Jedna ze starych fabryk cukierniczych znajdująca się w porcie, zamknięta przed kilkoma laty po wielkiej aferze w związku z przestrzeganiem (a raczej ich brakiem) zasad sanepidowskich, w ostatnich miesiącach przeżywa drugą młodość. Tydzień za tygodniem, po wykupieniu przez młodych i kreatywnych państwa Satō, miejsce zaczęło ożywać i przyciągać coraz to nowszych artystów przedstawiających własne instalacje - często wyłącznie przez jeden lub dwa dni. Zbierają się tutaj tłumy, kiedy na następny dzień wszystko zdaje się znikać jakby nic nigdy nie zjawiło się na miejscu.
Wokół magazynu powstało wiele legend - trudno jest dostrzec momenty rozkładania instalacji czy to, kiedy właściwie są one zbierane. Dużym znakiem zapytania również zdają się zarobki na podobnej działalności, z racji że większość instalacji jest dostępnych za darmo dla każdego chętnego, zjawiającego się przy jednym z dwóch par obszernych drzwi, które zamykają się kiedy tylko wszyscy goście zamkną się w środku.
Nikt również do końca nie wie kiedy, ani dokładnie jaka instalacja pojawi się następna w tym miejscu - młode małżeństwo stara się utrzymać wszystko w jak najściślejszej tajemnicy, co wśród młodzieży jest uznawane jako udany chwyt marketingowy, mający na celu zbudowanie zainteresowania i fascynacji tym miejscem. Sama tematyka pojawiających się tutaj instalacji jest różnorodna - co budzi często wiele kontrowersji wśród odwiedzających i tych, którzy jedynie słyszeli o wystawach. Jedne są niezwykle infantylne, kiedy inne poruszają kontrowersyjne i odważne tematyki - masowych morderstw, gore czy różnorodnych erotyków.
W innej sytuacj pytanie zadane przez dziewczynę mógłby uznać za niedorzeczne, aczkolwiek w aktualnym położeniu sprawiło, że włos zjeżył mu się na karku. Od razu przypomniał sobie ten chłód, który czule otulał jego ciało – jego pozostałości wciąż odczuwał w pojedynczych komórkach swojego ciała. Jakby pod skórę weszły mu małe kostki lodu, które rozpływały się, a lodowata woda obmywała jego kości od środka. Okropne uczucie.
Skinął ramionami, wciąż nieco rozkojarzony, choć im dłużej myślał, tym więcej rzeczy dopuszczał do siebie. Lustra-portale... wcześniej o takich nie słyszał. Nie odezwał się do dziewczyny – mrugnął tylko ślepiami. Z zimna drżały mu wargi, czuł, że nie byłby w stanie wystękać żadnego słowa. Wciąż towarzyszyło mu również to dziwne uczucie, jakby lustro wciąż trzymało jego dłoń. Przypominając sobie o tym od razu zrobił kilka krok w tył, chcąc zachować bezpieczną odległość od swojego odbicia. Uważał oczywiście przy tym, by nie obić się barkiem o żadne inne zwierciadło – przez wszędobylskie światła i gęstniejący dym sam nie był w stanie ogarnąć gdzie jest lustro, a gdzie nie, dlatego wolał być ostrożniejszy.
— Wszyst-ko dob-brze — wydobył z trudem te dwa słowa, zerkając na mężczyznę, który właśnie przyszedł i zapytał czy wszystko w porządku. Przez to wszystko zupełnie zapomniał o latarce, którą wciąż trzymał w ręce. Palce zakleszczone na plastikowej rączce były jak zamrożone – z trudem mógł je rozprostować. Poświecił białym światłem po nogach zebranych, chcąc zwrócić ich uwagę na to, że dymu jest coraz więcej i znacznie utrudnia obserwację i rozeznanie w terenie. Zupełnie jakby te wszystkie lustra i promienie światła tego nie robiły...
Dusze zamknięte w zwierciadłach...
Musiał kiedyś słyszeć o demonach kryjących się w wodach, o kościstych dłoniach chwytających nieostrożne, zbłąkane dusze. Słyszał też o Narcyzie, który przeglądał się w tafli sadzawki. Morał z tego taki, że trzeba uważać na wszystko to, co pokazuje ci lustro. Świat w odbiciu był zupełnie inny. Inny, w tym negatywnym znaczeniu.
— Z tyłu — powiedział od razu, gdy coś mignęło za plecami ubranego w garnitur mężczyzny. Nie ruszył się z miejsca, jakby podjęcie decyzji co dalej chciał zrzucić na kogoś innego, by nie targać brzemienia na swoich barkach. Wolał pozostać tym tyłowym, nawet jeśli coś miałoby go wciągnąć w ramy w najmniej spodziewanym momencie. Przynajmniej nagłe zniknięcie kogoś z tyłu dodałoby całej opowieści nieco więcej dramatyzmu...
— Ignorujemy to czy sprawdzamy?
Przez chwilę miał wrażenie, że jego głos odbił się echem. Albo naprawdę pogłos rozbrzmiał w jego głowie.
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Obróciła się gwałtownie, kiedy za plecami usłyszała dźwięk własnego imienia. Obcy głos nieco ją zaalarmował, ale cofnięcie się nie było w tej chwili zbyt możliwe – za sobą miała tylko lustro, które od tej strony już nie było takie łaskawe ją przepuścić. Czy to była pułapka? Powinna jej ufać, czy wręcz przeciwnie? Twierdziła, że zna jej ojca, nawet wymieniła jego imię. Nie wyglądało to jak sytuacja spod znaku „nie bierz od tej pani żadnych cukierków, a jak już to się podziel”, dlatego odrobinę rozluźniła spięte przed chwilą mięśnie i uniosła wzrok, żeby przyjrzeć się twarzy tej przypadkowej towarzyszki niedoli. Przynajmniej nie była tu sama.
– Tak, przyszliśmy razem… – odpowiedziała i obejrzała się przez ramię. Postacie, które ją interesowały, zaczęły jej znikać z pola widzenia, więc ostrożnie przesunęła się do kolejnego szklanego fragmentu, przez który mogłaby nadal obserwować wnętrze magazynu. – Chyba… Chyba wszystko w porządku, ale… Co tu się dzieje? Dlaczego jestem tu i tam jednocześnie? Czemu mam wrażenie, że jakaś pi- – urwała, bo jednak nie wypadało używać nieładnego słownictwa w obecności kogoś dorosłego. Tym bardziej znajomych ojca, którzy mogli mu donieść, jak się jego smarkacz wyrażał. Jeszcze by dostała ban na oświetlenie albo ciepłą wodę i tyle by miała. – -nda mnie oszabrowała z ciała?
Wiadomo, że jeśli miał tu się odbywać jakikolwiek szaber z jej udziałem, to nie ona tu miała być w roli okradanej. Tymczasem stary już ją pozbawiał noża i za kolejnym będzie trzeba znowu grzebać po śmietnikach, a potem próbować naprawiać. A taki był ładny, jeszcze całkiem działający…
– Teraz pomyśli, że mam jakiegoś dwubieguna – mruknęła, patrząc na to, co powinno być nią, ale raczej nie było. To nie były ani te dni ani jej nastoletni bunt – akurat dzisiaj od rana była podjarana wyjściem i nie było opcji, że obróciłaby swój nastrój o sto osiemdziesiąt stopni w ciągu kilku chwil.
@Yōzei-Genji Madhuvathi
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Gęstniejąca mgła wypełniała pomieszczenie, zupełnie jakby ich wyimaginowany statek tonął w oceanie dymu. A wszyscy pasażerowie nadal znajdowali się na burcie. Mlecznobiały wyziew rozpraszał światła latarek. Pole widzenia zmniejszało się z kążdą chwilą.
Kyoko zbliżyła się nieco do dwójki mężczyzn, szukając w ich towarzystwie chociaż cienia otuchy. Część osób zdawała się nie dostrzegać atmosfery niepokoju, niektórzy zupełnie nie zauważyli jej spektakularnego wejścia przez ramę. Towarzyszący jej panowie. z drugiej strony, sprawiali wrażenie świadomych niepokojącej energii wypełniającej wystawę. Niebieskooki był przecież światkiem jej bliskiego spotkania ze zwierciadłem.
Portalem na drugą stronę. Do świata zjaw, dusz i duchów. Łącznikiem między zaświatami a ziemskim padołem. A może lustrzaną rzeczywistościom, skrupulatną kopią, odwróconą o 180 stopni. Jaka była Kyoko z drugiej strony? Spojrzała na swoje odbicie. Było spięte, łukowate brwi były zmarszczone w przejętym grymasie, zupełnie jak oryginał. Wyczekiwała najmniejszego ruchu, który zdradził by lustrzaną Kyoko.
Nie istnieje nic takiego jak duchy, nieprawdaż?
Przewróciwszy oczyma, wcisnęła do ust plasterek gumy wygrzebanej z czeluści plecaka. Nerwowo przeżuwała, co i rusz wydmuchując balona, który pękał z głośnym i pustym trzaskiem.
— Słyszycie? — przestała maltretować biedną gumę, chcąc wsłuchać się w tajemnicze syczenie dochodzące zza pleców eleganta.
Jeśli miała to być kolejna atrakcja wieczoru, to Kyoko zdecydowanie nie chciała być jej pierwszą ofiarą. Jak widać niebieskooki również nie kwapił się do uczestnictwa. Zadał jednak istotne pytanie. Mogli w końcu zignorować dziwny dźwięk i cokolwiek zadziało się za plecami ich towarzysza. Tak, jeśli się jakiegoś problemu nie widzi, to go nie ma, racja?
Bezwstydnie ustawiła się tak, by sylwetka mężczyzny w garniturze osłaniała ją przed tajemniczym przejściem(?), z którego dochodził dźwięk. Wyglądała zza ramienia ciemnowłosego.
To tylko wystawa luster, nie? Co miałoby się stać...
Kciukiem i palcem wskazującym delikatnie chwyciła za materiał jego płaszcza, tak dla bezpieczeństwa. Dała kilka kroków w przód, wyprzedzając go o krok i zbliżając się do uchylonych drzwi. Uniosła latarkę, chcąc zajrzeć jej światłem do środka...
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
— A z jakiego powodu dusza poluje na żywych? Na kogo dokładnie i czego oczekuje? — pyta w stronę wędrujących kobiet, starając się brzmieć na gościa, który w jakiś sposób był zafascynowany słyszalną opowiastką. Tak naprawdę starał się dowiedzieć czegoś więcej, dostać jakąś konkretną wskazówkę lub podpowiedź. Będzie na siebie zły kiedy tę dwójkę przyprowadził do miejsca nawiedzonego złymi duchami.
Może właśnie dlatego trochę oprzytomniał, spoglądając na kobietę to bardziej surowym i nieufnym spojrzeniem. Nie znał jej, to prawda, ale nawet po Keita widział, że on sam jej do końca w tej kwestii nie ufał. Nie był pewien, czy to wynikało z irracjonalnego lęku, który gdzieś skrywał, a może rzeczywiście z kobietą było coś nie tak. Nawet dla niego sztuczność w głosie brzmiała podejrzanie, więc może właśnie dlatego jego pierwszym odruchem jaki zrodził się było odepchnięcie od mężczyzny Rajki. Ivar mimo wszystko był wyższy i od Keita, jak i od kobiety, więc trudnością nie było spoglądnąć na nią z góry, osłaniając Gotō swoim ciałem.
— Już wystarczy, Rajka — rzuca ostrzegawczo, łapiąc ją za nadgarstek kiedy wyciągnęła do niego dłoń, na wypadek gdyby chciała zrobić coś głupiego i gwałtowanego, nie chcąc dać jej takiej możliwości — Skąd wiesz, że tam jest wyjście? W tej mgle gówno widać, jak w całym pomieszczeniu, więc jakim cudem widziałaś tam wyjście ewakuacyjne? — dodaje, kątem oka spoglądając na lustro. Na te same, które dotknęła ich towarzyszka. Właśnie od tego momentu zaczęła zachowywać się dziwniej. A przecież to Ivar był tym, który najczęściej uchodził za dziwnego. Powraca wzorkiem na nią, dalej tworząc mur między nią, a Gotō.
— Właśnie, że powinniśmy. Czemu Ci tak śpiesznie do wyjścia, Raja? Nie widziałem tam wyjścia — odpowiada i choć on sam jest trochę zagubiony w tej całej sytuacji, tak ufał swojej orientacji przestrzennej i nie chciał jej wierzyć co do prawdomówności wypowiadanych słów.
Rzut: orientacja przestrzenna --> 38 oczek.
Rzut: dedukcja --> 78 oczek.
@Keita Gotō @Yōzei-Genji Madhuvathi
Mistrz Gry and Yōzei-Genji Madhuvathi szaleją za tym postem.
— Sama chciałabym znać odpowiedź na to pytanie — nie kończy jednak myśli, gdy ta przerwana zostaje charakterystycznym dźwiękiem.
Badum.
Dłoń jej, jak z automatu, sięgnęła po ręce Toshiko, choć nie udało się jej na nią natrafić. Jedna przepłynęła przed drugą bez żadnej troski, dwa ciała, pozorne, kompletnie niewzruszone swoją obecnością. Rzuciła jej jedynie krótkie spojrzenie, w zamian stając przed nią, w pierwszej linii ku temu, co pojawiło się nieopodal. Wrogość obecnych w pobliżu postaci stała się wyraźna, powietrze jakby zgęstniało, wypełnione niezadowolonym syczeniem. Stężała, w całości, bo choć i ciała była już wyraźnie pozbawiona, napięcie nie potrafiło jej opuścić. Spojrzała ostatni raz ku dziewczynie, usta zaciskając przy tym w cienką linię — Nie wychylaj się zza mnie — polecenie rzucone w pośpiechu, choć z troską, bo poczuła za nią odpowiedzialność, wcale mniejszą niż tę, którą czuła momentami wobec Jiro. Uczucie to jednak, związane było tylko z osobą trzecią, bo przecież i po co z nią samą?
Powolnym krokiem ruszyła w stronę źródła dźwięku, brodząc przez wodę na tyle ostrożnie, by nie zruszyć nadmiernie jej toni, nie ufając też temu, że podłoże nie zapadnie się nagle i zniknie w jej odmętach. Tak się jednak nie dzieje, zbliża się do, jak okazuje się, kolejnej osoby bez zbędnego spotkania z wodą.
— Kim jesteś? — stanowcze słowa uciekają z ust, gdy wzrok próbuje zarysować postać, choć nie do końca jest jeszcze w stanie to zrobić. Dopiero po chwili rozpoznaje, o zgrozo, kto zaszczycił ich swoją obecnością.
— Enma? — bo przecież oni muszą się wpierdolić wszędzie.
@Akiyama Toshiko @Seiwa-Genji Enma
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Ten słodki pomruk aprobaty wywołał dreszcze, starczyła odrobina siły więcej, choć Warui widocznie się zawahał - może na ton Minamoto, może przez jego spojrzenie albo coś jeszcze innego, jakąś drzazgę wspomnienia, która werżnęła się za głęboko w podświadomość i nie pozwoliła o sobie zapomnieć - ale ostatecznie i tak pchnął go w zwierciadło...
- Niekompetentny durrrniu!
Odgłos jaki się rozległ chwilę po tym nieco go ocucił; czuł się jak na rauszu, jakby przechylił zbyt wiele szklanek z tanią whisky, zapodał ciału zdecydowanie morderczą dawkę procentów; ale usłyszał doskonale ten wroni skrzek, wściekły i piskliwy, od którego wykrzywił usta, raptownie się odwracając.
Szukając jej wzrokiem.
- On miał zostać na zewnątrz! Wepchnąłeś go całego!
Westchnął rozdrażniony, jakby tłumaczył niesfornemu studentowi setny raz tę samą zasadę.
- Nie jesteś pierwszą kobietą, która mi to mówi - warknął pod nosem, rzucając spojrzeniem na prawo i lewo, próbując wychwycić wzrokiem prowodyrkę całego zamieszania, choć przecież - ledwie pół sekundy temu, bo czuł jeszcze pod palcami ciepły materiał ubrań Minomoto - słyszał ją tuż przy sobie, jakby znajdowała się pół kroku za nim.
Ale w pobliżu nie było nikogo i tylko przed sobą dostrzegł zarys sylwetki - pochwycony w różowe światło dzierżonej w lewej ręce latarki. Hostessa. Szczęka Waruiego zacisnęła się mocniej, gdy ruszył w jej stronę, wolną dłoń zaciskając w pięść.
- To ty? - Pytanie brzmiało jak ostry syk; niemal tonęło pod dźwiękami muzyki i opowiadaną historią. - Nie taka była umowa, do diabła! Gdzie moja... - Mięsień na jego twarzy drgnął; widać to było tuż pod okiem, w miejscu, którego nie zasłaniał czarny materiał. - Gdzie, do kurwy, jest Enma? - Palce sięgnęły po postać przed nim; chciał szarpnąć ją za ubranie i przyciągnąć do siebie, by słyszała wyraźnie co ma jej do powiedzenia.
Nawet nie wiedział, że jest ukradkiem obserwowany przez inną osobę.
edit:
Ye Lian and Mistrz Gry szaleją za tym postem.
- Aha. No i fajnie. No i chuj mi w dupę. - powiedział sam do siebie, próbując na szybko przeanalizować sytuację w jakiej się aktualnie znajdował. Oczywiście z pominięciem faktu, że trafił w kłopoty tak głębokie, jak najczarniejsza, największa dupa czyjejś starej. A przecież miał to być przyjemny wypad do gabinetu krzywych zwierciadeł. Ot, zwykłe, przyjemne popołudnie, na którym jego słaba relacja z Shinem miała ulec poprawie. Oczywiście, jak zawsze coś musiało pójść nie tak, pomijając już odjazd jego ducha. A, właśnie, skoro o nim mowa.... Enma miał głęboką nadzieję, że nic mu nie będzie i że, cokolwiek to było, poradzi sobie z tym a jego świadomość powróci. Póki co nie odczuwał żadnych nieprzyjemnych skutków związanych z kontraktem, więc śmiało mógł zakładać, że Warui jest bezpieczny.
Enma wziął głębszy wdech. Pierwszy. Drugi. Osiemdziesiąty. A i tak nic mu to nie pomagało, bo miał ochotę rozszarpać najpierw hostów tego wydarzenia, trochę Waruia, a może nawet i bardzo, potem innych pracowników tego miejsca a na samym końcu samego siebie za to, że dał się namówić na tę, jakże przyjemną, atrakcję. Bo wątpił, żeby lustro, które wsysa cię jakbyś był wnętrzem małży było czymś zupełnie naturalnym.
Prawie jak Alicja po drugiej stronie lustra, heh, zabawne.
W sumie to nie, nie było zabawne. No, może jednak trochę tak.
Yokai? Zdecydowanie. Nic innego nie mogło wytłumaczyć zaistniałej sytuacji. Uniósł dłoń i potarł podbródek zastanawiając się jaki ewentualny byt byłby za to odpowiedzialny. Lustra. Woda. Jezioro. Lustra odzwierciedlały taflę wody. Druga strona. Śmierć. Godzina duchów. Dwie strony lustra łączą się tak samo jak dwa światy, ludzki i duchów. Enma czuł, że wie o kim mowa. Miał to na końcu języka. (rzut na egzorcyzmy - sukces).
Enma?
- Mhm. Enma. - przytaknął, choć zupełnie był teraz odcięty od tego, co go otaczało. Dopiero po chwili wyrwał się z zamyślenia i odwrócił przez ramię, aby spojrzeć na źródło głosu.
- Co? A ty to...? AAAA. - pstryknął palcami nagle przypominając sobie twarz nieznajomej.
- Ty jesteś tą krzykliwą babą z parku. Po pierwszym wrażeniu jakie zrobiłaś zakładam, że albo nie wiesz co tu się odwala, albo wiesz a i tak mi nie powiesz, prawda? - zapytał krzyżując ręce na klatce piersiowej i spoglądając na nią przez dłuższy moment i tylko na krótką chwilę obdarzając spojrzeniem drugą dziewczynę.
- Dobra, nieważne. - machnął ręką i odwrócił się do nich plecami, wpatrując przed siebie, w gładką taflę brudnego lustra.
- No. Dobra. - wsunął palce pod ubranie i wyciągnął nóż zza paska, po czym podszedł do lustra, o które oparł stopę a potem kilka razy uderzył w nie jakby chciał sprawdzić wytrzymałość materiału. Jeżeli nic nie puściło, wbił ostrze, albo przynajmniej spróbował. Wciąż przykładając nóż do tego srebrnego gówna, ruszył wzdłuż niego wpatrując się teraz w cienie, które go otaczały.
Bały się go?
Usta drgnęły i ugięły się w krzywym uśmiechu.
- Gdzie jest wyjście? - zapytał ostro. Nie kierował pytania w stronę żadnego konkretnego cienia, mimo to nie zatrzymywał się. Jeżeli będzie trzeba to nawet wejdzie pomiędzy nie.
Musiał się wydostać.
Jak najszybciej.
@Yōzei-Genji Madhuvathi
Warui Shin'ya, Mistrz Gry and Yōzei-Genji Madhuvathi szaleją za tym postem.
Ale tak jak bez kontaktu, nie było reakcji, tak - uderzenie w taflę lustra, którego dokonał Aomine- wywołał... skrzeczące ptaszysko. Odskoczyła, gdy lustro je wypluło. Czarne, złowrogie. I zdecydowanie nie mające wiele wspólnego z tymi żywymi. Trzecia, pazurzasta nóżka oznajmiała o tym najwyraźniej. Przez krótki moment wstrzymanych oddechów, przysłuchiwała się wymianie słów. Czy układanie się z tym było dobrym pomysłem? - Czego od nas chcecie - wypaliła w końcu w stronę skrzeczącej istoty. W międzyczasie, wsuwając palce do torby, szukając najcięższego elementy jej wyposażenia. Klucz francuski. Być może jego obecność mogła wydawać się zabawna, ale - znała pomocną wartość przedmiotu.
Prawie się zapowietrzyła, gdy w kilku kolejnych chwilach nastąpiło kulka rzeczy jednocześnie. Aomine - sięgnął krwawiącą ręką lustra, a niedaleko, dostrzeżone postaci - uległy zamieszaniu - Czy Ty zwariowałeś? Ja mam nie dotykać, ale sam się narażasz? - głos podniosła, przebijając się przez dziwny szum dzwonków i poruszanych szeptami przestrzeni. Uniosła dłoń w proteście, ale - z jej własną siłą, nie była w stanie nawet szarpnąć za rękaw chłopaka. Ale no tak - szukał kogoś. Priorytety. Ona nim nie była. Coś nieszczęśliwe zacisnęło się na krtani. Przyszła tu przecież sama. I nawet migające sylwetki, które znała - albo uciekała ona sama, albo po prostu znikały. Tak - jak Enma, którego KTOŚ wepchnął do lustra, o czym wykrakało kolejne stworzenie.
Przymknęła załzawione powieki, by zatamować napierające emocje. Potrafiła to zrobić. Obróciła się na pięcie, niemal zataczając pełny krąg, by zostawiona sama sobie - przepchnąć się w stronę, gdzie widziała jeszcze niedawno rozpoznanego chłopaka i rudowłosego winowajcę - TY - wyciągnęła palce przed siebie - Coś Ty zrobił. I dlaczego?! - fuknęła jak rozjuszona kotka w stronę odwróconego nieznajomego, który kierował się w stronę hostessy. Miała dosyć zostawiania jej samej. Miała dosyć, że uciekała.
@Aomine Toshiro @Warui Shin'ya
Warui Shin'ya and Mistrz Gry szaleją za tym postem.
— Coś kurwa nie gra.
Już nawet nie szept a zwyczajowy ton głosu ciągnie jego rozterkę ku sednu, gdy przed nim rozgrywa się absurdalnie głupia przepychanka. Wycofuje się i oczyma pustymi jak denko naparstka wodzi po zgromadzonych, po ich twarzach roześmianych, zaciekawionych. Łapie ich spojrzenia niczym wywiadowca, bo w tym się przecież szkolił, prawda? W szybkim chwytaniu informacji, które przed nim, jak przed połową zgromadzonych, zdawały się chować pod warstewką przyjezdnej zabawy. Ponownie pod żebrami ciągnie się niewygoda, która żre płuca. W nich mniej powietrza, ale jeszcze nie czas na nikotynę. Nie czas na szukanie spokoju w uzależnieniu, bo mu się świat rozpierdala jak — do kurwy nędzy — roztrzaskane na kawałki lustro.
Wtem widzi strzęp rudego włosa, który wpierw łączy z Ishidą, ale to nie to. Nie to ciało, nie ta śmiałość w ruchach, dużo więcej energii i, oczywiście, maska zasłaniająca twarz. Pozostawia na Warui dłuższe spojrzenie. Nie dostrzega rozgniewanych ust, ale to w oczach kręci się największa złość, które nakazuje tamtego palcom zakleszczyć się na drugiej z postaci. Błysk jak strzała ciosa sytuację. Wdzięczność rozlewa się po ciele, ugładza rozszarpane myśli i, choć Shin’ya z pewnością pominie ten mało znaczący dla chłopięcego wkurwienia fakt, Keita kiwa głową w podzięce. I wnet ufa mu, jakby złość rudowłosego była jego własną, współdzieloną, ale wciąż wstrzymywaną na wodzy. Nie myślałeś nigdy o tym, by znak na twojej twarzy stał się symbolem dumy i potęgi? Rozbawienie ponownie ciągnie kąciki ust a głowa przechyla się ku prawemu barkowi. Na sylwetkę spływa nieopisywalny spokój i zdecydowanie, które nawet złość gruntuje w miejscu i sytuacji. Spogląda ku Ivarowi i Rajce.
— No już — mówi czule i nieśpiesznie, na ramieniu byłego kochanka kładąc dłoń w celu uspokojenia znerwicowanego ciała: — Puść ją, proszę.
Brakuje mu czegoś w tej groteskowej układance, ale nie zawsze sprzedawano graczom pełną talię kart. Po te trzeba było sięgać w kolejnych turach. Zagrajmy więc. Wymija go w dwóch krokach i przy charakterystycznym dla siebie zrównoważeniu zostawia na kobiecej talii wnętrze prawej dłoni. Odwraca ich ku sąsiadującemu lustru, by po ich odbiciu przepełznąć ciekawskim spojrzeniem. Zbyt głośna.
— Czy mówiłem ci… — Opuszki sięgają jej dłoni, która wcześniej schwytana przez Ivara teraz ugładzana jest cieplejszym, dużo czulszym dotykiem. Splata jej palce ze swoimi odnajdując jeden, wskazujący, by jego paliczki ucisnąć z dawką nieodpowiedniej dla sytuacji intymności. — Że masz bardzo ładny nos?
Przy mocniejszym chwycie ciągnie jej dłoń ku tafli lustra i spaja opuszek jej palca z zimną powierzchnią zwierciadła. Na odbiciu czubka krzywego acz rzeczywiście ujmującego nosa.
Yōzei-Genji Madhuvathi ubóstwia ten post.
Czy słyszał dziwne, nasilające się szumne dźwięki zza drzwi? Owszem. Poczuł też jak kobieta szukała oparcia w uchwyceniu rąbka płaszcza. Stał na przodzie i czuł na sobie wyczekujące spojrzenia. Ostatecznie wyciągną wolną rękę w stronę klamki godząc poszerzyć szczelinę i zajrzeć za drzwi. Światło latarki kobiety miało pomóc dostrzec co jest za progiem sam miał zamiar się dowiedzieć - czy to faktyczne wyjście, na które natkną się w tym całym dezorientującym bałaganie? Część inscenizacji? A może kawałek mrożącej w krew w żyłach prawdy o tym, czego jest uczestnikiem...?
|rzut na dedukcję TU
Mistrz Gry ubóstwia ten post.