Pozbawione jakiegokolwiek oświetlenia, ciemne, wilgotne i pełne brudu. Ciągną się pod całym miastem, skręcając, rozwidlając i plącząc niczym setki węży. Niektóre z nich zawaliły się podczas trzęsienia ziemi, inne zalała częściowo woda, przez jeszcze inne przemykają stworzenia o wiele mniej przyjazne od zwykłych szczurów. Do tuneli nie zapuszcza się nikt o zdrowych zmysłach i czystym sumieniu - bywają miejscem nielegalnych wymian, a czasem kryjówką dla uciekających przed prawem. Od lat krążą plotki, że ci, którzy się tu zapuszczą, już nie wracają lub powracają, jednak nie tacy sami, jak wcześniej. Prawdą natomiast jest, że łatwo o zgubienie się w tych czeluściach.
2-5 - postać wpada do zastałej, zatęchłej wody. Teraz ma przemoczone buty i niezbyt przyjemnie pachnie.
6 - postać napotyka bardzo nieprzyjaźnie nastawione yōkai (lub grupę zbirów), które tylko czekało na ofiarę; interwencja MG.
- Szkoda człowieka - zaczął tylko, kiedy podszedł do grupki powstrzymującej zaginionego śmiałka lub niszowego psotnika. Przy okazji ściągnąłby okulary, udając jakby potrzebę przetarcia ich. Spojrzałby też w kierunku, w którym ruszył 'Ryo', jakby liczył na to, że przyjdzie dostrzec mu coś więcej. - Gdyby tylko miał kogoś, kto ruszy mu na pomoc, zamiast patrzeć się w pustkę - dopowiedziałby tylko, wracając po tym na swoje pobocze. Tylko po to, aby obserwować to, w którą stronę udają się inni. Przy okazji liczył też, że całe zbiorowisko jakoś się rozejdzie. Sam nie zamierzał nadstawiać swojego świeżo upieczonego karku dla kogoś, kto postanowił bawić się w łowcę czarownic. W pojedynkę. Tym bardziej, że mogli mieć rzeczywiście do czynienia z jakimś gniewnym duchem, który poluje na ludzi, a... czemu miałby takiemu stawać na drodze, jeśli ludzie sami pchają się pod nóż?
Pełne wdzięczności spojrzenie skierował ku Blotce, który wyjątkowo naturalnie potrafił dobierać słowa. Zdołał wybaczyć mu nawet to, że prawie znokautował mu siostrę i to sekundę po tym jak ją odstawił na ziemię.
– Jeszcze kiedyś docenisz te moje samobójcze zapędy.
Wzrok utkwił w ciemności wybranego przez Shibę tunelu. Nie mieli żadnej pewności, że to właśnie tam zniknął popisujący się jeszcze niedawno chłopak ani że droga zaprowadzi ich prosto to rzekomego mordercy, na czym Jiro zależało bardziej. Widząc jak inni wybierają pozostałe odnogi, wiedział, że żadna z dróg nie zostanie pominięta.
Ktokolwiek tam jest, znajdą go.
Niebieskie światło latarki rozbłysło w lewym korytarzu, sprawiając, że ten stał się jeszcze chłodniejszy niż w rzeczywistości. Po kilku krokach i pochłonięciu przez ciemność, Jiro zsunął maseczkę na brodę, by móc odpalić wysępionego wcześniej papierosa. Specjalnie czekał na ten moment, by mieć pewność, że nikt postronny nie będzie gapić się na blizny na jego twarzy.
Każda wydychana chmura dymu była niemal natychmiast absorbowana przez grube kociątko zwinięte wygodnie w kapturze bluzy Hasegawy. Pozostała czwórka kocich duchów śmignęła chwilę temu naprzód, próbując dorwać opędzającego się od nich kociego demona.
Warui Shin'ya, Nagai Blotka Kōji and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Fakt, że zniknął a jedynym śladem po jego obecności pozostała osamotniona latarka i mało rozgarnięta pokrzykująca znajoma, zupełnie Touyi nie zdziwił. Raczej rozczarował brakiem efektów specjalnych, które mogłoby się stać źródłem wspaniałego, zbiorowego aktu paniki a tym samym chaosu pochłaniającego kolejne ofiary.
Nic jednak straconego, bo oto kolejni zapaleńcy niezrażeni nagłym zaginięciem dzieciaka ruszyli w głąb tuneli. Z oświetleniem czy bez, noga za nogą, całkiem spora grupa rozlazła się w trzech kierunkach. Yurei nie marnował czasu na podjęcie decyzji bo wąski i klaustrofobiczny korytarz techniczny sam w sobie gwarantował fantastyczne widowisko. Gdyby nawet nic szczególnego się nie wydarzyło, sama próba powrotu tak wąską, ciemną gardzielą będzie karkołomna dla tych, co jeszcze ciało posiadali. Kiryuu miał też większą pewność, że mimo ciemności śmiałkowie się za bardzo nie rozlezą w różnych kierunkach a on tym samym nie straci wabików na potencjalnego mordercę, który mógł, ale nie musiał czaić się gdzieś w ciemnościach. Równie dobrze pijany student mógł być podstawiony a cały numer ukartowany ku uciesze tłuszczy.
Pozbawiony tak przyziemnych dóbr jak chociażby latarka, yurei mógł polegać na hałaśliwości nieświadomych jego obecności towarzyszy i z ukontentowaniem pochylić się nad faktem, że w swoim lotnym stanie nie jest narażony na potknięcia czy inne ściany, mogące wejść w bliski kontakt z facjatą czy małym palcem u stopy. Ciemność jednak była dość uciążliwa nawet jak dla widma a chęć wypatrzenia czegokolwiek w mroku, by chociaż fantomowo odczuć skok adrenaliny zdała się póki co na nic.
Kroczyliście przez ten mrok, metr za metrem, aż zostawiliście za sobą peron technicznej stacji. Gdzieś tam w tyle była też dziewiątka innych śmiałków, którzy zeszli pod ziemię, a nieco wyżej zbieranina nastolatków oraz studentów, którzy nie potraktowali tego wypadu aż tak dosłownie jak wy. Może zabrakło im odwagi, może chęci. Niektórych pewnie odstraszyło nagłe zniknięcie chłopaka, który wypadł przed szereg nim pierwszy ochotnik zdążył zanurzyć się w te niezbadane czeluści.
Wasze kroki odbijały się echem od pustych ścian o lekko chropowatej, betonowej powierzchni. Tak przed, jak i za wami ciągnęły się tory, po których normalnie powinien co jakiś czas kursować podziemny pociąg – sądząc po zgromadzonej na podłożu warstwie kurzu, już od dawna żaden tędy nie przejeżdżał. Przynajmniej ryzyko zostania plackiem było minimalne.
Twój wzrok skierował się w pewnym momencie na ścianę. W większości pokryta była szarym kurzem, ciemnym nalotem spalin lub po prostu brudem starości, której nie było sensu tutaj czyścić. Im jednak dłużej się przyglądasz, tym wyraźniej dostrzegasz w tym wszystkim smugę – wymieszane warstwy zanieczyszczeń, jakby coś, a może ktoś je przetarł. Ręką, wierzchnią częścią ubioru, głową? Charakterystyczne, choć nie tak oczywiste ślady umieszczone były na wysokości nieco ponad metra od podłogi. Co ciekawe, nigdzie na posadzce czy torach nie było widać, żeby ktoś tędy przechodził. Smuga natomiast wydawała się dziwnie świeża.
Echo odbijało lekko dźwięki wydawane przez wasze stopy. Pusta przestrzeń ciągnąca się daleko w przód umożliwiała temu zjawisku istnienie, jednak nie na tyle, by zmylić twoje zmysły. Gdzieś tam rozległ się prawie niedosłyszalny dźwięk, który wychwyciłeś idealnie w chwili, w której nikt się nie odzywał. Brzmiało to jak przewrócenie się, może upadek czegoś w miarę miękkiego z raczej średniej wysokości.
____________________
Warui Shin'ya oraz Nagai Blotka Kōji – wykonajcie rzut na pokonanie nyktofobii (powodzenie: 51 i w górę).
Sukces zwolni was z konieczności powtórzenia rzutu na dwie kolejne tury.
Prawą stronę wybrały tylko trzy osoby. Znajdująca się przy was Carei, zdawać by się mogło, posłuchała reprymendy młodego Seiwy i ruszyła w kierunku wyjścia z tej zbieraniny osób wszelakich. Nawet, jeśli nie dotarła do swojego celu, porwana przez innego uczestnika wyprawy, zmniejszyło to waszą grupę. Dość szybko jeden z trójki egzorcystów wyrwał się przed szereg i zniknął w odmętach mroku – oświetlająca drogę latarka początkowo stanowiła jasny punkt mogący stanowić jakiekolwiek miejsce odniesienia, ale i on wreszcie ustąpił nieprzeniknionej ciemności. Tunel łagodnie zakręcał i kiedy szarżujący Nobuo znalazł się odpowiednio daleko, ściana ukryła go przed wzrokiem Enmy oraz Kamiko. Wasza dwójka zdążyła być jeszcze świadkiem błyśnięcia lampy aparatu dochodzącego ze strony gromady udającej się do najwęższego przejścia.
Wydawać by się mogło, że obrana przez was droga nie ma w sobie nic szczególnego. Tory metra, które niegdyś musiało tędy przejeżdżać do stacji technicznej, teraz pokryte były warstwą nienaruszonego kurzu. Wygłuszające podkłady kolejowe prezentowały się nieco gorzej – oprócz szarego pyłu opadł też na nie ciemny brud po spalinach, obie te substancje w podobnym natężeniu pokrywały ściany łukowatego, szerokiego korytarza. Nikt tu nie sprzątał, bo i nie było takiej potrzeby. W końcu wszystko, co miało tu się znajdować, to kursujący czasem pociąg przecinający nieoświetlony tunel pomiędzy miejscem, przez które tu weszliście, a inną stacją znajdującą się w bliżej nieokreślonej odległości stąd. Być może w tym kierunku żadna się już nie pojawi, a zamiast niej ukaże się owiane tajemnicą miejsce, w której nocują wagony. Może też nie będzie tam nic, zawalony korytarz stanowiący główną przyczynę opuszczenia tej lokacji.
Każde z was – najpierw Sugiyama, a później Kamiko oraz Enma – dotarło w końcu do rozwidlenia. Oba tunele wyglądały tak samo, nie dało się określić, który był głównym. O ile w ogóle któryś był – tory mogły równie dobrze tworzyć tu rozległą pętlę i zawracać. Znów pojawiał się więc wybór: prawa czy lewa strona. Dwójka Minamoto mogła tu posiłkować się śladami pozostawionymi przez mężczyznę stawiającego na samotną wyprawę, o ile ten nie postanowił jednak na nich zaczekać.
Wasza piątka postawiła na opcję, w teorii, najbezpieczniejszą. Przynajmniej dla osób mających problem ze wzrokiem, a takich wśród was było kilka. Tu nie groziło wam rozjechanie przez pociąg, który nagle pojawiłby się na tej zapomnianej trasie, porażenie elektryczne od trakcji, która mogłaby nagle znów zostać podpięta pod napięcie, potknięcie na torach, zdradliwej powierzchni z lukami pomiędzy ułożonymi równo podkładami. Błysk aparatu pożegnał pozostałe grupy, przerażoną dziewczynę, która do niedawna jeszcze stała oszołomiona, wołając po imieniu swojego kolegę. Zniknęliście w znacznie węższym przejściu od tych pozostałych, jednak nie na tyle klaustrofobicznym, by obok siebie nie mogły się zmieścić dwie idące ramię w ramię osoby.
Podłoga była równa, ale wszystko pokrywał kurz. Gdzieś pojawiła się nawet cieniutka, ledwie dostrzegalna nić pajęczyny, misternie splecionej w symetrycznym wzorze. Ośmionożnego lokatora nie było jednak w domu i nie dało się stwierdzić, czy opuścił posterunek na zawsze czy jedynie chwilowo. Stanowiłby zresztą marną pomoc w dowiedzeniu się czegokolwiek o tym miejscu – to musielibyście rozpracować sami i skoro jeszcze nie zawróciliście do wyjścia, byliście na dobrej drodze do osiągnięcia celu.
Minęło kilkanaście, a może już nawet kilkadziesiąt metrów nim w wystroju wnętrza pojawiła się jakaś zmiana. Z lewej strony korytarza w świetle latarek zamajaczył kształt klamki, wreszcie pojawiła się reszta drzwi – tak samo szarych jak i ściana, dlatego pierwotnie były tak trudne do wypatrzenia. Były zamknięte albo przynajmniej coś blokowało je od środka. Dostanie się tam nie powinno stanowić problemu dla pozbawionego ciała ducha, dopiero brak jakiegokolwiek światła utrudniłby rozeznanie się po pomieszczeniu. Szpara pod przejściem mogła wpuścić odrobinę blasku, wystarczająco dużo, żeby dostrzec cokolwiek przy poziomie ziemi, ale wciąż za mało, by móc rozejrzeć się po wnętrzu. Mogliście jednak równie dobrze zignorować drzwi, udając się dalej.
____________________
Możecie spróbować wyważyć drzwi za pomocą rzutu na siłę.
Dlaczego drugiego rzutu Sasakiego nie zaliczyłam, omówiłam z graczem po konsultacji z innym MG.
Zostałeś sam. Czy był to twój wybór, czy może zwracając uwagę na dziewczynę krzyczącą imię zaginionego chłopaka przegapiłeś moment, w którym pozostałe czternaście osób rozeszło się w swoje strony? Błysnęły latarki, gdzieś tam przebiło się urywane mignięcie flesza aparatu. Głosy i kroki zaczęły cichnąć, oddalając się z każdą chwilą bardziej i bardziej. A na tobie został zawieszony wzrok studentki, która wyglądała, jakby zaraz miała wypuścić z oczu łzy. Była przerażona, drżały jej ręce. Zmieszana po twoim kolejnym zdaniu opuściła wzrok i zaczęła palcami skubać rękawy kurtki.
– Ale… Tamci poszli. Może go znajdą? – zaczęła cicho, przygryzła dolną wargę. Znów rzuciła spojrzeniem w stronę, w którą udał się jej znajomy nim krzyknął, zaśmiał się, zaczął coś mówić i nagle zamilkł. – Może tylko się wygłupia? On często tak robi, zwłaszcza jak trochę wypije. Nie chcieliśmy tam wchodzić, to on wyrwał się przodem, bo… Och, Ryo, ty głupku.
Do nieznajomej podeszły dwie osoby, które odciągnęły ją z dala od wejścia na stację, w głąb obozowiska, do swojej grupy. Nie zwrócili na ciebie większej uwagi, w końcu wyglądem nie rzucasz się w żaden sposób w oczy. Aparycja studenta otworzyła ci jednak dodatkowe możliwości – nikt nie powinien za bardzo ci się przyglądać, jeśli spróbujesz przejść się pomiędzy ludźmi i posłuchać, o czym mówią.
W końcu twój wzrok padł na postać, na którą nikt nie zwraca uwagi. Ale nie tak jak na ciebie – absolutnie nikt nawet nie patrzy w jej stronę. Kiedy się zbliżasz, dociera do ciebie, dlaczego. Wydaje się być przezroczysta, rozmyta i niewyraźna, jakby stała za cienką zasłoną. Znasz ten widok aż za dobrze, jeszcze niedawno właśnie tak widziałeś świat żywych, a widzący zmarłych mogli w ten sposób postrzegać ciebie. To był duch dziewczyny, głowę niższej od ciebie, obejmującej się ramionami, drżącej jakby z zimna – ale ty wiesz, że pozbawione ciała yūrei nie czują chłodu. Być może jest to wstrzymywany szloch?
____________________
Termin: 22.04, godz. 22:00
● Hayate
Seiwa-Genji Enma, Hasegawa Jirō, Sugiyama Nobuo, Munehira Aoi, Nagai Blotka Kōji and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Cisza, jaka panowała dookoła była niczym zbawienny balsam na jego uszy. Mógł skupić się na otoczeniu i próbie dojrzenia czegokolwiek, co nie pasowałoby do tutejszego wystroju.
Jedynie syf i kurz jaki im towarzyszył od czasu do czasu wywoływał na ustach ciemnowłosego niezadowolenie. Nic. Zupełnie nic nadzwyczajnego. Ot, zwykłe tunele idealne pod nocny urbex. Jasne, Enma nie spodziewał się, że yokai przywita ich po pokonaniu pierwszych paru metrów, aczkolwiek miał nadzieję na jakiś trop albo ślad. Cokolwiek.
Westchnął ciężko, gdy stanęli ponownie przed rozwidleniem. Najpierw poświecił w prawy korytarz, potem w lewy. Niczym się nie różniły, więc był to bardziej ślepy wybór, aniżeli coś, co mogło opierać się na przemyśleniu oraz logice.
- Lewy. - odezwał się po chwili, kierując w tą stronę swoje kroki. To, co zakładał w głowie było jedynie luźnym założeniem. Strzelał, że główne gniazdo yokai może znajdować się bardziej w stronę środka, aniżeli w prawym rozwidleniu. Aczkolwiek z drugiej strony każde rozwiązanie mogło okazać się prawdziwe, a jego myślenie błędne.
Zatrzymał się nim w pełni pozwolili pochłonąć się czerni tunelu.
- Mogłem zabrać jakiś rażący marker. Kami, masz jakiś bandaż? - zapytał, jednakże nie czekał na jej odpowiedź. Wysunął nóż zza paska spodni, po czym jego ostrze przyłożył do wnętrza lewej dłoni i pociągnął.
- Tsk. - skrzywił się, kiedy ciepła krew momentalnie pokryła bladą skórę i zaczęła uciekać pomiędzy palcami.
- Musimy zabezpieczyć sobie drogę powrotną. Albo ucieczki. - mruknął bardziej do siebie aniżeli do niej. Namazał wyraźną strzałkę w stronę wyjścia na ścianie lewego korytarza, po czym wytarł pozostałą krew z ostrza w ręka bluzy i schował broń na swoje pierwotne miejsce. Jeżeli Kamiko miała bandaż to odczekał, aż pomoże mu w zabandażowaniu rany, po czym trzymając latarkę w prawej dłoni ruszył dalej.
@Seiwa-Genji Kamiko
Poruszał się spokojnie i miarowo, przywykły do grobowej ciemności, ale też do wąskiego gardła przejścia. Przylgnięty bardziej ku ścianie, raz za razem zebrał na siebie pojedyncze pajęczyny, zaraz to strząsając obrzydzenie ruchem ramion. Krótkim dreszczem, który wspinał się przez grzbiet. — Brud, smród i ubóstwo... — wycedził przez zęby, palcami prawej dłoni przecierając twarz, starając się odnaleźć ni to zabłąkany kosmyk, ni to warstwę kurzu, czy wić pajęczyny. Wszystko było tak cholernie ujebane. Tak paskudnie nieprzyjemne. Wdech i szybki wydech, bo korpus zatrzymał się delikatnie na plecach Mari, nie popychając jej, a jedynie na krótki moment przylegając ku niej. Długie palce przesunęły się mimowolnie przez dziewczęce ramię, kiedy pochyliwszy nieznacznie twarz ku krzywiźnie małżowiny, Aoi wyszeptał dźwięcznie: — musisz mi wybaczyć... — i wcale nie chodziło mu o to naruszenie kruchej przestrzeni osobistej, która w tych warunkach była tak silnie wątpliwa, a o to, że już po sekundzie wysunął się przed nią, jak i przed Hotaru. Sunął do przodu, niewzruszony ciemnością, a jedynie nasłuchując dźwięków uciekających spod szurającą przez skórę ścianę. Inna faktura. Nowa. Złapana w intensywności umysłu i intrygująca, pobudzająca i ożywiająca neurony. Miękkość paliczków odnalazła klamkę, jej zardzewiały chłód, który docisnął w dół, sprawdzając, czy drzwi ustąpią. Dotyk nie trwał długo, bo w fali kolejnego obrzydzenia wycofał paliczki, ocierając jeden o drugi, strzepując całe świństwo nagromadzone na przedmiocie przez ostatnią zapewne dekadę, jak i nie dłużej. — Raju... — Rozniosło się w miękkiej ciszy, kiedy Munehira zaparł się nonszalancko ramieniem na tafli drzwi. — Czy byłabyś tak miła i spróbowała je... nie wiem... tak na przykład wywalić z zawiasów? — Pada pytanie, a razem za nim zawinięcie się ust w dzióbek. — Chyba, że ktoś z pozostałych posiada jakieś fantastyczne, mityczne zdolności jak nasza koleżanka Onryo i chciałby się nimi pochwalić... Albo może sama Onryo byłaby łaskawa pomóc. — Kpina dzierga się w wydechu, kiedy ciało odrywa się od wrót, a zawinięte palce w pięść, mocniejszym uderzeniem knykci, kilkukrotnie spotykają się z nimi, wystukując jakiś chaotyczny rytm. To też nie trwa długo, bo w echu uderzeń, Aoi przykłada ucho do gładkości drzwi, próbując wyłapać czy jakikolwiek szmer, dźwięk czy sapnięcie dotrze do niego zza przeszkody.
Kakita Mari ubóstwia ten post.
Warui Shin'ya, Ye Lian, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Bardzo szybko za to i bardzo blisko, poznała właściciela ciepłej tonacji, która mimo braku wcześniejszego widoku, drgała echem, przywołując słowa do świadomości. Oderwana bardzo skutecznie uwaga, kazała jej niemal intuicyjnie, objąć postać niemal tak drobną, jak jej własną, chociaż gest, był jednocześnie próbą pomocy chłopakowi, jak i własnej równowadze. Źrenice rozszerzyły się w zderzeniu z nagłą bliskością, ale zaczerwienione policzki, nie miały prawa podnieść się nawet o ton. Zamrugała tylko, strząsając kilka ostatnich kropel, uwieszonych rzęs jak małe kryształki.
Pokręciła głową, czując ciepło podobne, do tego, które dostrzegała u jasnowłosego, nie umiała odpowiedzieć właściwie. Pieklący się ból rozchodził się przez pierś z każdym pospiesznym uderzeniem, ale cierpienie wynikało przede wszystkim z faktu - kto powiedział jej to, co powiedział - Nie wiem, czy to tak działa - przełamała w końcu zduszony głos, nie chcąc zapętlić się w pęczniejącym w gardle żalu, tym bardziej teraz, w towarzystwie. I z początkiem zdania - którego chcąc, nie chcąc, finalnie i tak się właśnie podejmowała - Oni przynajmniej mają podstawy, żeby coś rzeczywiście zrobić - zerknęła na dwie, zwaliste sylwetki, tę należącą do brata i drugą, większą, wciąż duszną - Shiby. A skoro nieznajomy wspominał o obu - znaczyło, że też widział duchy. I było w tym - po raz jeden z pierwszych, coś naturalnego. Nie była sama - po prostu... nie chciałabym być dla was ciężarem - zakończyła ciszej, mniej pewnie, zapewne bardziej żałośnie.
- Oh... - wyprostowała się i samej dygnęła z szacunkiem przywitania - Ejiri Carei - przedstawiła się, ściszając jednak delikatny ton głosu, nie chcąc, by jej głos poniósł się za daleko. By ktoś więcej usłyszał o jej obecności. Skoro już została zatrzymana, uciekanie byłoby w jakiś sposób brzydką obelgą. Także, wobec jej własnej woli.
Przekroczenie progu ciemności, nie było czymś trudnym. Spotykała podobną w swoich snach. Witała i oczami szeroko otwartymi, budzona w środku nocy. Nie bała się ciemności. Bala się tego, co mogło się w niej czaić. I dlatego, palce łatwo odnalazły ramię Jiro, nie chcąc zgubić obecności. W drugiej, odpalona latarka w kolorze fioletu, ślizgała się przez ściany mijanego korytarza. Mimowolnie też, obejrzała się za siebie, chcąc upewnić się, kto powędrował ścieżką, którą kilka przecież osób podążało. Dwie postaci. Światło na moment więc przesunęło się w tył, bardzie w dół, nie chcąc oślepić potencjalnych wędrujących z nimi. Przynajmniej, nie z grona ludzi - Ktoś z nami jeszcze idzie - słowa skierowała do brata. Pamiętała przecież ogień rudych pasm i dziewczęcą dłoń, obijającą się o męskie udo. Wygięła a potem zagryzając kącik warg. Głupie myśli przychodziły niepotrzebnie. Skupiła się więc na tym co potrafiła - obserwacji. Artystyczna domena jej natury pozwalała na chwytanie szczegółów, które ograniczone zmysły liznąć mogły czasem tylko ulotnie. A nawet wzrok, powoli przyzwy6czajany do ciemności, zdawał się kreślić więcej i więcej tego, co chroniło się pod przykrywą ciemności i kurzu. Była czujna, na to co ją otaczało. I co byc może ich obserwowało.
| Udany rzut na percepcję.
@Hasegawa Jirō @Shiba Ookami @Nagai Blotka Kōji @Warui Shin'ya @Ye Lian
Warui Shin'ya, Ye Lian, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi and Nagai Blotka Kōji szaleją za tym postem.
Światło latarki często przerzucał ze ściany na ścianę, jakby w poszukiwaniu czegoś, najlepiej którejś z licznych odnóg systemu tuneli. Jak najszybsze odłączenie się od reszty uważał za priorytet – przecież doskonale wiedział, że wkrótce ktoś zacznie deptać mu po piętach, a do tego nie chciał doprowadzić. Od samego początku postawił na samotną wędrówkę, żeby niepotrzebnie nie narażać tych, którzy pojawili się przed podziemiami nieświadomi niebezpieczeństwa, które mogą napotkać.
Nie zatrzymał się nawet na chwilę, kiedy napotkał rozwidlenie. Bez większego namysłu skręcił w prawo. Nie znał dokładnie rozkładu tuneli, ale nie chciał też spędzić cennego czasu na rozmyślaniach o tym, w którą stronę się udać. Głównie dlatego, że jego zdaniem coś takiego nie miało sensu, bo i tak nie posiadał wiedzy, która pozwoliłaby mu na podjęcie najlepszej decyzji. Chciał po prostu iść przed siebie.
Ye Lian ubóstwia ten post.
Zdążył zapomnieć, że starczyło kilka rychlejszych ruchów, aby dołączyć do reszty grupy - jeszcze do niedawna z całą nieskazitelnością słyszał znajome głosy. Hasegawy. Ejiri. Tej dwójki zwłaszcza, choć wśród zgromadzonych wyłowił jeszcze jeden, dopasowany do czerwonego wykrzyknika migającego gdzieś na skraju percepcji. Gdyby nie skupiał się tak bardzo na irracjonalnym uczuciu osaczenia, być może dałby radę zarejestrować chwilę, gdy fioletowe światło latarki obróciło się nieco w jego własną stronę - jakby w formie zaproszenia albo przynajmniej przypomnienia, że są tuż obok. Czekają.
Ale nie dostrzegał tego, nagle zwalniając odrobinę, gdy w plamie jasności wychwycił coś, co przyćmiło wszystkie pozostałe bodźce otoczenia. W uszach buchnęło od nagłego szumu - równie dobrze mógł włożyć głowę pod ostry strumień wody. Reakcja na widok wpierw zmroziła krew w żyłach, a potem nagle ją zagotowała; do stopnia, od którego zamarł, wgapiony w jeden punkt.
Co to, do licha, było?
I tak zawężone powieki zmrużyły się jeszcze bardziej, gdy starał się, w całej swojej niespokojności, przypasować to, co widzi, do czegoś, co nie byłoby tak makabryczne jak wszystkie ewentualności, które hurtem napływały do głowy. Dla ponownego upewnienia się osunął światło o metr, rozgonił mrok z zakurzonych torów. Wszystkie informacje wskazywały na to, że od dawna...
(Nikt-)
Wrzask stłumiony tylko zbyt gwałtownym cofnięciem i uderzeniem plecami o wilgotną powierzchnię ściany odbił się od korytarza słabnąc z każdym metrem - do Ye Liana z pewnością dotarł jednak wszystkimi decybelami, ubarwionymi niespodziewanym, brutalnie agresywnym dotykiem na ręce.
Palce Shina machinalnie złapały za pierwszą lepszą rzecz w zasięgu, zakleszczając się na celu (smukłej dłoni Ye) z ułomnością wystraszonego trzylatka. Drżenie nadgarstka mężczyzny równie dobrze mogło zostać zrzucone na wdepnięcie mokrą stopą w kontakt, ale w obecnym położeniu ciężko mówić o prądzie.
Przekleństwo jakie prześliznęło się zaraz potem przez zęby również przeznaczył wyłącznie dla Ye Liana. Padło stonowanym, warkliwym szeptem, gdy w nerwowym odruchu przyciągnął się bliżej blondyna, zaglądając przez ciemność w opozycyjnie spokojne oblicze.
Ledwo go widział w tej egipskiej czerni, a jednak, o ile zwykle przeszkadzał mu brak wyławianych z obrazu detali, tym razem był zadowolony - bo z całą pewnością łatwo byłoby dostrzec, że sam pobladł o trzy karnacje.
- Nie strasz mnie - cedząc te słowa mocniej zwarł rękę na ręce blondyna, ale zaraz potem raptownie ją puścił; tak silnie, jakby poczuł zbyt przejmujący chłód, ale choć mogło to wyglądać na wynik wściekłości, prędko okazało się czymś innym. Latarkę nakierował na wnętrze uniesionej dłoni, dostrzegając na niej niewielką ilość krwi; krwi, której źródło odnalazł, przenosząc światło na jasne knykcie Ye. - Co ci się, kurwa, stało? Przez jeżyny się przedzierałeś, byle tylko doprowadzić mnie do zawału? Nie kłopocz się. Sceneria świetnie to robi za ciebie.
Ucichł nagle, spinając się na przypomnienie o wcześniej odnalezionym śladzie. Nasłuchiwał w niepasującym do siebie milczeniu, potrzebując chwili komicznie długiej, by wreszcie wskazać oświetleniem na ścianę, odkrywając miejsce, które wcześniej go zdekoncentrowało.
- Widzisz to? - konspiracyjny szept, jakiego użył, drżał w posadach mimo rzekomo pewnego głosu. - Tak zapewne prezentuje się teraz moja godność po tym, jak wrzasnąłem na pół podziemia.
Choć nie dało się tego dostrzec, wyczucie po tonie nie stanowiło problemów - Warui skrzywił się na świeże wspomnienie zbyt gwałtownej reakcji. Nie potrafił jednak przyznać się, że powietrze wypełniające tunele zaczęło być niewystarczające; że w płucach coś osiadło, jakiś trujący osad, który uniemożliwiał swobodne oddychanie. Dłoń, ta sama, którą przed chwilą w panice chwycił za towarzysza, oparła się teraz o jego bark - nieświadomie wcierając krew w beż eleganckiego płaszcza. Skoro już tu przyszedł, mógł się do czegoś przydać.
Ye Lian and Ejiri Carei szaleją za tym postem.