranżowałeś nam na dzisiaj jakieś ważne spotkania, czy swobodnie możemy pozwolić sobie na zagłębianie ludzkich zwyczajów. Przykładowo na stołach widzę zadziwiające jedzenie, niemalże jak z naszego terytorium — Może i była trochę za stara na takie zabawy, ale należało jej się za ostatni rok trochę oddechu.
Na razie nikt znajomy nie rzucił się jej w oczy, ale tłum był spory, więc mogła uspokoić trochę wewnętrzny niepokój. Wiedziała jednak, że w noc taką jak ta ciężko będzie nie spotkać yūrei, którzy nawet nie mając medium mogli w końcu chociaż raz pojawić się wśród żywych.
@Warui Shin'ya
— Czyżby? — nie ustępuje, bo choć z reguły sam nie ciągnie takich tematów, tak widział potrzebę przedyskutowania tematu chociażby na wątpliwość wypowiadanych słów. Mimo surowego tonu, jak i spojrzenia samego w sobie, Ivar rzadko kiedy uginał się przed nim. Chłodno-błękitne spojrzenie w jednej sekundzie przestało się śmiać, tak samo jak jego barwa głosu przeszła na bardziej łagodną, acz zdecydowaną.
Oczekiwał, że spotka się z brakiem odpowiedzi, a on wtedy nie zamierzał drążyć — przynajmniej nie teraz. Gładko udało im się przejść z tematu na temat i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że chwalenie się pewnymi marzeniami mogło zostać odebrane nie w taki sposób, w jaki wyobrażał to sobie Hansen. Medycynę kliniczną wcale nie chciał studiować dla bycia chirurgiem czy innym lekarzem. Chciał rozwijać swoje zainteresowanie względem maszyn, jak i protez a swoje dzieła móc nie tylko tworzyć, ale i własnymi rękami je przeszczepić do tkanek. Mógłby pomóc wielu osobom z Nanashi, których nie było stać na takie poważne operacje zupełnie bezinteresownie. Te marzenia może jednak schować do kieszeni, ponieważ nigdy nie odstawi swoich leków, co za tym idzie nigdy nie będzie chciał aby nieistniejąca choroba została wymazana z jego akt.
— Odkładałem już wcześniej, więc nie zarabiałem. Mówiłem, że zawsze chciałem wyjechać dookoła świata, więc od lat przygotowywałem się na tę podróż — odpowiedział, nie wspominając jednak, że na zapas zrobił kilka protez, na które znalazł się ktoś chętny do kupna. Miał tu pośrednika, który zajmował się sprzedażą jego dzieł, więc poniekąd trochę zarabiał.
Chciał rzucić, że miał dużo mocniejszą głowę niż myślał, mimo że prawdą to nie było. Ivar miał naprawdę kiepską głowę i zaliczał się do osób pijących bardzo ekonomicznie. Trochę przeważyły tu geny ojca, a trochę pomaga sobie lekami. Nie udało mu się to, ponieważ przed nimi pojawiła się intrygująca go kobieta. Ivar zawsze bywał trochę bardziej onieśmielony obecnością płci przeciwnej i nie umiał powiedzieć z czego dokładnie to wynikało. Z niewieloma miał do czynienia w swoim 35 letnim życiu, więc może to był ten powód?
Na słowa o nowej znajomości przytakuje głową, nie będąc do końca przekonany do skróconej wersji wydarzeń. Ivara nie było tu długo, ale do głupich nie należał. Może bywał ciut naiwny i tą niby naiwnością często nabierał nie tylko Keita, ale i innych. Czasem swoje zachowanie wygodniej było mu zwalić właśnie na to, ale w sumie nigdy nie musiał się tłumaczyć ze swoich dziwactw. Schizofrenia była wystarczającym argumentem, by wierzyć, że nie był w pełni normalny.
— Idź, idź — wygonił go, wzdychając cicho kiedy oddalił się od nich. Chłodne spojrzenie przeniósł na całkiem wysoką Azjatkę. Aż ciężko pomyśleć, że mogła mieć rodziców z tego samego pochodzenia. Ivar był mieszańcem, więc miewał szersze spojrzenie na ten temat.
— Ivar — odpowiedział, kłaniając się w uprzejmym geście, dopiero po chwili zauważając wyciągniętą dłoń. Co kultura, to inne zachowania. Może rzeczywiście nie była z Japonii skoro tak śmiało wyciągnęła do niego rękę? W każdym razie uścisnął ją, pod chirurgiczną maską paląc uśmiech pełen zakłopotania, co dało zauważyć się po uniesionych kącikach oczu.
Również nie zdążył zadać jej żadnego konkretnego pytania, ponieważ niewiele później pojawił się ktoś jeszcze. Imponujący kapelusz zwrócił jego największą uwagę, aczkolwiek nie wyczuł od niego żadnej specyficznej aury. Zauważył go również z dużym opóźnieniem, zupełnie jakby nie do końca jego zmysły działały tak jak powinny.
— To prawda — przytaknął mężczyźnie, zgadzając się ze stwierdzeniem, że miło było zobaczyć tych, którzy gdzieś się ostali. Ivar nie miał ich wielu, ale nigdy nie narzekał z tego powodu. Wystarczyło mu mieć tylko kilku. W końcu i tak codziennie walczył ze zmorami, które wyciągały z niego resztki energii.
— Ah, Ty też? Ja jestem tu od 2 tygodni, chociaż dalej borykam się ze znalezieniem jakiegoś sensownego mieszkania — odpowiedział, machając przed sobą dłonią i sam nawet nie wiedział, w którym momencie uderzył się nią w twarz (psikus, podkreślenie swojej pechowości). Z pewnością po jego marszczących brwiach dało się zauważyć, że był głęboko zaskoczony tą sytuacją.
— Wybaczcie, to u mnie normalne — wytłumaczył się gładko, nie wchodząc w większe szczegóły, podając i jemu rękę. Tę samą, którą siebie spoliczkował. Widocznie Japońskie zwyczaje zmieniły się przez te 6 lat i sporo chętnych było tu na witanie się po przez uścisk dłoni. Szybko zauważył, że nie po to sięgnął dłonią, na co mężczyzna odpowiedział już gardłowym śmiechem. Doprawdy Hansen, zawsze od najlepszej strony pokazujesz się innym — Ivar — powtórzył się, ponieważ nie był pewny, czy mężczyzna zdążył dosłyszeć jego imię kiedy zaznajamiał się z... Rajką?
— Dzięki, naprawdę. Twój też jest niczego sobie, no i... — spojrzał na kobietę, a pod maską poczuł jak lekko rumienią mu się policzki. Czemu przy kobietach zawsze musiał reagować w ten sposób? — Oh, Ty też jesteś naprawdę śliczna — palnął na jednym wydechu — Twój strój! Twój strój jest śliczny — dodał po naprawdę krótkim zastanowieniu, zdając sobie sprawę z tego jak to żałośnie zabrzmiało. O rany, gdzie ten Keita? Czy mógłby już wrócić z tym cholernym alkoholem?
— My tak. W sensie ja i Kei — odpowiedział, odruchowo nazywając go zdrobniale — A wy? — odbił piłeczkę, w ten sposób chcąc stłumić swoje zawstydzenie, które gdzieś tliło się przez cały ten czas.
@Keita Gotō @Nakamura Kyou @Yōzei-Genji Madhuvathi
- Daj znać, jak znajdziesz jakieś tace... - powiedziałby tylko w stronę swojego kompana, zamierzając skosztować paru przekąsek, czy jakiegoś soku. Dlatego też powędrowałby w stronę jakiegoś stołu z mini-kanapeczkami, czy innymi rzeczami. Przy okazji oceniłby też stan jedzenia w tym miejscu, co by upolować jak największą - długoterminową wyżerkę na zimowy okres. Następnie wlałby sobie jakiegoś czerwonego soku, który chyba miał robić za jakąś owocową lemoniadę. Co prawda, nie było w nim czuć zbytnio cytryny, ale może zrobili go z jakiś dziwnych, drogich owoców. Dodatkowo jego towarzysz zdążył sobie znaleźć już inne zajęcie, aniżeli bieganie za srebrną zastawą.
- Ekhm... - odchrząknął tylko, podchodząc do duetu w raczej niecodziennym usytuowaniu. Upił solidny łyk swojego napoju, przyglądając się zajściu. - Ładnie razem wyglądacie, ale miałeś chyba znaleźć tacę. Chyba, że potrzeba ci do tego więcej rąk i nieco mniej ubrań, huh? - dopowiedziałby tylko, patrząc, jak to jakiś mężczyzna uczepił się tyłu stroju pokojówki. Może to jakaś forma gry między tą dwójką i nie powinien im przeszkadzać, jednak z pewnością opóźnianie wszystkiego nie wydawało się najlepszym pomysłem.
Przyjmował to wszystko z niewzruszonym spokojem.
— Teraz już rozumiem, gdzie spieszyłeś się za każdym razem po treningu. Zajęcia z poezji same się nie odhaczą — stwierdził, przechylając nieznacznie głowę na bok, by spojrzeć na chłopaka pod zupełnie nowym kątem. Kto by przypuszczał, że taki z niego romantyk? — Rozumiem, że prowadzący pracuje tam od pięćdziesiątego dziewiątego i w jego czasach to się sprawdzało, ale może czas najwyższy na emeryturę.
W ślad za odwracającym się Enmą, jednak przyjrzał się uważnie zastawionemu stołowi. Wcześniej jeszcze przez chwilę korciło go, by obejrzeć się na tłum, ale teraz towarzystwo kiepsko znanego chłopaka nie było aż takie złe. Hattori najwidoczniej całkiem dobrze radził sobie ze złośliwościami, które nijak wpływały na jego samopoczucie. Właściwie były niczym test odporności psychicznej, choć uważał, że na świecie było już niewiele rzeczy, które faktycznie były w stanie doprowadzić go do granicy.
Już nie.
— Wybaczyć? Ulżyło mi — przyznał, sięgając po ciastko w kształcie naprężonego czarnego kota. W ten jakże subtelny sposób zakomunikował Enmie, że ten nie był w jego typie. Może winę za to ponosiły te badziewne podrywy? Nie było sensu się nad tym roztkliwiać, skoro oboje zgadzali się co do tego, że to spotkanie nic nie znaczyło.
„(…) nie wyglądasz na kogoś, kto chętnie wychodzi do ludzi.”
W chwilowym zamyśleniu obejrzał ciastko trzymane pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym. Ktokolwiek przygotowywał te przysmaki, musiał się nieźle napracować. I chociaż szkoda było niszczyć cudze dzieło, odgryzł kawałek słodyczy. Oczywiście zaczął od głowy, bo tak smakowało najlepiej.
— Wiesz, to taka sztuczka. Ale nie będę zdradzał ci szczegółów — odpowiedział, uprzednio przełknąwszy niewielki kęs. W przeciwieństwie do swojego towarzysza, nie był aż tak wielkim fanem słodyczy. Zapewne kolejnym punktem zaczepienia mogłaby okazać się chęć spożycia jak największych ilości alkoholu, ale po spędzeniu z nim przynajmniej kilku minut, Enma miałby szansę zauważyć, że jego spojrzenie nawet ukradkiem nie spoglądało na kieliszki. — Uznajmy, że jestem żywym dowodem na to, żeby nie oceniać książki po okładce. Nie mam ukrytych motywów w dotrzymywaniu ci towarzystwa. Czasem to po prostu kwestia… dobrego wychowania — tylko że dobre wychowanie tym razem nie miało nic do rzeczy. — W każdym razie nie odpowiedziałem ci na wiadomość. Nie wiedziałeś, czy się zjawię, a mimo tego- — zatrzymał się na chwilę i wsunął sobie drugą połówkę ciastka do ust, jednocześnie ostentacyjnie zerkając najpierw w prawo, później w lewo, jakby upewniał się, że u boku chłopaka nikogo nie ma — pozostałeś przy tej jednej randomowej opcji. Spokojnie, nikomu nie powiem, że jednak trochę mnie lubisz.
Wzruszył ramionami, a w jasnych oczach pojawił się dość rzadko spotykany, zadziorny błysk. Rzecz jasna, był rzadki dla kogoś, kto nie miał z Hattorim zbyt wiele wspólnego. I dla kogoś, kto wcześniej nie dawał mu okazji, by trochę się podroczyć. Nie da się ukryć, że ten ledwo dostrzegalny ognik stawał w opozycji do nieco zmęczonego wyrazu twarzy. Sztuczka.
@Seiwa-Genji Enma
Zauważając jak sięgał do jego maski, złapał niedelikatnie za jego nadgarstek. Widząc przyjemny dla oka uśmiech, automatycznie uścisk złagodniał, choć wciąż trzymał go silnie za rękę. Mimo to pozwolił mu zajrzeć pod maskę, by ugościć go z całkiem poważnym wyrazem twarzy.
— Co robisz — rzucił sucho, nie rozumiejąc czemu musiał zajrzeć pod maskę. Najwyraźniej nie odpowiadało mu bycie zdemaskowanym, więc szybko odgonił wścibskie dłonie Hayami, poprawiając maskę — Cały czas tu byłem. Może gdybyś nie uciekał, zauważyłbym Cię wcześniej. Tak więc, czemu uciekałeś? — dopytał mało subtelnie, chcąc wyciągnąć z niego tą informację na wypadek gdyby musiał komuś sprać twarz, nie pozostając przy tym ani trochę anonimowym. Chociaż maska może trzymać się na tyle, że nikt nie zdoła dojrzeć Minoru twarzy.
— To dobrze — przyznał, a sięgając dłonią w jego stronę, chwycił kilka kosmyków włosów, które przelał między palcami. Na stwierdzenie o kopciuszku mimowolnie uśmiechnął się kącikami, czego już mężczyzna nie zauważył — To Ty wyglądasz na zagubionego — zauważył, zabierając od niego rękę, tę samą która chwilę wcześniej go obejmowała. W drugiej przez cały czas trzymał laskę. To właśnie też ta sama ręka została pochwycona przez Hayami. Jak zwykle chaotyczny w swoim działaniu — pierw odpycha go po wspólnie spędzonej nocy i nie odzywa się, by później tego wieczora móc brać go na ładne oczy i subtelny dotyk.
— Słyszałem o tym. Jak Ci zależy to możemy zabawić się, ale ja tam nie idę. Możesz wpisać mnie jako Hibari, dobrze? — odparł, biorąc go na niską barwę głosu, delikatnie pocierając wierzch jego dłoni kciukiem. Hayami mógł zauważyć, że chciał użyć pseudonimu, z którego był znany wcześniej — A ja pójdę nam po alkohol. Coś szczególnego sobie życzysz? — dodał, a w tym samym czasie poczuł jak wibruje mu telefon. Po usłyszeniu tego co chciał mężczyzna, wziął go do dłoni i odebrał, oddalając się w kierunku baru.
Minoru, jest źle.
Z takimi słowami został przywitany od swojego ochroniarza. Idąc w stronę baru szybko zmienił tor swojej drogi, idąc gdzieś na ubocze. Z dala od głośnej muzyki, z daleka od tłumu ludzi. Znajdując skrawek, w którym było mniej osób, czuł jak rośnie mu ciśnienie wraz z każdym usłyszanym zdaniem. Yoshida przy tym wszystkim nie szczędził w słowach.
— Pierdolisz, że go nie złapaliście? — cedził między zębami, głośno i wyraźnie zdając sobie sprawy z tego, że maska mogła zagłuszać to i owo — Mnie to kurwa nie obchodzi, rozumiesz? — mówił głośniej i zdecydowanie, słysząc awanturniczy ton głosu, który doprowadzał go do szału — Mam przyjechać i Ci pierdolnąć abyś zrozumiał, że musisz go kurwa złapać? Nie? To w czym masz problem? Ja mam problem? Ja? Słuchaj, sprawę postawiłem jasno. To jest Twój zasrany problem i nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale masz to kurwa zrobić. Nie płacę Ci za bycie posranym pajacem. Czas daję Ci do jutra — tymi subtelnymi i pełen jadu słowami zakończył rozmowę, rozłączając rozmówcę w połowie zdania (psikus, rozpoczęcie kłótnii). Po kilku głębokich oddechach i ochłonięciu z impulsywnych emocji, skierował się w końcu w stronę baru, by po dłuższej chwili przyjść do Hime z tym co chciał.
@Hime Hayami
Była wdzięczna za nieokazanie jej większej uwagi po tym niefortunnym wypadku. Miłe słowa, miłymi słowami, ich nigdy za wiele, ale w tak dramatycznym przypadku mogłaby się jeszcze rozkleić i chcieć wrócić do domu. O zgrozo, cieszyła się, że Mamoru tak dobrze umie się z nią obchodzić! Nawet jeśli robił to zupełnie nieświadomie. A może jednak dorwał w łapy jakąś instrukcję obsługi, którą potajemnie studiował? Nieważne. Najważniejsze, że działało.
Kyoko również objęła towarzysza w pasie. Ciężar jego ręki był kojący, dodatkowo nieumyślnie stał się jej osobistym grzejniczkiem. Tak to jest jak się chce dupskiem poświecić.
Nie ma się co przejmować. Rzeczywiście, co ma być to będzie. Gorszej wtopy nie powinna dzisiaj zaliczyć. Chyba. Jednakowoż zdecydowała się na znacznie bardziej pozytywne podejście towarzysza.
— Ej, wstrzymaj się z tymi prognozami. Chcę się przed wszystkimi pochwalić przystojnym partnernem. Chociaż jakaś blizna czy zaschnięta krew mogłaby być całkiem seksiii. A ile realizmu dodawałaby kostiumowi... — wychyliła się przed siebie, by móc mu się przyjrzeć. Tak, zdecydowanie. Wyglądałby tak bardziej... drapieżnie i dziko, hihi.
Eureka, pomyślała, sięgając po butelkę drogiego, jak na jej oko przynajmniej, czerwonego wina. Uwolniła się z objęcia i spełniła honory. Z zadowoleniem podała Mamoru kieliszek napełniony zdecydowanie bardziej niż wymagała tego etykieta. Wzniosła swój napój na znak toastu i na raz wypiła połowę zawartości. Przypomniała sobie smak siary, którą raczyła się przed imprezą. Cholerne burżuje.
— Mmm... Butelka kosztuje prawdopodobnie ćwierć mojej pensji. — a może powinna przypadkiem zabrać jedną do domu? Rozejrzała się po sali raz jeszcze. Okej, trochę się pomyliła. Impreza była sztywna. Większość gości nadal trzeźwa, muzyka trochę nie w jej guście. Czy właśnie wkręcili się w jakiś bankiet dla fanów chodzenia z kijem w dupie? Nie to, że by się tu nie odnalazła. Po prostu bardzo tego nie chciała. Wyzerowała kieliszek, polewając sobie kolejną lampję. — Kojarzysz kogoś znajomego? — zapytała z ciekawości, sama nie dostrzegając znanych twarzy. Miała ochotę trochę rozkręcić imprezę, a zrobienie tego w większej grupie było znacznie łatwiejsze. Chociaż takie spędzanie czasu sam na sam z blondasem też jej bardzo odpowiadał.
— Wiesz, zawsze marzyło mi się, żeby zostać poproszoną do tańca na jakimś wystawnym balu... — zagaiła z niewinnym uśmieszkiem na twarzy. Była ciekawa, czy Mamoru zdoła się tak dla niej poświęcić. Czy może obśmieje ją za dziecinne pomysły. A może okaże się zawodowym tancerzem? O ile dobrze pamięta, nie miała chyba okazji oglądać go w akcji. Mogła też nie pamiętać, znając jej brak umiaru do jakichkolwiek substacji. A skoro o substancjach mowa... — Masz może coś...? — potarła się po nosie, gestem sugerując co ma na myśli. No bo nie będzie przy wszystkich prosić go o narkotyki. No naprawdę wystawna dama, taka taktowna.
@Tokugawa Mamoru
— Nie wezmę się ze wszystkim. Czy można podejść z drinkami tam? — pyta barmana o równo ściętej brodzie i wąsach fikuśnie wywiniętych; mężczyzna przytakuje i uśmiecha się sztucznym uśmiechem.
Keita nabiera powietrza i obraca się ku swojej grupie, która zyskała nowego członka. Postać w szerokim kapeluszu i niby kryzie, choć w zasadzie to kołnierz? Nie jest w stanie dookreślić nic więcej, bo wybija go z rytmu coś innego. Kiedy barman wysuwa do niego pytanie (Ile tego prosecco?) on patrzy, jak Ivar robi z siebie społeczną łajzę. Zawsze go to dziwiło. Ten dysonans pomiędzy jego pewnością siebie a brakiem tejże cechy w kontaktach towarzyskich. Keita kręci głową z rozbawieniem i na powtórzone pytanie odpowiada żwawo, że:
— Wszystko jedno.
Drinki na złotej tacy mkną ku znajomym. Kelner należy do tych sprawniejszych, bo przed nim niemal kłusuje jak łania. Mierzy go wzrokiem ciekawskim, może i nieodpowiednim, bo zatrzymującym się na wąskich biodrach. Nim jednak przetrawi widok na konkretne myśli odwróci głowę i stanie jak prawdziwy służbista. Powieki w zdziwieniu uniesione, usta rozwarte, choć po chwili zamknięte na bezdechu. Widzi to dziecię w długich włosach i rozbawionym uśmiechu, kiedy na swych nóżkach jak szpilki gna przez tłum i w nim też baluje tak, jak balowała przez całe ludzkie życie. Widać, że jest w swoim żywiole, ale brak jej ciału charakterystycznej powłoki, która — w zasadzie — powłoką nie jest. Tor Keity zmienia się, bo widząc Yuri bardziej fizyczną niż zawsze zostaje wybity z balowego rytmu.
Podchodzi do jej smukłych pleców. W porywczości obejmuje ją ramieniem i mówi:
— Śliczne różki, panienko Chie — Spogląda ku jej towarzyszowi, który zaangażowany jest w interakcję z dwójką innych ludzi; idealnie.
Wykorzystując powstałe zaaferowanie zostawia na skroni dziewczęcia krótkiego całusa, niby to w geście przywitania, gdy tuż nad uchem dodaje:
— Jak to możliwe? — To mówiąc zaciska dłoń na jej przedramieniu nie wierząc, że w końcu pochwycił jej ciało we własne. — Co się zmieniło?
Puszcza jej sylwetkę i prostuje się, marszczy brwi i w kontraście do jej szerokiego uśmiechu przekrzywia głowę ku prawemu barkowi. Cholera, ona naprawdę stoi na własnych nogach, w stroju bez skazy, z tą samą co zawsze naiwnością i urzekającą przecież cnotliwością. Kręci głową w kolejnym niedowierzaniu. Dodałby coś, ale wraca ku niej ta postać nieszczęsna o czarno-białych włosach, ku której patrzy wyczekująco, oczy uwieszając na tych objętych białą mgłą (@Munehira Aoi). Uśmiecha się a jest to uśmiech tamtego barmana. Sztuczny i wyczekujący.
— Załatw panience krwawą mary — zaczyna z głosem sympatycznym, acz po pochyleniu się w stronę chłopaka dodając już mniej przychylnie: — A jak się jej coś stanie to potraktuję nazwę tego drinka bardzo dosłownie. *
Uśmiecha się po raz kolejny. Znad ramienia nienznajomego dostrzega zwróconą ku niemu zdezorientowaną twarz Rajki. Prostuje ciało i rusza ku swemu wcześniejszemu celowi. Przychodząc ku nim jest już rozluźniony, choć odbierając zamówiony dla siebie alkohol wcześniejszy szok przełyka wraz z pierwszym haustem wódki.
— Widziałem, że Ivar pokazał się z najlepszej strony, co? — pyta upajając się gorzkim posmakiem na języku; odwraca głowę ku czwartej, nieznanej mu osobie i kiwając głową dodaje: — Keita jestem.
* Realizacja Psikusa — chęć wywołania kłótni;
@Ivar Hansen @Yōzei-Genji Madhuvathi @Nakamura Kyou @Yuri Chie
Yuri Chie ubóstwia ten post.