Pozbawione jakiegokolwiek oświetlenia, ciemne, wilgotne i pełne brudu. Ciągną się pod całym miastem, skręcając, rozwidlając i plącząc niczym setki węży. Niektóre z nich zawaliły się podczas trzęsienia ziemi, inne zalała częściowo woda, przez jeszcze inne przemykają stworzenia o wiele mniej przyjazne od zwykłych szczurów. Do tuneli nie zapuszcza się nikt o zdrowych zmysłach i czystym sumieniu - bywają miejscem nielegalnych wymian, a czasem kryjówką dla uciekających przed prawem. Od lat krążą plotki, że ci, którzy się tu zapuszczą, już nie wracają lub powracają, jednak nie tacy sami, jak wcześniej. Prawdą natomiast jest, że łatwo o zgubienie się w tych czeluściach.
2-5 - postać wpada do zastałej, zatęchłej wody. Teraz ma przemoczone buty i niezbyt przyjemnie pachnie.
6 - postać napotyka bardzo nieprzyjaźnie nastawione yōkai (lub grupę zbirów), które tylko czekało na ofiarę; interwencja MG.
Przemieszczała się powoli wzdłuż ściany oświetlając sobie drogę. Najważniejsze to nie dać się porwać nurtowi i wypatrywać ewentualnych mieszkańców podmetrowej rzeki, którzy okazaliby zainteresowanie turystką.
Mimo wszystko nieco się martwiła o brata. Niby spoko. Był do tego szykowany całe życie, a o duchach i demonach wiedział wiele. Co innego że Kashima nienawidziła i mordowała głównie mężczyzn, co szczerze mówiąc nie napawało ją optymizmem. Tak samo jak ścieżka którą się przemieszczała. Zakładała dwie rzeczy.
Albo wyjdzie gdzieś na zewnątrz i będzie musiała wybrać inny tunel starając się dogonić brata, albo znajdzie się w kryjówce wojowniczych kapp ninja. Z czego znając jej szczęście, druga opcja jest naprawdę prawdopodobna.
Pozostało więc jej nic innego jak przeć przed siebie i mieć nadzieję że nic jej brata ani znajomych w tunelach nie wpierdoli.
Kiryuu może i nie był wymarzonym towarzyszem do prowadzenia debaty, zwykle obcesowy i nie przebierający w wulgaryzmach, czy wyjątkowo niestosownych poglądach o które większość przynajmniej pobieżnie wychowanych ludzi mogłaby się obruszyć, choćby i dla zasady. Tymczasem ten obcy mężczyzna wydawał się nieporuszony faktem, że yurei niejako obraża jego kompanów, bądź podwładnych. Zbyt krótko ich obserwował, żeby móc nakreślić relacje łączące członków grupy, ale musiały być w najgorszym wypadku poprawne, patrząc na brak konfliktu pomiędzy nimi, mimo panujących warunków. Rozkładające się truchło, ciemności i brak sensownego wyjścia.
Ciężko powiedzieć, czy w obecnej sytuacji Touya zazdrościł im pozostałych zmysłów, zwłaszcza w kwestii węchu, który musiał teraz znosić mdlący smród padliny a może i gorsze wonie. W każdym razie, nieco imponującym było, że żaden ze śledczych póki co nie dołączył do tej mieszaniny jeszcze odoru wymiocin.
- Moim było. - Kiryuu wygiął wargi w namiastce uśmiechu. - Póki z widza, ewentualnego twórcy, nie stałem się jej uczestnikiem. Pewnie wiesz coś na ten temat. - Widmo uniosło brwi w prowokacyjnym geście, zupełnie zbędnym, nawet jeśli rozmówca nie miał szansy tego dostrzec. Jego też poniekąd cieszyła ta wymiana zdań. Zwłaszcza w kontekście co najmniej dwójki ludzi, nie zdających sobie sprawy, że w pomieszczeniu jest więcej nieboszczyków, tylko w mniej wybrakowanym stanie. I że Touya po cichu liczy, iż zasilą to szanowne grono, najlepiej w widowiskowy sposób.
Póki co się na to nie zapowiadało, chyba, że wykazaliby zerowy instynkt samozachowawczy, bezrefleksyjnie pakując się w otwór po włazie. Jeśli słuch go nie mylił, co prawda nie mieli pod sobą zwałów betonu, ale stałego gruntu też prawdopodobnie nie. Intensywne pluskanie brzmiało jak większe pokłady cieczy, czymkolwiek ona była, niżli smutną kałużę.
Na jakże obrazowe "zdechniemy" z ust mężczyzny, yurei zaniósł się pustym śmiechem, ani na moment nie opuszczając swojej dogodnej miejscówki przy meblu.
- Przekaż tym swoim szczurom, żeby się przesadnie nie pchały do kanału bo wtedy to już niewątpliwie zdechną. - Odezwał się dość głośno, z szyderą w głosie i tą specyficzną wesołością, typową dla mocno skrzywionych ludzi. Dopiero po chwili złośliwy chichot został zduszony w zarodku a widmo na moment spoważniało. - Coś tam żywo chlupocze. - Dodał jeszcze Touya w ramach wyjaśnień. Nie dbał o bezpieczeństwo innych, ale szkoda by było stracić przynęty w tak głupi sposób. Nawet jeśli nie tak dawno temu czułby pokusę któregoś pchnąć w kierunku wylotu, choćby i w ramach ponurego żartu.
Początkowo zbył pytanie, oszukując samego siebie, że wcale nie było skierowane do jego wymizerowanej powłoki. Z drugiej strony, potrzebował się zastanowić, przemyśleć ewentualną odpowiedź. Czas na granicy biegł zupełnie inaczej, czy też może raczej pełzał w konwulsjach, jak konające zwierzę. Według kalendarza byłoby to jakieś dwa lata, według odczuć yureia co najmniej z dekada lub dwie.
- Za długo. - Odparł wreszcie, prostując się z nad włazu i kierowany przyzwyczajeniem, jeszcze odruchem za życia, przeciągnął się leniwie, splatając ręce za głową. - Dwa lata w tej bezdennej dziurze. Robactwo w mojej trumnie zdążyło zbudować metropolię i wynaleźć koło. - Prychnął z irytacją, nadal niepogodzony z wegetacją po śmierci. Ta niemoc na każdym polu jątrzyła się w nim jak paskudna rana, zadana prosto w wybujałe ego. Ale nawet mimo upiornej bezczynności, która powoli kierowała go na tory szaleństwa, nie potrafił wyobrazić sobie podporządkowania się komukolwiek, czego wymagał ewentualny kontrakt. Nie wspominając, że sam stanowił raczej "kłopotliwy balast" niż "cenny nabytek".
Krótkie, oceniające spojrzenie skierowane na sylwetkę nastolatki i drugiego, nieco burkliwego śledczego wystarczyło by yurei wywrócił oczyma i westchnął z boleścią. Nim wróci kobieta-Taran, prawdopodobnie pozostanie im wpatrywanie się w znalezisko i snucie domysłów, czy będzie z niego jakikolwiek pożytek.
- Ale jak widać można stąd wyjść... choć przyzwyczajenia zostają. - Dodał jeszcze w kierunku niewidomego mężczyzny, okrążając zgromadzenie bezgłośnym krokiem. Nie lubił czekać, nawet jeśli na tym opierała się jego martwa egzystencja. Gdzieś w tych ciemnościach czaiło się coś, co lubiło się dobrze bawić, zostawiając im dosłownie ochłapy po swoich uciechach. Być może zabawiało się ponownie a oni właśnie tracili szansę na makabryczne widowisko...
@Munehira Aoi
Munehira Aoi ubóstwia ten post.
Kartki zajęły się ogniem, przykleiły do bardzo lepkich białych nici. Te drobniejsze spłonęły od razu, tak, jak zachowałaby się normalna pajęczyna, grubsze kłęby stawiały jednak opór trochę dłużej, trochę jak rozpałka do ogniska. Gęste sieci zaczynały jednak dzielić się ogniem – siatka cienkich na moment wyglądała, jakby przebiegła po nich iskra, kiedy płomień przeskoczył niszcząc je doszczętnie. Po paru sekundach sklepienie tunelu było rozświetlone, dając odrobinę więcej światła; wypalone szczątki opadały drobnym popiołem w dół, a ogień przeskakiwał dalej, podążając ścieżką pajęczych nitek.
Carei i Ye Lian zauważyć jeszcze mogli, jak gdzieś pomiędzy tym wszystkim pojawia się całkiem spore odnóże. Niektóre z mniejszych pajączków, które nie zdążyły umknąć przed zagrożeniem, również zginęły w pożodze, która w ich licznych, niewielkich ślepiach musiała być istnym końcem świata.
Nagle rozległ się wściekły syk, a przed wami z sufitu zstąpiła istna bestia. Wielki, tłusty pająk pokryty gęstymi, czarnymi włoskami. Wyglądał na dobre dwa metry wzrostu, zapewne z hakiem. Grube odnóża zaskakująco twardymi końcówkami stukały o beton, ciemne, paciorkowate oczy z nienawiścią wpatrywały się w całą grupę stworzeń, które wdzierały mu się do leża. Oceniał, szukał słabego ogniwa, wybierał swoją nową ofiarę. Poruszył powoli swoimi żuwaczkami, sycząc agresywnie i nagle rzucił się w kierunku Blotki z zaskakującą prędkością, przebierając nogami po pionowej ścianie, żeby tylko wyminąć osoby z przodu i dobrać się do wypatrzonej zdobyczy.
____________________
Nagai Blotka Kōji, Warui Shin'ya – z racji lepszego oświetlenia wywołanego płonącymi sieciami, chwilowo pokonujecie lęk przed ciemnością na dłużej. (1/3)
Nagai Blotka Kōji – wykonaj rzut na zręczność, aby spróbować uniknąć ugryzienia pająka. W przypadku niepowodzenia rzuć na wytrzymałość.
Wszyscy – zasięg komórek jest słaby; połączenia mogą się zrywać, a SMSy docierać z opóźnieniem. Po udanym rzucie na ataki (siła fizyczna, walka wręcz, dowolna broń) wykonajcie jeszcze rzut k6. Za każdy poziom użytej umiejętności możecie dodać 1 (brak – 0, podstawowy - +1, średniozaawansowany - +2, zaawansowany - +3, mistrz/autorytet - +4).
Prosiłabym też, żebyście pisali teraz po jednym poście na kolejkę. Jeśli chcecie więcej – dajcie mi najpierw znać.
Mapka. Nie umiem w nie, generator średnio współpracował ;-;
Wyciągnięcie siostry z dziury w ziemi byłoby możliwe, ale bardzo ryzykowne i wymagałoby porządnego nagimnastykowania się. Istniało realne zagrożenie wpadnięcia do środka razem z nią, a choć zbiornik nie był wybitnie głęboki, nadal pozostawał zbiornikiem, w którym woda sięgała o wiele wyżej niż tylko do kostek. Wskakiwanie do niego bez choćby minimalnych zdolności pływania i z lękiem mogącym sparaliżować mięśnie byłoby wyjątkowo nierozważnym posunięciem. Pozostało więc poinstruować Kamiko, co ma robić i liczyć, że odnajdzie bezpieczne wyjście.
Im bardziej oddalałeś się od wyrwy, tym stabilniejszy znów stawał się grunt, wilgoć gdzieś niknęła. Można by rzec, że wędrówka znów zaczęła robić się przyjemna, na tyle, na ile można tak określić podążanie przez stary, brudny tunel pogrążony w ciemności rozświetlanej jedynie latarką. Coś jednak zaczęło dziwnie stukać gdzieś przed tobą. Tek. Tek.
Błyśnięcie w odległym krańcu korytarza, gdzieś na samej krawędzi latarki, która na nowo zaczęła migotać, wyłączając się na ułamki sekund. Coś poruszyło się w mroku, coś ciemnego, położonego blisko podłoża. W chwili, w której gwałtownie poderwało głowę, patrząc w twoją stronę i szybko zaczynając czołgać się na samych rękach w twoją stronę, źródło światła zniknęło całkowicie.
Teketeketeketeke.
Latarka zapaliła się słabo, mniej niż pół metra przed tobą znajdowały się długie, ostre jakby zrobione z metalu szpony i blada twarz wykrzywiona szaleńczym grymasem, okolona czarnymi, rozwianymi od wyskoku włosami. Tylko szybka reakcja mogła ochronić młodego Seiwę przed spotkaniem z pazurami zdolnymi przecinać ludzi w pół.
____________________
Wykonaj rzut na zręczność, żeby spróbować uniknąć ataku.
Woda sięgała ci do szyi, miejscami trzeba było odchylić głowę, żeby falując nie trafiła do twojego nosa, co mogło doprowadzić do zakrztuszenia się. Łatwiej było płynąć niż iść, prąd próbował pochwycić cię, przewrócić w każdej chwili. Stawianie mu oporu i jednoczesne podążanie z nim było trudnym zadaniem, choć ściana dawała minimum oparcia oraz poczucie jakiejś stabilności. Miejscami była rozmokła, ale trzymała się jakoś i nie wyglądała, jakby miała za moment dokonać zawalenia.
Koryto podziemnej rzeki było stosunkowo proste, raczej jak wydrążone siłą ludzkich rąk oraz narzędzi, a nie dziką naturą wodnego cieku. Można było założyć, że tunel był tu wcześniej niż woda, która musiała napłynąć skądś później. Ta z kolei była w miarę czysta, ale miała słonawy posmak, jakby pochodziła z oceanu, ale trochę przefiltrowała się przez warstwy gleby nim ostatecznie wylądowała tutaj.
Wkoło były jedynie dźwięki chlupiącej, otaczającej młodą Seiwę cieczy. Jej chłód wgryzał się powoli w ciało, ale nie był lodowaty jak górski potok. Przemoczone ubrania zaczynały ciążyć, ale przynajmniej latarka wciąż działała, pozwalając na przemierzanie tego tajemniczego korytarza. Brakowało śladów obecności jakichkolwiek yōkai czy innych istot oraz zwierząt. Nic paskudnego nie ocierało się o nogi, które z łatwością dało się dostrzec dotykające dna, gdyby skierować na nie wiązkę światła. Gdzieś z przodu dobiegał jednak głośniejszy szum.
____________________
Wykonaj rzut na zręczność lub pływanie, żeby spróbować zachować równowagę.
Telefon przetrwał zamoczenie, powoli wzmacnia się też zasięg sieci.
Sneaky jak snek, pan ciemności, cień w mroku. Jesteś jak Batman czyhający na przeciwnika stojąc na krawędzi gzymsu, czekający na dobry moment, żeby zeskoczyć i przetrącić mu kręgosłup (bo w końcu mordowanie jest złe, ale zmienienie kogoś w warzywo do końca jego życia już nie). Tylko ten żwir pod butem coś za bardzo zachrzęścił, oddech nieco zbyt nieregularny i głośny mógł zdradzać pozycję, telefon wydał nagle z siebie dźwięk, gdy przyszło jakieś losowe powiadomienie [czy był to dźwięk samego powiadomienia czy wibracji z powodu wyciszenia – pozostawiam tobie].
Po sekundach ciągnących się jak wieczność docierasz do miejsca, z którego możesz zobaczyć już odrobinę lokacji przed sobą. Wyglądało to jak kolejna opuszczona stacja, pod ścianą palił się jakiś prowizoryczny koksownik z beczki i to przez blask ciepłego, choć nie tak dużego ognia na ścianie wcześniej tańczyły ogniki oraz cienie.
– Ktoś tam jest? – odezwał się mężczyzna stojący kilka metrów od źródła światła, odwracając w kierunku tunelu. Zaczął przetrząsać kieszenie w poszukiwaniu czegoś, prawdopodobnie latarki. A może broni? – Słyszałem cię. Wyłaź – warknął, ale wzrokiem wodził po twoim otoczeniu. Jeszcze chyba nie do końca cię dostrzegał, ale był wyraźnie w stanie zaalarmowania. Poza nim nie było jednak na stacji nikogo innego, albo przynajmniej tak to wyglądało.
____________________
Możesz wykonać rzut na cichość, żeby spróbować jeszcze umknąć przed wzrokiem mężczyzny. Niepowodzenie ostatecznie zwróci na ciebie jego uwagę. Możesz też zrezygnować z rzutu i od razu skonfrontować się z nim, ale istnieje szansa, że zawoła kolegów.
Zakrycie kocem martwej dziewczyny zredukowało odrobinę wydzielanie się zgniłej woni rozkładu, choć wokół było jej już tak dużo, że tylko porządne wietrzenie i szorowanie – najlepiej wybielaczem oraz silnymi środkami chemicznymi – byłoby w stanie wywabić z powierzchni nieszczęsny, morderczy smród.
Żeby dostać się do włazu, najpierw trzeba było podnieść przewróconą półkę i odgarnąć rzeczy, które z niej pospadały. Nie było to zadanie ponad czyjekolwiek siły, mebel był lekki, z jakiegoś rodzaju sklejki i wiórowych płyt wzmocnionych tylko aluminiowym stelażem. Z założenia miał nie być wybitnie obciążany i przez to mógł wytrwać postawienie na nim czyszczących środków w składziku. Kiedy droga została oczyszczona, można było otworzyć przejście. Ono też nie stawiało oporu. Zawiasy co prawda nieco zaskrzypiały, ale nie były pokryte rdzą, z lekką pomocą również ciężar nie powstrzymywał drobnej Kakity przed uniesieniem go.
Poniżej w dół prowadziła drabinka. W świetle latarki zabłyszczała woda jakiegoś podziemnego zbiornika – zapachniało wilgocią, choć ta ledwo była w stanie przedrzeć się przez woń trupa. Szumiący odgłos i plusk nasiliły się, jakby gdzieś tam przelewała się ciecz spadając z niewielkiej wysokości. Obok dało się jeszcze zauważyć kawałek czegoś wyglądającego na chodnik.
Nieopodal włazu, przy górze koców, Kakita dostrzec mogła jeszcze leżący, niepozorny notesik. Wystawał częściowo spod koca, który znów przykrył poległą w podziemiach nastolatkę. Jego okładka była nieco podniszczona.
Dziewczyna spróbowała się lekko uśmiechnąć, ale jej przerażenie i smutek przeobraziły minę w nieco dziwny grymas. Pociągnęła jeszcze nosem, próbując się uspokoić, ale sam fakt przebywania w okolicy technicznej stacji, nawet nie we wnętrzu tunelu, niepokoił ją. Stojąc przy wejściu, oglądała się co jakiś czas w stronę, w którą podążył cały tłum wiele minut wcześniej. Zauważyła niektórych, ale nie sądziła, że ktokolwiek mógłby ją zobaczyć. Może, gdyby wiedziała wcześniej, ostrzegłaby ich.
Opuściła głowę, zerkając w kierunku ręki. Drugą, zdrową, przesunęła po krawędzi głębokiej rany, która nieomal zakończyła się odrąbaniem kończyny. Z bliska możesz dostrzec, że cięcie wykonane było równo, brzegi nie były poszarpane. Jeden cios wykonany czymś bardzo ostrym.
– Ja… Boję się, że zapomnę, gdzie moje ciało. Jeśli stąd odejdę, może już go nie znajdę. A chcę, żeby było znalezione. Obok niego leży mój notatnik, ostrzeżenie. Wszystko, czego chcę, to zaznać spokoju.
Typowy problem yūrei, które nie chciało „stoczyć się” do formy, która traciła rozum. Jak długo mogła tu już tkwić? Jeśli były to lata, proces zapominania mógł już ją obejmować. Ile wspomnień już straciła?
– Ona to zrobiła. – Wskazała na rękę. – Chie, moja przyjaciółka. Stała się teke-teke. Chciałam pomóc jej dostać się do zaświatów, ale zaatakowała. Zdążyłam tylko założyć pieczęć i ukryć się, w nadziei, że zadziała, a ja jakoś wydostanę się jeszcze żywa na powierzchnię, wrócę ze wsparciem… – Próbowała znów się nie rozpłakać. Nie dała rady, zginęła i stała się następną ofiarą potwora z tuneli, który teraz znów
– Pójdziesz ze mną do ciała? Chciałabym, żeby rodzice wiedzieli, gdzie jestem. Chciałabym, żeby mnie pochowano. To niedaleko i tam było bezpiecznie.
____________________
Termin: 16.05, godz.
● Hayate
Edit: dodałam mapkę pierwszej grupie, bo poprosili.
Edit 2: i na prośbę zmieniłam godzinę terminu.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Przynajmniej Ejiri tu nie ma i jest bezpieczna pomyślał, idąc głębiej w tunel, czując, jak podłoże zaczyna twardnieć. Dobrze, bo odzyskał chociaż swobodę w poruszaniu się i ruchach ciała.
I przynajmniej Warui też tu się nie pchał, a to oznaczało, że Enma miał dwa powody mniej do zamartwiania.
Raptownie przystanął, kiedy światło latarki zaczęło migać. Nie musiał zastanawiać się dwa razy co było źródłem dziwnego zachowania przedmiotu. Wolna dłoń instynktownie powędrowała do rękojeści katany zawieszonej u jego lewego boku.
Później wszystko wyglądało tak, jak na jakimś tanim horrorze kategorii B. Wpierw usłyszał charakterystyczny dźwięk yokai, a potem... a potem dostrzegł ją w pełnej okazałości.
Problem był jednak taki, że było to zdecydowanie za późno. Nim zdołał uchylić wargi czy poruszyć się o jakikolwiek milimetr - bestia skoczyła w jego stronę znajdując się przed jego twarzą dosłownie w kilka milisekund. Chyba tylko dzięki szczęściu udało mu się dosłownie w ostatniej chwili odskoczyć, choć czuł jak jeden z pazurów zahacza o miękkość jego policzka, pozostawiając po sobie płytką ranę.
Przywalił plecami do ściany, wyszarpując katanę i wyciągając ją przed siebie, nie spuszczając wzroku z yokai.
Opisy mówią prawdę - szybka jest, jebana.
- Oi, oi. Nie rzucaj się tak na mnie, bo jeszcze pomyślę, że się zakochałaś. - zagadnął do niej, przesuwając ciało lekko w bok, gotowy do kontrataku jak się ponownie na niego rzuci.
Miała aktualnie fizyczną powłokę, a to, chcąc czy też nie, działało na korzyść Enmy.
Rana na lewej dłoni - opatrzona.
Płytka rana cięta na prawym policzku
Do tego pobrudzony błotkiem :c
Rzut na zręczność - 96-20=76 czyli sukces
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
- Niech będzie - zaczął tylko, aby przyjrzeć się swojemu wyposażeniu. Na teraz wolał raczej o tym nie myśleć, ale w aktualnej sytuacji zostawiłby najpewniej własne odciski na zwłokach nastolatki, czy być może studentki. Nie uśmiechało mu się to w tym momencie, ale pozostawała też jeszcze jedna kwestia. - Wynieść je tutaj, czy dostarczyć pod jakiś adres? - dodałby po chwili zastanowienia, jakby rozumiejąc to w ten sposób, że dziewczyna chciałaby opuścić tunele w materialnym ujęciu. Do tego też dochodziła tutaj forma pewnego zagrożenia. Onryo raczej niekoniecznie byłoby nader chętne do kooperacji. Mogłaby mu też przeszkodzić, chcąc zachować dla siebie swoje ofiary, czy zdobycze.
- Wiesz dlaczego 'Chie' skończyła w ten sposób? Może da się jej pomóc, albo chociaż odwrócić jej uwagę - dopytałby się jeszcze po chwili, zanim to skierowaliby się w stronę wskazaną przez duchową dziewczynę. Przynajmniej mieliby o czym porozmawiać, kiedy szli by w to miejsce. A gdyby zrobiło się ciemno? Miał latarkę. I telefon. Raczej da radę z jakąś względnie naturalną ciemnością.
Seiwa-Genji Enma and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
"Pewnie wiesz coś na ten temat"; opada prawie fizycznie pod splot słoneczny. Wie zbyt dobrze i o zbyt wielu rzeczach. Zbyt wiele emocji, zbyt wiele decyzji, które wcale nie należały do niego. Zbyt wiele odruchów, które stały się "jego" dopiero po przekroczeniu magicznej granicy życia po śmierci. Krótka perlistość śmiechu muska struny głosowe, nim odezwie się ponownie w smukłości pomruku mruczącego przez struny głosowe: — Można uznać, że jestem koneserem paskudnych początków i tragicznych końców.
— Wiesz... Moje, ale nie moje... — odzywa się w łagodności perlistego śmiechu, kiedy dłoń w zblazowanym ruchu nadgarstka obraca się w powietrzu, lawirując białą laską w zatęchłym eterze, pobłyskując karatem złota osadzonym na smukłych paliczkach. Brakuje mu tutaj tego poczucia kontroli, którą zawsze posiadał. Teraz jedyny wpływ, jaki mógł wywierać na reszcie, to ten, który dawała mu jego moc... Moc. Usta wykrzywia się w spazmie szarlataństwa, kiedy pobladła, pastelowa tęczówka pulsuje w elektrycznym impulsie. Przez myśl przeciska się krótki "poczekaj", kiedy wężowe, wysmukłe ciało kieruje się w wyczuciu ku korpusowi Kakity, przyjacielsko, ojcowsko wręcz, prowadząc dłoń przez jej grzbiet, osadzając paliczki na jej karku, chłodnymi palcami okalając drobny kark. Przez cały ten czas karmi się słowami nieznajomego yurei, wchłaniając cięte zgłoski, napędzając się nimi do momentu, w którym zamglona źrenica tonie w obłoku bielma, niczym główka szpilki między kłębami pary.
" Za długo."
" Dwa lata w tej bezdennej dziurze. Robactwo w mojej trumnie zdążyło zbudować metropolię i wynaleźć koło. "
"Ale jak widać można stąd wyjść... choć przyzwyczajenia zostają."
— Tracisz wiele bez kontraktu... — łagodność głosu snuje się w eterze, przeciskając się przez rozkład zwłok, kiedy zaróżowione wargi Munehiry rozciągają się w subtelnym uśmiechu. — Patrz.
Wystarczy urywek sekundy, kiedy pastelowe spojrzenie zmienia się w praktycznie białą taflę, mleczny nalot nachodzi na czerń tęczówki, pożerając ją całkowicie. *Znad kosmyków popielatych włosów zaczyna unosić się bladoróżowa smuga, która brnie w powonieniu lawendy oraz kojącego bzu ku nozdrzom Kakity, ścieląc się wysmukłą smugą, zmieniającą swoją barwę w ton fioletowawy, który niknie w ciemnościach pomieszczenia. Rozdzielana barwa przez ostre światło latarek, nie zmienia swojego konstruktu, nadal utrzymując żywy pobłysk nieba, stykającego się z ginącym w nim słońcu. Aoi sięga do głębi swoich emocji, osadzając się w nich w drastycznym szarpnięciu egzystencji, jednocząc się z poczuciem niepewności i zagrożenia, pozwalając tej subtelnej w tragizmie emocji wybrzmieć na linii przenoszonych bodźców ku drugiemu ciału, kiedy przez grzbiet zaczyna wspinać się nostalgiczne podniecenie. Od tego tutaj jest. Po to tutaj przybył. Aby korzystać. Aby czerpać z żywych, jakby Ci, byli jedynie jego pożywieniem. Pokarmem. Kawałem mięsa, nad którym może się stołować. Tonąc między własnymi emocjami, Munehira wyciąga tę najważniejszą; pewność siebie, która zmusza do ruchu w przód. Poczucie, że może wszystko, komfort w działaniu, tą zaślepiającą pewność siebie, która i teraz wnika w splot włókien tęczówek Kakity.
— Jeżeli już tak ładnie poradziłaś sobie z włazem, może to czas, żeby tam zejść, hmmm? — Srebrzysty, barytonowy ton, który mężczyzna obniża zmysłowo o oktawę, zapada w przestrzeni, gdy linie papilarne odrywają się od faktury dziewczęcej skóry, prostując się ponownie, pozwalając smudze woni nadal trwać między nim a Mari w zespoleniu, napełniając ją narastającym poczuciem mdłości i chęci ucieczki w kanał przed smrodem rozkładu drgającym w niewielkim pomieszczeniu, w którym się znajdują. Bezmyślnie. Na złamanie karku. Nie ważne, co znajduje się w pluskających odmętach przepaści pod nimi.
* UŻYCIE MOCY YUREI
Działanie mocy: 1/3 posty
Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Touya Kiryuu and Kakita Mari szaleją za tym postem.
Jakkolwiek plan mógłby być skuteczny, tak grzebanie w torbie, gdy w twoją stronę rzuca się olbrzymi yōkai niespecjalnie jest skazane na sukces. W ślepej panice Nagai próbował uskoczyć do tyłu, jednak był to odruch skazany na porażkę, o czym wiedział jeszcze zanim sięgnął go aparat jadowy istoty.
— Jest jadowity, oczy, podbrzusze, zgięcia — W nieco naciąganej wersji można było to nazwać zduszonym krzykiem, ale powinno być to na tyle wyraźne, by reszta go usłyszała... a na więcej tłumaczeń i tak nie miał czasu.
Nie bardzo miał się jak obrócić, nie chciał też wpaść na Ye Liana, czy Waruia, a jego uskok w tył był zdecydowanie za wolny... mógł mieć tylko nadzieję, że nie zostanie z miejsca staranowany, ale dość szybko przestał się tym martwić. Jak tylko jego skóra została przebita, to piekąco-rwący ból wypełnił całe jego ciało w ułamku sekundy, od stóp po głowę, nienaturalnie usztywniając mięśnie, uniemożliwiając mu wydanie odgłosu, ponieważ szczęka również zacisnęła się niczym imadło. Lecąc bezwładnie do tyłu przyrżnął jeszcze dodatkowo głową o posadzkę, a ostatnie co widział to szorstkie pajęcze włoski i był dziwnie, całkowicie poza aktualną rzeczywistością przekonany, że nigdy nie sprawi sobie tarantuli jako pupila.
Jego oczy uciekły do góry, odsłaniając na moment białka, zanim powieki zatrzepotały nerwowo. Oddychał, jednak jeśli ktoś nie wierzył w jego pajęczą ekspertyzę odnośnie jadowitości, to teraz mógł mieć pewność, że ani nie kłamał, ani się nie mylił. Sztywne mięśnie stanowiły dowód sparaliżowanych tkanek, natomiast jak na razie żył. A przynajmniej jeszcze. Z kolei jego torba upadła na ziemię, rozsypując w nieładzie swoją zawartość; tabletki, wodę, bandaże, a także nieszczęsny woreczek.
@Warui Shin'ya @Hasegawa Jirō @Ye Lian @Ejiri Carei @Shiba Ookami
Rzut na zręczność: Automatyczna porażka
Rzut na wytrzymałość: Automatyczna porażka = - 48
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hasegawa Jirō and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Najłatwiej było zrzucić winę na obuwie – nawet jeśli to nie masywna podeszwa buta była powodem hałasu odbijającego się od ścian. Część powierzchni była pokryta czymś sypkim, czymś co z łatwością wydawało z siebie dźwięk, za każdym razem, gdy tylko decydował się przesunąć stopę. Na chwilę zastygł w bezruchu, unosząc delikatnie nogę do góry, by przenieść ją w bezpieczne miejsce, ale gdy ta skonfrontowała się podłożem, to wiedział, że kolejny chrzęst brutalnie przetnie ciszę, zdradzając jego lokalizację. Możliwe, że jeszcze wtedy zdecydowałby się na rychłą ucieczkę, ale częściowo wygłuszone pyknięcie powiadomienia prawdopodobnie utwierdziły nieznajomego w przekonaniu, że w pobliżu ktoś jest.
Za późno.
Wyłonił się powoli, trzymając otwarte dłonie przed sobą, żeby pokazać, że nie dzierży żadnej broni. Nie wiedział z kim ma do czynienia, ale wolał zacząć najspokojniej jak potrafił – przecież wyuczony spokój i trzymanie nerwów na wodzy były najlepszym co mógł teraz zrobić. W pogotowiu wciąż miał dwa sztylety uwiązane z tyłu, które osłaniał płaszcz. Ale był dobrych myśli, przecież od początku zakładał, że można się dogadać.
— Tylko tędy przechodzę, chciałem zniknąć w jednym z najbliższych rozwidleń, ale tunel wciąż ciągnął się prosto — pokusił się na najprostsze wyjaśnienie jakie przychodziło mu do głowy. Nie musiał wiedzieć, że chciał podsłuchać kawałek rozmowy, żeby zaczerpnąć nowych informacji.
Zatrzymał się po kilku krokach, żeby nie przekraczać wyznaczonej przez samego siebie granicy – linii, która wciąż pozwoliłaby mu wrócić do ciemnego tunelu.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ye Lian and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Czekając aż reszta towarzyszy zauważy jej wyczyn, rozejrzała się jeszcze ostatni raz po pomieszczeniu, które pewnie od dzisiaj będzie jej się śniło po nocach. Jej wzrok automatycznie powrócił do miejsca, gdzie nadal leżało ciało nastolatki. Coś, czego wcześniej nie zauważyła, wystawało spod koca, który zakrywał jej skórę. Może pojawił się, gdy ruszała koce, by przykryć jej twarz?
Wróciła na chwilę więc z powrotem do martwej dziewczyny, by wziąć w dłonie leżący na ziemi notesik.
- Dziękuję - powiedziała do niej, patrząc się w podniszczoną okładkę. Może jest tam jej imię? Ah, za dużo gada z umarłymi.
Przewertowała zapisane kartki, ostatecznie chowając notatnik chwilowo do plecaka. Oczy jej tak łzawią, że i tak się nie da rady rozczytać.
Ponownie kucnęła nad włazem, latarką próbując dostrzec coś w ciemności. Woda? No tak, można było się tego spodziewać. Przez moment zastanawiała się, czy coś może w niej pływać i jak głęboki ten zbiornik może być, ale zaraz zauważa raczej wąski chodnik. No, dobrze. Już się bała, że czeka ich pływanie.
Otworzyła usta, by coś powiedzieć, może o coś zapytać, pewnie głupiego, jednak milknie gdy na jej karku osiadają chłodne palce, powodujące dreszcze na kręgosłupie. Delikatność dotyku była jednak dziwnie uspokajająca. Była stęskniona za tym uczuciem. Może dlatego przez moment pozostaje w bezruchu, ignorując jakim bezpodstawnym zaufaniem obdarza nieznajomego. Jak bardzo w tej chwili wzbudza w niej pozorne bezpieczeństwo tym łagodnym gestem, tak równie dobrze mógłby jej ten kark złamać.
Zanim zdążyła zastanowić się, do kogo kierowane są jego następne słowa, tak ponownie zamiera, gdy łapie wrażenie, że już do cna oszalała. Szaleństwo w jej przypadku ma zapach lawendy i bzu. Przytłoczona krótką myślą, czy doznaje snu na jawie, nabiera głęboko powietrza, co oczywiście tylko pogarsza sprawę.
Jak wcześniejsze wypowiedziane słowa zniknęły jej jakby za mgłą, tak teraz każde słowo słyszała tak wyraźnie, jakby było mówione jej prosto do ucha.
Może to czas, żeby tam zejść.
W innej sytuacji pewnie rzuciłaby jakimś komentarzem, w którym wypomniałaby im, że tak łatwo jako dorośli faceci wysyłają nastolatkę jako pierwszą w nowe niebezpieczeństwo, ale tym razem nie przeszło jej to na myśl. Nie zastanawiało jej to.
Patrzy ostatni raz po twarzach towarzyszy, zatrzymując wzrok na dłużej na mężczyźnie o popielatych włosach, które zwracają na siebie uwagę w ciemności. Z każdą sekundą czuła się coraz gorzej. Pomieszczenie stawało się dla niej coraz bardziej ciemne, ściany za bliskie, a odór zbyt intensywny. Jakby zwłoki dziewczyny przyspieszyły w rozkładzie. Nie ma sensu czekać. Jak chcą, to pójdzie pierwsza. Czuła spokój na tę myśl. Może nawet piętrzące się zniecierpliwienie. Za długo. Już wolała kanały, niż zostać w tym miejscu chwilę dłużej. Wszystko będzie lepiej. Musi stąd wyjść.
Musi stąd wyjść.
Praktycznie zsunęła się po drabince, pod koniec zgrabnie z niej zeskakując, szybko znajdując się na wąskim gruncie. Atak mdłości spowodował, że jej lekkie śniadanie wylądowało w kanale. Taka strata. Dobrze, że ma batoniki w plecaku. Poczuła się trochę lepiej. Szybka zmiana otoczenia faktycznie coś dała. Ale musi iść dalej. Za długo stoją w miejscu.
- Ah, cholera - syknęła, wycierając usta. Powinna była wziąć ze sobą wodę. Spojrzała w górę - Ostrożnie po drabince. Chodnik jest wąski - powiedziała, po czym odsunęła się od drabinki i stanęła przy ścianie. Reszta rozsądku burzy jej pomysł o oparciu się o nią.
- Znalazłam notatnik. Obok dziewczyny - dodaje w eter, gdy uświadamia sobie, że oczy już jej nie szczypią. Wyciąga z plecaka notesik i pomagając sobie latarką, zaczyna odczytywać zapisane w nim strony.
@Munehira Aoi @Sasaki Hotaru @Touya Kiryuu @Yōzei-Genji Madhuvathi
Seiwa-Genji Enma, Munehira Aoi, Ejiri Carei and Touya Kiryuu szaleją za tym postem.
Szkoda jednak że się nie wyrobił ze swoją prędkością i pająk dobrał się do Blotki, zanim Shiba zdołał przypuścić celny atak. Zwłaszcza że odpalił swoją chikarę przez co nie tylko był większy, ale i miał swoje wilcze akcesoria. Uszka i ogonek. No i więcej owłosienia, ale to raczej nie jest coś, na co zwraca się większą uwagę. Atak mu nie wyszedł. Missnął jak Aoi umiejętność widzenia. A Blotka przez to oberwał i leżał na ziemi. Na szczęście jeszcze żywy. Dlatego w sumie Shiba zrobił chyba jedyną rzecz w kierunku pomocy mu, jaką w ogóle był w stanie. Postanowił nałożyć na niego swoją złotą aurę z nadzieją że ta zneutralizuje trochę działania pajęczaka.
#a2006d
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Nagai Blotka Kōji and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
Munehira Aoi gardzi postem aż przykro.