Główna sala - Page 6
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Nie 30 Paź - 19:59
First topic message reminder :

Główna sala


31 października główna sala to spełnienie marzeń wszystkich wielbicieli grozy. Ogromną przestrzeń przemodelowano na pomieszczenie pełne pajęczyn i ciężkich kotar w kolorze płynnego wina, obrazy zamieniono na malunki powykręcanych monstrów i zjaw, a stoły zastawiono potrawami wzorowanymi na częściach ciał, owadach i zwierzętach. Wokół panuje klimatyczny półmrok, mimo zdecydowanie dobrego przepływu prądu - nad głowami zebranych migają dające skąpe światło żarówki ciężkich żyrandoli, resztę ciemności rozganiają zaś liczne świeczki i świecie różnych wielkości.

W rogu gra wynajęta specjalnie na bal orkiestra, której zadaniem jest podsycenie uroku Halloween. Nie szczędzą zatem swoich sił przy odtwarzaniu najpopularniejszych utworów kojarzonych z tym świętem - w repertuarze nie zabraknie choćby Spooky Scary Skeletons Andrew Golda, ale również melodii z kultowych soundtracków kina grozy.

Zabawa rozpoczyna się o godzinie 21:00 - wtedy gargantuicznych rozmiarów wrota uchylają się, wpuszczając tłumy wiedźm, wilkołaków, wampirów i mumii, których stukot obcasów rozprzestrzenia się po pomieszczeniach jak klekot tysięcy kości.  Wśród gości nietrudno wychwycić okiem poprzebieranych na zakrwawionych lekarzy i pielęgniarki kelnerów, lawirujących między ciałami z tacami.



Ostatnio zmieniony przez Haraedo dnia Wto 31 Paź - 21:06, w całości zmieniany 1 raz
Haraedo

Nakamura Kyou

Nie 6 Lis - 3:06
Przygarnięty do boku przez Raję, nie oponował - może tylko nieco się zachwiał, przez moment bardziej o nią opierając. Nie pamiętał, żeby za życia był tak samo niezdarny jak dzisiaj - stanowczo zbyt długo nie posiadał ciała. Może powinien uczyć z przyjęcia halloweenowego coroczną tradycję? A może w końcu mogło udać mu się znaleźć odpowiedniego kandydata na kontrakt? Chociaż na to drugie liczył znacznie mniej, nie tylko będąc przezornym, ale mając przecież swoje własne wymagania co do tych kwestii.
Podał Raji jedno z dwóch otrzymanych urządzeń, samemu swoje chowając do kieszeni na ten moment.
- Och, rozumiem! Myślisz o Fukkatsu w szukaniu mieszkania? Czy bardziej gdzieś na obrzeżach. Sama Sawa jest naprawdę piękna, co teraz również widać! Ten dworek jest niesamowity! No i otaczające go tereny, teraz wszystko jest przyozdobione i atmosfera jest jaka jest, ale zobaczyć to miejsce w ciepły wiosenny dzień to naprawdę cudowny widok! - chętnie się podzielił, zaraz jednak skupiając się bardziej na mężczyźnie. - Skąd się przeprowadziłeś, jeśli to nie tajemnica? - dopytał, uśmiechając się przyjemnie. Przypomniał sobie jednak w myślach, aby nie zagłębiać się w aż tak ogromne szczegóły odnośnie Fukkatsu czy wioski, w której się teraz znajdywali - wszystko w końcu mogło się pozmieniać.
Początkowo na jego twarzy pojawiło się zmieszanie, a później zaniepokojenie czy z rozmówcą wszystko było w porządku - nie tylko przez wzgląd na samo w sobie uderzenie się w twarz, ale również przez jego skutki!
- Oh... no dobrze... Nie, nie, nie musisz przepraszać za to, w porządku - zapewnił, chociaż od razu zaczął się zastanawiać czy mężczyzna był przewlekle chory, albo może i podobnie do niego był duchem, jeszcze bardziej niezdarnym? Chociaż czy uderzenie się we własną twarz można było zaliczyć poz niezdarność? Kyou po prostu zapominał, że w tym momencie nie przenikał przez wszystko i wszystkich, co nieco komplikowało jego poruszanie się.
- Miło mi - odpowiedział mężczyźnie, a zaraz po tym słysząc i komplementy w stronę Raji, skinął znowu głową.
- Prawda? Wygląda niesamowicie w tym stroju, bardzo jej pasuje - zaraz zawtórował. - Przyciąga wzrok, to również pewne! - dodał, a zapytany o znajomość, odchrząknął, posyłając kobiecie spojrzenie prędki. Powinien pozwolić jej mówić? A może powiedzieć półprawdę? Chociaż kłamanie nie było nigdy jego mocną stroną. Co powinien zrobić? Może dlatego też unikał tego miejsca w ubiegłych latach? Chciał unikać pytań, na które trudniej było mu odpowiedzieć...
- Tak, tak... znaczy się oczywiście, chociaż nie tak dobrze. Trochę się zbłaźniłem i powiedzmy, że tutaj to tak przeprosinowo też zaprosiłem Raję, a słyszałem same dobre rzeczy o tym przyjęciu... - powiedział wręcz na jednym wydechu czym prędzej wyrzucając z siebie, zaraz obracając się, słysząc obcy głos. - Nakamura - wyrzucił wręcz na bezdechu, jakby po swoim wyjaśnieniu zupełnie zapomniał nabrać powietrza na nowo; jakby przebiegł maraton lub prowadził wykład przez godzinę jeśli nie dłużej. Sam nie wiedział czym się tak zestresował, skupiając dodatkowo na tym, że jego serce biło jak szalone. Im bardziej się skupiał na nim, tym bardziej miał wrażenie, że powiedział coś nie tak lub był zbyt podejrzany. Ale przecież nie skłamał - poza kłamstwem, że był żywy. Ale skąd by mieli wiedzieć, że nie był żywy?
Rozejrzał się po sali, jakby dopiero teraz przypominając sobie też o zabawie. Odchrząknął.
- Chyba niedługo się zaczyna... ta zabawa znaczy się.

@Yōzei-Genji Madhuvathi  @Ivar Hansen  @Keita Gotō


Główna sala - Page 6 VSPSQK5
Nakamura Kyou
Tokugawa Mamoru

Nie 6 Lis - 3:29
.    Spokojnym krokiem prowadził partnerkę do stolików, gdzie można było sięgnąć po jadło lub upragniony alkohol. Zdecydowanie można było go określić mianem zwolennika tej drugiej opcji, w końcu to był tak wspaniały dodatek do każdej masowej imprezy, że brak obecności napoju bogów byłby kardynalnym błędem dla każdego organizatora. Tutaj zadbano o tak istotne szczegóły, co było raczej wielkim plusem, a na razie — jedynym znaczącym w tej sytuacji. Zresztą, osłodą tego wszystkiego była towarzyszka przygody, która to bardziej zaciekawiła jego osobę. – Doprawdy? – Powiedział, przyglądając się uważnie rozmówczyni, która to postanowiła połechtać jego ego, no ładnie. – Czyli chcesz powiedzieć, że zahartowany w boju samuraj byłby wart uwagi? – Odparł i po dosłownie chwili namysłu dorzucił. – Ale i tak, wystarczy, na razie ładna pani u boku. – Powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy oraz pieszczotliwym tonie. I przede wszystkim całkowicie ze szczerością.
.    Po chwili dotarli do miejsca, w którym mogli się zdrowo napić. I tak jak otrzymał od dziewczyny kieliszek z nalanym winem, to równie ochoczo spróbował, dzieląc się ze swoją opinią. – No, tego typu trunki potrafią kosztować, choć nie zawsze jakość idzie w parze z ceną. – Powiedział, biorąc konkretniejszy łyk. Nie był wielkim koneserem win, ale miał doświadczenie z droższymi alkoholami do tego stopnia, że w jego mniemaniu były nieco przereklamowane. Z jednej strony, były dobrej jakości, a zaś drugiej ceny były kosmiczne. Zwykła osoba nie mogłaby sobie pozwolić na taki luksus, o ile nie posiadałaby kury, która to znosiłaby złote jajka. Smutne i prawdziwe, niestety. Kiedy padło pytanie w kwestii kojarzonych osób, Mamoru jak to na niego przystało — pozwolił sobie nalać wina, wziąć szkło do ręki i z niczym miną wielkiego myśliciela, zaczął się rozglądać po balu w poszukiwaniu znajomych osób. Zdecydowanie, kostiumu na balu przebierańców nie pomagały. – Póki co? To nikogo nie kojarzę, chyba że to przez te stroje. – Odpowiedział ostatecznie i sięgając niewinnie po łyczek trunku.
.    Jak do niego dotarły kolejne słowa, to z początku tylko się Kyoko przyglądał, kręcąc szkiełkiem w wolnym tempie. Po małych obserwacjach był w stanie stwierdzić, że większość jest sztywna jak trup na pogrzebie, a tylko niektóre jednostki potrafiły się jako tako bawić. Jedyną miał nadzieję blondyn, że jest to tymczasowe zjawisko i potem się porządnie rozkręci, ale wracając do rozmówczyni. – No to dobrze trafiłaś, albowiem jestem mistrzem wszelkich tańców i różnych sztuczek. — I tutaj padło z jego strony małe kłamstewko, a raczej — półprawda. Nie był ekspertem, jeśli chodzi o taniec z drugą osobą, ale jako tako znał się na sztuczkach z użyciem zręcznych rączek. I postanowił się nawet z jedną podzielić, wyciągając znikąd i na chwilkę, malutki woreczek ze śnieżną zawartością. Przygotowany był na wszystko i to gdziekolwiek. – Co powiesz na to? – Zaczął, kończąc drugą lampkę wina. – Zatańczymy i zobaczymy, jak się później rozkręci, a jak będzie nadal sztywniacko, to znajdzie się jakiejś miejsce na małe co nieco. – Powiedział z pozytywnym akcentem, nawiązując ostatnimi słowami do proszku, którego był dumnym posiadaczem, nie starając się o tym wprost mówić. I nawet jakby ktoś próbował coś zasłyszeć od niego, to prędzej połączy wątki o czymś całkowicie innym, niż właśnie rozmówczyni rōnina.

@Nakadai Kyoko
Tokugawa Mamoru
Tetsu Senzaki

Nie 6 Lis - 18:07
Zwykło się mówić, że ci żyjący z pasji nie przepracowali ani jednego dnia. Jakkolwiek Tetsu postrzegał swój zawód jako co najmniej satysfakcjonujący i niechętnie korzystał z urlopu, zdarzało się, że to los decydował za niego. Stary uraz, choć drobny, potrafił mu się dawać we znaki i tak też było tym razem. Wszyscy doszczętnie spłukani hazardziści musieli się modlić wyjątkowo żarliwie o jego niedyspozycję bo od dwóch dni Senzaki czule wyklinał nad kondycją swojego prawego oka. Organ niewzruszony zarówno prośbą jak i groźbą, łzawił zaciekle a kłujący ból w oczodole ustępował dopiero po dawce leków przeciwbólowych.
Mimo to nie zamierzał tkwić w mieszkaniu, wyjątkowo spragniony ludzkiego towarzystwa. Znacznie mniej zażyłego niż kontakt na linii pięść-żuchwa, raczej czegoś subtelniejszego, mogącego jeszcze uchodzić za integrację społeczną. Taką bez przemocy w składzie.
A większe zbiorowisko gości niemalże było gwarancją, że prędzej czy później trafi mu się jakiś rozmówca, warty więcej niż pospolite "przepraszam" za pociągnięcie mu z barku. Zupełnie przypadkiem, w ramach ścisłości.
Wbrew swemu dyskusyjnemu kalectwu, Tetsu nadal pozostawał wzrokowcem i to głównie na tym zmyśle opierał swoje postrzeganie świata. Były jednak bodźce, które całkiem trwale zagnieżdżały się w jego pamięci i nawet w całym bukiecie zapachów zarówno perfum jak i jadła, mężczyzna był w stanie wychwycić tę specyficzną woń, choć ulotną, ledwie wyczuwalną.
Z jednej strony nie powinno go to dziwić, z drugiej ciekawość to pierwszy stopień do piekła a Senzaki jak mało kto, zwykł zbiegać po nich rączym galopem. Wyjątkowo ograniczony przez opaskę na prawym oku, by zakryć swój irytujący defekt, miał nie lada problem z rozeznaniem się w otoczeniu. Chociaż jego kreacja wampira niespecjalnie krępowała mu ruchy czy też maskowała doczesną powłokę, tak na sali nie brakowało osób, które poszły na całość i nie ułatwiały mu śledztwa.
Przez chwilę lawirował pomiędzy postaciami, mniej lub bardziej dyskretnie oceniając ich twarze bądź sylwetki, jednak pozostawały one tak samo nieznajome jak chwilę wcześniej.
Mnogość gości co prawda nie przyprawiła go o zawrót głowy, ale nieoczekiwane przeszkody czające się tuż pod stopami to i owszem. Bo wyglądało na to, że właśnie udeptał czyjś kostium. I sądząc po kroju to całkiem cenny. Pozostawało pytanie czy smoki żywią się wampirami.
Bo na Targaryena to on akurat nie wyglądał.

@Saga-Genji Hayate
Tetsu Senzaki
Hasegawa Jirō

Nie 6 Lis - 18:58
  Gdyby jego wzrok mógł zabijać, to właśnie w tym momencie położyłby trupem nie tylko Ruukę, ale i wszystkich ewentualnych gapiów bądź osoby, które choćby o zerknięcie tylko podejrzewał. Oszczędziłby tylko Borsuka. Jego zabiłby chwilę później gołymi rękoma. Teraz kleszcz miał to szczęście, że obie dłonie Jiro były zajęte - w jednej trzymał tacę, a w drugiej butelkę wina. A może i nieszczęście, gdyby jednak zdecydował się użyć jednego bądź drugiego, bo chęć na to ani trochę nie malała.
To nadal zobaczymy więcej niż ty.
  Od razu skwapliwie skorzystał z okazji, gdy tylko poczuł, że ucisk na jego plecach zelżał. Nie zastanawiał się nad tym, czy Borsuk puścił go specjalnie czy przypadkiem - od razu zakładając przecież jak najgorsze zamiary wszystkich dookoła. Odwrócił się, by wbić niezadowolone spojrzenie w swój niedoszły plecak i móc w końcu w pełnej krasie przyjrzeć się przeciwnikowi. Jiro miał to szczęście, że żadne snobistyczne konwenanse nie mogły go powstrzymać przed pokazaniem, kto tu rządzi, nawet w tym momencie. Z chęcią rozwaliłby drugiemu nos. Trochę więcej krwi nawet wpasowałoby się w klimat imprezy.
  Zasnute mgłą, niewidzące oczy nie trafiły jednak na jego spojrzenie, błądząc gdzieś obok, nie podejmując wyzwania i nie będąc ostatecznie iskrą, która spowodowałaby wybuch. Hasegawie właściwie tylko tyle było trzeba, jednego spojrzenia. Przeprosiny jak i brak kontaktu wzrokowego wziął za swoją wygraną, witając to pełnym triumfu westchnięciem.
Jeszcze raz, a połamię ci nogi w kolanach, wtedy już na nikogo nie wpadniesz – mruknął przez zaciśnięte zęby, pochylając się w kierunku Borsuka, gdy ten ponownie wykorzystał okazję żeby go dotknąć; nie wszystkie słowa były przecież przeznaczone dla każdego.
  Odprowadził go wzrokiem, te kilka kroków, te kilka sekund, upewniając się, że zakręcił się dookoła innej osoby i przypadkiem czy też rozmyślnie nie postanowi znaleźć się obok nich z powrotem. Przetrzymał na nim wzrok jeszcze chwilę dłużej. Był niemal pewny, że go nie znał, ani nigdy wcześniej nie spotkał. Nie spodziewał się zobaczyć kogokolwiek niewidomego poza Nanashi, przyzwyczajony, że trafiają tam wszyscy, którym los postanowił sprezentować jakikolwiek defekt. Może ładna mordka ocaliła go przed wylądowaniem na tym wysypisku.
Wielkie dzięki za pomoc – warknął nieco zirytowany do dwóch pozostałych śmieszków od szukania ustronnych miejsc i pozbywania się ubrań; przesuwając spojrzenie najpierw od Ruu, dopiero później natrafiając na Hayate – Przecież ty nie żyjesz.
  Szare ślepia rozszerzyły się niemal w przerażeniu, a rozum w ogóle nie dopuścił do siebie myśli, że przecież to impreza halloweenowa i ktoś mógłby się przebrać za jego idola, albo chociaż być do niego tak diablo podobnym. Za dobrze kojarzył ten głos, a wspomnienie z parku, gdzie przecież widział go w półprzeźroczystej wersji, zupełnie w niczym nie pomogło. Zwłaszcza, że teraz półprzeźroczysty nie był.
  Wymamrotał coś w stylu japierdolękurwamać, zdecydowanie zbyt niewyraźnie, by dokładnie zrozumieć które z przekleństw postanowił bardziej zaakcentować, odwracając się gwałtownie od reszty. Z pobliskiego stołu zgarnął garść serwetek, zsuwając maseczkę z twarzy i przykładając prowizoryczny opatrunek do krwawiącego nosa. W normalnych okolicznościach nie pozwoliłby sobie na odkrycie pyska, ale ani okoliczności nie były normalne ani nawet szansa, że ktoś zobaczy jego blizny pod zakrwawionymi serwetkami nie była duża.
  Musiał się napić (i stracić Hayate z oczu), bo to już nie było na jego nerwy.

@Miyashita Ruuka  @Munehira Aoi  @Saga-Genji Hayate




Hasegawa Jirō
Shirai Asami

Nie 6 Lis - 21:56
 Niezbyt podążała za modą na obchodzenie zagranicznych świąt, ale jednak raz na jakiś czas trzeba było rozprostować kości i odchamić się w nieco inny sposób niż kolejna wizyta w jakimś barze albo nocnym klubie, gdzie musiała złowieszczo zerkać na każdego, kto chciał pod wpływem alkoholu ją poderwać. Pozwalała na to tylko nielicznym, ale ograniczała się raczej do wyłudzania kolejnych drinków i znikania, zanim adorator pomyśli o nadmiernym przymilaniu się do niej.
 – A dzięki, dzięki – rzuciła uśmiechając się do towarzyszki. Normalnie pewnie tytułowałaby ją „panią kapitan”, ale tu były incognito i co najwyżej mogła rzucić do Akane siostro. Obie wylądowały na balu przebrane za zakonnice, z czego Asami starała się wyglądać jeszcze jakoś w miarę… normalnie. Oczywiście kusa spódniczka daleko się miała do bycia służebnicą Pańską – materiał sięgał ledwo połowy ud zamiast przepisowego „za kostkę”, ale górna połowa stroju nie była już tak skąpa. Lęk natomiast wzbudzać miały upiorne, żółte oczy, które za sprawą soczewek świeciły, gdy w okolicy było mniej światła. Bliznę na policzku zamiast standardowo zakryć, wyeksponowała jeszcze bardziej, robiąc z niej fragment swojego przebrania. Niektórzy mogliby pewnie uznać, że naprawdę nieźle ją namalowała, kiedy w rzeczywistości był to niechlubny element jej codzienności.
 – Hmm… – Zamruczała w zastanowieniu i położyła dłonie na biodrach panny Kawai. – Masz naprawdę niezłą talię w tym wdzianku. I wyglądasz jak… siostra wielokrotnie przełożona. Przez kolano. – Uniosła zadziornie w górę kącik ust, a następnie zabrała ręce. Może i w ich dywizji nie było takiego sztywnego trzymania szyku, ale jednak nadal Akane była jej przełożoną. Niezależnie od tego, jak wyglądała ich relacja w rzeczywistości.
 – Postarali się, nie ma co – przyznała, kiwając z uznaniem głową. Ogarnęła wzrokiem salę, tych wszystkich ludzi w niej zgromadzonych, wkomponowaną w całość gromadę kelnerów oraz kelnerek, orkiestrę, kamerdynera wciśniętego w kąt i odnotowującego coś. – Alkohol i mroczne tajemnice to zdecydowanie klimat, którego bym szukała przy okazji Halloween. Spróbowałabym w sumie Krwawej Mary – brzmi jak coś sensownego przy tym święcie – ale pojęcia nie mam czy zniosę sok pomidorowy…

@Kawai Akane
Shirai Asami
Saga-Genji Hayate

Nie 6 Lis - 22:39
 Aż westchnął cicho z zachwytu, przykładając dłoń do klatki piersiowej i patrząc na męską wersję Cruelli. (@Munehira Aoi) Był łasy na komplementy, a mogąc pierwszy raz od naprawdę długiego czasu odświeżyć otaczającą go woń, miał potwierdzenie, że było warto. W końcu perfumy, których używał, nie znajdowały się w zasięgu przeciętnego obywatela. Choć i tak nie była to mieszanka, której najczęściej używał za życia. Tę miał tworzoną na specjalne zamówienie, a akurat po śmierci ze swoim dostawcą kontaktu nie utrzymywał.
 – Może jeszcze będzie okazja na siebie wpaść… – odezwał się, wychodząc ze stanu zachwyconego do bardziej przyziemnego i przytomnego. Uśmiechnął się wesoło, odprowadzając wzrokiem odzianego w futro jegomościa. Nie miał nic przeciwko, żeby to na niego tak wpadnięto – o ile oszczędzi się jego nieszczęsne skrzydła i gadzi ogon. Może nie wyglądały, ale były dość delikatne, a on nie potrafiłby ich naprawić, nawet prowizorycznie. Ucierpiałoby jego ego i humor zarazem, gdyby ktoś sponiewierałby mu któryś z elementów stroju.
 Nieruchome, pionowe źrenice wlepione w @Hasegawa Jirō nie zdradzały zbyt wielu emocji, w przeciwieństwie do bladej twarzy, która na stwierdzenie pana pokojówki przybrała wizerunek wyraźnie zasmuconej. Przecież nie żył. I to był fakt, który tak bardzo go bolał. Jedna noc i znowu skończy jako widmo, uciekające przed nieuchronnym końcem, uczepione swojej kotwicy, zlęknione tego, co jest „po drugiej stronie”. Mógł się teraz bawić, wyszaleć przez te kilkanaście godzin, czy może nawet całą dobę, mógł udawać, że wszystko jest w porządku, a rano znowu obudzi się z dwiema ranami postrzałowymi na klacie, tyle tylko, że przebrany za groźnego smoka, jeśli nie zdąży znaleźć innego wdzianka. Jeden plus, że już by nie biegał w kiecce, ale egzorcyści na widok takiego wynaturzenia mogliby go wziąć za jakieś yokai i zbyt chętnie wyegzorcyznować.
 Jakby tego było mało, facet uciekł z jakimiś bluzgami na języku. Pewnie kolejny z jego hejterów, co przynajmniej tłumaczyłoby te wlepianie w niego wzroku tam w parku. Miał już nawet ruszyć za nim i spytać się, czy wszystko w porządku, albo nawet się dramatycznie oburzyć, że ktoś tak po prostu się od niego odwraca i ucieka (no to on tu taki odstawiony próbuje zagadywać, a się go olewa!), ale poczuł za sobą coś, czego wcale czuć nie chciał. I dopiero co sam wtryniał się w nieswoje sprawy, chcąc uspokoić towarzystwo, żeby te nie poszło w rękoczyny, a już mu się ciśnienie podnosiło.
 – Czy ciebie Fukurokuju opuścił? – wjechał w lament, odwracając się na pięcie do @Tetsu Senzaki i wyciągając ogon spod jego buta. – To prawdziwa skóra i łuski! Warte pewnie więcej niż ty i twoje wszystkie organy wewnętrzne na czarnym rynku razem wzięte! – Dodał rozpaczliwym tonem i zaczął oględziny elementu stroju, przezornie też otrzepując je z wszelkich zanieczyszczeń, jakie mogły się tam pojawić na skutek spotkania z obuwiem mężczyzny. Ale chyba nic nie uległo uszkodzeniu – w końcu robota była porządna. Hayate nigdy nie oszczędzał na sobie.
 – Też jesteś niewidomy, czy jak?!

Psikus - kłótnia (1/4)
Saga-Genji Hayate
Tetsu Senzaki

Nie 6 Lis - 23:34
Spodziewaj się najlepszego a przygotuj na najgorsze. Po datkach i ogólnym  charytatywnym wydźwięku zbiegowiska można było oczekiwać, że natrafi się raczej na ludzi miłych i poczciwych. Senzaki był jednak realistą z upodobaniami do skrajnego pesymizmu, to też chodzących świętości się na balu nie spodziewał. Zwłaszcza takich, których ciężka praca ucierpiała z jego ręki. Sam najlepiej wiedział jak niespodziewane sytuacje potrafią podnieść ciśnienie. I nie tylko ciśnienie.
W normalnych warunkach byłby przygotowany na taką ewentualność. Poczynając od ewentualnych przeprosin, po wyjątkowo dobitne wulgaryzmy zachęcające do przymknięcia jadaczki i uznania, że sprawy nie było. Pod mniej lub bardziej zawoalowaną groźbą z gatunku karalnych. Teraz jednak stał niejako osłupiały bo nie dość, że znajomy zapach ponownie dotarł do jego nozdrzy to jeszcze oberwał kolejnym bodźcem w postaci znajomego głosu. Nawet dramatyzm z jakim poszkodowany się wyrażał był tak doskonale odwzorowany, że Senzaki musiał dwukrotnie zamrugać usilnie próbując sobie przypomnieć, czy leki przeciwbólowe to na pewno popił wodą a nie wódą.
Przecież dałby sobie uciąć to i owo, że osobiście widział to androgeniczne truchło z którego uchodziło życie i to na środku deptaka. Ba, był pewien, że cały tłum gapiów potwierdziłby bez zawahania, że mieli tam do czynienia z zabójstwem.
A teraz trup świeżo zmartwychwstałego celebryty dojeżdżał go personalnie za uszkodzenie kostiumu. Wszystko było tak groteskowo nierealne, że Tetsu zwątpił w swoją ewentualną i tak już wątpliwą poczytalność. Nie mógł jednak w nieskończoność sterczeć jak pozbawiona zmysłów pokraka bo tylko zwracali na siebie zbędną uwagę a on przecież musiał się upewnić. Nie wierzył ani w przypadki, ani w potencjalne odżycie po nieżyciu... ale w bezczelne podszywanie się pod zmarłych tym bardziej. Nawet taki zwyrodnialec zdawał sobie sprawę, że są jakieś granice ludzkiej przyzwoitości.
- Niewidomy i najwyraźniej obłąkany. - Odezwał się wreszcie, niezbyt świadomy swoich poczynań bo teraz cała uwaga i zarazem percepcja na jaką było stać jego lewe oko, bacznie poświęciła się świdrowaniu twarzy Smoka. Kostiumograf niewątpliwie się postarał, podobnie jak i  charakteryzator, ale Senzaki z zaskoczeniem stwierdził, że kojarzy więcej szczegółów, niż mógłby się po sobie spodziewać. I był pewien, że ewentualny plagiator o takim drobiazgu najpewniej zapomniał.
Za nic sobie mając przestrzeń osobistą przebierańca - zresztą nigdy nie robił z tego wielkiej sprawy - od tak chwycił chłopaka za podbródek nachylając się nad nim, po czym z zastanowieniem przesunął kciukiem po jego lewym policzku, niwecząc ewentualny makijaż. I lokalizując tę drobną "skazę", która z dziwnych powodów wryła mu się w pamięć.
To było już zbyt wiele dla takiego przyziemnego racjonalisty. Tetsu cofnął dłoń, natomiast jego zwykle obojętna twarz przybrała wyraz szczerego niedowierzania.
- Jakim cholernym cudem? - Zapytał ni swojego rozmówcę ni samego siebie, teraz będąc już niemalże pewnym, że trzeba było przeczytać ulotkę albo skonsultować się z lekarzem bądź farmaceutą. Takie urojenia kwalifikowały się tylko na leczenie w ośrodku zamkniętym...

@Saga-Genji Hayate
Tetsu Senzaki
Yōzei-Genji Madhuvathi

Pon 7 Lis - 0:18
Ivar. Przyjemnie brzmiące w ustach imię, z tym charakterystycznie wypowiadanym r. Na początkową reakcje, grzecznościowe schylenie głowy, zareagowała jedynie lekkim uśmiechem, bez krzty kpiny, w końcu faktycznie ściskając jego dłoń. Mocno i konkretnie. Nakamura, nadal schowany pod jej ramieniem zaczął swój wywód odnośnie sytuacji na rynku mieszkaniowym, gdy ta ponownie rozejrzała się po sali. Keita kręcił się nieopodal Jiro, choć nie widziała między nimi żadnej interakcji. To dobrze. Szkoda by było chłopaka, lepiej, żeby skupił się na niewielkiej panience.
Dopiero słysząc charakterystyczne plask, spojrzenie ponownie przeniosła na panów obok. Wpierw uniosła brwi, po chwili marszcząc je na ułamek sekundy, by w końcu wygładzić czoło, gdy na ustach ponownie zagościł ten miękki, naturalny wręcz uśmiech. Nie uważała, by jakakolwiek większa reakcja miała sens. Mężczyzna wystarczająco się zagubił w tym, co właśnie robił, nie trzeba było mu pomagać dodatkową dozą zażenowanie. Słuchała ich przez moment, by w końcu parsknąć śmiechem. Pokręciła głową. Śliczna. Nie mogła przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz tego typu przymiotnik rzucony był w jej stronę. Zwłaszcza w akompaniamencie tak pociesznego zakłopotania. Sięgnęła, pochylając się przy okazji, by poprawić maseczkę na jego szczęce, gdy ta zawinęła się nieszczęśliwie.
Ty też jesteś śliczny — mruknęła, na ułamek sekundy spoglądając w oczy, by zaraz odsunąć się jakby się nic nie stało. Jednak miała w sobie jeszcze resztki potrzeby zamętu. Malutkiego, a i jakże uroczego!
Słysząc kolejne komplementy, tym razem ze strony niższego mężczyzny, zacisnęła ramię, którym go obejmowała, by przylgnął do niej, zamknięty w stalowym chwycie.
I kto to mówi, mój muszkieterze? — spojrzała na niego kątem oka, unosząc rozbawiona brew. Jeszcze się nie napiła, a tak humor dopisywał! — Oczywiście, w ramach przeprosin. Już ma dawno wybaczone —  westchnęła. Gdzieś przed nosem mignął w końcu zgrabny kelner, ledwo zauważalny, bo i taka była jego rola. Przejęła z ozdobnej tacy dwie szklanki, jedną z nich przekazując Nakamurze. Ciekawa była reakcji na zamówiony alkohol, jakby specjalnie wybrała tę z najciężej strawnych mieszanek, by dojrzeć na jego twarzy choćby i małe skrzywienie. Uniosła rant szklanki do ust, biorąc pierwszego łyka. Drugiego. Gdy Keita do nich powrócił, z zawartości nie zostało już nic, jedynie odbicie krwistej szminki na szkle.
—  Och, oczywiście, Komplemenciarz jakich mało — rzuciła Ivarowi mrugnięcie okiem, po chwili puszczając muszkietera, by porwać w ramiona nieobecnego przez moment mężczyznę. Ucieszyła się na jego widok, tak w ogół biorąc cały wieczór, zważywszy na fakt, że ich ostatnie, a i pierwsze zarazem spotkanie nie było owiane tak sympatyczną aurą. Ujęła go zgrabnie pod ramię, słysząc dobiegającą z niedaleka muzykę — Ivar, Nakamura, musicie wybaczyć i zająć się sobą przez moment, ale nie odpuszczę choć jednego tańca — z tym też zdaniem przesunęła rękę na dłoń, by spleść je ze sobą i pociągnąć Keitę na otwartą przestrzeń, gdzie miejsca było więcej, a i muzyka była o wiele wyraźniejsza.
Utwór, który wypełnił pomieszczenie był jej znany. Rytm z początku powolny, umiarkowany, tak, by swobodnie mogli ustawić się w odpowiedniej pozie. Plecy proste jak struna, gdy odrzuciła na nie włosy, jedna z dłoni nadal na swoim miejscu, druga umiejscowiona na jego ramieniu. Uśmiechnęła się szerzej, nie tak, jak widział ją wcześniej - z błyskiem w oku, zadziornym, figlarnym.
Z początku na cztery, noga za nogą, po kwadracie, w równym rytmie, by po chwili zająć więcej miejsca, zmieniając krok na osiem punktów, dookoła których zgrabnie mogli się okręcić. Nie prowadziła tańca na siłę, byli równymi partnerami, tyle o ile, by zaznaczyć pierwsze kroki.  Po chwili puściła jego ramię, by okręcić się i wrócić na swoje miejsce. W przód i w tył, noga przy nodze, zważając jedynie na to, by nie zaplątać się w połacie czarnej jak noc sukienki. Na każdy błąd reagowała lekkim uśmiechem, bo i całość zajścia traktowała lekko. Nie mogła jednak odmówić sobie odrobiny teatralności - dramatycznego odchylenia, z nadzieją, że ten odpowiednio mocno złapie ją w pasie, po chwili przyciągając ją bliżej, gdy rytm zwolnił, sercem do serca. Mogli tak na moment zostać.
Nie spodziewałam się, że Cię tutaj zobaczę. Jeszcze w takim uroczym towarzystwie — zerknęła na niego kątem oka — Musisz mi chyba przedstawić więcej swoich znajomych, Keita.

@Ivar Hansen  @Nakamura Kyou  @Keita Gotō



The Mother Of Harlots And Abominations Of The Earth
Yōzei-Genji Madhuvathi
Saga-Genji Hayate

Pon 7 Lis - 5:48
 Jakby mu ktoś powiedział, że spotka tego jednego, konkretnego złośliwca, to chyba posłałby go do czorta albo dowolnego innego niemiłego typa z zaświatowej części ich ludzko-duchowej egzystencji. Raczej nie spodziewał się tu kogoś, kto twarz miał wybitnie trwale naznaczoną tym samym wyrazem, któremu daleko było od uprzejmego uśmiechu pełnego ciepła i serdeczności. Bo o to głównie chodziło w charytatywnych imprezach – nawet jeśli radość była sztuczną maską przywdziewaną na te kilka godzin, to wciąż tam była. A Tetsu cieszył się chyba tylko jak ktoś miał mordę rozwaloną.
 Oparł opancerzone rękawiczkami dłonie na wysokości swoich bioder, puszczając w końcu ogon, choć najpierw pogłaskał go z czułością zupełnie, jakby smyrał tam jakąś fretkę. I to całkiem żywą, a nie taką przerobioną na bardzo puszysty szalik. Wydął policzki i wypuścił z siebie powietrze z lekką irytacją, próbując się jakoś uspokoić. To była noc jedyna w swoim rodzaju i nie zamierzał jej marnować na jakieś bezsensowne kłótnie z kolesiem niepotrafiącym uszanować cudzej własności. Przejechał powoli dłonią po twarzy, starając się przy okazji nie zniszczyć dzieła charakteryzatora. Nie było go pod ręką, żeby go poprawił, jak na planie filmowym, toteż musiał uważać, żeby na pewno się nigdzie nie rozmazać i dotrwać z godnością do samego końca zabawy.
 – A z pewnością niewychowany – rzucił wciąż jeszcze oburzony za takie potraktowanie go z buta. No jak go nie kopali to deptali. Przecież nie był aż taki niski! Brak szacunku do zmarłych gwiazd, ten świat naprawdę schodził na psy. Właściwie to nawet już nie schodził. Walił się na ten durny ryj z prędkością shiby gnającej do świeżo napełnionej miski. – Jakieś przepraszam by się przydało. Chyba, że teraz w modzie jest podłe traktowanie ludzii duchówaczkolwiek chyba aż tak do tyłu w tych kwestiach to nie jestem.
 Czy ktoś pomyślałby o przebraniu się za niego? Właściwie różne ludziom chodziły po głowach pomysły, a był bohaterem całkiem pokaźnej kolekcji filmów i seriali, choć akurat nigdzie nie odgrywał smoka, demona ani innego rogato-ogoniastego stworzenia. Nie przypomniałby sobie również czy użyczał takiej istocie głosu w jakiejkolwiek innej produkcji. Ktoś zadawałby sobie tyle trudu, żeby odwzorować w pełni jego zachowania, twarz, głos? Chyba nawet najbardziej poświęcający się swojej pracy cosplayer by tego nie zrobił.
 – Ejże, gdzie mi z tymi przeszczepami?! – zbuntował się, kiedy jego głowa została uniesiona. Dopiero teraz jego wzrok padł na twarz tego niemożliwie wyrośniętego faceta i zanim choćby pomyślał o wypluciu z siebie kilku zdań dotyczących naruszania jego strefy komfortu, pogrożeniu sądem za molestowanie albo w ogóle zareagowaniu rękoczynem w postaci trzepnięcia swoją dłonią tej ręki, która go na moment trzymała, znieruchomiał wpatrując się w oczy – no, w jedno oko – mężczyzny. Jego mózg wywalił natychmiastowy bluescreen powodując reset systemu, a ten zaczął się ładować dość wolno. Nie tak wyglądała standardowa reakcja Hayate, kiedy pojawiał się przed nim Senzaki, ale po nieco ponad dwóch latach od ostatniego spotkania, teraz go wmurowało w podłoże. Więc trzeciej kuli nie było i jego poświęcenie chyba nie poszło na marne. To było akurat dobrze wiedzieć, bo chyba musiałby zmienić swój cel nie-życiowy, gdyby ktoś go wziął i dobił. Ten moment był jednak tak zaskakujący, że yurei zamiast cokolwiek odpowiedzieć, nawet jeśli pytanie było retoryczne, wydał z siebie jakieś mało artykułowane dźwięki w postaci zbliżonej do cichego errmh. Dobrze, że się chociaż nie zaczął ślinić, mózg chyba jeszcze jakoś działał. Na wolnych obrotach, bo ten osobliwy paraliż trwał i trwał, kiedy gadzie ślepia wlepiały się w twarz wampira. Tu było chyba bardzo dużo do wyjaśniania. Zbyt dużo, żeby robić to na trzeźwo.

@Tetsu Senzaki
Psikus - kłótnia (2/4)
Saga-Genji Hayate
Tetsu Senzaki

Pon 7 Lis - 18:28
Nawet pod tak wielowarstwową charakteryzacją nie dało się nie zauważyć wyjątkowo specyficznego - w normalnych warunkach irytującego - zachowania. Hayate obnosił się ze swoją powierzchownością w sposób jaki Senzakiemu wrył się wyjątkowo w pamięć bo trzeba było się nie lada postarać, żeby natrafić na tak trzęsącą się nad sobą divę.
Na dłuższą metę taki teatrzyk działałby mu na nerwy, jednak ze względu na wyjątkowe okoliczności niejako stanowił dowód na to, że potencjalne zmartwychwstania są jednak możliwe. Mimo uporczywego mrugania zjawa nadal roztrząsała całe zdarzenie i nijak nie planowała rozmyć się we mgle ani nie przeobrazić w randomowego jegomościa.
Takiej ilości insynuacji pod swoim adresem Tetsu też nie puściłby płazem, ale najwyraźniej aktor miał u niego taryfę ulgową. Przynajmniej na razie, póki mężczyzna nie dowie się co tu robiło to martwe stworzenie i to bynajmniej w stanie rozkładu. W związku z tym uwagę o swoim braku wychowania puścił mimo uszu, bardziej skupiony na weryfikowaniu tożsamości rozmówcy.
Charakterystyczny pieprzyk powinien był go przekonać a już na pewno z tą całą otoczką wielkiego dramatu jaka rozegrała się jeszcze przed chwilą. Kąciki ust Senzakiego drgnęły lekko, kiedy to Smok z pozycji rozjuszonej przeszedł w tryb nie mniejszego osłupienia niż on sam przed chwilą. Albo go rozpoznał, albo też go rozpoznał, ale z ewentualnych listów gończych. W każdym razie usta Hayate chwilowo się zamknęły a raban jaki robił wokół swojej osoby ucichł.
- Co ty tu robisz do cholery? - Ponowił nieco dobitniej i ciszej, nie spuszczając z niego oka, jakby nadal podejrzewał, że zjawa jednak ulotni się niczym kamfora a jemu przyjdzie to opowiadać na kozetce u psychiatry. - Przyszedłeś się upomnieć o kwiaty na nagrobku, czy jak? - Nadal nieco się nad nim pochylał by zachować poufały ton rozmowy, nawet jeśli pozostali goście byli zbyt zajęci ciastkami i własnym towarzystwem.
Gorzej, że jego całkiem żywy nieboszczyk zdawał się mieć ograniczone moce przerobowe, bo jak tylko skończył swój spektakl tak trwał w odrętwieniu, jeden pies wie czy w oczekiwaniu na oklaski czy może też powtórnie mu się skonało. Tetsu zbyt zaabsorbowany swoim nowym odkryciem po raz kolejny poczuł, że musi się upewnić, iż w rzeczywistości nie rozmawia sam ze sobą albo pobliskim filarem to też chwycił Smoka za przedramię, w miarę delikatnie acz stanowczo ciągnąc go nieco na ubocze. Byłoby fatalnie gdyby okazało się, że cielesność aktora to się trzyma tylko na słowo honoru i Senzaki zaraz pozostanie nowym właścicielem jego ręki. Bez reszty osobnika w składzie.
- Chyba mamy do pogadania...

@Saga-Genji Hayate
Tetsu Senzaki
Sponsored content
maj 2038 roku