Jedna ze starych fabryk cukierniczych znajdująca się w porcie, zamknięta przed kilkoma laty po wielkiej aferze w związku z przestrzeganiem (a raczej ich brakiem) zasad sanepidowskich, w ostatnich miesiącach przeżywa drugą młodość. Tydzień za tygodniem, po wykupieniu przez młodych i kreatywnych państwa Satō, miejsce zaczęło ożywać i przyciągać coraz to nowszych artystów przedstawiających własne instalacje - często wyłącznie przez jeden lub dwa dni. Zbierają się tutaj tłumy, kiedy na następny dzień wszystko zdaje się znikać jakby nic nigdy nie zjawiło się na miejscu.
Wokół magazynu powstało wiele legend - trudno jest dostrzec momenty rozkładania instalacji czy to, kiedy właściwie są one zbierane. Dużym znakiem zapytania również zdają się zarobki na podobnej działalności, z racji że większość instalacji jest dostępnych za darmo dla każdego chętnego, zjawiającego się przy jednym z dwóch par obszernych drzwi, które zamykają się kiedy tylko wszyscy goście zamkną się w środku.
Nikt również do końca nie wie kiedy, ani dokładnie jaka instalacja pojawi się następna w tym miejscu - młode małżeństwo stara się utrzymać wszystko w jak najściślejszej tajemnicy, co wśród młodzieży jest uznawane jako udany chwyt marketingowy, mający na celu zbudowanie zainteresowania i fascynacji tym miejscem. Sama tematyka pojawiających się tutaj instalacji jest różnorodna - co budzi często wiele kontrowersji wśród odwiedzających i tych, którzy jedynie słyszeli o wystawach. Jedne są niezwykle infantylne, kiedy inne poruszają kontrowersyjne i odważne tematyki - masowych morderstw, gore czy różnorodnych erotyków.
Wszyscy
Niezależnie od waszego położenia, zauważyliście ciszę ze strony kobiet, wręcz nienaturalną. Pozostałe dźwięki i efekty specjalnie pozostały bez zmian.
Aomine Toshiro, Ejiri Carei, Warui Shin'ya, Keita Gotō, Ivar Hansen
Ptaszysko obróciło się do ciebie bokiem łba, Aomine, uważnie obserwując przez dłuższą chwilę, kiedy wyszedłeś ze swoim żądaniem, a po chwili zaskrzeczało na ciebie donośnie, strosząc pióra dalej wyraźnie niechętne do interakcji. Tym razem dziabnęło tuż przed twoją dłonią w wyraźnym geście ostrzeżenia - pierwszego, a możliwe i że ostatniego. Chociaż wrona uważnie przyglądała się twoim dalszym poczynaniom, a nawet mogłeś być wręcz pewny, że kiedy lustro zaczęło połykać powoli twoją dłoń i wciągać cię do środka, usłyszałeś męski, całkiem ludzki głos, ze strony ptaszyska, które zleciało na ziemię.
Nie byłeś jednak pewny co wydarzyło się dalej, bowiem dziwna, paraliżująca galareta uwięziła cię we wnętrzu lustra na stanowczo więcej czasu niż byś chciał - a kiedy zaczynała wypluwać cię po drugiej stronie, jedyne co cię otaczało, to była ciemność. Twoje wszystkie mięśnie były tak sparaliżowane, że nie byłeś w stanie nawet wydać z siebie dźwięku, nie wspominając o poruszeniu się.
Powoli wypadałeś z ramy lustra w ciemność.
Ptak jednak łagodniej spojrzał w stronę Carei, nawet mimo wyciągniętej przez ciebie broni.
- Ja niczego, to inni chcą - głos był ludzki, i łagodniejszy. Zupełnie inny niż ten, który chrypiał na twojego towarzysza jeszcze przed chwilą.
- Ciała - odpowiedziała słodko, z uroczym uśmiechem, kiedy padło pytanie ze strony Ivara. - Zawsze poszukuje ciała... i poluje na żywych - urwała, świdrując cię zaraz mrożącym spojrzeniem. Zaraz w znacznie cichszy, jakby machinalny sposób dodała:
- I tych, którzy uciekli śmierci. Dlaczego ty masz mieć drugą szansę, a oni nie? - zapytała, a po tym jakby po krótkiej chwili wszystko wróciło do normy, a prezenterka znów uśmiechnęła się ciepło. - Niektóre dusze potrzebują ciała, żeby dokończyć swoje sprawy na ziemi, bez tego nie mogą udać się w dalszą podróż, to wszystko co podają legendy i baśnie, i starsi świątynni, którzy znają się o wiele lepiej na duszy.
Rajka nie stawiała oporów, postępując krok w tył od Keity, po czym wbiła wzrok w Hansena, zaraz śmiejąc się krótko i oschle. Po całym twoim monologu, na który nie kwapiła się odpowiedzieć, wzruszyła ramionami.
- Nie chcesz to nie, sama idę - powiedziała jak gdyby nigdy nic, wpatrując się i wyczekując puszczenia własnego nadgarstka. Lekko szarpnęła dłonią, jakby chcąc dać znać, czego dokładnie chce, ale poza tym zdawała się nie próbować ruszać gwałtownie.
Jej wzrok jednak prędko przesunął się na Keitę. Nie odsuwa się, nie próbuje też wyrywać, będąc wręcz bierną - a może bardziej uważną niczym zwierzę w klatce, które tylko czeka na odpowiedni moment do ataku lub ucieczki. Trudno było wyczytać cokolwiek z jej oczu, kiedy pozwalała, aby jej dłoń została przejęta z jednej do drugiej dłoni, a po tym ustawia się przed lustrem. Nie wyrywa się, pozwalając swojemu palcowi dotknąć odbicia ciała, które do niej nie należało.
- Jest już za późno, na co liczysz? Że wróci? - zapytała oschle, wyraźnie znużona. - To jest moja zdobycz. Niezbyt ładna... ale lepsza niż nic - mówiła, a po chwili mogliście dostrzec jak lustro zaczyna zalewać się czernią - zupełnie jakby chciało przerwać dostęp do lustra; zamknąć potrwa, który był niewyraźny i niewidoczny. Zaczęło również powoli pękać pod palcem Rajki.
- Może sami tam wejdziecie? Skoro was tak kusi? Poszukajcie jej sobie... ale musicie tu zostawić ciała - powiedziała znów, po tym śmiejąc się cicho, kiedy nagle umilkła, wbijając znów wzrok w Gotō. - Puść - rzuciła chłodno.
- Masz ciało, jaki problem? - zapytała chłodno prezenterka, wyraźnie niewzruszona targaniem jej, kiedy przeniosła dłoń zaraz na jedno z przedramienia Shin'yi. Palce silnie zakleszczyły się na jego skórze, nie pozwalając cofnąć ręki w żaden sposób. Przesunęła jednak znudzone i puste spojrzenie w stronę Carei. Na jej pytanie, wydawało się, że powstrzymuje dłuższą chwilę grymas rozbawienia nim wypełni w krótkim, głośnym rechocie.
- Wepchnął go. Pieprzonego Minamoto, pieprzonych zdrajców, cholerny morderców, dzieciobójców, sadystów... - zaczynała wymieniać coraz to ciszej, powolniej, chociaż uśmiech wcale nie znikał z jej warg. Wróciła zaraz wzrokiem do rudego chłopaka, mocniej łapiąc jego dłoń i dociskając go do własnej piersi.
- Chcesz być psem na posyłki? To idź, szukaj go - warknęła, a po kolejnej chwili, ciało mężczyzny jakby zupełnie zniknęło.
Wyraźnie ciało innego ducha nie było dobrym naczyniem, z którego dusze po drugiej stronie mogły korzystać.
Ejiri przypatrując się tej scenie, mogłaś do końca nie rozumieć, co się działo - i dlaczego wszyscy popadali w szaleństwo, nagle chcąc samym badać tajemnicza stronę po drugiej stronie lustra. Może w przyszłości mogłabyś to zdiagnozować jako syndrom Alicji - zachowanie, kiedy innych ciągnie do pogoni za czymś nieznanym, co mogło równie dobrze ich zabić.
I początkowo mogło ci się wydawać, że jesteś tutaj zupełnie sama - że nikt nie chciał nawet na moment zwrócić na ciebie uwagę, kiedy usłyszałaś niezadowolenie prezenterki.
- I ty tutaj? - warknęła, a choć mogło początkowo ci się wydawać, że mówi do ciebie - usłyszałaś za plecami trzepot skrzydeł, a później dziwny szelest. Kiedy się odwróciłaś, znajdywał się za tobą mężczyzna, który dokładnie przed tobą - kłaniał się.
- Pozwoli pani, że wypełnię raz jeszcze zadanie powierzone mi niegdyś, aby dzisiaj przetransportować bezpiecznie panią do tego, którego pani szuka... - zwrócił się do ciebie głębokim głosem, po tym prostując. Zdawać by się mogło, że wroński temperament był wyłącznie skierowany do jednego z mężczyzn, którzy (ponownie) zniknęli po drugiej stronie lustra.
Hasegawa Jirō, Sugiyama Nobuo, Nakadai Kyoko, Yōzei-Genji Noriaki, Aomine Toshiro
Toshiko nawet nie walczyła ze swoim ojcem o wyrwanie własnej zabawki - wręcz przeciwnie, niemalże od razu ją wypuściła, kiedy ten się do niej zbliżył i spróbował zabrać nożyk. Zmarszczyła lekko brwi, zaraz wbijając wzrok w Hasegawe. Puste, beznamiętne spojrzenie nie wyrażało ani złości, ani pretensji. Nie wyrażało tak naprawdę niczego, a już po chwili Akiyama obróciła się bez słowa, wzruszając lekko ramionami i rzeczywiście ruszając w stronę przejścia, które dopiero co pojawiło się przy Nobuo, Kyoko oraz Noriakim. Wyminęła ich pewnie, nie sięgając nawet po swoją latarkę, niemalże się przecisnęła przez nich i po tym rzuciła się biegiem w stronę tunelu, jakby chcąc czym prędzej znaleźć się poza zasięgiem wszystkich.
A wy prędko straciliście dziewczynkę ze wzroku. Zniknęła zupełnie w ciemnościach, jakby te nie były zwykłym mrokiem, a ciasno otaczającą tkanką każdy przedmiot i każdą istotę, która miała znaleźć się w środku. Nie było ani słychać jej kroków, ani słychać jej głosu - jakby nigdy wcześniej nie stała w tym miejscu.
Noriaki mógł przywołać w pamięci historie o ungaikyō, na bazie opowiadanych przez kobiety historii, zdawało mu się, że to jedyne tak pasujące do sytuacji yōkai - prawdziwym pytaniem pozostawało z jak dużą ilością tych stworów mieli właśnie do czynienia, i czy powinni ufać w tym, co im pokazują? Dodatkowo wszyscy mogliście poczuć w gardle jak unoszący się w pomieszczeniu dym zaczynał drapać - zaczynał być znacznie cięższy w odbiorze, ale przede wszystkim jakby usypiający. Wszyscy zaczynaliście odczuwać delikatne zmęczenie - jednak mogliście zrzucać je zwyczajnie w świecie na stres i to, co tutaj miało miejsce. Było męczące nie wiedzieć, gdzie się jest, ani tym bardziej co się działo. Nikt nie mógł was winić za to, że wolelibyście odpocząć w ciepłym łóżku niż być tutaj.
Fioletowe światło latarki ukazało w drzwiach ogromną źrenicę - błękitną z delikatnymi wariacjami w odcieniu, która uważnie wam się przyglądała. Zupełnie jakbyście byli w domku dla lalek, a na zewnątrz znajdywał się olbrzym. Oko za moment się odsunęło, ujawniając nieco bardziej rysy swojej twarzy - twarzy, którą wyłącznie Jirō był w stanie rozpoznać, i z pewnością nie szalał z radości, że jego własne dziecko w kilka chwil przerosło go kilkudziesięciokrotnie.
Zaraz oko zdało się odsunąć, a na ziemi pojawiła się ścieżka, prowadząca w absolutną ciemność - a chociażbyście chcieli znaleźć się po drugiej stronie lub poszukać innego wyjścia, prędko zorientowaliście się, że wszystko dookoła pochłania podobna ciemność. Niektóre lustra zaczynały doń spadać, podobnie do ludzi, którzy z wami znajdywali się w tym miejscu, a którzy dotychczas zdawali się nie dostrzegać żadnych anomalii. Chociaż ci wydawali się na pół przytomni, kiedy powoli znikali w ciemnościach - a wy nie byliście pewni, co z nimi się działo.
Jedyne światło nadziei pojawiło się, kiedy dostrzegaliście, że kolorowe ślady waszych latarek rozpraszają ciemność, tworząc podłoże dla waszych stóp, które nie znikało.
Wychodząc, dosłyszeliście jeszcze hałas dochodzący z jednego z luster - jakby ktoś z niego wypadał. Lustro jednak było znacznie oddalone, a wy nie byliście pewni, jak wiele czasu pozostało wam w pomieszczeniu. Musieliście podjąć decyzję, aby pomóc lub zostawić Aomine na pastwę ciemności.
Akiyama Toshiko, Yōzei-Genji Madhuvathi, Seiwa-Genji Enma, Warui Shin'ya
Kopane i maltretowane lustro nie uginało się, nie dawało sygnałów, nie działało w żaden inny sposób - zdawało się, że nawet nie pojawiają się na nim ślady po uderzeniach. Prędko również zniknęła wam zupełnie sceneria po prawej stronie - mogliście obserwować wyłącznie tę lewą, która nawet dla Raji mogła być ważniejsza, kiedy dojrzała dotyk na lustrze. To szybko zaczęło zachodzić czernią, jednak miałaś moment na reakcję i podjęcie decyzji - czy chcesz pozostawić w tym miejscu Toshiko oraz Enme samych sobie? Czy chcesz zostać, mając cichą nadzieję, że uda się rozwiązać ten problem w inny sposób.
Enma zdawało ci się, że lustra mogły być ungaikyō - pytaniem było, dlaczego było ich tak wiele i kto dokładnie stał za tym wszystkim. Z łatwością również dostrzegłeś po dłuższej chwili rozglądania się po nieprzyjemnych duszach, że są to w głównej mierze nie tak niebezpieczne onryō - a przynajmniej z jakiegoś, nieznanego ci powodu, takie które nie atakowały ciebie, mimo bycia w stanie do uczynienia tego.
Nie wystraszyły się na twój nóż, a jednak odsunęły, kiedy tylko spróbowałeś się do nich zbliżyć. Nie chciały odpowiadać, od razu milknąć. Nie chciały współpracować, jakby czegoś się obawiając.
- Zdrajcy, wszyscy zdrajcy! Zdrajca z krwi zdrajcy! - usłyszeliście wszyscy oprócz Toshiko nad głowami, pod nogami Enmy zaraz padła kula ognia, która prędko zgasła w wodzie. Wiedziałeś, że głowa należała do Taira no Masakado, jednak ta wcale nie czekała na jakąkolwiek odpowiedź z twojej strony, odlatując gdzieś w dal i wgłąb ciemności.
Chociaż to właśnie Toshiko mogła najbardziej nie zrozumieć sytuacji, kiedy cała wizja na jej ojca zniknęła, a już po chwili usłyszała cichy głuchot tuż pod jej stopami jakby coś spadło z nieba - cichy jęk czy inny wydany dźwięk, i coś jakby się ruszało. Coś cienistego, czego do końca nie była w stanie zidentyfikować - nie widziała ani jego rudych włosów, ani bluzy, ani maski na twarzy, ani zarysu sylwetki. Gdzieś na granicy wzroku migotał delikatny dymek, który zaraz znikał.
W przeciwieństwie do Rajki i Enmy. Wy mogliście podziwiać w pełnej krasie upadek znikąd, prosto na twarz pod nogi Akiyamy, który zaprezentował wam Warui. Mimo bycia obolałym, byłeś w stanie się podnieść - ale przede wszystkim zauważyłeś, że jesteś w duchowej formie.
Dziękuję za sprawne i piękne odpisy! Termin na wysłanie posta upływa o godzinie 22:00 27 grudnia.
W tym miejscu, poproszę was również o wiadomość (w następnym poście lub w wiadomości prywatnej), abym mogła podjąć decyzję co do następnego terminu na post. Koniec roku często jest okresem wyjazdów i rozjazdów - więc jeśli pojawi się potrzeba przedłużonego terminu lub kontynuacji dopiero po nowym roku, jest to zrozumiałe. Moją propozycją na następne terminy (trzymając się tego, że staram się wam odpisać w około 24h po kolejce) to 25 grudnia oraz 30 grudnia.
Jeśli zdecydujecie się (po raz kolejny) dotknąć lustra, proszę o wykonanie rzutu k6 w odpowiednim temacie i zalinkowanie go na koniec posta. Z rzutu zwolnieni są TYLKO Rajka, Toshiko, Enma oraz Warui.
Keita już wszystko jest dla ciebie jasne, że z Rajką coś jest nie tak.
Rajka możesz wykonać rzut na zręczność, jeśli chcesz spróbować odzyskać swoje ciało i dotknąć lustra przed jego zniknięciem.
W razie pytań - zapraszam w wiadomości prywatnej na konto Mistrza Gry.
@Hasegawa Jirō @Akiyama Toshiko @Sugiyama Nobuo @Ejiri Carei @Aomine Toshiro @Seiwa-Genji Enma @Warui Shin'ya @Keita Gotō @Yōzei-Genji Madhuvathi @Nakadai Kyoko @Ivar Hansen @Yōzei-Genji Noriaki
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
- Cóż...wyjątkowo realistyczna inscenizacja, lecz historia wydaje się być liniowa... - zwrócił uwagę na dziwną ścieżkę będącą w tym momencie jakby jedyną opcją wyboru - Możecie ruszyć, za chwilę do was dołączę. Ktoś najwyraźniej musiał zgubić latarkę i nie może się odnaleźć, pomogę, nie przejmujcie się - on wiedział, ze coś było na rzeczy, lecz większość ludzi nie postrzegała świata w taki sposób jak on - nie widziała duchów. Założył, że zebrani wokół niego ludzie właśnie tacy są - niewtajemniczeni. Nie opowiadał więc historii o duchach, a chwycił temat, którym łatwiej było nakarmić "normalnym" ludzi. Tak chyba łatwiej zasiać pozory spokoju bo cokolwiek się działo, powinni zachować jego resztki. Sam kompletnie nie wierzył w to co mówił. Był okropnym kłamcą, a lekkie podenerwowanie w głosie było słyszalne - zdawał sobie sprawę z tego, że dobrze nie jest.
Nie tracąc czasu ruszył w stronę dźwięku osoby, która prawdopodobnie wypadła z lustra dzieląc ten sam los. Ciało z każdym krokiem wydawało się być cięższe i coraz bardziej niewygodne. Wolną rękę ułożył w modlitewnym geście póki miał na to chęci - Świecąca na Niebie, Amaterasu, niech twoje spojrzenie odegna zwodniczy mrok i rozświetli ścieżki by stawiane kroki kierowały nas ku bezpieczeństwu. Wspomóż nas. - wyinkantował z wiarą słowa modlitwy kierowane ku bogini słońca. Wybór patronki wydawał mu się naturalny, Podejrzewał, że zwodnicza ciemność i zsyłająca apatię mgła były złym urokiem lub klątwą. Nie wiedział jak silną, rozległą i czy w ogóle pojawi się jakakolwiek reakcja.
- Przepraszam, wszystko w porządku, może Pan chodzić...? - podniósł głos i oświetlił postać która wypadła zza lustra (@AOMINE TOSHIRO) - W tamtym kierunku jest wyjście. Ma Pan latarkę lub zapalniczkę? Jeżeli nie to mogę Panu użyczyć tego drugiego - ciemno było i niebezpiecznie...
Mistrz Gry and Aomine Toshiro szaleją za tym postem.
— Nigdzie nie idziesz. Stój — mówi szarpiąc ją ku sobie i zerkając w stronę Ivara. Nie wie, co miałby mu teraz powiedzieć. Po twarzy pląta się ni to zdenerwowanie, ni przerażenie a może miks tych emocji nakreśla fizjonomii całkiem inny wyraz. Kolejna “kurwa” ulatuje ze spierzchniętych od suchoty miejsca ust. Druga z dłoni w panice sięga latarki, by przy pochopnych ruchach rzucić po pomieszczeniu strumień zielonego światła. Wbrew gwałtownym palcom ciało uspokaja się i na siłę, trzymając się resztek jakiejkolwiek trzeźwości umysłu, próbuje dojrzeć w wydarzeniu sens.
Czy nasz świat odbija się na odwrót gdzieś tam po drugiej stronie? Może lustra są portalem na drugą stronę... na drugą stronę, której nie dostrzegamy, i której nigdy nie poznamy…
Inni wierzą, że w zbiornikach wodnych zamknięte są dusze, śmierć przez utopienie jest najniebezpieczniejszą. Dusza na zawsze zamknięta w toni, poluje na żywych.
Cholera. Dlaczego to zawsze jemu, jak głównemu bohaterowi marnego serialu, przytrafiały się podobne rzeczy? Uścisk na ramieniu kobiety wzmacnia się, gdy Keita wykonuje kilka kroków. Zielone światło oplata zgromadzone w hali lustra, by natrafić na twarz przewodniczki. W niewerbalnym wkurwieniu język gładzi kieł, by zaraz przejechać po górnej linii zębów.
— Popierdoliło was — mówi cicho, słowa upuszczając jak niepotrzebne dla sytuacji podsumowanie. Pytanie, oszalał on, czy wszyscy wokół? Irytacja wkrada się w całe ciało, które jak drapieżnika przyciąga ciało Rajki ku sobie. — Przytrzymaj ją. — Komenda skierowana jest do Ivara, który, ma taką nadzieję, cały czas trzyma się blisko. A może, a może już też dał się wchłonąć w — do kurwy nędzy — lustro? Byle słowo, byle ruch i zdechnie. — Nie dotykaj nic — rzuca, choć logika zaraz przypomina, że ma do czynienia z jednostką myślącą a już na pewno taką, która by uniknąć szaleństwa nie popełni idiotycznych ruchów. Skroń pulsuje miałkim bólem, ale ten przełyka jak pierwszą tego dnia tabletkę. Przyzwyczajony do kruszących kości fal cierpienia milknie, by przy pierwszej lepszej okazji oddać ciało znajomej w ręce Ivara. Wzrok jak szpony zakleszcza się na przewodniczce grupy. — Zajebię.
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
- Przepraszam - odezwała się ciszej, opuszczając wzrok i czując drgające w gardle pulsowanie zawstydzenia. Nie była nawet pewna, co w głosie nieznajomej istoty tak bardzo ją ujęło - A chcą, czego? Można tych ich powstrzymać? - spróbowała jeszcze, łagodniej, bardziej naturalnie, jak ona, tymczasowo, starając się oddzielić tężejący mrok, strach, i pulsowanie w skroni, zwiastujące znajomy niebezpiecznie ból. Scena jednak dalej, pociągnęła uwagę, a im dłużej słuchała prezenterki, tym większe dreszcze szarpały jej ciałem. Wepchnął go - powtórzyła w myśli i zrobiło jej się niedobrze - Puść go - wydusiła, chociaż palce, niby szpony trzymały rudowłosego chłopaka. Potok kolejnych wyrazów, które właściwie wypluła kobieta, zmroził treścią, kłuł. Minamoto.
Bała się jej. Bała się, bo niemal jęknęła, przygryzające usta, by krzyk nie wyrwał się z gardła, gdy sylwetka rudowłosego, rozmyła się jak duch. Cofnęła się o krok, zdając się, ze traci grunt pod nogami. Została sama. A gdy wzrok prezenterki znowu przeniósł się na nią - zamarła, wciągając gwałtownie powietrze. Nie odezwała się jednak do niej, a szum za jej plecami sprawił, że obróciła się, niemal jak w piruecie. Z zaskoczeniem rejestrując nową, fascynującą w swej obecności postać. Mężczyzna, którego śmiało chciałaby uwiecznić na kartkach szkicownika, kłaniał się. Przed nią. Zupełnie ignorując przerażającą kobietę (jeśli w ogóle nią była) - Proszę? - zamrugała - Powierzone Ci zadanie... - powtórzyła, trochę jak echo, jednocześnie, układając w głowie możliwe znaczenie wyrazów. Dla odmiany, zrobiło jej się ciepło. On wiedział, kogo szukała. I czy była to jej naiwność, ale z całej postaci emanowało dla niej bezpieczeństwo, zupełnie, jakby spotkała opiekuńczego ducha, czy jedno z TYCH istot, które w jednej z kultur nazywano aniołami. Shikigami.
- Czy będzie to nieznośne, jeśli zapytam, kto powierzył ci to zadanie? - jeden krok naprzód i równe przyspieszone bicie serca - i czy... będę mogła się odwdzięczyć? - blady uśmiech i jeszcze jeden krok - Pomóż mi, proszę, zabierz mnie stąd. Do niego - poprosiła na koniec, przymykając powieki i powoli, wciągając ku nieznajomemu drobną dłoń. Nie miała pojęcia, czy to, co się działo, nie było kolejną iskrą szaleństwa, ale - zdecydowała. I decyzją zaufała.
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
- No proszę, proszę. Tego to z pewnością się nie spodziewałem. - powiedział do siebie czując, jak mimochodem przebiega dreszcz wzdłuż jego kręgosłupa. Oj nie, nie ze strachu, a z ekscytacji. Taira no Masakado nie należał do słabych yokai i Enma doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział też, że być może, a nawet prawdopodobnie, nie miał zbyt wielkich szans w bezpośrednim starciu z nim, zwłaszcza, że nie był wybitnie przygotowany do walki z yokai. Przecież wybierał się do cholernego parku rozrywki, a nie na wojnę. Jednakże nie przeszkadzało mu to na skierowanie swego ciała w stronę, w którą uciekł Taira. Jak można było się spodziewać - ściskając mocniej rękojeść nożu, wciąż z niebezpiecznym uśmiechem na ustach, ruszył w ślad za ognistą głową.
Z tego co pamiętał, Taira był wojownikiem za życia. A wojownicy, zwłaszcza z ery Heian, byli cholernie dumni. A takich było bardzo łatwo sprowokować. Kto wie, być może i tym razem uda się mała prowokacja? Co prawda każdy kij ma dwa końce i w tym przypadku Enma mógł oberwać rykoszetem. Nie miało to jednak znaczenia. W tym momencie chciał już nie tyle co zatrzymać yokai, a opóźnić jego działania. Wierzył bowiem, że obecność takiego demona nie pozostanie nie zauważona, zarówno przez oddziały Tsunami, jak i jego własny klan.
Mimochodem przyspieszył, nie chcąc stracić go z oczu, choć przecież oddalanie się od reszty było całkiem nieroztropne.
- Oj, oj, a co tu robisz? - zapytał przebrzydłym, lisim tonem. - To nie miejsce twoje spoczynku. Nie powinieneś być w Tokio? A może znowu zniszczyli twoją świątynię? - zapytał na tyle głośno, aby jego głos dotarł do uciekającego yokai.
- Zamiast tego przylazłeś tutaj, straszyć dzieciaki. A teraz co? Uciekasz? Żałosne. Nie wiedziałem, że wielki Taira no Masakado jest....tchórzem pozbawionym honoru! Wstyd i hańba! - dodał, uśmiechając się jeszcze szerzej mając nadzieję, że jego samurajska dusza zostanie zraniona.
I że się zatrzyma.
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Wrzask ugrzązł czarnowłosej w gardle na widok wielkiego oczyska. Przewidzenie? Wyobraźnia płatająca figle? Z przerażeniem cofnęła rękę, tracąc monstrualny widok z pola widzenia.
Intuicja podpowiadała, że wystawa już dawno przestała być zabawą. Bierność współtowarzyszy zaczęła ją denerować, choć sama nie podejmowała żadnych działań. Po ich przewodniczce została tylko głucha cisza. Szukała jej wzrokiem, mącąc fioletowym światłem w wszechobecnej pustce.
— Gdzie jesteś, cholerna gówniaro? Wyłaź i mów co się dzieje! — fuknęła trochę do siebie, a trochę do innych i nicości.
Nagłe zniknięcie dziewczynki nie zwiastowało nic dobrego. Oh, jak bardzo żałowała dzisiejszego wyjścia. Z impetem wypluła gumę, nie bardzo przejmując się teraz dobrymi manierami. Spojrzała na telefon, który przed sekundami miał służyć jej za wybawienie — brak zasięgu.
— Czekaj, idę z tobą... — rzuciła, pędząc za Noriakim, który z jakiegoś powodu wydawał się najbardziej godną zaufania i potrafiącą ogarnąć podobne sytuacje jednostką. Lepiej się go trzymać.
Nie spuszczała wzroku z niego i światła jego latarki, podążając w bezpiecznej odległości. Co rusz odwracała się, chcąc sprawdzić jak bardzo oddalali się od reszty grupy. Bądź co bądź, ciężko było oceniać odległości w kompletnej ciemności. Mężczyzna zdawał się mówić coś pod nosem z takim zapałem, że Kyoko przez chwilę zwątpiła w słuszność swoich decyzji. Odwrotu jednak nie było.
— Aomine-kun?! — zaskoczona wykrzyknęła, wcinając się w wypowiedź czarnowłosego. Kilkoma susami zbliżyła się do znajomej sylwetki. Padła na kolana i okładając jego ramię serią ciosów, lamentowała — Ty samolubny draniu, jak mogłeś pozwolić mi dać się wciągnąć do środka? Nie próbowałeś nawet pomóc! — posłała mu złowrogie spojrzenie — Jesteś cały? — zagaiła, bo jej znajomy wydawał się jakiś taki... sztywny.
@Aomine Toshiro
@Yōzei-Genji Noriaki
Mistrz Gry and Aomine Toshiro szaleją za tym postem.
Nawet nie zauważył, że mimowolnie bawił się przełącznikiem latarki, najpewniej by zająć czymś ręce. Niebieskie światło mignęło kilka razy w rozchodzącej się ciemności, nawinie próbując przywołać Toshiko, podświadomie podążając za poprzednimi słowami Razaro.
Nie pozostało mu nic innego jak ruszyć w kierunku, w którym poszła jego córka - czyli jak podejrzewał prosto do wyjścia z gabinetu luster.
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
To byłoby tak proste?
A jeśli tak, to dlaczego, zamiast zaakceptować otrzymany dar, szarpał się teraz z jakąś nieznajomą? Jej silny chwyt na przedramieniu nie wywołał żadnych konkretnych reakcji ze strony Waruiego, choć ciężko stwierdzić, czy było to spowodowane jego ignorancją, czy nową postacią na planie filmowym. Chwyt na ubraniu hostessy zmalał, gdy zaskoczone spojrzenie Shina padło na ciemnowłosą dziewczynę (Carei); źrenice zawęziły się, kurcząc gwałtownie do rozmiarów główki szpilki. Odgrodził się od jej wściekłości wolnym przedramieniem, jakby w obawie, że rzeczywiście mogłaby go zadrapać jak wściekła kotka.
- Kim ty, do licha, jesteś?
Jego własne pytanie zapewne bezpowrotnie utonęło w jej posykiwaniach.
Co zrobił?
... DLACZEGO?
Świst powietrza nabieranego przez zwarte zęby nie ostudził rozemocjonowanej natury. Ludzie pokroju tej laleczki nie wiedzieli co znaczy kontrakt; nie znali wagi zobowiązań i tego, ile kosztuje zerwanie, choćby przypadkowe, umowy. Nie znali dławiącej świadomości, że trzeba się na kimś skupiać - jak na młodszym rodzeństwie, niesfornym i chaotycznym, od którego boli głowa i pękają nerwy. Którego, czasami, szczerze się nienawidzi.
- To nie twój interes. Odejdź - stwierdzone słowa wycedził, odwracając twarz z powrotem do hostessy - do jej pustego oblicza, w ogóle niepasującego w zestawieniu z tym, co sobą reprezentowała jeszcze chwilę temu. Pięść wciąż zakleszczona tuż pod szyją drgnęła, gdy nazwała go psem.
Ale potem nie było nic.
Jak przypadkowe potknięcie się o kabel i odcięcie zasilania w telewizorze, tak jego wizja urwała się, by pojawić ponownie w chwili, która trwała nie dłużej jak mrugnięcie. Jeszcze przed sekundą stał tuż obok hostessy, gotów pobić ją do nieprzytomności, byle otrzymać odpowiedzi na niewiadome, jednocześnie odsuwając od siebie nieznajomą, filigranową sylwetkę obcej dziewczyny... by zaraz potem upaść z łoskotem na ziemię.
Zachrypnięty jęk bólu wyrwał się przez spopielone gardło z dodatkowym trudem, gdy - leżąc tuż przed butami Toshiko - wspierał się na jednej z rąk. Co czuł pod palcami? Ledwo przetoczył ślepiami wokół, chcąc wchłonąć jak najliczniejszą sumę informacji. Co słyszał, prócz chronicznego dudnienia w czaszce, tak charakterystycznego dla ludzi po wypadku? Pytajniki, zamiast zanikać, mnożyły się w zastraszającym tempie, kiedy podnosił się zbyt chwiejnie i zbyt pospiesznie z podłoża, palce kierując od razu w rudawe włosy. Zaczesując je z czoła, ledwo zdawał sobie sprawę, że między pasmami czuje nienaturalnie ciepła tkankę, której korozji nic już nie powstrzyma. Czarne płaty skóry, zwęglone szczątki twarzy, ubrania obsypane sadzą i ten siwy dym otaczający sylwetkę jak poranna mgła wstęgami przemykająca przez leśne tereny - to wszystko zdawało się dla niego jeszcze nieobecnymi szczegółami, gdy unosząc i siebie, i wzrok, skrzyżował spojrzenie z brązem jej oczu (Madzia).
Dzieliło ich nie więcej niż 10 centymetrów - już szkolna linijka była dłuższa.
bo ja się do niego zwyczajnie nie przyznaję.
Mistrz Gry and Yōzei-Genji Madhuvathi szaleją za tym postem.
— Nikt nie prosi się o drugą szansę, ona sama przychodzi. Nie jest to zależne od nas. Co mają wspólnego z tym żywi, nie posiadającej drugiej szansy? Mają jej nie mieć? Czy zależy im na tym, by karmić się żywymi, aby poczuć się żywym? — odpowiada, nie ustępując prezenterce, która sprawiała pozory uśmiechniętej i ciepłej. W rzeczywistości nie wiedział, kim była naprawdę; yurei, senkenshą, a może jedynie marionetką? Trapił go bezsens tej sytuacji, od lat najmłodszych nie rozumiejąc jęków i płaczy dusz, które w życiu Hansena wyrządziły wiele zła.
— Czego dokładniej chcą te dusze, polując na żywych i pragnąc ciała? Może jest sposób, w którym dojdzie się do obopólnej zgody? Po co nękać osoby, które w żaden sposób nie przyczyniły się do ich śmierci. Czasami warto odpuścić, nie wyrządzając jeszcze większej krzywdy tym, którzy na nią nie zasługują. Nie wyrządzając jej tej kobiecie i ludziom, którzy tu przyszli, nieświadom swego zagrożenia — dodaje, jednoznacznie wskazując na Rajkę, a spojrzeniem starał się odszukać prezenterkę, od której mogło zależeć wszystko albo nic.
Może to przez zapomniany czas, a może przez brak doświadczenia, nie do końca wiedział jak powinien zachować się w tej sytuacji. Po raz kolejny nie wiedział, będąc zagubiony w otoczeniu ludzi mu obcych, ponieważ właśnie taką rzeczywistość zauważył. Starał się złapać jedyną broń jaką w tym momencie posiadał, a były to słowa. W mieście, będącym dla Ivara domem, tracił głowę i wymazał z pamięci szczegół o tym, jak bardzo brutalne bywało to miasto. To właśnie ta brutalność odpychała go. Zniechęcała do życia, namawiała do ucieczki. Mimo to, po sześciu latach rozłąki, zatęsknił za nią i postanowił wrócić. Powoli wybudzał w sobie instynkty, które dawno uśpił, lecz nigdy nie pozwolił na to, by całkowicie zniknęły.
Przerażająca czułość, z jaką ugościł go Keita, uświadomiła mu, że nigdy nie wróci do tego co miał kiedyś. Nigdy też nie stanie się osobą, którą chciał być tuż po swoim powrocie; nową wersją siebie. Lepszą od poprzedniej. Wodzony za jego słowami, za słodko-gorzkim słowem, puścił ją, choć nie był w pełni przekonany do metod, które chciał stosować. Miewał w tym momencie wątpliwości, nie tylko do samego siebie, ale i do człowieka, którego poznał te sześć lat temu. Wyczekująco więc obserwował to, jak rozprawiał się z kobietą, z jakim słowem ją ugościł. Z jakim ciepłem potraktował. To nie był ten sam mężczyzna, którego znał. Jak wiele musiało go ominąć?
— Gotō, kurwa proszę Cię, uważaj — wyrzuca zmartwionym tchnieniem, ponieważ mimo obcej mu powłoki, którą ugościł go Keita, niezależnie od tego kim się stał i co dla niego znaczył, nie chciał go stracić.
Lustro natomiast, jak i sama (nie)Rajka, nie chciało współpracować. Zalane czernią, zauważył, że pod wpływem delikatnego dotyku zaczęło ono pękać. Drobne przerażenie wkradło się w głąb oczu Ivara. Miał się dogadać, czy tak? Co powinien zrobić, by jej dusza powróciła do ich świata?
— Nikt Cię nie puści — odpowiada równie chłodno, a starając się współpracować wraz z Gotō, przyjął od niego jej ciało wraz z obcą duszą kobiety, łapiąc ją mocno za zgięcie w łokciu, ani chwili myśląc by rozluźnić swój wyjątkowo silny uścisk. Spojrzał w głąb jej oczu, chcąc dostrzec zalążek nadziei — Czym jesteś, co? I czego chcesz. Czemu tak bardzo nie chcesz jej oddać? Nie była niczemu winna, niczego Ci też nie zrobiła. Mogę Ci pomóc, tylko muszę wiedzieć jak. W zamian za oddanie jej z powrotem — mówi, z głupią nadzieją na to, że uda mu się porozumieć z duchem, z którym miał do czynienia. Jeżeli nie siłą, nie intymną czułością, to może chociaż słowami?
Zajebię.
Słowa te wyprowadzają go z równowagi, ponieważ wiedział, że siłą niczego tu nie wskórają. Nie z tym, z czym przyszło im się zmierzyć.
— Zajebiesz? Niby, kurwa, kogo? Stój gdzie stoisz, do cholery i ani mi się waż gdziekolwiek się ruszać, do kurwy nędzy — rzuca warkliwie w stronę zdenerwowanego mężczyzny, starając się sprowadzić go na ziemie. Wyjątkowo Ivar nie czuł się na siłach aby mówił do niego w słodki i uprzejmy sposób, chcąc zrozumieć jego potrzeby, dając mu możliwość wyszalenia się. Był inny niż w kawiarni, bardziej przypominając dawnego siebie, nieustępliwego i stawiającego na swoim.
|| Rzuty: perwsazja 62, siła 80.
@Yōzei-Genji Madhuvathi @Keita Gotō
Mistrz Gry and Yōzei-Genji Madhuvathi szaleją za tym postem.
- Możliwe, ale raczej nigdy nie byłem nawet przez chwilę normalny... Spotkamy się później na kampusie. Umiem o siebie zadbać, tylko nie wplątaj się w nic złego... - Widziałem, że była poruszona moją decyzją, że protestowała nieśmiało, ale nie mogłem teraz porzucić tego pomysłu. Nie, gdy nawet nie wiedziałem, co się dzieje z Nakadai. Czy było to słuszne i odpowiednie, to już kwestia perspektywy, jeżeli później będzie miała do mnie żal, może mnie nienawidzić tak długo, jak tylko będzie chciała. Z delikatnym uśmieszkiem zacząłem wpadać w lustro, okazało się to bardzo nieprzyjemnym doznaniem, tak jakbym szybko wpadł w gęste bagno, nie wiem, ile czasu w nim spędziłem nawet, ale w końcu przeszedłem na drugą stronę, no przeszedłem to może za dużo powiedziane, bo po prostu wypadłem z ramy i walnąłem o podłogę. Nie mogłem się ruszyć, ani nawet odezwać, paraliż wszystkich mięśni.
Dobrze, że płuca i serce pracowały dalej, bo mogłoby to się źle skończyć.. Gdy tak leżałem w mroku i niewiele widziałem, usłyszałem kroki i głos mężczyzny, który recytował jakąś modlitwę. Nie byłem do końca przekonany, co miała zwiastować, ale raczej nie była ofiarna. Zobaczyłem, że ktoś mnie oświetlił latarką, ale nie byłem w stanie nawet wydukać z siebie kilku słów, tak jakby ktoś odłączył wszystkie moje funkcje motoryczne. Chciałem mu odpowiedzieć, ale czułem się jak więzień we własnym ciele, przeklęte duchowe sprawy.
W końcu za mężczyzny wybiegła znajoma mi osoba, można powiedzieć, że cel został osiągnięty a zguba odnaleziona. Tylko dalej nie mogłem mówić, czy nawet się ruszać. Słuchałem jej kazania i tego, jak zaczęła maltretować moje ramie swoimi małymi piąstkami. Które stopniowo przywracało mi czucie i władze w członkach, więc nie był to stan permanentny. Po krótkie chwili leżenia jak wyciągnięta zmęczona ryba na brzeg zacząłem przejmować kontrole nad swoim ciałem. Podniosłem się powoli do pozycji w półleżącej i położyłem dłoń (Nie tą krwawiącą.) na jej głowie, nie musiała już dłużej lamentować czy się martwić. Lubiła zgrywać twardą i groźną, gdy gdzieś tam w środku ukrywała swoją kluskowatość.
- Ehk...- Zasłoniłem usta pięścią, z której kapały strużki krwi i odkaszlnąłem. Towarzyszyło mi dziwne uczucie, jakby coś utkwiło mi w gardle. - Przecież przyszedłem po Ciebie. Lustro nie chciało współpracować... Teraz wszystko jest już dobrze... Dzięki Nakadai-san, za ten swoisty masaż ... Będę musiał Ci go zrekompensować później. - Uśmiechnąłem się zadziornie i odrobinę bezczelnie, ale w środku cieszyłem się, że jest cała. Najwidoczniej tylko mi, lustra płatały figle, w których odrobinę cierpiałem.
-Dzięki.- Wstałem, podałem dłoń koleżance, aby pomóc jej wstać z kolan, ale już nie puściłem jej dłoni, gdyby przypadkiem znowu miała w planie przejść przez jakieś lustro i spojrzałem na mężczyznę, który przyszedł tutaj z nią, wyglądał, jakby wiedział coś więcej na temat miejsca, a przynajmniej takie sprawia wrażenie. - Odkryliście może, kto bawi się naszym kosztem i jak utrzeć mu nosa? -
@Nakadai Kyoko @Yōzei-Genji Noriaki
Mistrz Gry ubóstwia ten post.