Pozbawione jakiegokolwiek oświetlenia, ciemne, wilgotne i pełne brudu. Ciągną się pod całym miastem, skręcając, rozwidlając i plącząc niczym setki węży. Niektóre z nich zawaliły się podczas trzęsienia ziemi, inne zalała częściowo woda, przez jeszcze inne przemykają stworzenia o wiele mniej przyjazne od zwykłych szczurów. Do tuneli nie zapuszcza się nikt o zdrowych zmysłach i czystym sumieniu - bywają miejscem nielegalnych wymian, a czasem kryjówką dla uciekających przed prawem. Od lat krążą plotki, że ci, którzy się tu zapuszczą, już nie wracają lub powracają, jednak nie tacy sami, jak wcześniej. Prawdą natomiast jest, że łatwo o zgubienie się w tych czeluściach.
2-5 - postać wpada do zastałej, zatęchłej wody. Teraz ma przemoczone buty i niezbyt przyjemnie pachnie.
6 - postać napotyka bardzo nieprzyjaźnie nastawione yōkai (lub grupę zbirów), które tylko czekało na ofiarę; interwencja MG.
„ Nie pozwalaj sobie za dużo.”; Zawsze sobie pozwala na zbyt dużo. O to w tym wszystkim chodzi. O to chodzi w powrocie do żywych. ale Sasaki o tym zapewne nie wie. A może wie, ale nie chce dać po sobie tego poznać. Nie jest to jednak czas na sprawdzanie, kto przylega swoją wątłą duszą do "świata" yurei, a kto jest nadal człowiekiem. Czuje zapach jego skóry, swąd papierosów, perfum i dezodorantu. Czuje to, jakiego używa proszku do prania. Spojrzenie zwęża się w wężowy sposób, kiedy dłoń opada z ramienia. Nie odzywa się, a jedynie pozwala kącikom ust unieść się wyżej ku górze. Pobłysk stali brzęczy na linii światła, tego jałowego, które pada z pojedynczych latarek i z telefonów zebranej młodzieży.... Młodzieży. No właśnie!
"Hej, hej! Przyłączam się!; brzmi jak jasna pieśń. Właśnie tego potrzebuje, tego bodźca, tego świergotliwego tonu i tej energii. Bo kiedy Hotaru niknie w rozmowie z kimś innym, na moment uwaga Munehiry skupia się wyłącznie na nowym głosie, perlistym, dziewczęcym i młodym. — Kakita... Więc Mari. Naprawdę wierzysz w Onryo? W tę okropną Onryo? — Sunie rozkosznym barytonem przez eter, między dzwoneczkami dziewczęcego głosu. Była tak bardzo ludzka, tak cudownie ludzka... Przełknąwszy ślinę, spokojnie, łagodnie, zacisnął palce wokół paliczków Rajki, krótkim impulsem posyłając jej sygnał, że znajduje się na granicy wytrzymałości.
I jakby ta czytając z niego niczym z otwartej księgi, zagarnęła go ku sobie. Och, jak łagodne to i cudowne. Paliczkami, ich zewnętrzną, gładką stroną sunie przez policzek kobiety, zagłębiając się na moment za linią jej szyi opuszkami, poprawiając sztywny kołnierz kurtki, który przepełniony jest jego zapachem. — Skarbie... — Zaczyna łagodnie na linii miodności swojego głosu, uśmiechając się niewinnie, radośnie, delikatnie wręcz. — Chcę trochę pożyć. Pozwól mi na to. Poradzimy sobie, wiesz? Jeżeli coś się będzie działo, po prostu krzycz. A i tak postaram się być ciągle obok... — Nie może sie już skupić, bo znów do myśli wraca zapach kwiatu wiśni, pieklący się na linii świadomości złaknieniem. Przygnał ku niemu tak nagle, tak nikły, rozgrzany ciałem kobiecym - tego jest pewien, że w sprężystości mięśni tka się żywot delikatny. Zgryzłby go między zębami, między kłami, jak pestkę wiśni, którą rodzi po wypuszczeniu pierwszego różowego kwiecia. Więc i wzrok pomimo ślepoty na krótki moment gnie się i załamuje w tłumie, wibracją głodu sadząc się na koniuszku języka. — Będę przy Tobie cały czas... — odzywa się ponownie z cicha, tak aby tylko Madhuvathi mogła go usłyszeć. — Nie zginę już drugi raz. Teraz będę dbał o Ciebie, dobrze? — Chociaż jest to pytanie, nie brzmi jak ono. Bo w błękicie wejrzenia jawi się głód i zapalczywość. Zryywa się więc w entuzjazmie ciało Munehiry, wygrzebując z kieszeni telefon, kiedy ciała wszystkich towarzyszy już mkną w gardziel betonowych tuneli. — Ej, ej ej... Zdjęcie na pamiątkę! — Bardziej zarządza niż prosi, bo wysuwa się już swoim smukłym korpusem, przywykłym do mroku na sam przód korowodu. Flesz błyska intensywnie, liżąc sklepienie pomieszczenia, łapiąc ledwo, co czubki ich głów, może zarys brwi Hotaru i Mari, zagarniając szyję i barki Rajki.
— Techniczny, skarbie. — Wypuszcza jeszcze zaległe powietrze, kiedy znów splata ich paliczki, spragniony jej opiekuńczego ciepła. — Pójdźmy technicznym! — Dorzuca jeszcze raz, głośniej, donośniej, wprost w przestrzeń za sobą, gdzie znajdują się jego towarzysze. Ciało już mknie przez ciemność, przywykłe do niej i niebaczące na jakiekolwiek przeszkody. Słyszy, jak dźwięk roznosi się po murach, jak drobne szczurze piśnięcia znaczą jego drogę. Pomimo klaustrofobicznej ciasnoty, czuje się dobrze, czuje się sobą, w pełni, pierwszy raz od lat. Dlatego też pstryka palcami wolnej dłoni, aby namierzyć kierunek drogi, jej krzywiznę, wsłuchując się w dźwięk rozbijający się przez żelbeton ścian.
Hasegawa Jirō, Nakashima Yosuke, Ejiri Carei and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Rzuty: klik
@Warui Shin'ya @Ye Lian @Hasegawa Jirō @Shiba Ookami @Nagai Blotka Kōji
@Seiwa-Genji Enma @Seiwa-Genji Kamiko @Sugiyama Nobuo @Miyashita Ruuka @Ejiri Carei
@Munehira Aoi @Yōzei-Genji Madhuvathi @Touya Kiryuu @Kakita Mari
- Kamiko! Ja… - mogłabym zapytać cię o to samo! byłoby dobrą obroną w jej głowie, ale nie wiedziała jak blisko jest tego, żeby przyjaciółka straciła do niej tę resztkę cierpliwości, a w sumie sprawdzać nie chciała. - Chcę pomóc, oczywiście…? - uśmiechnęła się krzywo.
- Oh, dziękuję! Skorzystam na pewno! - rozpromieniła się przyjmując fasolki i chowając je od razu do plecaka. Także obeszło się bez wyciągania ją za szmaty z wydarzenia. I jeszcze dostała coś praktycznego!
( tu jakaś reakcja na akcje z chłopakiem, co poszedł do tunelu)
Gdy Kamiko wróciła do swojej grupy, ona zrobiła to samo. Zgodnie z propozycją ruszyła do technicznego tunelu. Już na początku jeden członek z jej grupy dostał załamania nerwowego, więc to mogło nie wróżyć dobrze.
-Okej - skomentowała krótko, jakby zmuszać go do przejmowania się nią nie będzie, ale szkoda. Liczyła na jakąś większą współpracę- To ja cię uratuję w razie co - uśmiechnęła się prowokująco pewnie już tylko do siebie, trochę na poważnie, głównie z żartem, bo chciała go trochę powkurwić, zanim przyśpieszył przed nimi.
(Pod koniec to przyspieszyłam, bo pisałam na wykładach w telefonie, więc sorki haha, poprawię jutro może!)
@Munehira Aoi @Seiwa-Genji Kamiko @Sasaki Hotaru
Hasegawa Jirō, Munehira Aoi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Był już bardzo blisko decyzji, że wycofanie się to jednak najlepsze wyjście, ale Hasegawa dość skutecznie go tym powstrzymał, i wbrew pozorom nie chodziło tylko o to, że go przepchnął znacznie mocniejszą sylwetką.
— @Hasegawa Jirō! — Przestań nazywać mnie kluseczką, do jasnych pierwiastków — Nie zachowuj się jak barbarzyńca, opuść tę nieszczęsną dziewczynę na ziemię, czyś ty totalnie zwariował? Obaj wiemy, że nie wychowały ciebie wilki, więc nie działaj jak one.
Wzburzony niegrzecznym zachowaniem kolegi przyspieszył kroku, starając się za nim nadążyć, bardzo starając się udawać, że nie zauważa łez nieznajomej. Wydawała się być załamana, a także niezbyt szczęśliwa z faktu, że ktokolwiek mógłby to zaobserwować, co on sam świetnie rozumiał, dlatego w gruncie rzeczy patrzył wszędzie, tylko nie na nią. Było to dość oczywiste, ale niestety nie należał do najlepszych kłamców.
Na szczęście szybko uratował się z tej opresji, wpadając w kolejną, bo zaoferowany przestał patrzeć pod nogi, przez co wpadł lewą stopą w jakieś wyżłobienie i poleciał jak długi do przodu. Zderzając się oczywiście ze świeżo co postawioną na ziemię @Ejiri Carei. No tak. Jakżeby inaczej. Na szczęście odległość była niewielka, a on sam nie należał do najwyższych, czy najcięższych, dzięki czemu tylko wsparł się na niej ciężarem, zamiast wyrżnąć i siebie i ją na ziemię. Siłą rzeczy częściowo przerwał jej przemowę...
— Pozwolisz, że może przejmę od ciebie rolę drużynowego przepraszacza? — powiedział niemalże żałosnym tonem, starając się ignorować zażenowanie wspinające się wzdłuż szyi do policzków. — Poza tym według mnie się przydasz. Logicznie rzecz biorąc, ta dwójka właśnie bez wahania stwierdziła, że idzie dać się zeżreć albo idą coś zeżreć, tylko jeszcze nie wiedzą, gdzie to na pewno nastąpi. Przyda się ktoś, kto ostudzi samobójcze zapędy Hasegawy. Bo nie wiem, jak z drugim panem...
Posłał nieco zmieszany uśmiech @Shiba Ookami , który wyglądał, jakby był w stanie zmiażdżyć jego głowę w dłoniach. Nie orientował się zbyt dobrze, kto, kogo i skąd zna, ale teoretycznie ufał, że Jirō nie rzuci go na pożarcie... raczej.
— Więc dobry wieczór pani, i panu — Stojąc już pewnie na gruncie skłonił się lekko. — Nagai Kōji, to nietypowe okoliczności, ale miło mi was poznać.
No, teraz już na pewno nie mógł się wycofać, więc z pewną dozą zrezygnowania wyciągnął latarkę z torby i ruszył w lewo, czując, jak jego serce niemalże opada w jego piersi, gdy orientuje się, że idą właśnie w kompletne ciemności, gdzie coś może się czaić. To tylko tunel. Musi się skupić na krokach, a nie na różnych dźwiękach, które sprawiały, że dreszcze przechodziły mu po kręgosłupie. Jest za stary na takie lęki... no, a przynajmniej chciałby, żeby to wiek decydował o lękach, a nie jego durny mózg.
Hasegawa Jirō, Munehira Aoi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Miał wrażenie, że chłopak już nigdy nie odezwie się słowem, dlatego zwarte usta się poruszyły. Język tknął podniebienia, ale żaden dźwięk nie wydobył się spomiędzy warg — zamiast tego został zastąpiony naciągającym odgłosem.
— Żyjesz pod jakąś dyktą, Ye? Internet powinien służyć do bycia realniej zaangażowanym w wydarzenia Fukkatsu, a nie...
A więc naprawdę sądził, że nic nie wiedział. Nozdrza mężczyzny nabrały powietrza. Ramiona uniosły się i opadły wraz z wypuszczanym spomiędzy warg oddechem. Tak było lepiej. Nie zamierzał dawać mu do zrozumienia, iż doskonale znał to miejsce, że ilekroć przeglądał portale informacyjne, w oczy błyskały mu kolejne slajdy dotyczące zbrodni, których nikt dotąd nie rozwiązał. Kiedy otrzymał wiadomość nie połączył lokalizacji — nie było na to czasu. Zareagował automatycznie. Nie wiedział, kiedy złapał za kluczyki, nie wiedział, kiedy zatrzasnęły się za nim drzwi i kiedy gnał ulicami miasta. Zorientował się dopiero gdy rozchichotane tłumy kłębiły się przy wejściu, gdy pełne sensacji wlepiały wzrok w śmiałków, którzy stali na czele zgromadzenia. W miejscu, w którym stał teraz on sam — przytrzymywany przez sunący wzdłuż ręki dotyk.
— To może mieć powiązanie. W tunelach coś się dzieje.
Krzyk, który wcześniej odbił się od podstawy czaszki, tym razem nabrał powagi. Ye Lian spojrzał za siebie, prosto w rozciągającą się bezdenną ciemność. Coś niespokojnego zatelepało pod żebrami, jednak powrócił spojrzeniem do Shin'yi. Patrzał na niego przezornie, można byłoby powiedzieć — z nieufnością. Ale czy naprawdę? Trudno było być tego pewnym, bo jasny wzrok mężczyzny zawsze zdawał się nieodgadniony, głęboki jak tajemnicza studnia.
(Ryoko? Ryo?)
— [...] Wracaj do domu. Strzelam, że brakuje ci formy, żeby je dogonić.
Rozbrzmiewało w nim to, czego sam się nigdy nie nauczył: coś cienkiego i ostrego budziło gwałtownie sztywne ciało, które drzemało dotychczas w wyrozumowanej świadomości. Słowa, obrazy, myśli — uderzały go niczym batem. Ciało zaczęło wibrować jakby wstrząsane trąbami. Wszystko w jego wnętrzu uległo spustoszeniu — wszystko oprócz kryjącej zamęt nieruchomej twarzy. Każdy dźwięk otwierał stare rany i ciskał w nie rozżarzony pręt. Czuł jak we wnętrzu, wznosi się delikatny płomień determinacji, ona również odbiła się ostatnim pomarańczowym blaskiem w tęczówce. Na nic więcej nie było już czasu.
Warui minął go. Został sam. Musiał zebrać myśli. Minęło kilka długich chwil, nim sięgnął szczupłymi palcami do pomiętego materiału kołnierza i poprawił w elegancki sposób, dotąd przekrzywiony na ramionach płaszcz.
Ruszył na samym końcu, zbaczając w lewy tunel. Zdążył ich zauważyć. Mimo iż ciemność objęła go ciasnym uściskiem, błyski jasnych smug światła, zdradzały obecność.
— Nikt nigdy nie powinien dawać ci do ręki broni. — Znajomy głos zawibrował gdzieś za uchem Shin'yi — jednakże w pewnym dystansie — Twoje strzały nie są zbyt celne.
Zimny błysk telefonowej latarki rozświetlił surowe ściany, a tuż przy ramieniu pojawiła się blada twarz — oblicze z jedynym żywym punktem kryjącym się w mieniących czystych oczach.
Warui Shin'ya and Mae Haneul szaleją za tym postem.
- Szkoda człowieka - zaczął tylko, kiedy podszedł do grupki powstrzymującej zaginionego śmiałka lub niszowego psotnika. Przy okazji ściągnąłby okulary, udając jakby potrzebę przetarcia ich. Spojrzałby też w kierunku, w którym ruszył 'Ryo', jakby liczył na to, że przyjdzie dostrzec mu coś więcej. - Gdyby tylko miał kogoś, kto ruszy mu na pomoc, zamiast patrzeć się w pustkę - dopowiedziałby tylko, wracając po tym na swoje pobocze. Tylko po to, aby obserwować to, w którą stronę udają się inni. Przy okazji liczył też, że całe zbiorowisko jakoś się rozejdzie. Sam nie zamierzał nadstawiać swojego świeżo upieczonego karku dla kogoś, kto postanowił bawić się w łowcę czarownic. W pojedynkę. Tym bardziej, że mogli mieć rzeczywiście do czynienia z jakimś gniewnym duchem, który poluje na ludzi, a... czemu miałby takiemu stawać na drodze, jeśli ludzie sami pchają się pod nóż?
Pełne wdzięczności spojrzenie skierował ku Blotce, który wyjątkowo naturalnie potrafił dobierać słowa. Zdołał wybaczyć mu nawet to, że prawie znokautował mu siostrę i to sekundę po tym jak ją odstawił na ziemię.
– Jeszcze kiedyś docenisz te moje samobójcze zapędy.
Wzrok utkwił w ciemności wybranego przez Shibę tunelu. Nie mieli żadnej pewności, że to właśnie tam zniknął popisujący się jeszcze niedawno chłopak ani że droga zaprowadzi ich prosto to rzekomego mordercy, na czym Jiro zależało bardziej. Widząc jak inni wybierają pozostałe odnogi, wiedział, że żadna z dróg nie zostanie pominięta.
Ktokolwiek tam jest, znajdą go.
Niebieskie światło latarki rozbłysło w lewym korytarzu, sprawiając, że ten stał się jeszcze chłodniejszy niż w rzeczywistości. Po kilku krokach i pochłonięciu przez ciemność, Jiro zsunął maseczkę na brodę, by móc odpalić wysępionego wcześniej papierosa. Specjalnie czekał na ten moment, by mieć pewność, że nikt postronny nie będzie gapić się na blizny na jego twarzy.
Każda wydychana chmura dymu była niemal natychmiast absorbowana przez grube kociątko zwinięte wygodnie w kapturze bluzy Hasegawy. Pozostała czwórka kocich duchów śmignęła chwilę temu naprzód, próbując dorwać opędzającego się od nich kociego demona.
Warui Shin'ya, Nagai Blotka Kōji and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Fakt, że zniknął a jedynym śladem po jego obecności pozostała osamotniona latarka i mało rozgarnięta pokrzykująca znajoma, zupełnie Touyi nie zdziwił. Raczej rozczarował brakiem efektów specjalnych, które mogłoby się stać źródłem wspaniałego, zbiorowego aktu paniki a tym samym chaosu pochłaniającego kolejne ofiary.
Nic jednak straconego, bo oto kolejni zapaleńcy niezrażeni nagłym zaginięciem dzieciaka ruszyli w głąb tuneli. Z oświetleniem czy bez, noga za nogą, całkiem spora grupa rozlazła się w trzech kierunkach. Yurei nie marnował czasu na podjęcie decyzji bo wąski i klaustrofobiczny korytarz techniczny sam w sobie gwarantował fantastyczne widowisko. Gdyby nawet nic szczególnego się nie wydarzyło, sama próba powrotu tak wąską, ciemną gardzielą będzie karkołomna dla tych, co jeszcze ciało posiadali. Kiryuu miał też większą pewność, że mimo ciemności śmiałkowie się za bardzo nie rozlezą w różnych kierunkach a on tym samym nie straci wabików na potencjalnego mordercę, który mógł, ale nie musiał czaić się gdzieś w ciemnościach. Równie dobrze pijany student mógł być podstawiony a cały numer ukartowany ku uciesze tłuszczy.
Pozbawiony tak przyziemnych dóbr jak chociażby latarka, yurei mógł polegać na hałaśliwości nieświadomych jego obecności towarzyszy i z ukontentowaniem pochylić się nad faktem, że w swoim lotnym stanie nie jest narażony na potknięcia czy inne ściany, mogące wejść w bliski kontakt z facjatą czy małym palcem u stopy. Ciemność jednak była dość uciążliwa nawet jak dla widma a chęć wypatrzenia czegokolwiek w mroku, by chociaż fantomowo odczuć skok adrenaliny zdała się póki co na nic.
Kroczyliście przez ten mrok, metr za metrem, aż zostawiliście za sobą peron technicznej stacji. Gdzieś tam w tyle była też dziewiątka innych śmiałków, którzy zeszli pod ziemię, a nieco wyżej zbieranina nastolatków oraz studentów, którzy nie potraktowali tego wypadu aż tak dosłownie jak wy. Może zabrakło im odwagi, może chęci. Niektórych pewnie odstraszyło nagłe zniknięcie chłopaka, który wypadł przed szereg nim pierwszy ochotnik zdążył zanurzyć się w te niezbadane czeluści.
Wasze kroki odbijały się echem od pustych ścian o lekko chropowatej, betonowej powierzchni. Tak przed, jak i za wami ciągnęły się tory, po których normalnie powinien co jakiś czas kursować podziemny pociąg – sądząc po zgromadzonej na podłożu warstwie kurzu, już od dawna żaden tędy nie przejeżdżał. Przynajmniej ryzyko zostania plackiem było minimalne.
Twój wzrok skierował się w pewnym momencie na ścianę. W większości pokryta była szarym kurzem, ciemnym nalotem spalin lub po prostu brudem starości, której nie było sensu tutaj czyścić. Im jednak dłużej się przyglądasz, tym wyraźniej dostrzegasz w tym wszystkim smugę – wymieszane warstwy zanieczyszczeń, jakby coś, a może ktoś je przetarł. Ręką, wierzchnią częścią ubioru, głową? Charakterystyczne, choć nie tak oczywiste ślady umieszczone były na wysokości nieco ponad metra od podłogi. Co ciekawe, nigdzie na posadzce czy torach nie było widać, żeby ktoś tędy przechodził. Smuga natomiast wydawała się dziwnie świeża.
Echo odbijało lekko dźwięki wydawane przez wasze stopy. Pusta przestrzeń ciągnąca się daleko w przód umożliwiała temu zjawisku istnienie, jednak nie na tyle, by zmylić twoje zmysły. Gdzieś tam rozległ się prawie niedosłyszalny dźwięk, który wychwyciłeś idealnie w chwili, w której nikt się nie odzywał. Brzmiało to jak przewrócenie się, może upadek czegoś w miarę miękkiego z raczej średniej wysokości.
____________________
Warui Shin'ya oraz Nagai Blotka Kōji – wykonajcie rzut na pokonanie nyktofobii (powodzenie: 51 i w górę).
Sukces zwolni was z konieczności powtórzenia rzutu na dwie kolejne tury.
Prawą stronę wybrały tylko trzy osoby. Znajdująca się przy was Carei, zdawać by się mogło, posłuchała reprymendy młodego Seiwy i ruszyła w kierunku wyjścia z tej zbieraniny osób wszelakich. Nawet, jeśli nie dotarła do swojego celu, porwana przez innego uczestnika wyprawy, zmniejszyło to waszą grupę. Dość szybko jeden z trójki egzorcystów wyrwał się przed szereg i zniknął w odmętach mroku – oświetlająca drogę latarka początkowo stanowiła jasny punkt mogący stanowić jakiekolwiek miejsce odniesienia, ale i on wreszcie ustąpił nieprzeniknionej ciemności. Tunel łagodnie zakręcał i kiedy szarżujący Nobuo znalazł się odpowiednio daleko, ściana ukryła go przed wzrokiem Enmy oraz Kamiko. Wasza dwójka zdążyła być jeszcze świadkiem błyśnięcia lampy aparatu dochodzącego ze strony gromady udającej się do najwęższego przejścia.
Wydawać by się mogło, że obrana przez was droga nie ma w sobie nic szczególnego. Tory metra, które niegdyś musiało tędy przejeżdżać do stacji technicznej, teraz pokryte były warstwą nienaruszonego kurzu. Wygłuszające podkłady kolejowe prezentowały się nieco gorzej – oprócz szarego pyłu opadł też na nie ciemny brud po spalinach, obie te substancje w podobnym natężeniu pokrywały ściany łukowatego, szerokiego korytarza. Nikt tu nie sprzątał, bo i nie było takiej potrzeby. W końcu wszystko, co miało tu się znajdować, to kursujący czasem pociąg przecinający nieoświetlony tunel pomiędzy miejscem, przez które tu weszliście, a inną stacją znajdującą się w bliżej nieokreślonej odległości stąd. Być może w tym kierunku żadna się już nie pojawi, a zamiast niej ukaże się owiane tajemnicą miejsce, w której nocują wagony. Może też nie będzie tam nic, zawalony korytarz stanowiący główną przyczynę opuszczenia tej lokacji.
Każde z was – najpierw Sugiyama, a później Kamiko oraz Enma – dotarło w końcu do rozwidlenia. Oba tunele wyglądały tak samo, nie dało się określić, który był głównym. O ile w ogóle któryś był – tory mogły równie dobrze tworzyć tu rozległą pętlę i zawracać. Znów pojawiał się więc wybór: prawa czy lewa strona. Dwójka Minamoto mogła tu posiłkować się śladami pozostawionymi przez mężczyznę stawiającego na samotną wyprawę, o ile ten nie postanowił jednak na nich zaczekać.
Wasza piątka postawiła na opcję, w teorii, najbezpieczniejszą. Przynajmniej dla osób mających problem ze wzrokiem, a takich wśród was było kilka. Tu nie groziło wam rozjechanie przez pociąg, który nagle pojawiłby się na tej zapomnianej trasie, porażenie elektryczne od trakcji, która mogłaby nagle znów zostać podpięta pod napięcie, potknięcie na torach, zdradliwej powierzchni z lukami pomiędzy ułożonymi równo podkładami. Błysk aparatu pożegnał pozostałe grupy, przerażoną dziewczynę, która do niedawna jeszcze stała oszołomiona, wołając po imieniu swojego kolegę. Zniknęliście w znacznie węższym przejściu od tych pozostałych, jednak nie na tyle klaustrofobicznym, by obok siebie nie mogły się zmieścić dwie idące ramię w ramię osoby.
Podłoga była równa, ale wszystko pokrywał kurz. Gdzieś pojawiła się nawet cieniutka, ledwie dostrzegalna nić pajęczyny, misternie splecionej w symetrycznym wzorze. Ośmionożnego lokatora nie było jednak w domu i nie dało się stwierdzić, czy opuścił posterunek na zawsze czy jedynie chwilowo. Stanowiłby zresztą marną pomoc w dowiedzeniu się czegokolwiek o tym miejscu – to musielibyście rozpracować sami i skoro jeszcze nie zawróciliście do wyjścia, byliście na dobrej drodze do osiągnięcia celu.
Minęło kilkanaście, a może już nawet kilkadziesiąt metrów nim w wystroju wnętrza pojawiła się jakaś zmiana. Z lewej strony korytarza w świetle latarek zamajaczył kształt klamki, wreszcie pojawiła się reszta drzwi – tak samo szarych jak i ściana, dlatego pierwotnie były tak trudne do wypatrzenia. Były zamknięte albo przynajmniej coś blokowało je od środka. Dostanie się tam nie powinno stanowić problemu dla pozbawionego ciała ducha, dopiero brak jakiegokolwiek światła utrudniłby rozeznanie się po pomieszczeniu. Szpara pod przejściem mogła wpuścić odrobinę blasku, wystarczająco dużo, żeby dostrzec cokolwiek przy poziomie ziemi, ale wciąż za mało, by móc rozejrzeć się po wnętrzu. Mogliście jednak równie dobrze zignorować drzwi, udając się dalej.
____________________
Możecie spróbować wyważyć drzwi za pomocą rzutu na siłę.
Dlaczego drugiego rzutu Sasakiego nie zaliczyłam, omówiłam z graczem po konsultacji z innym MG.
Zostałeś sam. Czy był to twój wybór, czy może zwracając uwagę na dziewczynę krzyczącą imię zaginionego chłopaka przegapiłeś moment, w którym pozostałe czternaście osób rozeszło się w swoje strony? Błysnęły latarki, gdzieś tam przebiło się urywane mignięcie flesza aparatu. Głosy i kroki zaczęły cichnąć, oddalając się z każdą chwilą bardziej i bardziej. A na tobie został zawieszony wzrok studentki, która wyglądała, jakby zaraz miała wypuścić z oczu łzy. Była przerażona, drżały jej ręce. Zmieszana po twoim kolejnym zdaniu opuściła wzrok i zaczęła palcami skubać rękawy kurtki.
– Ale… Tamci poszli. Może go znajdą? – zaczęła cicho, przygryzła dolną wargę. Znów rzuciła spojrzeniem w stronę, w którą udał się jej znajomy nim krzyknął, zaśmiał się, zaczął coś mówić i nagle zamilkł. – Może tylko się wygłupia? On często tak robi, zwłaszcza jak trochę wypije. Nie chcieliśmy tam wchodzić, to on wyrwał się przodem, bo… Och, Ryo, ty głupku.
Do nieznajomej podeszły dwie osoby, które odciągnęły ją z dala od wejścia na stację, w głąb obozowiska, do swojej grupy. Nie zwrócili na ciebie większej uwagi, w końcu wyglądem nie rzucasz się w żaden sposób w oczy. Aparycja studenta otworzyła ci jednak dodatkowe możliwości – nikt nie powinien za bardzo ci się przyglądać, jeśli spróbujesz przejść się pomiędzy ludźmi i posłuchać, o czym mówią.
W końcu twój wzrok padł na postać, na którą nikt nie zwraca uwagi. Ale nie tak jak na ciebie – absolutnie nikt nawet nie patrzy w jej stronę. Kiedy się zbliżasz, dociera do ciebie, dlaczego. Wydaje się być przezroczysta, rozmyta i niewyraźna, jakby stała za cienką zasłoną. Znasz ten widok aż za dobrze, jeszcze niedawno właśnie tak widziałeś świat żywych, a widzący zmarłych mogli w ten sposób postrzegać ciebie. To był duch dziewczyny, głowę niższej od ciebie, obejmującej się ramionami, drżącej jakby z zimna – ale ty wiesz, że pozbawione ciała yūrei nie czują chłodu. Być może jest to wstrzymywany szloch?
____________________
Termin: 22.04, godz. 22:00
● Hayate
Seiwa-Genji Enma, Hasegawa Jirō, Sugiyama Nobuo, Munehira Aoi, Nagai Blotka Kōji and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Cisza, jaka panowała dookoła była niczym zbawienny balsam na jego uszy. Mógł skupić się na otoczeniu i próbie dojrzenia czegokolwiek, co nie pasowałoby do tutejszego wystroju.
Jedynie syf i kurz jaki im towarzyszył od czasu do czasu wywoływał na ustach ciemnowłosego niezadowolenie. Nic. Zupełnie nic nadzwyczajnego. Ot, zwykłe tunele idealne pod nocny urbex. Jasne, Enma nie spodziewał się, że yokai przywita ich po pokonaniu pierwszych paru metrów, aczkolwiek miał nadzieję na jakiś trop albo ślad. Cokolwiek.
Westchnął ciężko, gdy stanęli ponownie przed rozwidleniem. Najpierw poświecił w prawy korytarz, potem w lewy. Niczym się nie różniły, więc był to bardziej ślepy wybór, aniżeli coś, co mogło opierać się na przemyśleniu oraz logice.
- Lewy. - odezwał się po chwili, kierując w tą stronę swoje kroki. To, co zakładał w głowie było jedynie luźnym założeniem. Strzelał, że główne gniazdo yokai może znajdować się bardziej w stronę środka, aniżeli w prawym rozwidleniu. Aczkolwiek z drugiej strony każde rozwiązanie mogło okazać się prawdziwe, a jego myślenie błędne.
Zatrzymał się nim w pełni pozwolili pochłonąć się czerni tunelu.
- Mogłem zabrać jakiś rażący marker. Kami, masz jakiś bandaż? - zapytał, jednakże nie czekał na jej odpowiedź. Wysunął nóż zza paska spodni, po czym jego ostrze przyłożył do wnętrza lewej dłoni i pociągnął.
- Tsk. - skrzywił się, kiedy ciepła krew momentalnie pokryła bladą skórę i zaczęła uciekać pomiędzy palcami.
- Musimy zabezpieczyć sobie drogę powrotną. Albo ucieczki. - mruknął bardziej do siebie aniżeli do niej. Namazał wyraźną strzałkę w stronę wyjścia na ścianie lewego korytarza, po czym wytarł pozostałą krew z ostrza w ręka bluzy i schował broń na swoje pierwotne miejsce. Jeżeli Kamiko miała bandaż to odczekał, aż pomoże mu w zabandażowaniu rany, po czym trzymając latarkę w prawej dłoni ruszył dalej.
@Seiwa-Genji Kamiko