Główna sala - Page 5
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Nie 30 Paź - 19:59
First topic message reminder :

Główna sala


31 października główna sala to spełnienie marzeń wszystkich wielbicieli grozy. Ogromną przestrzeń przemodelowano na pomieszczenie pełne pajęczyn i ciężkich kotar w kolorze płynnego wina, obrazy zamieniono na malunki powykręcanych monstrów i zjaw, a stoły zastawiono potrawami wzorowanymi na częściach ciał, owadach i zwierzętach. Wokół panuje klimatyczny półmrok, mimo zdecydowanie dobrego przepływu prądu - nad głowami zebranych migają dające skąpe światło żarówki ciężkich żyrandoli, resztę ciemności rozganiają zaś liczne świeczki i świecie różnych wielkości.

W rogu gra wynajęta specjalnie na bal orkiestra, której zadaniem jest podsycenie uroku Halloween. Nie szczędzą zatem swoich sił przy odtwarzaniu najpopularniejszych utworów kojarzonych z tym świętem - w repertuarze nie zabraknie choćby Spooky Scary Skeletons Andrew Golda, ale również melodii z kultowych soundtracków kina grozy.

Zabawa rozpoczyna się o godzinie 21:00 - wtedy gargantuicznych rozmiarów wrota uchylają się, wpuszczając tłumy wiedźm, wilkołaków, wampirów i mumii, których stukot obcasów rozprzestrzenia się po pomieszczeniach jak klekot tysięcy kości.  Wśród gości nietrudno wychwycić okiem poprzebieranych na zakrwawionych lekarzy i pielęgniarki kelnerów, lawirujących między ciałami z tacami.



Ostatnio zmieniony przez Haraedo dnia Wto 31 Paź - 21:06, w całości zmieniany 1 raz
Haraedo

Hime Hayami

Sob 5 Lis - 23:07
Poczuł uchwycenie nadgarstka szybciej, niż zdołał je złapać spojrzeniem. Najpierw uniósł brwi, w dosyć zdziwionym geście, jakoby właśnie po nim nie spodziewał się takich agresywnych ruchów. Po chwili dopiero, gdy w reakcji na uśmiech uścisk zelżał, uśmiechnął się jeszcze szerzej, zębami łapiąc delikatnie za dolną wargę w subtelnym, aczkolwiek zwycięskim wyrazie. Działa. Działa tak samo, jak zawsze.
Chciałem zobaczyć Ciebie, nie twoją maskę, Yoshida — odpowiedział miękko, nadal stojąc tuż obok, za blisko. Mówił dosyć cicho, tak, tylko żeby on go usłyszał.
Czemu uciekałeś?
Poczuł gulę w gardle, choć po twarzy nie dałoby się tego poznać. Przełknął ślinę, próbując zniwelować wkurwiające uczucie, choć na ustach nadal gościł uśmiech. Delikatny, z akompaniamentem flirtu odbijającym się gdzieś w jasnych oczach.
Myślałem, że spotkałem pewnego kolegę z Tsunami. Okazało się jedynie, że to niefortunnie przebrany gość —  westchnął, jakby w ogóle zmęczony tym, że musi tłumaczyć taką oczywistą oczywistość —A wolałbym go tutaj nie widzieć. Nie dogadaliśmy się ostatnio — zerknął znów, z dołu, powoli falując długimi rzęsami, gdy te rzucały cień na przyróżowione policzki. W reakcji na dłoń, która zaczepiła o kilka frywolnych kosmyków, przytulił do niej na moment twarz, przymykając oczy. Trwało do zaledwie chwilę, krótką, acz znaczącą, gdy wielkie oczy znów spoczęły na masce Minoru.
Dobrze — odparł, nie czując potrzeby, by akurat teraz się z nim nie zgodzić. Nie miał też ochoty naciągać struny, bo i ta była bliska pęknięcia. W reakcji na pytanie o alkohol przylgnął do niego, stając na palcach, by dłonie oprzeć na ramionach i ustami zaczepić o ucho.
To co zawsze — mruknął, zostawiając na szyi jeszcze mały pocałunek, skoro nie dane było mu go złożyć na policzku. Podwójna wódka z wodą gazowaną i plasterkiem cytryny. Nic się przez te sześć lat nie zmieniło.
Ruszył w stronę lokaja, który zajmował się zbieraniem zapisów, po drodze upewniając się jedynie, by nie wpaść na Heizo. Ostatnim razem znajdował się gdzieś przy stole z deserami i modlił się, że to akurat nie zdążyło się zmienić. Obejrzał się jeszcze za sobą, raz, sprawdzając, gdzie zniknął jego partner. Nie namierzył go.
Niezbyt tym przejęty trafił w końcu do listy, zapisując zgrabnym ruchem, jedno pod drugim, Hime i Hibari. Uniósł tylko kącik ust, zauważając zbieżność inicjału, po chwili przypominając sobie o innej. Zrzedła mu mina.
Wrócił prędkim krokiem na swoje miejsce, po drodze znów spojrzeniem szukając Minoru. Jeden kąt - nie ma. Bar? Nie ma. A obiecał, że tam będzie. Zmarszczył brwi, przeciskając się przez ludzi. Dopiero po chwili, gdzieś w oddali usłyszał jego zdenerwowany głos. Chciał jedynie sprawdzić, czy nie kłóci się z innym gościem, co wcale by go zresztą nie zdziwiło - nie było tak. Na szczęście. Odetchnął ciężko, ale wrócił posłusznie na swoje miejsce, opierając się ramieniem o jedną z kolumn. Zerknął na telefon, porozglądał się, dopóki ten nie wrócił z alkoholem.
Podziękował, przejmując szklankę. O dziwo, nie zajął się w pierwszej kolejności jej zawartością, w zamian znów na niego spoglądając. Wkurwiało go, że nie widział jego twarzy, a przede wszystkim tego, co się na niej malowało. Nie chciał wyjść na kogoś, kto podsłuchuje, ale siłą rzeczy...
Wszystko w porządku? Kłóciłeś się z kimś — napomknął, dopiero wtedy łapiąc słomkę w zęby. Zimny trunek przyjemnie rozlał się po gardle, z charakterystycznym, gryzącym posmakiem biegającym gdzieś po języku.

@Minoru Yoshida


Ostatnio zmieniony przez Hime Hayami dnia Sob 12 Lis - 14:48, w całości zmieniany 1 raz


Główna sala - Page 5 Urb97L4
I was given a heart before I was given a mind
A thirst for pleasure and war, a hunger we keep inside
Hime Hayami
Saga-Genji Hayate

Sob 5 Lis - 23:36
 Bywał tu za życia, to i po śmierci nie zamierzał rezygnować. Mógł to już chyba powoli zacząć nazywać tradycją, a te, jako członek klanu Minamoto, powinien szanować. Przed utknięciem na wieki jako duch, dokładał swoje cegiełki na wszelkich charytatywnych akcjach, a że kontakt z rodziną miał nadal dobry (grunt to nie wywoływać im koszmarów!) – nie potrzebował zakradać się na teren rezydencji w podstępny sposób i „na krzywy ryj”.
 Kostium również nie był problemem. Miał te szczęście, że lubił przygotowywać wszystko zawczasu i wciąż utrzymywał kontakt z niektórymi współpracownikami z kręgu kulisów aktorstwa – charakteryzatorami, kostiumografami, czasem nawiedzał jedną ze swoich ulubionych fryzjerek. Takie „dręczenie” dawnych znajomych, którzy wierzyli w istnienie wszelkich nieludzkich stworzeń, miało swoje plusy. Choćby to, że wciąż istniało jego smocze przebranie, które miał wdziać dwa lata temu.
 Na bal wbił praktycznie jak do siebie. Wręcz promieniował typową dla niego radością oraz pewnością – znał ten teren dość dobrze. Może nie jak własną kieszeń, może nadal miał w sobie tyle taktu, żeby jednak zachowywać i czuć się jak gość, ale ogólna atmosfera nie była mu wcale obca. Uwielbiał tłumy, gwar, a bale dawały mu jakieś drugie życie. Właściwie to teraz wręcz dosłownie. Tyle razy myślał, co zrobi, kiedy tylko dostanie ciało i zawsze sprowadzało się to do porządnej kąpieli. Tymczasem wyszykował się na imprezę i wdział coś, co mogło wydawać się dość ciężkie oraz mało poręczne podczas tańca. Wystarczyło jednak wiedzieć, jak obchodzić się z długim ogonem, żeby ten nie zaplątał się, gdzie nie powinien.
 – Panowie, ale po co ta agresja? – odezwał się, zjawiając niczym wyrzut wątroby sumienia po suto zakrapianym balecie obok dwóch pokojówek i… och, czy to była Cruella we własnej majestatycznej, demonicznej osobie? – Wasze stroje są przecudowne… Te falbanki, ta fryzura. Czerń i biel chyba nigdy nie wyjdą z mody.
 Upił łyk z trzymanego kieliszka. Przechylił nieco ukryty pod kapturem łeb, zielone, gadzie ślepia utkwione zostały w mężczyźnie, którego pamiętał ze wspólnego utknięcia w paszczy jakiegoś paszczura. Zmrużył nieco oczy i uśmiechnął się tajemniczo.
 – Jak wam trzeba jakiegoś ustronnego miejsca, to wiem, gdzie można takie znaleźć – dodał znacznie ciszej. W końcu nigdy nie wiadomo – niektórych takie groźby mogły jarać.

@Munehira Aoi, @Miyashita Ruuka, @Hasegawa Jirō

Psikus - okazanie uczucia (zachwyt)
Saga-Genji Hayate
Munehira Aoi

Nie 6 Lis - 0:45
  Czego się w sumie spodziewał? Między duszeniem się własną śliną a szokiem wywołanym przebywaniem w nowym miejscu, które nie było w żaden sposób przystosowane do osób o jego... predyspozycjach, niczego. No właśnie, niczego. Warknięcie, które usłyszał, podniosło mu przez to ciśnienie w tempie rozpędzonego czterolatka na widok paczki cukierków. Od zera do świńskiego truchtu w mniej niż sekundę. Głos mężczyzny był czymś, co pojawiło się znikąd, a jednak wywołane jego zachowaniem. Ale jakim zachowaniem! Walczył o przetrwanie. Będąc przecież martwym, jednak o tym fakcie zapomniał. Zapomniał też o tym, że ludzie nie muszą zawsze zachowywać się pod jego dyktando i tak, jak on kreował to sobie w głowie. Chwila. Głos mężczyzny? Palce rozluźniły się na moment na materiale kreacji, której rąbek, co najlepsze, prawdopodobnie sukni, otarł się o jego udo.  I zapewne na tym jego szok by się skończył i cofnąłby całkowicie dłoń, ale posłyszenie kolejnego głosu ponowiło spięcie mięśni. Graba znów nerwowo złapała za materiał.
  - Jedyne tango, jakie usłyszysz to te na swoim gro...* - warknął, ale zatrzymał nagle jadowity sap, łapiąc się wolną dłonią za gardło, nie tylko przez to, że ledwo co odzyskał oddech i paliło jak cholera, ale też przez to, że... czy właśnie został posądzony o molestowanie i rozbieranie nieznajomego w miejscu publicznym? Dynamicznym ruchem głowy zwrócił mętne spojrzenie w kierunku, z którego dobiegał drugi, o wszyscy bogowie zmiłujcie się, głos i to kolejnego mężczyzny. Skóra rękawiczki zatrzeszczała zaciśnięta na plecach nieznajomego, zanim całkowicie wypuściła płótno. - ... jeszcze jedno słowo więcej... - zachrypiał, kciukiem rozmasowując delikatnie krtań - ... a jeden z drugim zobaczycie najpierw gwiazdy, a potem permanentną ciemność.
  Nie widział, to fakt niezaprzeczalny; więc też nie wiedział, czy jego rozmówcy to karki, szafy dwa na dwa. Jedyne co zdążył wyłapać, to to, że plecy i ramię, z którymi się zderzył, były sporo masywniejsze i dużo szersze od jego własnych. Ale czy powstrzymało go to od zareagowania w sposób dla siebie całkowicie naturalny? Gdzie tam. Grozi się wszystkim niezależnie od postury albo nikomu.
  I już miało być dobrze. Już miał grzecznie odejść. Ale nie. Kolejny głos. - No nie, chyba sobie wszyscy już jaja robicie... - burknął ciężko. Czy miałby coś przeciwko ustronnemu miejscu? Nie. Ale nie w takim zestawieniu. Nie w tej chwili. Nie z kimś, kto przed momentem groził mu bliskim, pierwszostopniowym spotkaniem z tacą. I nie było istotne, że wyczuł pod swoją dłonią linię mięśni, które w normalnej sytuacji może zadziałałyby na niego inaczej.
  Ten zapach... ( @Saga-Genji Hayate )
  Szok musiał najpierw opaść, żeby pojawiła się trzeźwość umysłu. Więc kiedy pierwszy, łagodny, a przede wszystkim bezbolesny oddech przeszedł przez układ oddechowy, Aoi poprawił rękawiczki na swoich dłoniach. Słodkie nuty zapachowe, które przyniósł ze sobą nieznajomy, zadziałały niczym relanium. Dekompresja. - Przepraszam - niech wszyscy żyjący i martwi klękają, bo przeprosiny nie są czymś, co przechodziło mu z łatwością - nie widzę, więc czasami obijam się o innych - dodał pośpiesznie, nienawidząc faktu, że musiał tłumaczyć się z własnej niepełnosprawności, ciągle przypominając sobie, że odstawał od społeczeństwa, był inny, nie taki, jak większość; w postaci yurei nie miało to znaczenia, ale teraz, o zgrozo, obijał się fizycznie o inne fizyczności, barki, kolana, plecy i tylko czekał, aż faktycznie dostanie w mordę za to, że... że jest, jaki jest i istnieje. Kusząca perspektywa, na swój sposób, ale nie na wstępie, kiedy dopiero pojawił się na balu z Yuri. No właśnie, Yuri! Przypominając sobie o swojej towarzyszce, której dłoń wypuścił chwilę temu, pozwolił zmartwieniu osiąść ciężko na twarzy. - Świetnie się z wami rozmawia, a Ty... - i subtelnie skierował dłoń w kierunku Hayate, nie dotykając go jednak, a jedynie wskazując, jako że puste, wyblakłe tęczówki, spoglądały gdzieś obok, świdrując przestrzeń - pachniesz tak, że zostałbym tutaj chwilę dłużej... - dotykając na krótki moment ramienia mężczyzny, na którego wpadł, przeciągając przez nie łagodnie palcami, jak gdyby wcale przed chwilą nie istniało między nimi napięcie i możliwość mordobicia, zwrócił się na pięcie. Obie dłonie poprawiły futro, które przez dynamiczny ruch zsunęło się z pleców i zawisło w zagłębieniach łokci i ostrożnie wycofał się o te kilka drobnych kroków w miejsce, w którym rozstał się z dziewczyną.
  I w mordę z tym całym spokojem, który zagościł w zszarganym umyśle Munehiry. 
  Załatw; jakby był kamerdynerem, jakby obcy mógł go rozstawiać ot, tak po kątach. Kolejne słowa, wypowiedziane już twardszym głosem, jedynie uświadomiły mu, że tego wieczoru faktycznie straci nad sobą panowanie.
  - Tak, tylko z naszej dwójki, to nie ja będę go spijał - odparł z najszczerszym uśmiechem, pozwalając, aby jego głos wypełnił się łagodnym rozbawieniem; a kiedy tylko wyczuł, że ciało obcego mężczyzny oddala się, sięgnął ku Yuri, odnajdując jej ramię. - Daj mi jeszcze dwie sekundy, a ktoś straci zęby. Albo zyska kilka dodatkowych, ale wbitych w szyję... Kto to był? - zakończył pytaniem, które po równo było wypełnione zmartwieniem i ciekawością. - Chce znać wszystkie szczegóły... - dodał, rozluźniając się, kiedy delikatnie splótł palce z jej wątłymi paliczkami, ruszając miarowym krokiem z miejsca. Potrzebował alkoholu. I ciszy. Ale przede wszystkim alkoholu.
  Nęcony zapachem słodkości, który dochodził do niego z niewielkiej odległości, skręcił tam niczym pies gończy, który pochwycił woń zdobyczy. Zatrzymał się, wolną dłonią odnajdując brzeg stołu, na którym jak domniemywał, znajdywały się łakocie. - Yuri... czy możesz sięgnąć po coś, co ma w sobie jakieś zawrotne ilości alkoholu, które zmyją niesmak tego, w czym przed chwilą brałem udział? - odezwał się do swojej towarzyszki, posyłając jej czuły uśmiech, mając nadzieję, że ta, wykaże się wystarczającą wyrozumiałością i nie będzie próbowała pociągnąć tego tematu.
  Plecy Aoi wyprostowały się, kiedy ten nabrał głęboki wdech, subtelnie odchylając głowę do tyłu. Razem z tym oddechem, przez nos, wprost do serca przedarł się szaleńczo znajomy zapach.
  Jushi...
  Marszcząc brwi, błędne, zamglone spojrzenie skierował za wstęgą zapachu, za którym tęsknie wył przez ostatnie cztery lata. To nie mogła być prawda. Nie teraz. Nie tutaj.
  - Widzę, że znowu na siebie wpadamy... - głos, który docierał do niego z prawej strony, perfidnie znajomy, dosłownie wwiercał się w czaszkę. To on nią pachniał. Aoi wcale nie chciał się wcinać w pogawędkę, jaką  @Seiwa-Genji Enma właśnie z kimś sobie radośnie ucinał. Ten jednak nie dawał mu wyboru. Dlatego też skierował swoje słowa bezpośrednio do "znajomego". - Znaczy... nie widzę, ale czuję - dodał pośpiesznie, pozwalając jednemu z kącików ust unieść się zadziornie ku górze.

@Yuri Chie  @Keita Gotō  @Miyashita Ruuka  @Hasegawa Jirō

* psikus za awanturę.


Ostatnio zmieniony przez Munehira Aoi dnia Nie 6 Lis - 0:55, w całości zmieniany 1 raz


Główna sala - Page 5 0YAOCnr
Munehira Aoi

Hasegawa Jirō ubóstwia ten post.

Hecate Black

Nie 6 Lis - 0:53
@Ye Lian

 – Czymże jest życie bez drobnego dreszczyku emocji? – odparła, w ten sposób komentując jego wypowiedź o swoim miejscu zamieszkania. Nie bez powodu wybrała tak odległe i oddalone od ludzi miejsce. Mimo swego dość otwartego i raczej przyjaznego podejścia miewała problemy z nawiązywaniem znajomości czy podejmowanie prostych, nic nie znaczących rozmów. Nie zwykła plotkować o sąsiadach czy dumać nad pogodą, więc nie mogłaby znudzić rozmówcy, jednakże dobór tematów między którymi lawirowała bywał dość osobliwy, toteż mało kto nadążał za tokiem myślenia Black. – Powinieneś mnie odwiedzić. Dawno nie gościłeś w moim skromnych progach, a przydałaby mi się drobna pomoc przy nowych roślinach. Podobno praca w ogrodzie bardzo relaksuje, a wyglądasz jakbyś tego właśnie potrzebował.
 Przytknęła szkło kieliszka do bladych ust; zapach wina dotarł do nosa dość prędko, na co wiedźma westchnęła cicho. Ile to minęło, odkąd ostatnio spędzała czas ze znajomym? Obecne spotkanie nie należało co prawda do grona tych, które preferowała, aczkolwiek postanowiła nie narzekać. Liczyło się jedynie to, że nadarzyła się okazja do rozmowy z kimś, kogo dawno nie widziała.
 – Mnie zaś zastanawia czemu uważasz, że nie jesteś dla mnie dobrym towarzystwem? – zapytała, przekrzywiając nieco głowę. Stolas w tym samym momencie zakrakał donośnie, jakby próbował tym zgodzić się z właścicielką. – Nie jestem wybredna, mój drogi. Poza tym lubię cię, lubię twoją osobowość, twój sposób bycia, twoją historię. Nie chciałam żebyś w to święto siedział sam, stąd propozycja wyjścia na bal. Nie musimy z nikim więcej rozmawiać, wystarczy, że będziemy razem, czyż nie?
 – Black, nie miałaś przed chwilą pełnego kieliszka?
 – Popatrz, wyjście na balkon – Dotknęła dłonią policzka i wciągnęła teatralnie powietrze, jakoby kompletnie zamknięta na pytanie, które przed sekundą jej zadał. Może go nie dosłyszała, a może nie chciała go dosłyszeć? – Może wyjdziemy zapalić? Świeże powietrze dobrze nam zrobi, a Stolas będzie mógł rozprostować skrzydła. Przy okazji możemy zwinąć jakąś przekąskę, przyznaję, że jestem trochę głodna – zaśmiała się pod nosem, a kruk zawtórował jej entuzjastycznie. Czyżby był w stanie zrozumieć cześć wypowiadanych przez Black słów? Wszystko na to wskazywało.



Główna sala - Page 5 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black
Warui Shin'ya

Nie 6 Lis - 1:59
Stukot jej wysokich obcasów równie dobrze mógł uderzać nie o parkiet, a jego skroń. Czuł się tak, jakby każdy postawiony przez kobietę krok był jednocześnie uderzeniem w ciężkie drzwi, za którymi zatrzasnął setki pytań, pretensji i historii, którymi chciał się podzielić. W swojej nastoletniej wierze sądził, że ma wszelkie prawo stanąć choćby na środku sali i zbombardować towarzyszkę zagadnieniami, na które miał prawo dostać odpowiedzi tu i teraz. Ale te same ukryte w świadomości drzwi przytrzymywała silna ręka jego męskiej osobowości. Nie tylko nie wypadało naskakiwać na Miyazaki w tłumie nieznajomych ludzi, co w ogóle nie powinien robić afery, gdy sam wystosował zaproszenie na bal. "Baw się" - nakazał sobie stanowczo, a gdy usłyszał aktorski ton głosu Tsukiko wpierw na jego twarzy pojawił się cień zaskoczenia, ale szybko przeszedł w rozbawienie, a potem wystudiowaną powagę.
- Wasza Wysokość... - podjął uroczyście, wyciągając dłoń w stronę kobiety, czując przy tym jak w gardle narasta idiotyczny chichot; stłumił go jednak wraz z przełknięciem śliny, prostując plecy, ujmując jej palce w rękę i prężąc pierś z masą błyszczących się medali i odznak. - To prawdziwy zaszczyt.
Może gdyby nie był tak zapatrzony w swoją partnerkę, rozpoznałby w stojącej nieopodal postaci znajome rysy; oblicze, którego znał każdy detal, oczy, których spojrzenia szukał uparcie w młodzieńczych latach, a które nigdy nie patrzyły w jego kierunku, w zamian koncentrując się na osobie, której nie dało się doścignąć. Może dobrze, że wąski umysł był w stanie koncentrować się tylko na jednej personie jednocześnie? Gdyby przypadkiem rozejrzał się po otoczeniu i gdyby wyłapał skrawek jego twarzy istniał cień szansy, że zespoliłby ten obraz z obrazem ze wspomnień - tyle razy patrzył na te wykrzywione w obojętnym wyrazie usta, tyle długich godzin jazdy, kiedy Ichiro siadał za kółkiem i wciskał gaz do dechy, patrzył na linię szczęki jego najlepszego przyjaciela, że nawet noszona maska nie ukryłaby prawdziwej tożsamości. Warui był jednak pochłonięty tym co tu-i-teraz.
A tu i teraz dłoń o długich szponach dotknęła jego ramienia wywołując dziwne dreszcze. Na litość boską. Kobiety jej pokroju nigdy nie zapominały z kim mają do czynienia i choć widział w oczach Miyazaki błyszczące ogniki wesołości, gdzieś na dnie jej wzroku dostrzegał głęboki cień. Gdy mówiła o zrobieniu chaosu nie do końca pojmował czy akurat w tym momencie żartowała. Uśmiechnął się jednak; rzadki widok, w którym nie ukrywał się pod materiałem jednorazowej maseczki początkowo wprawił go w dyskomfort, ale teraz niemal zapomniał, że Tsukiko - i wszyscy wkoło - są w stanie dostrzec jego mimikę.
Lekko zaostrzone kły ukazały się światu, gdy Shin'ya rozchylił usta w uśmiechu.
- Chciałem ci sprawić przyjemność - przyznał lekko, ale choć ton miał w sobie beztroską nutę, ciężko sprecyzować na ile rudowłosy trzymał się roli, a na ile uzewnętrznił. Skrzące się mimo soczewek spojrzenie krążyło po profilu towarzyszki, chłonąc elementy jej starannie wykonanego makijażu, dodatków wpiętych we włosy; biżuterii. Ruszył wraz z nią w głąb sali, co jakiś tylko czas sprawdzając czy idą w dobrym kierunku.
Po prostu nie w filar.
I trochę, mimo wszystko, w stronę suto zastawionych stołów, nie parkietu.
Trzymany w dłoni kieliszek był póki co jego linią obrony - przecież nie będzie wyginał się pod żyrandolem z winem w ręce - ale Warui lepiej niż ktokolwiek wiedział, że alkohol kiedyś się skończy, a argument w stylu: "jeszcze nawet nie wznieśliśmy toastu za oszałamiającą urodę, mądrość et cetera et cetera et cetera waszej królewskiej mości" też ma termin ważności.
- Powiedz mi, margrabio... - Miyazaki mówiła z wprawą, jakby codziennie wcielała się w obojętną, arogancką damę. Nie potrafił przy tym zachować pełnej beznamiętności, dlatego kącik ust dalej mu się unosił, a brwi lekko marszczyły pod naporem rozbawienia.
- Pozwolę sobie przypomnieć, Wasza Najupadlejsza Mość, że nie przybyliśmy tu dla zabawy. Obowiązki władczyni dogoniły cię i tutaj, pani - wraz z tymi słowami, przekierował ją między roztańczoną parą wiedźm i denszącym między nimi wilkołakiem z łapami trzy razy większymi niż sztuczny łeb. Pazury cięły powietrze jakby walczył o wydostanie się z głębin. Warui skrzywił się z lekkim obrzydzeniem, jednak prędko przywołał w sobie stosowną apatyczność.
Ciężko był margrabią w dzisiejszych czasach.
Wymagało to mnóstwa poświęceń, zwłaszcza wtedy, gdy wesołość niemal rozdzierała mu pierś. Miał ochotę wybuchnąć śmiechem, ale równie na serio wziął sobie do serca odegranie podjętej roli - przynajmniej na razie. Zwłaszcza, że w gęstym zbiorowisku ludzi wyhaczył coś znajomego.
Znajomy ton. Znajomy styl wypowiedzi.
Wreszcie - znajomą sylwetkę, odruchy.
Bingo.
Niewiele myśląc poprowadził Miyazaki meandrami ludzkich ciał, ich rąk i nóg, starając się przy okazji, aby nikt jej nie uderzył miotłą, berłem albo harpunem, a przy tym dał sobie wyjątkowo za punkt honoru, aby też nie dostać żadnym rekwizytem.
- Och - udał zaskoczonego, ale wpełzający na wargi uśmieszek zniszczył jakąkolwiek wiarygodność. Shin'ya wypadł miękko z tłumu gości kłębiących się przy stole, wpadając prosto na @Seiwa-Genji Enma.
Z oddali wyglądało jakby Minamoto był sam, ale teraz rudowłosy dostrzegł stojących tuż obok towarzyszy.
Nie puszczając Miyazaki, spojrzał wpierw na @Hattori Heizō, na którym zawiesił się na pół sekundy za długo, a potem szybko przerzucił się na @Munehira Aoi. Tym razem drżenie w jego głosie zdradzało tłumione rozbawienie.
- Panowie - przywitał się ceremonialnie, wzrok ostatecznie zatrzymując na Enmie. - Kocie - dodał zaraz równie pompatycznie, unosząc brew. - Wspaniały bal.
Nawet nie wiedział jak bardzo się mylił.
Warui Shin'ya

Miyazaki Żałość Tsukiko ubóstwia ten post.

Nakamura Kyou

Nie 6 Lis - 3:06
Przygarnięty do boku przez Raję, nie oponował - może tylko nieco się zachwiał, przez moment bardziej o nią opierając. Nie pamiętał, żeby za życia był tak samo niezdarny jak dzisiaj - stanowczo zbyt długo nie posiadał ciała. Może powinien uczyć z przyjęcia halloweenowego coroczną tradycję? A może w końcu mogło udać mu się znaleźć odpowiedniego kandydata na kontrakt? Chociaż na to drugie liczył znacznie mniej, nie tylko będąc przezornym, ale mając przecież swoje własne wymagania co do tych kwestii.
Podał Raji jedno z dwóch otrzymanych urządzeń, samemu swoje chowając do kieszeni na ten moment.
- Och, rozumiem! Myślisz o Fukkatsu w szukaniu mieszkania? Czy bardziej gdzieś na obrzeżach. Sama Sawa jest naprawdę piękna, co teraz również widać! Ten dworek jest niesamowity! No i otaczające go tereny, teraz wszystko jest przyozdobione i atmosfera jest jaka jest, ale zobaczyć to miejsce w ciepły wiosenny dzień to naprawdę cudowny widok! - chętnie się podzielił, zaraz jednak skupiając się bardziej na mężczyźnie. - Skąd się przeprowadziłeś, jeśli to nie tajemnica? - dopytał, uśmiechając się przyjemnie. Przypomniał sobie jednak w myślach, aby nie zagłębiać się w aż tak ogromne szczegóły odnośnie Fukkatsu czy wioski, w której się teraz znajdywali - wszystko w końcu mogło się pozmieniać.
Początkowo na jego twarzy pojawiło się zmieszanie, a później zaniepokojenie czy z rozmówcą wszystko było w porządku - nie tylko przez wzgląd na samo w sobie uderzenie się w twarz, ale również przez jego skutki!
- Oh... no dobrze... Nie, nie, nie musisz przepraszać za to, w porządku - zapewnił, chociaż od razu zaczął się zastanawiać czy mężczyzna był przewlekle chory, albo może i podobnie do niego był duchem, jeszcze bardziej niezdarnym? Chociaż czy uderzenie się we własną twarz można było zaliczyć poz niezdarność? Kyou po prostu zapominał, że w tym momencie nie przenikał przez wszystko i wszystkich, co nieco komplikowało jego poruszanie się.
- Miło mi - odpowiedział mężczyźnie, a zaraz po tym słysząc i komplementy w stronę Raji, skinął znowu głową.
- Prawda? Wygląda niesamowicie w tym stroju, bardzo jej pasuje - zaraz zawtórował. - Przyciąga wzrok, to również pewne! - dodał, a zapytany o znajomość, odchrząknął, posyłając kobiecie spojrzenie prędki. Powinien pozwolić jej mówić? A może powiedzieć półprawdę? Chociaż kłamanie nie było nigdy jego mocną stroną. Co powinien zrobić? Może dlatego też unikał tego miejsca w ubiegłych latach? Chciał unikać pytań, na które trudniej było mu odpowiedzieć...
- Tak, tak... znaczy się oczywiście, chociaż nie tak dobrze. Trochę się zbłaźniłem i powiedzmy, że tutaj to tak przeprosinowo też zaprosiłem Raję, a słyszałem same dobre rzeczy o tym przyjęciu... - powiedział wręcz na jednym wydechu czym prędzej wyrzucając z siebie, zaraz obracając się, słysząc obcy głos. - Nakamura - wyrzucił wręcz na bezdechu, jakby po swoim wyjaśnieniu zupełnie zapomniał nabrać powietrza na nowo; jakby przebiegł maraton lub prowadził wykład przez godzinę jeśli nie dłużej. Sam nie wiedział czym się tak zestresował, skupiając dodatkowo na tym, że jego serce biło jak szalone. Im bardziej się skupiał na nim, tym bardziej miał wrażenie, że powiedział coś nie tak lub był zbyt podejrzany. Ale przecież nie skłamał - poza kłamstwem, że był żywy. Ale skąd by mieli wiedzieć, że nie był żywy?
Rozejrzał się po sali, jakby dopiero teraz przypominając sobie też o zabawie. Odchrząknął.
- Chyba niedługo się zaczyna... ta zabawa znaczy się.

@Yōzei-Genji Madhuvathi  @Ivar Hansen  @Keita Gotō


Główna sala - Page 5 VSPSQK5
Nakamura Kyou
Tokugawa Mamoru

Nie 6 Lis - 3:29
.    Spokojnym krokiem prowadził partnerkę do stolików, gdzie można było sięgnąć po jadło lub upragniony alkohol. Zdecydowanie można było go określić mianem zwolennika tej drugiej opcji, w końcu to był tak wspaniały dodatek do każdej masowej imprezy, że brak obecności napoju bogów byłby kardynalnym błędem dla każdego organizatora. Tutaj zadbano o tak istotne szczegóły, co było raczej wielkim plusem, a na razie — jedynym znaczącym w tej sytuacji. Zresztą, osłodą tego wszystkiego była towarzyszka przygody, która to bardziej zaciekawiła jego osobę. – Doprawdy? – Powiedział, przyglądając się uważnie rozmówczyni, która to postanowiła połechtać jego ego, no ładnie. – Czyli chcesz powiedzieć, że zahartowany w boju samuraj byłby wart uwagi? – Odparł i po dosłownie chwili namysłu dorzucił. – Ale i tak, wystarczy, na razie ładna pani u boku. – Powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy oraz pieszczotliwym tonie. I przede wszystkim całkowicie ze szczerością.
.    Po chwili dotarli do miejsca, w którym mogli się zdrowo napić. I tak jak otrzymał od dziewczyny kieliszek z nalanym winem, to równie ochoczo spróbował, dzieląc się ze swoją opinią. – No, tego typu trunki potrafią kosztować, choć nie zawsze jakość idzie w parze z ceną. – Powiedział, biorąc konkretniejszy łyk. Nie był wielkim koneserem win, ale miał doświadczenie z droższymi alkoholami do tego stopnia, że w jego mniemaniu były nieco przereklamowane. Z jednej strony, były dobrej jakości, a zaś drugiej ceny były kosmiczne. Zwykła osoba nie mogłaby sobie pozwolić na taki luksus, o ile nie posiadałaby kury, która to znosiłaby złote jajka. Smutne i prawdziwe, niestety. Kiedy padło pytanie w kwestii kojarzonych osób, Mamoru jak to na niego przystało — pozwolił sobie nalać wina, wziąć szkło do ręki i z niczym miną wielkiego myśliciela, zaczął się rozglądać po balu w poszukiwaniu znajomych osób. Zdecydowanie, kostiumu na balu przebierańców nie pomagały. – Póki co? To nikogo nie kojarzę, chyba że to przez te stroje. – Odpowiedział ostatecznie i sięgając niewinnie po łyczek trunku.
.    Jak do niego dotarły kolejne słowa, to z początku tylko się Kyoko przyglądał, kręcąc szkiełkiem w wolnym tempie. Po małych obserwacjach był w stanie stwierdzić, że większość jest sztywna jak trup na pogrzebie, a tylko niektóre jednostki potrafiły się jako tako bawić. Jedyną miał nadzieję blondyn, że jest to tymczasowe zjawisko i potem się porządnie rozkręci, ale wracając do rozmówczyni. – No to dobrze trafiłaś, albowiem jestem mistrzem wszelkich tańców i różnych sztuczek. — I tutaj padło z jego strony małe kłamstewko, a raczej — półprawda. Nie był ekspertem, jeśli chodzi o taniec z drugą osobą, ale jako tako znał się na sztuczkach z użyciem zręcznych rączek. I postanowił się nawet z jedną podzielić, wyciągając znikąd i na chwilkę, malutki woreczek ze śnieżną zawartością. Przygotowany był na wszystko i to gdziekolwiek. – Co powiesz na to? – Zaczął, kończąc drugą lampkę wina. – Zatańczymy i zobaczymy, jak się później rozkręci, a jak będzie nadal sztywniacko, to znajdzie się jakiejś miejsce na małe co nieco. – Powiedział z pozytywnym akcentem, nawiązując ostatnimi słowami do proszku, którego był dumnym posiadaczem, nie starając się o tym wprost mówić. I nawet jakby ktoś próbował coś zasłyszeć od niego, to prędzej połączy wątki o czymś całkowicie innym, niż właśnie rozmówczyni rōnina.

@Nakadai Kyoko
Tokugawa Mamoru
Tetsu Senzaki

Nie 6 Lis - 18:07
Zwykło się mówić, że ci żyjący z pasji nie przepracowali ani jednego dnia. Jakkolwiek Tetsu postrzegał swój zawód jako co najmniej satysfakcjonujący i niechętnie korzystał z urlopu, zdarzało się, że to los decydował za niego. Stary uraz, choć drobny, potrafił mu się dawać we znaki i tak też było tym razem. Wszyscy doszczętnie spłukani hazardziści musieli się modlić wyjątkowo żarliwie o jego niedyspozycję bo od dwóch dni Senzaki czule wyklinał nad kondycją swojego prawego oka. Organ niewzruszony zarówno prośbą jak i groźbą, łzawił zaciekle a kłujący ból w oczodole ustępował dopiero po dawce leków przeciwbólowych.
Mimo to nie zamierzał tkwić w mieszkaniu, wyjątkowo spragniony ludzkiego towarzystwa. Znacznie mniej zażyłego niż kontakt na linii pięść-żuchwa, raczej czegoś subtelniejszego, mogącego jeszcze uchodzić za integrację społeczną. Taką bez przemocy w składzie.
A większe zbiorowisko gości niemalże było gwarancją, że prędzej czy później trafi mu się jakiś rozmówca, warty więcej niż pospolite "przepraszam" za pociągnięcie mu z barku. Zupełnie przypadkiem, w ramach ścisłości.
Wbrew swemu dyskusyjnemu kalectwu, Tetsu nadal pozostawał wzrokowcem i to głównie na tym zmyśle opierał swoje postrzeganie świata. Były jednak bodźce, które całkiem trwale zagnieżdżały się w jego pamięci i nawet w całym bukiecie zapachów zarówno perfum jak i jadła, mężczyzna był w stanie wychwycić tę specyficzną woń, choć ulotną, ledwie wyczuwalną.
Z jednej strony nie powinno go to dziwić, z drugiej ciekawość to pierwszy stopień do piekła a Senzaki jak mało kto, zwykł zbiegać po nich rączym galopem. Wyjątkowo ograniczony przez opaskę na prawym oku, by zakryć swój irytujący defekt, miał nie lada problem z rozeznaniem się w otoczeniu. Chociaż jego kreacja wampira niespecjalnie krępowała mu ruchy czy też maskowała doczesną powłokę, tak na sali nie brakowało osób, które poszły na całość i nie ułatwiały mu śledztwa.
Przez chwilę lawirował pomiędzy postaciami, mniej lub bardziej dyskretnie oceniając ich twarze bądź sylwetki, jednak pozostawały one tak samo nieznajome jak chwilę wcześniej.
Mnogość gości co prawda nie przyprawiła go o zawrót głowy, ale nieoczekiwane przeszkody czające się tuż pod stopami to i owszem. Bo wyglądało na to, że właśnie udeptał czyjś kostium. I sądząc po kroju to całkiem cenny. Pozostawało pytanie czy smoki żywią się wampirami.
Bo na Targaryena to on akurat nie wyglądał.

@Saga-Genji Hayate
Tetsu Senzaki
Hasegawa Jirō

Nie 6 Lis - 18:58
  Gdyby jego wzrok mógł zabijać, to właśnie w tym momencie położyłby trupem nie tylko Ruukę, ale i wszystkich ewentualnych gapiów bądź osoby, które choćby o zerknięcie tylko podejrzewał. Oszczędziłby tylko Borsuka. Jego zabiłby chwilę później gołymi rękoma. Teraz kleszcz miał to szczęście, że obie dłonie Jiro były zajęte - w jednej trzymał tacę, a w drugiej butelkę wina. A może i nieszczęście, gdyby jednak zdecydował się użyć jednego bądź drugiego, bo chęć na to ani trochę nie malała.
To nadal zobaczymy więcej niż ty.
  Od razu skwapliwie skorzystał z okazji, gdy tylko poczuł, że ucisk na jego plecach zelżał. Nie zastanawiał się nad tym, czy Borsuk puścił go specjalnie czy przypadkiem - od razu zakładając przecież jak najgorsze zamiary wszystkich dookoła. Odwrócił się, by wbić niezadowolone spojrzenie w swój niedoszły plecak i móc w końcu w pełnej krasie przyjrzeć się przeciwnikowi. Jiro miał to szczęście, że żadne snobistyczne konwenanse nie mogły go powstrzymać przed pokazaniem, kto tu rządzi, nawet w tym momencie. Z chęcią rozwaliłby drugiemu nos. Trochę więcej krwi nawet wpasowałoby się w klimat imprezy.
  Zasnute mgłą, niewidzące oczy nie trafiły jednak na jego spojrzenie, błądząc gdzieś obok, nie podejmując wyzwania i nie będąc ostatecznie iskrą, która spowodowałaby wybuch. Hasegawie właściwie tylko tyle było trzeba, jednego spojrzenia. Przeprosiny jak i brak kontaktu wzrokowego wziął za swoją wygraną, witając to pełnym triumfu westchnięciem.
Jeszcze raz, a połamię ci nogi w kolanach, wtedy już na nikogo nie wpadniesz – mruknął przez zaciśnięte zęby, pochylając się w kierunku Borsuka, gdy ten ponownie wykorzystał okazję żeby go dotknąć; nie wszystkie słowa były przecież przeznaczone dla każdego.
  Odprowadził go wzrokiem, te kilka kroków, te kilka sekund, upewniając się, że zakręcił się dookoła innej osoby i przypadkiem czy też rozmyślnie nie postanowi znaleźć się obok nich z powrotem. Przetrzymał na nim wzrok jeszcze chwilę dłużej. Był niemal pewny, że go nie znał, ani nigdy wcześniej nie spotkał. Nie spodziewał się zobaczyć kogokolwiek niewidomego poza Nanashi, przyzwyczajony, że trafiają tam wszyscy, którym los postanowił sprezentować jakikolwiek defekt. Może ładna mordka ocaliła go przed wylądowaniem na tym wysypisku.
Wielkie dzięki za pomoc – warknął nieco zirytowany do dwóch pozostałych śmieszków od szukania ustronnych miejsc i pozbywania się ubrań; przesuwając spojrzenie najpierw od Ruu, dopiero później natrafiając na Hayate – Przecież ty nie żyjesz.
  Szare ślepia rozszerzyły się niemal w przerażeniu, a rozum w ogóle nie dopuścił do siebie myśli, że przecież to impreza halloweenowa i ktoś mógłby się przebrać za jego idola, albo chociaż być do niego tak diablo podobnym. Za dobrze kojarzył ten głos, a wspomnienie z parku, gdzie przecież widział go w półprzeźroczystej wersji, zupełnie w niczym nie pomogło. Zwłaszcza, że teraz półprzeźroczysty nie był.
  Wymamrotał coś w stylu japierdolękurwamać, zdecydowanie zbyt niewyraźnie, by dokładnie zrozumieć które z przekleństw postanowił bardziej zaakcentować, odwracając się gwałtownie od reszty. Z pobliskiego stołu zgarnął garść serwetek, zsuwając maseczkę z twarzy i przykładając prowizoryczny opatrunek do krwawiącego nosa. W normalnych okolicznościach nie pozwoliłby sobie na odkrycie pyska, ale ani okoliczności nie były normalne ani nawet szansa, że ktoś zobaczy jego blizny pod zakrwawionymi serwetkami nie była duża.
  Musiał się napić (i stracić Hayate z oczu), bo to już nie było na jego nerwy.

@Miyashita Ruuka  @Munehira Aoi  @Saga-Genji Hayate




Hasegawa Jirō
Shirai Asami

Nie 6 Lis - 21:56
 Niezbyt podążała za modą na obchodzenie zagranicznych świąt, ale jednak raz na jakiś czas trzeba było rozprostować kości i odchamić się w nieco inny sposób niż kolejna wizyta w jakimś barze albo nocnym klubie, gdzie musiała złowieszczo zerkać na każdego, kto chciał pod wpływem alkoholu ją poderwać. Pozwalała na to tylko nielicznym, ale ograniczała się raczej do wyłudzania kolejnych drinków i znikania, zanim adorator pomyśli o nadmiernym przymilaniu się do niej.
 – A dzięki, dzięki – rzuciła uśmiechając się do towarzyszki. Normalnie pewnie tytułowałaby ją „panią kapitan”, ale tu były incognito i co najwyżej mogła rzucić do Akane siostro. Obie wylądowały na balu przebrane za zakonnice, z czego Asami starała się wyglądać jeszcze jakoś w miarę… normalnie. Oczywiście kusa spódniczka daleko się miała do bycia służebnicą Pańską – materiał sięgał ledwo połowy ud zamiast przepisowego „za kostkę”, ale górna połowa stroju nie była już tak skąpa. Lęk natomiast wzbudzać miały upiorne, żółte oczy, które za sprawą soczewek świeciły, gdy w okolicy było mniej światła. Bliznę na policzku zamiast standardowo zakryć, wyeksponowała jeszcze bardziej, robiąc z niej fragment swojego przebrania. Niektórzy mogliby pewnie uznać, że naprawdę nieźle ją namalowała, kiedy w rzeczywistości był to niechlubny element jej codzienności.
 – Hmm… – Zamruczała w zastanowieniu i położyła dłonie na biodrach panny Kawai. – Masz naprawdę niezłą talię w tym wdzianku. I wyglądasz jak… siostra wielokrotnie przełożona. Przez kolano. – Uniosła zadziornie w górę kącik ust, a następnie zabrała ręce. Może i w ich dywizji nie było takiego sztywnego trzymania szyku, ale jednak nadal Akane była jej przełożoną. Niezależnie od tego, jak wyglądała ich relacja w rzeczywistości.
 – Postarali się, nie ma co – przyznała, kiwając z uznaniem głową. Ogarnęła wzrokiem salę, tych wszystkich ludzi w niej zgromadzonych, wkomponowaną w całość gromadę kelnerów oraz kelnerek, orkiestrę, kamerdynera wciśniętego w kąt i odnotowującego coś. – Alkohol i mroczne tajemnice to zdecydowanie klimat, którego bym szukała przy okazji Halloween. Spróbowałabym w sumie Krwawej Mary – brzmi jak coś sensownego przy tym święcie – ale pojęcia nie mam czy zniosę sok pomidorowy…

@Kawai Akane
Shirai Asami
Sponsored content
maj 2038 roku